Wojna ITI z kibicami Legii trwa w najlepsze

Obrazek użytkownika lesiu
Blog


Wojna ITI z kibicami Legii trwa w najlepsze

Nie milkną echa rzekomej zadymy jaką mieli wywołać kibice Legii Warszaw przed derbowym meczem z Polonią ( a właściwie Groclinem Dyskobolią ). TVN szumnie donosi, że policja zatrzymała około 740 chuliganów, którzy toczyli regularną bitwę z policją. W świat popłynął więc komunikat, że kibice Legii protestujący przeciw polityce prowadzonej przez pana Waltera i jego świtę to zwykli bandyci i dlatego należy nałożyć na nich zakaz stadionowy i przykładnie ukarać. Oczywiście według walterowskich mediów winę za rzekoma zadymę ponoszą bandyci mieniący się kibicami warszawskiego klubu, ale czy prawda jest taka jak próbuje to przedstawić TVN ? Niestety nie. Zanim zaczniemy wierzyć medialnym przekazom proponuję troszkę się wysilić i pomyśleć. Po pierwsze należy zastanowić się czy w wyniku regularnej bitwy z udziałem 740 rzekomo okropnie agresywnych bandytów powstały ogromne zniszczenia ? Logicznie myśląc wydawałoby się, że jak najbardziej tak, a tu czeka nas niespodzianka.... Skala zniszczeń rzeczywiście rzuca na kolana, ale niestety ze śmiechu : zniszczony został samochód, po którym przebiegli uciekający w panice kibice. Skalę zniszczeń można zobaczyć na filmiku zamieszczonym na tym stronie http://www.weszlo.com/news/1019 - szokujące prawda ?

Kolejna sprawa to sama akcja rzekomego stłumienia zadymy. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować Wojciecha Kowalczyka, byłego piłkarza Legii, który niedawno podjął się mediacji pomiędzy władzami klubu a piłkarzami, ale w wyniku niedzielnej „zadymy” postanowił się z niej wycofać : „Nie wierzę w bajki, że stu policjantów zatrzymało 760 agresywnych chuliganów – gdyby tam było 760 agresywnych chuliganów, to by policja spieprzała gdzie pieprz rośnie. Na pewno znalazły się osoby, które zawiniły i które należało wyłapać, ale zastosowano odpowiedzialność zbiorową (...) Może przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, gdybym wierzyć, że wszyscy zatrzymani byli chuliganami. Ale w to nie uwierzę nigdy. 760 chuliganów spowodowałoby chyba większe szkody niż dwa uszkodzone samochody i 0 (słownie: zero) rannych? Tymczasem ci „chuligani” stali sobie przez sześć godzin otoczeni przez policjantów”.

Nikt rozsądny nie uwierzy w bajki, że wszyscy zatrzymani byli chuliganami i zostali zatrzymani za udział w zadymie. To jest niedorzeczne. Skala zniszczeń i brak rannych zwłaszcza wśród policjantów, którzy przecież zostali napadnięci, obrzuceni kamieniami, petardami, racami i z którymi kibice mieli prowadzić ostrą walke daje wiele do myślenia. Ranni byli tylko po stronie kibiców, których potraktowano dość drastycznie gazem łzawiącym. Owszem nie podważam tego, że jakaś grupka mogła zachowywać się niewłaściwie, ale zadaniem policji było zatrzymanie tej grupki, a nie wszystkich kibiców jak leci. Jednak chyba łatwiej zatrzymać zwykłych kibiców, którzy nie biorą udziału w żadnych zadymach niż prawdziwych chuliganów, których mogło być kilkudziesięciu w całym tym tłumie.

Powstaje więc kolejne pytanie : po co więc nagłaśnianie i robienie z tego zdarzenia skandalu na skalę krajową ? Odpowiedź jest dość prosta. Znowu zacytuję Kowalczyka : „dochodzi do mnie zbyt wiele sygnałów na temat tego, kto zainspirował wczorajsze wydarzenia i komu zależy na tym, aby było o nich jak najgłośniej i by przedstawiono je w odpowiednim świetle. Wiem już, że wszyscy zatrzymani dostają dwuletnie zakazy stadionowe. Widzę więc, iż klub tylko czekał na taki pretekst i pozbywa się kibiców, którzy jeżdżą za Legią na mecze wyjazdowe. „Żyleta” w zasadzie przestaje istnieć. Najważniejsze – widzę, jak TVN triumfalnie donosi o tych zdarzeniach (jak żadna inna stacja). Od dziennikarza tej stacji dowiaduję się, że szalikowcy Legii burdy wywoływali już w Moskwie – dziwne, do tej pory nikt o tym nie mówił. Za chwilę kibice będą winni wojny rosyjsko-gruzińskiej. Medialna maszynka ruszyła w ruch. Miałem dobre chęci. Spotkałem się z prezesem Leszkiem Miklasem, potem spotykałem się z najważniejszymi kibicami (kilka razy). Wysłuchiwałem ich argumentów, miało zostać zorganizowane spotkanie wszystkich stron. Teraz to spotkanie nie ma sensu. 760 zakazów stadionowych oznacza, że Legia nie chce mieć kibiców. Zapomniała o jednym – chce czy nie chce, będzie ich miała”.

Nie sposób nie przyznać racji Kowalczykowi, ale można szukać dalszych powodów. Otóż kibice Legii na posiedzeniu rady miasta stołecznego Warszawy domagali się cofnięcia dotacji miasta na budowę stadionu, którą to miało otrzymać ITI, a przy okazji domagali się ujawnienia przed opinią publiczną wszystkich planów związanych z tą budową. Oto co na ten temat mówi radny warszawski z PiS -u :

Marek Makuch - Komisja Sportu (PiS): Z niecierpliwością czekamy na nowe uzgodnienia miasta z ITI. Aż trzy komisje z rady wystąpiły do pani prezydent o prezentację tego dokumentu przed głosowaniem nad wydaniem miejskich pieniędzy na budowę stadionu Legii. Powtarzamy od dawna, że stadiony są w Warszawie niezbędne. Ale jak bumerang wraca pytanie o ich cenę. Ostatnio w Zabrzu buduje się stadion na 32 tys. osób za 200 mln zł. Dlaczego my mamy wydać ponad 400 mln zł i to na obiekt, w którym dużą część zajmą powierzchnie komercyjne dla prywatnej firmy. Renegocjację umowy miasto powinno zakończyć podwyższeniem opłat dzierżawnych ITI i obniżeniem kosztu budowy obiektu.

I to jest jeden z problemów. Kolejny to zatrudnianie przez ITI w Legii osób niekompetentnych i zwalczanie ruchu kibicowskiego, czyli zwykłych kibiców, którzy wkładali w kibicowanie ukochanemu klubowi całe serce, poświęcali swój czas i pieniądze. Tych kibiców ITI chce się pozbyć wrzucając ich do jednego wora z chuliganami. Niszczy się stowarzyszenie kibiców, które próbuje się czynić odpowiedzialnym za całe zło, ale nikt w klubie nie chce podjąć współpracy z kibicami, żeby przywrócić normalność. A przecież nie jest to takie trudne, a najlepiej świadczy o tym przykład Lecha Poznań. Tam jakoś działacze potrafili zamiast wojować z kibicami zacząć z nimi współdziałać. Widocznie ITI ma inne cele niż budowa silnego klubu z rzeszą oddanych kibiców ?

I jeszcze jedna uwaga pod adresem naszych dziennikarzy, a przynajmniej sporej ich części. Panowie jak nie macie o czymś pojęcia to najlepiej o tym się nie wypowiadajcie. Jeden z dziennikarzy radiowych zdumiał się, że kibice Legii po wygranym meczu z FK Homel na Białorusi odwrócili się tyłem do swoich piłkarzy i wygwizdali Jakuba Rzeźniczaka, co wprawiło dziennikarza w osłupienie. Jednak nie zadał on sobie trudu, żeby dowiedzieć się u źródeł co jest przyczyną takiego zachowania. Jakby zapytał to wiedziałby, że Rzeźniczak niepochlebnie wypowiadał się na temat kibiców Legii i ci w ramach protestu wyrazili swoje niezadowolenie z jego wypowiedzi.

Sposób komentowania wtorkowych wydarzeń przez zdecydowaną większość dziennikarzy był niestety prostackim uogólnieniem i nie miał zbyt wiele z rzeczowej relacji potwierdzonej faktami. Oczywiście wszystko po myśli ITI – najlepiej nałożyć zakaz na wszystkich kibiców i w ich miejsce wprowadzić piknikową publikę, która grzecznie będzie siedzieć skubiąc słonecznik i przegryzając popcorn i wiwatować na cześć pana prezesa i sponsora. Nie te czasy panie Walter !

Oczywiście zostanę zaraz posądzony o sprzyjanie chuliganom, a być może ktoś uzna mnie za jednego z nich, ale tym akurat nie zamierzam się przejmować, bo głos różnej maści oszołomów mnie nie interesuje. Najważniejsze jest poznanie prawdy, a prawda nie zawsze – a raczej prawie zawsze – jest różna od tej serwowanej w różnych mediach.

Poniżej prezentuję odpowiedź Wojciecha Kowalczyka na list prezesa Legii Leszka Miklasa. Warto się z nim zapoznać, żeby poznać zdanie inne niż oficjalnie serwowane przez władze klubowe.

„Odpowiedź dla prezesa Miklasa

Napisał do mnie list otwarty prezes Legii Leszek Miklas. Jest rozczarowany, że nie będę mediatorem w sporze z kibicami i sugeruje, że to dlatego, bo wierchuszka kibiców mnie nie akceptowała. To – jakby napisał Miklas, stosując jego słownictwo – piramidalna bzdura. Panie prezesie, sygnały które do pana docierają, są fałszywe, więc radzę poszukać lepszych informatorów.

Wczoraj wyraziłem się jasno – po zajściach ze środy obie strony oddaliły się od siebie tak bardzo i chyba ostatecznie, że nie widzę żadnej możliwości porozumienia. Nie widzę, więc nie będę tracił czasu. Podejrzewam, że wojna na linii kibice – ITI się dopiero rozpoczyna. Nie nawołuję, tylko przewiduję, że tak będzie – to chyba różnica? Widzi pan różnicę między wywoływaniem deszczu i stwierdzeniem "chyba będzie padać"? Wyczuwa pan ją, panie prezesie?

Moim zdaniem ten konflikt szkodzi Legii, co nie zmienia faktu, że wszystko wskazuje na to, że się zaostrzy. Niestety, ale tak będzie. Jeśli nie jest pan oderwany od rzeczywistości, to chyba też pan to dostrzega.

Dwa razy apelowałem o zaprzestanie wyzywania ITI i dwa razy tego wyzywania nie było (pan to nazywa „krótkotrwałą przerwą”, co biorąc pod uwagę skromną liczbę meczów, które odbyły się na Łazienkowskiej jest przesadą). Pan tego gestu dobrej woli ze strony fanów nie dostrzegł, tylko udzielał w tym czasie bezsensownych wywiadów, dolewających oliwy do ognia. Oni wyciągli rękę, pan pytał: - I co z tego?

Moim zdaniem ani jedna, ani druga strona nie chce porozumienia. Ani kibice, ani pan. Każdy napisany przez pana list, każde wypowiedziane słowo tylko zaogniają sytuację. Na dziś trwa wyścig, kto napisze bardziej błyskotliwy list i przekona więcej osób. Dogadać nie chce się nikt.

Napisał pan o sprawie z Konwiktorskiej – że wy zakazów nie wydajecie, ale musicie respektować. I że „macie nadzieję”, że sąd nie zastosuje odpowiedzialności zbiorowej. Otóż dobrze wiecie, że zastosuje i wyczuwam, iż macie taką szczerą nadzieję. Niech pan stanie przed kamerą i powie z ręką na sercu – mam nadzieję, że nie będzie 700 zakazów stadionowych. Chciałbym to zobaczyć.

Mogliście udzielić kibicom – tym pomówionym – pomocy prawnej, mogliście chociaż nie wrzucać wszystkich do jednego wora. Ale w pańskich wypowiedziach w TVN nie było niczego w stylu „nie zgadzamy się na takie potraktowanie wszystkich naszych kibiców, trzeba walczyć z tymi, którzy naprawdę zawinili, a nie z przypadkowymi fanami”. Było? Przeoczyłem?

TVN – należący do ITI podobnie jak Legia – trąbi non stop o 700 bandytach, to samo robi onet, są teksty o zdemolowanym centrum miasta. Moim zdaniem właściciel klubu powinien dbać o wizerunek klubu i jego kibiców, a nie podkręcać atmosferę i pokazywać... widelce. Całe te medialne zamieszanie jest moim zdaniem sztucznie nakręcone, w wiadomym celu. Pan, jako prezes klubu, powinien wystąpić w telewizji i wziąć w obronę niewinnych ludzi. No, chyba że naprawdę pan wierzy w 760 agresywnych chuliganów, którzy do spółki oberwali jedno lusterko...

Panie prezesie, skończmy z tym aktorstwem – niech pan powie jasno, że nie chce żadnego porozumienia. Kibice też go nie chcą. Po co więc w tym wszystkim ja?

PS. Mało kulturalny ton pańskiego listu, ale nie obrażam się”.

http://www.weszlo.com/blog/2

I jeszcze na koniec relacja osoby obserwującej całe zajście na miejscu :

„Wczoraj ok. godz. 18.00 kilkusetosobowa grupa kibiców Legii w asyście policji wyruszyła z centrum miasta w stronę ul. Konwiktorskiej. Po dojściu do stadionu Polonii odpalono kilka rac, które poleciały w stronę grupki fanów Polonii. Fakt niezaprzeczalny i ewidentnie naganny. Ale… Do akcji wkroczyła policja. Nie odizolowała jednak prowodyrów zajść, nie skupiła się na ściganiu osób, które rzucały racami (najsprawniejszych, którym w dziecinny sposób udało się wydostać spod czułych pieszczot policyjnych pał), a rzuciła się do pałowania i gazowania wszystkich, którzy akurat stanęli jej na drodze. To nic, że w centrum wydarzeń znaleźli się przypadkowi przechodnie, starsi ludzie wracający z zakupów, niewidomi, wychodzący z pobliskiej siedziby Polskiego Związku Niewidomych. Zamiast kordonem zepchnąć kibiców w jedno miejsce i dalej w spokoju odkonwojować do wyznaczonego celu, policjanci rzucili się z ułańską fantazją do pałowania. Tych bardziej krewkich mundurowych uspokajać musieli ich bardziej opanowani koledzy: - Już wystarczy! Już k… mówię! – krzyczeli do zaaferowanych akcją młodszych funkcjonariuszy, wylewających właśnie swoje życiowe frustracje pałami na kibiców. – Kto tu k… dowodzi!? – krzyczeli zdenerwowani dowódcy innych oddziałów, widząc nieporadność i nadgorliwość funkcjonariuszy. – Trzeba ich zrozumieć, dla wielu z nich to pierwsza taka akcja – tłumaczył młodych policjantów przed dziennikarzem jeden z bardziej doświadczonych funkcjonariuszy. Doprawdy bardzo to budujące – zostać spałowanym w imię ćwiczeń "zielonych" policjantów – kto by pomyślał, że będąc jedynie kibicem można się tak przysłużyć całemu społeczeństwu. Ale rzecznik prasowy policji zachowywał kamienną twarz i w chętnie udzielanych wywiadach przekonywał: - Policja w trakcie interwencji nie stosowała siły.

Sytuacja została szybko opanowana, policja uformowała kordon, połączyła wszystkie rozstrzelone wokół skrzyżowania ulic Konwiktorskiej z Bonifraterską grupki kibiców i odeskortowała wszystkich na Podzamcze. Tam fani Legii w spokoju oczekiwali na decyzje dowódców policji. Po kilkunastu minutach usłyszeli przez megafon: "Kibice Legii, tu policja. Nikt nie opuści kordonu, póki nie zostanie wylegitymowany! Prosimy o zachowanie spokoju i współpracę z policją." I rozpoczęło się kilkugodzinne oczekiwanie na "wylegitymowanie". Kiedy po dwóch godzinach bezczynności funkcjonariuszy ludziom zaczęły puszczać nerwy i zaczęli… pytać, kiedy w końcu zacznie się wypuszczanie z kordonu, usłyszeli, że mają skończyć dyskusje, albo "urządzi się im ścieżkę zdrowia". Były też bardziej oryginalne "żarty" policjantów, np. : "Jak się ściemni, to wszystkich zagazujemy". Kilka osób próbowało rozładować atmosferę – kibice odpalili race, położyli na trawie i zaintonowali: "Płonie ognisko i szumią knieje…", czym doprowadzili policję do wściekłości. Policjanci wpadli do środka kordonu i ugasili "ognisko". Kibice odpalili więc kolejne, z których dwie tym razem poleciały w stronę funkcjonariuszy. No i się zaczęło – ponownie, zamiast złapać osoby ciskające racami (według policji każdy ruch uczestników zajścia był ściśle monitorowany i filmowany, więc nie powinno z tym być problemu), policjanci postanowili pójść na łatwiznę – wbiegli w środek tłumu i zaczęli na oślep pałować i gazować ludzi. Wszystkich! - Przestańcie gazować! Tu są dziewczyny! – krzyczała przerażona kibicka. – Dziewczyny są? No to masz! – odpowiedział jej funkcjonariusz, ciskając prosto w twarz chmurą gazu z odległości pół metra! Ludzie dusili się, wili w konwulsjach. Wezwano pogotowie, które przez pewien czas od przyjazdu nie miało co robić, bo policja nie zgodziła się na wypuszczenie z tłumu najbardziej poszkodowanych osób!

Jeszcze o godz. 1.30 grupa kilkudziesięciu osób otoczona kordonem policji oczekiwała na zatrzymanie i przewiezienie do jednego z warszawskich komisariatów – od sześciu godzin bez picia, dostępu do toalety, bez prawa do pytań o to kiedy, dokąd i dlaczego zostaną przetransportowani.

Mówi się, że prawda zawsze leży po środku, że w sytuacji konfliktowej nikt nigdy nie jest bez winy. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – ta stara prawda nie podlega dyskusji. Tak jest z pewnością również w tym przypadku – nikt nie kwestionuje tego, że kibice którzy dotarli pod stadion Polonii nie zachowywali się idealnie, że nie sprowokowali konfliktu z policją, rzucając w stronę fanów "Czarnych Koszul" rac. Czy jednak wolno któremukolwiek z dziennikarzy pisać, że "kibole zdemolowali centrum miasta", podczas gdy faktycznie ucierpiały dwie skrzynki pomidorów pobliskiego straganu warzywnego i to w wyniku panicznej ucieczki kibiców przed pałującymi na oślep panami w niebieskich mundurach? Czy można pisać o dzielnych policjantach uchylających się przed gradem kamieni, kiedy żadnych kamieni w pobliżu nie było? Czy w ogóle wolno, będąc dziennikarzem, opisywać wydarzenia, o których słyszało się z… innych mediów z perspektywy domowego fotela?! Czy wolno wypowiadać się przed telewizyjną kamerą, że policjanci nie użyli siły, kiedy faktycznie funkcjonariusze w brutalny sposób nadużywali pałek?!

Według policji około 700 pseudokibiców zostało zatrzymanych. 700 pseudokibiców, czy 700 osób pośród których są pseudokibice? Ilu osobom spośród tych setek postawione zostaną zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy? Pięciu, dziesięciu, dwudziestu? Ilu z nich policja faktycznie udowodni dopuszczenie się czynu zabronionego? Z pewnością będziemy mogli policzyć ich na palcach jednej ręki. Maksymalnie kilkadziesiąt osób ponosi winę za zajścia - wczoraj spałowano, zagazowano i potraktowano jak zwierzęta kilkaset!

Ale - pokażcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf. Na swojej oficjalnej stronie internetowej stołeczna policja zapowiada już, że pośród zarzutów postawionych uczestnikom feralnego przemarszu znajdą się także te o "udział w zbiegowisku". Z tym zarzutem ciężko będzie komukolwiek dyskutować. Genialny sposób na podniesienie policyjnych statystyk – 700 zatrzymanych, 700 skazanych – media szaleją, policja triumfuje, ordery, pochwały, premie! – Po co szli! – usłyszałam wczoraj od osoby z klubu przy Łazienkowskiej. Fakt – pozamykajmy stadiony, spalmy wszystkie szaliki, zabrońmy kibicowania, a każdego łamiącego ten zakaz ku przestrodze publicznie wieszajmy przed ratuszem. Nie będzie burd, nie będzie rac, nie będzie problemów.. niczego nie będzie!

W trakcie całej akcji policji byliśmy świadkami tylko jednego zachowania funkcjonariuszy zasługującego na pozytywną ocenę. Młody chłopak leżący na chodniku – pobity, zgazowany, czy trafiony racą – nie wiemy, ale na pewno w kiepskim stanie. Policjant nachyla się do niego, wkłada do ręki portfel, który wypadł chłopakowi z kieszeni, zdejmuje mu z szyi szalik i podkłada pod głowę. Potem gładzi po głowie i mówi: "Spokojnie, karetka już jedzie". Czyli jednak można nosić niebieski mundur i pałę przy boku, a jednocześnie myśleć, czuć i pozostawać człowiekiem. Szkoda, że to wciąż w naszym kraju takie niepopularne”.

http://www.legia.com.pl/pl/index.php?view=2&nID=21959

I jeszcze jedna relacja :

„Zacznijmy od suchych faktów. We wtorek 2 września w ramach rozgrywek o Puchar Ekstraklasy spotkały się między sobą dwa warszawskie kluby, Polonia i Legia. Mecz dość prestiżowy, wiadomo - Derby to przede wszystkim walka o prymat w stolicy dwóch zwaśnionych i konkurencyjnych stron. Oczywistym więc wydaje się fakt, że spotkanie to będą chciały obejrzeć na żywo na obiekcie przy ul. Konwiktorskiej obie grupy kibiców. No ale jednak chyba nie do końca.

A z pewnością nie dla policji, która w liczbie umożliwiającej jej przeprowadzenie ataku na średniej wielkości miasteczko (skutecznie!), zebrała się pod stadionem Polonii, w celu nie wpuszczenia za żadne skarby kibiców Legii na to zapewne jakże bardzo pasjonujące sportowe widowisko. Efekt? 741 zatrzymanych, kilka wypalonych rac, uszkodzony radiowóz, zero rannych, znalezionych kilka ochraniaczy na zęby, jeden widelec i ogólnonarodowa histeria w mediach.

Według doniesień wiodących na rynku mediów TVN24, Onetu, czy też Gazety Wyborczej mieliśmy do czynienia z najkrwawszą uliczną wojną ostatnich lat z udziałem bandytów mieniących się kibicami piłkarskimi. Zdemolowane miasto, krzyki i przerażenie przechodniów, wyciąganie ludzi siłą z samochodów, bejsbole w rękach chuliganów. Słowem armagedon. Słysząc to wszystko dostawało się autentycznie gęsiej skórki.
Znowu wstyd. Strzał w kolano kibiców Legii, którzy i tak nie mają ostatnio najlepszej prasy. Do tego wypowiedzi i oświadczenia policji, według której zostali brutalnie zaatakowani przez chuliganów i obrzucano ich kamieniami i petardami. Co za bydło!

Na szczęście prewencja była dobrze przygotowana i nie dopuściła do dalszej demolki miasta i stadionu. Zapędziła awanturujących się kibiców na Podzamcze, skąd po kilku godzinach trzymania ich w odosobnieniu zaczęła wywozić wszystkich do warszawskich komend, potem podwarszawskich, bo zabrakło już dla wszystkich miejsca w całym mieście. Następnego dnia pochwalono się za pośrednictwem mediów o triumfie stołecznej policji. Minister Schetyna pogratulował akcji głównodowodzącym i hucznie zapowiedział koniec pobłażliwości dla stadionowych bandytów.

Opowieść z happy-endem? Nic bardziej mylnego. Postanowiłem dotrzeć do prawdziwych faktów. Rozmawiałem z naocznymi świadkami wydarzeń i zapoznałem się także z opiniami tej drugiej strony barykady – kibicami Legii, z którymi to „niezależne” media nie raczyły nawet porozmawiać. O próbie zrozumienia ich racji nawet nie wspomnę.
Kibice Legii owszem, do świętych nie należą. W końcu kibicowanie na piłce nożnej jest dość specyficzne. To nie siatkówka, Adam Małysz czy szkółka niedzielna. Futbol zawsze wyzwalał wśród fanów znacznie większy wachlarz emocji. Również tych mniej pozytywnych. Do tego na Legii trwa protest i ogólnie wrogi stan względem zarządu klubu i jego właścicieli, spółki ITI, których to delikatnie mówiąc kibice Legii nie szanują. Nie będziemy się póki co w to wszystko zagłębiać, jednak mimo wszystko warto o tym wspomnieć w kontekście ostatnich wydarzeń.

Tak więc wróćmy do samego początku. Kibice Legii umawiają się o godzinie 17 w centrum miasta pod hotelem Metropol. Stamtąd w ilości około tysiąca osób maszerują w asyście szczelnego kordonu policji w kierunku stadionu Polonii. Cały konwój dochodzi pod obiekt przy Konwiktorskiej, jednak zebrana tam licznie policja nie pozwala zbliżyć się do kas obiektu, w których to kibice chcieli najnormalniej w świecie zakupić wejściówki na spotkanie swojej drużyny.
Dochodzi w związku z powyższym do szarpaniny i ubliżeń, czego po chwili efektem stają się rzucone w kierunku mundurowych odpalone race świetlne w ilości sztuk kilka. Oczywiście zupełnie niepotrzebnie i bez sensu. Tu więc minus dla grupy kibiców. Warto jednak zaznaczyć że według naocznych świadków wydarzeń, w przepychance z policją brał udział znikomy procent z ponad tysięcznej grupy ubranych na biało kibiców Legii. Służby prewencji za pomocą gazu i pałek unieszkodliwili awanturujących się, oraz jak to często w takich przypadkach bywa, także ludzi postronnych, którzy mieli to nieszczęście, że znaleźli się w pobliżu. Czyli klasycznie. Palka, gleba, pałka, gaz.

Według postronnych obserwatorów najbardziej krewcy kibice uciekli po kilku minutach z miejsca zdarzenia. Nastał względny spokój. Policja śmiało mogła zakończyć interwencję, swoje działania i wrócić na swoje uprzednio zajmowane pozycje. Jednak padł rozkaz z goła odmienny. Policjanci w białych kaskach otoczyli spokojną jak dotąd ponad siedmiuset osobowa grupę kibiców, która to chciała po prostu kupić bilety i wejść na mecz. Niestety nie było im to dane. Policja szczelnie otoczyła grupę kibiców i zaprowadziła wszystkich w dół na trawnik Podzamcza. Po co? Nie wiem.

Tam trzymała wszystkich ponad 6 godzin. W tym czasie media zaczęły już donosić o zamieszkach, demolce miasta i skutecznej interwencji policji. Przez sześć godzin trzymania kibiców bez dostępu do picia i toalety, doszło do czynów o których nie przeczytacie moi mili nigdzie w największych opiniotwórczych mediach. Otóż gdy się tylko ściemniło policja postanowiła zabawić się z zebraną „szumowiną” i zaczęli psikać z najbliższej odległości gazem i to centralnie w twarz. Kobieta, dziecko, mężczyzna, To wszystko bez znaczenia. Obraźliwe epitety kierowane przy tym pod adresem kibiców niestety nie nadają się do publikacji. Kilka osób wymagało interwencji pogotowia. Może mieli i szczęście gdyż w ten sposób opuścili na sygnale te obłędne koło. Inny z młodych kibiców postanowił urwać się stróżom prawa i w momencie kiedy rozpoczęły się masowe wywózki po stołecznych komendach, dał dyla przez szerokość trawnika przecinając po tym sześć pasów ruchliwej o tej porze Wisłostrady. Głupi? Nie, szczęściarz.

Pozostałych przewieziono do poszczególnych komend. Kiedy zabrakło miejsc na mieście, wywożono ich do Pruszkowa, Otwocka, Nowego Dworu Mazowieckiego, a podobno nawet i do Mińska Mazowieckiego. Tam według różnych doniesień oraz z informacji uzyskanych od samych zatrzymanych, często dochodziło do iście dantejskich scen. Pałowanie, obowiązkowe przysiady w stroju Adama, poniżanie i terror psychiczny. Oraz co staje się już w dzisiejszych czasach standardem, kasowanie obciążających policję zdjęć i filmów w telefonach komórkowych zatrzymanych. W międzyczasie specjalistyczne oddziały policji przeszukiwały trawnik Podzamcza w poszukiwaniu jakichkolwiek dowodów zbrodni. Znaleziono tam też słynny już jeden widelec. Obstawiam że porzucił go któryś z uczestników jednego z odbywających się tam w ostatnich miesiącach pikników. Cud że nie znaleźli tam jeszcze niezwykle niebezpiecznych słoików po musztardzie, lub potłuczonych butelek po piwie.

Wśród 741 zatrzymanych osób, bardzo dużą liczbę stanowili ludzie młodzi, a także nieletni. Dla nich wyjście na mecz swojej drużyny skończył się pierwszym w życiu dołkiem i zderzeniem z brutalną rzeczywistością. Na komendy zaczęły zjeżdżać zaniepokojone rodziny, matki i ojcowie zatrzymanych. A także przyjaciele, którzy chcieli przekazać kolegom i koleżankom napoje, żywność, czy tez papierosy. W większości przypadków jednak nie pozwolono im tego uczynić. Czas nieubłaganie mijał. Kolejne godziny przetrzymywania na korytarzach, czy świetlicach komend. Potem przesłuchania w obecności prokuratorów. Kazano się wszystkim przyznawać do wzięcia udziału w agresywnie zachowującym się nielegalnym zbiorowisku mającym na celu atak na policjantów, oraz zniszczenie mienia (jeden radiowóz). Policja straszyła najmłodszych sankcjami,oraz dłuższą odsiadką, przez co ze strachu i z chęci wyjścia wcześnie do domu wielu poddało się dobrowolnie karze. Stąd sukces policji. Ponad 400 osób przyznanych się do winy, jako dowód na zasadność zatrzymań! Z kolei wszyscy bez wyjątku otrzymają zakazy stadionowe na wiele lat. Dla kibica jest to niczym dożywocie.

Po zapoznaniu się z całym arsenałem dowodów i faktów, zastanawia mnie celowość zachowania policji. Dlaczego nie pozwolono grupie kibiców zakupić biletów i umożliwienia im wejścia na stadion? W końcu obiekt Polonii ma pojemność około 7 tysięcy miejsc, a na samym meczu zajętych było ledwie półtora tysiąca. W czym więc problem we wpuszczeniu tysięcznej grupy Legionistów na wydzielony sektor? Klub zarobiłby więcej na biletach. Derby Warszawy nabrały by większego znaczenia i prestiżu. W końcu też w mediach nie pojawiłyby się informacje o skandalu w Warszawie i demolce miasta (jakiej demolce?).
Kibice Legii i Polonii w dużej mierze reprezentują Warszawę na licznych krajowych i zagranicznych wyjazdach. To miastu powinno zależeć aby nie dochodziło do takich scen, gdyż cierpi na tym również wizerunek stolicy. Czemu więc postanowiono zrobić pokazową akcję stróżów prawa? Komu na tym tak naprawdę zależało? Może chodziło o to aby pokazać Uefie, że polski rząd jest gotowy na EURO 2012 i doskonale daje sobie radę z każdą ilością stadionowych chuliganów? Być może działacze i właściciele Legii postanowili w porozumieniu z policją pozbyć się niewygodnych dla nich kibiców i postawić kropkę nad i w procesie wymiany publiczności na Łazienkowskiej?”.

Czyż to nie zupełnie inna relacja niż ta przedstawiana przez media, zwłaszcza te należące do ITI. Zdanie na ten temat może sobie każdy wyrobić sam, ale błędem będzie poleganie tylko na oficjalnej wersji prezentowanej przez policję czy ITI. Poznajmy też relacje drugiej strony i dopiero wyrabiajmy sobie zdanie. Nie chcę stawać po żadnej ze stron, ale staram się znaleźć prawdę i do tego zachęcam wszystkich, którzy na temat wtorkowych zajść zabierali głos, a zwłaszcza rzesze dziennikarzy pastwiących się nad bandytami w szalikach i bez chwili namysłu wskazujących winnych po stronie kibiców. Najbardziej śmieszne jest to, że wielu z tych dziennikarzy nie było nawet na miejscu zdarzenia, ale nie przeszkodziło im to w relacjonowaniu wydarzeń niemal na żywo. Jakoś w mediach nie sposób doszukać się choćby jednej opinii czy relacji przedstawionej przez uczestników czy świadków zdarzenia spoza policji, a to też nie jest oznaką obiektywizmu.

Prawda ?

Ps A może taka akcja była potrzebna również rządowi ? Wszak przygotowań do Euro 2012 nie widać, ale za to widać skuteczność rządu i policji w walce z chuliganami ? Wszak sam Grzegorz Schetyna zabrał głos w tej sprawie i nakazał nadzór nad tą sprawą ministrowi sprawiedliwości Ćwiąkalskiemu...

Brak głosów

Komentarze

jak prywatna armia pana Waltera. W tym meczu kibicuję Legii.

PS. druga cytowana wypowiedź jest autorstwa Foxxa, była też publikowana w s24

Vote up!
0
Vote down!
0
#3637

do tego artykułu.
przepraszam i dziękuję za sprostowanie.

Ps
myślę, że za jakiś czas dowiemy się całej prawdy o wtorkowych wydarzeniach.

Vote up!
0
Vote down!
0
#3641

Profesionalizm policji nie polega na pałowaniu, tylko na zachowaniu spokoju i stosowaniu siły proporcjonalnej do zagrożenia.

Widziałem niemieckich policjantów w czasie osłaniania przemarszu NDP w Frankfurcie/O. Jak ognia unikali agresywnych zachowań, ale jednocześnie potrafili być stanowczy.

Poza tym wnerwia mnie, że rolą modelową dla funkcjonariuszy prewencji jest skompromitowane ZOMO. To kolejny kwaśny owoc transformacji.

Vote up!
0
Vote down!
0
#3639

w polskiej policji wciąż nie ma profesjonalizmu, co widać po wielu działaniach.

Policja ma chronić, a nie prowokować. niestety często prowokuje. Pamiętacie dawną aferę jak to kibice wykupili od policji nagranie z zatrzymania podczas, którego policjanci w sposób perfidny poniżali wszystkich zatrzymanych bez względu na to czy ktoś coś zawinił czy nie. Wystarczyło, że jechał tym samym pociągiem co wszyscy i już był powód żeby się powyżywać. A ścieżka zdrowia jaką w pociągu kilkukrotnie urządzano kibicom Legii tak dla rozrywki ? Czy za te afery ktoś poniósł odpowiedzialność ? nie ! i nikomu nie przychodzi do głowy, że właśnie tak nakręca się spiralę nienawiści. Bo kibice dążą do rewanżu. Problem jest bardzo złożony, a wina nie dotyczy tylko i wyłącznie kibiców. W tej sprawie wtorkowej nie ma żadnej jasności, no chociaż dla TVN jest. Konflikt kibiców z klubem ma o wiele głębsze podłoże, ale nie ma woli rozwiązania go ze strony klubu, który kibicom wypowiedział wojnę. Władze legii nazywają kibiców bandytami, dilerami, itd. zaogniając w ten sposób sytuację. a chodzi tylko o to, żeby wymienić widownię na meczach Legii. Na bardziej pokorną i ślepo oddaną.

Vote up!
0
Vote down!
0
#3642

"Ścieżki zdrowia" zapożyczone zostały z ZSRR.

Proszę mi wierzyć, czasami ci z prewencji o sobie mówią "zomo".

Z dumą.

Vote up!
0
Vote down!
0
#3646

odwoła swoje zeznania przed sądem. I zacznie się jazda.
Zobaczymy gdzie wówczas stanie ZOMO. Z Ćwiąkalskim na czele.
Okowita

Vote up!
0
Vote down!
0

Okowita

#3640

W temacie przemocy "poblicznej" nic nie dzieje się przez przeoczenie lub pomyłkę. Decyzje podejmują "fachowcy". Misie z długoletnim stażem w policji. To dosyć szczególna grupa stróżów porządku. Wiem coś o tym. Potrafią oni skutecznie spacyfikować zadymę, ale też potrafią ją skutecznie wywołać. Ta ostatnia umiejętność dziedziczona jest od czasów "głębokiej komuny". Chyba jeszcze od sławetnego pogromu kieleckiego, kiedy techniki musieli ich uczyć tow. sovieccy.
Dlatego cała sprawa jest bardzo ciekawa i należałoby zastanowić się czemu może ona służyć.

Vote up!
0
Vote down!
0
#3686

Chociaż cały ten konflikt zupełnie mnie nie obchodzi i mogę spokojnie się mu przyglądać, pogryzając giętą z korniszonem na Kamiennej, to jednak jedno pytanie nie daje mi spokoju: Na co liczyła ta ok. 1000-osobowa grupa po przyjściu na Muranów, mając w kieszeniach tylko bodaj 40 biletów? Wszak chyba nie na kupno biletów w kasach, jak ktoś tu zasugerował! Nie bądźmy dziećmi.

Mimo wszystko życzę wytrwałości w walce z Walterową sitwą.

Vote up!
0
Vote down!
0
#3861

"Czy polska policja użyta została jako ramię zbrojne koncernu ITI? W ubiegłym tygodniu Polska usłyszała, że kierowane przez wicepremiera Grzegorza Schetynę MSWiA skutecznie walczy z chuligaństwem, czego dowodem miało być zatrzymanie 741 osób. – Rzucili hasło: "Na ziemię skurwieli" i puścili gaz. Kibice zaczęli krzyczeć: tu są kobiety! Policjanci dalej nas atakowali i puszczali gaz. To było straszne. Jestem alergiczką, miałam duże problemy z oddychaniem. Miałam poparzone ręce i kark – tak zajścia relacjonuje Agnieszka, studentka filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.

– Po zagazowaniu przez dwadzieścia minut wymiotowałem i miałem problemy z oddychaniem. Ludzie, którzy stali obok, prosili policjantów, aby puścili mnie do karetki. Dopiero po dwudziestu minutach zgodzili się na to. Policja nie pozwalała używać telefonów oraz wstawać z ziemi. Podczas przewożenia na komisariat zamknęli okna. Dusiliśmy się w gazie – opowiada 20-letni Marcin.

Pały, gaz i kajdanki – tak się bawią chłopcy Schetyny

O co poszło policji? 18-letni Adam opowiada, że kibice szli na mecz w spokoju. – Wyruszyliśmy z centrum, śpiewaliśmy. Było spokojnie. Przy Konwiktorskiej wszystko się zaczęło. Policja zaatakowała, biła pałkami i używała gazu. Chciałem się wycofać. Podszedłem do policjanta i poprosiłem, żeby mnie wypuścił. Uderzył mnie pałką w ramię i kazał wrócić w tłum. Od innego policjanta otrzymałem uderzenie krótkofalówką w kark. Nie mieli żadnych powodów, żeby mnie bić.

Jak opowiada Agnieszka, po użyciu gazu wybuchła panika. – Ludzie zaczęli się rzucać na ziemię. Znajomi poprosili policjantów, żeby wypuścili mnie do karetki. W odpowiedzi usłyszeli "spierdalaj". Policjanci zaczęli ścieśniać kordon, żeby zmieścić nas na jak najmniejszej powierzchni. Było jeszcze mniej powietrza. Zawieziono nas na komisariat do Otwocka. Policjanci wyprowadzali naszych kolegów skutych kajdankami. Nie wiem dlaczego, przecież to nie byli groźni przestępcy, tylko studenci, którzy przyszli obejrzeć mecz.

19-letni Adrian wspomina, jak słyszał rozmowy policjantów ustalające obowiązującą wersję. – Zwinęli nas trzech do radiowozu. Policjanci zaczęli między sobą rozmawiać, żeby nie było niejasności na komendzie: wszyscy zatrzymani rzucali racami. To mówił główny dowodzący, Borowski. Mnie zatrzymał Wojciech Trawiński. Byli agresywni. W busie transportowym leżeliśmy na podłodze. Sporo osób dostało bezzasadne zarzuty o pobicie policjantów. Podobno bili ich po twarzy i kopali po kostkach. To jedna wielka bajka. Grozi mi dziesięć lat za rzucanie racami w stronę policji i udział w nielegalnym zgrupowaniu. – Rzucałeś racami? – pytamy kibica. – Nie, nawet nie miałem w ręku. – Pokazali jakiś film albo zdjęcia udowadniające twoje przestępstwo? – pytamy dalej. – Nie, nie chcieli nic pokazać. Z Wilczej przewieźli mnie do Mostowskich, później na Kruczą do sądu.

Adam, 17-letni uczeń renomowanego warszawskiego liceum: – Coś takiego nigdy mnie nie spotkało. Policja nad niektórymi tak się znęcała, że aż żal było patrzeć. Powodem było to, że jedna osoba rzuciła racą.
Adam, ten 18-letni: – Przycisnęli nas do ściany, użyli gazu, zaczęliśmy się dusić. Później trochę się uspokoili, zaprowadzili nas nad Wisłę. Jedna z osób rzuciła racę. Wtedy policja utworzyła kordon i zaczęła nas spychać. Spytałem grzecznie funkcjonariusza, gdzie mamy uciekać, i wtedy po raz trzeci zostałem uderzony. Wołali: podnieś się, gleba, cały czas pałowali, bili szczególnie leżących i puszczali gaz. Nie mieliśmy nic do picia. Od 18 do 20 czekałem na przewiezienie do komisariatu. Pojechałem na Wilczą. Słyszałem, że niektórych bili na tym komisariacie. Nocowaliśmy w ogromnym tłoku. Myślę, że psy nocują w lepszych warunkach. Wyszedłem w środę o godzinie 18.

Studentka Agnieszka: – Trzymano mnie na komisariacie prawie dwadzieścia cztery godziny. Zarzucono mi czynny udział w zgromadzeniu o charakterze chuligańskim, mającym na celu niszczenie mienia i napaść na policjantów. Chłopcy opowiadali, że na niektórych komisariatach kazano im się rozbierać do naga. Bito, także nieletnich.

Zbiegowisko, czyli jak można zatrzymać pół Polski

"Kilkuset pseudokibiców demolowało stolicę" – tak zatytułował w tym samym czasie swojego newsa portal Onet.pl. Portal to własność koncernu ITI, podobnie jak klub Legia Warszawa. O akcji medialnej przeciwko kibicom za chwilę. Komu wierzyć, naszym rozmówcom – kibicom Legii, czy Onetowi? Tak się składa, że znamy odpowiedź na to pytanie. Przypadkiem świadkami akcji policji byli redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz oraz redaktor naczelny portalu Niezalezna.pl Przemysław Harczuk. – Policja otaczała ludzi, którzy najzwyczajniej stali na przystanku i nie sprawiali wrażenia agresywnych – mówi Tomasz Sakiewicz. – Prawdopodobnie uratowały mnie kwiaty, które kupiłem żonie. Inaczej też trafilibyśmy na komisariat, ale policjanci uznali, że ludzie raczej nie chodzą z kwiatami na mecz – opowiada Przemysław Harczuk.

Wśród otoczonych przez policję znaleźli się także przypadkowi przechodnie oraz niewidomi wychodzący z pobliskiej siedziby Polskiego Związku Niewidomych. Policja nie zatrzymała w Warszawie 741 chuliganów. Jak chuligani zachowało się według zgodnej relacji świadków tylko KILKU z kibiców – rzucili w stronę policjantów wspomniane race. Uciekając przed policją, ktoś przebiegł po radiowozie, urwano też lusterko. Jak brzmiały ostateczne zarzuty wobec innych? Uczestnictwo w zbiegowisku – a to zarzut absurdalny. Gdyby stosować ten paragraf z podobną jak w Warszawie nadgorliwością, to co tydzień trzeba by zamykać w całej Polsce tysiące ludzi, uczestników "zbiegowisk" przy okazji licznych imprez sportowych czy muzycznych. A twierdzenie, że w Warszawie 750 osób zebrało się w zorganizowanej grupie z zamiarem popełniania przestępstw, nie znajduje żadnego potwierdzenia w faktach. W poniedziałek warszawski sąd odmówił aresztowania także tych ośmiu osób, którym prokuratura postawiła cięższe zarzuty.

Walter, mordo ty moja

O co w takim razie chodziło? Biznesmen Mariusz Walter z warszawskimi kibicami na pieńku ma od dawna. Podczas niedawnych meczów na trybunach krążyła wielka flaga z jego podobizną i podpisem "Mordo ty moja". Media sugerują, że Waltera nie lubią tylko chuligani. To nieprawda, podobnie myśli wielka część normalnych kibiców – wspomniany transparent ochroniarze Waltera usiłowali odebrać ostatnio osobom siedzącym w... sektorze rodzinnym. Niechęć kibiców wywołały pomysły "zmiany struktury kibiców", co w wywiadzie dla tygodnika "Piłka Nożna" zapowiadał wspólnik Waltera, Jan Wejchert. Działania ITI kibice odbierają jako próbę przegonienia ze stadionu tradycyjnych fanów, wiernych swojemu klubowi od lat, i zastąpieniem ich nowymi, bogatszymi, na meczach przegryzającymi popcorn. Skutkiem eskalacji konfliktu przez obie strony jest bojkot dopingu na meczach. Zamiast kilkunastu tysięcy, na mecze Legii przychodzi trzy, cztery tysiące. To poważne uderzenie po kieszeni właścicieli klubu. Z kolei przedstawiciele ITI jako powód swojej walki z własnymi kibicami podają chuligaństwo. Wspiera ich w tym "Gazeta Wyborcza" i "Dziennik". I trzeba zauważyć, że zarzuty dotyczące niektórych chuligańskich zajść z przeszłości są prawdziwe.

Ale przedstawiciele kibiców, zrzeszeni w Stowarzyszeniu Kibiców Legii Warszawa, odbijają piłeczkę – dowodzą, że to niechęć klubu do współpracy ze stowarzyszeniem powoduje, że przy okazji niektórych meczów Legii dochodziło do burd, ponieważ nikt nie kontroluje sytuacji na stadionie. Powołują się na pozytywne wzorce, np. współpracę właścicieli i kibiców Lecha Poznań, w wyniku której na tamtejszym stadionie od kilkunastu lat nie było awantur. Ale tam nikt "zmieniać struktury" kibiców nie chciał.

Widelcowi chuligani

To właśnie media koncernu ITI rozpowszechniły w ubiegłym tygodniu nieprawdziwy obraz wydarzeń. Relacje mówiły o demolowaniu miasta, ale telewizje nie pokazywały ani jednego zdjęcia potwierdzającego tę informację. By uratować sprawę, pokazano później zdjęcia uzbrojenia rzekomych chuliganów – jednego kastetu (w TVN pokazywano go w wielce oryginalnym zestawieniu z... twarzą wicepremiera Schetyny), kilku ochraniaczy na zęby, rac oraz... widelca.

Jak opowiadają świadkowie, policjanci poszukiwali tych przedmiotów za pomocą latarek na trawie, gdzie wcześniej policja zapędziła kibiców. – Jeżeli ktoś idzie na mecz, mając ze sobą coś takiego, to na pewno nie jest przygotowany na kulturalny doping – mówił rzecznik warszawskiej policji Marcin Szyndler. Najbardziej zagadkowym przedmiotem był wspomniany widelec. Jest prawdopodobne, że pochodził z któregoś odbywającego się w tym samym miejscu pikniku. Wobec braku innych ciekawych zdjęć w TVN 24 puszczano archiwalne materiały z rozrób na stadionach.

Jako komentatora TVN 24 zaprosiła jednego ze swoich szefów, który, będąc stroną konfliktu, wystąpił jako sędzia we własnej sprawie. Wojciech Kostrzewa, prezes grupy ITI, dowodził: "Ci, dla których zadyma jest ważniejsza od meczu, z prawdziwa piłką nie mają wiele do czynienia". Do studia zaproszono też Jana Tomaszewskiego, który nazwał kibiców terrorystami. – Tomaszewski opowiadał głupoty, i to nie pierwszy raz. Kiedy przy okazji Euro zarobił na komentowaniu go dla TVN, zaczął opowiadać, że Mariusz Walter byłby najlepszym prezesem PZPN – mówi nasz informator. Akcja była wyraźnie przygotowana pijarowsko przez rząd Tuska. Wicepremier Schetyna, którego specjalnością publiczne wystąpienia nie są, zwołał konferencję prasową, na której apelował o wspólną walkę z chuligaństwem. Minister Ćwiąkalski zapowiedział, że będzie namawiał prokuratorów do twardej postawy wobec chuliganów. Jak relacjonowali kibice, proponowano im dobrowolne poddanie się karze w postaci wyroku w zawieszeniu i zakazu stadionowego na dwa lata. W przeciwnym razie zapowiadano wnioski o areszt. Wielu zgadzało się na dobrowolną karę, co przedstawiano jako sukces policji. Obecnie piszą odwołania od tych wyroków.

Prezes Legii Leszek Miklas, pytany przez nas, jak klub zamierza odnieść się do sprawy, odpowiedział: – Nie zamierzam wyręczać organów ścigania i sądowych. Jeżeli osoby te zostaną ukarane przez sąd, to będą ukarane, a jeżeli nie, to nie ma o czym mówić.

Zyski Schetyny, zyski Waltera

Jest tajemnicą poliszynela, że Grzegorza Schetynę i Mariusza Waltera łączy bliska znajomość. – Wystarczy spojrzeć, jak Grzesio i Ćwiąkalski witali się z Walterem i Wejchertem przy okazji meczu Gwiazd TVN i reprezentacji Sejmu. Grzesio ewidentnie zacieśnia ostatnio kontakty z TVN i Polsatem, w perspektywie kampanii prezydenckiej Tuska i własnych ambicji zostania premierem – opowiada nasz informator, działacz sportowy. Schetyna, były prezes koszykarzy Śląska Wrocław, wywodzi się ze środowiska działaczy sportowych. Mało kto pamięta dziś, że w 2004 r. obecny wicepremier chciał kandydować na prezesa PZPN, by zająć miejsce Michała Listkiewicza.

Jakie zyski chciał osiągnąć dzięki policyjnej akcji wicepremier Schetyna, z grubsza wiadomo. To polityk walczący ostatnio intensywnie o poprawę swojego wizerunku. Do niedawna "niemedialny", teraz zaczął pojawiać się na zdjęciach tabloidów. Np. z piękną córką i książką na plaży podczas urlopu w Bułgarii. Coraz częściej mówi się o premierowskich ambicjach Schetyny po ewentualnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich przez Tuska. Nasz informator: – Ministrowie Schetyna i Ćwiąkalski nie mają sukcesów w walce z przestępczością czy korupcją. Demonstrowanie rzekomej walki o bezpieczeństwo na stadionach, faktycznie zaniedbana przez wielu poprzedników, miała ich wizerunek ratować.

A co na policyjnej akcji zyskać mógł koncern ITI? Po pierwsze, dzięki zakazowi stadionowemu, wydanemu tak dużej liczbie kibiców, mniej gardeł wykrzykujących na meczu hasła atakujące bossa ITI. Po drugie, akcja zakończyć się miała kompromitacją kibiców Legii. Stali się oni dokuczliwi m.in. przychodząc na posiedzenia warszawskiej Rady Miejskiej i protestując przeciwko dofinansowaniu nowego stadionu przez miasto. Po trzecie, dla ITI cenny jest przychylny klimat dla nowej ustawy o bezpieczeństwie na imprezach masowych. Jak ustaliliśmy, jej nieformalnym współautorem był Stefan Dziewulski. Dziewulski niegdyś odpowiadał w Legii za bezpieczeństwo na stadionie. Wcześniej pracował w policji, obecnie – w sztabie Euro 2012.

Co zyska na nowej ustawie ITI? Wprowadza ona tzw. zakaz klubowy, czyli przepis umożliwiający właścicielowi klubu zakazanie kibicowi wstępu na mecze przez dwa lata. Dotyczyć ma on także innych stadionów w kraju i za granicą. Oznacza to, że przykładowo ITI, a nie niezawisły sąd, będzie mogło zakazać udziału w meczach osobie dla siebie niewygodnej. – To przepis w oczywisty sposób niekonstytucyjny, pokazujący partactwo jego autorów, którzy nie przewidzieli możliwości odwołania się – mówi Wojciech Wiśniewski z SKLW.

Ustawa nie zawiera propozycji zgłaszanych przez kibiców, obecnych w ustawodawstwie angielskim czy francuskim, na które powołuje się ministerstwo. – Tam kluby mają obowiązek współpracować ze stowarzyszeniami kibiców, przy klubie działają socjolog i psycholog, którzy znają sytuację wśród kibiców. To daje efekty w postaci poprawy bezpieczeństwa, ale kosztuje i wymaga wysiłku właścicieli – uważa Wiśniewski.

MSWiA nie chce też propozycji kibiców, by do wstępu na mecze upoważniała ogólnopolska karta kibica, która mogłaby pomóc w egzekwowaniu zakazów stadionowych wydawanych przez sąd. – Taka karta ograniczałaby możliwość korupcji, gdyż łatwiej byłoby sprawdzić liczbę ludzi przychodzących na mecze i trudniej tworzyć tzw. lewą kasę – dodaje przedstawiciel kibiców."

Vote up!
0
Vote down!
0
#3889