Wspomnienia nie młodej już lekarki

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Humor i satyra

Będąc nie młodą już lekarką, którą enefzet rzucił na dalekie zadupie Europy, w celu dalszej poprawy stanu zdrowotności społeczeństwa, odwiedził mnie raz pacjent o widoku kobiecem, jednak w spódnicy i z finką oraz z pistoletem kowbojskiem u pasa. Pacjent o widoku kobiecem, wchodząc do mojego gabinetu bez pukania, głosem dobitnem i nieuznającym sprzeciwu powiedział:
- Dzień dobry!
- Dziędobry panu ! – odpowiedziałam. - Ale dlaczego wkracza pan do mojego gabinetu bez pukania, jak nie przymierzając do obory ?!
- Proszę mnie nie obrażać, gdyż kobietą jestem, której szacunek się należy, także z powodu funkcji, którą obdarzyła mnie partia i rząd !
- Ja też kobietą jestem, ale jako lekarka nie noszę kordelasa na wierzchu i nagana, jak za przeproszeniem pani! – odrzekłam także zdecydowanem głosem, dodając: - Proszę usiąść na krześle i zapodać co pani dolega !
Pacjent o widoku kobiecem usiadł wreszcie na krześle, tocząc jednak zwrokiem po moim gabinecie.
- Co pani dolega, że tak toczy pani zwrokiem po moim gabinecie ? – powtórzyłam to, co zauważyłam.
- Nie toczę, nie toczę, tylko z zawodowego przyzwyczajenia dokonuję obserwacji na okoliczność korupcji…- wycedził pacjent o widoku kobiecem.
- Czyżby pani tu przyszła na kontrol anty-korupcyjną a nie w sprawie dolegliwości, która pani dolega ?
- Przede wszystkim: nie mówi się „kontrol”, tylko „kontrola” ! – odrzekł pacjent o widoku kobiecem, dodając: - Jako polonistka z wykształcenia, nie życzę sobie kaleczenia języka w mojej obecności !
- To proszę otworzyć szeroko usta, wyciągnąć język i powiedzieć „A” ! Żebym mogła obejrzeć pani rany językowe ! – zaordynowałam zdecydowanie.

- Pani nic nie rozumie! – odpowiedział pacjent o widoku kobiecem. – Ja tu nie przyszłam w sprawie mojego języka, ale w zupełnie innej sprawie…
- Czyżby poszukiwała pani dorsza w mojem gabinecie lekarskiem ? – zapytałam dociekliwie.
- Skąd pani nagle dorsz przyszedł do głowy – pani doktór !??
- Ano stąd, że teraz rozpoznałam w pani szeryfa w spódnicy, którego partia i rząd rzuciły na odcinek walki z korupcją ! – odpowiedziałam, dodając: - Czy aby nie mam, że tak powiem przyjemności - gościć w moim gabinecie posła Pitejry, która wykryła skorumpowanego do samych ości dorsza ? A w dodatku z frytkami ?
- Pani doktór ! Proszę nie wymawiać mojego nazwiska na głos, bo okno w pani gabinecie jest otwarte, a pisiory mogą na dole podsłuchiwać !

Wstałam więc zza mojego biurka, podeszłam do okna i spojrzałam na dół. Rzeczywiście. Pod oknem mojego gabinetu zobaczyłam dwa bezpańskie psiory, które natychmiast przegoniłam krzycząc: - A sio ! Won stąd przebrzydłe psiory ! – i zamknęłam okno.

- Już po wszystkiem ! Nie musi się pani obawiać niczego, bo przegoniłam dwa przebrzydłe psiory, które – jak pani twierdzi – mogły panią podsłuchiwać. Ale czy to wszystko, co pani dolega ? – zapytałam pacjenta o widoku kobiecem…
Pacjent o widoku kobiecem, z dziwnem uśmieszkiem na ustach, co mu się nagle pojawił, zaczął powoli cedzić: - Pani doktór… Powiem dokładnie, o co mi się rozchodzi, żeby pani zrozumiała…. Nie chodzi mi o badanie mnie, bo jestem zdrowa jak ryba, ale o skierowanie do zakładu psychiatrycznego…
- To trzeba było tak od razu mówić, szeryfie Pitejra ! Już dawno siedziała by pani w karetce, skoro nie chce się pani u mnie przebadać! Bo muszę pani powiedzieć, że udało mi się wydębić od enefzeta pieniądze na karetkę ! Ale tylko w sytuacji rzeczywistego zagrożenia życia, co także dotyczy pacjentów kierowanych do szpitala psychiatrycznego…. Ja od razu wyczułam, że coś nie jest tak z panią i zamiast nacisnąć na guzik, co go mam pod biurkiem, niepotrzebnie przeganiałam te psiory spod okna…

- Ależ pani doktór !?? - żachnęła się pacjent Pitejra. – Ja nie zdążyłam dodać, że chodzi mi o skierowanie do zakładu psychiatrycznego, ale nie dla mnie, tylko dla zupełnie innej osoby !!!
- Czyżby chodziło pani o kogoś z rodziny, co się na przykład przebiera za milicjanta, terroryzuje rodzinę, a jak słyszy o szpitalu to wpada w szał ?
- Tu nie chodzi o mnie ani o moją rodzinę, co jest zdrowa jak ryby ! Mi chodzi o skierowanie dla posła Macierewicza, któremu potrzebny jest pobyt w zakładzie psychiatrycznym, pani doktór! – zdecydowanie odpowiedziała pacjent Pitejra…
- Przepraszam, że tylko dopytam panią…Czy mówiąc o sobie i o swojej rodzinie - zdrowych jak ryby - miała pani na myśli dorsze ? - zapytałam dociekliwie pacjent Pitejrę, patrząc jej prosto w oczy.

- Widzę, że pani doktór chce mi a także mojej rodzinie - imputować choroby psychiczne ! A na to nie ma mojej zgody ! – odpowiedziała pacjent Pitejra, wstając raptownie z krzesła, aż się jej kordelas o biurko zaczepił…
- Proszę pani ! – tak samo zdecydowanie odpowiedziałam. – Jako nie młoda już lekarka, ale z dużem doświadczeniem zawodowem oświadczam pani, że mogłabym pani coś amputować, ale tylko po wnikliwem przebadaniu pani na leżance i przy użyciu udostępnionego mi przez enefzet sprzętu medycznego, jak: słuchawki, szkło powiększające, nadmanganian potasu, skalpel, zatgut i waciki ! A pani wpada tu jak do obory, ogląda mi parapet w celach anty-korupcyjnych, poszukuje dorsza w mojem gabinecie i na sam koniec każe przegonić bawiące się pod oknem bezpańskie psiory ! Trzeba było od razu rozciągnąć się na leżance, to bym pani wszystko co pani dolega amputowała ! I to bez potrzeby naciągania enefzet na koszty pani pobytu w zakładzie psychiatrycznym….
- Widzę pani doktór, że tu nic nie załatwię, bo pani sama jest wariatką ! – odrzekła pacjent Pitejra, odwracając się gwałtownie i wychodząc z mojego gabinetu, trzaskając przy tym drzwiami…

Gdy już ochłonęłam po tej niespodziewanej wizycie funkcjonariusza partii i rządu, wyciągłam z szafki koniak marki Metaxa, co go jeszcze zostawił na parapecie pacjent Kaczmarek i wypiłam sążnisty łyk dla uspokojenia. Następnie wyciągłam papierosa Klubowy, co go nie wykryła szeryf Pitejra i zaciągając się pomyślałam sobie, że jako nie młoda już lekarka powinnam już pójść na zasłużoną emeryturę. Bo a nuż szeryf Pitejra znowu mnie nawiedzi, ale już z agentami ABW, co mi ten koniak i papierosy po pacjencie Kaczmarku zarekwirują, a mnie wsadzą jak nie do więzienia to do zakładu psychiatrycznego ?

Brak głosów

Komentarze

 

Dopadły mnie dość nieprzyjemne (zmuszające w określonych sytuacjach do jodłowania) dolegliwości. Pierwsza reakcja to remanent w domowej apteczce i aplikacja określonych leków w oparciu o wcześniejsze doświadczenia. Druga zapisanie się do lekarza. Czas oczekiwania na lekarza pierwszego kontaktu (LPK) bagatela 45 dni. Po takim terminie bez ratowania się we własnym zakresie, można śmiało startować w mistrzostwach świata ( o ile takie są) we wspomnianym jodłowaniu. Miałem jednak trochę szczęścia i trafiłem na lekarza, który mógł mnie przyjąć w niecały tydzień. Przeżyję. Wizyta u lekarza jak wizyta. Ogólny wywiad prowadzony łamana polszczyzną , następnie wypisywanie skierowań na badania; USG, ogólne i na posiew, morfologia, cholesterol i parę innych, a na koniec, proszę przyjść ponownie jak będą wyniki.

Sążniste ogłoszenia na drzwiach każdego gabinetu w publicznej służbie zdrowia określające odpowiedzialność pacjenta za wypowiedziane przezeń słowa, już na wejściu określają zakres konwersacji z lekarzem. Dla uniknięcia odpowiedzialności karnej, konwersacja pacjenta z lekarzem winna się sprowadzać do; tak,tak .. nie, nie. Dlatego też, gdy lekarz prowadzący, nie zapisał mi żadnych leków, poza mimicznym zdziwieniem nie wypowiedziałem żadnego słowa sprzeciwu.

Po wyjściu z gabinetu przez synapsy, zwoje i szare komórki przeleciały mi trzy pytanio-skojarzenia; jaka religia ma uszlachetniać człowieka poprzez ból ?, dentysta sadysta, nie chcę być mistrzem świata w jodłowaniu. . Jak się okazało skojarzenia całkowicie nie uprawnione. Dalej już było z górki. Ponownie; rejestracja i zapisy. Krew, ogólne i posiew – za półtora miesiąca. USG - za trzy i pół miesiąca. Innymi słowy lekarz prowadzący, diagnozę postawi ewentualnie, a decyzję ,

o sposobie leczenia może podejmie za bagatela 100 dni, jak się odpowiednio wstrzelę w termin

przyjęcia przez LPK. W tym momencie doznałem olśnienia. Zrozumiałem dlaczego LPK nieprzepisał mi żadnych leków. Przecież jako osoba odpowiedzialna za zdrowie pacjentów, musi

dbać o wiarygodność wyników badań na które tychże pacjentów kieruje. Zaordynowanie określonej kuracji spowodowałoby, że wyniki badań wykonanych po 100 dniach miałyby się nijak do stanu zdrowia pacjenta z dnia pierwszej wizyty u LPK Zrozumiałem też dlaczego obowiązują tak odległe terminy badań. Ministerstwo Zdrowia musi wszak dbać o to aby wszelkie diagnozy były jednoznaczne i niepodlegające dyskusji. Można to osiągnąć w najprostszy z najprostszych sposobów, pozwalając aby choroba osiągnęła takie stadium, żeby na pierwszy rzut oka było widać co pacjentowi dolega. System ten pozwala ponadto na uniknięcie niepotrzebnego angażowania środków w przypadki beznadziejne, które po 100 dniach na ogół kończą się zejściem pacjenta z listy Narodowego Funduszu Zdrowia . Badania wykonałem. Zapisałem się ponownie do LPK i czekam. Czy stanę się przypadkiem beznadziejnym, godnym do wejścia na listę Zasłużonych dla Narodowego Funduszu Zdrowia ? Czas pokaże.

 

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0

UPS

#351918

Bardzo dobre, tylko narobiłeś mi apetytu na koniak i papierosa. A ja od ładnych paru lat nie palę. I co gorsza nie zamierzam już dzisiaj wychodzić z domu, nawet do kiosku (zresztą już zamkniętego).
Z tym papierosem to już drugi raz "mnię" na NP to spotyka! Muszę chyba rzadziej tu zaglądać!
Ale koniak w domu na szczęście jest. Pliska to też koniak, wbrew temu, co poniektórzy tu kiedyś usiłowali mi wmówić.
Koniak bez papierosa też ujdzie, choć po tej lekturze - to nie to samo, co z papierosem.
Dlaczegóż nie jestem niemłodą już lekarką dysponującą i jednym, i drugim? :-(
Ale dziesiątkę Ci postawiłam, nie jestem małostkowa :-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#352144