"nie wstydź się swojego komucha"

Obrazek użytkownika tad9
Kraj

Gdy tylko okazało się, że w kręgu „Gazety Polskiej” szykują książkę o potomstwie komunistycznych rodów, z miejsca zaczęło się piekło. Ci ludzie żyją na własny rachunek – zawołano z Czerskiej i okolic – jak można „obciążać dzieci winami rodziców?!” Otóż, można to robić zupełnie zwyczajnie i tak też się to robi. Jakkolwiek dla czytelników „GW” może to być rewelacją, to jednak faktem jest, że socjologowie (czy historycy) zajmują się badaniem nie tylko indywiduuów, ale też badaniem bytów zbiorowych zwanych – powiedzmy – grupami społecznymi. Ci dziwni badacze uważają bowiem, że człowiek zwykle nie dochodzi do wszystkiego w izolacji od innych li tylko siłą własnego umysłu i rąk, a przeciwnie – nasiąka wpływami środowisk w których się obraca, przy tym nie chodzi jedynie o wpływy emocjonalno-intelektualne, ale też o zaplecza innego rodzaju, ot chociażby o dziedziczenie osadzenia w strukturze społecznej, czy też o korzystanie z wypracowanej przez przodków sieci powiązań i znajomości. Rekonstrukcja tego rodzaju oddziaływań i związków nie jest możliwa, bez tego, co zwie się w III RP (z oburzeniem) „obarczaniem dzieci winami rodziców”, i tu pojawiają się liczne pytania. Bo dlaczego tak często mówi się u nas o obarczaniu „winami”, a nie „osiągnięciami”, i dlaczego wśród postkomunistycznych elit podchodzi się do takich spraw tak nerwowo? Toć gdzie indziej jest inaczej i jeśli czyjś dziadek czy ojciec, w uczciwy sposób zapewnił potomstwu dobre warunki startu, to ów ktoś raczej się takimi przodkami szczyci, niż się ich wstydzi i nie są mu straszne straszne żadne rodzinne lustracje. Ot, na przykład w jednej z angielskich telewizji dużą popularność miał (a może ciągle ma) program pt. „Who do you think you are”, jak raz polegający na grzebaniu w historiach rodzinnych uczestników. Grzebano tam pewnie tym, którzy sami chcieli, ale coś mi mówi, że nawet w takiej postaci „format” owego programu długo nie znajdzie w III RP nabywcy... Bo co z tego, że grzebią w nim ochotnikom, skoro taka operacja oswaja sam fakt grzebania i publiczność mogłaby jeszcze dojść do wniosku, że – po pierwsze – takie grzebanie jest ekscytujące, a – po drugie – to, skąd przychodzimy, ma jednak znaczenie?

W Anglii podobne konstatacje, to banał, ale mieszkamy przecież w Polsce, a to zupełnie inna sprawa... Tak się bowiem składa, że (w przeciwieństwie do Anglików)żyjemy w czasach świeżoporewolucyjnych w związku z czym przeróżne trupy w szafach nie zdążyły się jeszcze nad Wisłą gruntownie rozłożyć. Bo powiedzmy, że w takiej Anglii (czy Ameryce) protoplasta jakiegoś znanego rodu dorobił się na handlu opium (jeśli nie czymś gorszym) czy też zaczynał karierę od mordów i gwałtów w szeregach tej czy innej armii. Fakt niesympatyczny, ale z reguły było to kilkaset, czy może ze 160 lat temu, czyli dawno, więc zrobiły się z tego antykwaryczne anegdoty. Bo tak się już na tym świecie plecie, że dziadkowie czy ojcowie zrywają paznokcie, wnukowie i córki zostają biznesmenami, dziennikarzami, reżyserami, czy też dekoratorkami wnętrz, słowem miewają zajęcia czyste, przyjemne, prestiżowe i last but not least dobrze płatne, zaś prawnukowie i praprawnuczki (nie mówiąc o praprawnukach i prapraprawnuczkach) mogą już dość luźno odnosić się do spatynowanych początków swych fortun. Ostatecznie każda elita jakoś tam powstała, i choć jej zaranie to zwykle mało budujący obrazek., to jednak, jako się rzekło, czas leczy rany... Tak to wygląda w krajach szczęśliwszych, a u nas? Otóż, nas od ostatniej rewolucji (czyli gwałtownej wymiany elit) dzielą ledwie dekady, co rzecz jasna zmienia postać rzeczy: nie jesteśmy na etapie prawnuków i praprawnuczek, lecz na etapie córek i wnuków. Tu uwaga – pisząc o rewolucji nie mam, broń Boże, na myśli tzw. „obalenia komunizmu”, a przeciwnie – mam na myśli okres w którym komunizm w Polsce instalowano, bo to był czas, gdy w miejsce starych rodziły się nowe hierarchie i wtedy też trwała pierwotna akumulacja wciąż procentujących kapitałów społecznych... Oczywiście sławetna „transformacja ustrojowa też ma swoje znaczenie – ostatecznie to w jej trakcie kapitały społeczne zestalano w postaci kapitałów w klasycznym tego słowa znaczeniu, niemniej jeśli mamy szukać momentów założycielskich, to musimy kopać w okolicach roku 1939 (i kilkunastu następnych lat), choć można sensownie twierdzić, że wypada się cofnąć głębiej, to jest aż do roku 1914 – przynajmniej, jeśli przyjmiemy perspektywę nie wąsko-polską, ale szerszą, to jest wschodnioeuropejską. Bo ostatecznie druga wojna światowa była dogrywką pierwszej i to w efekcie „Wielkiej Wojny” (1914-1918) zaistniały reżimy, które, jak podaje Timothy Synder w dziele „Skrwawione ziemie” pomiędzy rokiem 1933 a 1945 wyprawiły na tamten świat 14 milionów mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej, zmieniając nie do poznania tereny ich zamieszkania i to zmieniając je zarówno w wymiarze politycznym, jak i kulturowym. Było więc tak, że przez lat kilkanaście na tym kawałku Ziemi kręcił się krwawy młyn, aż wreszcie na placu boju pozostali zwycięzcy, to jest partie komunistyczne, które wzięły w posiadanie nieszczęsne krainy regionu...

To, co dotąd nawypisywałem na pewnym poziomie nie jest kontrowersyjne nawet dla postkomunistycznego salonu (no, może poza końcówką ostatniego zdania....). Ostatecznie od ładnych paru lat furorę w III RP robią książki niejakiego Grossa, pisującego o tym, jak to Polacy utuczyli się na żydowskich i niemieckich majątkach, a już zupełnie niedawno powszechnie obcmokano film „Róża” Wojciecha Smarzowskiego, mówiący ponoć o tym, że „nasza rzeczywistość jest ufundowana na przemocy”. Cóż, nasza rzeczywistość faktycznie jest ufundowana na przemocy, ale hierarchia beneficjentów tej przemocy wygląda inaczej, niż powiada Gross (bo co dokładnie chciał nam powiedzieć Smarzowski – tego nie wiem). Otóż, w Polsce na samym szczycie tej hierarchii nie znaleźli się „aryjscy” biedacy przejmujący mienie żydowskich biedaków, tylko to, co można by orwellowsko nazwać „partią wewnętrzną” partii komunistycznej, to jest - „grupa trzymająca władzę” w PPR/PZPR. Nie bez znaczenia jest przy tym ta okoliczność, że owa „partia wewnętrzna”, w decydujących, pierwszopowojennych latach, w sporym procencie składała się z niedobitków KPP i KZMP, ale do konsekwencji objęcia władzy w Polsce przez przedstawicieli tak osobliwej subkultury jeszcze wrócimy, a póki co uświadomcie sobie skalę ich sukcesu - o ile w II RP partia komunistyczna (z przybudówkami) była umocowaną zewnętrznie polityczną sektą, której członkowie nie mieli dobrych widoków na kariery, o tyle po wojnie komuniści wzlecieli na sam szczyt i wzięli (prawie) wszystko, co było do wzięcia. Dodajmy, że ten awans miał też wymiar jak najbardziej materialny, i kto wie, czy grzebanie w hipotekach, nie wywołało by dziś ryku głośniejszego od tego, jaki rozlega się przy grzebaniu w metrykach, zwłaszcza, że rzeczony Gross wyprodukował był swoistą narrację do mówienia o takich sprawach w sposób moralistyczno-emocjonalny. A skoro już na to zeszło pozwolę sobie na dygresję. Otóż, żona Jana Grossa, pani Grudzińska-Gross, współautorka „Złotych żniw” jest córką komunistycznego prominenta – jakiegoś ministra, czy wiceministra. Jadwiga Staniszkis, która odwiedzała Grudzińskich wspomina, że mieli oni wspaniałe mieszkanie, a ja chętnie poznałbym historię tego mieszkania, bo coś mi mówi, że PRZED wojną mogło ono należeć do kogoś zupełnie innego, i ów ktoś ani go później Grudzińskim nie sprzedał, ani też – dobrowolnie – nie podarował. Nie wiem jak to było z tym konkretnym mieszkaniem, ale na podstawie lektury wspomnień samych komunistów, lub też wspomnień ich potomstwa mogę stwierdzić, że mieszkania, które chapnęli opisują często jako „poniemieckie”, choć były one „poniemieckie” na tej samej zasadzie, na jakiej „poniemiecki” był Wawel w którego komnatach na parę lat zainstalował się Hans Frank. Takie „poniemieckie” mieszkania można znaleźć w np. dwutomowej opowieści Stefana Mellera, w wywiadzie-rzece z Danielem Passentem, czy w „Domu na Rozdrożu” - książce Ewy Bieńkowskiej, która, to książka zdaniem Adama Michnika jest … „piękną sagą rodzinną, ale też imponującą, świetnie pomyślaną i napisaną opowieścią o Rodzicach, ludziach, którzy przeżyli epokę PRL-u, będąc osobowościami lewicy o nieskazitelnej uczciwości i aktywnym zaangażowaniu w swój czas” (tyle Michnik, a kto ciekawy, ten może poznać historię „Domu na Rozdrożu” z artykułu „Dobry adres” Agnieszki Rybak drukowanym w „Rzeczypospolitej” w 2008 roku). Są to interesujące sprawy, niestety – informacje o komunistycznych „złotych żniwach” są rozproszone i chyba nie istnieje większe opracowanie na ten temat, co – swoją drogą - świadczy na rzecz teorii o stalinowskich korzeniach współczesności (ostatecznie książki, których nie napisano, są czasem równie wymowne, co te napisane). Kiedyś trzeba będzie wrócić do tematu komunistycznych „złotych żniw”, ale teraz zajmijmy się innymi konsekwencjami podbicia Polski przez komunistów. Musimy trochę poteoretyzować, ale przecież wszyscy to lubią, więc – jazda...

Otóż, kultura polska, jak i większość innych kultur jest nie tyle monolitem, co raczej konglomeratem subkultur. Elementy tego konglomeratu wchodzą ze sobą w przeróżne interakcje, przy czym nie zawsze są to relacje przyjazne. Mówiąc językiem przyrodników – gra idzie o adaptację środowiska: każda subkultura (czy ściślej – jej elita) chce ustawić resztę pod swoje preferencje, a punkty starcia między najsilniejszymi subkulturami wyznaczają linie frontów największych wojen kulturowych. Takie wojny toczą się jak świat długi i szeroki, ale sytuacja w Polsce jest szczególna, a to z racji naszej pokręconej historii, o której wspomnieliśmy wyżej. Otóż, kilkadziesiąt lat temu konglomerat zwany polską kulturą gwałtownie przebudowano wprowadzając do jego centrum element z peryferii, przy czym subkultura, która z mocy Stalina dostała w Polsce władzę, była nastawiona dziko antagonistycznie do tego, co da się określić mianem głównego nurtu (czy, jak kto woli – do najsilniejszych dotąd subkultur). W Polsce ten główny nurt był przecież raczej katolicki, niż ateistyczny, raczej narodowy, niż internacjonalistyczny, raczej „zachowawczy”, niż „postępowy”, słowem – było to przeciwieństwo subkultury komunistycznej. Próba adaptacji środowiska pod preferencje tej właśnie subkultury oznaczała zatem totalną wojnę kulturową i taką wojnę wywołano, a jej najostrzejszą fazę zwiemy dziś „stalinizmem”. Stalinizm się co prawda skończył, ale jego liczne skutki pozostały, a jeden z tych skutków był taki, że infrastruktura służąca do podtrzymywania, reprodukcji i produkcji kultury (edukacja, media, słowem - dystrybutory prestiżu) została obsadzona przez przedstawicieli mniejszości wrogiej wobec kulturowych preferencji większości. A ponieważ była to, jak dotąd ostatnia rewolucja, więc struktury te ewoluują do dziś bez utraty ciągłości kooptując świeżą krew z grona osobników bliskich „genetycznie”, a ich zasobem są rody komunistycznej „arystokracji”. Czy chcę powiedzieć, że w tych rodach dziedziczy się jakieś kody kulturowe? To właśnie chcę powiedzieć i nie wydaje mi się, by była to teoria szczególnie szokująca. Czyż i w postkomunistycznej prasie nie uprawia się takiej „genetyki”? Otóż, uprawia się. Bo niby grzebanie w genealogiach jest w III RP wyklęte, ale czasem zdarzają się wyjątki. Ot, na przykład w zeszłym roku mieliśmy dyskusję o chłopskich korzeniach polskości. Rozprawiano na ten temat i w „Znaku” i w „Krytyce Politycznej”, a niezawodna „Gazeta Wyborcza”, wypuściła przy tej okazji cały cykl artykułów pod szyldem „Nie wstydź się swojego chłopa”. Nie będę tego wszystkiego tutaj streszczał, krótko mówiąc szło o to, że mentalność Polaków po dziś dzień kształtowana jest przez smutne doświadczenie poddaństwa i pańszczyzny. No cóż, poddaństwo i pańszczyznę w różnych zaborach znoszono w różnych latach, ale ostatecznie skończyło się to gdzieś tak ze 150 lat temu. Jakkolwiek by nie liczyć 150 lat to więcej niż 60, i trudno mi uwierzyć, że korzenie chłopskie przez wiek z okładem działają niczym jakiś retrospektywny determinizm klasowy, za to promieniowanie otoczenia komunistycznego nie daje się uchwycić już po paru dziesięcioleciach. Czy to możliwe, że szary Polak dziedziczy po swoim prapradziadku-chłopie pańszczyźniamym całą masę obciążających matryc mentalnych, a córka milicjanta, czy syn PRL-owskiego trepa nie dostaje po rodzicach niczego? I dlaczego córki SB-ków, synowie trepów i wnukowie funków KPP mogą w gazetach i telewizjach robić szaremu Polakowi różne psychoanalizy, a sami chcą mieć od takich operacji imunitet? Doprawdy proszę państwa! Nie wstydźcie się swojego komucha...

Brak głosów

Komentarze

Jeszcze 6 lat temu "Czerwone dynstie" Jerzego R. Nowaka były kompletnie zamilczane. Teraz autorzy "Gazety Polskiej" poruszyli ten sam temat, co wywołało oburzenie - i bardzo dobrze! Po pierwsze, tematu nie da się już uciszyć, więc zaistnieje wreszcie w powszechnej świadomości. Po drugie, ten wrzask świadczy o sile oddziaływania niezależnych mediów.

Lucy

Vote up!
0
Vote down!
0

Lucy

#325846

A w ojczyźnie demokracji i... poprawności politycznej nie słychać było wrzasków, gdy seniorowi rodu Kennedych, Josephowi, wyciągano przemyt whisky, sympatie do niemieckiego nazizmu i... katolicyzm ;-).

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#325856

Usiarnia, to nie żadna ojczyzna demokracji. Ojcowie tej ,,demokracji,, byli bowiem masonami. ,,Demokracja,, ta od początku miała być tylko przykrywką obowiązującą lud, a faktyczni panowie i wszystkie ważne sprawy zamknięte były wyłącznie dla kręgu faszystów.
Gdzieś od roku 1913, od przejęcia praw do druku pieniądza przez faszystowski prywatny FED, w usiarską demokrację wierzą już tylko naiwni.
Że tych naiwnych dużo, to inna sprawa. Ale, czy to tylko naiwność każe im przyjmować poprawność polityczną za dobrą monetę, czy raczej nieprzezwyciężony nawet latami ,,wolności i demokracji,, duchowy garb niewolnictwa najeźdźców na kraj indian ?

Vote up!
0
Vote down!
0
#325934

Bez przesady. I bez anachronizmów. Wszak masoneria jest nieco starsza od faszyzmu. Podobnie jak Stany Zjednoczone Ameryki (Północnej). Nieprawdaż?

A poza tym, pisałem z przekąsem. Nie jestem miłośnikiem amerykańskiej demokracji. A już szczególnie tej współczesnej.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#325935

http://www.efilmy.net/film,9940,Ameryka-Od-Wolnosci-do-Faszyzmu-America-From-Freedom-to-Fascism-2006-Napisy-PL.html
**********************************
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

********************************** Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#325941

Przykro mi, ale nie mam czasu oglądać. Skoro faszyzm jest ideologią, za początek której uznajemy powszechnie lata `20 ub. wieku, to pisanie o faszyzmie w USA przed tą datą jest anachronizmem.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#325946

Ależ faszyzm, to nie ideologia. Ideologia to gałąź polityki.

Faszyzm to tylko bandycki związek prywatnego z państwowym - dla dania ,,prywatnemu,, nieskrępowanych możliwości działania, a ,,państwowemu,, nieograniczone korzyści ze zdrady i korupcji, za osłonę ,,prywatnego,, przez aparat państwa.

Polityka zaś zaczyna się wtedy, gdy cele społeczne zostaną uzgodnione na poziomie moralnym, kiedy wszystkie siły polityczne stoją po stronie prawdy i dobra, a politykę rozumieją wyłącznie jako poszukiwanie sprawiedliwych i mądrych dróg do osiągnięcia naszych celów wspólnotowych.
Na poziomie Państwa są to cele narodowe, przede wszystkim dbałość o dobra wspólne Narodu, w tym Państwo.

Faszyzm jest tak stary jak zbrodnia kładąca kres działaniom politycznym, w tym korupcja. To jest jego sedno.

Dzisiejszy faszyzm powstał z potrzeb i za pieniądze światowej masonerii - to jej podstawowa na forum publicznym forma działania. Poza forum publicznym działa Faszystowski Konglomerat Zbrodni - od sędziego tulei, po seryjnego samobójcę, od biurokracji po GMO, od zamachu nieterrorystycznego, po faszystowskie praawa...
Otoczka propagandowo-ideologiczna zmierzająca do usankcjonowania tego systemu zbrodni jako ,,demokracja sterowana,, to sprawa nowa, to zabiegi bezpłodne, to filozoficzne efemerydy typu ue.

Do dziś faktycznie istniejące systemy faszystowskie: socjalizm klasowy/komunizm i socjalizm narodowy/liberalizm rywalizują o kierownictwo w masońskim, globalnym, ,,nowym porządku świata,, , o wytworzenie sprawniejszej, bardziej zabójczej dla zwykłego człowieka organizacji ,,rządu światowego,, , o ,,wytworzenie,, człowieka masońsko-satanistycznych elit, szykujących się do roli panów nad niewolnikami (,,zredukowanymi,, o 95%, aby nie byli pasożytami z punktu widzenia ,,panów,, już oswojonych z przedmiotami swoich nieukaranych grabieży), panów, którym wszystko ma służyć.
Bo celem tych zbrodniczych systemów nigdy NIE JEST CZŁOWIEK - ich celem jest INSTYTUCJA, czyli odczłowieczenie, czyli diabeł. Ich źródłem nie jest polityka, a nibypolityka, ,,polityka fałszywa,, , czy postpolityka: partyjniactwo i prywata.
To człowiek według nich ma się stać zniewolonym narzędziem, bezwolnym i nieświadomym rzeczywistości, trybikiem w tej BEZDUSZNEJ, niemoralnej i niesprawiedliwej instytucji.

Vote up!
0
Vote down!
0
#325979

zechce się zastanowić, dlaczego nie ma ( i chyba długo nie będzie) biografii Magistra Golenia i jego Joli Jablonex.
Może nie mieli "swojego komucha"?

Vote up!
0
Vote down!
0
#325862

może nastąpi w czwartym pokoleniu?
Świetnie opisany stan rzeczy 10 pkt.
**********************************
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

********************************** Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#325868

Uwaga !
Izotopy nie dochodzą do stanu rozkładu całkowitego. Opisuje je tylko ,,okres połowicznego rozpadu,, , po którym zostaje ich połowa. Po drugim takim okresie zostaje tylko połowa pozostałej połowy, ale zostaje. Izotopy różnią się wyraźnie tymi okresami.
Taki np. czerwony izotop niewolnictwa ma się wciąż dobrze mimo 3 tysięcy lat od exodusu z Egiptu i jeszcze chce na cały glob sprzedawać swoje luxfery vel lucyfery.

Vote up!
0
Vote down!
0
#325947

motto:

"Bywają czasy, kiedy pogardę trzeba rozdawać oszczędnie, z powodu wielkiej liczby potrzebujących".
/ François-René de Chateaubriand /

Warty propagowania tekst. - Swoista "wiwisekcja analityczna" chamienia (co jednocześnie oznacza ich "podmianę") elit - i nie tylko elit.
Tekst syntetyczny w treści i łatwo przyswajalny w formie - co nie bez znaczenia wobec gwałtownie obniżającego się poziomu intelektualnego społeczeństwa i symplifikacji werbalnej ("sms-owe" pokolenia..).

cornik
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

cornik Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#325908

jest bardzo dobry i powinien być rozpowszechniony;
Tad9 może wysłałbyś go do jakiegoś publikatora ?

Vote up!
0
Vote down!
0
#325911

Uprzejmie proszę Autora o śródtytuły (jeżeli Mu się będzie chciało).
A tekst - perełka :-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#325966

Przesłanie do Głosującego Bydła.

http://www.youtube.com/watch?v=X1jizHeC6_Y&feature=player_embedded#!

Warto zobaczyć i rozpowszechnić.

Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0

never06

#325938

 Mysle, ze moglabym byc zupelnie szczesliwa Polka, gdyby wlasnie komusze i ubeckie potomstwo zaczelo wstydzic sie swego komucha ! Ale oni chowajac go przed nami w glab swej szafy, sa z niego dumni ! Sa dumni, bo caly czas od 1945 roku jada na jego "dorobku". Na tym, ze okradal, mordowal, zdradzal - i tak wlasnie wybudowal swe koneksje i dobry start dla  potomstwa. Wystarczy popatrzec w TVP i wszystkie jej prywatne odmiany. Te, Olejniki, Kraski Miecugowy to tylko male okruchy... 

I niestety nie ludzmy sie : nikt z nich nie wstydzi sie dzialalnosci babci, dziadka, matki, ojca w UB, MO, SB, PZPR. Bo cytujac Gomulke...: maja dusze alfonsa... i nie maja sumien i poczucia wstydu, lecz jedynie jak zlodziej, ktory uwaza, ze nalezy schowac swoj lup (zly czyn), lecz nie przyjdzie mu do glowy zan sie wstydzic- chowaja to. A skoro sie nie wyda, to wszystko jest OK. No i zawsze mozna powiedziec, ze przeciez nie odpowiadam za czyny rodzicow, chociaz na ich czynach zbudowal swoj dobrobyt.

Niech wiec zaczna sie wstydzic ... i naprawiac swa postawa zlo uczynione przez rodzicow.

WIEM ! Glos wolajacego na puszczy.....

Vote up!
0
Vote down!
0
#325945

Wstyd jest uczuciem.
Żaden lewak, w tym faszysta, w tym komucha uczuć nie ma. Cechuje ich stoicyzm zbrodniarzy.
To robactwo, to pasożyty. Są nienawracalni, opętani przez diabła.
Jedyne, co jako ludzie możemy zrobić, to odebrać im warunki, w których mogli by się rozmnażać, tak jak humanitarnie tępi się pasożyty.

Nie uprawiajmy polityki, budujmy więzienia dla lewaków !!!

Vote up!
0
Vote down!
0
#325953

potwornie zakompleksiona. Na każdym kroku, w każdym słowie przebija konieczność podkreślania swojej wysokiej kultury, wrażliwości, otwartości oraz czegoś co zwą "normalnością". Wszystko to podszyte jest wstydem, który jako podszewkę ma strach. Strach wywołuje pojęcie prawdy, zaś wstyd telepie się podświadomie w tych zrytych czerepach, gdyż wiedzą że to co wyznają jest wbrew porządkowi naturalnemu. I nie ma znaczenia czy chodzi o zrywanie przesłuchiwanemu paznokci, czy rabowanie w imię idei czy też wpychanie penisa przez jednego gościa do odbytu drugiego gościa jako wyraz wyższej wrażliwości i szeroko rozumianego postępu. Toczą więc gówniane życie w gównianym świecie zmajstrowanym przez swych przodków, z którego nie chcą i nie mogą się wyrwać bo to z trudne przy świadomości kim byli przodkowie i jakim genotypem skażyli swe potomstwo. Wstyd i strach był powodem tak nagminnego zmieniania tożsamości. Dlaczego po 1945 r. Żydzi zmieniali nazwiska bądź pozostawali przy fałszywych z okresu wojny? Przecież wstydzić się własnego nazwiska to jak wyprzeć się swojej tożsamości i swego dziedzictwa. Mieli się czego wstydzić, ale na cóż zmiany nazwisk skoro wnętrze pozostało nikczemne tak jak było, a mentalność podrasowana. I żyją złudnie bezpieczni zamknięci przez samych siebie w swoich gettach zakłamania, w których prawda, prędzej czy później ich, dopadnie.

Pozdrawiam

HdeS

Vote up!
0
Vote down!
0

HdeS

#325965

,,Wstyd i strach był powodem tak nagminnego zmieniania tożsamości. Dlaczego po 1945 r. Żydzi zmieniali nazwiska bądź pozostawali przy fałszywych z okresu wojny?,,.

W swoich mafijnych księgach i tak pozostają Żydami. Gorzej z nami, którzy na codzień jesteśmy bezbronni wobec tej ich mafijnej organizacji i mafijnych celów. Dokąd pozostawali przy nazwiskach obcobrzmiących mieliśmy chociaż mały sygnał ostrzegawczy - gdy zmienili nazwiska na polskobrzmiące, są już tajniakami.
Ciekawe jest bardzo, ilu jest takich ? Gdzieś mi mignęła niewiarygodna liczba 3 milionów.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326290

Na którym wiele zła różnej nacji dojrzewa
Rosnąc będzie obnażało swoje spadające dojrzałe owoce
A wtedy zaczną się niektórym niespokojne noce
Pozdrawiam
PS.
Synder , czy Snyder?

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#326076