Joe Chal - „O Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości?”

Obrazek użytkownika Joe Chal
Kraj

„Na prośbę byłego Posła RP Piotra Smolany publikuję jego list otwarty”

Rzekł Platon do Sokratesa:
„Mistrzu, kocham Cię bardzo,
ale Prawdę ukochałem jeszcze bardziej,
dlatego nie mogłem skłamać”.

MINISTER SPRAWIEDLIWOŚCI
Pan Jarosław Gowin

PROKURATOR GENERALNY
Pan Andrzej Seremet

RZECZNIK PRAW OBYWATELSKICH
Pani Irena Lipowicz

LIST OTWARTY

Geneza i chronologia bezprawia panującego
w Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości
w Bielsku-Białej

W związku z zamierzoną reformą Sądownictwa i Prokuratury - my sygnatariusze niniejszego Listu Otwartego - zawiadamiamy Pana Ministra Sprawiedliwości, Pana Prokuratora Generalnego RP i Panią Rzecznik Praw Obywatelskich o istniejących od wielu lat rażących nieprawidłowościach, nepotyzmie, kunktatorstwie i pospolitym kolesiostwie – które to negatywne cechy zawładnęły całkowicie tutejszym Bielskim Wymiarem (Nie-)Sprawiedliwości.

Zmuszeni czujemy się pisać ten List Otwarty pod szyldem Stowarzyszenia – gdyż wielokrotnie przekonaliśmy się, że jednostka nic nie znaczy, że pojedynczy człowiek, pojedynczy obywatel nic nie wskóra i niczego nie osiągnie – choćby pisał jak najbardziej wiarygodne pisma i skargi. Bezduszna administracja urzędnicza – czy to w Ministerstwie Sprawiedliwości, Prokuraturze Generalnej czy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich nie da mu żadnych szans na osiągnięcie swojego celu – jakim jest ukazanie swojej krzywdy doznanej od instytucji państwowej. Głos pojedynczego człowieka - jest jak głos wołającego na pustyni. Dowodem na to są opóźnione uniewinnienia po latach ludzi skrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości – jak to ukazuje TVP „Polsat” w programie „Państwo w Państwie”.
Jak szeroko zaczynają się rozpisywać media – na przykład tygodnik „Nasza Polska” - redaktor Paweł Siergiejczyk w artykule pt.: „Kraj bez odpowiedzialności” (nr 37 z 11.IX.2012 r.) mocno zaakcentował, że Państwo polskie właściwie jest już niewładne z powodu ogromnej władzy sądowniczo-prokuratorskiej, która nie ponosi w zasadzie żadnej odpowiedzialności nie tylko przed Parlamentem, ale nawet przed Narodem – zaś sama władza, nie tylko sądownicza, pozostaje całkowicie ponad prawem i zwykłą przyzwoitością. Gdyby władza sądownicza odpowiadała przed Sejmem – byłaby odpowiedzialna również przed Narodem - bo z woli Narodu są wybierani posłowie i senatorowie.

Satyrą dogłębną wydaje się być – że zarówno sądownictwo jak i prokuratura – rządzą się swoimi prawami, nie podlegają kontroli nie tylko ze strony Parlamentu, ale nawet Ministerstwa Sprawiedliwości i Prezydenta RP. Ta władza puszczona jest w samopas i nikt jej nie zagrozi – bo tak się ustawiła nawet w stosunku do Narodu.

Satyrą następną wydaje się być – że duchowieństwo rzymskokatolickie, a więc w zasadzie prawie każdy ksiądz katolicki - wyraża się bardzo niepochlebnie o dzisiejszym polskim wymiarze sprawiedliwości, zaś aż dwóch księży katechetów posła Piotra Smolany – w tym czasie kiedy pełnił mandat poselski - wyraziło się do niego w sposób jednoznaczny około 2002 – 2003 r. (cytat):

o ach to nasze dzisiejsze sądownictwo…. tam nie ma po co szukać sprawiedliwości !!! .....
o Piotrze – uważaj na te swoje sprawy w sądach. Tam jest dzisiaj kompletne bagno! ( Koniec cytatu).

Ten drugi ksiądz zatem dość dokładnie przepowiedział Piotrowi Smolanie – byłemu jego uczniowi i ówczesnemu posłowi to, co sądownictwo bielskie mu zafundowało – a cały Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości poszkodował na znaczne kwoty pieniężne – które szacunkowo zamykają się sumą co najmniej 200.000,- złotych bez odsetek w akcie zemsty za napisaną przez niego interpelację poselską.

Gdy którykolwiek z członków Narodu Polskiego zarzuci dzisiaj sądownictwu polskiemu bezprawie, sobiepaństwo – zaraz każdy Prezes któregokolwiek Sądu w Polsce odpisze od razu - że (cytat): „on nic nie może skontrolować – bo sądy są niezawisłe”. (Koniec cytatu).

Wypadałoby do wszelkich prerogatyw sądownictwa dołożyć jeszcze tzw. nieomylność na wzór nieomylności papieskiej - zarządzić, aby sędziowie czarne togi zamienili na białe (na wzór papieskiej sutanny) i będziemy mieli pełnię władzy sądowniczej w Polsce. Wówczas Prezes któregokolwiek Sądu w Polsce odpisze dodatkowo, że (cytat): „sądownictwo jest również nieomylne”. (Koniec cytatu).
Jeżeli w tegorocznej Edycji Raportu Wolności Gospodarczej Świata - Polska spadła z odległego miejsca 42 na 48 i na 10 możliwych punktów kraj nasz uzyskał notę 7,31 – zaś spośród ocenianych dziedzin życia państwa najmniej uzyskał wymiar sprawiedliwości – 6,33 – to powyższe fakty świadczą o fatalnym stanie naszego państwa.

Jak pisze red. Paweł Siergiejczyk we wspomnianym artykule - Prokurator Generalny Andrzej Seremet na razie nic nie może zrobić w sprawie afery „Amber Gold” w kwestii pociągnięcia do odpowiedzialności - choćby dyscyplinarnej - gdańskich prokuratorów, gdyż musi na to zgodzić się Krajowa Rada Prokuratorów. Widzieliśmy w Telewizji na pasku informacyjnym i słyszeliśmy w radiu, jak Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin zmaga się ze swoją bezsilnością – bo chce likwidacji Krajowej Rady Prokuratorów – co zapewne czynił w porozumieniu z Prokuratorem Generalnym.

Ktoś mógłby pomyśleć, że zarówno Prokurator Generalny Andrzej Seremet jak i Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin zaczynają szaleć na tym polu likwidacyjnym – ale oni właśnie jako pierwsi zrozumieli, że hamulcem w szybkim wyjaśnieniu spraw kryminalnych, w których „umoczeni” są wysocy funkcjonariusze państwowi - są właśnie te gremia koleżeńskie: Krajowa Rada Prokuratorska, czy też Krajowa Rada Sądownicza.

Sami przekonaliśmy się, że pisząc do tych instytucji jakąkolwiek skargę na sędziego lub prokuratora – rozpoczynają oni procedurę spychania sprawy w dół – nie tyle żądając, co „prosząc” o wyjaśnienia – a następnie powielone kłamstwa przedstawiają delikwentowi jako ostateczne wyjaśnienie, nieomylne, niezawisłe, niepodległe jakiemukolwiek zaskarżeniu wraz z przesłaniem groźby, że dalsza korespondencja pozostanie bez odpowiedzi. Jeden z najświeższych przykładów takiego postępowania podany zostanie przez trzeciego sygnatariusza - Mieczysława Górę w dalszej części niniejszego Listu Otwartego.

Oto obraz Państwa Prawa – jakim usiłuje się przedstawiać Rzeczpospolitą Polską - po 23 latach od tzw. transformacji ustrojowej.

Nie tak dawno – znany karnista i adwokat prof. Piotr Kruszyński oraz Roman Giertych odnosząc się do instytucji biegłych sądowych - wyrazili pogląd w Telewizji – że biegli zwłaszcza w sprawach gospodarczych są przypadkowi i stanowią zagrożenie dla prawa i dla właściwego wyrokowania: wręcz określili to patologią biegłych !
Niespełna dwa tygodnie temu znany polityk – poseł Grzegorz Napieralski wypowiedział się w mediach na całą Polskę w związku z niedawną aferą „Gold Amber” jak i wyrokiem sądowym wydanym na mafię pruszkowską, ale głównie w związku z nagraniem magnetofonowym jednego z sędziów gdańskich - że (cytat): „Brak niezawisłości sędziowskiej zaczyna być normą” (Koniec cytatu). I To stało się cechą Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości !

A przecież Niezawisłość Sędziowska obejmuje następujące elementy:

• bezstronność w stosunku do uczestników postępowania;
• niezależność wobec organów i instytucji pozasądowych;
• samodzielność sędziego wobec władz i innych organów sądowych;
• niezależność od wpływu czynników politycznych, zwłaszcza partii politycznych;
• wewnętrzna niezależność sędziego.

I najważniejsza prerogatywa sędziego:

• Sędzia w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości podlega wyłącznie normie prawnej oraz własnemu wewnętrznemu przekonaniu.
Nie chcielibyśmy już w tym miejscu przytaczać następnej wpadki – tym razem Prezesa Sądu Gdańskiego – który po telefonicznej prowokacji dziennikarskiej „Gazety Polskiej” - był gotów podporządkować się do wymogów odpowiedniej „prawomyślności” czy też tzw. „poprawności politycznej” – które oczywiście nie miałyby nic wspólnego z praworządnością. Ten fakt jedynie potwierdzałby przytoczone słowa posła Grzegorza Napieralskiego.

Ciekawie tę aferę opisuje na łamach tygodnika „Gazeta Polska” (Nr 39 z dnia 26.IX.2012 r.) redaktor Piotr Lisiewicz (cytat):

Prezes gdańskiego sądu Ryszard Milewski zapytany o to, czy sędziowie zajmujący się właścicielem Amber Gold są zaufani, odpowiedział – tonem urażonym faktem, że ktoś może podejrzewać go, iż nie panuje nad swoim sądem - „Proszę się nie martwić”. Sprawa dotyka kwestii kluczowej dla działania postkomunistycznych sądów. Jest w nich normą, że sędziowie młodzi, w szczególności asesorzy, słuchają starszych, w szczególności prezesów. Ci starsi – z przeszłością w państwie komunistycznym – nie czytali akt sprawy, w których doradzają młodym. Nie byli na rozprawach, nie znają dowodów, jednym słowem kompetencje do wyrokowania w nich mają zerowe. Ale doradzają im, jaki ma być wyrok, kiedy chcą mieć święty spokój. Żeby nie czepiał się ich ważny polityk, biznesmen, a w szczególności media. A młodzi sędziowie gorliwie słuchają tych rad. Dziękując bardziej doświadczonym kolegom, że uchronili ich przed wejściem na minę. Własnego zdania nie mają, bo bardzo często są po prostu niemiłosiernie słabi merytorycznie. Dostali się na aplikację, bo są z właściwej rodziny, bez konieczności rywalizacji z rówieśnikami. A wobec starszych mają uzasadniony kompleks niższości. I nie mają wyrzutów sumienia, że wydali skrajnie niesprawiedliwy wyrok. Przecież tak kazał im mądrzejszy. I kazał się „nie martwić”. (Koniec cytatu).

Ale w związku z ogłoszeniem w mediach na całą Polskę, iż wyrok przeciwko mafii pruszkowskiej został dlatego tak mocno złagodzony – gdyż (cytat): „Zeznania mafiosów okazały się być niewiarygodne” (koniec cytatu) – chcemy oświadczyć, że w procesie sądowym przeciwko posłowi Piotrowi Smolanie w Sądzie Pracy (gdzie jak wiadomo: dowodami są przede wszystkim dowody pisane w formie dokumentów) za wiarygodne uznano zeznania świadków z ulicy, którzy nie byli wcale zatrudnieni w Biurze Poselskim i te fałszywe zeznania posłużyły do bezwzględnego skazania tego posła po sfingowanym wieloletnim procesie w Sądzie Karnym – bez żadnego postępowania dowodowego – gdyż wszyscy sędziowie-negacjanci i prokuratorzy-negacjanci z Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości od początku nastawieni byli na bezwzględne ukaranie posła za napisaną przeciwko nim interpelację poselską ujawniającą korupcjogenne praktyki w ich wydaniu – podobnie jak jest teraz z korupcjogenną aferą „Amber Gold”.

Posłowi Piotrowi Smolanie nie przedstawiono żadnych prawdziwych, czy nawet sensownych zarzutów – poza wyimaginowanymi, które upadły w 3/4 części aktu oskarżenia w procesie wytoczonym mu 3 lata po nieuchyleniu mu immunitetu poselskiego, zaś pozostała 1/4 również jest obalona, ale SSR Marcin Świtalski zastosował karygodny – niemalże gangsterski chwyt poniżej pasa: po prostu nie skonfrontował spreparowanych dowodów z oskarżonym posłem i skazał go tylko po to, aby ukarać wyrokiem skazującym i uniemożliwić oraz zablokować wstęp na listy wyborcze.
Mało tego – SSR Marcin Świtalski przewlekając ten proces pod sygn. akt III K 823/06, opóźniając ogłoszenie wyroku aż o 2 miesiące (z dnia 20 września 2010 r. aż do dnia 15 listopada 2010 r.) - uczynił ten niepraworządny ze wszech miar wyrok aktem prawnym mającym mieć cechy niepodważalnej wiarygodności

W dniu 20 września 2010 r. po przewlekłym 4-letnim procesie nie miał żadnych dowodów, ani argumentów przemawiających za skazaniem Piotra Smolany – zaś na dzień 15 listopada 2010 r. dorobił inne „dowody” nigdy nie istniejące wcześniej w aktach sądowych – które okazały się być anty-dowodami przemawiającymi na korzyść oskarżonego i na siłę skazanego byłego posła Piotra Smolany.

Uczynił tak zgodnie z odgórnymi ustaleniami tylko po to, aby zadośćuczynić i „potwierdzić” nie tyle fałszywy akt oskarżenia prok. Jacka Filipka sygn. 2Ds 83/06/JF z dnia 9.V.2006 r. - co aby „potwierdzić” wcześniejszy fałszywy wyrok SSR Marioli Adamiec-Witek sygn. akt VP 62/03 z dnia 24.II.2004 r.
SSR Marcin Świtalski – stwierdzając w tym procesie sygn. akt III K 823/06 niezgodność zeznań aż w 75 % - jako sędzia-negacjant nie miał najmniejszego zamiaru i nie uczynił tego – gdyż nie skierował z urzędu do Prokuratury Rejonowej zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez 10 świadków z bielskiej Samoobrony składania fałszywych zeznań – w tym również i przede wszystkim przez fałszywego powoda Krzysztofa Dolińskiego, który twierdził uporczywie, że był pracownikiem Biura Poselskiego Piotra Smolany aż przez 16 miesięcy – podczas gdy świadczył pracę sporadycznie przez niewiele dni w ciągu dwumiesięcznego okresu obowiązującej go umowy o pracę w okresie stycznia i lutego 2002 r.

Tak samo postąpiło aż 26 sędziów Sądu Rejonowego i Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej – którzy również nie mieli najmniejszego zamiaru, bo nie uczynili tego i nie skierowali z urzędu do Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez 10 świadków z bielskiej Samoobrony składania fałszywych zeznań – w tym również i przede wszystkim przez fałszywego powoda Krzysztofa Dolińskiego,

Byli to następujący sędziowie-negacjanci:

- sędzia Mariola Adamiec-Witek sygn. akt V P 62/03 i V P 393/07
- sędzia Agata Kruczek sygn. akt III Kp 897/06
- sędzia Anna Jachym sygn. akt III Kp 897/06
- sędzia Marcin Kowrygo sygn. akt III Kp 897/06
- sędzia Ilona Damek sygn. akt III Kp 897/06
- sędzia Marcin Świtalski sygn. akt III K 823/06 i III Kp 897/06
- sędzia Anna Grochowicz sygn. akt III K 823/06
- sędzia Bogdan Fibinger sygn. akt III K 823/06
- sędzia Bernadetta Szaton sygn. akt III K 823/06
- sędzia Tatiana Kania sygn. akt III K 823/06
(pismo A.01761/76/06 z dnia 18.X.2007 r.)
- sędzia Aleksander Kierczak sygn. akt III K 823/06
(pismo A.01761/79/06 z dnia 04.III.2008 r.)
• sędzia Joanna Banaś-Paluch sygn. akt V P 393/07
• sędzia Beata Wawryków sygn. akt V P 393/07
• sędzia Mariusz Grążawski sygn. akt V P 393/07
• sędzia Ryszard Jura sygn. akt VI Pz 17/08 i VI Pz 50/08
• sędzia Barbara Górka sygn. akt VI Pz 17/08
• sędzia Jolanta Mika sygn. akt VI Pz 17/08
• sędzia Grażyna Suszyńska sygn. akt VI Pz 50/08
• sędzia Zbigniew Pietrynko sygn. akt VI Pz 50/08
• sędzia Wiesław Sadło sygn. akt VII Kz 277/08; VII Kz 214/09; VII Kz 534/07;
• sędzia Katarzyna Nocoń sygn. akt VII Kz 534/07; VII Kz 308/09;
• sędzia Agata Mieszczak sygn. akt VII Kz 277/08

• sędzia Andrzej Trzopek sygn. akt VII Kz 277/08; VII Kz 447/07; VII Kz 214/09; VII Kz 308/09;
• sędzia Piotr Wójciga sygn. akt VII Kz 447/07; VII Kz 308/09;
• sędzia Anna Kuboszek-Roman sygn. akt VII Kz 447/07; VII Kz 534/07;
• sędzia Dariusz Biały sygn. akt VII Kz 214/09

Również w ten sam sposób zachowało się aż 18 prokuratorów-negacjantów – którzy również przybywając na 18 rozpraw (za każdym razem inny prokurator) – również nie chcieli dopatrzyć się fałszywości w zeznaniach zarówno jego – jak i podstawionych przez Krzysztofa Dolińskiego fałszywych świadków z bielskiej Samoobrony i nie mieli najmniejszego zamiaru i nie uczynili tego - tj. nie wystosowali odpowiedniego aktu oskarżenia z art. 233 Kodeksu Karnego.

Byli to następujący prokuratorzy-negacjanci:

• prok. Jacek Filipek
• prok. Arkadiusz Jóźwiak
• prok. Maciej Fereniec - jedyny prokurator wahający się, który podpisując i tak fałszywe postanowienie 2 Ds 43/06/MF w dniu 31.III.2006 r. - po upływie ponad 1 roku czasu – wystąpił nagle w dniu 23.V.2007 r. z wnioskiem (zażaleniem) przeciwko sędziemu Marcinowi Świtalskiemu na jego postanowienie z dnia 16.V.2007 r. o pozostawieniu sprawy o sygn. akt III Kp 897/06 bez rozpoznania – o nadanie oskarżycielowi Piotrowi Smolanie statusu pokrzywdzonego – co przyznała następna sędzia prowadząca proces pod sygn. akt III Kp 897/06 w dniu 6.VII.2007 r.
Pikanterii sprawie przydaje fakt – że ten proces sygn. akt III Kp 897/06 przejęła sędzia Agata Kruczek (koleżanka sędzi Marioli Adamiec-Witek (najbardziej winnej wydania niepraworządnego wyroku sygn. akt VP 62/03 z dnia 24.II.2004 r.) i po 2 latach – wbrew uzyskanemu statusowi pokrzywdzonego – pokrzywdziła Piotra Smolanę bezczelnym podtrzymaniem fałszywego postanowienia prokuratorskiego, nie zważając na szczegóły zawarte w jego piśmie procesowym z dnia 29.I.2008 r. – apelu o samowyłączenie się tej sędzi i wbrew zażaleniu- wnioskowi prokuratorskiemu z dnia 23.V.2007 r. - obaliła status pokrzywdzonego Piotra Smolany pod wyraźnym naciskiem swej koleżanki sędzi Marioli Adamiec-Witek.
• prok. Zbigniew Długosz
• prok. Małgorzata Golus
• prok. Beata Zamojska
• prok. Dominika Grochal
• prok. Wojciech Podsiadło
• prok. Juliusz Rudak
• prok. Lucyna Stebelska
• prok. Rafał Ślęzak
• prok. Adam Handke
• prok. Rafał Krzysteczko
• prok. Anna Zarychta
• prok. Mateusz Wolny
• prok. Dariusz Warzecha
• prok. Marcin Kurdziel
• prok. Paweł Nikiel
Dlaczego ani jeden raz na proces wytoczony na podstawie sfingowanego fałszywego aktu oskarżenia sygn. 2 Ds 83/06/JF/S – nie przybył nigdy jego autor prokurator Jacek Filipek ?

Ale czyż można się dziwić – że tak marna jest kondycja polskiego wymiaru sprawiedliwości, skoro nawet „Gazeta Polska” piórem redaktora Piotra Lisiewicza nie pozostawiła swego czasu (bodajże w ubiegłym 2011 roku) suchej nitki na osobie prof. Adama Strzembosza za to, iż ten naiwnie sądził w 1989 r. - że „w polskim sądownictwie komunistycznym dokona się samooczyszczenie i nie potrzebna jest wymiana sędziów na nowych, nie skażonych mentalnością komunistyczną”.

Nie wszystkim jest wiadome – że po upadku komunizmu w dawnej Niemieckiej Republice Demokratycznej i włączeniu jej do Republiki Federalnej Niemiec – rząd boński pod presją sędziów i prokuratorów RFN-owskich nie zgodził się na pozytywną weryfikację sędziów NRD-owskich. Ma to swoją wymowę i świadczy o tym, że sędziowie ci zdawali sobie sprawę z tego, iż sędzia i prokurator z rodowodem komunistycznym, „wbitą do głowy” ideologią marksistowsko-leninowską - jest w zasadzie niereformowalny.

W innym miejscu „Gazeta Polska” piórem znanego kiedyś z radia redaktora Marcina Wolskiego (Nr 38 z dnia 19.IX.2012 r.) napisała samą prawdę o stanie i kondycji polskiego wymiaru sprawiedliwości w artykule pt.: „Utracona cześć Temidy G.” - w którym chodzi oczywiście o Gdańskie Sądownictwo.

W artykule tym wspomniany redaktor nawiązuje do wielu wcześniejszych afer „zahaczających” o wymiar sprawiedliwości, w których nie spełnił on swojej należytej roli. Nagranie dyktafonowe w „Agorze” dokonane przez Adama Michnika złamało interesy Lwa Rywina i nadwątliło heroiczny image Michnika – które jednak przeorało scenę polityczną w Polsce.

I Faktem bezspornym wydaje się być, że kolejne nagrania Józefa Oleksego z Aleksandrem Gudzowatym, tudzież nagrania telefoniczne z podsłuchów CBA dokonane z telefonów w sprawie afery starachowickiej i radomskiej, „pogaduchy” na cmentarzach Rycha, Mira i Zbycha w aferze hazardowej czy ostatnie nagranie Beaty Sawickiej gdzieś w Sopocie – powinny były również przeorać tę scenę polityczną:

a tu o dziwo: – jedynie Sojusz Lewicy Demokratycznej potrafił uporać się z korupcją we własnych szeregach, gdyż – w odróżnieniu od Platformy Obywatelskiej – doprowadził do wyroków skazujących, jeżeli już nie za aferę Rywina (Lew Rywin był tu najmniej winny) – to przynajmniej nie okrywał w bawełnę wspomnianej afery starachowickiej, radomskiej, czy tej związanej z korupcyjną działalnością posła Andrzeja Pęczaka. Taki los – jaki spotkał tego ostatniego – powinien był dotknąć Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego i Ryszarda Sobiesiaka za jawny lobbing w uchwaleniu ustawy hazardowej zgodnie z prywatnym zamówieniem politycznym wybranej grupy biznesmenów.

Jak pisze redaktor Marcin Wolski – tym razem trąd dotknął Pałacu Sprawiedliwości. Obnażył funkcjonowanie nie jednego prominentnego sędziego – ale wysunął mocno uzasadnione przypuszczenie, że nie jest to niechlubny wyjątek, lecz norma. Pan redaktor w jakiś sposób powielił wcześniejsze słowa lewicowego posła Grzegorza Napieralskiego – chyba, że było odwrotnie: iż to poseł powielił te słowa po lekturze tegoż artykułu. Zdawać by się mogło, że lewicowi posłowie nie czytają prawicowych gazet – ale my wiemy, że czytają.

I ten trąd – który dotyka chyba wszystkich Pałaców Sprawiedliwości w Polsce – udowodnił słowami tegoż redaktora, że „Król jest nagi”, a tu raczej winniśmy zakrzyknąć, że to „Temida jest goła” i że to, co do tej pory o POLSCE UKŁADÓW i ZNIEPRAWIENIA było jedynie powszechnym mniemaniem społecznym – zostało dowiedzione - i to od Gdańska do Pruszkowa !

I jak pisze dalej redaktor Wolski w zakończeniu artykułu (cytat): „Jedno jest straszne, biorąc przykład z Mojżesza – braliśmy pod uwagę, że po latach komunizmu musi upłynąć 40 lat i musi wymrzeć stare pokolenie, zanim nowe doczeka innych czasów i lepszych standardów. Tymczasem ponad połowa czasu minęła – a my nie jesteśmy wcale bliżej Ziemi Obiecanej” (koniec cytatu).

Nadmienić w tym miejscu wypada również – co jest może nie wszystkim wiadome – że w Stanach Zjednoczonych obligatoryjną przyjętą praktyką jest, iż sędzia uprawia swój zawód co najwyżej 3 lata w jednym miejscu – po upływie tego okresu czasu jest bezwzględnie przenoszony do innego miasta, a nawet do bardziej odległego stanu USA, aby tym sposobem zerwać zawiązane przez niego koterie lub inne układy koleżeńskie, a tym samym wpłynąć na jego pełną niezależność i niezawisłość w orzekaniu i aby była ona wolna od podatności na inne zależności.

Tak niestety nie jest w naszym kraju, gdzie sędzia często „zagrzewa” jedno miejsce przez 30, a nawet 40 lat swojej pracy zawodowej – a bywa i często, że układy rodzinne wytworzyły się w taki sposób, że mąż jest sędzią, żona prokuratorem, a syn adwokatem w jednym i tym samym obrębie judykatury. Poza tym najczęściej zawiązują oni długoletnie przyjaźnie z możnowładcami na danym terenie – gdzie układy koleżeńskie i towarzyskie przeplatają się z układami politycznymi, tudzież również ze śmietanką ze świata biznesu, kultury i służby zdrowia. Nie trzeba chyba dodawać, że ten układ wzajemnie się adoruje i wspiera w dążeniu do jednego celu, jakim jest tzw. wygodne, życiowe ustawienie się.

Podnosząc powyższe – na własnych przykładach chcemy wykazać, że tutaj prawo stanowione dotyczy tylko tych malutkich, nie posiadających żadnych koneksji i układów z sędziami i prokuratorami, zaś dla wielkich posiadających w obrębie swoich znajomych sędziów i prokuratorów lub członków ich rodzin - stosowane jest prawo niepisane, bez żadnych paragrafów, nie muszą się obawiać żadnych sankcji karnych lub innych wyroków, bo włos im z głowy nie spadnie – obroni ich istniejący układ władzy sądowniczej.

W Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości – jeżeli ktoś posiada jakiekolwiek koneksje i powiązania towarzyskie, pomijając rodzinne – może się niczego nie obawiać, bowiem sędziowie stworzą taką ochronę dla tego wybrańca, że nad prawem przewagę uzyska bezprawie i jest to najczęstszą praktyką w Bielsku-Białej – gdzie Wymiar (Nie-) Sprawiedliwości posiadał od niepamiętnych lat wczesnego socrealizmu, a więc już od co najmniej lat sześćdziesiątych najgorszą opinię w kraju, a opinia ta ciągła się poprzez lata stanu wojennego aż do dnia dzisiejszego i obecnie znajduje swoje jawne potwierdzenie na przykładach, które podamy.

Kpiny z prawa, z ludzi starszych – ich przekonań i wiary w czystość intencji Państwa polskiego reprezentowanego między innymi przez trzecią władzę (sądownictwo) – jakie wygłaszane są w mediach przez dzisiejszych „wielkich” - to faktycznie jedynie żenada.

My uważamy – że obecne Państwo polskie nie stoi na straży prawa, bowiem brak kontroli nad wyrokami przez niezależne organy Państwa – spowodował, że sędziowie wraz z prokuratorami poczuli się bezkarni, a istniejąca w tym samym mieście, w tych samych układach i koligacjach tzw. druga instancja odwoławcza (nierzadko ostateczna) staje się dla normalnego - często absolutnie niewinnego człowieka - wyrokiem często przekreślającym jego samego, a nawet jego dorobek - na całe życie.

Ta bezkarność i rozzuchwalenie się trzeciej władzy - wynikają między innymi i z tego faktu, że w odróżnieniu od innych urzędników państwowych – na przykład samorządowych (od Wojewody poczynając, poprzez Starostę, Prezydenta miasta, Burmistrza, Wójta i na szeregowym urzędniku kończąc) – sędziowie i prokuratorzy nie muszą obawiać się żadnych sankcji karnych i ekonomicznych. W przypadku konieczności wypłaty przez Skarb Państwa nawet horrendalnych wielomilionowych odszkodowań dla pokrzywdzonych przez sądownictwo – nie utracą oni nic ze swojego majątku (z którego czasem odarli niewinnego obywatela) – a co najwyżej zostaną zbesztani krótkotrwałą karą dyscyplinarną zawieszenia, po której powracają do zawodu sędziego (prokuratora) tak, jakby nic się nie stało.

To w zupełności okazało się przykładem w związku z niedawną aferą „AMBER GOLD” – gdy premier Donald Tusk w ocenie dziennikarzy miał potraktować udział swego syna w tym podejrzanym światku słowami: „Obywatele – przecież nic takiego się nie stało”.
Otóż – chciałoby się głośno zakrzyczeć: a stało się !!! I źle się dzieje w Polskim, a zwłaszcza w Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości !!! Wprawdzie w Gdańskim Wymiarze Sprawiedliwości usunięto – a raczej przesunięto winnych prokuratorów na inne stanowiska - ale żadnemu z nich włos z głowy nie spadnie.
Otóż – nie wiemy, ile jest w tym prawdy, że zawinił obecny Premier Donald Tusk – wiemy jednakże, że w tej sprawie zawinili od początku wszyscy rządzący naszym krajem od 23 lat. Było ogólne przyzwolenie na „przekręty” w ramach złodziejskiej dzikiej prywatyzacji – i jedni się wzbogacili ponad miarę, inni popadli w totalną biedę z powodu wszechwładnego bezrobocia.

Przyzwolenie to rozzuchwaliło do tego stopnia niektórych funkcjonariuszy Państwa – czy to w randze ministra, posła, senatora – że zaowocowało to jak wiemy wybuchem kilku afer, które wcześniej już wymieniliśmy.

Aby nie być gołosłownymi – możemy przypomnieć, jak wyglądała ta prywatyzacja, która niewiele miała wspólnego z prywatyzacją dla dobra społeczeństwa, a okazała się zwykłą wyprzedażą majątku narodowego wbrew woli Narodu.

Oto w skrócie jak nasze rządy przehandlowały Polskę:

• Rząd Tadeusza Mazowieckiego – (Unia Wolności) – od 12.01.1989 r. rządził 16 m-cy. Przygotował zbrodniczą ustawę tzw. Restrukturyzacji i Prywatyzacji – która od 23 lat zabija Naród i Gospodarkę Polską.

• Rząd Jana K. Bieleckiego – (Kongres Liberalno-Demokratyczny) – rządził 11 m-cy i 11 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 1208 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.

• Rząd Jana Olszewskiego - (Ruch Odbudowy Polski) – od 23.XII.1991 r. rządził 6 m-cy i 18 dni. Sprzedał tylko 1 zakład. Zatrzymał prywatyzację, bo uświadomił sobie tragiczne i przykre następstwa tej nieokiełznanego procesu. Został odwołany na rozkaz Lecha Wałęsy.

• Rząd Hanny Suchockiej – (Unia Demokratyczna) – od 11.VII.1993 r. rządził 15 m-cy i 14 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 21 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.
• Rząd Waldemara Pawlaka – (PSL) – od 26.X.1993 r. rządził 16 m-cy i 12 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 2269 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.

• Rząd Józefa Oleksego – (SLD) – od 7.III.1995 r. - rządził 14 m-cy. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 598 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.
• Rząd Włodzimierza Cimoszewicza – (SLD) od 7.II.1996 r. - rządził 20 m-cy i 18 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 992 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.
• Rząd Jerzego Buzka – (AWS) – od 31.X.1997 r. - rządził 47 m-cy i 19 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 1311 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.

• Rząd Leszka Millera – (SLD) – od 19.X.2001 r. - rządził 30 m-cy i 15 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 548 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.

• Rząd Marka Belki – (SLD) – od 2.V.2004 r. - rządził 17 m-cy i 29 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 477 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.
• Rząd Kazimierza Marcinkiewicza – (PiS) – od 31.X.2005 r. - rządził 8 m-cy i 15 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 271 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.

• Rząd Jarosława Kaczyńskiego – (PiS) – od 14.VII.2006 r. - rządził 15 m-cy i 24 dni. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 18 zakładów przemysłowych, w tym wiele o znaczeniu strategicznym.
• Rząd Donalda Tuska – (PO) – od 7.XI.2007 r. do 7.XI. 2011 r. Sprzedał obcym zagranicznym inwestorom 724 zakłady przemysłowe, w tym wiele o znaczeniu strategicznym. (Nie dysponujemy danymi za okres następnych rządów od 8.XI.2011 r.)

Polska utraciła prawie bezpowrotnie cały majątek narodowy. Jest to zbrodnia na Narodzie Polskim. Kiedy będzie kara ? Przywódcy stanu wojennego również byli przekonani o swojej bezkarności - a jednak po wielu latach byli wzywani do odpowiedzialności sądowej.

Zadłużenie Polski jest teraz około 40 razy większe niż za czasów Edwarda Gierka. Zachodnie banki wywożą z Polski kolejne miliardy USD i euro jak również walutę polską.

Za czasów komunistycznych zadłużenie nie było tak kolosalne. Oto jak przedstawia się jego historia:

1. Lata 1956-1970 - Władysław Gomułka (PZPR) wypracował nadwyżkę + 3,5 miliarda USD (tego nie należy pochwalać, gdyż Naród żył w ogromnej biedzie, czyli nadwyżka powstała w ten sam sposób, co odmowa przyjęcia Planu Marshalla).

2. Lata 1970-1980 - Edward Gierek (PZPR) pozostawił zadłużenie w wysokości 20,7 miliarda USD – ale wybudował za te pieniądze: dwie Fabryki Samochodów Małolitra- żowych w Bielsku-Białej i Tychach, wiele Fabryk Domów i innych fabryk przemysłowych, Hutę „Katowice”, kilka tysięcy km dróg szybkiego ruchu m.in. Bielsko-Biała – Katowice – Warszawa (słynna „Gierkówka”), kilkaset tysięcy mieszkań, kilkaset tysięcy prywatnych inwestorów budujących domy mieszkalne otrzymało ulgi kredytowe łącznie z całkowitym umorzeniem znacznych końcówek kredytowych.

3. Lata 1981-1989 - rządy gen. Wojciecha Jaruzelskiego (WRON) zostawił zadłużenie w wysokości 35 miliardów USD. Różnica 14,3 miliarda USD – to prawdopodobnie faktyczne koszty Stanu Wojennego.

4. Lata 1989-1995 - rządy Tadeusza Mazowieckiego, Jana K. Bieleckiego, Hanny Suchockiej, Waldemara Pawlaka i Józefa Oleksego - pozostawiły zadłużenie w wysokości 42,3 miliarda USD – pomimo wyprzedaży tak znacznej części majątku narodowego.
5. Lata 1995-2001 - rządy Włodzimierza Cimoszewicza i Jerzego Buzka - pozostawiły zadłużenie w wysokości 69,5 miliarda USD – pomimo wyprzedaży tak znacznej części majątku narodowego.
6. Lata 2001-2004 - rząd Leszka Millera - pozostawił zadłużenie w wysokości 106,9 miliarda USD – pomimo wyprzedaży tak znacznej części majątku narodowego.

7. Lata 2004-2005 - rząd Marka Belki - pozostawił zadłużenie w wysokości 122,4 miliarda USD – pomimo wyprzedaży tak znacznej części majątku narodowego.
8. Lata 2005-2006 - rząd Kazimierza Marcinkiewicza - pozostawił zadłużenie w wysokości 166,8 miliarda USD – pomimo wyprzedaży tak znacznej części majątku narodowego.

9. Lata 2006-2007 - rząd Jarosława Kaczyńskiego - pozostawił zadłużenie w wysokości 205,0 miliardów USD – pomimo wyprzedaży znacznie mniejszej części majątku narodowego.

10. Lata 2007-2008 - rząd Donalda Tuska - pozostawił zadłużenie w wysokości 500,0 miliardów USD – pomimo wyprzedaży tak znacznej części majątku narodowego.
11. Lata 2008-2011 - rząd Donalda Tuska – wpędził w zadłużenie w wysokości 700,0 miliardów USD – pomimo wyprzedaży tak znacznej części majątku narodowego. Maluczko – a dojdzie do zadłużenia w wysokości 1 biliona USD !!!
(Źródło: Tygodnik „Nasza Polska” nr 1/668 z dn. 6.I.2009 r.) Mówił o większym zadłużeniu - 750 miliardów USD poseł Jacek Kurski w programie TV Polsat „Rozmowy z Lisem” oraz w publikacji „Rzeczypospolitej” z dn. 27.I.2011 r. - cytat: „Oni bronią interesów 2 % oligarchów. Naród ich nie interesuje. Knują plany własne – nie polskie...” (Koniec cytatu).

- o -

Nawiązując do stylu sprawowania teki Ministra Sprawiedliwości przez Jarosława Gowina - mamy nieodparte przekonanie – że nawet taki „krwiożerczy” Minister Sprawiedliwości – za jakiego uchodził Zbigniew Ziobro (kolega posła Piotra Smolany z Sejmowej Komisji RYTWINGATE) - jedynie pozorował działania mające na celu uzdrowienie fatalnej sytuacji w polskim wymiarze sprawiedliwości – skoro u nas w Bielsku-Białej szefowa Prokuratury Okręgowej od 2006 r. z nadania Zbigniewa Ziobry – niejaka Małgorzata Bednarek (jedynym jej atutem w nominacji na to stanowisko była bliska znajomość ze Zbigniewem Ziobro oraz działalność w partii PiS jej męża) - autentycznie nic nie robiła dla reformy sądownictwa w Bielsku-Białej:

widziała aferę tam, gdzie jej nie było, a na skargi Piotra Smolany zbywała go jednym zdaniem: brak nowych okoliczności !!!
A tu nie potrzeba było „nowych okoliczności” – a jedynie dobrej woli do dogłębnego zbadania jego zarzutów, z których najcięższy brzmiał:

mobbing sądowo-prokuratorsko-polityczny na osobie posła Piotra Smolany od co najmniej 2002 r. (1987 r.) aż do dnia dzisiejszego za napisaną przez niego interpelację poselską ujawniającą kryminogenne praktyki w wydaniu
Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości.

To ta sama prokurator Małgorzata Bednarek – odpisała za Kancelarię Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w dniu 31 maja 2007 r. do rodziców posła Piotra Smolany w imieniu tegoż Prezydenta RP na ich LIST OTWARTY z dnia 5 marca 2007 roku. Napisała po najmniejszej linii oporu same kłamstwa w stylu (cytat):

„Z ustaleń prowadzonych zarówno w toku postępowań instancyjnych, jak i skargowych wynika, iż podnoszone przez Piotra Smolanę zarzuty nie znalazły potwierdzenia. Również podniesione przez Państwa zarzuty, dotyczące w szczególności „nagonki prokuratorskiej i medialnej” na Państwa syna – Piotra Smolanę są bezpodstawne i nie znajdują potwierdzenia w badanych sprawach.
(Koniec cytatu).

List Otwarty rodziców posła Piotra Smolany brzmiał następująco:

Bielsko-Biała, dnia 5 marca 2007 r.
Jadwiga i Bronisław Smolanowie
ul. Boczna 67
43-300 BIELSKO-BIAŁA

Prezydent RP
Sz. Pan Lech Kaczyński

LIST OTWARTY

Jako rodzice byłego Posła na Sejm RP IV kadencji Piotra Smolany oraz wyborcy głosujący na Prawo i Sprawiedliwość w ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich - zwracamy się do Pana Prezydenta z prośbą o wysłuchanie naszego głosu.

Nie wiemy, czy mamy żałować, że wychowaliśmy naszego syna na człowieka zwalczającego korupcję od 1986 r. do teraz (fakt oczywisty do udowodnienia) – niemniej jesteśmy dumni, że nasz syn nie miał uchylonego immunitetu poselskiego po sfingowanym wniosku bielskiej prokuratury w 2005 r. i nie może być przyrównywany do byłych posłów Andrzeja Pęczaka, Jerzego Szteligi (siedział koło niego w Sejmowej Komisji ds. Afery Rywina) czy Aleksandry Jakubowskiej.

Nasz syn nie może być nawet przyrównywany do byłego posła Marka Kolasińskiego, gdyż nie ma na sumieniu – broń Boże ! - milionowych przekrętów, ani żadnych innych przestępstw, ale ma wystarczająco czyste sumienie, że nie uciekał wzorem wyżej wymienionego posła w ostatnim dniu swego mandatu poselskiego z paszportem dyplomatycznym za granicę.

W związku z poprzednimi i ostatnimi cyklicznymi artykułami brukowej prasy szkalującej nieustannie naszego syna, nie będącego już nawet posłem - chcemy powiedzieć: dość tego !

Sam fakt szkalowania go nawet teraz – kiedy nie jest już osobą publiczną – może dowodzić tego, że stoją za tym jego wrogowie, których nie brak również w bielskim wymiarze sprawiedliwości.

Jeżeli nasz syn jest przestępcą – na jakiego kreuje go bielska prokuratura i usłużne jej złośliwe media, to prosimy o wydanie przez Ministra Sprawiedliwości nakazu aresztowania naszego syna, bo jak do tej pory nikt nie miał odwagi tego uczynić.

Próbowała to uczynić prokuratura bielska w kwietniu ubiegłego roku – kiedy dla zepsucia opinii naszej rodziny – nasyłała na nasz dom radiowóz policyjny, co miało stwarzać wrażenie, że nasz syn jest groźnym przestępcą ściganym za jakąś zbrodnię. Przeżyliśmy to wielkimi stresami i utratą na zdrowiu – a liczymy sobie obecnie odpowiednio po 77 i 82 lata życia.
Nasz syn po swoim wystąpieniu w obronie immunitetu poselskiego w dniu 16 czerwca 2005 r. zbierał gratualacje za odwagę cywilną w ujawnianiu korupcji i wszelkiego zła – ale złośliwe media przemilczały ten fakt zupełnym milczeniem. Gdyby miał go uchylony – trąbiłyby na całą Polskę – że kolejny poseł naruszył prawo.

Jak Pan Prezydent wytłumaczy ten fakt, że do tej pory nie zasiadł na ławie oskarżonych ? , a i media zignorowały jego zaproszenie na proces. To chyba o czymś świadczy ?

Prosimy Pana Prezydenta – aby Pan Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro posłuchał jednak prośby Pana Premiera Jarosława Kaczyńskiego i nakazał zbadanie nie tylko tego sfingowanego złośliwego wniosku o uchylenie immunitetu z dnia 15 lutego 2005 r. - ale przede wszystkim zbadanie interpelacji poselskiej naszego syna z dnia 20 września 2002 r. wraz z ostatnim pismem naszego syna z dnia 25 lutego 2007 r. skierowanym do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Centralnego Biura Śledczego, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – o czym zostali powiadomieni równolegle Pan Marszałek Sejmu RP i Ministerstwo Sprawiedliwości.

To ta interpelacja poselska stała się przyczyną nagonki prokuratorskiej i medialnej na naszego syna i trwa do dnia dzisiejszego.

Ujawnienia i zbadania oskarżeń zawartych w tej interpelacji poselskiej obawiają się przede wszystkim bielscy prokuratorzy – na których skargę syn napisał do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, gdyż jego determinacja w walce z korupcją i złośliwymi działaniami bielskiego wymiaru sprawiedliwości sięgnęła już zenitu.

Mamy nadzieję, że Pan Prezydent przychyli się ku naszej prośbie i utnie w sposób zdecydowany to pasmo fałszywych oskarżeń względem naszego syna.

Z poważaniem

Jadwiga Smolana Bronisław Smolana

W załączeniu:

1. Pismo do Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro z dnia 25.02.2007 r.
2. Pismo Posła Jarosława Kaczyńskiego (nie będącego jeszcze wówczas premierem) do Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro z dnia 18.04.2006 r.
3. Opinia o Piotrze Smolanie z dnia 20.04.2006 r. 90-letniego byłego katechety Piotra Smolany Ks. Prałata Józefa Sanaka – kapelana Armii Krajowej i Solidarności.

Prokurator Małgorzata Bednarek jako świeżo mianowana szefowa Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej napisała stek kłamstw powielonych z nadania innych prokuratorów bielskich jak i sędziów bielskich – zaś oskarżając innych sędziów i prokuratorów w sprawach nie związanych z osobą posła Piotra Smolany – poniosła sromotną klęskę. Widziała nadużycia sądowo-prokuratoskie w innych sprawach – a nie zechciała zobaczyć w tej sprawie.
Piotr Smolana od początku może wykazać przed każdym niezależnym prokuratorem i sędzią swoje racje i 100-procentowe dowody na swoją niewinność – ale nikt - jak do tej pory - nie zechciał go wysłuchać: nawet jego niedawny kolega z sejmowej Komisji Rywingate – Zbigniew Ziobro będący w randze ministra sprawiedliwości.

W Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości - Temida nie jest ślepa, ma otwarte oko dla osób uprzywilejowanych i mrugając do nich – zapewnia im tę bezkarność w przeciwieństwie do malutkich, dla których ma to drugie oko ślepe i bezlitośnie - właśnie na ślepo - siecze mieczem niesprawiedliwości, gdzie popadnie.

Na własnych przykładach odczuliśmy ten obosieczny miecz - i na starsze lata, po spokojnym przeżyciu zawodowych lat w okresie komunizmu bez żadnych sądów, fałszywych oskarżeń – doczekaliśmy się podobno w „Państwie Prawa” niesprawiedliwych, urągających powszechnemu odczuciu demokracji i sprawiedliwości – tak błazeńskich wyroków, że każdy sędzia kraju ościennego Unii Europejskiej, a tym bardziej ze Stanów Zjednoczonych (gdzie świadek jest wręcz zmuszany do przysięgi na Pismo Święte) – zdumiałby się niepomiernie już po pobieżnej lekturze tychże wyroków.
Dobitnym przykładem walki z bezprawiem jest 10-letnia gehenna pierwszego z sygnatariuszy, posła IV kadencji Sejmu i byłego członka Sejmowej Komisji Rywingate – Piotra Smolany, który naraził się Bielskiemu Wymiarowi (Nie-)Sprawiedliwości Interpelacją Poselską z dnia 20 września 2002 r. (zamienioną przez Kancelarię Sejmu na Pismo Interwencyjne z datą 13 stycznia 2003 r.) i za którą został bezlitośnie wkręcony w okrutne młyny tutejszej Temidy.

Dowód:
• Ukartowany wyrok Sądu Pracy sygn. akt VP 62/03 z dnia 24.II.2004 r.

który stal się zaczątkiem następnych niesprawiedliwych werdyktów sądowych i prokuratorskich, a sam proces nie miał prawa zaistnienia na wokandzie Sądu Pracy z racji 12-miesięcznego przeterminowania wobec obligatoryjnego 14-dniowego zawitego terminu do odwołania się przez powoda.

Dowód:
• Ukartowany wyrok Sądu Karnego sygn. akt III K 823/06 z dnia 15.XI.2010 r.

Następnymi procesami, które posłużyły tylko i wyłącznie do usankcjonowania i „potwierdzenia” tychże mistyfikacji sądowych – były w jego przypadku m. in. jeszcze inne następne postępowania sądowe:

 sygn. akt prokuratorskich Prokuratury Rejonowej
w Żywcu 1Ds 1403/11;
 Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej
- 2Ds 83/06/JF/S; 2Ds 740/11/LŁ
 oraz sygn. akt sądowych Sądu Rejonowego i Okręgowego w Bielsku-Białej - VP 62/03; VP 393/07; III Kp 897/06;
III K 823/06; VII Ka 199/11, IX Kp 306/11 i III Ko 108/11.
 sygn. akt IX W 1714/07 i VII Waz 108/08
 sygn. akt IX K 1233/10 i IX K 1381/10
 sygn. akt II C 251/07 i Aca 500/10 (Sąd Okręgowy w Katowicach)
a nawet wcześniejsze z lat komunistycznych:
• sygn. akt VP 292/88 (Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej)
• sygn. akt VI Pr 257/89 (Sąd Okręgowy w Krakowie)

Tę najbardziej ukartowaną sprawę sądową pod sygn. akt VP 62/03 przeciwko posłowi Piotrowi Smolanie - z której początek wzięły wszystkie następne sprawy sądowe i prokuratorskie - on sam przedstawia następująco:

Prawdziwe oblicze postkomunistycznej sędzi Marioli Adamiec-Witek – byłej prokurator Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej, synowej ostatniego komendanta Milicji Obywatelskiej w Bielsku-Białej, dawnego funkcjonariusza SB – Ryszarda Witka, która ukartowała przeciwko mnie fałszywy proces w porozumieniu ze swoim kolegą – Szefem Prokuratury Okręgowej Andrzejem Kózką oraz Szefem Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej Januszem Jarosem.

Mariola Adamiec-Witek – Sędzia Sądu Pracy w Bielsku-Białej, najbardziej zakłamana sędzia, która sfingowała przeciwko mnie fałszywy proces sądowy sygn. akt VP 62/03 w porozumieniu z Prokuraturą Bielską.
Uczyniła to jako dawna prokurator i koleżanka zwolnionego już od marca 2006 r. szefa Prokuratury Rejonowej Janusza Jarosa w zmowie z nim i innymi prokuratorami w akcie zemsty za to, że jako poseł na Sejm odważyłem się ujawnić w swojej interpelacji poselskiej malwersacje i matactwa bielskiego wymiaru sprawiedliwości.
Najpierw przechwyciła fałszywy przeterminowany pozew Krzysztofa Dolińskiego ze stycznia 2003 r. - przeprowadziła w sposób skandaliczny proces sądowy pod dyktando Prokuratury, a następnie na kilka miesięcy przed „zakończeniem” procesu już w dniu 23 listopada 2003 r. „zawiadomiła” fałszywie Prokuraturę Bielską „o naruszeniu przeze mnie praw pracowniczych” w stosunku do oskarżonego Krzysztofa Dolińskiego.

Jest synową ostatniego komendanta wojewódzkiego komunistycznej Milicji Obywatelskiej o nazwisku Ryszard Witek, któremu na żądanie nowopowstałej Solidarności w 1981 roku odebrano willę wybudowaną za zdefraudowane pieniądze.

To ona w porozumieniu z prokuratorami bielskimi (jako dawna prokurator) wraz z sitwą zawiązaną przeciwko mojej osobie na początku kadencji – w której prym zaczął wodzić podejrzany osobnik o nazwisku Jerzy Bizoń - były funkcjonariusz d. Służby Bezpieczeństwa (do teraz mieszkający w dawnym bloku mieszkalnym komunistycznej Milicji Obywatelskiej) przeprowadziła sfingowany proces sądowy na podstawie fałszywego powództwa Krzysztofa Dolińskiego – aby maksymalnie obedrzeć mnie z jak największej kwoty pieniędzy.
Zeznania – jakie celowo i tendencyjnie protokołowała były tak idiotyczne i bezsensowne, że wiary nie dałyby im małe dzieci z przedszkola wspólnie z przedszkolanką.
Jej dossier przedstawiam poniżej w wyczerpujący sposób – taki, jak pisałem na przestrzeni czasu od kwietnia 2004 r. do teraz - do wszelkich instytucji prawnych – począwszy od bielskiego sądownictwa na Prokuratorze Generalnym RP kończąc.

W dniu 20 lutego 2002 r. Krzysztof Doliński został zwolniony w trybie dyscyplinarnym z art. 52 Kodeksu Pracy z powodu jawnego i notorycznego naruszania dyscypliny pracy i nieobecności w pracy na przeciąg kilkunastu dni zarówno w miesiącu styczniu jak i lutym 2002 r. będąc zatrudniony na podstawie umowy o pracę zawartej od dnia 1 stycznia 2002 r.
W styczniu 2003 r. Krzysztof Doliński „odwołał się” do Sądu Pracy po blisko rocznej zwłoce od otrzymania drogą pocztową dyscyplinarnego rozwiązania umowy o pracę i świadectwa pracy – których to dokumentów nie chciał podpisać ani przyjąć do wiadomości. Zostały one wysłane mu drogą pocztową w dniu 21 lutego 2002 r. na jego adres domowy. Odwołał się po roku czasu dlatego, że miał już zapewnione fałszywe zeznania od sitwy z dawnej Samoobrony.
Sąd Pracy nie miał prawa w ogóle wszczynać tego postępowania, ta sprawa nie miała prawa zaistnienia na wokandzie sądowej, gdyż była ponad rok przeterminowana (styczeń 2003 r. – po 20 lutego 2002 r.), a jednak sędzia Mariola Adamiec-Witek zarezerwowała sobie tę sprawę od samego początku, nie zaproponowała nawet ugody, gdyż koniecznie chciała proces poprowadzić według ustalonego scenariusza i tendencyjnie doprowadziła do wyroku skazującego mnie na utratę zarobków w wysokości niebagatelnej kwoty 41.000,00 złotych.
Powód Krzysztof Doliński i tak żądał tego, co mógł żądać: dwumiesięcznego wynagrodzenia wykradzionego przez dyrektora Biura Poselskiego Jana Muchę za styczeń i luty 2002 r.

Tymczasem sędzia Mariola Adamiec-Witek w sposób tendencyjny i złośliwy – jak również bezpodstawny i bezprawny rozszerzyła bezzasadnie jego roszczenia i doprowadziła do przyznania mu „wynagrodzenia” za 1,5 roku + odszkodowanie za moje „oszustwo” !!! (sic!)

Jak mogła dać wiarę takim bzdurom i twierdzeniom fałszywego powoda Krzysztofa Dolińskiego, że rzekomo w okresie od października do grudnia 2001 r. (kiedy byłem de facto bez Biura Poselskiego z powodu opieszałości władz samorządowych) - to moje Biuro Poselskie funkcjonowało w prywatnym mieszkaniu Pani Barbary Zwięczak – która napisała oświadczenie zaprzeczające temu.

Ileż to potrzeba było dobrej lub złej woli ze strony sędziny Marioli Adamiec-Witek – aby na tę okoliczność wezwać do Sądu Panią Barbarę Zwięczak, by zadać jej to jedno sakramentalne pytanie - ile jest w tym prawdy ?

Ale ona nie chciała tego uczynić, bo od początku (od stycznia 2003 r.) nastawiła się na skrzywdzenie mnie utratą jak największej kwoty pieniędzy – i to uczyniła !

Nie dała tendencyjnie wiary moim świadkom jak najbardziej wiarygodnym – mgr Rozalii Cisło, mgr inż. Jerzemu Radoń-Tanewskiemu, mgr Stanisławowi Ferencowi – który potwierdził, że w okresie pracy w jego firmie – praca Krzysztofa Dolińskiego bezsprzecznie kolidowałaby z obowiązkami i obowiązkowym czasem pracy w moim Biurze – i to chodziło o okres zawartej umowy o pracę w moim Biurze Poselskim pomiędzy styczniem a lutym 2002 roku.

Gdyby Krzysztof Doliński wmówił Sędzi Marioli Adamiec-Witek analogiczną „pierdołę” (przepraszam za wyrażenie), że prowadził moje Biuro Poselskie w tym okresie na plebani którejś parafii lub w Kurii Diecezjalnej – to też dałaby temu wiarę ?!!!

To jest skandal nad skandale – żeby sędzia mianowany przez Prezydenta Państwa uprawiał takie partactwo zawodowe !!!

Sędzia Mariola Adamiec-Witek tendencyjnie zaliczyła mu październik – listopad – grudzień 2001 r. (sic !!!) – a po 20 lutego 2002 r. cały martwy okres jego rzekomej pracy w moim Biurze Poselskim aż do dnia 28 stycznia 2003 r. (sic !!!). – bo tak chciała uczynić !!! Chciała koniecznie poszkodować mnie finansowo i moralnie – bo takie były jej zamiary od początku !!!
W Bielsku-Białej niemalże od dnia wygranych przeze mnie wyborów parlamentarnych – zawiązała się przeciwko mojej osobie, jako posłowi na Sejm RP - sitwa złożona z kilkunastu osób, które rozpoczęły nagonkę i szkalowanie mnie na szeroką skalę.
Przodował w tym niejaki Jerzy Bizoń – były SB-ek - wspólnie z wydalonym dyscyplinarnie przeze mnie w dniu 4 marca 2002 r. byłym dyrektorem mojego Biura Poselskiego - Janem Muchą, do którego to duetu dołączył również Krzysztof Doliński – ten sam, który za ich namową i dzięki fałszywym zeznaniom tej całej sitwy – wyłudził od Sądu Pracy po upływie dwóch lat fałszywy wyrok sądowy, nie mający nic wspólnego z prawem i praworządnością.
Przebieg tej skandalicznej historii w wydaniu bielskiego Sądu Pracy przedstawię w dalszej części jako chronologię od początku do końca jej zaistnienia.

Do tej cyklicznej nagonki na moją osobę – od momentu najścia mojej osoby przez znanego oszusta Jana Muchę - włączyła się Prokuratura Rejonowa, która w niewytłumaczalny sposób zaczęła tego oszusta hołubić i chronić.

Dowodem na to są wielokrotne umorzenia spraw karnych przeciwko temu człowiekowi, i nie tylko jemu.

Wobec próby usiłowania oszukania mnie i wręcz wywarcia presji na moją osobę przez byłych skłóconych małżonków – Krystynę i Dariusza Sobotów, abym dał się nakłonić do popełnienia przestępstwa – polegającego na typowym „przekręcie finansowym” mającym na celu wyłudzenie z Kancelarii Sejmu za moim pośrednictwem kwoty 8.500,00 złotych za pobieżny remont mojego Biura Poselskiego – co miało miejsce w grudniu 2001 r. - i wobec mojej odmowy, nie ustają oni w atakach na moją osobę.
Dowodem na kolejne tendencyjne postępowanie Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej w tej sprawie jest celowe wielokrotne umarzanie tej sprawy mimo mojego prawidłowego zawiadomienia o próbie popełnienia przestępstwa.

To świadczy tylko i wyłącznie o tym, że Prokuratura Rejonowa nie ściga przestępstw, lecz usiłuje je tuszować na moją niekorzyść.

To świadczy również o moralności i etyce zawodowej prokuratorów, którzy tym sposobem pokazują, że nie mają zamiaru walczyć ze złem, lecz wręcz przeciwnie – wskazywałoby to na to, że cieszy ich, gdy zło się rozprzestrzenia i pleni obficie.

Jan Mucha - jeden z wielu fałszywych świadków świadczących świadomie przysługę składnia fałszywych zeznań na rzecz Krzysztofa Dolińskiego - jako były dyrektor mojego Biura Poselskiego – narzucony mi przez Dyrektora Biura Parlamentarnego Samoobrony w Warszawie Janusza Maksymiuka – zdefraudował w okresie I – II 2002 r. finanse Biura Poselskiego na sumę blisko 30.000,00 złotych oraz sfałszował dokumenty Biura Poselskiego – za co został skazany wyrokiem Sądu Karnego w dniu 29 stycznia 2003 r. sygn. akt III K 1952/02/G utrzymanego w mocy przez Sąd Okręgowy w dniu 19 listopada 2003 r. sygn. akt III Ka 218/03.

Ponadto Jan Mucha został skazany wcześniej wyrokiem Sądu Karnego w Wadowicach w dniu 17 lipca 2001 r. – sygn. akt II K 250/01 z art. 191 par. 1. Ten kryminalista po wielu wyrokach karnych - wspólnie z Krzysztofem Dolińskim postanowili fałszywie zeznawać przeciwko mojej osobie w procesie z powództwa Krzysztofa Dolińskiego – jakoby pracował u mnie na umowę ustną o pracę. Kompletna bzdura wyssana z palca.

Dzięki fałszywym zeznaniom jego, Krzysztofa Dolińskiego i wszystkich pozostałych fałszywych świadków – po półtorarocznym bezprzedmiotowym procesie – na którym nasłuchałem się i naczytałem steków kłamstw pod swoim adresem – pomogli uzyskać mu wyrok sądowy zasądzający mu zaległe rzekomo wynagrodzenie za okres nie świadczonej de facto pracy.

To co uczyniła sędzia Mariola Adamiec-Witek jest niedopuszczalne i świadczy o wysokiej ignorancji i lekceważeniu prawa. Doświadczałem tego od lat osiemdziesiątych na własnej osobie, kiedy w majestacie prawa nie zostałem przywrócony do pracy w Karpackiej Spółdzielni Mieszkaniowej w 1987 r. i doświadczam nadal.

Wszystkie dokumenty – akta personalne Krzysztofa Dolińskiego zdążył wykraść z mojego Biura Poselskiego pomiędzy 21 lutego 2002 r. a 27 lutego 2002 roku – najprawdopodobniej Jan Mucha. Mógł to również uczynić Krzysztof Doliński, który buszował bezprawnie w moim Biurze w dniach 27 lub 28 lutego 2002 r.

Pisałem o tym w pismach procesowych do Sądu Pracy, ale bezskutecznie.

Dowodem na to jest „zawiadomienie” Jana Muchy o „popełnieniu przestępstwa” przez Krzysztofa Dolińskiego z dnia 28 lutego 2002 r. , w którym - pomimo braku dostępu do Biura Poselskiego po dniu 27 lutego 2002 r. przedłożył na policji dokumenty Krzysztofa Dolińskiego tyczące się jego dyscyplinarnego zwolnienia.

Jest to kuriozalny dowód na to, że mówię i piszę prawdę – a sędzia Sądu Rejonowego Mariola Adamiec-Witek udała, że dała wyłączną wiarę kłamliwym i fałszywym zeznaniom świadków ze strony Krzysztofa Dolińskiego, jakoby Krzysztof Doliński „pracował” nie tylko na umowę pisemną od dnia 1 stycznia 2002 r. do dnia dyscyplinarnego zwolnienia w dniu 20 lutego 2002 r.

Wszyscy fałszywi świadkowie zgodnym chórem pod dyktando Jana Muchy i Krzysztofa Dolińskiego twierdzili, że pracował u mnie rzekomo na umowę ustną od października 2001 r. do października 2003 r. (sic!) - co jest całkowitą nieprawdą, kłamstwem i fałszem.

Największym skandalem jest poza tym sposób wydania wyroku sądowego za moimi plecami w dniu 24 lutego 2004 r., o czym nie wiedziałem do dnia 7 kwietnia 2004 r., nie mając możliwości odwołania się od tego wyroku – gdyż nic nie wiedziałem o jego zapadnięciu, ani nie miał prawa zapaść, gdyż nie zostali przesłuchani wszyscy moi świadkowie, ani ja osobiście w przesłuchaniu końcowym – do którego w ogóle nie doszło.

Oficjalną informację po interwencji pisemnej u Prezesa Sądu Okręgowego Ryszarda Brygiera – otrzymałem dopiero w dniu 15 kwietnia 2004 r. – ponad 1,5 miesiąca po terminie i po tym dniu odwołałem się do Sądu Okręgowego w Katowicach.

Szczegóły zawarte są w piśmie skierowanym do Rzecznika Praw Obywatelskich oraz do Ministra Sprawiedliwości.

Wynika z powyższego, że moi świadkowie zostali całkowicie zignorowani, ponadto nie wszyscy zostali przesłuchani, ani nie wszystkie wnioski dowodowe zostały w tej sprawie wyczerpane.

Żądałem natychmiastowego wstrzymania bezprawnej egzekucji komorniczej, uznania tego wyroku za bezprawny wydany z naruszeniem prawa w dniu 24 lutego 2004 r. bez wyczerpania wszystkich wniosków dowodowych i przesłuchania mojej strony jako niesłusznie pozwanej.

Prosiłem – aby Prokurator Generalny zechciał wysłuchać Pani mgr Rozalii Cisło - tel. stacjonarny: 033 / 497-41-27; tel. kom. +48 534-647-778) – która w marcu 2002 r. przeprowadzała kontrolę finansową w moim Biurze Poselskim po defraudacji pieniędzy przez Jana Muchę i poświadczy prawdę o tym, co napisane zostało w mojej apelacji – odwołaniu z dnia 15 kwietnia 2004 r.

Ponadto kontrola Sejmowego Biura Obsługi Posłów w maju 2003 r. i w styczniu 2004 r. zakończyła się pozytywnie. Krzysztof Doliński po wydaleniu przeze mnie Jana Muchy w dniu 4 marca 2002 r. deklarował mi się, (są na to świadkowie), że może dla mnie złożyć fałszywe zeznania obciążające Jana Muchę, jakoby miał być świadkiem pobierania ode mnie pieniędzy przez Jana Muchę.

Nigdy się na to nie zgodziłem i jakkolwiek zeznawał w Sądzie Karnym p-ko Janowi Mucha w styczniu 2003 r. – nie pozwoliłem mu fałszywie zeznawać, chociaż te zeznania mogły spowodować „udowodnienie” Janowi Mucha zagarnięcie pieniędzy na szkodę Biura Poselskiego.
To świadczy wyłącznie o tym, jakie jest morale tego osobnika, który nie cofał się w deklaracjach przed fałszywymi zeznaniami (nawet gdyby miały one nie polegać na prawdzie) – ale sędzia Mariola Adamiec-Witek bezkrytycznie „dawała wiarę” we wszystko, co mówił ten człowiek wraz z pozostałymi fałszywymi świadkami.

Za to od połowy 2003 roku – Krzysztof Doliński z oskarżyciela posiłkowego w Sądzie Karnym p-ko Janowi Mucha (sygn. Akt III K 1952/02/G) – zamienił się w jego adwokata w tej samej sprawie karnej (sygn. Akt III Ka 218/03) – kontynuowanej jako apelacyjnej i już nie zeznawał przeciwko niemu, lecz usiłował występować w roli obrońcy, bo już miał od niego obiecane fałszywe zeznania właśnie w tej sprawie w Sądzie Pracy - (sygn. Akt VP 62/03).

W innej sprawie karnej wytoczonej p-ko Krzysztofowi Dolińskiemu przeze mnie - za to, że za namową tegoż Jana Muchy napisał on do Sądu Pracy przeciwko mnie, że mój prywatny samochód Opel-Astra 1,6 zakupiony w dniu 29 stycznia 2002 r. został rzekomo sfinansowany ze środków przeznaczonych na Biuro Poselskie – która toczyła się pod sygnaturą akt III K 985/03/MG - oczywiścieobydwaj kłamali i doprowadziłem do wyroku skazującego Krzysztofa Dolińskiego za oszczerstwa i składanie fałszywych zeznań.

Ten człowiek będzie wszystko zeznawał, co mu ślina na język przyniesie, nawet największe bzdury wyssane z palca – bo takie jest morale i etyka tego człowieka wyzutego z wszelkich norm przyzwoitości. Świadczy o tym jego „apelacja” napisana nawet nie na pograniczu konfabulacji, lecz rzeczywiście w konfabulacji – czyli chorobliwym fantazjowaniu.
Jan Mucha na moje żądanie składał swoje fałszywe zeznania w dniu 5 kwietnia 2004 r. pod przysięgą, jakobym z konta poselskiego miał wypłacić kwotę 10.000,00 złotych na konto prywatne i z niego dopiero dokonać przelewu na konto Banku GMAC w Gdańsku.

Sąd Karny w sprawie tej wytoczonej przeze mnie przeciwko Krzysztofowi Dolińskiemu (sygn. Akt III K 985/03/MG) – po tych rewelacjach Jana Muchy – zażądał ode mnie dokumentów bankowych z dnia 29 stycznia 2002 r. zarówno dotyczących konta poselskiego jak i mojego prywatnego.
Zadeklarowałem się Sądowi – że dostarczę przelewy z konta prywatnego i poselskiego nie tylko i wyłącznie za ten jeden dzień 29 stycznia 2002 r., lecz za całe dwa miesiące do tyłu – tj. za styczeń 2002 r. i grudzień 2001 r. - i tak uczyniłem niczego się nie obawiając.
W dniu 21 czerwca 2004 r. w procesie pod sygn. akt III K 985/03/MG udowodniłem swoją niewinność (tak – musiałem w odpowiedzi na oszczerstwa tych dwóch byłych pracowników mojego Biura udowadniać swoją niewinność !)

Dla sędzi Marioli Adamiec-Witek i tak nie miałoby to żadnego znaczenia !!!

Nie obawiałem się niczego – Sądowi przedłożyłem w dniu 10 kwietnia 2004 r. dokumenty bankowe zarówno konta poselskiego jak i prywatnego nie tylko za sam dzień 29 stycznia 2002 r. (dzień zakupu samochodu) – ale za cały okres czasu od dnia ślubowania poselskiego do końca stycznia, a nawet lutego 2002 r.

Mam czyste sumienie – ale ci dwaj oszuści ( i tak dostali potem wyroki karne za składanie fałszywych zeznań) wspólnie z innymi osobnikami zeznającymi kłamliwie p-ko mnie okazali się być wiarygodnymi świadkami dla sędzi Marioli Adamiec – Witek, która udała, że dała im wiarę i bez przesłuchania końcowego stron oraz bez wyczerpania wszystkich wniosków dowodowych – pod moją nieobecność wydała z rażącym naruszeniem prawa w sposób tendencyjny i celowy - niesprawiedliwy wyrok w procesie, który nie tylko że nie został prawidłowo zamknięty, ale nie powinien był nawet zaistnieć na wokandzie sądowej.

Ta sprawa mogła zaistnieć co najwyżej w Sądzie Cywilnym o roszczenia finansowe z winy Jana Muchy – i zaistniała w Sądzie Okręgowym pod sygn. akt IC 124/03, ale ktoś doradził Krzysztofowi Dolińskiemu szybkie wycofanie tego pozwu i przekierowanie go do Rejonowego Sądu Pracy w Bielsku-Białej.

Ustosunkowując się do przebiegu postępowania sądowego pod sygn. akt VP 62/03, zmuszony jestem przedstawić chronologię zdarzeń i przebiegu procesu, który nawet nie miał prawa zaistnienia na wokandzie sądowej po upływie prawie jednego roku czasu - po dyscyplinarnym wydaleniu powoda Krzysztofa Dolińskiego z Biura Poselskiego w dniu 20 lutego 2002 r.

Fałszywy powód Krzysztof Doliński „odwołał się” do Sądu Pracy dopiero w styczniu 2003 r., kiedy wiedział już na pewno, że nie dysponuję jego aktami personalnymi wykradzionymi z Biura Poselskiego prawdopodobnie przez Jana Muchę lub przez niego samego - tj. Krzysztofa Dolińskiego.

Przedstawiając pokrótce niektórych oskarżonych, którzy odważyli się składać fałszywe zeznania pod dyktando przede wszystkim Krzysztofa Dolińskiego i Jana Muchy (byłego dyrektora mojego Biura Poselskiego) – wypada mi zauważyć, że Prokuratura Rejonowa celowo umorzyła sprawę karną nie dla ratowania z opresji i zarzutu składania fałszywych zeznań samych oskarżonych – lecz dla ratowania prestiżu i mocno nadszarpniętego autorytetu sędziowskiego byłej prokurator tej samej Prokuratury – a obecnie sędzi Sądu Pracy – Marioli Adamiec-Witek.

Wyżej wymieniona w sposób ewidentny naruszyła prawo, gdyż otrzymując z rocznym opóźnieniem i tak fałszywy pozew sądowy od Krzysztofa Dolińskiego – który składając go pod tytułem „o uznanie za bezskuteczne wypowiedzenie umowy o pracę” – a chodziło o „Wypowiedzenie umowy o pracę w trybie art. 52 KP” – przyjęła go na wokandę pomimo rocznego przekroczenia terminu, gdyż pozwany otrzymując drogą pocztową dyscyplinarne wypowiedzenie warunków umowy o pracę zawartej w dniu 1 stycznia 2002 r. wraz z dyscyplinarnym świadectwem pracy – (które to oba dokumenty zostały wysłane w dniu 21 lutego 2002 r.) - miał czas na odwołanie się do Sądu Pracy w terminie dwóch tygodni, tj. do około 8 marca 2002 r. - a tego nie uczynił.

W tym miejscu jasno wykazałem i udowodniłem, że sędzia Mariola Adamiec-Witek w sposób jawny naruszyła prawo, dlatego cały przebieg procesu jest nieważny i sam wyrok wydany w dniu 24 lutego 2004 r. poza moimi plecami, abym nie zdążył go zaskarżyć w terminie zawitym 14-stu dni - jest dotknięty wadą nieważności nie tylko z powodu składania fałszywych zeznań, ale również rocznego przekroczenia terminu odwołania przez fałszywego powoda.
(Koniec cytatu).

Poseł Piotr Smolana może zawsze wylegitymować się Opinią i Zaświadczeniem Moralności wystawionym przez nieżyjącego już Księdza Prałata Józefa Sanaka, który zawsze bronił go w atakach na jego osobę również wówczas, kiedy pełnił mandat poselski:

My pozostali sygnatariusze (poza tym pierwszym) niniejszego Listu Otwartego musimy nieco wszechstronniej naświetlić sylwetkę tego znanego posła, który miał nieszczęście narazić się Bielskiemu (Nie-)Wymiarowi Sprawiedliwości.

Zwracaliśmy się do Pana Prezesa Sądu Najwyższego - Stanisława Dąbrowskiego z prośbą o zbadanie przypadku posła IV kadencji Sejmu RP – Piotra Smolany, (byłego członka Sejmowej Komisji Śledczej ds. tzw. Afery Rywina), który według swojej opinii został złośliwie poddany mobbingowi sądowo-prokuratorsko-politycznemu przez Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości za napisaną przez siebie interpelację poselską z dnia 20.IX.2002 r. (zamienioną na pismo interwencyjne z dnia 13.I.2003 r. - dlatego nie ma jej w internecie).

Instytucje rządowe – Ministerstwo Sprawiedliwości przyjmowało od instytucji podrzędnych (np. Prokuratury Rejonowej w Częstochowie) za prawdziwe pokrętne celowe przeinaczenia słownictwa używanego przez byłego posła Piotra Smolanę, którego słowa o mobbingu przekręcano na lobbing – aby zasugerować niejako, że jest ograniczony umysłowo i nie rozróżniając znaczenia słów – nie wie co pisze. Jest człowiekiem posiadającym średnie wykształcenie z najwyższą oceną maturalną z języka polskiego.

Rzecz jest o tyle bulwersująca, że wszystko wskazuje na to, iż procesy sądowe z jego udziałem były pozorowane, w jego sprawach sądowych zapadło tak wiele niesprawiedliwych wyroków sądowych, (które zostaną poniżej wymienione) - a jednak w przypadku nawet niektórych osób wspierających niniejszą petycję doszło do jawnego naruszenia prawa poprzez włożenie w ich usta słów nigdy nie wypowiedzianych na przesłuchaniach sądowych – co miało jedynie uzasadnić te niesprawiedliwe wyroki.

Poseł Piotr Smolana został oskarżony o czyny absolutnie nie popełnione przez siebie – sygn. akt III K 823/06 - w tej sprawie nawet Sejm RP nie uchylił mu immunitetu poselskiego jako jedynemu posłowi IV kadencji w dniu 17.VI.2005 r. – a mimo to usiłowano go skazać po wielu latach skomplikowanych procesów sądowych, w których raz występował on jako pozwany i oskarżony, a w wielu innych procesach nawet jako oskarżyciel prywatny. Nieszczęściem dla niego stało się nasłanie przez posła Andrzeja Leppera i Janusza Maksymiuka do jego Biura Poselskiego w grudniu 2001 r. pewnego człowieka o bardzo wątpliwej reputacji, o danych personalnych Jan Mucha ur. 16.V.1956 r. w Krakowie.

Ten człowiek – narzucony na Dyrektora Biura Poselskiego Piotra Smolany - był już recydywistą skazanym kilkoma wyrokami (podobnie jak jego bracia), był bardzo zadłużony w kilku bankach na sumę kilkuset tysięcy złotych, miał „przysłowiowy nóż na gardle” z powodu ścigania go przez banki i innych wierzycieli - zaplanował skok na kasę Biura Poselskiego nowo-wybranego (a więc nie doświadczonego) posła, okradł go na sumę około 30 000,00 złotych w ciągu zaledwie dwóch miesięcy (styczeń i luty 2002 r.) aby później w akcie zemsty za wytoczenie mu sprawy karnej przez posła – kłamać przeciwko niemu w Sądzie Pracy (sygn. akt VP 62/03) wraz z innymi zmówionym przeciwko niemu fałszywymi świadkami z bielskiej Samoobrony.

Kancelaria Sejmu RP z nastaniem każdej nowej kadencji odnotowuje takie przypadki oszustw przez pracowników Biur Poselskich względem nowowybranych posłów średnio w 5-6 przypadkach. (Informacja od ówczesnego Dyrektora Biura Obsługi Posłów Kancelarii Sejmu – pana mgra Tadeusza Banasiaka).

Pokłosiem tych fałszywych działań zmówionej zawiązanej grupy przestępczej z bielskiej Samoobrony – stał się ten fakt, że Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości mocno uprzedzony do posła Piotra Smolany za jego interpelację poselską ujawniającą korupcjogenne praktyki w jego wydaniu – chętnie wykorzystał w Sądzie Pracy fałszywe zeznania świadków z bielskiej Samoobrony podstawionych przez fałszywego powoda Krzysztofa Dolińskiego (obecnie leczącego się psychiatrycznie) i wydał przeciwko posłowi Piotrowi Smolanie fałszywy wyrok sygn. akt VP 62/03 w dniu 24.II.2004 r.

Pikanterii tej sprawie przydaje ten fakt, że w wyroku Sądu Karnego sygn. akt III K 823/06 z dnia 15.XI.2010 r. nie potwierdziły się zarzuty postawione posłowi, gdyż wyrok ten nie przysądził posłowi kary za rzekomy okres 16 miesięcy naruszania praw pracowniczych leczącemu się psychiatrycznie Krzysztofowi Dolińskiemu – tj. za okres od 1.X.2001 r. do 31.I.2003 r.

Pikanterii tej sprawie przydaje również ten fakt, że w przedmiotowym wcześniejszym wyroku Sądu Pracy sygn. akt VP 62/03 z dnia 24.II.2004 r. - sędzia Mariola Adamiec-Witek odgrażała się posłowi Piotrowi Smolanie, że mogła Krzysztofowi Dolińskiemu „przysądzić” 49 miesięcy „zaległego” wynagrodzenia – tj. od 1.X.2001 r. do 18.X.2005 r. i poszkodować go na sumę około 150.000,00 złotych (sic !!!).

Wydaje się, że w nagonce na posła Piotra Smolanę bielskiemu wymiarowi sprawiedliwości rozchodziło się o maksymalne finansowe zaszkodzenie jego osobie – tj. o „uderzenie go po kieszeni” za samą cywilną odwagę w napisaniu przedmiotowej interpelacji poselskiej ujawniającej korupcjogenne praktyki w jego wydaniu, bez względu nawet na to, czy polegałaby ona na prawdzie.

Dowodem na powyższe twierdzenie byłby cykl niezrozumiałych wyroków sądowych w wydaniu sądownictwa bielskiego (a nawet sądownictwa katowickiego), które mało, że niewiele mają wspólnego z powszechnym poczuciem sprawiedliwości i praworządności – to noszą na sobie piętno nie tylko „krzyczącej niesprawiedliwości”, ale nawet usiłowania dalszego „uderzania go po kieszeni” byłego już posła Piotra Smolany bezpodstawnymi kosztami sądowymi, żyjącego ze skromnej 800,- złotowej renty.

To, co poniżej przedstawiamy – jest kolejnym wycinkiem z mściwej machiny sądowniczej – który jak najbardziej dowodziłby zaplanowanej nagonki na posła Piotra Smolanę w akcie zemsty za jego działalność poselską:

Poseł Piotr Smolana jest kierowcą bez-mandatowym, bez-kolizyjnym i bez-wypadkowym (nigdy w życiu nie otrzymał mandatu drogowego przez 20 lat – jak długo ma prawo jazdy) – a jednak złośliwie obwiniony został za nie spowodowany przez siebie wypadek drogowy. Który sędzia to uczynił ? - to sędzia Agnieszka Marek-Grążawska, która zemściła się – jak się okazuje - nie tylko na Rozalii Cisło - byłej dyrektor Biura Poselskiego posła Piotra Smolany – ale zemściła się również na osobie posła Piotra Smolany, gdy tylko nadarzyła się jej ku temu okazja.
To ta sama sędzia Agnieszka Marek-Grążawska – celowo i złośliwie nie rozpatrzyła jego wniosku o zarządzenie wizji lokalnej oraz o zwolnienie z kosztów – i siłą „zdarto” z jego konta rentowego blisko potrójną rentę – 800,- złotową (2.000,- złotych). Nawet Opinia biegłego sądowego zaprzeczyła jego sprawstwu wypadku. Nie jesteśmy przekonani, że jakikolwiek Sąd ościenny rozpatrujący tę sprawę postąpiłby podobnie – z całą pewnością zostałby uniewinniony.

Piotr Smolana twierdzi, że gdyby za kierownicą nie siedział on we własnej osobie – lecz na przykład syn Lecha Wałęsy – Jarosław Wałęsa, sprawa zostałaby w Sądzie rozpatrzona z werdyktem korzystnym dla syna Prezydenta, bez stosowania zawiłej teorii tzw. „Pomroczności Jasnej” - i analogicznie, gdyby w niedawnym wypadku motocyklowym Jarosława Wałęsy udział miał Piotr Smolana – to w tym przypadku Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości uznałby za winnego właśnie Piotra Smolanę, a jedynym uzasadnieniem do tegoż wyroku – nawet gdyby Piotr Smolana jechał na motocyklu Jarosława Wałęsy nie z prędkością 110 km/h, ale o wiele mniejszą - z rzędu 70 km/h - byłoby jedno magiczne zdanie:

PIOTR SMOLANA NIE ZACHOWAŁ NALEŻYTEJ OSTROŻNOŚCI !

Poseł Piotr Smolana ucierpiał bardzo ze strony Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości w wielu innych sprawach sądowych, które zaistniały nie z jego winy na wokandzie bielskiego sądownictwa w tym czasie, kiedy sprawował mandat poselski.

Cała Polska raptem dowiedziała se o jego niesłychanych wyczynach łącznie z molestowaniem seksualnym, okradzeniem swoich pracowników w Biurze Poselskim – a wszystko to zbiegło się ze sfingowanym przeciwko niemu procesem w Sądzie Pracy – który poszkodował go na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Samo nagłośnienie tych rzekomych afer z jego udziałem w brukowej prasie – jak w uchodzącym za zwykłego szmatławca „Superekspress-ie” - do którego artykuły z nadania i inspiracji bielskich prokuratorów zaczął słać były funkcjonariusz SB Krzysztof Oremus z Bielska-Białej pt.: „Poseł żądał seksu” z dnia 8.III.2004 r. (napisany w Dzień Kobiet – aby zwiększyć siłę rażenia i zbulwersować damską część opinii publicznej); który oczerniał posła zarzutem molestowania seksualnego – a „informatorem” był wydalony z Biura Poselskiego w marcu 2002 r. w trybie dyscyplinarnym były dyrektor Biura Poselskiego Jan Mucha skazany wcześniej za takie właśnie czyny molestowania seksualnego i to dwukrotnie. Drugą „informatorką„ do tegoż artykułu była Liliana Potocka rzekomo molestowana przez tegoż posła – ale nigdy przez dwa lata przed publikacją sensacyjnego artykułu nie pofatygowała się do Prokuratury - „przypomniała” sobie o „takim fakcie” dopiero po dwóch latach – kiedy zaistniało pilne zapotrzebowanie na „taki fakt” - zaś po artykule niezwłocznie uciekła za granicę do Włoch, skąd nosa nie wyściubia do dnia dzisiejszego.

Ciekawą rzeczą jest – że w „adwokata” dla tej piramidalnej oszustki – która w przeszłości oszukała kredytowo aż 7 osób na sumy po 100.000,- złotych każdą – zaś samego posła Piotra Smolanę na sumę 4.500,- złotych bez odsetek (po prostu wyłudziła kredyt) – zabawił się prokurator Jacek Filipek wydalony z Prokuratury Oświęcimskiej (wedle jednych źródeł za mobbing pracowniczy - wedle innych za molestowanie seksualne) – ten sam prokurator, który umorzył oskarżenie posła o kradzież kredytu przez Lilianę Potocką na jego szkodę i ten sam prokurator, który wysmażył niebawem dwa akty oskarżenia przeciwko posłowi Piotrowi Smolanie o rzekome naruszenie praw pracowniczych Krzysztofa Dolińskiego – w których znaczenie miały zeznania również tej piramidalnej oszustki kredytowej.

Kilka miesięcy później tenże sam SB-ek Krzysztof Oremus wysmażył następny paszkwil na posła - pt.: „Smolana – oddaj im pieniądze” w dniu 27.VIII.2004 r. - który insynuował posłowi rzekome okradzenie swojego dwumiesięcznego zaledwie pracownika Krzysztofa Dolińskiego i innej oszustki Krystyny Soboty, która za spartaczony remont Biura Poselskiego wraz ze swoim byłym mężem żądała wielokrotnie zawyżonej sumy kosztem Kancelarii Sejmu na podstawie sfałszowanego kosztorysu.

Poseł zaskarżył byłego SB-eka Krzysztofa Oremusa - tego pismaka bez żadnego wykształcenia dziennikarskiego - do Sądu Bielskiego w dniu 10.V.2004 r. - ale o dziwo w Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości zaczęły dziać się cuda:

oto „zaginął” prywatny akt oskarżenia posła Piotra Smolany ! Kiedy po drugim artykule poseł zaskarżył na nowo do Sądu Bielskiego redakcję „Superekspressu” wraz z Krzysztofem Oremusem i czterema fałszywymi informatorami – znowu zaczęły dziać się cuda.

Czy ktoś uwierzy ? - że sądownictwo przewlokło tę sprawę dokładnie przez 6 lat (od 2004 r. do 2010 r.) i umorzyło w 2010 r. z powodu rzekomego (bo nie zawinionego przez oskarżyciela prywatnego Piotra Smolanę – lecz przez Bielski i Warszawski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości - „przedawnienia” ? !!!

Jeżeli ktoś zechce nazwać posła niedorajdą – to odpowiadamy krótko: „nie – poseł nie był w ciemię bity i niezaradny. Poseł był po prostu bezsilny wobec arogancji tutejszego i warszawskiego sądownictwa”.

Poseł Piotr Smolana został nie tylko że nie zrehabilitowany przez Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości - ale wręcz został przez niego okradziony na podstawie sfingowanych zarzutów - nigdy nie udowodnionych.

Na potwierdzenie powyższego przedstawiamy wykaz tychże wyroków sądowych od 2004 r. - tj. z okresu, kiedy Piotr Smolana był jeszcze posłem - aż do dnia dzisiejszego, kiedy już nie jest posłem:

• Wyrok sygn. akt VP 62/03 z dnia 24.II.2004 r. Sądu Rejonowego Pracy i Ubezpieczeń społecznych w Bielsku-Białej – obciążenie sumą 30.000,00 złotych na rzecz fałszywego powoda Krzysztofa Dolińskiego + 11.000,00 złotych kosztów komorniczych –
razem 41.000,00 złotych

• Wyrok sygn. akt VI Pa 29/05 z dnia 9.VI.2005 r. Sądu Okręgowego Pracy i Ubezpieczeń społecznych w Bielsku-Białej – odrzucenie powództwa przeciw-egzekucyjnego
obciążenie sumą 2.095,00 złotych.

• Zażalenie do Sądu Najwyższego Kancelarii Adwokackiej Bonifacego Bąka na postanowienie Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej sygn. akt VI Pz 4/05 z dnia 24.II.2005 r. - o odrzuceniu powództwa przeciw-egzekucyjnego -
• koszty adwokackie 1.500,00 złotych.

________________________________________________________________________

• Prywatny akt oskarżenia posła Piotra Smolany z dnia 6.IX.2004 r. skierowany do Prokuratury Generalnej w Warszawie w sprawie złożenia fałszywych zeznań przez świadków z bielskiej Samoobrony w procesie sygn. akt VP 62/03 – zakończony fałszywym postanowieniem sądowym Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej sygn. akt III Kp 897/06 z dnia 2.VII.2009 r. -
opłata sądowa w wys. 300,00 złotych.
________________________________________________________________________

4. Wyrok sygn. akt IX W 1714/07 z dnia 03.XI.2008 r. Sądu Rejonowego Wydział IX Grodzki w Bielsku-Białej – bez rozpatrzenia wniosku o zwolnienie z kosztów sądowych - obciążenie grzywną w wysokości 400,00 złotych + kosztami sądowymi na sumę 898,00 złotych + 257,83 złotych kosztów komorniczych
– razem 1.555,83 złotych

4. Wyrok sygn. akt IX K 1233/10 z dnia 15.IX.2010 r. Sądu Rejonowego Wydział IX Karny w Bielsku-Białej – obciążenie kosztami adwokackimi na rzecz oskarżonego Mariusza Ziomeckiego (który zniesławił posła Piotra Smolanę paszkwilanckim artykułem prasowym na łamach „Superekspressu” w dniu 27.VIII.2004 r. pt.: „Smolana – oddaj im pieniądze” autorstwa SB-eka Krzysztofa Oremusa) - na sumę 644,16 złotych wraz z kosztami sądowym 300,00 złotych
- razem 944,16 złotych.

6. Wyrok sygn. akt I Aca 500/10 z dnia 29.IX.2010 r. Sądu Okręgowego Wydział I Cywilny w Katowicach – obciążenie kosztami postępowania apelacyjnego (pomimo wcześniejszego zwolnienia z kosztów sądowych w pierwszej instancji – sygn. akt II C 251/07) na rzecz pozwanych redaktorów „Dziennika Zachodniego” -
na sumę 2.070,00 złotych.

7. Wyrok sygn. akt III K 823/06 z dnia 15.XI.2010 r. Sądu Rejonowego Wydział III Karny w Bielsku-Białej (który nie potwierdził wyroku Sądu Pracy sygn. akt VP 62/03 z dnia 24.II.2004 r.) –
obciążenie kosztami sądowymi na sumę 2.500,00 złotych.

8. Wyrok sygn. akt VII Ka 882/10 z dnia 20.I.2011 r. Sądu Okręgowego Wydział Karny Odwoławczy w Bielsku-Białej – obciążenie kosztami adwokackimi na rzecz oskarżonych (którzy zniesławili posła Piotra Smolanę paszkwilanckim artykułem prasowym na łamach „Superekspressu” w dniu 27.VIII.2004 r. pt.: „Smolana – oddaj im pieniądze” autorstwa SB-eka Krzysztofa Oremusa) - po 516,60 złotych + 100,00 złotych opłaty sądowej za II instancję –
razem 1.133,20 złotych.
________________________________________________________________________

Ogółem: 53.098,19 złotych

Niezwrócona przez Jana Muchę ukradziona suma - 60.000,00 złotych

Niezwrócony przez Lilianę Potocką ukradziony kredyt - 4.000,00 złotych

Podsumowanie: 117.098,19 złotych

• odsetki od 2002 r.

Od Piotra Smolany Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości żąda nadal opłat sądowych za inne powództwa wniesione przeciwko byłym nieuczciwym członkom bielskiej Samoobrony – na przykład w sprawie wielokrotnej oszustki kredytowej (Liliany Potockiej - byłej przewodniczącej Samoobrony Bielskiej) – sprawa o sygn. akt X Nc 10322/10 – sumy w wysokości 250,00 złotych pomimo złożenia wniosku o zwolnienie z kosztów z powodu niskich dochodów w sprawie wyłudzenia przez nią kredytu na komputer w wys. 4.000,00 złotych w sierpniu 2002 r.

Od Piotra Smolany Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości żąda nadal opłat sądowych za skargę na zamierzoną przez bielski wymiar sprawiedliwości 6-letnią niczym nieuzasadnioną przewlekłość sądową w sprawie przeciwko „Superekspressowi” w latach 2004 – 2010 (sygn. akt VII S 28/10 i VII S 29/10) – w wysokości 100,00 złotych x 2 = 200,00 złotych, upierając się przy stanowisku, że jego renta inwalidzka w wysokości 899,00 złotych jest wystarczająca do poniesienia tychże kosztów. W przeszłości za wyrok o sygn. akt IX W 1714/07 z dnia 03.XI.2008 r. (wymieniony w powyższym wykazie) - pomimo złożenia wniosku o zwolnienie z kosztów, który nie został wcale rozpatrzony przez sąd – „zdarto” mu bezwzględnie z tej głodowej renty 1555,00 złotych.

Poseł Piotr Smolana nie odzyskał ukradzionej kwoty 30.000,00 złotych x 2 = 60.000,00 złotych (niezapłacone faktury i rachunki) przez byłego dyrektora jego Biura Poselskiego - Jana Muchę – gdyż taka była wola bielskiego wymiaru sprawiedliwości, który wyraźnie chronił tego przestępcę dzięki jego bliskim koligacjom z ówczesnym Prokuratorem Okręgowym Andrzejem Kózką.
Poseł Piotr Smolana twierdzi, że posiada pełne sprawdzone informacje na temat przyjacielskich koligacji wielokrotnego przestępcy Jana Muchy z ówczesnym szefem Prokuratury Okręgowej Andrzejem Kózką – o czym pisał do wszystkich możliwych instytucji rządowych w Polsce (cytat):

Jest ogromnym skandalem, że Prokuratura Rejonowa w Bielsku-Białej wobec realnej możliwości i groźby ujrzenia światła dziennego jej matactw związanych z ujawnieniem w mojej interpelacji poselskiej kryminogennych przypadków w działaniu bielskiego wymiaru sprawiedliwości – jak również tego faktu, że od momentu jej złożenia u Marszałka Sejmu w dniu 20 września 2002 r. przeciwko mojej osobie zawiązała sitwa prokuratorsko-sędziowska, która zaczęła na mojej osobie uprawiać swoisty mobbing sądowo-prokuratorsko-polityczny polegający na fingowaniu przeciwko mojej osobie fałszywych oskarżeń nie mających pokrycia w faktach i do tego celu zaprzęgnęła i wykorzystała drugą sitwę złożoną z członków Samoobrony bielskiej na czele z wielokrotnym przestępcą Janem Muchą – powiązanym w sposób oczywisty z ówczesnym byłym już szefem Prokuratury Okręgowej – Andrzejem Kózką, z byłym SB-ekiem Jerzym Bizoniem, innym byłym SB-ekiem – uzurpowanym dziennikarzyną bez żadnego wykształcenia poza marną maturą z samymi ocenami dostatecznymi – nawet z języka polskiego - Krzysztofem Oremusem (nie wyobrażam sobie, aby kandydat na dziennikarza lub polonistę miał szansę dostać się na studia z takimi ocenami) dawniej piszącym na posła Piotra Smolanę paszkwilanckie artykuły dla ogólnopolskiego brukowca „Superekspress” prowadzącym dzisiaj brukową „Super-novą” – którzy jako byli SB-ecy byli na usługach synowej ostatniego Komendanta Wojewódzkiego komunistycznej Milicji Obywatelskiej Ryszarda Witka – Marioli Adamiec-Witek i w ten sposób doszło do fałszywego oskarżenia mnie sfingowanym aktem oskarżenia sygn. 2Ds 83/06/JF oraz bezprecedensowym fałszywym procesem karnym sygn. akt III K 823/06 – który wcześniej i tak nie mógł dojść do skutku z uwagi na spaloną próbę uchylenia mi immunitetu poselskiego na skutek fałszywego wniosku o jego uchylenie napisanego pod dyktando byłego dyrektora mojego Biura Poselskiego – wielokrotnie skazanego Jana Muchy – podpisanego w dniu 15 lutego 2005 r. ochoczo przez jego kumpla prokuratora Andrzeja Kózkę.

Świadomie używam terminu i sformułowania „kumpel” - gdyż żona Jana Muchy - Grażyna Mucha zd. Sznyr chodziła 8 lat do szkoły podstawowej w Bielsku-Białej – Wapienicy razem do jednej klasy z prokuratorem Andrzejem Kózką w latach 1965-1973, zaś jej rodzice Mieczysław i Stefania Sznyrowie są do teraz w zażyłych stosunkach z rodzicami prokuratora Andrzeja Kózki i razem grillują na swoich posesjach.

W styczniu 2002 r. - kiedy za namową Andrzeja Leppera i Janusza Maksymiuka zaangażowałem nie znanego mi Jana Muchę na stanowisko dyrektora mojego Biura Poselskiego (nie wiedząc, że tym samym wpuściłem lisa do kurnika – gdyż zaplanował klasyczny skok na kasę Biura Poselskiego i zdefraudował w ciągu dwóch miesięcy finanse mojego Biura na sumę 30.000,00 złotych – nie został za to skazany, gdyż mając za kolegę prokuratora Andrzeja Kózkę – uchronił się przed odpowiedzialnością karną, został skazany tylko za fałszerstwa księgowe i podrobienie Listy Płac za pracowników) – Jan Mucha zaprowadził mnie do gabinetu ówczesnego szefa Prokuratury Okręgowej – Andrzeja Kózki i mówił do niego per „ty”.
Jednakże największym skandalem jest ten fakt, że na rozprawie pod syn. akt III K 823/06 w dniu 21 września 2007 r. sędzia Bogdan Fibinger – były Prezes Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej, wspólnie z prokuratorami Jackiem Filipkiem i Marcinem Kurdzielem wymyślili badania psychiatryczne na moją osobę i skierowali mnie przymusowo na to badanie na dzień 6 listopada 2007 roku do Ośrodka Leczniczego w Bielsku-Białej Olszówce.

Skandalem następnym jest ten fakt, że nie przeszedłem w tym dniu żadnego badania psychiatrycznego – rozmowa z dwiema lekarkami Barbarą Baranowską i Katarzyną Tarnawą nie trwała nawet 10 minut, była przerywana ciągłymi telefonami służbowymi – a ogromna Opinia psychiatryczna podparta jedynie wątpliwym testem psychologicznym z dnia 19 listopada 2007 r. (w którym do okpienia pozostają pytania typu: „Czy to prawda, że Pan Jezus przemienił wodę w wino?, Czy dzieje świata toczą się zgodnie z przepowiedniami Starego Testamentu? - Prymas Glemp odpowie z całą żarliwością, że na pewno tak ! – Jerzy Urban ironicznie – że na pewno nie ! – więc który z nich jest niepoczytalny ?!!!) została przeciwko mnie wypisana i podpisana przez obie wyżej wymienione lekarki z dziedziny psychiatrii. Napisały w niej, że 6 lat temu (kiedy w 2002 r. zwalniałem w trybie dyscyplinarnym Krzysztofa Dolińskiego naruszającego przepisy Kodeksu Pracy, ale pisałem również przedmiotową interpelację poselską) – byłem na pewno niepoczytalny !!!
CHODZIŁO O „WYKAZANIE” TEJ RZEKOMEJ NIEPOCZYTALNOŚCI NIE TYLE W KWESTII DYSCYPLINARNEGO ZWOLNIENIA KRZYSZTOFA DOLIŃSKIEGO – LECZ ZA TĄ OPINIĄ MIAŁA SIĘ KRYĆ ZAKAMUFLOWANA WERSJA – ŻE SKORO 6 LAT TEMU BYŁEM NIEPOCZYTALNY – TO BYŁEM RÓWNIEŻ NIEPOCZYTALNY W CZASIE PISANIA TEJ INTERPELACJI POSELSKIEJ.

Obie wyżej wymienione lekarki powinny się same leczyć, bo już nie wiedzą, co robią i jak powinny wykorzystywać swoją wiedzę medyczną. Jest to fiasko bielskiego wymiaru sprawiedliwości, który kazał tym lekarkom wypisać taką Opinię i na podstawie tej sfałszowanej Opinii Psychiatrycznej usiłował mnie ubezwłasnowolnić i na siłę przydzielić mi adwokata z urzędu, co bezprawnie uczynił. (koniec cytatu).

Pomimo takich zażyłych stosunków – przestępca ten i tak został skazany przez sądownictwo bielskie, wadowickie i oświęcimskie, ale miałby więcej wyroków skazujących – to jednakże bielski wymiar sprawiedliwości chroniąc Jana Muchę przed dolegliwościami osadzenia w zakładzie karnym – w jednym przypadku wydał nawet kolejny wyrok w zawieszeniu, pomimo nie odwieszenia wcześniejszego wyroku karnego.

Szczegóły w poniższym zestawieniu wyroków karnych wydanych na Jana Muchę:

1. Wyrok karny Sądu Rejonowego w Wadowicach – sygn. akt II K 250/01 z dn. 17.07. 2001 r. na podstawie aktu oskarżenia Prokuratury Rejonowej w Oświęcimiu 2Ds 1145/00 z dn. 08.03.2001 r. za groźby karalne w stosunku do sfotografowanych przez Jana Muchę nagich dziewcząt – że opublikuje je w internecie, jeżeli nie będą mu nadal uległe.
2. Wyrok karny Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej – sygn. akt III K 1952/02/G z dn. 29.01. 2003 r. na podstawie aktu oskarżenia 2Ds 75/02/BZ/S z dn. 29.11. 2002 r. - za fałszerstwa księgowe w Biurze Poselskim posła Piotra Smolany i podrobienie podpisu na liście płac za Krzysztofa Dolińskiego.

3. Wyrok karny Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej – sygn. akt III 1Ka 218/03 z dn. 19.11. 2003 r. podtrzymującego wyrok j. w. Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej – sygn. akt III K 1952/02/G z dn. 29.01.2003 r. - za fałszerstwa księgowe w Biurze Poselskim posła Piotra Smolany i podrobienie podpisu na liście płac za Krzysztofa Dolińskiego.
4. Wyrok karny Sądu Najwyższego w Warszawie – sygn. akt IV KZ 40/04 z dn. 23.09. 2004 r. podtrzymującym wyrok j. w. Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej – sygn. akt III 1Ka 218/03 z dnia 19.11. 2003 r. - za fałszerstwa księgowe w Biurze Poselskim posła Piotra Smolany i podrobienie podpisu na liście płac za Krzysztofa Dolińskiego.

5. Wyrok karny Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej – sygn. akt III K 1324/04 z dn. 23.06. 2005 r. na podstawie aktu oskarżenia Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej sygn. 4Ds 1627/04/AB/S. - za oszczerstwa i pomówienia względem posła Piotra Smolany o dokonanie przez niego rzekomego zakupu samochodu prywatnego marki Opel Astra II z pieniędzy Kancelarii Sejmu przeznaczonych na prowadzenie Biura Poselskiego.
6. Wyrok karny w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu – sygn. akt II K 33/05 z dn. 13 września 2005 r. - p-ko Janowi Mucha oskarżonemu o popełnienie przestępstw z art. 191 § kk; art. 197 § 1 kk; art. 197 § 2 kk; art. 275 § 1 kk i art. 286 § 1 kk wszczętym na skutek zawiadomienia posła Piotra Smolany z dnia 16.06. 2003 r. na podstawie aktu oskarżenia 2Ds 1061/03/S Prokuratury Rejonowej w Oświęcimiu.
7. Wyrok karny Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej - sygn. akt III 1 Ka 972/06 z dn. 27.10.2006 r. zmieniającym zaskarżony wyrok sygn. akt III K 1324/04 z dn. 23.06. 2005 r. na podstawie aktu oskarżenia Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej sygn. 4Ds 1627/04/AB/S. za składanie fałszywych zeznań przeciwko posłowi Piotrowi Smolanie, iż rzekomo zakupił prywatny samochód ze środków przeznaczonych na Biuro Poselskie - w ten sposób, że orzeczoną wobec oskarżonego Jana Muchy karę 6 miesięcy pozbawienia wolności na mocy art. 69 § 1 i 2 kk i art. 70 § 1 pkt 1 kk warunkowo zawiesił okres próby wynoszący 4 lata.

8. Wyrok karny Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej - sygn. akt IX K 479/09 z dn. 29.09.2009 r. uznając oskarżonego Jana Muchę za winnego tego, że w bliżej nieustalonym miejscu przed 8 marca 2004 r. działając w zamiarze zniesławienia Piotra Smolany przekazał dziennikarzowi Krzysztofowi Oremusowi nieprawdziwe informacje o rzekomej próbie molestowania seksualnego Liliany Potockiej przez Piotra Smolanę, co stanowi występek z art. 212 § 2 kk i za ten czyn na podstawie art. 212 § 2 kk wymierza mu karę 6 miesięcy pozbawienia wolności; na podstawie art. 69 § 1 i § 2 kk wykonanie orzeczonej kary warunkowo zawiesza na okres próby wynoszący 5 lat; (wyrok nieprawomocny).

Z kolei drugi pracownik Biura Poselskiego Piotra Smolany – fałszywy powód i świadek z procesu sądowego sygn. akt VP 62/03 – Krzysztof Doliński został skazany następującymi wyrokami karnymi:

1. Wyrokiem karnym Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej - sygn. akt III K 985/03/MG z dn. 21.06.2004 r. z prywatnego aktu oskarżenia Piotra Smolany za oszczerstwa i pomówienia przeciwko posłowi Piotrowi Smolanie, iż rzekomo zakupił prywatny samochód ze środków przeznaczonych na Biuro Poselskie - z warunkowym umorzeniem na okres 2 lat z nawiązką na PCK w wysokości 1000,00 złotych.

2. Wyrokiem karnym Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej - sygn. akt III K 473/07 z dn. 29.04.2008 r. na podstawie prokuratorskiego aktu oskarżenia wynikłego z doniesienia Piotra Smolany - za składanie fałszywych zeznań w procesie sądowym sygn. akt III K 838/05 przeciwko posłowi Piotrowi Smolanie (wyrok ten jak i cały proces o sygn. akt III K 473/07 został przed Piotrem Smolaną utajniony).

Czy aż tyle przypadków popełnienia przestępstw przeciwko wymiarowi sprawiedliwości przez tych dwóch byłych pracowników Biura Poselskiego posła Piotra Smolany: Jana Muchę i Krzysztofa Dolińskiego nie świadczy o ich zwichrowanej osobowości bez żadnego poczucia moralności i etyki – z których ten drugi z pomocą pierwszego wyłudził niesprawiedliwy i niepraworządny wyrok sądowy sygn. akt VP 62/03 przeciwko osobie posła na Sejm RP i nie świadczy o tym, że padł on ofiarą sfingowanego procesu przeciwko swojej osobie ?

Mieliśmy nadzieję, że Pan Prezes Sądu Najwyższego – sam będąc w przeszłości posłem na Sejm RP X kadencji – zechce zlecić dogłębne zbadanie tych spraw – w tym przede wszystkim niesłusznego skazania Piotra Smolany wyrokiem sygn. akt III K 823/06 z dnia 15.XI.2010 r. (który mimo usilnych starań ze strony bielskiego wymiaru sprawiedliwości nie potwierdził w 75 % zarzutów z poprzedniego wyroku Sądu Pracy sygn. akt VP 62/03 z dnia 24.II.2004 r. - pozostałe 25 % winy i tak zostało mu przypisanych bezpodstawnie) oraz niesłusznego obciążania go kosztami sądowymi w okresie, kiedy przestał być posłem i żyje z głodowej 960,00 złotowej renty inwalidzkiej.

Poseł Piotr Smolana twierdzi, że został okradziony przez bielski wymiar sprawiedliwości na sumę co najmniej 100.000,00 złotych (jest to w stanie udowodnić) w akcie zemsty (jest to również w stanie udowodnić) za napisaną przez siebie interpelację poselską ujawniającą korupcjogenne praktyki w wydaniu tegoż bielskiego wymiaru sprawiedliwości.

Czeka go nadal bezprawna egzekucja z kosztami komorniczymi (które są niemałe) sumy około 10.000,00 złotych + koszty komornicze + odsetki z tej głodowej renty, z której dobrowolnie i regularnie płaci alimenty w wysokości 400,00 złotych na nieletnią córkę Barbarę Smolanę.

Poseł Piotr Smolana jest do tego stopnia szykanowany, że wystarczyłoby sprawdzić, że w pewnej sprawie sądowej, którą prowadził dla Andrzeja Lorka - syna założyciela Stowarzyszenia „PLATON” - Gustawa Lorka pod sygn. akt III K 154/07 – doprowadził do wyroku uniewinniającego – a wyrok taki wydała SSR Agata Kruczek, która w tym samym roku 2009 – w dniu 23 stycznia 2009 r. wydała niby z powodu pomyłki literowej (ale cało-zdaniowej) Postanowienie sygn. akt III Kp 897/06 o uchyleniu postanowienia prokuratorskiego sygn. 2Ds 43/06/MF z dnia 31.III.2006 r. - i było ono korzystne dla Piotra Smolany.

Jednakże kiedy Piotr Smolana usiłował wyegzekwować korzystne dla siebie postanowienie w przedmiocie wprowadzenia na wokandę jego prywatnego aktu oskarżenia przeciwko 10 fałszywym świadkom z bielskiej Samoobrony – po upływie połowy roku czasu pod naciskiem prawdopodobnie obu Prezesów Sądu Rejonowego i Okręgowego w Bielsku-Białej (którzy twardo bronili przed kompromitacją SSR Mariolę Adamiec-Witek i prokuratora Jacka Filipka) – ta sędzia Agata Kruczek (uwaga!!!) - Postanowienie sygn. akt III Kp 897/06 z dnia 23 stycznia 2009 r. - w dniu 2 lipca 2009 r. zamienia na zupełnie odwrotne: nie o uchyleniu, lecz o podtrzymaniu tegoż prokuratorskiego postanowienia sygn. 2Ds 43/06/MF z dnia 31.III.2006 r. - twierdząc, że z jej strony była to pomyłka literowa – podczas gdy jak wspomniałem powyżej: zmiana polegała na odjęciu całego zdania (cytat): „w przedmiocie rozpoznania zażalenia na podstawie art. 437 § 1 Kpk – postanawia – uchylić zaskarżone postanowienie. (podpis)” (Koniec cytatu).

Jak wspomniałem - ponad pół roku później – po moim upominaniu się o wprowadzenie an wokandę sądową mojego prywatnego aktu oskarżenia z dnia 6 września 2004 r. - ta sama SSR Agata Kruczek w dniu 2 lipca 2009 r. poprawiła to postanowienie na brzmiące w następujący sposób (cytat): „w przedmiocie sprostowania orzeczenia na podstawie art. 105 § 1 Kpk – postanawia sprostować postanowienie Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej z dnia 23 stycznia 2009 r. w ten sposób, że w miejsce błędnego stwierdzenia: „uchylić zaskarżone postanowienie”, wpisać prawidłowe: „utrzymać w mocy zaskarżone postanowienie” - albowiem - jak jednoznacznie wynika z uzasadnienia przedmiotowego orzeczenia oraz informacji zamieszczonych w programie komputerowym SAWA w wyżej wymienionym zakresie doszło na skutek przeoczenia doszło do oczywistej pomyłki pisarskiej. Mając powyższe na uwadze orzec należało jak w części dyspozytywnej postanowienia na podstawie powołanego tam przepisu. (koniec cytatu).

To dziwactwo w wydaniu SSR Agaty Kruczek nie pozostawia cienia wątpliwości – że nie była to pomyłka literowa, czy nawet pisarska i cało-zdaniowa: po prostu SSR Agata Kruczek działała chaotycznie, bezwolnie, nie samodzielnie – lecz pod naciskiem innych sędziów i prokuratorów – tym bardziej – że faktycznie w styczniu 2008 r. chciała samowolnie i dobrowolnie samo-wyłączyć się z tego procesu o sygn. akt III Kp 897/06 – akcentując, że łączą ją emocjonalne i ścisłe więzy przyjaźni z SSR Mariolą Adamiec-Witek – główną winowajczynią w procesie sygn. akt VP 62/03 i VP 393/07.

Nadto warto przypomnieć – że zaledwie 2 lata wcześniej – wyłączył się z tego procesu poprzez pozostawienie bez rozpoznania tej samej sprawy sygn. akt III Kp 897/06 SSR Marcin Świtalski w dniu 17 maja 2007 r. (nie przeszkodziło mu to potem podjąć się prowadzenia bliźniaczego procesu w tej samej sprawie pod sygn. akt III K 823/06 i skazania Piotra Smolany bez dowodów w dniu 15.XI.2010 r.) – oraz że w dniu 6 lipca 2007 r. w tej samej sprawie – w której tyle namataczyła SSR Agata Kruczek (zamiana postanowień na różnobrzmiące) – inna SSR Monika Lisowska przyznała Piotrowi Smolanie pod tą samą sygn. akt III Kp 897/06 -

• status pokrzywdzonego.

PRZECIEŻ TO SIĘ WSZYSTKO JEDNEJ KUPY NIE TRZYMA !!!

Dowodem na to jest ten fakt – że w całej tej zakłamanej procedurze na przestrzeni od dnia 31.III.2006 r. do dnia 2.VII.2009 r. działała sitwa sądowo-prokuratorska (przypominamy: po raz pierwszy w dziejach polskiego rządu użył tego sformułowania Pan Minister Jarosław Gowin zaledwie kilka dni temu – około 20 września 2012 r. - i chwała mu za tę odwagę, której nie miał nawet poprzedni Minister Zbigniew Ziobro) – dlatego poseł Piotr Smolana od początku twierdzi, że przeciwko jego osobie zawiązała się przestępcza grupa sądowo-prokuratorska – mszcząca się się na nim za napisaną przez niego interpelację poselską z 2002 r. ujawniającą korupcjogenne praktyki w jego wydaniu – która wciągnęła do współpracy przestępczą grupę zmówionych fałszywych świadków wywodzących się z ówczesnej Samoobrony Bielskiej.

Teraz przechodząc do meritum sprawy tyczącej się zakłamanej SSR Agaty Kruczek – chciałbym zwrócić uwagę: jak to jest, że w sprawie o sygn. akt III Kp 897/06 ta sędzia widząc, że chodzi o byłego posła Piotra Smolanę – zawyrokowala ostatecznie w dniu 2.VII.2009 r. na jego niekorzyść, a w innej sprawie sądowej pod sygn. akt III K 154/07 – nie wiedząc, że kryje się za nią osoba Piotra Smolany (posiadający w swoim komputerze dziesiątki pism układanych w tej sprawie przez samego siebie w obronie oskarżonego przez Prokuraturę Bielską Andrzeja Lorka) – zawyrokowała zgodnie z rozumowaniem byłego posła Piotra Smolany. Nieważne – że Gustaw Lorek zaangażował do tej sprawy adwokata – adwokat jedynie wykorzystał wszystkie pisma pisane przez Piotra Smolanę od początku 2006 r.

Oczywiście – trzeba tu oddać sprawiedliwą część zasług dla samego Gustawa Lorka – który przedstawiał swój punkt widzenia na fałszywe oskarżenie jego syna Andrzeja Lorka, ale zasługą Piotra Smolany jest styl pisania i sposób przekonywania co do racji zawartych w pismach urzędowych i procesowych – które były zawsze autorstwa Piotra Smolany.
Poseł Piotr Smolana musi jeszcze dodać – że w swoim komputerze posiada zaledwie 1/4 tych pism – gdyż lwią ich część pisał na prywatnym komputerze Gustawa Lorka w jego domu przy ul. Zdrojowej 242 w Jaworzu k. Bielska-Białej.

Poseł Piotr Smolana – nie pełniąc już mandatu poselskiego – na prośbę Gustawa Lorka podjął się pisania pism urzędowych i procesowych w obronie jego syna Andrzeja Lorka, a nawet i wnuka Jerzego Lorka. W sprawie Andrzeja Lorka dwukrotnie jeździł z Gustawem Lorkiem i jego synem Andrzejem na rozprawy w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Częstochowie – a raz nawet do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach.

Prokuratura Rejonowa była wprost wściekła, że nie udało się jej doprowadzić do skazania Andrzeja Lorka i w tym miejscu Piotr Smolana kopiuje ze swojego komputera ostatnie zapiski do fałszywej apelacji z dnia 3.XII.2009 r. sygn. akt 4Ds. 3067/06/MW autorstwa prokuratora Mateusza Wolnego od uniewinniającego wyroku sądowego sygn. akt III K 154/07 z dnia 24.IX.2009 r. w stosunku do fałszywie oskarżonego Andrzeja Lorka (cytat):

„Prokurator Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej - p. Mateusz Wolny na podstawie fałszywych zeznań świadków Janusza Wieji i byłego kierownika Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku-Białej Marcina Klajnera - sporządził Akt Oskarżenia p-ko Andrzejowi Lorek, w którym zarzucił mu rzekome poświadczenie nieprawdy w składanych przez niego wnioskach o dopłaty bezpośrednie na rok 2004 i 2005, że rzekomo poświadczył w tych wnioskach nieprawdę, a to że:

• jest właścicielem, czyli posiadaczem zwanym dalej producentem rolnym;
• prowadzi uprawy rolne na wskazanym gruncie rolnym – przez co doprowadził pracowników wskazanej Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku-Białej do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w postaci nienależnych mu dopłat rolnych w 2004 i 2005 r.
Na podstawie tego aktu oskarżenia Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej III Wydział Karny po rozpoznaniu tej sprawy na odbytych 10 rozprawach od 30 marca 2007 r. do 17 września 2009 r. uniewinnił oskarżonego Andrzeja Lorka od zarzutu popełnienia czynu zabronionego opisanego w akcie oskarżenia, obciążając kosztami procesu Skarb Państwa.
Od tego wyroku prokurator Mateusz Wolny sporządził apelację do Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej Wydział Karny Odwoławczy w Bielsku-Białej zarzucając wyrokowi Sądu Rejonowego obrazę przepisów postępowania mającego mieć istotny wpływ na tryb orzeczenia, a to:

• rażące przekroczenie granic swobodnej oceny dowodów przy ocenie wiarygodności zeznań Janusza Wieji;
• zaniechanie wyjaśnienia wszystkich istotnych okoliczności sprawy, które mogły pozwolić na prawidłową ocenę zamiaru i motywacji sprawcy;
• orzekania w sposób dowolny.
W swoim uzasadnieniu prokurator podważa i zaskarża pogląd prawny Sądu za nietrafny, że to oskarżony Andrzej Lorek uprawniony był do uzyskania przysługujących mu dopłat bezpośrednich do gruntu rolnego. W dalszej części tego uzasadnienia prokurator przyznaje Sądowi zdecydowaną rację, że konkretny prokurator, w tym cała prokuratura zachowała daleką bierność i brak inicjatywy dowodowej w tej sprawie, nie uczestnicząc ani w jednej z tych rozpraw.

Prokurator zarzuca Sądowi I instancji, że łatwo odmówił wiarygodność zeznaniom świadka Janusza Wieji i że w swoich dywagacjach pomylił go z oskarżonym. Rzecz jednak w tym, że Sąd na podstawie szczegółowej analizy całego materiału dowodowego – doszedł do przekonania, że Andrzej Lorek nie dopuścił się popełnienia żadnego z zarzucanych mu aktem oskarżenia czynów zabronionych.
Nie doszukał się bowiem Sąd, ani nie wskazał prokurator – choćby jednego dowodu obiektywnie świadczącego w sprawstwie oskarżonego, że mógł dopuścić się zarzucanego mu przestępstwa tzw. oszustwa kapitałowego na szkodę Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku-Białej w 2004 i 2005 r.
Oskarżony i uniewinniony Andrzej Lorek składając swoje wnioski o dopłaty obszarowe na rok 2004 i 2005 jako prawny właściciel gospodarstwa rolnego zwany dalej producentem rolnym – w tym będące jego własnością grunty rolne, zarówno w Wapienicy (miejscu jego zamieszkania) jak i na grunty rolne w Jasienicy – tj. działka nr 593/3 - działał w swoim przekonaniu zgodnie z obowiązującym w tym względzie prawem.
Jako jedyny prawny właściciel gospodarstwa rolnego – producent rolny, w tym gruntów rolnych będących wyłącznie jego własnością, zgodnie z nadanym przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku-Białej numerem identyfikacyjnym: 052535094 i aktualnym wypisem ze skorowidza działek oraz zgodnie z obowiązującą w tym zakresie ustawą sejmową i instrukcją wypełniania wniosków o dopłaty obszarowe – nadal składa w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku-Białej wnioski o dopłaty obszarowe – tak jak to czyni dokładnie 860 tysięcy rolników w całej Polsce.
Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku-Białej - po przeprowadzanej kontroli wniosków przyznaje na dzień dzisiejszy te należne zgodnie z ustawą płatności bezpośrednie do gruntów rolnych, a nie do prowadzenia upraw rolnych, co jednoznacznie wynika z tej ustawy, w której ani jednym słowem nie wspomina się o konieczności osobistego uprawiania gruntów rolnych będących w posiadaniu właściciela gospodarstwa rolnego, tj. producenta rolnego – mającego, zdaniem prokuratora, obowiązek posiadania sprzętu rolnego, a nie jest to prawdą, gdyż producent może uprawiać swoje grunty sprzętem pożyczonym lub dzierżawionym – np. z Ośrodka Maszynowego lub Spółdzielni Rolniczej lub od sąsiadów. Wywody prokuratorskie w tym przypadku są nie na miejscu i nielogiczne.

Żadna Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w kraju, w tym również agencja w Bielsku-Białej - pod byłym kierownictwem Marcina Klajnera – nie uzależniała i w dalszym ciągu nie uzależnia wypłat obszarowych od rzekomo prawnej okoliczności (cytat):

„kto dokładnie był producentem rolnym (?) - nie tyle
w ogólności (z definicji niejako) ale związanym produkcją rolną na tej konkretnie działce”.

Odpowiedź na tak postawione pytanie – zdaniem prokuratora – jest jednoznaczna: „producentem tym nie był oskarżonym”.

Dlatego zgodnie z tak postawioną przez prokuratora „oceną prawną”, która jest właściwie tylko fałszywie postawioną tezą - tysiące producentów rolnych (860 tysięcy), którzy nie posiadają własnego sprzętu rolniczego, nie uprawiają de facto osobiście własnego gruntu rolnego – a otrzymują i pobierają bez żadnego skrępowania te dopłaty obszarowe – powinni z mocy prawa zostać postawionymi w stan oskarżenia, posadzeni na ławie oskarżonych i zostać skazanymi.

Prokurator w swojej apelacji – mając na uwadze jedynie za wszelką cenę doprowadzenie do skazania oskarżonego przez siebie Andrzeja Lorka – jest w sposób niezrozumiały stronniczo nastawiony do jego osoby, nie przebierał w środkach, którymi bezpodstawnie szermował w akcie oskarżenia i napisał kompromitującą apelację, która nie wnosi niczego nowego w swojej argumentacji, a jedynie powtarza i powiela bezpodstawne zarzuty - jakie by trzeba było postawić wspomnianym powyżej 860 tysiącom rolników w Polsce.

Pan prokurator Mateusz Wolny posunął się w swoich dywagacjach tak dalece w swoim dążeniu do skazania Andrzeja Lorka za wszelką cenę - że pozwolił sobie na dowolną krytykę ustawy sejmowej (Dz. U. Nr 6 poz. 40 z dn. 18.XII.2003 r.), zarzucając jej błędy legislacyjne.

Nie jest to rolą żadnego prokuratora, aby krytykować ustawę sejmową, a jeżeli prokurator chciałby zmienić ustawę, to powinien uzbierać 100 000 podpisów pod swoją inicjatywą legislacyjną i skierować obywatelski projekt nowelizacji ustawy do Sejmu, a nie oskarżać jednego upatrzonego rolnika o rzekome postępowanie wbrew ustawie.

Zdaniem prokuratora – Sąd wręcz pomieszał role procesowe, myląc świadka z oskarżonym.

To nie Sąd popełnił pomyłkę, ale z całą pewnością prokurator – bo bez wszczęcia zasadniczego śledztwa p-ko Januszowi Wieji, który był pierwotnie podejrzanym – śledztwo to umorzył, a sporządził bezpodstawny akt oskarżenia p-ko świadkowi Andrzejowi Lorkowi i do tej pory nie ma zamiaru się z tego wycofać.

Dowód:

3. Pierwsze Zawiadomienie Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej RSD 77/06 z dnia 12.06.2006 r.
4. Drugie zmienione Zawiadomienie Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej RSD 126/06 z dnia 06.10.2006 r.”

(Koniec cytatu autorstwa Piotra Smolany z XII.2009 r.).

- o -

Następnym przykładem skandalicznego kolesiostwa i nepotyzmu w Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości – jest sprawa drugiej z sygnatariuszy niniejszego Listu Otwartego – pani mgr Rozalii Cisło, która tylko za sam fakt świadczenia prawdy na rzecz byłego posła Piotra Smolany – znalazła się na celowniku tej rzekomo ślepej Bielskiej Temidy.

Teściowa jednej z sędziów (Uwaga! - podajemy typowy przykład nepotyzmu w Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości) - SSR Agnieszki Marek, sędzi obecnie noszącej nazwisko Grążawska z racji ślubu wziętego z obecnym Prezesem Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej SSR Mariuszem Grążawskim – wytoczyła proces byłej Dyrektor Biura Poselskiego posła Piotra Smolany - pani mgr Rozalii Cisło i jej córce Małgorzacie Ochnio z tak absurdalnymi zarzutami, że w każdym normalnym innym sądzie poza okręgiem bielskim – pozew byłby natychmiast odrzucony, względnie po niekoniecznie szybkim rozpoznaniu na pierwszej rozprawie zostałby w sposób oczywisty uznany za bezpodstawny.

W tym przypadku szeroki parasol ochronny (podobnie jak w aferze Amber Gold) – nad fałszywą powódką rozciągnęła jej synowa SSR Agnieszka Marek-Grążawska oraz jej koledzy-sędziowie i koleżanki-sędziowie – często wzajemnie odwiedzający się w swoich domach po godzinach urzędowych, a także w domu fałszywej powódki Zofii Marek-Krasnodębskiej – teściowej wspomnianej Sędzi Agnieszki Marek-Grążawskiej i to w domu jej następnego męża – byłego już ordynatora jednego z bielskich szpitali Janusza Krasnodębskiego.

W akcie zemsty za świadczenie prawdy na rzecz byłego posła Piotra Smolany, który został przez Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości ukarany za przedmiotową Interpelację Poselską – mgr Rozalia Cisło, która poświadczyła prawdę wbrew fałszywym zeznaniom podstawionych świadków z bielskiej Samoobrony – została również ukarana kolejnym niesprawiedliwym wyrokiem, w którym (podobnie jak w przypadku posła Piotra Smolany) – nie rozchodziło się tylko i wyłącznie o przysporzenie pieniędzy fałszywym powodom, lecz odwrotnie: zasądzając dla nich tak horrendalne kwoty – bielskim sędziom chodziło o „uderzenie po kieszeni” niesłusznie pozwanych, aby odczuli w całości ten obosieczny miecz rzekomo ślepej Temidy.

I tu tkwi sedno i istota naszego Listu Otwartego.

Chcemy zwrócić uwagę Ministra Sprawiedliwości, Prokuratora Generalnego i Rzecznika Praw Obywatelskich – którym osoba byłego posła Piotra Smolany nie jest obca i nieznana – tudzież chcemy z jego i naszą krzywdą dotrzeć do mediów – w jaki sposób obosieczny miecz ślepej Temidy zamienia się w miecz Damoklesa i czyni niesprawiedliwość ludziom w zupełności niewinnym. Winnymi i oskarżonymi powinni zostać sędziowie i prokuratorzy.

W przypadku tej drugiej sygnatariuszki Rozalii Cisło doszło do złamania podstawowych zasad procesowych: dowody w sprawie w postaci zeznań aż 30 świadków, a także dowody z dokumentów – dla sędziego Piotra Łakomiaka (sygn. akt GC 635/04) i SSR Joanny Banaś-Paluch (sygn. akt IC 585/08) nie miały żadnego znaczenia, dla których jedynymi i ważnymi dowodami okazały się być sfałszowana umowa rzekomej spółki sporządzona przez Zofię Marek-Krasnodębską - synową SSR Agnieszki Marek-Grążawskiej na użytek i w celu szantażu finansowego i oszustwa gospodarczego. Nieważne – że przy okazji oszukała Zakład Ubezpieczeń Społecznych i Urząd Skarbowy – synowa-sędzina uchroniła ją skutecznie przed zarzutami prokuratorskimi rozciągniętym szeroko parasolem ochronnym.

Dowód: Wyrok sądowy sygn. akt IC 585/08 z dnia 27.08.2012 r.

Uwieńczeniem tej farsy sądowej był ponad 4-letni proces sądowy (ta przewlekłość miała wskazywać na niezwykłą, rzekomo potrzebną, długą „procedurę dociekania prawdy”) jaki prowadziła SSR Joanna Banaś-Paluch – która przez 4 lata, bez udziału powoda jakim był Urząd Skarbowy dochodzący, czy była spółka, bez udziału głównej winowajczyni – oszustki finansowej Zofii Marek-Krasnodębskiej – odrzuciła całkowicie materiały dowodowe zgromadzone w tym procesie sygn. akt IC 585/08 - a przejęła rolę adwokata na rzecz sędziego z pierwszego wyroku Piotra Łakomiaka, stała się z urzędu obrońcą Zofii Marek-Krasnodębskiej (teściowej SSR Agnieszki Marek-Grążawskiej) – żony swojego przełożonego Prezesa Sądu Rejonowego dra Mariusza Grążawskiego i zarazem prokuratorem dla niewygodnej Rozalii Cisło i jej córki Małgorzaty Ochnio.

Jej popisowy występ przy ogłoszeniu wyroku w dniu 27 sierpnia 2012 r. potwierdził układy nepotyczno-kumoterskie wraz z koligacjami towarzyskimi – a zaprzeczył w sposób oczywisty tzw. niezawisłości sędziowskiej. Sędzia Joanna Banaś-Paluch w tym dniu zachowywała się w sposób wyjątkowo naganny, nie przystający do prestiżu sędziego i do kobiety w szczególności. Petentka sądowa Rozalia Cisło nigdy nie spotkała się w przeszłości – aby sędzia zachowywał się tak nerwowo, tak arogancko i tak obraźliwie traktował stronę – osobę (kobietę), która mogłaby być jej matką, która wysłuchując tego wyroku, zachowując stoicki spokój i patrząc prosto w jej oczy – doprowadziła ją do niepohamowanego, niekontrolowanego wybuchu agresji, który objawił się słowami ze strony tej sędzi (cytat): „ukarzę panią grzywną 10 tysięcy złotych wykonalną natychmiast, jeżeli pani nie przestanie się uśmiechać” - podczas gdy ona – Rozalia Cisło - wcale się nie uśmiechała, a wręcz odwrotnie: miała łzy w oczach i przerażenie, nie mogąc pojąć - dlaczego słyszy tak niesprawiedliwy wyrok.

Sędzia Joanna Banaś-Paluch krzycząc i gestykulując – przez co najmniej 10 – 15 minut wyżywała się na osobie Rozalii Cisło, pouczając ją, że fakt, iż jest ona prawnikiem nic jej nie pomoże, zarzucając jej ponadto – iż rzekomo przez cały proces akcentowała, że jest prawnikiem, podczas gdy prawda była i jest odwrotna:

mgr Rozalia Cisło podała do protokołu swoje wykształcenie prawnicze na pierwszej rozprawie 4 lata wstecz na wyraźne pytanie tej sędzi. Potem nie było wcale mowy o jej wykształceniu. To wyrzuty sumienia ze strony sędzi Joanny Banaś-Paluch, która miała świadomość, że jej wyrok jest absolutnie nie przystający do ustaleń 4-letniego procesu, który osobiście prowadziła.

I właśnie w ocenie pani mgr Rozalii Cisło sędzia Joanna Banaś-Paluch chciała zakrzyczeć swoje sumienie, prawdę i świadomość, że zawyrokowała nie tylko niezgodnie z własnym sumieniem i wbrew dowodom, ale że zawyrokowała na wyraźne zamówienie określonej koterii rodzinnej według odgórnych ustaleń – co powyżej opisano i przedstawiono.

Powyższy opis jest autorstwa Piotra Smolany, który na podstawie relacji swojej dawnej dyrektor Biura Poselskiego spisał tę historię w taki sposób, który dla każdego odbiorcy niniejszego Listu Otwartego nie powinien nastręczać wielu trudności w prawidłowym odbiorze tej relacji.

Poseł Piotr Smolana – a Rozalia Cisło od niego – wiedzą, gdzie kryje się tajemnica takiego ogromnego rozjuszenia SSR Joanny Banaś-Paluch na procesie sygn. akt IC 585/08 - i w czym „nadepnął” tej sędzi na „odcisk” właśnie Piotr Smolana. Tajemnica ta wiąże się z małżonkiem SSR Joanny Banaś-Paluch – SSO Wojciechem Paluchem, który jako rzecznik dyscyplinarny odmówił pociągnięcia do odpowiedzialności dyscyplinarnej wskazanych sędziów, a gdy Piotr Smolana przypomniał mu, w jaki sposób kłamał on osobiście w 1994 r. w sprawie sądowej, którą Piotr Smolana (podobnie jak Andrzejowi Lorkowi) prowadził dla innego petenta – SSO Wojciech Paluch w sposób niezawisły przekazał to swojej małżonce SSR Joannie Banaś-Paluch.

Małżonka SSO Wojciecha Palucha – dowiedziawszy się o tym, wiedząc, że petentka sądowa Rozalia Cisło jest bliską znajomą Piotra Smolany z racji pełnienia funkcji dyrektora jego Biura Poselskiego - pofolgowała sobie na tej rozprawie i pokazała, kto tu rządzi. Zostało to wcześniej opisane.

Sama sygnatariuszka niniejszego Listu Otwartego – Rozalia Cisło - przedstawia to w sposób następujący:

Mam 64 lata, jestem na emeryturze i II grupie inwalidzkiej i po 30 latach pracy – doznałam od Państwa Polskiego krzywdy, która spowoduje, że już nigdy nie uwierzę w sprawiedliwość i zwykłą ludzką uczciwość.
Przez całe swoje życie pomagałam bezinteresownie ludziom w wielu sprawach życiowych i sądowych, zaś ich wdzięczność nadawała sens mojemu życiu.
Niestety 27 sierpnia 2012 r. SSR Joanna Banaś-Paluch ogłosiła wyrok, który brzmi do dzisiaj w uszach i mam wrażenie, że jest to wyrok z czasów II Wojny Światowej z Bloku Nr 11 Auschwitz-Birkenau. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to przesadzone, gdyż nie otrzymałam wyroku śmierci, ale za to skala niesprawiedliwości jest porównywalna.

Zawiodłam się na Państwie Polskim.

Ten wyrok i to uzasadnienie nie ma nic wspólnego z 4-letnim procesem prowadzonym przez SSR Joannę Banaś-Paluch. Uzasadnienie tego wyroku jest powieleniem wyroku SSR Piotra Łakomiaka sygn. akt IC 585/08. Proces ten miał wykazać, czy była skutecznie zawiązana spółka cywilna w Sklepie Jubilerskim „Perła” i czy ta spółka cywilna prowadziła działalność gospodarczą.

Dowód: pozew sądowy złożony przez Urząd Skarbowy w Bielsku-Bialej.
Podczas tego 4-letniego procesu – w którym uczestniczyły tylko pozwane Rozalia Cisło i jej córka Małgorzata Ochnio jako dwie rzekome wspólniczki, a nie uczestniczyła wcale trzecia rzekoma wspólniczka Zofia Marek-Krasnodębska i zostało wykazane, że:

• umowa spółki cywilnej była sfałszowana przez Zofię Marek-Krasnodębską;
• umowa spółki cywilnej nosi cechy pozorności, bo była tylko projektem nigdy nie zrealizowanym;
• sąd nie zastosował trybu art. 247 Kpc na okoliczność zawartych w nim oświadczeń woli stron;
• sąd odrzucił dowód z zeznań rzekomych wspólników Rozalii Cisło i Małgorzaty Ochnio – które twierdziły, że zgodnym zamiarem stron i celem umowy nie było prowadzenie działalności gospodarczej w formie spółki cywilnej zgodnie z art. 65 § 2 Kc – lecz że strony zgodnie z art. 860 nie dążyły do osiągnięcia wspólnego celu gospodarczego przez działanie w sposób oznaczony, w szczególności przez wniesienie wkładów. Sąd dokonując oceny – czy doszło w ogóle do skutecznego zawarcia umowy spółki cywilnej i dalszego prowadzenia działalności gospodarczej – przyjął za wiarygodny sam fakt podpisania dokumentu przez powódkę i pozwane. Ponadto przyjął za wiarygodny dowód z zeznań świadków i opinię biegłego sądowego. Jednak uzasadnienie zaskarżanego wyroku stawia jednostronną, nieuprawnioną tezę o bycie spółki cywilnej poprzez nieuwzględnienie przepisu art. 864 oraz 865 § 1 K.c. Nawet gdyby Sąd uznał, iż umowa została skutecznie zawarta – nigdy nie doszło do jej realizacji. Na potwierdzenie powyższego wystarczy przytoczyć wyroki Sądu Najwyższego sygn. akt V CKN 1603/00 z dnia 12.XII.2002 r., I CKN 1431/00 z dnia 29.I.2003 r., V CK 655/04 z dnia 24.V.2005 r.

Dlaczego zatem SSR Joanna Banaś-Paluch odrzuciła wszystkie dowody zgromadzone w 4-letnim procesie ? - tj:

• zeznania 30 świadków
• zeznania dwóch wspólników

a przyjęła nieobecność Zofii Marek-Krasnodębskiej – trzeciej rzekomej wspólniczki s.c. za okoliczność usprawiedliwioną – potwierdzając i przyjmując jej „dowody” złożone w Sądzie Gospodarczym za jedyne słuszne i prawdziwe – tj.:

• sfałszowaną umowę spółki cywilnej
• luźne świstki sfałszowanych kartek opieczętowanych skradzioną pieczątką firmową Sklepu „Jubiler”.

Sama Zofia Marek-Krasnodębska nie miała cywilnej odwagi po raz drugi oszukiwać i kłamać ponownymi fałszywymi zeznaniami na rozprawie – prawdopodobnie z obawy przed wpadkami, jakiej jej groziły z powodu niemożności wytłumaczenia swoich różnych sprzecznych działań (pobieranie zasiłków bezrobotnej, wyłudzenie wcześniejszej emerytury) oraz brakiem logiki w dalszych twierdzeniach o istnieniu spółki. Wyręczyła ją z tej kłopotliwej sytuacji SSR Joanna Banaś-Paluch - koleżanka jej synowej SSR Agnieszki Marek obecnie po drugim mężu Mariuszu Grążąwskim - Agnieszka Marek-Grążąwska.

Po 4 latach procesu – wbrew zebranym dowodom w sprawie, pod nieobecność powoda - Urzędu Skarbowego i głównej winowajczyni - Zofii Marek-Krasnodębskiej, teściowej SSR Agnieszki Marek, która obecnie jest żoną aktualnego Prezesa Sądu Rejonowego dra Mariusza Grążawskiego – sędzia ta wydała wyrok całkowicie sprzeczny i niezgodny z dowodami. Tymi dowodami były:

• zeznania 30 świadków
• dokumenty z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
• dokumenty z Urzędu Skarbowego
- a SSR Joanna Banaś-Paluch oparła uzasadnienie do tego wyroku na podstawie kopii wyroku SSR Piotra Łakomiaka, który w 2004 r. wykonał szybki proces na zlecenie Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości – który rozciągnął parasol ochronny nad oszustką i złodziejką, która została przez moją córkę zatrudniona na niepełny wymiar czasu pracy w Sklepie Jubilerskim Małgorzaty (Cisło) Ochnio, aby w ten sposób po upływie połowy roku czasu Zofia Marek mogła wystąpić do ZUS-u z wnioskiem o wcześniejszą emeryturę.

Dowody:

• Wniosek Zofii Marek o wcześniejszą emeryturę i przyznanie emerytury
• Roczne zeznanie podatkowe za 2003 r. Zofii Marek do Urzędu Skarbowego
• Wniosek Zofii Marek o zasiłek bezrobotnej z XII.2002 r.
• Zeznania świadków

Zofia Marek będąc wieloletnim właścicielem sklepu monopolowego znała wszelkie sposoby popełniania matactw finansowych i posiadała doskonałą znajomość przepisów i metod pracy w handlu. Te swoje wypracowane „metody” pod nieobecność właścicielki Sklepu Jubilerskiego „Perła” wykorzystała i przeniosła do tego sklepu, z którego zaczęła czerpać korzyści. Sklep przez pierwsze dwa lata nie przynosił żadnych dochodów, co wcześniej przepowiedzieli mojej córce Małgorzacie Ochnio pierwszy właściciel tego sklepu, jej były szef i właściciel kilku sklepów jubilerskich. To właściwie uśpiło czujność mojej córki Małgorzaty Ochnio, która po roku pracy w jej sklepie Zofii Marek – oświadczyła jej, że po powrocie z urlopu macierzyńskiego zmuszona będzie rozwiązać z nią umowę o pracę. Nie podejrzewała nawet przez moment, że Zofia Marek okradała ją z premedytacją przez cały okres zatrudnienia – tj. 1 rok i 3 miesiące.

Te słowa Zofii Marek – która jak się okazało – w tym sklepie prowadziła nielegalną działalność gospodarczą na swój użytek, wykradała pieniądze i czerpała nieokreślone nieudokumentowane korzyści – spowodowały, że Zofia Marek pozwała swojego pracodawcę do Sądu o odszkodowanie za udział w Spółce Cywilnej ?!

Nie mogąc wcześniej szantażem uzyskać łapówki, której zażądała od Małgorzaty Ochnio w zamian za – jak się okazało – oddanie sfałszowanej umowy wraz ze zgromadzonymi różnymi świstkami, notatkami, wykazami, raportami – które Zofia Marek sama sporządzała na swój użytek, który od początku miał jeden cel:

wyłudzić w przyszłości pieniądze od pracodawcy za niewygodne wg Zofii Marek „dokumenty” mające świadczyć o rzekomej nieuczciwości właściciela Sklepu Jubilerskiego – którym była młoda 25-letnia dziewczyna, która za wcześniejszą uczciwą 4-letnią pracę w tym samym sklepie będącym wówczas własnością wspomnianego jej szefa J. Nowaka – od którego otrzymała propozycję przejęcia tego sklepu na własność za niewygórowaną cenę – Zofia Marek postanowiła drogą oszustwa wytoczyć jej sprawę sądową o wypłacenie rzekomo należnych jej pieniędzy z rzekomo założonej wcześniej spółki – która nie miała miejsca, gdyż nie była nigdy zgłoszona do Urzędu Skarbowego. Zofia Marek nie była żadnym udziałowcem s.c. - gdyż była pracownikiem najemnym na umowę o pracę, zaś wcześniej pobierała zasiłek bezrobotnej i dzięki tej czasowej pracy uzyskała prawo do wcześniejszej emerytury. Gdyby była udziałowcem – nie mogłaby tych praw nabyć – które jednak nabyła.

Nie tak dawno – znany karnista i adwokat prof. Piotr Kruszyński oraz Roman Giertych wyrazili pogląd w Telewizji – że biegli zwłaszcza w sprawach gospodarczych są przypadkowi i stanowią zagrożenie dla prawa i dla właściwego wyrokowania: wręcz określili to patologią biegłych !.
Niezawisłość sędziowska – to przede wszystkim charakter sędziego, mentalność – a jeżeli tego sędziemu brakuje – orzeka zgodnie ze swoim uważaniem, zwłaszcza gdy są naciski z zewnątrz od kolegów sędziów, przełożonych: przypominam: żoną Prezesa Sądu Rejonowego została SSR Agnieszka Marek, dla której uczyniono wszystko, aby jej teściowa „wygrała” sprawę z osobami, które pozwała do Sądu. Tak więc wyrokowanie w Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości odbywałoby się w niektórych przypadkach na zasadzie: „coś za coś” i wyglądałoby w następujący sposób: „dziś ja Tobie wyświadczam przysługę dla kogoś z Twojej Rodziny lub znajomych – Ty jutro mnie wyświadczysz taką samą przysługę, gdy będę potrzebował Twojej pomocy”.

Na podstawie powyżej wysnutych teorii – które absolutnie nie mają nic wspólnego z tzw. „spiskową teorią dziejów” - gdyż w przeszłości niejednokrotnie „spiskowa teoria dziejów” przepoczwarzała się jednak w „spiskową praktykę dziejów” - co ma miejsce w opisywanych przypadkach – należy stwierdzić z całą mocą, że wyrok SSR Joanny Banaś-Paluch jest recenzją i uszczelnieniem niedoróbek SSR Piotra Łakomiaka. Jak wspomniałam wcześniej - biegli w sądach to największa patologia dzisiejszego sądownictwa i najsłabsze ogniwo systemu sądowego.
Na podstawie opinii biegłej sądowej – która to opinia jest kompromitacją tej biegłej – jej autorka powinna stanąć przed Komisją Dyscyplinarną za nieuczciwość zawodową, nierzetelność, a przede wszystkim za to, że poddała się naciskom sędziego Piotra Łakomiaka, który przed rozprawą, przed wysłuchaniem świadków – nakazał biegłej (cytat): wyliczyć wartość spółki na podstawie świstków papierów spreparowanych przez krewną SSR Agnieszki Marek - w tym sfałszowanej umowy s.c.
Żaden księgowy nie odważyłby się dokonać analizy fałszywych kartek opieczętowanych skradziona pieczątką firmową Sklepu Jubilerskiego „Perła” przez nieuczciwą ekspedientkę (wytrawną handlarkę alkoholową ze sklepu monopolowego.

Zofia Marek – teściowa sędzi Agnieszki Marek (a więc mająca zabezpieczenie i parasol ochronny w razie wpadki z udowodnieniem fałszerstw) – wykorzystując zaufanie 25-letniej młodej, niedoświadczonej właścicielki Sklepu Jubilerskiego -,prowadziła w jej Sklepie własną działalność gospodarczą nie zgłoszoną do Urzędu Miejskiego i Skarbowego, i czerpała z tego korzyści, a tworząc fałszywe dowody – skierowała przeciwko niej pozew sądowy o rzekome udziały w spółce.

Zofia Marek—Krasnodębska prowadziła własny proceder polegający na handlu różnymi własnymi towarami, które nabywała od przygodnych kontrahentów bez wiedzy właścicielki Sklepu Jubilerskiego „Perła”

dowód:
sfałszowana umowa komisowa, którą otrzymałam po wydaniu wyroku – tj. o prowadzeniu nielegalnej działalności komisowej.

Ten proces prowadzony przez SSR Joannę Banaś-Paluch pod nieobecność powoda Urzędu Skarbowego w Bielsku-Białej i głównej sprawczyni oszustw Zofii Marek-Krasnodębskiej wykazał na podstawie zeznań 20 świadków - dostawców, głównego księgowego i osób bardzo blisko współpracujących z Małgorzatą Ochnio (właścicielką Sklepu Jubilerskiego „Perła”) wykazał, że:

1. Jedynym właścicielem sklepu bez żadnych udziałowców – była Małgorzata Ochnio.
2. Zofia Marek (jeszcze nie Krasnodębska) była wyłącznie sprzedawcą i ekspedientką – z którą nikt się nie liczył, bowiem nawet swoją aparycją i wizerunkiem odstręczała klientów.

Dowód: Odmowa z jej strony zeznań w tym procesie, który odbywał się z powództwa Urzędu Skarbowego na okoliczność istnienia lub nie istnienia spółki cywilnej.

3. Suma 5.000,- złotych rzekomego wkładu z jej strony – była zwykłą pożyczką udzielona Małgorzacie Ochnio przez lekarza Janusza Krasnodębskiego - ówczesnego jej konkubenta, który zabiegał o jej zatrudnienie w sklepie mojej córki – celem dorobienia sobie do wcześniejszej emerytury.
4. Powyższa suma 5.000,- złotych nie mogła być uznana jako „wkład do spółki” - gdyż kwota taka byłaby śmiesznie niska nawet na rozpoczęcie działalności gospodarczej w sklepie spożywczym – i to typu straganowego z owocami i warzywami. W przypadku Sklepu Jubilerskiego – minimalna kwota udziałowa to z rzędu co najmniej 100.000,- złotych i więcej.

Dowód:
• Zeznania jubilerów i dostawców z całej Polski.
4. Rozalia Cisło była takim samym pracownikiem na umowę o pracę i z powodu złego stanu zdrowia pracowała z przerwami nawet – jednoroczną – w sklepie swojej córki – po to aby jej zwyczajnie pomóc w prowadzeniu tak trudnego i niebezpiecznego interesu, jakim jest handel biżuterią i wyrobami złotymi i srebrnymi (łakomy kąsek dla złodziei i kombinatorów) jako jedyna osoba godna zaufania, która nie okradłaby własnej córki.
5. Umowa o pracę – o której SSR Joanna Banaś-Paluch bezpodstawnie orzekła, że jest sfałszowana – bowiem zarobki Rozalii Cisło i Zofii Marek miały wysokość adekwatną do umów na 1/4 etatu z najniższym wynagrodzeniem – co nie polegało na prawdzie, gdyż nie była to umowa o dzieło – czyli yzw. Umowa śmieciowa – lecz faktyczna Umowa o pracę ze wszystkimi konsekwencjami z niej wynikającymi.

Dowód:
• Umowy w aktach.
• Dokumenty ZUS w aktach.
• Listy płac w aktach.

Tych i powyższych dokumentów SSR Joanna Banaś-Paluch nie zechciała zauważyć, gdyż mogłoby to zburzyć jej misterny plan wydania wyroku na niekorzyść Rozalii Cisło i jej córki Małgorzaty Ochnio – i nie mogłaby wydać wyroku na korzyść teściowej SSR Agnieszki Marek-Grążawskiej – i w sposób oczywisty zachwiałoby wcześniejszym wyrokiem SSR Piotra Łakomiaka.

7. Zofia Marek złożyła w grudniu 2002 r. w Powiatowym Urzędzie Pracy oświadczenie o braku środków do życia i poprosiła o zasiłek dla bezrobotnych, który otrzymywała do grudnia 2003 r. i do dziś tego zasiłku nie zwróciła – tego SSR Joanna Banaś-Paluch nie chciała zauważyć.
8. Zofia Marek w grudniu 2003 r. (a więc rok później) wypowiedziała umowę o pracę (nie mogła więc być równocześnie udziałowcem i spółkowiczem – gdyż z takimi nie zawiera się umowy o pracę) i złożyła w ZUS-ie wniosek o przyznanie jej emerytury – którą pobiera do dziś ! - to nie miało znaczenia dla SSR Joanny Banaś-Paluch.
9. Nie zwróciła zatem - bezprawnie pobranej emerytury, (gdyby miał się ostać wyrok uznający istnienie spółki) od 2003 r. aż do dnia ukończenia wieku 60 lat w 2007 r.
10. Zofia Marek złożyła roczne zeznania podatkowe PiT jako pracownica za 2002, 2003 i 2004 rok i do dnia dzisiejszego nie uregulowała podatku VAT ani podatku dochodowego, a Urząd Skarbowy dopuścił do przedawnienia, mimo iż oświadczenie Zofii Marek było wiadome – iż prowadziła własną działalność poza sklepem jubilerskim u siebie w domu lub w sklepie jubilerskim pod nieobecność właścicielki Małgorzaty Ochnio będącej w ciąży, której konkubent Zofii Marek – Janusz Krasnodębski wmawiał konieczny wypoczynek przed-macierzyński poza sklepem – aby jego konkubentka z kolei mogła swobodnie „działać” w jej sklepie.

Tak więc przedstawiając powyższy stan prawny faktów sprzecznych ze sobą – jasno z niego wynika – że SSR Joanna Banaś-Paluch potwierdziła, że jej wyrok był wydany na wcześniejsze zamówienie dla osiągnięcia korzyści przez krewną SSR Agnieszki Marek-Grążawskiej. Nie mogąc znieść mojego wzroku wyrażającego zdziwienie i przerażanie wyrokiem a sposób oczywisty odbiegający od norm prawnych i etycznych – z jakimi nie liczono się co najwyżej w sądownictwie reżimowym – krzyczała i gestykulowała – grożąc, że ukarze mnie grzywną w wysokości 10.000,- złotych, zaś wykorzystując nieobecność mojego adwokata jak również innych osób, które mogłyby być świadkami takiego mojego zachowania – na siłę przypisała mi niewłaściwe zachowanie (uśmiechanie się?) - co według mnie było czystą prowokacją za strony tej sędzi.
A z czego ja niby miałabym się śmiać – kiedy wypadało raczej popłakać się tak, jak Chrystus popłakał się nad córkami jerozolimskimi.

Dla Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości wspólnik spółki cywilnej – nie musi:

• zgłaszać do rejestru działalności gospodarczej
• zgłaszać działalność do Urzędu Skarbowego
• zgłaszać działalność do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych

wystarczy – że jest znajomym lub krewnym z rodziny sędziego lub znajomym Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości – i już nie musi :

• ponosić kosztów ZUS-u,
• założenia własnej działalności gospodarczej,
• ryzykować swoim majątkiem

może za to wyłudzać:

• od Skarbu Państwa zasiłki dla bezrobotnych,
• od Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nienależną wcześniejszą emeryturę,

może zniszczyć każdego, kto jest przeciwko takiej osobie z układami – bo ona (cytuję za Zofią Marek-Krasnodębską): „mam takie znajomości w Sądzie, że zniszczę całą Twoją rodzinę” (koniec cytatu).

mgr Rozalia Cisło

- o -

Trzeci sygnatariusz niniejszego Listu Otwartego – mgr Mieczysław Góra również jest zdeterminowany w swojej walce z Bielskim Wymiarem (Nie-)Sprawiedliwości – od szeregu lat datuje się jego gehenna – którą własnym opisem przedstawia w sposób następujący (cytat):

Jako człowiek w sędziwym wieku lat 84, były żołnierz Armii Krajowej (oddział partyzancki „Chełm” na Podhalu), pragnę przedstawić nieprawidłowości występujące w Bielskim Wymiarze (Nie-)Sprawiedliwości w moim rodzinnym mieście Bielsku-Białej.

Pod koniec października 1981 r. wyjechałem do Niemiec Zachodnich na okres trzech miesięcy celem podjęcia pracy zarobkowej, by zdobyć środki do życia. W tym czasie zastał mnie w RFN stan wojenny wprowadzony w Polsce, który uniemożliwił mi powrót do kraju. W Niemczech wstąpiłem w związek małżeński z obywatelką RFN i mój pierwotny zamiar pozostania na trzy miesiące przedłużył się na okres 18 lat.

„Bohaterem” w ujemnym tego słowa znaczeniu niniejszego opracowania jest b. agent SB – Barbara W. wpisana wraz ze swoją siostrą oraz matką na tzw. Listę Wildsteina - która w latach 90-tych trudniła się nielegalnym handlem papierosami. Postkomuniści przypomnieli sobie słowa Władysława Gomułki, który kiedyś powiedział: „raz zdobytej władzy nie wolno nam oddać”, a ponieważ utrzymanie władzy związane jest z pieniądzem, postanowili te pieniądze zdobyć nielegalnie i podjęli się handlu bronią, narkotykami, papierosami oraz spirytusem. Barbarę W. wciągnięto do tego przestępstwa z dwóch powodów:

1. była aktywnym współpracownikiem SB, zamieszkiwała niedaleko granicy z Czechosłowacją (30 km);
2. posiadała garaż blisko ulicy;

Do tego garażu przyjeżdżały w godzinach wieczornych samochody z rejestracją obcą (nie polską), rozładowywały paczki z papierosami i składowały je w garażu Barbary W. W kilka godzin później pod garaż przyjeżdżały samochody z rejestracją polską – załadowywali paczki na samochód i odjeżdżali. Ten proceder obserwował były pracownik Policji, który zamieszkiwał w tym samym domu co Barbara W.

Zanim napiszę o tych przestępstwach popełnianych przez wiele lat za czasów komunistycznych – muszę wspomnieć o pewnych ciekawych sprawach rzutujących na to, że to co poniżej opiszę i przedstawię – polega na prawdzie.

Mianowicie:

Z dobrych źródeł zacząłem dowiadywać się – między innymi od wspomnianego poniżej policjanta Grzegorza R. – że Barbara W. ma oczywiste powiązania nie tylko z sędziami i prokuratorami, ale nawet z wcześniejszą Milicją Obywatelską (później Policją), zaś wcześniej wysługiwała się ówczesnej komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa.
W latach tzw. socrealizmu prowadziła dobrze prosperujący warsztat pieczątkarski wraz z usługami kserograficznymi – a komu zezwalano na wyrób pieczątek – to chyba w dzisiejszych czasach nikt nie ma wątpliwości. Wyrabiane przez nią pieczątki za tzw. Komuny podlegały ścisłej kontroli – i to w zasadzie przede wszystkim przez ówczesną Służbę Bezpieczeństwa.

W jakiś sposób te informacje się potwierdziły i to w sposób naoczny, o czym przekonałem się niebawem. Około 2003 roku w czasie przyjmowania w moim mieszkaniu księdza po kolędzie – zacząłem się mu uskarżać właśnie na Barbarę W. jako sąsiadkę z pierwszego piętra (mieszkającą dokładnie nad moim mieszkaniem) - o jej złośliwych działaniach względem mojej osoby, że jestem w posiadaniu informacji o tym, że to dawna komunistka i agitatorka oraz agentka Służby Bezpieczeństwa - wówczas ten ksiądz odpowiedział mi z wielką ochotą (cytat):

„ - proszę pana – my ją dobrze znamy z jej przeszłości. Otóż jeszcze za tzw. Komuny - mieliśmy ostrzeżenia od życzliwych parafian, żeby na nią uważać, bo donosi na milicję i SB. Myśmy wraz z proboszczem zrobili jej „podpuchę” – tj. zamówiliśmy u niej do wyrobienia pieczęcie parafialne. Błyskawicznie otrzymaliśmy informację od naszego człowieka – że Służba Bezpieczeństwa została o tym poinformowana wraz z nadrukami tych pieczątek ! (koniec cytatu).
O podejrzeniu popełniania tych przestępstw polegających na nielegalnym handlu papierosami (w gwarze przestępczej nazywa się to „kontrabandą”) zameldował pewnego razu Komendantowi Policji wspomniany policjant Grzegorz R. Ten pierwszy obiecał zająć się tą sprawą. Kiedy następnym razem policjant próbował się czegoś dowiedzieć od Komendanta – ten mu powiedział: by odczepił się od rodziny W.

Grzegorz R. zrozumiał, że ma do czynienia z siłami przestępczymi uzależnionymi od Policji i już się tą sprawą nie zajmował. Zresztą szybko wyrzucili go z Policji jako człowieka niezbyt wygodnego – bo dociekliwego. Na tym procederze Barbara W. zarobiła tyle pieniędzy, że postanowiła zakupić 3 mieszkania. Jedno na swoje nazwisko przy ul. A. F. Modrzewskiego, a dwa inne przy ul. Wiśniowej 25, podstawiając przy kupnie tych mieszkań swoją matkę Anielę W., która w tym czasie nie pachniała groszem oraz siostrę Alicję W-Z. zamieszkałą na stałe w Lublinie.
Za pieniądze zdobyte z nielegalnego handlu papierosami zakupiła dwa samochody, jeden dla siebie, a drugi dla siostry Alicji W-Z. Udzieliła również developerowi Andrzejowi K. pożyczki na budowę domu mieszkalnego wielorodzinnego przy ul. Wiśniowej, w którym to domu miała zakupić dwa mieszkania. Mieszkania przy ul. Wiśniowej zakupiła w stanie surowym tj. bez drzwi i okien, bez tynków wewnętrznych jak i bez wylewki podłogowej oraz parkietów.

Roboty wykończeniowe prowadzone były przez robotników zatrudnionych na czarno (bo taniej). Mając tak dużo pieniędzy postanowiła część tych pieniędzy przekazać sądownictwu w Bielsku Białej, Prokuraturze, Policji oraz Urzędowi Miasta. Prace wykończeniowe wytwarzały taki hałas, że nie można było słuchać telewizora. Pewnego ranka, a była to godz.7-ma obudził mnie odgłos wiertarki udarowej. Kiedy spotkałem na korytarzu Anielę W. (matkę Barbary W.) zwróciłem się do niej, by zechciała powiedzieć swym pracownikom, by nie rozpoczynali tak wcześnie tych hałaśliwych robót - na co Aniela W. odpowiedziała: „nam wolno.” Nie miałem nic przeciwko zatrudnianiu robotników na czarno, denerwował mnie tylko wytwarzany hałas.
Pewnego dnia powiadomiłem Policję o tych nieprawidłowościach. Przybyli dwaj policjanci i udali się do mieszkania Barbary W. - wówczas robotnicy przeszli do drugiego mieszkania (mieszkania te zostały ze sobą połączone w miejscu garderób). W mieszkaniu Nr 3 Policja żadnych robotników nie zastała, a przejście do drugiego mieszkania było zakamuflowane. Mieli do mnie pretensję, że wprowadziłem ich w błąd, chcieli mi nawet z tego powodu zrobić sprawę, ale kiedy im opowiedziałem o zakamuflowanym przejściu – wówczas od oskarżenia mnie odstąpili. O zatrudnianiu robotników „na czarno” powiadomiłem Prokuraturę Rejonową.

Sprawę prowadził Prokurator Marek S., który celowo przeciągał tę sprawę w nieskończoność. Pewnego dnia zainteresowałem się postępem tej sprawy i udałem się do Prokuratury. Prokurator Marek S. kazał mi przyjść za dwa tygodnie. Kiedy znów udałem się do Prokuratury powiedziano mi, że Prokurator Marek S. przebywa na urlopie – niech Pan przyjdzie za trzy tygodnie. To znowu był chory i tak to trwa półtora roku, aż Barbara W. ukończyła prace wykończeniowe, a o to przecież chodziło. To zwlekanie trwało półtora roku. Pod koniec 2002 r. Prokuratura Rejonowa przesłała na mój adres postanowienie o umorzeniu śledztwa, uzasadniając to tym, że prace te wykonywane były przez istniejącą firmę. Jednak nazwy tej firmy nie podano. Następnie przeniesiono Prokuratora Marka S. do Prokuratury Rejonowej w Oświęcimiu, abym nie mógł złożyć zażalenia na tego prokuratora.

Hałasy nie ustały. Byłem przeciwko tym hałasom, co niejednokrotnie dałem odczuć Barbarze W. Ta w zamian za to rozpoczęła uprawiać złośliwe praktyki, które polegały na tym, że przekręcała czujnik lampy oświetleniowej przed wejściem do budynku. Wyłączyła mi ogrzewanie mieszkania na 4 dni, kiedy udawała się do swego mieszkania przy ul. A. F. Modrzewskiego – w tym celu wyłączała piec centralnego ogrzewania (posiadała klucz od kotłowni w której znajdował się piec c. o.) Czyniła to przeważnie z soboty na niedzielę. W ten sposób pozbawiała nas mieszkańców nie tylko ogrzewania, ale także ciepłej wody.
Przez następne kilka dni Barbara W. udając się do swego mieszkania przy ul. A. Frycza Modrzewskiego pozostawiała głośno grające radio (techno-muzyka) - co nam mieszkańcom bardzo przeszkadzało. Trzykrotnie wezwaliśmy Policję. Ta jednak nie podjęła się żadnych czynności. Dopiero za czwartym razem, gdy zagroziliśmy, że złożymy na nich skargę - Policja skierowała do Sądu Grodzkiego wniosek o ukaranie Anieli W. - albowiem ona była właścicielem mieszkania.

W wyniku przeprowadzonej rozprawy Aniela W. została ukarana kwotą 200.-zł. + koszty procesu. Po tym incydencie Aniela W. zaczęła uprawiać inne złośliwe praktyki, a mianowicie, zaczęła tupać nogami o podłogę.

Tego dnia będąc na korytarzu - zwróciłem Barbarze W. uwagę, by zechciała zaprzestać uprawiania tych złośliwych praktyk. Wówczas Barbara W. wyzwała mnie od chamów i uderzyła torbą w głowę. W tym czasie przebywał u mnie mój kolega, który z przedpokoju obserwował to zdarzenie. Następnie udała się do sędziego Sądu Rejonowego Wydział Karny sędziego Pana Jarosława St., który przesłał na mój adres nakaz karny opiewający na 800,- złotych tj. 80 dni pozbawienia wolności co równało się 10,- zł za każdy dzień. W ten sposób sędzia Jarosław St. próbował mnie upokorzyć.

Od tego nakazu odwołałem się i sprawa trafiła do Sądu Okręgowego. Sprawę prowadził sędzia Krzysztof S. - ten sam, którego Prokuratura Rejonowa w roku 2006 oskarżyła o umorzenie spraw karnych za łapówki. Sprawa przeciwko Krzysztofowi S. oraz trzem sędziom i prokuratorowi trwała do roku 2011. Następnie Sąd uniewinnił Krzysztofa S. zasądzając na jego dobro odszkodowanie w wysokości 100.000.-zł. Sędzia sędziemu nie wyrządzi krzywdy, tak jak „kruk nie wykole oka innemu krukowi”. Tak wygląda sprawiedliwość w naszym kraju.

Na rozprawie sądowej, świadkami oskarżenia byli: jej matka Aniela W. oraz siostra Alicja W-Z. Następnie Barbara W. wniosła o powołanie na świadka oskarżenia jej siostrzenicy Małgorzaty Płysa zamieszkałej w Jastrzębiu Zdroju nie podając dokładnego miejsca zamieszkania Sąd winien był wezwać Barbarę W. o uzupełnienie braków formalnych, podając adres zamieszkania wnioskowanego świadka. Tego Sędzia nie uczynił. Następnie Barbara W. udała się do Komendanta miejscowej Policji, ten ostatni porozumiał się z Komendantem w Jastrzębiu-Zdroju.

Komendant bielskiej Policji wysyła do komendanta w Jastrzębiu Zdroju telegram, w którym zapytuje: czy pod adresem Jastrzębie Zdrój ul. Armii Krajowej 84 m.11 zamieszkuje Małgorzata Błysa, W tym miejscu zmieniono pierwszą literę nazwiska z P na B. Komendant Policji w Jastrzębiu-Zdroju, będąc już uprzedzony i poinformowany o co chodzi, przesyła Policji w Bielsku -Białej telegram, w którym pisze: „pod wskazanym adresem taka osoba nie zamieszkuje, tam zamieszkuje całkiem inna osoba”. Nikt nie widział tej różnicy? To wydaje się bardzo dziwne i wiemy co się za tym kryje! Tak Sądy w Bielsku Białej ochraniają b. agenta SB.

Na rozprawie sądowej sygn. akt III K 1956/01 zawnioskowałem o powołanie świadków obrony w osobach:

• Grzegorz R., którego żonę Barbara W. usiłowała uderzyć młotkiem w głowę. Jednak do tego wydarzenia nie doszło, ponieważ Grzegorz Rycak zdążył wyrwać ten młotek z ręki Barbary W..
• Beata B., do której 13-letniej córki Barbara W. powiedziała: „ty młoda kurwo, jak was tu nie było, to był spokój w tym domu”.
• Marta H., która zeznała, że W. ze wszystkimi sąsiadami byli w konflikcie, targała dzieci za uszy, zaś matka Aniela W. chwaliła się, że ma wszystkich sędziów, prokuratorów, policję i Prezydenta Miasta przekupionych.
Na rozprawie sądowej mój adwokat Włodzimierz Sz. nie zabierał głosu. Dzisiaj wiem, że został pouczony przez pracowników Sądu Okręgowego, by mnie nie bronił a tym samym działał na moją szkodę.
W protokole z rozprawy sądowej nie ma śladu, aby adwokat Włodzimierz Sz. zabierał głos w tej sprawie. Tak wygląda obrona niektórych adwokatów.
Sprawa o sygn. akt III K 1956/01 została umorzona warunkowo na okres dwóch lat z nakazem zapłaty 300,00 złotych na cele charytatywne oraz 92,00 złote kosztów procesu. Winę za „przegrany” przeze mnie proces ponosi nierzetelny adwokat Włodzimierz Sz. który został przez osoby trzecie nakłoniony, aby mnie nie bronił. Nie zorientowałem się wcześniej, że adwokat broni mnie nienależycie. Od wyroku tego odwołałem się do Sądu Okręgowego, gdzie sędzia referent p. P. zamienił termin „kij besbojlowy” na „kij podobny do kija besbojlowego”, a Sąd utrzymał w mocy wyrok I instancji. Na tej rozprawie adw. Włodzimierz Szymczyk zwrócił się do mnie ze słowami: „a teraz niech się Pan broni”. Chciałoby się odrzec: „A od czego ty jesteś? Przecież Cię opłaciłem!”

W roku 2002 powstała w naszym budynku Wspólnota Mieszkaniowa. Administratorem tej wspólnoty był początkowo FIG (Forum Inicjatyw Gospodarczych), który pełnił tę funkcję do lipca 2003 r. Po tym terminie funkcję przewodniczącej zarządu objęła podstępem i siłą Barbara W. i zaraz też przyprowadziła swego zarządcę Jerzego P. któremu poleciła, by nie obciążał jej siostry i matki kosztami mediów, ale aby koszty te rozdzielał na innych mieszkańców, co też Jerzy P. czynił. Najpierw Barbara W. zawarła z nim umowę, a następnie sporządziła uchwałę o zaangażowaniu Jerzego P. na stanowisko zarządcy. Uchwała ta nie posiada daty jej podjęcia ani też nie mówi o wysokości wynagrodzenia zarządcy, a to my właściciele winniśmy ustalać jego wynagrodzenie.
Art. 29 pkt. 1 Ustawy o własności lokali zobowiązuje zarządcę do dokonywania rozliczeń, lecz nie mówi, co zarządca winien z tymi rozliczeniami zrobić. I w ten sposób mieszkańcy tego domu (7 osób to właściciele lokali, a 5 osób to najemcy), którzy wynajęli mieszkania od developera Andrzeja K. - a który posiada ponad 40% udziałów we wspólnocie - są okradani przez Barbarę W. przy pomocy zarządcy Jerzego P.
W roku 2004 Barbara W. chcąc się zemścić na mnie, udała się do Prokuratury, gdzie złożyła na mnie donos, że posiadam broń palną.

Prokuratura wydała Policji polecenie przeszukania mojego mieszkania. Policja przeprowadziła w dniu 08.12.2004 r. rewizję tak w mieszkaniu jak i w pomieszczeniach gospodarczych. Broni jednak nie znaleziono. Następnie wystąpiłem do Sądu z pozwem przeciwko Barbarze W. o ochronę dóbr osobistych tj. o pomówienie mnie. Sąd Postanowieniem oddalił mój pozew, uzasadniając to tym, że Barbara W. tylko powiedziała to, co od innych osób słyszała. A tym samym jest niewinna. A także miała obowiązek zgłosić ten fakt. To jeszcze jeden przykład jak bielskie sądownictwo wyświadcza przysługi tym, którzy ich opłacali.

Po tym fakcie odbyło się spotkanie w siedzibie NOT-u z posłem na Sejm RP Markiem Jurkiem. Na tym spotkaniu skrytykowałem bielski Wymiar Sprawiedliwości i zaszkodziłem sobie. Nie wolno krytykować władz, bo Cię zniszczą.
Nie widząc innej możliwości dokonania prawidłowego rozliczenia kosztów mediów, złożyłem pozew do Sądu Rejonowego o powołanie biegłego sądowego z zakresu księgowości celem dokonania rozliczenia kosztów mediów za lata 2003 do 2006.
Sąd Rejonowy czynił nadludzkie wysiłki, aby mój pozew nie wszedł na wokandę - w tym celu przesłał mi aż ośmiokrotnie w dłuższym okresie czasu wezwania do uzupełnienia braków formalnych, na które od razu odpowiadałem z zachowaniem za każdym razem terminów zawitych - a mimo to ostatnie wezwanie całkowicie spełnione z mojej strony nie zostało uwzględnione i dopiero po dłuższej zwłoce poinformowano mnie Zarządzeniem sądowym sygn. akt IC 1093/07 z dnia 9 stycznia 2008 r., że pozew ulega odrzuceniu, gdyż złożyłem pismo powiadamiające o uzupełnieniu braków formalnych z dnia 17 grudnia 2007 r. tylko w jednym egzemplarzu.
Pragnę nadmienić, że składając wcześniej siedmiokrotnie pisma z uzupełnieniem braków formalnych z zachowaniem terminów zawitych – czyniłem to zawsze w jednym egzemplarzu i nigdy Sąd nie postawił wcześniej takiego zarzutu – dopiero przy ósmym piśmie nagle zarzucił mi brak drugiego egzemplarza.
Jeżeli zachodziła konieczność przesłania odpowiedzi na ostatnie wezwanie w dwóch egzemplarzach, to obowiązkiem Sądu było wezwać mnie do dostarczenia tego drugiego egzemplarza – czego jednak Sąd nie uczynił.
I to był ten dogodny dla Sądu pretekst odrzucenia mojego pozwu, a tym samym nie dopuszczeniu go na wokandę.
W marcu 2007 r. Zarząd Wspólnoty Mieszkaniowej w Bielsku Białej ul. Wiśniowa 25 wręczył nam członkom wspólnoty mieszkaniowej rzekomy „rejestr” uchwał podjęty przez zarząd, a nie przez członków Wspólnoty Mieszkaniowej.

Z „rejestru” tego dowiedzieliśmy się o uchwałach, które nigdy nie były podejmowane na zebraniach członków. Zostały one sfałszowane na potrzeby zarządu. I tak:

pod Nr 14/07 „rejestru” figuruje pozycja uchwała w sprawie zakupu i założenia drzwi do korytarza piwnicy. Drzwi te winien był założyć deweloper, który nie ukończył budowy domu wielorodzinnego. W tym miejscu zarząd wspólnoty mieszkaniowej pragnął się przypodobać deweloperowi , który ma we wspólnocie 40% udział z tytułu własności 5-ciu nie sprzedanych mieszkań. Taki członek może się zawsze przydać przy podejmowaniu uchwał w drodze zbierania indywidualnych podpisów.

Niektóre z Uchwał nie posiadają daty ich podjęcia a wszystkie uchwały pozbawione są trybu ich podjęcia jak również nie posiadają upoważnienia zarządowi do dokonywania tej czynności. W tym przypadku uważam te uchwały za nie-prawomocne albowiem zostały one sfałszowane na potrzeby Barbary W. - pełniącej obowiązki przewodniczącej zarządu wspólnoty mieszkaniowej.

W roku 2005 złożyłem pozew do Sądu, w którym wnioskowałem o powołanie biegłego sądowego celem zbadania zgodności uchwał z Ustawą o własności lokali. Sąd nie wyraził zgody na powołane biegłego sądowego, twierdząc, że jest w stanie sam stwierdzić zgodność uchwał z Ustawą. Temu postanowieniu sprzeciwiłem się jednak i ten mój wniosek nie został wniesiony do protokołu. To celowa robota sędzi Marzeny B.

Art. 27 Ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych mówi: opłatę stałą w kwocie 200,- zł. pobiera się od pozwu o uchylenie uchwały wspólnoty mieszkaniowej. Ustawa ta nie mówi, jaką kwotę należałoby uiścić w razie, gdyby pozew dotyczy kilku uchwał.

Na pierwszym posiedzeniu Sądu sędzia Marzena B. postanowiła nie powoływać biegłego sądowego, twierdząc, że Sąd jest sam wstanie zbadać zgodność uchwał z Ustawą o własności lokali, czemu ja się sprzeciwiłem, albowiem uważałem, że Sąd nie jest przygotowany należycie by obiektywnie mógł te uchwały zbadać.

Mój sprzeciw jednak nie został wniesiony do protokółu. Jedyną rzecz, którą udało mi się zawnioskować, to zobowiązanie strony pozwanej do przedłożenia zawiadomień o zebraniu, potwierdzenie otrzymania tych zawiadomień, listy obecności oraz protokołu z zebrań, na których miały być podjęte zakwestionowane uchwały. Na następnym posiedzeniu Sądu, pozwana Barbara W. oświadczyła: „my chyba tych dokumentów nie mamy.” Co znaczy „chyba” ? To słowo widziała SSO Marzena B. na ekranie komputera, który stał na stole sędziowskim, ale żadnej reakcji ze strony SSO Marzeny B. nie było.

Nie było także żadnej reakcji ze strony mojego adwokata Włodzimierza Sz., który został przez Marzenę B. namówiony, by mnie nie bronił i działał na moją szkodę. Adwokat Włodzimierz Sz. nie zareagował na wypowiedź Barbary W. Takich to metod dopuszcza się Sąd. Po oświadczeniu Barbary W., zawnioskowałem o uznanie tych uchwal za nieważne, jednak i to nie zostało zaprotokołowane.

Uchwały Nr 1/07/03 z dnia 27 lipca 2003 r. (skąd ta data skoro strona pozwana twierdziła, że tych dokumentów nie posiada ?) Sąd Okręgowy odrzuca pozew w zakresie dotyczącym uchwały Nr 1/07/2003 z dnia 27 lipca 2003 r. (1/07) oraz uchwały Nr 1/01/2007 z dnia 4 stycznia 2007 r. W pozostałym zakresie powództwo oddala.

W uzasadnieniu do wyroku str. 3-cia Sąd wymienia daty oraz uchwały, które miały być podjęte na zebraniach członków wspólnoty mieszkaniowej, a których to zebrań w ogóle nie było. Jak można tak kłamać i to przez sędziego? W dalszej części uzasadnienia Sąd uznał, że uchwały te zostały podjęte w drodze indywidualnego zbierania głosów. W tym miejscu Sad nie uwzględnił Art. 23 pkt. 3 który mówi: „o treści uchwały, która została podjęta z udziałem głosów zebranych indywidualnie, każdy właściciel lokalu powinien zostać powiadomiony na piśmie” tak, aby każdy mógł zgodnie z art. 25 zaskarżyć uchwałę do Sądu.
Zgodnie z Postanowieniem Sądu Najwyższego z roku 1998 które mówi: „skserowane dokumenty nie mają mocy prawnej w sprawie” i pomimo, że przepis ten znany był SSO Marzenie B., sędzia posługiwała się skserowanymi uchwałami.

Ileż w tym procesie było nieprawidłowości? SSO Marzena B. kierowała się ochroną byłego tajnego współpracownika SB, proces prowadziła stronniczo i niesprawiedliwie. W tym stanie rzeczy rewizja nadzwyczajna byłaby celowa i uzasadniona w imię Sprawiedliwości społecznej.

SSO Marzena B. przewodniczyła rozprawie (sygn. akt III K 173/09) z pomówienia Barbary i Anieli W. o rzekome ubliżanie i groźby pod ich adresem - co jest nieprawdą, są to pomówienia złośliwe podyktowane chęcią zemsty za przestępstwa dokonywane przez Barbarę W. które ja odkryłem a które Prokuratura umarzała.

Mój adwokat zwrócił się do Sądu, by ten zwrócił się do IPN oddział w Katowicach o wydanie opinii Barbary W. Jak wiadomo Barbara W. była tajnym współpracownikiem SB. Sąd oddalił to żądanie bez uzasadnienia.

Jakim prawem Marzena B. przewodniczyła po raz drugi rozprawie? I kto jej zlecił prowadzenie tej sprawy? To chyba nie jest zgodne z przepisami prawa!

Na rozprawę tę wezwano świadków, którzy zeznawali w innej sprawie, a mianowicie w sprawie o sygn. akt I C IX K 1661/04. Na rozprawie sądowej zgłosiłem wniosek o uwzględnienie zeznań świadków w powyższej sprawie. Wniosek mój został zignorowany i nie zaprotokołowany. Była to robota celowa. Świadkowie ci byli uprzedzeni o nieobciążaniu Barbary W. swymi zeznaniami. Sędzia Marzena B. nie poinformowała mnie o prawie zadawania pytań świadkom. Mój adwokat Wiesław R. namówiony przez osoby trzecie – nie reagował na przebieg sprawy i głosu nie zabierał. Zaraz po tym Sędzia Marzena B. wezwała pierwszego świadka Beaty Babickiej. To do której córki 13-to letniej - Barbara W. powiedziała - ” ty młoda kurwo” - jak was tu nie było, to był spokój w tym domu” - tego świadek Beata B. nie powtórzyła. Bo została uprzedzona, by nie obciążać Barbary W. Kiedy chciałem zadać pytanie świadkowi, Sędzia poleciła świadkowi opuścić salę rozpraw i nie zdążyłem zadać świadkowi pytania.

Następnie SSO Marzena B. dopuściła się prowokacji, polegającej na zadaniu mi pytania skąd zdobyłem pieniądze na opłacenie kosztów sądowych w sprawie o sygn. akt IC 194/07 oraz ile zapłaciłem za nowy samochód Wiedziałem, że jest to prowokacja, a Sąd czekał na moje niewłaściwe zachowanie się, by mnie ukarać kwotą pieniężną. Nie dałem się sprowokować. Następnie sędzia Marzena B. Zadała mi pytanie co takiego złego uczyniła mi Służba Bezpieczeństwa ?. To znów była zamierzona prowokacja!

Na tej rozprawie sędzia Marzena B. zapytała w pewnym momencie fałszywą oskarżycielkę Barbarę W. – czy zgodziłaby się zrezygnować z odszkodowania na jej rzecz ze strony Mieczysława Góry – gdybym ją przeprosił ? Była to kolejna prowokacja ze strony tej sędzi, która miała w tym ukryty swój zamysł i cel.

Bo gdybym ja miał przeprosić w zamian za ulgę w postaci nieobciążania mnie grzywną w wysokości 3.000,00 złotych i gdybym nierozważnie postanowił ją przeprosić za czyny absolutnie nie popełnione przeze mnie – wówczas obie te kobiety odniosłyby nade mną zwycięstwo i triumfalnie zostałoby ogłoszone w wyroku, że pan Mieczysław Góra przyznał się do zarzucanych mu czynów: no bo przecież przeprosił powódkę Barbarę W. !!!

Byłem na tyle rozsądny, aby nie dać się wmanipulować w takie kombinacje sędzi Marzeny B. – po której widać było, że w sposób jawny trzyma stronę powódki. Zostałem skazany za rzekome grożenie powódce kijem besbollowym, którego wcale nie posiadałem i nigdy mi tego czynu nie udowodniono oraz za rzekome grożenie pistoletem, którego błyskawicznie wezwana policja nie znalazła w moim mieszkaniu w czasie przeprowadzonej z pełnego zaskoczenia rewizji.

Przeżyłem wówczas ogromne stresy – za które to ja powinienem był ścigać powódkę Barbarę W. – a tymczasem stało się odwrotnie: zostałem skazany i obciążony grzywną w wysokości 3.000,00 złotych.

Rozprawę tę śledziła publiczność w osobach: Ziemińska Halina 43-316 Bielsko Biała ul. Doliny Miętusiej blok. 3 m.164 oraz Powroźnik Józef 43-316 Bielsko Biała ul. 5-ciu Stawów blok nr.11.m.70

W 2009 r. wystąpiłem do Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej o uzupełnienie wspomnianego „Rejestru Uchwał”. Odpowiedzi nie otrzymałem żadnej. Wystąpiłem zatem z pozwem do Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej o to uzupełnienie Rejestru Uchwał. Sąd oddalił mój pozew – uzasadniając to błahymi argumentami.

Odwołanie do Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej nic nie dało: na posiedzeniu niejawnym utrzymał w mocy wyrok Sądu Rejonowego na zasadzie: nieobecni nie mają prawa głosu i dodatkowo nie mają racji. Adwokat Jacek S. podpuszczony przez s. Marzenę B. i innych sędziów, którzy chcieli mnie zniszczyć finansowo – namówił mnie, abym wystąpił do Sądu Rejonowego z pozwem o nadpłatę kosztów mediów i innych kosztów w wys. 2.000,00 zł. i zapewniał mnie przy tym, że na pewno zostanie powołany biegły sądowy do dokonania rozliczeń mediów i innych kosztów.

W pozwie tym uzasadniłem obszernie i szczegółowo, że zarządca nie sporządza rozliczeń oraz ujawniłem fakt zlecenia przez Barbarę W. remontu trzech balkonów – dwóch należących do W. – a jeden należący do członka Wspólnoty Mieszkaniowej Anny T. Wychodziłem z założenia, że remonty balkonów nie powinny być finansowane z funduszu remontowego, lecz na koszt własny najemców.

Zarządca nie udostępnił nam rachunków i faktur za remont tych balkonów, jak również nie pokazał ich biegłemu, a biegły napisał w uzasadnieniu, że nie napotkał na takie rachunki w trakcie swojej kontroli – a więc tym samym miało z tego wynikać, że remont balkonów jego zdaniem nie miał miejsca – podczas gdy remont de facto został przeprowadzony. Sąd nakazał zapłacić mi 1.000,00 zł opłaty sądowej na pokrycie kosztów powołania tego biegłego – co uczyniłem.

Biegły Alojzy K. został również poinstruowany w tym, aby maksymalnie spłycił i zignorował tę opinię, tak aby z niej wynikało, że nie ma żadnych fałszerstw w rachunkach i fakturach tworzonych przez Zarząd WM – zaś ja miał sprawę przegraną.

Biegły sporządził sprawozdanie, w którym napisał, że zbadał rozliczenia, których nie ma i nie znalazł żadnych nieprawidłowości. Sąd obciążył mnie kosztami tej nierzetelnej opinii sądowej w kwocie ca 700,00 złotych i oddalił mój pozew. To się nazywa „robienie człowieka w balona” – w RFN rzecz nie do pomyślenia.
Za namową adwokata Jacka S. odwołałem się do Sądu Apelacyjnego w Katowicach – wierząc jeszcze w sprawiedliwość i praworządność. Adwokat ten posłał do Sądu Apelacyjnego swojego substytuta – ale on nie znał wcale sprawy, gdyż nie tylko, że nie zapoznał się z aktami sprawy, to nawet na rozprawie nie otworzył ust ani razu. Na tej rozprawie – która miała miejsce w dniu 20 stycznia 2010 r. – przewodniczący składu orzekającego kazał mi natychmiast opuścić salę sądową, nie dopuszczając mnie do głosu, odbierając mi prawo do obrony gwarantowane przecież Konstytucją RP. A przecież niepisaną zasadą jest, że w takim przypadku sędzia zadaje rutynowe pytanie: czy petent ma coś jeszcze do dodania w sprawie? Mnie o to nie zapytano – lecz wyproszono na korytarz, abym przypadkiem nie zdążył uzasadnić dosadniej swoich racji i naruszonych dóbr osobistych.

Zastępca adwokata nie zareagował na to wcale – gdyż bez słowa wyszedł razem ze mną. Wyglądało to jak zainscenizowane widowisko wedle instruktażu sądownictwa bielskiego.
Adwokat Jacek S. oświadczył mi, że to on wystąpi o wyrok sygn. akt I Co 441/07 z dnia 20 stycznia 2010 r. – który de facto otrzymał w dniu 17 lutego 2010 r. – ale o czym długo nie wiedziałem. Cały czas od 17 lutego 2010 r. aż do dnia 20 kwietnia 2010 r. zwodził mnie mglistymi odpowiedziami i wprowadzał w błąd, twierdząc, że wyroku jeszcze nie otrzymał – gdyż sądy „są przepracowane”.
Kiedy napisałem w kwietniu 2010 r. do Sądu Apelacyjnego w Katowicach – gdyż wydawała mi się ta zwłoka mocno podejrzana – dowiedziałem się w dniu 20 kwietnia 2010 r. że wyrok ten adwokat Jacek S. otrzymał już dawno, bo w dniu 17 lutego 2010 r. Na moje zapytanie, dlaczego wprowadzał mnie w błąd, oświadczył, że wyrok ten „zawieruszył się” z aktami jego ojca Stanisława S. – również adwokata, który zdaje się nie żył już od wielu miesięcy, albo nawet lat. Byłem bezsilny wobec intryg stosowanych względem mojej osoby.

Chciałem złożyć skargę na postępowanie Sądu Apelacyjnego – ale zwlekałem w tym czasie, gdyż nie mając tego przedmiotowego wyroku sygn. akt I Co 441/07 z dnia 20 stycznia 2010 r. – nie mogłem tej skargi kasacyjnej napisać.

Aplikant adwokata Jacka S. powiedział mi, że miałem 60 dni od daty 17 lutego 2010 r. na napisanie skargi kasacyjnej – ale ten termin upłynął. Znajomi uświadamiali mnie, że nie ma sensu pisać skargi na adwokata do Rady Adwokackiej, gdyż Rada Adwokacka i tak zaczęłaby go bronić.

Uważam, że cała ta „procedura sądowa” została wymyślona i ustalona przez SSO Marzenę B. wraz z adwokatem Jackiem S. - dlatego osoby te powinny być i zostać pociągnięte do odpowiedzialności dyscyplinarnej i karnej.

Nie dałem się upokorzyć tymi niesprawiedliwymi werdyktami – gdyż 9 czerwca 2010 r. wniosłem kolejny pozew przeciwko Wspólnocie Mieszkaniowej o uchylenie jej Uchwały w przedmiocie powołania pełnomocnika sądowego do sprawy pod sygn. akt IC 985/08.

Uzasadniłem to faktem, że komornik nie miał prawa egzekwowania ode mnie kosztów zastępstwa procesowego, zaś Wspólnota Mieszkaniowa nie miała prawa podejmowania uchwały o powołaniu pełnomocnika bez powiadomienia mojej osoby – a ponieważ byłem przeświadczony o istnieniu takiej uchwały – dlatego zażądałem jej uchylenia.
Sprawa w Sądzie zaistniała pod sygn. akt IC 308/10 i pełnomocnik z ramienia Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej – radca prawny Przemysław P. wziął się ostro za zwalczanie mojej osoby.

W dniu 23 listopada 2010 r. Sąd Okręgowy oddalił moje powództwo i zasądził ode mnie koszty w wys. 197,00 złotych. Moja apelacja od tego wyroku nic nie dała, pomimo, iż zarzuciłem w niej naruszenie prawa materialnego w stosunku do art. 321 w zw. z art. 187 § 1 pkt 2 oraz art. 328 § 2 Kpc poprzez brak rozpoznania istoty sprawy.

W związku z tym napisałem skargę do Ministerstwa Sprawiedliwości z datą 18 listopada 2011 r. o stwierdzeniu niezgodności z prawem prawomocnego orzeczenia w trybie art. 424 Kpc na prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach sygn. akt I ACa 106/11 z dnia 12 kwietnia 2011 r. utrzymujący zaskarżony wyrok Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej sygn. akt IC 308/10 z dnia 23 listopada 2010 r.

Ministerstwo Sprawiedliwości odpisało za pismem BM-III-R-054-2733/11/2 z dnia 2 grudnia 2011 r., że skarga powinna była być wniesiona do Prokuratury Generalnej – więc w dniu 9 grudnia 2011 r. odpisałem – aby przekierowali tę skargę do tej Prokuratury Generalnej. Od tego czasu datuje się zupełna martwota w tej sprawie – widać, że nie są zainteresowani w dalszym badaniu tej sprawy. Pomimo wysłania tego pisma za listem poleconym nr 115673936 – do teraz nie ma żadnej reakcji na to pismo.
Wnosiłem o rozważenie możliwości i celowości przeprowadzenia postępowania karnego przeciwko Barbarze W. - pełniącej bezprawnie funkcję przewodniczącej Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej przy ul. Wiśniowej 25 w Bielsku-Białej – gdyż nie jest członkiem tej Wspólnoty z racji zameldowania od wielu lat przy ul. A. Frycza Modrzewskiego 26 w Bielsku-Białej - a która dopuszczała się wielokrotnie nieprawidłowości, obciążając członków Wspólnoty Mieszkaniowej bezzasadnymi kosztami, nie informując nas o tym, jak i nie uzyskując naszego przyzwolenia.
Opisane poniżej sprawy – to sprawy wykraczające poza zakres zwykłego Zarządu i z zgodnie z art. 22 pkt. 2 Ustawy o własności lokali potrzebna jest uchwała właścicieli lokali wyrażająca zgodę na dokonanie tej czynności oraz udzielająca Zarządowi pełnomocnictwa do zawierania umów stanowiących czynności przekraczające zakres zwykłego zarządu.
Barbara W. dla swoich wiadomych celów gromadziła podejrzane rachunki i faktury, z których wiele nosi znamiona fałszywości lub nawet fikcyjności, gdyż były wystawiane za roboty nie wykonywane, bądź rachunki te były mocno zawyżane na drobne prace remontowe lub przeglądowe.
Jako członkowie Wspólnoty Mieszkaniowej płacący za te koszty – mamy prawo wiedzieć, skąd one pochodzą i jakie elementy prac lub robót na nie się składają.
Wszystkie sprawy, które noszą w sobie znamiona kosztów, wydatków czy też nakładów – to sprawy wykraczające poza zakres zwykłego zarządu i w takim przypadku winna być podjęta uchwała. Tymczasem podejrzana samowolnie decydowała o kosztach, które my mieszkańcy winniśmy ponosić, a sama tych kosztów nie ponosi – co czyni w ten sposób, że sama zleciła mianowanemu przez siebie zarządcy nieruchomości p. Edwardowi M. nie obciążanie jej żadnymi kosztami, który jednakże ponosi pełną odpowiedzialność za przedkładane nieprawidłowości, które zostaną poniżej przedstawione.
O tych nieprawidłowościach dowiedzieliśmy się ze sprawozdań Zarządu WM sporządzanych przez wymienionego powyżej zarządcę nieruchomości, które były sporządzane bez dokładnych rozliczeń, o których mówi art. 29 pkt 1 Ustawy.
A mianowicie:
• W roku 2006 obciążono nas mieszkańców będących członkami przedmiotowej Wspólnoty Mieszkaniowej kwotą 550,00 złotych – za rzekomą obsługę kotła c. o., zaś w następnych latach kwotą 1.860,00 złotych za rok 2007 oraz kwotą 2.080,00 złotych za rok 2008.
Kocioł typu „Buderus” nie wymaga obsługi ani nadzoru. Jest to piec c. o. całkowicie zautomatyzowany i skomputeryzowany. Tutaj podejrzana chciała prawdopodobnie przysporzyć dodatkowy dochód swojemu znajomemu, gdyż o wydanym poleceniu obsługi kotła nie zostaliśmy jak zwykle poinformowani, ani nie uzyskała do tego celu stosownej uchwały.
• W roku 2007 podejrzana (pełniąca bezprawnie funkcję przewodniczącej Zarządu WM) - zleciła czyszczenie i przegląd kotła, za który to przegląd obciążono nas mieszkańców kwotą 701,92 złotych. Dotychczas za taki przegląd kotła płaciliśmy nie więcej niż 120,00 złotych. I ta sprawa wykraczała poza zakres zwykłego zarządu. Tak jak i w poprzednich sprawach – winna być podjęta stosowna uchwała, a przynajmniej należało nas członków WS powiadomić. Tutaj kwestionuję wysokość zapłaconej kwoty za tę usługę.
• W roku 2008 obciążono fundusz remontowy kwotą 594,92 złotych tytułem czyszczenia kotła gazowego. I tu nastąpiła nadpłata. Rachunek winien wynosić nie więcej niż 120,00 złotych. W roku 2010 obciążono nas za tę samą usługę kwotą 192,70 złotych. I w tym przypadku nastąpiła nadpłata w wysokości 72,70 złotych.
• W tymże samym 2008 r. obciążono nas kosztami deratyzacji w kwocie 97,60 złotych, by w następnym roku powtórzyć deratyzację na kwotę 72,22 złotych, zaś w roku 2010 koszt deratyzacji wyniósł już kwotę 144,44 złotych. Na naszej posesji nie ma gryzoni, a zatem deratyzacja w ogóle nie była potrzebna. Na czym miała polegać ta deratyzacja – tego nie wiemy. I na tę sprawę należało podjąć stosowną uchwałę – ale również w tym przypadku przewodnicząca Barbara W. tego zaniechała.
• Za dwukrotne awaryjne usługi elektryczne też wystawiono podejrzany rachunek w wysokości 80,00 złotych.
• Naprawa instalacji domofonowej (dwa razy) - nic nam o niej nie wiadomo. W roku 2007 obciążono fundusz remontowy kwotą 793,21 złotych. Domofony działały sprawnie i bez przeszkód, natomiast w roku 2008 obciążono nas kwotą 410,65 złotych – i to znów za naprawę instalacji domofonowej (sic !) To także są chyba fałszywe rachunki – skoro koszty dublują się nad wyraz.
• W sprawozdaniu za 2009 rok – dowiedzieliśmy się o zakupach świec i oleju na kwotę 115,70 złotych. Członkowie Wspólnoty Mieszkaniowej przyjęli to do wiadomości z niemałym zdziwieniem.
• Na wymianę osprzętu przy kotle gazowym wydano kwotę 621,67 złotych. Żadnej wymiany osprzętu przy kotle gazowym nie było ! Piec (kocioł) c. o. pracuje od 2002 r., jest nowy i nie wymaga wymiany osprzętu. I tak jak w powyższych sprawach – Zarząd winien był uzyskać uchwałą zezwolenie na dokonanie tej czynności; dlatego ten rachunek też nosi znamiona fałszywości.
• Faktura za wykonanie pomiarów elektrycznych na kwotę 3.477,00 złotych. Prawdą jest, że na polecenie PINB Zarząd winien dostarczyć dokument mówiący o tym, że w budynku jest prąd. Kiedyś przyszło dwóch robotników, zaświecili światło i próbówkami sprawdzili gniazdka – stwierdzając, że w gniazdkach jest prąd. Cała ich praca nie trwała 3 minuty – a więc przegląd całego budynku (12 mieszkań) nie powinien był zająć dwóch roboczogodzin. Licząc koszt jednej roboczogodziny brutto + dojazd = rachunek nie powinien opiewać na więcej, niż 200,00 złotych, a więc przepłacono o sumę 3.277,00 złotych za dużo. I to jeszcze sfinansowano to z funduszu remontowego – prawdopodobnie aby pokryć jego deficyt.
• Faktura za kontrolę stanu technicznego kominów na sumę 256,80 złotych. Nie było żadnej takiej kontroli. Dopiero w dniu 5 lutego 2011 r. przyszedł kominiarz i sprawdzał, czy wyciągi działają. Rachunek za tę czynność otrzymamy w tym roku. Tę należność sfinansowano podobnie jak poprzednie – również z funduszu remontowego. Fundusz remontowy przeznaczony jest na pokrywanie takich robót, jak: naprawa dachu, tynkowanie i ocieplanie budynku, malowanie klatek schodowych i innych – z których korzystają wszyscy mieszkańcy.
Opisane wyżej nieprawidłowości nie powstałyby, gdyby Zarząd Wspólnoty Mieszkaniowej zgodził się na powołanie Komisji Rewizyjnej. Kilkakrotnie na zebraniach zgłaszałem konieczność powołania takiej Komisji – jednak podejrzana Barbara Wójcik celowo nie dopuszczała do jej utworzenia.
Winę za zaistniałe nieprawidłowości ponosi w dużej mierze zarządca nieruchomości - Edward Moryto, który znając przepisy Ustawy – nie zwrócił uwagi pozwanej, lecz wykonywał jej polecenia.
Pragnę zaznaczyć, że Zarząd wraz z przewodniczącą Barbarą Wójcik wzbrania się przed okazaniem rachunków i nie dopuszcza do jakiejkolwiek kontroli jego działalności.
W dniu 17 października 2011 r. wniosłem do Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej doniesienie o rozważenie możliwości i celowości przeprowadzenia postępowania karnego przeciwko Barbarze W. - pełniącej bezprawnie funkcję przewodniczącej Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej przy ul. Wiśniowej 25 w Bielsku-Białej – gdyż nie jest członkiem tej Wspólnoty z racji zameldowania od wielu lat przy ul. A. Frycza Modrzewskiego 26 w Bielsku-Białej - a która dopuszczała się wielokrotnie nieprawidłowości, obciążając członków Wspólnoty Mieszkaniowej bezzasadnymi kosztami, nie informując nas o tym, jak i nie uzyskując naszego przyzwolenia.
Opisane poniżej sprawy – to sprawy wykraczające poza zakres zwykłego Zarządu i z zgodnie z art. 22 pkt. 2 Ustawy o własności lokali potrzebna jest uchwała właścicieli lokali wyrażająca zgodę na dokonanie tej czynności oraz udzielająca Zarządowi pełnomocnictwa do zawierania umów stanowiących czynności przekraczające zakres zwykłego zarządu.
Barbara W. dla swoich wiadomych celów gromadziła podejrzane rachunki i faktury, z których wiele nosi znamiona fałszywości lub nawet fikcyjności, gdyż były wystawiane za roboty nie wykonywane, bądź rachunki te były mocno zawyżane na drobne prace remontowe lub przeglądowe.
Jako członkowie Wspólnoty Mieszkaniowej płacący za te koszty – mamy prawo wiedzieć, skąd one pochodzą i jakie elementy prac lub robót na nie się składają.
Wszystkie sprawy, które noszą w sobie znamiona kosztów, wydatków czy też nakładów – to sprawy wykraczające poza zakres zwykłego zarządu i w takim przypadku winna być podjęta uchwała. Tymczasem podejrzana samowolnie decydowała o kosztach, które my mieszkańcy winniśmy ponosić, a sama tych kosztów nie ponosi – co czyni w ten sposób, że sama zleciła mianowanemu przez siebie zarządcy nieruchomości p. Edwardowi M. nie obciążanie jej żadnymi kosztami, który jednakże ponosi pełną odpowiedzialność za przedkładane nieprawidłowości, które zostaną poniżej przedstawione. O tych nieprawidłowościach dowiedzieliśmy się ze sprawozdań Zarządu WM sporządzanych przez wymienionego powyżej zarządcę nieruchomości, które były sporządzane bez dokładnych rozliczeń, o których mówi art. 29 pkt 1 tejże Ustawy.
Pragnę zaznaczyć, że Zarząd wraz z przewodniczącą Barbarą W. wzbrania się przed okazaniem rachunków i nie dopuszcza do jakiejkolwiek kontroli jego działalności.
Kolejnym dowodem na przestępstwa w wydaniu przewodniczącej Zarządu Barbary W. jest opisana poniżej sytuacja:

o Elektryk o danych personalnych Marian S. oświadczył mi jednego razu, że otrzymał polecenie od przew. Barbary W. polecenie usunięcia awarii elektrycznej w garażu będącym własnością Mieczysława Góry i Adama K. Okazało się po czasie, że nigdy nie był w tym garażu i nie dokonał żadnej naprawy, ani zarówno ja, jak Adam K. nie byliśmy o tym powiadomieni. Tak więc faktem niezbitym pozostaje, że nie było żadnej naprawy instalacji elektrycznej w naszym garażu – ale faktura została wystawiona przez firmę Mariana S. i na Wspólnotę Mieszkaniową.
o Twierdzę, że naprawy nie było – gdyż zarówno ja jak i Adam K. nie udostępnialiśmy kluczy od drzwi wewnętrznych ani pilota od wrót garażowych.

o Powyższe dowodzi tylko i wyłącznie fikcyjności zlecenia roboczego – usługi na naprawę instalacji elektrycznej w przedmiotowym garażu – a to oznacza również fikcyjność wystawionej faktury.

o Faktem następnym jest inna sytuacja – w której faktycznie był naprawiany domofon w mieszkaniu przew. Barbary W. – a rachunek został wystawiony na Wspólnotę Mieszkaniową, a powinien był być wystawiony na Barbarę W. – tak jak na każdego innego lokatora.

Z powyższego wynikałoby niezbicie, że zarówno Prokuratura jak i Sądownictwo nie wypełnia należycie swojej roli i funkcji w praworządnym państwie, gdyż za tzw. Komuny reakcja tych instytucji była natychmiastowa i surowo karano za potwierdzanie nieprawdy na dokumencie urzędowym.

Zawiadamiam – tak jak uczyniłem to w poprzednim piśmie – że sukcesywnie zaskarżam wszelkie negatywne decyzje tutejszej prokuratury i sądownictwa jako niepraworządne i nie podparte żadnymi logicznymi przesłankami, wręcz przeciwnie odrzucającymi w sposób niezrozumiały dowody na przestępstwa w wydaniu Zarządu tutejszej Wspólnoty Mieszkaniowej.

Podobnie uciążliwą sprawą było postępowanie sądowe jakie wniosłem z pozwu, który musiałem wnieść na formularzu sądowym z dnia 23 czerwca 2011 r. – ale sprawa zaczęła się od mojego zawiadomienia do Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej z dnia 11 września 2009 r. – a więc dokładnie 2 lata wstecz. Niestety „Młyny sprawiedliwości mielą powoli” – a Bielskiemu Nie-wymiarowi Sprawiedliwości – lub jak kto woli – Bielskiemu Wymiarowi Nie-sprawiedliwości - wiele spraw z pogranicza przestępczości bardziej kojarzy się z praworządnością niż z przestępczością - o czym zresztą przekonałem się wiele razy.

W zawiadomieniu do Prokuratury z dnia 11 września 2009 r. szeroko opisałem wszystkie przejawy niegospodarności Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej, a wręcz korupcjogenne praktyki w jego wydaniu – a to, że Zarząd Wspólnoty posuwał się do fałszowania uchwał, że nie rozliczał kosztów mediów, że rozdzielał koszty mediów z mieszkań zajmowanych przez przewodniczącą Zarządu wraz z jej matką z rozbiciem na inne pozostałe mieszkania – byleby przewodnicząca Barbara W. miała jak najwięcej prywatnych oszczędności z tego tytułu.

Prokuratura Bielska bardzo szybko uporała się z moim zawiadomieniem o przestępstwach popełnianych przez przewodniczącą wraz z całym Zarządem – mało tego – nie dopatrzyła się nawet cech przestępstwa i wydała w dniu 20 października 2009 r. postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia pod sygn. akt 3 Ds. 1719/09/WP.

Jednakże pół roku później – na skutek pozytywnego postanowienia Sądu Rejonowego - który pod przewodnictwem sędziego Ryszarda Bieńka pod sygn. akt IX Kp 153/10 - w dniu 31 marca 2010 r. nakazał ponowne zbadanie sprawy.

Prokuratura musiała zmienić zdanie i poleciła Policji wszczęcie dochodzenia tylko w przedmiocie mojego oskarżenia o podrobieniu i sfałszowaniu moich podpisów pod niektórymi uchwałami – o których nawet nie posiadałem żadnej wiedzy. I tak w dniu 20 kwietnia 2010 r. otrzymałem zawiadomienie pod sygn. akt policyjnych III KD 3483/09/BD RSD KP III BB – że na podstawie art. 305 § 4 Kpk w sprawie zaistniałego w okresie od 2002 r. do 2009 r. przestępstwa podrabiania dokumentów Wspólnoty Mieszkaniowej wszczęto dochodzenie o przestępstwo określone w art. 270 § 1 Kk. Postępowanie miała prowadzić post. Bożena Dudziak – ale wówczas nawet nie przypuszczałbym, że jest to najzwyklejsza „ściema” mająca na celu chwilowe zadowolenie mojej osoby, że postępowanie w ogóle wszczęto. I tak miało się potem zakończyć „uniewinnieniem” zatwierdzonym przez Bielski Wymiar Nie-sprawiedliwości.

I faktycznie – już 21 maja 2010 r. prokurator Wojciech Podsiadło nie dopatrzył się żadnego przestępstwa podrobienia mojego podpisu i pod sygn. akt 3Ds 704/10/WP wydał kolejne postanowienie o umorzeniu dochodzenia – uzasadniając to jałowym stanowiskiem, że uchwały nie były sfałszowane – a skserowane podpisy za moją osobę niekoniecznie muszą uchodzić za przestępstwo ścigane z artykułów Kodeksu Karnego (sic!). To się po prostu w pale nie mieści ! W Republice Federalnej Niemiec takie przestępstwo poszłoby pod surowy osąd i Sąd Niemiecki skazałby fałszerza na kilka lat więzienia !!!
Oczywiście pozostałem nieugięty i w dniu 30 października 2010 r. napisałem formalne Zażalenie do Sądu Rejonowego na to postanowienie – będąc dogłębnie przekonany, że prokurator kłamie i usiłuje w sposób niewytłumaczalny bronić pospolitych oszustów.

Sąd uznał jednakże, że oskarżenie o fałszerstwa musi zostać sporządzone przez profesjonalnego pełnomocnika – dlatego wystąpiłem o adwokata z urzędu – którym został mianowany adwokat Daniel Dudys. Sprawa zaistniała w Sądzie Rejonowym pod nową sygn. akt III Kp 339/10 i prowadzona była od tego momentu przez Mecenasa Dudysa. Ze swej strony zacząłem składać formalne wnioski o rozszerzenie jego pełnomocnictwa w przedmiocie mojego Zażalenia, aby sprawa została wreszcie dogłębnie zbadana. Sąd oczywiście zgodził się – a wręcz zażądał, abym wypełnił formularz skargowy – co uczyniłem – jak wspomniałem powyżej pod datą 23 czerwca 2011 r.

Od tego momentu wypadki zaczęły biec swoim torem – ale myliłby się ten, gdyby sądził, że torem właściwym. Cóż z tego, że wyznaczony mi adwokat z urzędu – mec. Daniel Dudys dwoił się i troił, aby wykazywać i udowadniać moje racje – skoro od początku było postanowione, że tej sprawy nie mogę wygrać – bo byłaby to porażka Bielskiego Wymiaru Niesprawiedliwości, który już raz zadecydował inaczej, niż tego wymagała sprawiedliwość i zwykłe ludzkie poczucie przyzwoitości. Tzw. Niezawisłość sędziowska nie miała tu nic do rzeczy: ona po prostu była znieważana i w ordynarny sposób plugawiona.

Adwokat Daniel Dudys – jeden z najprzyzwoitszych adwokatów z jakim się zetknąłem (inni mnie zdradzali i „olewali” – gdy tylko weszli w porozumienie z sędziami) – w dniu 12 stycznia 2011 r. napisał rzeczową opinię w temacie mojego pozwu – która dla mnie była dość zadowalająca, ale nie dla Bielskiego Wymiaru Niesprawiedliwości. Po bardzo długim okresie oczekiwania – bo aż po 10 miesiącach – dopiero w dniu 18 października 2011 r. Sąd Rejonowy pod przewodnictwem SSR Wojciecha Salamona wydał postanowienie na moją niekorzyść o utrzymaniu w mocy postanowienia prokuratorskiego sygn. 3Ds 704/10 – zaś adwokatowi za zbędny trud przyznał wspaniałomyślnie na koszt Skarbu Państwa wynagrodzenie w wysokości 221,40 złotych. Paranoja sięgnęła szczytów zenitu – albowiem jako zwykły obywatel i szary zjadacz chleba – okazało się, że mogę temu Bielskiemu Wymiarowi Niesprawiedliwości naskoczyć.

Oczywiście od powyższego niepraworządnego postanowienia postanowiłem się odwołać – licząc na jakiś cud, chociaż zdaję sobie sprawę, że cuda dzieją się co najwyżej w Kościele lub na Ołtarzu Papieskim. Napisałem zatem skargę do instancji wyższej – tj, do Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej, wiedząc, że to i tak na niewiele się zda, bo przecież to jest jeden i ten sam Bielski Wymiar Niesprawiedliwości. Sąd Okręgowy odesłał jednak moją skargę z powrotem do Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej – uzasadniając to właściwością rzeczową – zaś Sąd Rejonowy z satysfakcją poinformował mnie za pismem z dnia 13 grudnia 2011 r. – że sprawa pozostaje w aktach sądowych, gdyż od postanowienia z dnia 18 października 2011 r. zażalenie nie przysługiwało.

Będąc nadal przy nadziei – w końcu wiedziałem, że w Republice Federalnej Niemiec takie rzeczy nie przeszłyby przez sito sądowe w taki sposób, jaki uczyniono to w Polsce, do której powróciłem z emigracji w 2003 r. po 23 latach przebywania na obczyźnie – napisałem skargę do Prokuratury Generalnej z datą 28 grudnia 2011 roku. Prokuratura Generalna umyła ręce – postanowiła nie zajmować się taką śmierdzącą sprawą, w której uczciwego obywatela pozostawiono własnemu losowi – lecz przekazała ją najpierw do Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, stamtąd przekazano ją do Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej – a ta do Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej - która w osobie jej szefa: prok. Joanny Niewiary odpisała po najmniejszej linii oporu, że ja jako obywatel zgłaszający naruszenie, a wręcz podeptanie prawa – nie mam racji i najlepiej by było, jakbym się uspokoił i przestał widzieć dziejące się zło.

W związku z tym napisałem powtórną skargę do Prokuratury Generalnej z datą 28 lutego 2012 r. – powielając wcześniejsze zarzuty i żądając uznania wreszcie, że bezprawie zostało dokonane i ktoś je usilnie tuszuje.

Po tej skardze – „apiat” od nowa: Prokuratura Generalna pod datą 1 marca 2012 r. przekazała tę drugą skargę do Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, stamtąd przekazano ją do Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej – a ta nie przekazała już jej do Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej – lecz zamilczała na bardzo przydługi okres czasu, bo aż do dnia 18 maja 2012 r. i to na skutek mojego monitu ponaglającego z dnia 8 maja 2012 r. – bo inaczej prawdopodobnie zamilczałaby do końca świata.

Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej za pismem sygn. I Dsa 104/12 z dnia 18 maja 2012 r. odpisała również po najmniejszej linii oporu, że ja jako obywatel zgłaszający naruszenie, a wręcz podeptanie prawa – nie mam racji i najlepiej by było, jakbym się uspokoił i przestał widzieć dziejące się zło.
Ciężko jest walczyć o sprawiedliwość w dzisiejszej Polsce, gdy ma się przeciwko sobie sędziów, prokuratorów i adwokatów – zwłaszcza, gdy jest się w podeszłym wieku, a nigdy nie spotkałem się takimi jawnymi krętactwami sądowymi w RFN – gdzie przebywałem przez 18 lat i do teraz biegle mówię po niemiecku i mam kontakty z przyjaciółmi w Niemczech.

W miesiącu październiku 2008 r. zwróciłem się do Ministerstwa Infrastruktury – Komisji Odpowiedzialności Zawodowej ze skargą na postępowanie Zarządu tutejszej Wspólnoty Mieszkaniowej - gdzie głównymi zarzutami było niedokonywanie rozliczeń kosztów mediów przez administratorów Jerzego P. i Edwarda M. Zarzucałem w niej również, że Zarząd nie zwoływał zebrań właścicieli lokali zgodnie z art. 30 pkt 3 Ustawy, zajmował się fałszowaniem uchwał, zawieraniem umów z zarządcą bez wymaganej uchwały, nie dopuszczał do kontroli działalności Zarządu naszej Wspólnoty Mieszkaniowej. Napisałem w tej skardze, jak Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej pod sygn. akt IC 1093/07 czynił nadludzkie wysiłki, aby mój pozew nie wszedł wcale na wokandę – i tak uczynił na złość mojej osobie: tak jakbym to ja był nie w porządku wobec prawa, tak jakbym to ja popełniał nadużycia, a przecież było od początku odwrotnie: to ja składałem zawiadomienia o popełnianych nieprawidłowościach, a wręcz przestępstwach natury kryminalnej.

Gdy na zebraniu Wspólnoty Mieszkaniowej zawnioskowałem o powołanie Komisji Rewizyjnej – wówczas administrator Jerzy P. odpowiedział buńczucznie (cytat): „nie pozwolimy się nikomu kontrolować” (koniec cytatu).

Wnosiłem w skardze do Ministerstwa Infrastruktury wniosek o przeprowadzenie kontroli pracy poprzedniego administratora Jerzego P. jak i obecnego Edwarda M. Zaproponowałem Ministerstwu, że jako biegły zarejestrowany w Ministerstwie Finansów podjąłbym się przeprowadzenia szkolenia kandydatów na zarządców i administratorów w zakresie ujednolicenia prawidłowego rozliczania kosztów mediów i że przybyłbym na rozmowę do Ministerstwa na własny koszt.

Ministerstwo Infrastruktury pismem z dnia 30 października 2008 r. odpisało mi, że Ministerstwo jako organ sprawujący nadzór nad działalnością zawodową w dziedzinie gospodarowania nieruchomościami, rozpatruje skargi jedynie w zakresie zakreślonym przepisami ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami – zaś jeśli chodzi o wysokość ustalanych opłat na pokrycie kosztów zarządu, zasady rozliczeń tych kosztów oraz ich akceptacja należy do uprawnień Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej wyrażonych w formie uchwał.

Pismo Ministerstwa Infrastruktury jakkolwiek dość obszerne – nie wyczerpało jednak meritum mojej skargi – chociaż w zakończeniu dano mi pewną nadzieję, że można coś wskórać w dążeniu do sprawniejszego zarządzania nieruchomością wspólną, ale musi być taka wola większości członków Wspólnoty.

Ministerstwo napisało, że jeżeli członkowie Wspólnoty Mieszkaniowej uznają, że Zarządca naruszył art. 186 ustawy o gospodarce nieruchomościami, to Zarząd jako organ reprezentujący tę wspólnotę i działający na podstawie udzielonego przez członków pełnomocnictwa – może rozwiązać umowę o zarządzanie nieruchomością w trybie określonym w tej umowie lub w przepisach Kodeksu Cywilnego oraz zwrócić się do Ministerstwa Infrastruktury o wszczęcie wobec zarządcy postępowania wyjaśniającego z tytułu odpowiedzialności zawodowej.
Nie będąc jednakże zupełnie zadowolony z tej odpowiedzi Ministerstwa Infrastruktury – wniosłem do niego kolejne pismo z wnioskiem o udzielenie odpowiedzi bardziej szczegółowej - która wyczerpywałaby art. 22 pkt 2 Ustawy o własności lokali z dnia 24 czerwca 1994 r. Zawarłem w nim również pytanie, czy jeżeli członek Wspólnoty Mieszkaniowej wniesie pozew do Sądu przeciwko Zarządowi Wspólnoty – a Zarząd pragnie powierzyć obsługę prawną Radcy prawnemu czy też adwokatowi: czy potrzebna jest wówczas uchwała ? Podniosłem, że to przecież nie Zarząd ponosi koszty wynajęcia obsługi prawnej, ale koszty te ponoszą de facto wszyscy członkowie Wspólnoty Mieszkaniowej. Zaznaczyłem, że oczekuję odpowiedzi wiążącej, pełnej i wyczerpującej.

Ministerstwo Infrastruktury kolejnym pismem z dnia 14 czerwca 2011 r. odpisało mi, że w przypadku podjęcia działań związanych z nowelizacją powyższej ustawy – przekazane przeze mnie uwagi i propozycje zmian będą wnikliwie przeanalizowane i wykorzystane.

Pomimo otrzymania takiej obiecującej odpowiedzi – pół roku później w dniu 31 stycznia 2012 r. postanowiłem ponownie napisać do Ministerstwa Infrastruktury – podając, że w tutejszej Wspólnocie Mieszkaniowej nic się nie zmienia na lepsze, że nadal funkcjonują skostniałe struktury w Zarządzie, że nadal uprawiają partactwo zawodowe, gdyż tuszują swoje nadużycia, zaś bielska prokuratura i sądownictwo nic w tej sprawie nie robi, aby te naganne praktyki ukrócić – a wręcz przeciwnie: to ja jestem na celowniku bielskiego wymiaru sprawiedliwości jako osoba ze wszech miar niewygodna i jak pisałem wcześniej – najbardziej pożądane dla nich byłoby to, abym zapomniał o dziejącym się bezprawiu, a najlepszym wyjściem byłaby moja nagła niespodziewana śmierć.
Dwa tygodnie później – niezrażony powolnością działania Ministerstwa Infrastruktury – napisałem ponownie do tegoż Ministerstwa – ale tym razem zgodnie ze wskazaniem do Komisji Odpowiedzialności Zawodowej przy tym Ministerstwie z prośbą o szczególne zbadanie tej sprawy.

Przy okazji w tym samym dniu w 14 lutego 2012 r. podobnej treści pismo wystosowałem do Kancelarii Prezydenta RP. Przedstawiłem w nim te same problemy – twierdząc, że świadczą one o niedomaganiu państwa w zwalczaniu patologii w życiu społecznym i gospodarczym, że takie rzeczy byłyby nie do pomyślenia i zaakceptowania w Republice Federalnej Niemiec, gdzie mieszkałem w latach 1981 – 2003.

Kancelaria Prezydenta RP za pismem Nr BLO-060/28535/01/12/KM z dnia 2 maja 2012 r. odpisała również po najmniejszej linii oporu, że Urząd Prezydenta nie ingeruje w sprawy należące do właściwości zarządu wspólnoty mieszkaniowej oraz nie rozstrzyga sporów powstałych pomiędzy właścicielami lokali, a zarządem wspólnoty. W sumie dostałem serdeczne przeprosiny za zwłokę w udzieleniu odpowiedzi – ale zarówno Kancelaria Prezydenta jak i sam Prezydent Bronisław Komorowski (nie wiedzący wcale o mojej korespondencji) nie zechcieli przesłać mojego materiału od razu do Prokuratury Generalnej – tak jak zapewne uczyniłaby to obecna Kanclerz RFN – Angela Merkel. Tym się właśnie różni Rzeczpospolita Polska od Republiki Federalnej Niemiec.

Ministerstwo Infrastruktury za pismem BN-4r- 193/12 z dnia 27 lutego 2012 r. odpisało mi znowu bardzo obiecująco, że z uwagi na bardzo dużą ilość wpływających spraw oraz konieczność ich rozpatrzenia według kolejności wpływu – moja przedmiotowa sprawa zostanie rozpatrzona w terminie do 6 sierpnia 2012 r.

Pod koniec listopada 1999 r. zawarłem z developerem Andrzejem Kusiem przedwstępną umowę kupna-sprzedaży mieszkania przy ul. Wiśniowej 25 m. nr 1 Bielsku-Białej w kancelarii notarialnej Olgi Małachwiej. Na mocy tej umowy miałem developerowi zapłacić 188.369,00 złotych – na którą składały się następujące kwoty:

• 156.617,00 złotych - lokal mieszkalny nr 1
• 16.752,00 złotych - tytułem udziałów w parceli gruntowej
• 15.000,00 złotych – tytułem ½ części garażu

Powyższe kwoty zapłaciłem developerowi terminowo w pełnym zakresie.

Na mocy tejże umowy notarialnej developer był zobowiązany do 30 czerwca 2000 r. do zawarcia umowy ustanowienia odrębnej własności lokalu mieszkalnego nr 1 (co uczynił z 14-miesięcznym opóźnieniem) – zaś przekazanie mi mieszkania w tym samym terminie dokonał ze 101-dniowym opóźnieniem – bo dopiero w dniu 10 października 2000 r.

Za powyższe opóźnienia miał mi zapłacić odsetki od wymienionych kwot wpłaconych przeze mnie osobiście do Banku Śląskiego na konto developera – ale do dnia dzisiejszego sprawa ciągnie się u komornika Andrzeja Mazura (ul. Michałowicza 12 Bielsko-Biała).

Do dnia 30 września 2000 r. developer Andrzej Kuś był zobowiązany i zobligowany do załatwienia wszelkich formalności związanych z odbiorem technicznym powyższego mieszkania i przeniesienia własności przedmiotowego lokalu na kupującego (Mieczysława Górę).

Developer Andrzej Kuś dokonał tego dopiero po upływie 14 miesięcy i to po fakcie opłacenia przeze mnie za niego obciążenia hippotecznego, a dotyczącego mojego mieszkania. Wówczas wraz z jego pośrednikiem Janem Rotyńskim z Biura Nieruchomości (Plac Wolności – Bielsko-Biała) postanowili zmianę Kancelarii Notarialnej – uprzedzając równocześnie nową notariuszkę Annę Bednarską, aby w aneksie do umowy, w którym wymienione zostały terminy i kwoty spłaty zadłużenia developera względem Mieczysława Góry – celowo nie ujęła w tym aneksie prawa do naliczenia dla mnie odsetek w razie nieterminowego spłacania.

W aneksie podstawowa kwota zadłużenia wynosząca 63.466,00 złotych miała być spłacona na moją rzecz w 4 ratach w terminie miesięcznym począwszy od 31 stycznia 2002 r. – a ostatnia rata miała być wpłacona 30 kwietnia 2002 r. – zaś nie było żadnej mowy o należnych odsetkach.

Jeszcze wcześniej wystąpiłem do Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej o odsetki za nieterminowe oddanie mieszkania do mojej dyspozycji – bo po terminie 30 września 2000 r. – dopiero w dniu 10 października 2000 r.

Developer Andrzej Kuś – będący w dobrych stosunkach z przewodniczącą Barbarą W. porozmawiał z nią na ten temat, a ta wykorzystując swoje dobre układy z sędziami Sądu Rejonowego – doprowadziła do przegrania przeze mnie tej sprawy. Jednakże Mieczysław Góra odwołując się do Sądu Okręgowego – wygrał ją. Nie zraziło to developera Andrzeja Kusia do wystąpienia z kasacją do Sądu Najwyższego – to jednakże również w Sądzie Najwyższym tę sprawę przegrał – a rozchodziło się o 10.000,00 odszkodowania, które do dnia dzisiejszego nie zostały przez komornika wyegzekwowane.

W ostatnim czasie w dniu 11 marca 2012 r. wystąpiłem do Sądu Rejonowego z pozwem o odsetki w wysokości 11.500,00 złotych w związku z wydanymi w przeszłości wyrokami sygn. akt IC 750/08 i IC 1100/10. Prowadząca tę nową sprawę o odsetki pod sygn. akt IC 299/12 sędzia Anna Szwed-Szczygieł (znana mi z innych tendencyjnych spraw z moim udziałem) zaczęła tę sprawę przewlekać – zarządziła nawet w dniu 10 kwietnia 2012 r. zwrot pozwu !!!

Zacząłem pisać skargi do Prezesa Sądu Rejonowego Mariusza Grążawskiego, które przyniosły ten efekt, że sprawa została przywrócona na wokandę. Na skutek długiego oczekiwania zarówno na odpowiedź od Prezesa jak i na wprowadzenie na wokandę – w dniu 8 maja 2012 r. zmuszony byłem napisać monit w tej sprawie. Prezes odpisał mi na to wymijająco, że sędziowie są niezawiśli i skargi na nich nie podlegają ocenie i rozpatrzeniu. W dalszym ciągu SSR Anna Szwed-Szczygieł zaczęła uprawiać swoistą kołomyjkę i wysyłać do mnie pisma z zapytaniem, czy skargę do Prezesa ma potraktować jako „Zażalenie” na jej wcześniejsze postanowienie o odrzuceniu pozwu ? Czyniła to po to, aby maksymalnie opóźnić ponowne wprowadzenie mojego pozwu na wokandę sądową. Więc od nowa musiałem bawić się w korespondencję z Sądem – co miało miejsce od dnia 24 maja 2012 r. (pozew był wniesiony od 11 marca 2012 r.) - mozolnie odpisywać i potwierdzać rzeczy oczywiste, że ma to być zażalenie, musiałem na nowo podawać wartość przedmiotu sporu, że chodzi mi o zasądzenie odsetek, że domagam się uchylenia zarządzenia i jego zmiany na praworządne, które odda mi sprawiedliwość itd. Itp.

W dniu 4 czerwca 2012 r. (znowu licząc na opóźnienie) - SSR Anna Szwed-Szczygieł przesłała mi kolejne pismo z zapytaniem, czy w związku z moim pismem z dnia 1 czerwca 2012 r. będącym zażaleniem na jej postanowienie o nakazie wniesienia opłaty w wys. 115,50 złotych – żądam jej wyłączenia – pod rygorem, że nie będzie to uznane !!!

Myślałem, że dostanę zawału na taką bezczelność i tupet w postępowaniu tej sędzi. Powinna się jeszcze była zapytać, z jakiego powodu chciałbym jej wyłączenia (chociaż o to wcale nie wnosiłem) – na przykład, że mi się nie podoba jej twarz ?! Postanowiłem nie odpisywać na to pismo – bo było dla mnie oczywiste, że jak potwierdzę, iż niby żądam jej wyłączenia – to i tak decyzja byłaby negatywna. Napisałem za to ponowną skargę do Prezesa Sądu Rejonowego Mariusza Grążawskiego.

Sąd Okręgowy pod sygn. akt II Cz 337/12 w dniu 14 czerwca 2012 r. oczywiście odrzucił moje zażalenie na opłatę w wysokości 115,50 złotych – nakazując wpłacić zaokrągloną sumę 116,00 złotych – co też uczyniłem w dniu 13 lipca 2012 r. W dniu 17 lipca 2012 r. Prezes Sądu Rejonowego odpisał do mnie, że nie może odpisać na moją skargę z dnia 9 lipca 2012 r. gdyż akta znajdują się ciągle w Sądzie Okręgowym (sic!).

Od 11 marca 2012 r. do lipca 2012 roku nie doczekałem się rozpatrzenia mojego pozwu w sprawie odsetek w wys. 11.500,00 złotych od podstawowej kwoty wierzytelności developera Andrzeja Kusia w wysokości 63.466,00 złotych.

Tak więc faktycznie ciężko jest walczyć o sprawiedliwość w dzisiejszej Polsce, wiele procesów przegrywałem w sposób niezawiniony od siebie – ale to dowodzi tylko jednego faktu, że w Polsce Niesprawiedliwość jest silniejsza od sprawiedliwości.

Z powyższego wynikałoby, że ze wszystkich byłych krajów z obozu „Demoludów” – tylko Polska nie przeprowadziła skutecznej lustracji wśród sędziów i prokuratorów, bo nawet w byłej NRD dokonano globalnej czystki wśród tamtejszych sędziów i prokuratorów i to w taki sposób, że wszyscy zostali usunięci ze stanowisk, bo tak zażyczyli sobie ówcześni sędziowie i prokuratorzy w Republice Federalnej Niemiec.

Po wojnie rząd RFN długo borykał się z obywatelami, którzy unikali płacenia należnych podatków. W pierwszym rzędzie zlikwidował ryczałt podatkowy i wprowadził w to miejsce obowiązek wystawiania rachunków przez rzemieślników, którzy wcześniej mieli ustalone stawki godzinowe wynoszące od 50 do 70 DM brutto. Każdy rzemieślnik, który został wezwany do świadczenia usługi – przed przystąpieniem do wykonania tej usługi wypełniał specjalny druk zlecenia, w którym musiał opisać rodzaj świadczonej usługi zaopatrzony w datę i godzinę rozpoczęcia, przy tej godzinie rozpoczęcia zleceniodawca usługi podpisywał zgodność i to samo czynił przy zakończeniu usługi, potwierdzając godzinę zakończenia pracy. I tak na przykład – jeżeli usługa trwała 2 godziny i 10 minut – to wystawiał rachunek na 2 ¼ roboczogodziny.
Ta metoda pozwoliła rządowi RFN na ściślejsze kontrolowanie rzeczywistych dochodów rzemieślnika i należnych z tego tytułu podatków – pomijając, że skutecznie uniemożliwiano oszustwa podatkowe.

Drugą grupą zawodową – tym razem należącą do tzw. wolnych zawodów – do której zaliczani są adwokaci, a którą rząd RFN w jakiś sposób poskromił, aby nie czerpała nielegalnych dochodów z tytułu obrony w Sądzie – jak to do tej pory dzieje się w Polsce – wobec niej ustanowiła zasadę, że nie wolno adwokatowi pobierać opłat i honorariów do swojej prywatnej kieszeni. Rząd narzucił obowiązek na sądy, że mają rejestrować adwokatów broniących klientów – i dopiero po zakończeniu procesu ustalał dla nich odpowiednie opodatkowane już honararium – co do którego mogli jedynie zgłaszać zastrzeżenia, że jest ono na przykład za niskie i niezadowalające. Z kolei – jeżeli honorarium adwokackie wydawało się za wysokie stronie przegrywającej – to wówczas ta strona mogła tak samo wnieść skargę, iż jest ono za wysokie do zapłacenia i pokrycia przez tę stronę.

Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości powinno było już dawno skorzystać z tych przepisów, niejako je powielić za zgodą niemieckiego Ministerstwa Sprawiedliwości i skierować jako projekt nowelizacji ustawy do polskiego Sejmu.

Podobnie rzecz się ma jeżeli chodzi o rozliczanie z prywatnych dochodów przeciętnych obywateli RFN. Rząd wprowadził swego czasu zasadę, że każdy obywatel obowiązkowo musiał założyć prywatne konto rozliczeniowe do operacji bezgotówkowych, na które odprowadzana była jego pensja, emerytura lub renta. Konta te były pod dokładną kontrolą urzędów skarbowych, które na bieżąco monitorowały stan posiadania obywatela. Nieuzasadnione nagłe wzbogacenie się obywatela - było natychmiast sprawdzane. Czy takiej zasady nie mógł już dawno wprowadzić rząd polski ?

Można by jeszcze podawać wiele niezrozumiałych anomalii występujących w polskim prawodawstwie i życiu społecznym w naszym państwie – ale one są trudne do wyeliminowania ze względu na znaczący opór ze strony rządzących. Tyle się mówiło w kampaniach wyborczych o zniesieniu abonamentu radiowo-telewizyjnego kilka lat wstecz i celowała w tym szczególnie Platforma Obywatelska z premierem Donaldem Tuskiem na czele jeszcze w 2007 r. Obecnie Platforma zmieniła zdanie – i słusznie – że abonament powinien być płacony, aby odciążyć budżet państwowy od kosztów utrzymania radia i telewizji państwowej. Tylko – że znowu obóz rządzący jakim jest Platforma obywatelska – udaje, iż nie wie, że najprostszym sposobem na skuteczną ściągalność tego abonamentu – byłoby powielenie metody niemieckiej, gdyż w RFN wiele lat temu zarządzono doliczenie tegoż abonamentu do rachunku elektrycznego. Każdy Niemiec - który otrzymał nakaz zapłaty abonamentu wraz z tym rachunkiem elektrycznym – płacił go bez żadnego szemrania, a kto nie posiadał radioodbiornika lub telewizora – składał protest, który był sprawdzany i weryfikowany. Tym sposobem RFN ma dosłownie 100-procentową ściągalność tego abonamentu – nie płacą go ci, którzy nie odbierają żadnych programów radiowo-telewizyjnych.

Innym przykładem pospolitego marazmu w metodach rządzenia w naszym kraju – jest przyzwolenie na kolosalne dysproporcje w emeryturach. Nie będę tutaj przyczepiał się do wynagrodzeń i uposażeń – które również cechuje ogromna dysproporcja – czego nie było w okresie realnego socjalizmu w Polsce przed Okrągłym Stołem.
Jednakże zaznaczyć chciałbym, że dysproporcje w emeryturach są ogromne: jeden Polak musi wyżyć ze 700,- złotowej emerytury, a inny pławi się w luksusach, jakie zapewnia mu emerytura w wysokości 14.000,- złotych.

Tak wysokie emerytury pobierają w naszym kraju prokuratorzy w stanie spoczynku i myliłby się ten, kto sądziłby, że jest to emeryt w sędziwym wieku. Okazuje się, że są to młodzi emeryci w wieku zaledwie 42 lat – co już nasuwa podejrzenie, że państwo polskie jest państwem policyjnym, skoro tak wysokie emerytury zapewnia się ludziom, którzy w jakiś sposób wysługiwali się temu państwu – a perspektywa otrzymania tak wysokiej emerytury ma skłaniać młode pokolenie prokuratorów do uległości wobec rządzących, wręcz do służalczej postawy względem każdorazowego obozu rządzącego. Jest to przykre i powinno to ulec likwidacji i całkowitej eliminacji z życia społecznego w dzisiejszej Polsce.

Rząd australijski wprowadził wiele lat wstecz zasadę równości dla emerytów – zrównał emerytury do pewnej górnej granicy (na zasadzie jednakowych żołądków) – która nie może być przekroczona. To funkcjonuje już od kilkudziesięciu lat i zdaje egzamin. Nikt nie ma pretensji do nikogo o dysproporcje emerytalne, wszystkim starcza na wszystko i wszyscy żyją zgodnie i w przyjaźni. Dlaczego tak miałoby nie być w Polsce ?

Rząd niemiecki w RFN również ustalił – ale w odróżnieniu od Australii – dolną granicę minimalnej emerytury – która również nie może być przekroczona. Jeżeli emerytowi zabraknie na czynsz (gdyż w Niemczech za podstawową potrzebę uznaje się zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych) może wystąpić do Urzędu socjalnego o zapomogę (dodatek mieszkaniowy). Wprawdzie w Polsce funkcjonuje taka dopłata w postaci dodatku mieszkaniowego – jednakże dolna granica dochodu na osobę jest za bardzo zaniżona. Polakowi nakazuje się wyżyć przy dochodzie 450,- złotych na osobę w gospodarstwie wieloosobowym – podczas gdy w Niemczech ta granica oscyluje wokół kwoty 1000,- złotych (bez przeliczania euro na złotówki).

Jest to przykre, że Polacy doczekali się takiej nędznej przyszłości we własnym kraju – ale jednak stwierdzić trzeba, że rząd niemiecki w odróżnieniu od rządu polskiego dba zasadniczo o swoich obywateli.

mgr Mieczysław Góra

P.s. Załączam jedno z ostatnich pism skierowanych do Krajowej Rady Sądowniczej z dnia 8.VIII.2012 r. - na które Krajowa Rada Sądownicza za pismem NR WP-702-96/12 z dnia 2.X.2012 r. już wstępnie odpisała w taki sposób, jaki przedstawił to Przewodniczący Stowarzyszenia „Platon” Piotr Smolana na str. 3 niniejszego Listu Otwartego.

- o -

Czwarty sygnatariusz niniejszego Listu Otwartego – przedsiębiorca Tadeusz Piela z Zatora – niszczony z premedytacją przez władze samorządowe i sądownictwo oświęcimskie – o którego gehennie z trybuny sejmowej móił poseł Piotr Smolana w dniu 16 czerwca 2005 r. - również z ogromną determinacją walczy o swobodę w działalności gospodarczej, która nawet zadekretował Prezydent Aleksander Kwaśniewski w 2005 r. - ale niestety: co innego jest na papierze, a co innego w codziennym życiu. Jego historia przedstawia się w sposób następujący (Cytat):

Powołując się na pismo Prokuratury Generalnej nr PG IV Pa 87/2010 z dnia 28 lipca 2010 r., w którym napisano, że przysługuje mnie jako stronie sądowej prawo do skierowania skargi w trybie o stwierdzenie niezgodności z prawem wyroku ówczesnego Naczelnego Sądu Administracyjnego sygn. akt II SA/ Ka 1264/97 z dnia 6 października 1999 r. - stwierdzam, co następuje:

zgodnie z tą ustawą mam prawo zaskarżyć powyższy wyrok w terminie 2 lat od daty wejścia w życie tej ustawy – tj. do dnia 10 kwietnia 2012 r. Ustawa ta zezwala na dochodzenie swoich naruszonych praw wadliwym orzeczeniem sądowym – w tym przypadku ówczesnego NSA Ośrodek zamiejscowy w Katowicach, w tym również wyrządzenia szkody, a zmiana lub uchylenie tego orzeczenia w drodze innych przysługujących środków prawnych była niemożliwa.

Twierdzę ponadto, że to przedmiotowe orzeczenie z 1999 r. naruszyło, wbrew Konstytucji, moje prawa obywatelskie jaki i prawa Człowieka, pozbawiając mnie dodatkowo niezbywalnego prawa własności – gdyż przez ten wyrok moja własność jest ciągle naruszana, to znaczy nie mogę z niej w należyty, swobodny sposób korzystać.

Świadczyłoby to również – że wyrok ten narusza w sposób rażący normy Unii Europejskiej – gdyż do tej pory władza samorządowa tym wyrokiem się podpiera – odmawiając mi wydania zaświadczenia o posiadanej powierzchni magazynowej i zgodności z lokalizacją, czego żąda ode mnie Marszałek Województwa Małopolskiego.

Tym wyrokiem władza samorządowa posłużyła się do bezprawnego odebrania mi koncesji na obrót hurtowy winem i piwem – przez co musiałem zmienić lokalizację magazynu (poniosłem z tego tytułu duże koszty z powodu przymusowej dzierżawy) – co w efekcie oznaczało zniewolenie mojej osoby poprzez ograniczenie swobody działalności gospodarczej, gdyż posiadając swoje duże obiekty magazynowe, nie mogłem ich wykorzystywać w należyty sposób, co trwa do dnia dzisiejszego.

Władza samorządowa – tj. Burmistrz i urzędnicy zatorscy popełnili w tym przypadku przestępstwo - gdyż zamykając moje obiekty magazynowe narazili mnie świadomie na straty finansowe. Tym wyrokiem również zaczęli mi jeszcze bardziej złośliwie utrudniać działalność gospodarczą – gdyż postawili specjalnie przy wlocie drogi dojazdowej do mojej posesji i firmy znak drogowy B-18 (zakaz wjazdu powyżej 3,5 tony) właśnie w 2000 r. - a wcześniej nigdy takiego ograniczenia nie było.

W pismach poprzednich, które kierowałem nie tylko do Rzecznika Praw Obywatelskich, ale również do Ministerstwa Sprawiedliwości, Trybunału Konstytucyjnego i wielu innych instytucji – sygnalizowałem, że w opisywanych przeze mnie sprawach miał miejsce przymus administracyjny, sądowy i instytucje te (administracja samorządowa, sądy, prokuratury, policja) uporczywie zaczęły nękać mnie za upominanie się nie tyle o sprawiedliwość, co o praworządność. Nie jest poszanowana Konstytucja RP, ani Konwencja Praw Człowieka.

Władza publiczna ogranicza moje prawa własności dokładnie od 19 lat (od 1992 r.), czyni to bezprawnie, naruszając nawet artykuły Kodeksu Administracyjnego, Cywilnego, a nawet Karnego.

Jednym z przejawów tego bezprawia, które poprzedzały wydawane samowolnie różne decyzje i wyroki sądowe – jest wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego sygn. akt II SA/ Ka 1264/97 z dnia 6 października 1999 r. i właśnie ten wyrok najbardziej ogranicza moje prawa do do władania moją własnością – bo to ten wyrok usankcjonował wszystkie wcześniejsze bezprawne decyzje. W myśl Konwencji Praw Człowieka jest to ciągłe naruszanie prawa do władania moją własnością, co ogranicza moje suwerenne prawo do swojej posiadłości.

Wbrew temu wyrokowi – jeszcze raz zaznaczam, że nie zmieniłem sposobu użytkowania magazynu pomocniczego. Wyrok ten jest krzywdzący i jak wykażę poniżej – o niesprawiedliwości w tym przypadku świadczą dwa różne wyroki w identycznej sprawie.

Nie może być tak, że w dwóch identycznych przypadkach prawo zostało zinterpretowane w odmienny sposób – co oznacza, że prawa człowieka są przez polskie sądownictwo różnie traktowane i rozpatrywane wedle „widzimisię” sędziego.

Od samego początku – tj. od 19 lat nie zgadzałem się z takim traktowaniem i postępowaniem polskiego sądu i nadal się nie zgadzam. Mam prawo do sprawiedliwego osądu zgodnie z Konstytucją RP i Konwencją Praw Człowieka. Sprawa dotyczy bowiem ciągłego naruszania prawa własności w rozumieniu art. 1 Protokołu Nr 1 Trybunału Praw Człowieka. Zresztą Orzecznictwo Trybunału w Strasburgu wyraziło następujący pogląd (cytat):

„Ciągłe uniemożliwianie stronie skarżącej dostępu do własnego mienia i wynikającej z tego utraty kontroli nad nim jest niedopuszczalne” (koniec cytatu).

Nie może być tak, żeby sądy wydawały wyroki w zależności od potrzeb administracji, prześladując człowieka tylko za to, że mówi i pisze prawdę – a sądy stawały się przez to dyspozycyjną policją polityczną. Ustalone jest, że sądy są niezawisłe – a prawo jest jednak notorycznie gwałcone.
Nawet były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wypowiedział się publicznie, że wyrok prawomocny niekoniecznie musi oznaczać, że jest on praworządny czyli sprawiedliwy.

I tak właśnie dzieje się w moim przypadku: wydano szereg prawomocnych, niepraworządnych i niesprawiedliwych wyroków – i poucza się mnie (w tym czyni tak również Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich), że wszyscy zostali związani tym ostatnim wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego, który nie ma nic wspólnego z prawem – a ma mnie chronić Konstytucja RP i Konwencja Praw Człowieka.

Wszystkie te nieprawidłowości wykazywała Kancelaria Radcy Prawnego Dariusza Kiełbasy w skardze kasacyjnej, którą polski sąd uznał za polemikę.

Domagałem i domagam się wzruszenia wyroku ówczesnego NSA (obecnie WSA w Gliwicach) z dnia 6 października 1999 r. lub nadanie tej sprawie innego biegu, aby władza publiczna nie naruszała moich praw i nie niszczyła mojej działalności gospodarczej.

Wyrok Sądu Administracyjnego sygn. akt II SA/ Ka 1264/97 z dnia 6 października 1999 r. został zaskarżony przez mojego pełnomocnika Dariusza Kiełbasę poprzez skargę kasacyjną w dniu 07 września 2007 r. - został w bezprawny sposób podtrzymany przez Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie sygn. akt II OSK 1594/07 w dniu 12 grudnia 2008 r.

Ten wyrok powoduje całkowity bezwład i wprowadza anarchię w strukturach władzy – gdyż ktokolwiek kiedykolwiek zechce podjąć interwencję na skutek moich skarg – po tzw. sprawdzeniu sprawy od wewnątrz stwierdza z bezradnym rozłożeniem rąk, że tu nie da się nic zrobić ani zmienić na moją korzyść – bo wszystkie instytucje państwowe jak Urząd Nadzoru Budowlanego w Warszawie - związani są tym skorumpowanym wyrokiem.

Wszelkie moje próby doprowadzenia do kasacji tego skorumpowanego wyroku sądowego z udziałem profesjonalnego prawnika (radcy prawnego), który dokładnie i obszernie naświetlił tę korupcję - spełzły na niczym – bo ktoś pilnował tego, aby nie wyszła na światło dzienne jawna korupcja w wydaniu urzędników zatorskich współpracujących ze skorumpowanym niezawisłym aparatem sądowniczym, który usłużnie wydawał wyroki pod ich dyktando na ich zamówienie.

Tymczasem znany jest mi podobny przypadek – w którym doszło do zupełnie innego rozstrzygnięcia sądowego w jednakowym czasie (przypadek prawie że do złudzenia identyczny) - który przedstawiam poniżej: pozwolę sobie w tym miejscu zwrócić uwagę na inny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 9 marca 1998 r. (sygn. akt IV SA 840/96, LEX nr 43293). Zapadł on na kanwie stanu faktycznego niemalże identycznego do analizowanego w niniejszej sprawie (cytuję):

I tak, inwestor w oparciu o pozwolenie na budowę z 1991 r. wzniósł budynek magazynowy. Jednakże w trakcie wizji lokalnej odbytej w 1994 r. stwierdzono, że w obiekcie uruchomiono produkcję guzików z tworzyw sztucznych. Inwestora wezwano do przedłożenia dokumentów niezbędnych do rozpatrzenia wniosku o zmianę przeznaczenia budynku, czego ten jednak nie uczynił.

W związku z powyższym w oparciu o art. 71 ust. 3 Prawa Budowlanego wydana została decyzja nakazująca zaniechania użytkowania budynku magazynowego na cele warsztatowe, którą – pomimo zaskarżenia przez stronę – Wojewoda utrzymał w mocy.

Rozpoznając skargę inwestora na decyzję Wojewody – Naczelny Sąd Administracyjny powziął wątpliwości co do słuszności przyjętej przez organ podstawy prawnej rozstrzygnięcia, w związku z czym poddał ją pogłębionej analizie.

W rezultacie doszedł do wniosku, że do likwidacji samowoli budowlanej, polegającej na zmianie sposobu użytkowania obiektu budowlanego bez uzyskania stosownej decyzji administracyjnej – znajdują zastosowanie przepisy obowiązujące w dacie samowoli – w tym wypadku przepisy ustawy z 1974 r. Wniosek taki został wywiedziony z art. 103 ust. 2 Prawa Budowlanego. Zaskarżoną decyzję Wojewody uznał przeto Sąd za dotkniętą wadą z art. 156 § 1 pkt 2 Kpa.

Odnosząc powyższe uwagi do okoliczności niniejszej sprawy stwierdzić należy, że również i tutaj organy obu instancji oparły rozstrzygnięcie na niewłaściwej podstawie prawnej, a mianowicie artykule 71 ust. 3 Prawa Budowlanego.

Jak wynika wprost z uzasadnienia decyzji Burmistrza Miasta Zator z dnia 14 maja 1997 r. (vide: str. 2) domniemana samowola budowlana, będąca przyczyną wszczęcia postępowania z udziałem inwestora, wiązana jest ze zdarzeniem mającym miejsce w miesiącu styczniu 1994 r. W okresie tym obowiązywały jeszcze przepisy dawnej ustawy, co zresztą znalazło swój wyraz w przytaczanej przez organy podstawie prawnej żądania dostarczenia dokumentacji uzupełniającej.

W tej sytuacji, biorąc pod uwagę przytoczoną powyżej i przyjętą w orzecznictwie sądowo-administracyjnym wykładnię art. 103 § 2 Pr. Bud. - należy stwierdzić, iż o obowiązkach strony orzekać należało na podstawie przepisów z 1974 r.
Jakkolwiek ustawa nie definiuje co rozumieć pod pojęciem rażącego naruszenia prawa, zwykło przyjmować się, że chodzi tu o przypadki sprzeczności ewidentnej, oczywistej (vide: M. Szubiakowski, op. Cit. s. 218).

Z sytuacją tego rodzaju mamy do czynienia w niniejszej sprawie, albowiem organy administracji publicznej bezspornie naruszyły prawo materialne, wydając decyzje na podstawie przepisu, który w sprawie nie znajdował zastosowania, co wynikało wprost z normy intertemporalnej.

Warto dodatkowo podkreślić, że taki sam błąd został zakwalifikowany jako przesłanka z art. 156 § 1 pkt 2 Kpa w przywołanym powyżej wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego.

W tym miejscu pragnę mocno podkreślić – że zaszedł przypadek bez precedensu – gdyż w tym samym kraju, mniej więcej w tym samym czasie – polski organ sądowy dokonał wyłomu w procedurze sądowej odnośnie mojej skargi tyczącej się rzekomej zmiany sposobu użytkowania magazynu pomocniczego, gdyż w przypadku cytowanego wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 9 marca 1998 r. (sygn. akt IV SA 840/96, LEX nr 43293 – postąpił on w sposób zupełnie odmienny, acz prawidłowy.
Dlaczego w moim przypadku (wyrok sądowy NSA sygn. akt II SA/ Ka 1264/97
z dnia 6 października 1999 r.) tenże Naczelny Sąd Administracyjny postąpił w zupełności odwrotnie ? – niepraworządnie i niesprawiedliwie ? - tj. rozpatrzył niezgodnie z obowiązującym prawem, dlatego, że w 1994 r. obowiązywało jeszcze stare prawo budowlane, a mnie bezprawnie podporządkowano przymusowo pod nowe prawo budowlane.

Z powyższego bezprawnego działania Burmistrza miasta Zatora oraz bezprawnego podtrzymywania jego decyzji przez sądy wszystkich instancji – ponoszę do tej pory represyjne konsekwencje polegające na notorycznym utrudnianiu mi działalności gospodarczej, nękaniu bezpodstawnymi grzywnami, tym bardziej, jeżeli człowiek podobno żyjący w wolnym kraju ma świadomość dziejącego się bezprawia i jest wobec niego bezsilny.
Dlaczego urzędnik – który nadużył prawa i zaszkodził polskiej gospodarce -
nie ponosi żadnych konsekwencji, ale nadal pobiera urzędniczą i to niemałą pensję, a przecież swoim działaniem przyczynił się nie tylko do uszczuplenia moich dochodów, ale również uszczuplenia podatków do budżetu państwa ?

Dlaczego zatem ja jestem nadal ścigany grzywnami i innymi karami,
a urzędnik żyje w błogim przeświadczeniu, że jemu wszystko wolno....

Dlaczego ten niesprawiedliwy wyrok sądowy uderzający we mnie od tylu lat,
ma mieć ciągle moc prawną i nikt w tym państwie nie chce i nie ma najmniejszego zamiaru go uchylić – pomimo, że udowodniłem wielokrotnie przez zatrudnionych przeze mnie prawników, że jest on ze wszech miar niepraworządny ? ...

I jak w tym podobno wolnym, praworządnym państwie obywatel ma się czuć bezpiecznie i słuchać zapewnień nawet obecnych osób pełniących czy to funkcję Prezydenta RP , Premiera RP - łącznie z obecną Marszałek Sejmu, że państwo polskie jest wolne – skoro mnie zniewoliło bezdusznym werdyktem sądowym ? i na nic się zdaje pisanie skarg do którejkolwiek instytucji w tym państwie.

OBOJĘTNI BYLI NA TO BEZPRAWIE DOTYCHCZASOWI MINISTROWIE SPRAWIEDLIWOŚCI I INNE POZOSTAŁE INSTYTUCJE PAŃSTWOWE.

Nie sposób jednakże nie odnieść się również do wpływu zaistniałego uchybienia na merytoryczną treść rozstrzygnięcia. Otóż podkreślić trzeba, że art. 45 ust. 1 dawnego Prawa Budowlanego w sposób zdecydowanie bardziej liberalny aniżeli obecna ustawa definiował zmianę sposobu użytkowania obiektu budowlanego. Inaczej kształtowało się również zagadnienie legalizacji ewentualnej samowoli budowlanej. Nie sposób zatem wykluczyć, że analiza stanu faktycznego pod kątem dawnych uregulowań doprowadziłaby do wniosków odmiennych od tych, jakie stały się udziałem organów orzekających w sprawie.

Bez względu jednak na wnioski w kwestii obowiązującego stanu prawnego, zasadnicze wątpliwości skarżącego budzi również faktyczna podstawa rozstrzygnięcia w sprawie. Przesłanka zmiany sposobu użytkowania została bowiem ustalona w oparciu li tylko o skargi i protesty mieszkańców okolicznych posesji (i tak nie wszystkich) bez choćby próby weryfikacji ich w oparciu o zgromadzony przez organ materiał dowodowy.

Nie zbadano w szczególności, czy przeznaczenie obiektu pod hurtownię rzeczywiście doprowadziło do zwiększenia lub zmiany układu obciążeń w stosunku do tego, który występowałby w razie zgodności inwestycji z literalną treścią pozwolenia na budowę. Nie jest to natomiast bynajmniej oczywiste, jeśli zważyć, że również i wówczas budynek byłby wykorzystywany do celów komercyjnych, co i tak pociągałoby za sobą wzmożony ruch samochodowy na drodze dojazdowej i – siłą rzeczy – takie same utrudnienia dla mieszkańców okolicznych nieruchomości.

Działanie takie rażąco narusza art. 77 § 1 Kpa, co dodatkowo świadczy o istnieniu w przypadku decyzji wady z art. 156 § 1 pkt 2 Kpa.

Przytoczonym powyżej przykładem wykazuję niejako i udowadniam, że zaistniała w tym miejscu najzwyklejsza w świecie anomalia prawno-sądowa (przekręt sądowy):
bo w moim przypadku oskarżono mnie o zmianę sposobu użytkowania przeze mnie magazynu pomocniczego na cele rzekomo niezgodne z przeznaczeniem i tym samym – podobnie jak w przypadku tego producenta guzików – oskarżono mnie, tak samo jak jego – o popełnienie rzekomej samowoli budowlanej.

W przypadku owego producenta guzików (sprawa w NSA zaistniała w tym samym okresie lat 1998-1999) – Naczelny Sąd Administracyjny oparł swoje wyrokowanie na starym prawie budowlanym, jednakże w moim przypadku ten sam Naczelny Sąd Administracyjny oparł swoje wyrokowanie na nowym prawie budowlanym (sic !!!).

Obie identyczne i bliźniaczo do złudzenia podobne przypadki sądowe - rozpatrywane przez ten sam polski Sąd (NSA) – zostały jednakże potraktowane w inny rozbieżny sposób i w pełnym majestacie prawa usiłuje mi się wmawiać (i mojemu pełnomocnikowi), że prawo tu nie zostało naruszone.

Zarówno producent guzików, jak i ja jako producent wody gazowanej otrzymaliśmy zezwolenia na budowę tychże magazynów w tym samym roku 1991.

Zarówno producent guzików, jak i ja jako producent wody gazowanej zakończyliśmy budowę tychże magazynów w tym samym roku 1994 na bazie starego prawa budowlanego obowiązującego od 1974 r. do 1995 r.

A więc w tym miejscu udowadniam bezprawie i jawną korupcję władzy sądowniczej powiązaną z władzą samorządową.

Czy władza sądowa przypadkowo poszła na rękę władzy samorządowej ? (sic !!!)

Czy to nie jest przypadek jawnego dogadania się władzy samorządowej i sądowniczej świadczący o kupieniu bezprawnego wyroku po to, aby zniszczyć moją rodzinę i mnie samego - za pewien epizod opisany poniżej w „Historii niszczenia działalności gospodarczej zakładu wielobranżowego Tadeusza Pieli z Zatora koło Oświęcimia w latach 1990 – 2009”, którą przedstawiam poniżej:
Od 1991 roku datuje się moja mordęga i walka z urzędnikami państwowymi, którzy po Okrągłym Stole nadal praktykowali swoje stare nawyki komunistyczne i nie zmienili swojego sposobu myślenia i swojej mentalności związanej z tzw. komunistycznym systemem nakazowo-rozdzielczym na demokrację i system wolnorynkowy.

Mieli do dyspozycji cały arsenał przepisów administracyjnych, dzięki którym zaczęli wymyślać i mnożyć przeróżne bzdurne decyzje administracyjne z epoki sowieckiej hegemonii w Polsce.

W roku 1985 rozpocząłem działalność gospodarczą w swojej rodzinnej miejscowości w Zatorze pełen wiary w swoje siły, zamiary i możliwości. Założyłem firmę produkcyjno-handlowo-usługową pod nazwą Wytwórnia Wód Gazowanych.

Do roku 1992 działalność prowadzona była spokojnie, nie było żadnych utrudnień ze strony władz samorządowych, skarbowych i sądowych. Problemy zaczęły się od pewnego incydentu, jaki zaistniał pewnej nocy sylwestrowej 1992 r., który sprawił, że działania Policji Zatorskiej przeciwko mojej osobie wspólnie z Burmistrzem Miasta Zator miały szersze podłoże przyczynowe:

W noc sylwestrową 31 grudnia 1991 r. moja córka Ewelina Piela została napadnięta przez funkcjonariuszy Policji Zatorskiej z próbą gwałtu, co zostało udaremnione poprzez jej dramatyczną ucieczkę z radiowozu policyjnego, z którego wyskoczyła na pół nago i boso, i zdążyła uciec do najbliższego domu.

Funkcjonariusze Policji zostali ukarani wydaleniem ze służby, zaś główny sprawca ukarany wyrokiem sądowym. Od tego czasu Policja zaczęła nękać mnie wraz z władzami samorządowymi w utrudnianiu prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej w postaci postawionego znaku drogowego B-18 zakazu wjazdu dla samochodów ciężarowych powyżej 3 t, sfingowanych decyzji administracyjnych rzekomej zmiany sposobu użytkowania obiektu magazynowego, nie doprowadzenia i nie podłączenia od 10 lat mojej posesji do kanalizacji komunalnej.
Procesy sądowe jakie się w tej sprawie toczyły – nie rozwiązały problemu, gdyż sądownictwo jest bezduszne, dyspozycyjne wobec władzy samorządowej, zachowuje się jak Policja Polityczna wypełniająca każdą wolę tej władzy samorządowej i Policji Państwowej.

Na ostatnim przesłuchaniu na Komisariacie Policji w Zatorze w 2008 r. – funkcjonariusz Policji oświadczył mi, że (cytat): „zadarłem z koniem, który teraz mnie kopie.” (koniec cytatu).

Władza samorządowa na czele z ówczesnym burmistrzem Jerzym Strzelcem zaczęła wymyślać różne szykany, mające na celu utrudnianie prowadzonej przeze mnie do tej pory nieuciążliwej działalności gospodarczej. Nie musiałem długo czekać, aby przekonać się, że władza ma długie ręce i potrafi zaprzęgnąć do swojej dyspozycji podległe sobie służby.

Zaczął się swoisty mobbing gospodarczo-polityczny na mojej osobie i całej rodzinie – jako że reprezentantami tejże władzy samorządowej są politycy z nadania lokalnych partii politycznych – a ja nie byłem specjalnie politycznie zaangażowany.

Wprawdzie napastnicy w policyjnych mundurach byli funkcjonariuszami Policji Państwowej – nie zmienia to faktu, że wszyscy oni wywodzili się z szeregów dawnej komunistycznej Milicji Obywatelskiej, jak i sam ówczesny komendant Edward Kurzak – jednak na tamte czasy znaleźli ochronę u nowej prawicowej władzy. Przypominam, że premierem był wówczas Jan Krzysztof Bielecki, a Prezydentem Lech Wałęsa. Obecnie komendantem, Policji w Zatorze jest były funkcjonariusz dawnej komunistycznej Służby Bezpieczeństwa – Grzegorz Środa.
Zemsta zaczęła za to dosięgać mnie i moją rodzinę poprzez wspomniany powyżej mobbing gspodarczo-polityczny oraz cyklicznie wydawane coraz częściej szykańcze decyzje administracyjne.

Na pierwszy ogień poszły budynki mojej firmy i inne obiekty gospodarcze. Niektóre z tych obiektów nie zdążyłem wykończyć z powodu tych fałszywych decyzji administracyjnych – z których wiele zostało unieważnionych przez ówczesny Naczelny Sąd Administracyjny. Ale spokoju nie mam już wraz z rodziną do dnia dzisiejszego.

I. Pierwszym pomysłem na utrudnienie mi działalności gospodarczej była decyzja Burmistrza Zatora o „nakazie” zaprzestawania rzekomego wykorzystywania Wytwórni Wód Gazowanych na Hurtownię. Ten zarzut był chybiony – gdyż moje skargi do wyższych instancji wykazały bezzasadność tych decyzji. A więc był to już pierwszy dowód na zaistnienie faktycznego mobbingu gospodarczo-politycznego na mojej osobie.

Ponieważ w międzyczasie wybudowałem w 1994 r. zgodnie z wymaganymi zezwoleniami Magazyn pomocniczy dla swojej działalności gospodarczej – władza samorządowa wobec doznanego fiaska w NSA – skupiła swoją uwagę na tym obiekcie.

Znowu wydała „decyzję” na ten obiekt, iż rzekomo zmieniłem sposób użytkowania tego obiektu. Magazyn - zdaniem tej władzy mógł być zapełniony jedynie opakowaniami pustymi, a że w tychże opakowaniach był towar – byłem nie w porządku wobec prawa.

Jej zdaniem zmieniłem rzekomo „magazyn” na „hurtownię” - a nie miało to nic do rzeczy, czy sprzedaż jest hurtowa, czy detaliczna. Ale jak widać - nowa władza lubiła czepiać się konkretnych detali w nazewnictwie – co i tak zakrawało na kpiny i arogancję w jej wydaniu jak za dawnego PRL-u. Nawet wyższa instancja poszła tej władzy na rękę, mimo iż absurdalność tej decyzji była nad wyraz oczywista. Ale obroty mojej firmy zaczęły spadać, coraz trudniej było mi wywiązywać się z zobowiązań podatkowych, coraz trudniej było wypłacać wynagrodzenia, coraz bardziej odczuwało się wzrastające koszty pracy.

W piśmie procesowym z dnia 20 grudnia 2007 r. pisałem do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie (cytat):

„Sprawa powyższa wynikła nie ze złej woli skarżącego, lecz złośliwej decyzji Burmistrza Miasta Zator z dnia 14 maja 1997 r. znak: PV-7355/1/97 utrzymaną w mocy decyzją Wojewody bielskiego z dnia 15 lipca 1997 r. znak: GPB-II-505/7356/49/97 wobec której NSA w Warszawie Ośrodek Zamiejscowy w Katowicach wyrokiem z dnia 6 października 1999 r. oddalił skargę skarżącego w przedmiocie zaprzestania wykorzystywania magazynu pomocniczego wytwórni wód gazowanych jako wytwórni z artykułami spożywczymi oraz piwem, przywrócenia sposobu użytkowania obiektu pomocniczego na opakowania wytwórni wód gazowanych do zgodnego z wydanym pozwoleniem na budowę.

Skarżący przedstawia, co następuje:

• Z powyższymi decyzjami administracyjnymi nie sposób było się zgodzić, gdyż kłóciły się one nie tylko ze zdrowym rozsądkiem, ale nawet z zasadami współżycia społecznego jak również z tym, że decyzje te od początku naruszały porządek prawny w ten sposób, że wydawane decyzje administracyjne w pierwszej instancji – tj. przez Burmistrza Miasta Zator opierały się na nowym prawie budowlanym, które weszło w życie w 1995 roku, zaś samo pozwolenie na budowę magazynu pomocniczego z 1991 r. oparte było de facto na starym prawie budowlanym uwzględniającym ówczesny Plan Zagospodarowania Przestrzennego Miasta i Gminy Zator.

• Zarówno Decyzja Burmistrza Miasta Zator z dnia 14 maja 1997 r. znak PV-7355/1/97 jak i Decyzja Wojewody bielskiego dnia 15 lipca 1997 r. znak: GPB-II-505/7356/49/97 są z mocy samego prawa nieważne, gdyż:
• Zastępca Burmistrza Miasta Zator nie miał uprawnień do wydawania i podpisywania decyzji administracyjnych – co wykażę w dalszej części niniejszego pisma procesowego – a więc jest nieważna w świetle prawa od samego początku;

• Wojewoda bielski nie miał uprawnień do zatwierdzania Decyzji pierwszej instancji – skoro była ona z mocy samego prawa również nieważna od samego początku.

W niniejszej sprawie analiza wydanego wcześniej Wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego Ośrodek Zamiejscowy w Katowicach z dnia 6 października 1999 r. sygn. Akt II SA/Ka 1264/97 – na który powołuje się Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Krakowie - oraz utrzymanych w mocy decyzji administracyjnych pozwala na stwierdzenie, że nie podjęcie przez ten Sąd zagadnień prawnych istotnych na tyle, że skutkować mogą nieważnością wydawanych decyzji sprawia, że wyrokiem takim i wyrażoną w nich oceną prawną, nie może być związany organ i sąd przy ponownym rozpatrywaniu sprawy.

Stosowanie w takim przypadku art. 99 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. (przepisy wprowadzające ustawę – Prawo o ustroju sądów administracyjnych i ustawę – Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi: Dz. U. Nr 153, poz. 1271 z późn. zm.) prowadziłoby do uniemożliwienia badania merytorycznych przesłanek stwierdzenia nieważności decyzji, a w efekcie skutecznego zablokowania korzystania przez stronę skarżącą z tego nadzwyczajnego środka przewidzianego prawem. Nie można przypuszczać nawet, że intencją ustawodawcy była taka szeroka interpretacja przepisu art. 99 cyt. Ustawy.

Wniosek taki jest tym bardziej uzasadniony, że naruszenie prawa przez zastępcę Burmistrza Miasta Zator było niewątpliwie rażące, o czym świadczą opisane poniżej uchybienia organu administracji i sądu, dające podstawę do stwierdzenia nieważności decyzji.

I tak należy przypomnieć, że żądanie stwierdzenia nieważności decyzji - skarżący opiera na zarzucie naruszenia przy jej wydaniu przepisów o właściwości rzeczowej, nadto zaś art. 103 ust. 2 Prawa Budowlanego poprzez orzekanie na podstawie normy, która w sprawie nie znajdowała zastosowania.

Żadna ze wskazanych okoliczności nie stała się tymczasem przedmiotem odrębnej oceny w wyroku NSA z dnia 6 października 1999 r.

Organ administracji nie był zatem ograniczony w możliwości merytorycznej analizy zarzutów podniesionych w skardze strony skarżącej i winien był przystąpić do powtórnej oceny zakwestionowanych decyzji zarówno Burmistrza Miasta Zator jak i Wojewody Bielskiego, celem potwierdzenia lub wykluczenia jej wadliwości.

Biorąc natomiast pod uwagę charakter podniesionych uchybień przedmiotowego aktu, należy stwierdzić, że w sprawie wystąpiły przesłanki opisane w art. 156 § 1 pkt 1 i 2 Kpa. To zaś przemawiało za uchyleniem pierwotnej decyzji Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego i orzeczeniem co do istoty sprawy poprzez uwzględnienie wniosku strony.

Przede wszystkim zaznaczyć trzeba, że kwestionowana decyzja Wojewody Bielskiego zapadła z rażącym naruszeniem prawa, a mianowicie art. 138 § 1 pkt 1 Kpa poprzez utrzymanie w mocy zaskarżonej decyzji organu pierwszej instancji, pomimo jej wydania z naruszeniem przepisów o właściwości.

Jakkolwiek ustawa nie definiuje wprost, jak pojmować przesłankę, o której mowa w art. 156 § 1 pkt 1 Kpa, w judykaturze i nauce prawa ugruntował się już określony sposób jej rozumienia. Zwykło się mianowicie przyjmować, że przepisy o właściwości mają charakter bezwzględnie wiążący, organ zatem musi z urzędu przestrzegać swej właściwości. Wszelkie uchybienia w tym względzie stanowią wadę postępowania, uzasadniającą stwierdzenie nieważności dotkniętego nimi rozstrzygnięcia, zaś w przypadku jej ujawnienia w postępowaniu odwoławczym – uchylenie aktu.

Przesłanka, o której mowa, odnosi się do wszystkich rodzajów niewłaściwości, a mianowicie rzeczowej, miejscowej oraz instancyjnej (vide: J. Borkowski, Kodeks postępowania administracyjnego, Komentarz, Warszawa 1985, str. 235; M. Szubiakowski w: M. Wierzbowski (red), Postępowanie administracyjne – ogólne, podatkowe i egzekucyjne, Warszawa 2002, str. 217).

Odnosząc powyższe uwagi do okoliczności niniejszej sprawy należy stwierdzić, że z-ca Burmistrza Miasta Zator nie był organem rzeczowo właściwym do wydania decyzji z dnia 14 maja 1997 r. Podkreślić trzeba przede wszystkim, iż organ taki nie funkcjonował w dacie rozstrzygnięcia i nadal nie funkcjonuje w strukturze organów administracji publicznej. Wprawdzie można przyjąć, że mgr inż. Andrzej Wiktor działał w sprawie za Burmistrza Miasta Zator, jednakże brak ku temu uzasadnionych podstaw, skoro w decyzji nie powołał się on na upoważnienie udzielone mu przez piastuna tegoż organu (vide: J. Jendrośka w: J. Borkowski, op. Cit., s. 194).

Nawet jednakże wniosek, że decyzja wydana została przez Burmistrza - nie prowadziłby do odmiennej oceny zachowania przepisów o właściwości rzeczowej. Otóż zauważyć należy, iż wedle obowiązującego w dacie orzekania art. 84 ust. 1 Pr. Bud. organem właściwym w sprawie był kierownik Urzędu Rejonowego.

Ustawa w ówczesnym brzmieniu nie stwarzała natomiast podstawy subdelegacji przewidzianych nią uprawnień władczych na inne organy. Możliwość taką przyznano dopiero staroście ustawą z dnia 24 lipca 1998 r. o zmianie niektórych ustaw określających kompetencje organów administracji publicznej – w związku z reformą ustrojową państwa (Dz. U. Nr 106, poz. 668 z późn. zm.), która wprowadziła art. 82 a Prawa Budowlanego.

W świetle powyższego oczywiste wydaje się, że decyzja opatrzona podpisem z-cy Burmistrza Zatora dotknięta jest wadą określoną w art. 156 § 1 pkt 1 Kpa, co winno skutkować jej uchyleniem przez organ odwoławczy, którym był w sprawie Wojewoda bielski. Utrzymanie w mocy kwestionowanej decyzji jawi się w tej sytuacji jako naruszenie art. 138 § 1 pkt 1 Kpa w stopniu, o którym mowa w art. 156 § 1 pkt 2 Kpa. Nie sposób również zgodzić się z przywołaną przez organy obu instancji materialno-prawną podstawą rozstrzygnięcia. W ocenie skarżącego brak było bowiem w sprawie przesłanek orzekania w oparciu o art. 71 ust. 3 ustawy z dnia 7 lipca 1994 r. Prawo Budowlane (dalej jako: Pr. Bud.).

Otóż zauważyć należy, że ustawa, o której mowa, weszła w życie z dniem 1 stycznia 1995 r. zastępując przepisy obowiązującej wówczas ustawy z dnia 24 października 1974 r. Prawo Budowlane (Dz. U. Nr 38, poz. 229 z późn. zm.) / dalej jako: d. Pr. Bud./. Celem rozgraniczenia w czasie zasięgów zastosowania dawnych i nowych przepisów – ustawodawca zdecydował się wprowadzić normę intertemporalną.

Zgodnie z art. 103 ust. 1 Pr. Bud. do spraw wszczętych przed dniem wejścia w życie ustawy, a nie zakończonych decyzją ostateczną – stosuje się przepisy ustawy, z tym wszakże zastrzeżeniem, że przepis art. 48 nie stosuje się do obiektów, których budowa została zakończona przed dniem wejścia w życie ustawy lub w stosunku do których przed tym dniem zostało wszczęte postępowanie administracyjne. Do takich obiektów stosuje się przepisy dotychczasowe.

Względy natury systemowej oraz funkcjonalnej sprawiły, że norma art. 103 ust. 2 Pr. Bud. znajduje szersze zastosowanie aniżeli mogłoby to wynikać z jej dosłownego brzmienia. Zwykło się bowiem przyjmować, że zastosowanie nowego bądź dotychczasowego reżimu prawnego do skutków samowoli budowlanej uzależnione jest od rzeczywistej daty zakończenia budowy (vide: E. Mzyk, Orzecznictwo sądowo-administracyjne w sprawach budowlanych, RPEiS 1998, z. 1, s. 13), Pogląd taki przyjął się również w orzecznictwie sądowo-administracyjnym.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na inny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 9 marca 1998 r. (IV SA 840/96, LEX nr 43293). Zapadł on na kanwie stanu faktycznego niemalże identycznego do analizowanego w niniejszej sprawie:

I tak, inwestor w oparciu o pozwolenie na budowę z 1991 r. wzniósł budynek magazynowy. Jednakże w trakcie wizji lokalnej odbytej w 1994 r. stwierdzono, że w obiekcie uruchomiono produkcję guzików z tworzyw sztucznych. Inwestora wezwano do przedłożenia dokumentów niezbędnych do rozpatrzenia wniosku o zmianę przeznaczenia budynku, czego ten jednak nie uczynił.

W związku z powyższym w oparciu o art. 71 ust. 3 Pr. Bud. wydana została decyzja nakazująca zaniechania użytkowania budynku magazynowego na cele warsztatowe, którą – pomimo zaskarżenia przez stronę – Wojewoda utrzymał w mocy.
Rozpoznając skargę inwestora na decyzję Wojewody – NSA powziął wątpliwości co do słuszności przyjętej przez organ podstawy prawnej rozstrzygnięcia, w związku z czym poddał ją pogłębionej analizie. W rezultacie doszedł do wniosku, że do likwidacji samowoli budowlanej, polegającej na zmianie sposobu użytkowania obiektu budowlanego bez uzyskania stosownej decyzji administracyjnej – znajdują zastosowanie przepisy obowiązujące w dacie samowoli – w tym wypadku przepisy ustawy z 1974 r. Wniosek taki został wywiedziony z art. 103 ust. 2 Prawa Budowlanego. Zaskarżoną decyzję Wojewody uznał przeto Sąd za dotkniętą wadą z art. 156 § 1 pkt 2 Kpa.

Odnosząc powyższe uwagi do okoliczności niniejszej sprawy stwierdzić należy, że również i tutaj organy obu instancji oparły rozstrzygnięcie na niewłaściwej podstawie prawnej, a mianowicie artykule 71 ust. 3 Pr. Bud.

Jak wynika wprost z uzasadnienia decyzji Burmistrza Miasta Zator z dnia 14 maja 1997 r. (vide: str. 2) domniemana samowola budowlana, będąca przyczyną wszczęcia postępowania z udziałem inwestora, wiązana jest ze zdarzeniem mającym miejsce w miesiącu styczniu 1994 r. W okresie tym obowiązywały jeszcze przepisy dawnej ustawy, co zresztą znalazło swój wyraz w przytaczanej przez organy podstawie prawnej żądania dostarczenia dokumentacji uzupełniającej.

W tej sytuacji, biorąc pod uwagę przytoczoną powyżej i przyjętą w orzecznictwie sądowo-administracyjnym wykładnię art. 103 § 2 Pr. Bud. - należy stwierdzić, iż o obowiązkach strony orzekać należało na podstawie przepisów z 1974 r.
Jakkolwiek ustawa nie definiuje co rozumieć pod pojęciem rażącego naruszenia prawa, zwykło przyjmować się, że chodzi tu o przypadki sprzeczności ewidentnej, oczywistej (vide: M. Szubiakowski, op. Cit. s. 218). Z sytuacją tego rodzaju mamy do czynienia w niniejszej sprawie, albowiem organy administracji publicznej bezspornie naruszyły prawo materialne, wydając decyzje na podstawie przepisu, który w sprawie nie znajdował zastosowania, co wynikało wprost z normy intertemporalnej.

Warto dodatkowo podkreślić, że taki sam błąd został zakwalifikowany jako przesłanka z art. 156 § 1 pkt 2 Kpa w przywołanym powyżej wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Nie sposób jednakże nie odnieść się również do wpływu zaistniałego uchybienia na merytoryczną treść rozstrzygnięcia. Otóż podkreślić trzeba, że art. 45 ust. 1 dawnego Prawa Budowlanego w sposób zdecydowanie bardziej liberalny aniżeli obecna ustawa definiował zmianę sposobu użytkowania obiektu budowlanego. Inaczej kształtowało się również zagadnienie legalizacji ewentualnej samowoli budowlanej. Nie sposób zatem wykluczyć, że analiza stanu faktycznego pod kątem dawnych uregulowań doprowadziłaby do wniosków odmiennych od tych, jakie stały się udziałem organów orzekających w sprawie.

Bez względu jednak na wnioski w kwestii obowiązującego stanu prawnego, zasadnicze wątpliwości skarżącego budzi również faktyczna podstawa rozstrzygnięcia w sprawie. Przesłanka zmiany sposobu użytkowania została bowiem ustalona w oparciu li tylko o skargi i protesty mieszkańców okolicznych posesji (i tak nie wszystkich) bez choćby próby weryfikacji ich w oparciu o zgromadzony przez organ materiał dowodowy.

Nie zbadano w szczególności, czy przeznaczenie obiektu pod hurtownię rzeczywiście doprowadziło do zwiększenia lub zmiany układu obciążeń w stosunku do tego, który występowałby w razie zgodności inwestycji z literalną treścią pozwolenia na budowę.

Nie jest to natomiast bynajmniej oczywiste, jeśli zważyć, że również i wówczas budynek byłby wykorzystywany do celów komercyjnych, co i tak pociągałoby za sobą wzmożony ruch samochodowy na drodze dojazdowej i – siłą rzeczy – takie same utrudnienia dla mieszkańców okolicznych nieruchomości. Działanie takie rażąco narusza art. 77 § 1 Kpa, co dodatkowo świadczy o istnieniu w przypadku decyzji wady z art. 156 § 1 pkt 2 Kpa.

Mając powyższe na uwadze należy stwierdzić, że wniesienie skargi stało się konieczne i zasadne, a jej żądanie w pełni uzasadnione”. (Koniec cytatu).

II. Następnym pomysłem władzy samorządowej Zatora na utrudnienie prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej było postawienie znaku drogowego B-18 przy wjeździe w ulicę Żwirki i Wigury prowadzącej bezpośrednio do siedziby mojej firmy będącej zarazem moją posesją:

W 1992 r. nakazem administracyjnym Burmistrz miasta Zator postawił znak drogowy B-18 mający utrudniać wjazdy samochodów ciężarowych dowożących i odwożących towar do mojej hurtowni. Dziwnym trafem ten znak okazał się być konieczny od roku 1992, zaś w przeszłości nikt o takim znaku nawet by nie pomyślał. Było to jawne nadużycie władzy, zarówno ze strony Burmistrza, jak i komendanta Policji – którzy nadal mścili się za ten epizod sprzed kilku zaledwie miesięcy zgłoszenia przeze mnie na Policji napadu na moją córkę i próby gwałtu ze strony funkcjonariuszy Policji.

Władza „pokazała swoje pazury”: moja walka z wykazaniem bezprawia ze strony Burmistrza była daremna: zaczęło się cykliczne nakładanie mandatów za wjazdy do własnej posesji, byleby utrudnić mi nie tylko działalność gospodarczą, ale nawet codzienne życie.

Przedstawiam fragmenty niektórych pism interwencyjnych pisanych do najwyższych władz w Państwie – ale skutek był i jest taki, jakby człowiek rzucał grochem o ścianę lub jakby chłop gadał do obrazu, a obraz ani razu, a ja był zakładnikiem we własnym kraju na własnej działce.

W piśmie z dnia 9 lutego 2009 r. pisałem do Trybunału Konstytucyjnego (cytat):

„Gmina stawiając sporny znak drogowy B-18 - rzekomo spełniła ustawowy (art. 4 Ustawy o drogach) obowiązek podejmowania działań mających na celu niedopuszczenie do przedwczesnego zniszczenia drogi oraz pogorszenia warunków bezpieczeństwa ruchu, gdyż jest odwrotnie:

• Gmina dopuściła się poprzez swoją nieodpowiedzialną politykę gospodarczą do faktycznej degradacji tej drogi i nie zważała na gotowość powodów do partycypowania w kosztach utrzymania i konserwacji tej drogi, a wręcz wzgardziła sumą 20.000,00 złotych i odesłała ją z powrotem na konto powodów;
• Błędna konstatacja i wywód sądowy – jakoby wykazany został brak bezprawności działania Gminy Zator w odniesieniu do ustawienia spornego znaku – co zostało wcześniej przedstawione w punkcie 2;

• Bezduszność Sądu I instancji w orzeczeniu, iż jakkolwiek ustawienie znaku drogowego B-18 w istocie wcale nie ogranicza powodów w dostępie do ich nieruchomości – to wpływa jedynie negatywnie na prowadzoną przez powoda działalność gospodarczą :

• Sąd przez swoją autorytatywną bezduszność nie zważa wcale na to, że powód Tadeusz Piela prowadzący skrępowaną przez ten znak legalną zatwierdzoną przez Urząd Gminy działalność gospodarczą – musi płacić należne podatki do Skarbu Państwa;

• Sąd przez swoją autorytatywną bezduszność nie zważa wcale również na to, że ściągalność podatków przez Urząd Skarbowy jest bezwzględna i powód musi temu obowiązkowi podołać;

• Sąd przez swoją autorytatywną bezduszność nie zważa wcale również na to, że powód prowadzący skrępowaną przez ten znak legalną zatwierdzoną przez Urząd Gminy działalność gospodarczą – musi odprowadzać należne składki do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za ubezpieczenie swoje i swoich pracowników;
• Sąd przez swoją autorytatywną bezduszność nie zważa wcale również na to, że powód jest bezprawnie karany grzywnami przez ten sam Sąd Oświęcimski za rzekome imputowane bezprawne wjazdy do swojej nieruchomości będącej siedzibą Zakładu Wielobranżowego ; to mogłoby świadczyć, iż niektórzy sędziowie są dyspozycyjni wobec administracji państwowej;

• Sąd uznaje, że faktycznie Urząd Miejski w Zatorze dopuścił się naruszenia prawa nawet w kwestii postawienia znaku drogowego B-18 – ale nie chce wydać wyroku na korzyść powodów, mimo, iż przeczy to logice poprawnego rozumowania nie tylko osób dorosłych, gdyż w tym przypadku prawo jest nagminnie łamane co najmniej dwukrotnie:

a) dojazd do posesji musi być zagwarantowany w każdym przypadku niezależnie od stanu drogi i jej nawierzchni oraz nie mogą tego regulować żadne przepisy wbrew zdrowej logice – nawet jeżeli droga ma nawierzchnię jedynie gruntową i trawiastą;

b) dojazd musi być zagwarantowany niezależnie od rodzaju pojazdu zgodnie z potrzebami wynikającymi w każdej sytuacji - tym bardziej w przypadku prowadzonej działalności gospodarczej;

• Bezduszność Sądu I instancji w orzeczeniu, iż można jedynie przypuszczać, że gdyby powód nie prowadził na swojej nieruchomości działalności gospodarczej, to nie istniałby problem dojazdu powodów do tej nieruchomości:

• jak można było wysnuć tak fałszywy wywód, skoro powód posiada wszelkie zezwolenia, pozwolenia i uzgodnienia wymagane prawem na legalną działalność gospodarczą ?

• To oznaczać może - według rozumowania Sądu, że jedynie obywatel nie prowadzący żadnej działalności gospodarczej nie będzie dyskryminowany ?

• Czy Sąd nie rozumie, że jest to jedyna droga dojazdowa i nie można ustanowić innej ?

• Czy w związku z tym ma się ze swoją działalnością gospodarczą wynieść na Księżyc ?

• Czy wszyscy polscy obywatele prowadzący legalną działalność gospodarczą mają takie problemy ?
• Błędna konstatacja i fałszywy wywód sądowy – że prawo prowadzenia takiej działalności gospodarczej, tak jak prawo własności, nie ma charakteru bezwzględnego i również doznaje ograniczeń:

• takiego ograniczenia nie stosował nawet okupant hitlerowski w stosunku do polskich przedsiębiorców w latach II Wojny Światowej – rozumiejąc, że ograniczenie to zaszkodzi interesom niemieckiej gospodarki i jej machiny wojennej;

• takiego ograniczenia nie doznają obywatele państw demokratycznych;
• prawo do nieskrępowanej działalności gospodarczej jest szanowane być może nawet w komunistycznych Chinach – gdzie gospodarka nastawiona na produkcję światową coraz bardziej przestawia się na gospodarkę wolnorynkową wbrew ideologii marksistowsko-leninowskiej;
• ale to prawo do nieskrępowanej działalności gospodarczej – podobnie jak w naszym przypadku - na pewno nie jest szanowane w komunistycznej Korei Północnej i na Kubie, a przynajmniej nie dziwiłoby to nas wcale;

• Najbardziej błędna konstatacja i najbardziej fałszywy wywód zawarty został przez Sąd I instancji na stronie 7 wyroku sądowego (cytat):

• „Ograniczenie powoda w prowadzeniu tej działalności poprzez ustawienie przedmiotowego znaku drogowego było uzasadnione”. (koniec cytatu).

Sąd I instancji nie przedstawił - o jaki to interes publiczny chodziło – chyba że było nim wybitnie szkodzenie prowadzonej przez powoda działalności gospodarczej. Interesem publicznym na pewno byłoby wspomaganie tej działalności gospodarczej, dającej podatki do budżetu państwa, dającej pracę i utrzymanie miejscowym mieszkańcom. Interesem publicznym jest zasilanie przez powoda Skarbu Państwa finansami wypracowanymi przez jego działalność gospodarczą – tymczasem Sąd I instancji nakazał temu polskiemu Skarbowi Państwa przymusowo pobrać od powodów sumę 1.519,26 złotych za opracowanie Opinii na zamówienie Urzędu - aby usprawiedliwione zostało ich niecne i bezprawne działanie na szkodę Państwa Polskiego i jego podatników.
• Nie uznanie przez Sąd I instancji innego ważnego czynnika w tej sprawie – że w przypadku braku dojazdu do nieruchomości – ustanowiona musi być droga konieczna dla transportu ciężkiego – tym bardziej, że wszelkie pozwolenia podparte stosownymi wymaganymi przez Gminę uzgodnieniami (nim te obiekty powstały) zostały wcześniej bez żadnych zastrzeżeń i ograniczeń wydane w całkowitej zgodności z ówczesnym prawem - a działka powodów znajdowała się de facto na terenie przemysłowym (dawniej był to teren betoniarni pana Tadeusza Piórka w okresie powojennym) i jest do teraz uznawana jako działka przemysłowa.

Posiedzenie niejawne jakie odbyło się pod sygn. akt II Ca 1028/08, II Cz 1217/08 w dniu 29 stycznia 2009 r. nie wzięło pod uwagę wszystkich naszych argumentów i aspektów zaistniałych w sprawie, a przedstawianych na procesie sądowym, który nie został przeprowadzony zgodnie z procedurą prawną, gdyż trzy krótkie rozprawy nie wyczerpały meritum sprawy, bo nieustannie przedstawiane było stanowisko radcy prawnego Urzędu Miejskiego „o odrzucenie naszego pozwu” i że zdaniem Sądu - „możemy przegrać proces”. Było nam to komunikowane na pierwszej rozprawie i faktycznie tak Sąd Rejonowy w Oświęcimu uczynił.

Sąd ten nawet autorytatywnie oświadczył nam, że nie jesteśmy całkowicie pozbawieni dojazdu do Zakładu Wielobranżowego , bo mogą do niego dojechać pojazdy poniżej 3,5 tony, a podatki od naszej działalności gospodarczej Urząd Miejski wraz z Burmistrzem najchętniej przyjmowaliby jak najwyższe – czyli od produkcji i przerobu wypracowanego samochodami powyżej 3,5 tony. Nie da się prowadzić działalności gospodarczej bez zaangażowania pojazdów o masie powyżej 3,5 tony – co jest oczywiste i uznawane w całym cywilizowanym świecie.

A przecież ten „cywilizowany świat” w postaci dawnego komunistycznego urzędu administracyjnego (samorządowego) w Zatorze przyznał nam legalnie w 1985 roku wszelkie zezwolenia podparte wcześniejszymi uzgodnieniami na otwarcie i prowadzenie nieskrępowanej działalności gospodarczej wraz z koniecznym do tego ciężkim transportem – tj. nie było żadnej klauzuli ograniczającej tę działalność przez transport ciężki.

W tym miejscu wykazujemy wyraziście i niezbicie, że na naszych osobach dokonywana jest w sposób jawny dyskryminacja pod względem prawnym według Ustawy Zasadniczej – gdyż w stosunku innych mieszkańców naszej ulicy nie stosuje się tego znaku, tj. uwalnia się ich od odpowiedzialności za naruszanie znaku drogowego B-18 – co świadczy z kolei o nierównym traktowaniu obywateli według cytowanej Ustawy Zasadniczej.

Znak drogowy B-18 został de facto wymierzony i wycelowany w naszą własność – tj. w celowe ograniczenie dojazdu do naszej posesji (nieruchomości – stanowiącej naszą własność) a ochrona własności jest zagwarantowana konstytucyjnie, zaś ograniczenie takie było i jest bezprawne choćby z tego względu że nie może być takiego ograniczenia dojazdu dla żadnego mieszkańca ulicy (dla obcych pojazdów powyżej 3,5 tony – tak, ale dla kooperantów firmy - nie) bez względu na to, czy ma to być dojazd do prowadzonej działalności gospodarczej czy do prywatnej nieruchomości.

Takiego rozgraniczenia, czy wręcz ograniczenia ustawowego nie ma nawet w Ustawie Zasadniczej. Jest to zatem typowa i jawna dyskryminacja naszych osób wraz z ograniczeniem i pogwałceniem naszych praw obywatelskich: w tym przypadku w przedmiocie prowadzenia swobodnej i nieskrępowanej działalności gospodarczej.
Bo w praktyce lokalnego Posterunku Policji w Zatorze wygląda to tak, że pojazdy powyżej 3,5 tony będące własnością podmiotu gospodarczego jakim jest - na przykład - Zakład Oczyszczania Miasta mogą swobodnie wjechać i bez żadnych ograniczeń nie przestrzegać znaku drogowego B-18 wraz z innymi pozostałymi mieszkańcami ul. Żwirki i Wigury, ale egzekwuje się go tylko i wyłącznie wobec nas – w stosunku do naszych osób i kontrahentów, jak i kooperantów związanych z naszą działalnością gospodarczą.

Czy jakikolwiek Sąd na świecie wykaże rozbieżność i różnicę pomiędzy typową działalnością gospodarczą wielobranżową, a działalnością gospodarczą oczyszczania miasta ?
Wygląda to właśnie w ten sposób – że wszystkie służby państwowe (Straż Pożarna, wszystkie służby ratunkowe, służby gospodarcze) wjeżdżają bez ograniczeń w naszą ulicę nie niepokojone i nie ścigane przez policjantów, ale gdy tylko wjeżdża pojazd naszej firmy lub naszego kontrahenta (kooperanta) - na baczność staje cały lokalny posterunek Policji i zaczyna nas ścigać, karać mandatami jak groźnych przestępców we własnym kraju i to na własnej posesji mieszkalno-gospodarczej.

A przecież policjanci mają pensje z naszych podatków – z czego wynikałoby, że nawet nie mają tej podstawowej świadomości, że dzięki moim podatkom utrzymują swoje rodziny, a więc ścigając mnie mandatami - tym samym podcinają gałąź na której siedzą.

Tak samo wymiar sprawiedliwości rozpatrujący bezdusznie moje słuszne skargi na przedstawiane przypadki dyskryminacji (straty wielomilionowe) też nie zważa na to, że budżet państwowy tworzony każdego roku przez Ministerstwo Finansów i zatwierdzany przez Sejm gwarantuje mu pensje z moich między innymi podatków.

Jeszcze raz wypada mi podkreślić z naciskiem, że otrzymując w roku 1985 Zezwolenie na legalną działalność gospodarczą bez żadnych ograniczeń do teraz – postawienie przedmiotowego znaku drogowego B-18 było nie tyle bezzasadne, co bezprawne. Może on dotyczyć każdego – ale nie prowadzonej przez nas legalnej działalności gospodarczej – co niedawno zostało nawet zagwarantowane specjalnym Dekretem Prezydenckim o nieskrępowanej działalności gospodarczej.

Uznaję, że ograniczenia wynikające z postawienia znaku drogowego B-18 mogą dotyczyć obcych użytkowników pojazdów powyżej 3,5 tony nie związanych z mieszkańcami ul. Żwirki i Wigury – ale w tym miejscu wykazuję bezsens postawienia tego znaku B-18, bo nie zamierzony i przypadkowy wjazd błądzącej ciężarówki i tak eliminuje skutecznie znak D-4a (ślepa ulica).

Sąd Rejonowy w Oświęcimiu - jaki i Sąd Okręgowy w Krakowie nie zajął żadnego stanowiska w tej sprawie w trakcie procesu, nie skomentował ani jednym zdaniem wątpliwej Opinii, ani moich pism procesowych, a jedynie dopuszczany był do głosu radca prawny Grzegorz Chycki ze swoim monotonnym żądaniem odrzucenia pozwu z uporczywym przedstawianiem swojej wizji Miasta Zatora autorstwa urzędników zatorskich - mieszając zza swojego biurka w Katowicach sprawy administracyjne z cywilnymi tyczącymi się miasteczka odległego od Śląska raptem o 50 km.

Ten radca prawny do końca będzie udawał, że nie przyjmuje do wiadomości faktu rażącego naruszenia prawa przez Urząd Miejski w Zatorze na czele z Burmistrzem w przedmiocie wydania decyzji PV-7355/1/97 z dnia 14 maja 1997 r., którą bezprawnie zaakceptował Wojewoda Bielski i Naczelny Sąd Administracyjny, i podpiera się jedyną bezzasadną argumentacją, że upłynęło od tego czasu 10 lat, a to nie oznacza wcale uprawomocnienia, bo stale od początku nie zgadzam się z tym, stale ją zaskarżam i ciągle ta sprawa jest na etapie rozpatrywania.

Po nagłośnieniu medialnym kilka lat wstecz działalności Naczelnego Sądu Administracyjnego – kilku sędziów NSA zostało odwołanych za korupcję. Pan radca prawny – którym wysługuje się Urząd Miejski w Zatorze z Burmistrzem na czele – również w tej kwestii udaje, że nic o tym nie wie. (Koniec cytatu).

Bezprawność postawienia znaku drogowego B-18 została już dawno udowodniona, gdyż został opracowany certyfikat przez Polski Związek Motorowy, który zaprzecza postawieniu tego znaku.
Znak ten od początku jest postawiony niezgodnie z instrukcjami o znakach drogowych, a mianowicie:

Na drodze głównej Oświęcim – Wadowice nie ma do tej pory (od 1992 r.) żadnego znaku informacyjnego o ograniczeniu tonażu do 3 ton. Egzekwuje się za to wyłącznie ode mnie i moich kontrahentów mandaty za wjazdy ciężarówkami do mojej firmy istniejącej w miejscu zamieszkania. Mojego syna Rafała Pielę jako zatrudnionego w charakterze kierowcy w rodzinnej firmie – zamknięto do aresztu za wykonywanie uczciwej pracy.

Zabrano mu prawo jazdy w ramach szykan, naliczano punkty karne – zaś Policja zainteresowana była przede wszystkim okupem, bo przecież nie można było tego uznać za grzywnę.

Podobnie jak w przypadku porwanego Olewnika (mojego syna porwano bezprawnie do aresztu) musiałem zapłacić okup (grzywnę) za wypuszczenie go na wolność – a jego przewinieniem było, że świadcząc uczciwą pracę wjechał do firmy samochodem powyżej 3,5 t.

III. Kolejną szykaną mającą na celu utrudnienie prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej było przewlekanie do tej pory wybudowania wreszcie drogi utwardzonej, która nie istnieje z powodu przygrodzeń poboczy. Pomimo zadeklarowanej przeze mnie partycypacji w kosztach tej inwestycji – władza samorządowa wspaniałomyślnie odrzuciła tę ofertę i ten stan rzeczy istnieje do dnia dzisiejszego.

W piśmie procesowym do Sądu Okręgowego w Krakowie z dnia 18 lutego 2008 r. - pisałem (cytat) :

1. Błędna konstatacja i wywód sądowy oparty na Opinii biegłej sądowej – że światło drogi jest zawężone i droga powinna mieć usytuowane mijanki oraz że odległość między nimi powinna zapewniać ich wzajemną widoczność. Biegła ani słowem nie wspomina, że zawężenie światła drogi nastąpiło na skutek samowolnego i bezprawnego przygrodzenia gruntu przez mieszkańców tej ulicy kosztem drogi i nie znalazło to nigdy odpowiedniego epilogu w Sądzie – pomimo naszych wniosków o dokonanie stosownego rozgraniczenia i nakazanie przywrócenia światła drogi do pierwotnego stanu. Winą za ten stan rzeczy znowu usiłuje się obarczać powodów, tak jakby to oni poczynili te przygrodzenia;

2. Uznanie przez Sąd I instancji – że Opinia biegłej nawet błędnie zatytułowana – jest miarodajna i rzetelna. Biegła nie podparła swoich ustaleń żadnym stosownym dokumentem, powołując się jedynie ustawicznie na ustawę Prawo o ruchu drogowym – która zaprzecza tej Opinii, gdyż cytowanie tej Ustawy jedynie pogrąża rządców z Urzędu Gminy Zator i wykazuje ich wieloletnie wymienione powyżej zaniedbania.
3. Biegła nie ustosunkowała się wcale do kwestii nośności drogi wskazując jedynie na brak wymaganych warstw konstrukcyjnych nawierzchni jezdni kwalifikujących ją jako (nie)spełniającą warunki do ruchu pojazdów powyżej 3,5 t masy całkowitej;

o biegła pominęła zupełnym milczeniem istnienie wcześniejszej fachowej ekspertyzy Polskiego Związku Motorowego AUTO CONSULTING w tym przedmiocie, która była ze wszech miar pozytywna i pominęła również zupełnym milczeniem gotowość powodów do partycypacji w kosztach utwardzenia i konserwacji przedmiotowej drogi w ulicy Żwirki i Wigury w Zatorze;
4. Przejście do porządku dziennego przez Sąd I instancji nad faktami bezprawnego działania Gminy Zator – tj. Burmistrza i podległych mu urzędników, skoro znaczna część radnych według wyżej wymienionej listy podjęła Uchwałę o zobowiązaniu Burmistrza do usunięcia spornego znaku drogowego B-18;

5. Błędna konstatacja i wywód sądowy, iż w ustalonych okolicznościach sprawy dopuszczenie ruchu pojazdów, których masa całkowita przekracza 3,5 t po ulicy Żwirki i Wigury nie było uzasadnione – co potwierdzać ma tendencyjna Opinia sporządzona przez biegłą Władysławę Kropiwnicką nie tyle na zlecenie, co na zamówienie Gminy Zator;

• Gmina dopuściła się poprzez swoją nieodpowiedzialną politykę gospodarczą do faktycznej degradacji tej drogi i nie zważała na gotowość powodów do partycypowania w kosztach utrzymania i konserwacji tej drogi, a wręcz wzgardziła sumą 20.000,00 złotych i odesłała ją z powrotem na konto powodów;
Sąd nie ustosunkował się nigdy do wielu dokumentów, które były sukcesywnie dołączane do niniejszej sprawy sądowej, a to:

• Zawiadomienie Sądu Rejonowego Dz.Kw.3941/05 KW nr 31616 z dn. 05.09.2005 r.
• Aktualizacja Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego z XI.1992 r.;
• Decyzja znak: 8381/110/82 z dn. 02.12.1982 r. - Pozwolenie na budowę Wytwórni Wód Gazowanych;
• Decyzja znak: 7351/22 z dn. 02.07.1991 r. - Pozwolenie na budowę magazynu pomocniczego;
• Decyzja GKM-NB 8127/3/85 z dn. 28.07.1985 r. - Pozwolenie na użytkowanie obiektu Wytwórni Wód Gazowanych;
• Postanowienie PTJS 442/13/1/97/N2 z dn. 12.03.1997 r.;
• Opinia Wydziału Ochrony Środowiska UW w Bielsku-Białej OŚ-II7646/338/96 z dn. 26.11.1996 r.;
• Wpis do ewidencji działalności gospodarczej Nr 7659/165/90 z dn. 10.10.1990 r.;
• Wpis do ewidencji działalności gospodarczej PR 6412/92/04 z dn. 06.12.2004 r.;
• Artykuł prasowy Cegielskiego – Kronika Beskidzka;
• Opinia Auto Consulting 114/WW z dn. 02.06.2001 r.;
• Atmotest pomiary hałasu 1996 r.;
• Foto: znak bez tabliczki;
• Foto: znak z tabliczką nie dotyczy pojazdów mieszkańców dla celów bytowych;
• Foto: znak nie dotyczy pojazdów zaopatrzenia Wytwórni Wód Gazowanych i mieszkańców dla celów bytowych;
• Foto: znak nie dotyczy mieszkańców
• Pismo ZDP/AO/15421/BRD-8/05 z dn. 04.07.2005 r.;
• Mapa z 1968 r.;
• Pismo RM 0717-6/05 z dn. 22.03.2005 r.;
• Pismo do Policji w Zatorze z dn. 15.03.2005 r.;
• Pismo Komisarza Policji 335/05 z dn. 16.05.2005 r.;
• Pismo do UM w Zatorze z dnia 28.07.2003 r.;
• Pismo Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie PN II 0911/67/03;
• Uchwała Rady Miejskiej z dn. 25.04.2003 r.;
• Postanowienie sądowe sygn. II SAB/Kr 84/01;
• Pismo do Rady Miejskiej z dn. 10.02.2003 r.;
• Pismo procesowe do NSA z dn. 31.01.2003 r.;
• Wyrok NSA sygn. SAB/Kr 81 z dn. 29.03.2002 r.;
• Pismo do NSA z dnia 25.03.2002 r.
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze DT 7040/112/01 z dn. 09.11.2001 r.
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze z dn. 04.10.2001 r.
• Skarga do NSA z dn. 06.07.2001 r.
• Wezwanie do Burmistrza Miasta Zatora z dn. 05.07.2001 r.
• Pismo Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie ON II 0553/157/01 z dn. 05.07.2001 r.
• Zażalenie do Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie z dn. 25.06.2001 roku;
• Pismo do Ministra Sprawiedliwości z dn. 22.06.2001 r.;
• Wezwanie do Bumistrza Miasta Zatora z dn. 05.06.2001 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze D I 7040/58/2001 z dn. 01.06.2001 r.;
• Pismo do Burmistrza Miasta Zator z dn. 14.05.2001 r.;
• Pismo do Burmistrza Miasta Zator z dn. 09.04.2001 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze D I 7040/58/2001;
• Pismo Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie ON II 0553/106/01 z dn. 19.04.2001 r.;
• Pismo do Burmistrza Miasta Zator z dn. 20.03.2001 r.;
• Pismo z Komisariatu Policji w Zatorze UZA 230/01 z dn. 26.03.2001 r.;
• Pismo do Komisariatu Policji w Zatorze z dn. 15.03.2001 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze D I 7040/115/2000 z dn. 27.10.2000 r.;
• Pismo do Urzędu Miasta Zator z dn. 16.10.2000 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze D I 7040/15/00 z dn. 25.01.2000 r.;
• Pismo do NSA z dn. 06.09.1999 r.
• Pismo Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Nr S-57 9931/99/Le z dn. 01.09.1999 r.
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze PV 7334/142/99 z dn. 28.07.1999 r.;
• Pismo do Burmistrza Miasta Zator z dn. 22.07.1999 r.;
• Pismo Zarządu Dróg Powiatowych ZDP/972/99 z dn. 24.06.1999 r.
• Pismo Rady Miejskiej BRM 0717/8/99 z dn. 14.04.1999 r.;
• Pismo Samorządowego Kolegium Odwoławczego z dn. 29.03.1999 r.
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze 7040/103/98 z dn. 19.11.1998 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze 7040/98/98 z dn. 02.11.1998 r.;
• Pismo do Urzędu Miasta Zator z dn. 19.10.1998 r.;
• Pismo Samorządowego Kolegium Odwoławczego SKO V 1976/98 z dn. 19.08.1998 r.;
• Dowód wpłaty 20.000,00 zł na przebudowę drogi w ul. Żwirki i Wigury;
• Pismo do Urzędu Miasta Zator z dn. 20.07.1998 r.;
• Pismo do Burmistrza Miasta Zator z dn. 25.06.1998 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze PV 7040/52/98 z dn. 22.06.1998 r.;
• Pismo do Burmistrza Miasta Zator z dn. 03.06.1998 r.;
• Pismo Urzędu Wojewódzkiego w Bielsku-Białej PGR IV-5510/III-27/97 z dn. 04.02.1998 r.;
• Pismo do Urzędu Miasta Zator z dn. 04.12.1997 r.;
• Pismo Samorządowego Kolegium Odwoławczego SKO 1675/97 z dn. 30.07.1997 r.;
• Pismo do Samorządowego Kolegium Odwoławczego z dn. 07.07.1997 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze PV 7040/29/97 z dn. 25.06.1997 r.;
• Pismo do Urzędu Miasta Zator z dn. 04.06.1997 r.;
• Opinia LABOTEST;
• Decyzja PV 7040/81/96 z dn. 09.10.1996 r.
• Pismo Samorządowego Kolegium Odwoławczego SKO II 480/96 z dn. 19.06.1996 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze 5510/III-Zat-27/96 z dn. 10.04.1996 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze 7040/18/96 z dn. 04.04.1996 r.;
• Pismo Zarządu Gminy do Posła Kazimierza Wilka 7334/273/95 z dn. 26.10.1995 r.;
• Pismo Komisariatu Policji w Zatorze do Browaru z dn. 06.03.1995 r.
• Pismo do Przewodniczącego RM Kazimierza Jarosza 7040/8/95 z dn. 03.03.1995 r.
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze 7040/9/6/95 z dn. 27.02.1995 r.;
• Pismo Rady Miejskiej Zatora 5513/18/95 z dn. 14.02.1995 r.;
• Pismo do Rady Miejskiej w Zatorze z dn. 10.02.1995 r.;
• Pismo Kancelarii Sejmu BKS-IV/151/49118/94 z dn. 19.12.1994 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze 7334/217/94 z dn. 12.12.1994 r.;
• Pismo Wojewody Bielskiego do Burmistrza Zatora 0561/132/94 z dn. 16.08.1994 r.;
• Pismo Urzędu Wojewódzkiego w Bielsku-Białej PGR IV-5510/III-10/94 z dn. 16.03.1994 r.;
• Pismo do Burmistrza Miasta Zator z dn. 26.09.1993 r.;
• Pismo Urzędu Miejskiego w Zatorze 7040/7/93 z dn. 24.06.1993 r.;
• Pismo do Urzędu Miejskiego w Zatorze z dn. 15.06.1992 r.;

Czuję się zmuszony przypomnieć, że w przeszłości chciałem partycypować w kosztach przebudowy drogi, aby wzmocnić jej nośność, lecz niestety – Urząd Miejski nie stanął na wysokości zadania, nie skorzystał z mojej darowizny i odesłał sumę 20.000,00 złotych z powrotem na konto Zakładu Wielobranżowego .

Teraz zaś serwuje się mi nic nie wartą Opinię, za którą jeszcze żąda się ode mnie zapłaty, pomimo, iż została sporządzona nie na temat – co w moim odczuciu zakrawa już na kpinę z prawa i praworządności.

Czyli cały ten proces był farsą sądową nastawioną na przegranie przeze mnie procesu na podstawie wątpliwej Opinii, zaś ja zostałem potraktowany wyjątkowo politycznie, bo władza samorządowa już jest polityczna, a każdorazowy Burmistrz jest uznawany za osobę publiczną – czyli za polityka.

W dniu 23 stycznia 2007 r. złożyłem pozew w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu o ochronę własności (art. 222 § 2 Kc) wnosząc o nakazanie pozwanemu, tj. Urzędowi Miejskiemu w Zatorze i Burmistrzowi reprezentującemu ten Urząd – zaniechania naruszeń własności nieruchomości położonej w Zatorze przy ul. Żwirki i Wigury 8, składającej się z działek gr. 13 oraz 18 obr. 8 o powierzchni 20 arów 56 m2, dla której Sąd Rejonowy w Oświęcimiu Wydział Ksiąg Wieczystych prowadzi Księgę Wieczystą KW Nr 31.616 - poprzez nakazanie pozwanemu usunięcia znaku drogowego B-18 „zakaz wjazdu pojazdów o rzeczywistej masie całkowitej ponad 3,5 tony” - ewentualnie o nakazanie uzupełnienia znaku B-18 o tabliczkę „nie dotyczy zaopatrzenia Zakładu Wielobranżowego oraz o zakazanie powyższych naruszeń w przyszłości.

Radca prawny reprezentujący Urząd Miejski w Zatorze kilkakrotnie pisał pisma procesowe o odrzucenie mojego pozwu – jednakże były to pisma bezprzedmiotowe nie uwzględniające realiów prowadzonej przeze mnie działalności gospodarczej, z którą – jak w każdym przypadku – nierozerwalnie związany jest transport i środki transportowe.

Zgodnie z moim żądaniem pozwowym, które zostało przedstawione już w pierwszym piśmie z dnia 23 stycznia 2007 r. - Sąd wyznaczył biegłego z zakresu budownictwa drogowego, aby ustalić nośność drogi, a nie natężenie ruchu drogowego.

Jak podnosiłem w piśmie procesowym z dnia 14 maja 2007 r. (data złożenia pisma) cytuję: „ustawianie znaków i ograniczenia ruchu na drogach publicznych są czynnościami materialno-technicznymi skierowanymi do wszystkich uczestników ruchu drogowego”. A więc nie może być wyjątków naruszających tę zasadę.

Powyższa zasada dotyczy ruchu drogowego przelotowego na drogach zarówno krajowych jak lokalnych – ale nie dojazdowych kończących się ślepym zaułkiem. W tym przypadku sporny znak drogowy jest de facto utrudnieniem dla każdego mieszkańca ul. Żwirki i Wigury w Zatorze bez wyjątku, a tym bardziej nas zamieszkałych przy tej ulicy – ale o dziwo dotyczy tylko mojej posesji, bo tylko ja jestem w sposób wybiórczy karany za rzekome naruszenie tego znaku. Bo znak – jak okazuje się – w zamyśle Burmistrza i Urzędu Miejskiego miał tylko mnie dotyczyć i mnie dyskryminować jako właściciela firmy .

Dowodem na to są fakty tolerowania przez policję wjazdów innych pojazdów o masie powyżej 3,5 tony – jak: śmieciarka, meblowozy, ciężarówki z opałem, i wszystkie inne pojazdy, które dojeżdżają do innych sąsiadów, ale nie do mojej firmy.
Dlatego nadal podtrzymuję w całości treść uzasadnienia zawartego w pozwie sądowym z dnia 23 stycznia 2007 r. (złożonego w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu w dniu 25 stycznia 2007 r.).

Jako powód podtrzymałem na ostatniej rozprawie w dniu 5 września 2007 r. swoje żądanie wynikające z pozwu z dnia 23 stycznia 2007 r. powołania niezależnego biegłego sądowego. Sąd przychylił się do tego wniosku wraz z uznaniem, że powód zasadnie się tego domaga, aby niezależny biegły opracował nową opinię w temacie: czy droga w ul. Żwirki i Wigury w Zatorze spełnia wszystkie wymogi tyczące się nośności i wytrzymałości technicznej tej drogi.

Spór dotyczy jednakże w zasadzie innego żądania powoda, a mianowicie usunięcia znaku drogowego B-18, który Gmina Zator – Burmistrz Miasta Zator postawił bezprawnie w 1992 roku rzekomo celem ochrony drogi przed zniszczeniem - podczas, gdy faktycznym powodem jego postawienia było i jest świadome szykanowanie właściciela firmy Tadeusza Pieli, a w dalszej konsekwencji cykliczne utrudnianie jego legalnej działalności gospodarczej poprzez postawienie tegoż znaku drogowego.

Zakład Wielobranżowy na przedmiotowym terenie powstał na bazie ówczesnego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, na co dowodem jest pismo Urzędu Miasta i Gminy Zator znak: OT-8331/47/82 z dnia 16 września 1982 r. pt.: „Informacja o terenie”, w którym Urząd zawarł wszystkie warunki do uruchomienia działalności gospodarczej, a które zostały przez powodów w całości spełnione. (pismo w załączeniu).

Urząd Miasta i Gminy Zator jako warunek wyrażenia zgody na założenie działalności gospodarczej, a tym samym swobodnego korzystania bez żadnych utrudnień i ograniczeń z drogi dojazdowej w ul. Żwirki i Wigury w Zatorze – nakazał spełnienie wszystkich ich nakazów jeszcze na etapie projektowania inwestycji mającej służyć tej działalności gospodarczej.

I tak: zgodnie z przytoczonym powyżej pismem z dnia 16 września 1982 r. po spełnieniu wszystkich wymaganych uzgodnień w trakcie trzyletniej realizacji inwestycji – został dokonany odbiór techniczny tej inwestycji przez Urząd Miejski i stosowną decyzją znak: GKM -NB 8127/3/85 z dnia 28 lipca 1985 r. zalegalizował użytkowanie obiektu budowlanego lub jego części, a tym samym usankcjonował legalną działalność gospodarczą z wszelkimi prawami do nieskrępowanego i nieograniczonego korzystania z drogi dojazdowej jako podstawowego warunku funkcjonowania transportu dla jej potrzeb.

Wszystkie te działania – zarówno ze strony Urzędu Miejsko-Gminnego w Zatorze, jak i powodów – miały charakter obopólnego porozumienia i zgody co do zasadności wydawanych zezwoleń, mających w efekcie dać obopólne korzyści dla rozwoju gospodarczego tego regionu.

Konflikt nastał z chwilą nastania rządów na stanowisku Burmistrza w 1992 r. Jerzego Strzelca, który zaczął torpedować w niezrozumiały sposób poprzednie ustalenia Planu Zagospodarowania Przestrzennego z lat osiemdziesiątych, zaczął zmieniać ten Plan Zagospodarowania, nie zważając na to, że zatwierdzony Plan Zagospodarowania przez poprzedni Samorząd jest obowiązujący, a wszelkie zmiany wymagają nie tylko zgody Rady Miejsko-Gminnej, jak również to, że prawo nie może działać wstecz i muszą liczyć się z konsekwencjami wypłacania znacznych odszkodowań za odstępstwa od tego Planu, gdyż przedsiębiorca nie może ponosić strat materialnych z tytułu samowoli samorządowej, która w tym przypadku ewidentnie miała miejsce.

Dowodem na to są wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego, który w wielu przypadkach nie przyznał racji pozwanej Gminie.

Przedstawiając powyższe i zmierzając do meritum sprawy – tj. drogi dojazdowej do posesji i Zakładu Wielobranżowego - zmuszony czuję mocno zaakcentować, że prezentowane stanowisko pozwanej, jakoby przedmiotowa droga dojazdowa miała być docelowo jedynie uliczką - nie mieści się w kategoriach tworzenia takich dróg dojazdowych w mieście, których pierwszym z podstawowych warunków jest spełnienie warunków przeciwpożarowych dla dojazdu pojazdów straży pożarnej, pojazdów wszelkiego ratownictwa itp. Itd.

Projekt utworzenia w ulicy Żwirki i Wigury drogi o ograniczonych parametrach nie może być po pierwsze: nie tylko zatwierdzony, ale po drugie: nawet realizowany. W przypadku realizacji tak błędnego projektu okaże się, że chybiona inwestycja wymaga kolejnej przebudowy, co niejednokrotnie ma miejsce w praktyce.

Tłumaczenie reprezentanta strony pozwanej, że nie jest priorytetem nośność i wytrzymałość drogi, lecz „protesty” niektórych mieszkańców, tchnie niezrozumiałym serwilizmem i świadczy o jego niewytłumaczalnej przesadnej „trosce” o interesy sąsiadów, że (cytat): ich domki znajdują się blisko przy drodze.

W takim razie pytam się:

1. dlaczego droga w ulicy Żwirki i Wigury ma być tak mocno wyróżniona i objęta szczególną „troską” Urzędu Miejsko-Gminnego, że musi być koniecznie wąska bez względu na zagrożenie pożarowe, tym bardziej, że jest ona jedyną drogą dojazdową do wszystkich posesji ?

2. Dlaczego Urząd Miejsko-Gminny upiera się przy jedynej wersji, że droga ta musi być węższa od wyznaczonych parametrów na mapie o szerokości 6 metrów ?

3. Dlaczego przez ubiegłe nawet dziesięciolecia Urząd Miejsko-Gminny nie chciał partycypować w kosztach remontów, a wręcz odrzucił moją ofertę partycypacji w kosztach i zwrócił darowaną znaczną sumę w tamtych czasach 20.000,00 złotych ?
4. Dlaczego znak drogowy B-18 dotyczy tylko Tadeusza Pieli i Zakładu Wielobranżowego - skoro jest on egzekwowany tylko w stosunku do niego i jego działalności gospodarczej i to na telefoniczne donosy, zaś do sąsiadów bez żadnego skrępowania mogą przyjeżdżać samochody powyżej 3,5 t i nikt ich za to nie ściga ?

5. Dlaczego lekceważona jest Konstytucja RP, która przecież gwarantuje równość wobec prawa wszystkim obywatelom ?

Odnosząc się do przesłanej mi Opinii biegłej Władysławy Kropiwnickiej z dnia 16 listopada 2007 r. (złożonej w Sądzie w dniu 11 grudnia 2007 r.), za którą zostałem niesłusznie obciążony kosztami opracowania - przedstawiam moje stanowisko:

1. Opinia powyższa nie może dotyczyć zbadania dopuszczalności prowadzenia ruchu samochodów ciężarowych w płaszczyźnie aktualnych, lokalnych warunków zabudowy i zagospodarowania terenu w ul. Żwirki i Wigury w Zatorze – gdyż de facto nie została podparta żadnymi badaniami technicznymi, za które jakaś osoba fizyczna – nawet gdyby te badania przeprowadziła – musiałaby wziąć pełną odpowiedzialność prawną. W tym przypadku nie było żadnych badań technicznych, a za taką Opinię biegłej nie grozi żadna odpowiedzialność – gdyż Opinia ta nie zawiera żadnych wiążących empirycznych wyników doświadczalnych.

2. Biegła Władysława Kropiwnicka opisując ulicę Żwirki i Wigury - podając jej nawierzchnię żwirową (winę za brak do tej pory nawierzchni asfaltowej ponosi Burmistrz i Urząd Miejski) - jej szerokość ustalona w 1968 roku wynosiła 6,0 m, zaś aktualna szerokość 3,8 m przez nią podana jest wynikiem samowoli urzędników i mieszkańców, którzy jak grabiami poprzygradzali sobie państwowy teren poza swoje ogrodzenia – o tym biegła nie zająknęła się nawet jednym słowem i nie ujawniła mapy z drogą w przedmiotowej Opinii.

3. Gołosłowne stwierdzenie tej biegłej na stronie 4 przedmiotowej Opinii w 11 wierszu od góry (cytat): „Oznacza to, że samochód ciężarowy jadący ulicą Wadowicką od strony Zatora z zamiarem skrętu w lewo w ulicę Żwirki i Wigury, zmuszony jest oczekiwać na środku jezdni na opuszczenie tej wąskiej ulicy przez jadący nią pojazd. Sytuacja ta jest zagrożeniem bezpieczeństwa ruchu na ul. Wadowickiej”. (koniec cytatu).
Ustosunkowując się do powyższego wywodu - nie mogę nijak dopatrzyć się jakiejkolwiek logiki w tym rozumowaniu. Każdy pojazd znajdujący się na drodze Wadowickiej, czy to samochód osobowy, bagażowy, czy to furmanka konna, czy rowerzysta, który będzie chciał skręcić w lewo w ul. Żwirki i Wigury – siłą rzeczy zgodnie z Kodeksem Drogowym musi zaczekać na każdy nadjeżdżający z naprzeciwka pojazd (nawet gdyby to był tramwaj) i dopiero może wykonać manewr skrętu w lewo. Jest to oczywiste – tylko zachodzi pytanie zasadnicze: po co biegła pisze takie oczywiste „dyrdymały” ?

Czy tylko po to, aby swoją opinię zapełnić jakąkolwiek treścią ? Która nie ma żadnego znaczenia ? Bo „zagrożenie” - o jakim ona prawi - stwarza w tym przypadku nawet wspomniany rowerzysta. Sytuacja pierwszeństwa dla pojazdów nadjeżdżających z naprzeciwka dotyczy każdego podobnego skrzyżowania.
Dodać trzeba, że sytuacja taka dotyczyć może każdego sklepu, hurtowni, hipermarketu – i nie ma nigdy mowy o jakiejś uciążliwości. Transport istnieje przy każdym obiekcie usługowym i wręcz obwarowany jest specjalnymi udogodnieniami z tabliczką pod znakami drogowymi z klauzulą „nie dotyczy tego obiektu” lub „nie dotyczy zaopatrzenia”.

Cytowane przez biegłą Władysławę Kropiwnicką w punkcie III „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Gminy Zator” zatwierdzone Uchwałą Rady Miejskiej w Zatorze nr ZL/ 253/05 z dnia 9 grudnia 2005 r. dotyczyć może tylko i wyłącznie inwestycji rozpoczynanych po tej dacie i jest obligatoryjne przede wszystkim dla urzędników, ale nie dla mnie.
Nasza posesja wraz ze zlokalizowaną na niej działalnością gospodarczą istnieje od 1982 roku, a potwierdzona została stosowną decyzją Urzędu Miejskiego znak: GKM-NB 8127/3/85 z dnia 28 lipca1985 roku. Biegła jest zatem w błędzie – powołując się na to Studium. Przedstawione przez nią w tym punkcie osobiste wywody są nic nie warte, są gołosłowne i nie oparte na rzeczywistości, lecz swojej wizji. Dlatego politykę przestrzenną tyczącą się tego terenu może narzucać aktualnym inwestorom, którzy zdecydują się na tym terenie inwestować.

Odnośnie podpunktu 2 pkt-u III traktującego o Prawie Budowlanym (Dz. U. Nr 89/1994) trzeba mi nieśmiało zauważyć, że ono również nie dotyczy moich obiektów związanych z działalnością gospodarczą Zakładu Wielobranżowego - gdyż w trakcie inwestowania obowiązywało Prawo Budowlane sprzed 1994 roku. Droga w ulicy Żwirki i Wigury w Zatorze wyznaczona była na mapie z 1968 r. o szerokości 6,0 metrów – a odległości od tej drogi do każdego ogrodzenia posesji miał dopilnować Urząd Miejski na czele z Burmistrzem (dawniej: Naczelnikiem).
Biegła – co wspomniałem powyżej – udała, że nie zna tego faktu, nie chciała nawet ze mną porozmawiać, jak to się stało, że droga o szerokości 6,0 m zawężyła się do 3,8 m. Ja bym jej to opowiedział i uświadomił o dziejącym się bezprawiu na tutejszym terenie.
To – że nie doszło w swoim czasie po roku 1968 – do projektowania i budowy drogi w ulicy Żwirki i Wigury – pełną odpowiedzialność ponoszą urzędnicy zatorscy z okresu komunizmu, postkomunizmu i doby dzisiejszej. Pytam się: gdzie są moje społeczne pieniądze jako podatnika, który przez tyle lat utrzymywał tych urzędników i nic nie zrobili, aby drogę tę zaprojektować, wybudować i urządzić ?

Na etapie projektowania tej drogi oraz budowania tej drogi - Urząd Miejski nie uznał wcale, że koniecznością niezbędną będzie odgrabienie zagarniętego mienia państwowego, tj. nareszcie może dojdzie do rzadkiego przypadku, że grabie sąsiadów będą grabiły nie do siebie, lecz od siebie, a sąsiedzi oddadzą wreszcie Państwu polskiemu to, co za pełnym przyzwoleniem Urzędu – przygrabili. Przekładając na język polski, oznaczać to miało zwrot zagrabionego mienia aby poszerzyć światło drogi z powrotem do ustalonej szerokości 6,0 m (jaka istnieje na mapie) wraz z zachowaniem pasa ochronnego dla bezpieczeństwa tej drogi. Wówczas okaże się, że wyminą się na tej drodze nie tylko samochody osobowe, ale również ciężarowe. Urząd Gminny tego nie uczynił – pomimo iż był do tego zobligowany wyrokiem sądowym.
Dalsze wywody biegłej o warunkach technicznych jakim powinny odpowiadać drogi publiczne dotyczyły także przypadków przyszłych – tj. w fazie projektowania oraz planowanej zabudowy przestrzennej, a nie dotychczas istniejącej. Wymienianie wszystkich parametrów drogi, warunków projektowania i budowy drogi dotyczyć mogły tylko i wyłącznie przyszłości po dokonaniu radykalnego rozliczenia z przeszłością: ustalić winnych wymienionych powyżej samowoli budowlanych (przygrodzeń terenu do swoich posesji – a przez to zawężenie drogi) za wiedzą i pełną aprobatą Urzędu Miejskiego, Burmistrza (d. Naczelnika). Tylko wówczas droga w ulicy Żwirki i Wigury może spełniać wymagania dla ulicy klasy D. Obecnie po wybudowaniu jej w ubiegłym roku absolutnie tych norm nie spełnia – bo taka była wola Burmistrza Zatora i urzędników zatorskich.

Nie ma dla mnie w tym przypadku żadnego znaczenia, czy droga w ul. Żwirki i Wigury nazywać się będzie drogą osiedlową (na mapie nie ma takiego nazewnictwa) czy lokalną – ja wiem, że jest od wszech czasów była drogą ślepą i dodatkowo jest drogą dojazdową do każdej posesji i ma służyć tym posesjom zgodnie ze stanem faktycznym, a nie celom wymyślanym obecnie przez Urząd Miejski i biegłą.
Reasumując – stwierdzam stanowczo, że:

• działalność gospodarcza Zakładu Wielobranżowego nie jest w żadnym przypadku uciążliwa; do każdej działalności gospodarczej przypisany jest transport drogowy, który jest nieodzownym i niezbędnym elementem takiej działalności;
• transport samochodowy nie może być uciążliwy z tego jednego powodu, że wszystkie pojazdy wyprodukowane zostały zgodnie z wymogami ochrony środowiska – tj. posiadają certyfikaty Ministra Ochrony Środowiska w porozumieniu z Ministrem Transportu i odwrotnie; jeżeli ktoś w tej materii jest nieświadomy, to informujemy, że wspomniane wyżej certyfikaty ochrony środowiska przeszły ewolucję stopniowania tychże wymogów, a przede wszystkim emisji spalin, hałasu itp. i obecnie plasują się na poziomie od euro-1 do euro-5. To zapewnia nieuciążliwość każdego transportu i nie może rzutować na zarzut uciążliwości;
• Znak drogowy B-18 stoi bezprawnie od 1992 roku;
• Moja własność nieruchomości jest zatem cyklicznie naruszana od 1992 roku;
• Opinia biegłej Władysławy Kropiwnickiej jest moim zdaniem niewiążąca, nieadekwatna do zlecenia Sądu – gdyż nie została rzetelnie sporządzona, bez jakichkolwiek badań empirycznych;

Jedynym wyjściem rozwiązania tego problemu – skoro moja firma jest tak ogromną przeszkodą dla urzędników naruszających moją własność, a nie czuję się w żadnym przypadku winnym - byłoby wykupienie przez Urząd Miejski mojej nieruchomości na zasadzie odszkodowania i wypłacenie pełnego ekwiwalentu, abym mógł zainwestować na innym terenie.

IV. Kolejną szykaną mającą na celu utrudnienie prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej jest cykliczne i bezprawne wchodzenie na konto firmy przez komornika, który udaje, że w pełnym majestacie prawa egzekwuje swoje należności za wjazdy do mojej własnej posesji.

Jest to najbardziej arogancka forma zniewolenia człowieka – bo ja spłacam zaciągnięte kredyty na utrzymanie firmy, a nawet jej płynność finansową, która od początku została zagrożona i nadwerężona bezprawnymi działaniami władz samorządowych, a Państwo polskie w osobie tego komornika okrada mnie z dochodów potrzebnych na opłacenie podatków i innych powinności względem Państwa polskiego.

Dowodem na to bezprawie są wykazy ściągniętych z mojego konta pieniędzy przez komornika, która to suma na dzień dzisiejszy wynosi ponad 30.000,00 złotych.

Tak wygląda powyższa historia niszczenia mojej działalności gospodarczej, a tak naprawdę niszczenia mojej osoby i rodziny tylko dlatego, że swego czasu w 1992 r. nie zgodziłem się na zaproponowany układ przez Policję, aby sprawę napadu i próby gwałtu na mojej córce zatuszować i zakończyć polubownie.

Moja niezgoda zaowocowała tym, co powyżej przedstawiłem.

Liczę na to, że ludzie dobrej woli oraz posłowie, którzy to przeczytają – pomogą mi w uzyskaniu sprawiedliwości i prawa do godnej ludzkiej egzystencji, która w przypadku takiego postępowania władz jak do tej pory – jest zagrożona.

Od teraz wszystkie instytucje będą twierdziły, że są związane tym „kupionym wyrokiem” NSA sygn. II SA/ Ka 1264/97 z dnia 6 października 1999 r.

To władza państwowa – sądowa i samorządowa – kupiły sobie ten wyrok na moją niewygodną im osobę i nim się zasłaniają we wszelkich moich działaniach odwoławczych i interwencyjnych.
I czuje się ona związana nim w przemożny sposób pomimo, że jest to od początku jawna upaństwowiona samowola prawna.

Nie mam żadnego przedstawicielstwa, które by mnie broniło.

Zostałem sam sobie. Uprzejmie proszę o interwencję i pomoc wraz z wyeliminowaniem tego bezprawia.
Na zapytanie CBA – kto wziął łapówkę i koto osiągnął korzyść materialną – odpisałem w sposób następujący:

„W związku z otrzymanym kolejnym pismem z CBA w dniu 31 sierpnia 2009 r.- uprzejmie zawiadamiam, że korzyść majątkową odnoszą Urząd Miejski wraz z Policją Zatorską, która egzekwuje ode mnie bezprawnie grzywny za wjazdy samochodów ciężarowych do mojego zakładu.

W ciągu ostatnich 3-ech lat kwota kar i grzywien pobranych z konta przez komornika wyniosła 15.000 zł. W latach wcześniejszych kwoty te wynosiły średnio rocznie 8.000 zł. Stratę ponoszę ja, jak również Skarb Państwa, który mógłby ode mnie otrzymywać wyższe podatki, gdyby nie złośliwe utrudnianie ze strony Urzędu Miejskiego, Policji i dyspozycyjnego wobec nich sądownictwa.

Dowodem na korupcję, którą w tym przypadku jest nadużywanie władzy oraz działanie godzące w interes ekonomiczny Państwa są dwa jednakowe zdarzenia w tym samym okresie. NSA przy rozpatrywaniu jednej ze spraw zastosował prawidłowo stare prawo budowlane z 1974 r. a przy mojej sprawie, nowe prawo budowlane nie bacząc na to, że prawo nie może działać wstecz.

Tym skorumpowanym wyrokiem na który powołuje się miejscowa władza, niszczą mnie i moją rodzinę.

Nadużyciem władzy Burmistrza Miasta Zator jest też bezprawna decyzja usytuowania znaku ograniczającego tonaż na jedynej drodze dojazdowej do posesji i zakładu wskutek czego mam utrudnione prowadzenie działalności gospodarczej. Od wielu lat ściągany z konta „haracz” w postaci grzywien a za nie zapłacone grzywny syna osadzono w areszcie.

Nadużycie władzy miało także miejsce podczas odebrania mi koncesji na obrót hurtowy piwem.
W tym przypadku nadużycia dopuściła się była KWP w Bielsku-Białej sporządzając sfingowaną opinię do Ministerstwa Gospodarki szkalującą moją działalność w tym zakresie o której dowiedziałem się dopiero w Ministerstwie.

Nie posiadam informacji na to kto przyjął korzyści majątkowe i w jakiej wysokości. Jestem pewien jednego. Że ma tu miejsce nadużycie władzy, oraz działanie godzące w interes ekonomiczny Państwa, które przecież utrzymuje się między innymi z moich podatków.

Przedstawiając powyższe – mam nadzieję, że Pan Prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego dopatrzy się naruszenia moich praw obywatelskich poprzez ten skorumpowany wyrok sądowy sygn. akt II SA/ Ka 1264/97 z dnia 6 października 1999 r. - gdyż jak przedstawiłem powyżej w tym samym państwie polskim doszło do dualizacji dwóch jednakowych przypadków odmiennie zinterpretowanych i osądzonych podobno nieomylnymi werdyktami sądowymi – które są same w sobie rażąco sprzeczne, nielogiczne, niespójne i dowodzą sobiepaństwa w naszym państwie.

Jak to jest możliwe – że jednego obywatela potraktowano w sposób sprawiedliwy zgodnie z literą praw – w której przyjęto, że prawo nie może działać wstecz – zaś w moim przypadku postąpiono w sposób rażący zupełnie odwrotnie.

Skargę niniejszą proszę traktować jako ostatnią i ostateczną – będzie to oznaczało wyczerpanie wszystkich możliwości odwoławczych na drodze krajowej.

Mając powyższe na uwadze należy stwierdzić, że wniesienie skargi stało się konieczne i zasadne, a jej żądanie w pełni uzasadnione, gdyż przedmiotowy wyrok sygn. akt II SA/ Ka 1264/97 z dnia 6 października 1999 r. do tej pory szkodzi mojej osobie, swobodzie prowadzonej przeze mnie działalności gospodarczej oraz ciągle narusza moje prawo własności.

Przedsiębiorca Tadeusz Piela

W niniejszym Liście Otwartym Stowarzyszenie PLATON opisało jedynie pobieżnie cztery drastyczne przypadki łamania prawa przez Sądownictwo i Prokuraturę z Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości – co nie oznacza, że pozostałe osoby, członkowie Stowarzyszenia nie doznali podobnej krzywdy.

Jesteśmy ponadto w posiadaniu od obywateli naszego miasta wielu innych bulwersujących przypadków naruszenia prawa i praworządności przez Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości. Do naszego Stowarzyszenia codziennie przybywają nowi interesanci ze swoimi krzywdami wyrządzonymi przez Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości.

Powyższe opiszemy i przedstawimy Opinii Społecznej w naszym następnym wystąpieniu na forum publicznym.

W związku z faktem, że niniejszy List Otwarty jest pisany z przerwami od dnia 20 września br. do dnia 8 października 2012 r. - i na bieżąco monitorujemy wydarzenia ostatnich dni – w nawiązaniu do wczorajszego programu telewizyjnego Telewizji POLSAT „Państwo w Państwie” - który najbardziej krytykuje aktualną sytuację w sądownictwie i prokuraturze – chcielibyśmy odnieść się do słów byłego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego.

Pan Minister Kwiatkowski wyraził w tym programie pogląd, że często zdarza się tak w wymiarze sprawiedliwości, iż sędzia lub prokurator od początku mają założoną swoją tezę i wszelkie dowody gromadzone w sprawie weryfikują i od początku podporządkowują pod tę swoją wyrobioną lub wyimaginowaną tezę.

Owocuje to niesprawiedliwymi wynikami już na etapie prowadzonego śledztwa i znajduje swoje usankcjonowanie w późniejszym wyroku sądowym.

Oczywiście sytuacja taka może być stworzona odwrotnie: to sędzia - na przykład Sądu Pracy - protokołuje wszystko do protokołów pod swoją założoną tezę – wydaje wyrok nie na podstawie dokumentów pisanych (które są w Sądzie Pracy najważniejsze) - lecz na podstawie fałszywych zeznań – a później „powiadamia” prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa naruszenia czyichś praw pracowniczych. Następnie prokuratura wszczyna „swoje” postępowanie – dostosowuje do tego „swój” akt oskarżenia, który następnie do swojej ponownej „obróbki” dostaje Sąd Karny, który z kolei ma za zadanie „potwierdzić” ten akt oskarżenia, który wcześniej miał być potwierdzeniem wyroku Sądu Pracy.

Takie zachowania sędziego lub prokuratora – zdaniem Ministra Kwiatkowskiego – jest niedopuszczalne i godzi w dobre imię wymiaru sprawiedliwości, instytucję niezawisłości i praworządności.

Tak dokładnie zrobiono z fałszywym wyrokiem Sądu Pracy sygn. akt VP 62/03 w stosunku do posła Piotra Smolany i w ten sam sposób Sąd Gospodarczy postąpił w stosunku do byłej dyrektor jego Biura Poselskiego – mgr prawa Rozalii Cisło w sprawie pod sygn. akt GC 635/04 – zaś następnie Sąd Cywilny „potwierdził” ustalenia pierwszej tezy ze sprawy sądowej pod sygn. akt IC 585/08 – co było wcześniej przedstawione w niniejszym Liście Otwartym.

I tak się akurat składa, że otóż z ministrem Krzysztofem Kwiatkowskim - Piotr Smolana rozmawiał osobiście w dniach 18 i 19 marca 2010 r. w gmachu Sejmu. Chciał go przekonać właśnie do tego, że padł ofiarą takiego cynicznego działania ze strony Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości, ale nie został wysłuchany.

Minister Kwiatkowski kazał mu się skontaktować ze swoim asystentem Krzysztofem Pietrzykowskim, a ten po przeczytaniu skargi odpowiedział mu telefonicznie, że szuka zemsty na dawnych SB-ekach.

Następnym najświeższym wydarzeniem ze świata mediów – jest nagłaśniany protest sędziów w odpowiedzi na reformy Ministra Jarosława Gowina w kwestii likwidacji 79 sądów rejonowych.

Straszak zastosowany przez sędziów likwidowanych sądów rejonowych z groźbą masowego przejścia w stan spoczynku ma swoją wymowę – ale naszym zdaniem ma też inne wytłumaczenie.

Na podstawie naszych doświadczeń i obserwacji – jesteśmy przekonani o dość bliskiej zażyłości sędziów z adwokatami, których żony często są zatrudniane na etatach sekretarek sądowych.

Ta panika wśród sędziów ma źródło w tym, że poprzez takie działanie Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina odcina się tym sędziom dodatkowe źródło stałych dochodów, jakie osiągają od adwokatów dzielących się z nimi pieniędzmi za ferowanie korzystnych wyroków dla swoich klientów – zwłaszcza klientów bogatych i majętnych – tj. zasobnych w gotówkę.

To stąd wynika też opór ze strony adwokatów do wprowadzenia kas fiskalnych w Kancelariach Adwokackich, aby nie byli kontrolowani przez Państwo (tj. Urzędy Skarbowe) pod względem osiąganych dochodów.

Dlatego śmiemy twierdzić – że obecne protesty sędziów są potwierdzeniem naszego wcześniejszego twierdzenia z pierwszych stron niniejszego Listu Otwartego – że polskim sędziom najbardziej odpowiada zasiedzenie w jednym miejscu (jednym mieście) wykonywania swojej pracy zawodowo-sędziowskiej – w którym posiadają zawiązane od lat koterie i przyjaźnie społeczne, rodzinne i finansowo-biznesowe. Reforma Ministra Gowina spowoduje radykalne rozerwanie tych więzi kumotersko-przyjacielskich, a przede wszystkim odetnie źródło stałych nielegalnych dochodów – które swego czasu satyrycznie św. pamięci Andrzej Lepper zamiennie nazywał prowizjami.

Uważamy, że działanie Pana Ministra Gowina jest jak najbardziej słuszne – gdyż ono przynajmniej w części powiela metody Ministerstwa Sprawiedliwości w Stanach Zjednoczonych – gdzie co trzy lata sędzia jest musowo przenoszony do innego miasta, aby właśnie zerwać koterie przyjacielskie, czy nawet koligacje rodzinne, a tym samym wpłynąć na jego pełną niezależność i niezawisłość w orzekaniu i aby była ona wolna od podatności na inne zależności – tak jak to przedstawiliśmy na stronie 8 niniejszego Listu Otwartego.

Mamy nadzieję, że Pan Minister Jarosław Gowin nie ulegnie presji sędziowskiej – gdyż jest ona fałszywa i podyktowana ich wspólnym interesem, który powyżej w zarysie przedstawiliśmy jako główną przyczynę niesłychanego odporu ze strony środowiska sędziowskiego.

Jak najbardziej fałszywa jest teza tego środowiska pokpiwającego sobie z Ministra z rzekomych oszczędności, których podobno nie będzie, jeśli oni masowo przejdą w stan spoczynku i pobierać będą 100 procentowe wynagrodzenia, co ma gwarantować im art. 180 ust. 5 Konstytucji i na ich miejsce trzeba będzie zatrudnić nowe osoby.

A my podpowiadamy, aby Pan Minister wzorem Ministra Sprawiedliwości z USA – poprzenosił krnąbrnych (a więc najbardziej podejrzanych) sędziów na przykład z Sulęcina na drugi koniec Polski do Białegostoku, z Gdańska do Krakowa, z Krakowa do Szczecina, z Poznania do Rzeszowa, z Bielska-Białej do Warszawy i odwrotnie - itd. itp.

Ta metoda poprawiłaby skuteczność i uczciwość w orzekaniu sądowym, zaś wprowadzenie zasady odpowiedzialności materialnej sędziów i prokuratorów względem Skarbu Państwa za wadliwe wyroki i krzywdy na niewinnych obywatelach - i gdyby niejedna willa sędziego lub prokuratora przeszłaby na Skarb Państwa – poprawiłoby to sytuację w polskim wymiarze sprawiedliwości stuprocentowo, a obywatele – petenci sądowi skrzywdzeni przez wymiar sprawiedliwości odetchnęliby z ulgą na wiadomość o ograniczeniu dowolności i swobody sędziowskiej w orzekaniu - zaś księża katoliccy nie mieliby już podstaw do twierdzenia – że w sądownictwie jest bagno.

___________________________________ - O - _________________________________

Na końcu dogłębnego wyjaśnienia wymaga sprawa przypisania Przewodniczącemu Stowarzyszenia PLATON niepoczytalności i innych urojonych schorzeń psychicznych – jakie przypisali mu swego czasu dyspozycyjni względem Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości tzw. „Biegli Lekarze-Psychatrzy”.

Wspomnieliśmy o tym na poprzednich stronach niniejszego Listu Otwartego - w jaki sposób dyspozycyjni wobec Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości Lekarze-psychiatrzy dostosowali wyniki swoich badań (których wcale nie przeprowadzili – poza wątpliwym Testem psychologicznym podważonym aż w 90 procentach przez Piotra Smolanę – co spowodowało wstydliwe usunięcie przez Ministerstwo Zdrowia po skardze Piotra Smolany aż 540 pytań i pozostawienie w nowym Teście tylko 60 pytań) - do wymaganego orzeczenia na pilne zamówienie polityczne Bielskiego Wymiaru (Nie-)Sprawiedliwości.

Lekarze-psychiatrzy nie znając wcześniej wcale posła Piotra Smolany, nie mając z nim żadnej styczności od dnia 20 marca 1958 r. do dnia 7 listopada 2007 r. - nie dysponując żadną kartoteką psychiatryczną (która nigdy nie istniała) - orzekli u niego w dniu 31 grudnia 2007 r. mającą mieć miejsce blisko 6 lat wstecz niepoczytalność w dniu 20 lutego 2002 r. - tj. w dniu w którym zwalniał z pracy w trybie dyscyplinarnym swojego niesumiennego pracownika Krzysztofa Dolińskiego.

To jest rzecz niesłychana i wręcz skandaliczna: uznać i orzec o niepoczytalności człowieka, co miało mieć miejsce 6 lat wstecz – nie mając od i do tego czasu żadnej styczności z człowiekiem
o to posądzanym ?!!!

Tym posunięciem Bielski Wymiar (Nie-)Sprawiedliwości chciał w przypadku nieudowodnienia winy Piotrowi Smolanie w procesie sygn. akt III K 823/06 wzmocnić swój wyrok skazujący z dnia 15 listopada 2010 r. - i nawet na to „orzeczenie psudo-lekarskie” SSR Marcin Świtalski się powołał – ferując swój zgniły wyrok skazujący.

Prosimy Pana Ministra Sprawiedliwości, Pana Prokuratora Generalnego i Panią Rzecznik Praw Obywatelskich o wszczęcie kontroli w opisanych i przedstawionych sprawach – a także o ustalenie nadzoru nad ich trybem odwoławczym.

Zwracamy się z uprzejmą prośbą do Pana Ministra Sprawiedliwości, Pana Prokuratora Generalnego i Panią Rzecznik Praw Obywatelskich o przyjęcie nas na rozmowę w celu uwiarygodnienia dowodami naszych zarzutów opisanych w niniejszym Liście Otwartym, a także innych napływających do siedziby naszego Stowarzyszenia.

Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.
Dopóki stoi, może walczyć.
Ernest Hemingway

Bielsko-Biała, dnia 8 października 2012 r.

Z poważaniem

Piotr Smolana

Otrzymuje:

1. Minister Sprawiedliwości – Pan Jarosław Gowin
2. Prokurator Generalny RP – Pan Andrzej Seremet
3. Rzecznik Praw Obywatelskich – Pani Irena Lipowicz
4. Prezydent RP – Pan Lecha Wałęsa
5. Prezydent RP – Pan Bronisław Komorowski
6. Marszałek Sejmu RP – Pani Ewa Kopacz
7. Marszałek Senatu RP – Pan Bogdan Borusewicz
8. Premier Rządu RP - Pan Donald Tusk
9. Posłowie RP
10. Senatorowie RP
11. Tygodnik „Nasza Polska”
12. Tygodnik „Gazeta Polska” - „Nowe Państwo”
13. Dziennik „Rzeczpospolita”
14. Dziennik „Gazeta Wyborcza”
15. Tygodnik „Angora”
16. Telewizja Polska TVP-1 - Program „Sprawa dla reportera”
17. Telewizja „POLSAT” - Program „Państwo w Państwie”
18. Tygodnik „Kronika Beskidzka - Bielsko-Biała

Brak głosów

Komentarze

prof Rycho
Niezlustrowany polski wymiar (nie) sprawiedliwości z komunistycznym reliktem tzn-immunitetem jest bezpośrednio odpowiedzialny za stan Panstwa . IIIwładza zostałą sama, jako nigdy niezreformowana- agendą najwiekszych przekretow, korupcji i nepotyzmu w Polsce! Organa sadownicze wraz z prokuratorskimi sa odpowiedzialne w pierwszym rzędzie za rozlanie sie wymienionych cech na kraj jako ,ze same w tym pierwszoliniowo uczestnicza. Skala bezkarności sedziow i prokuratorow siega dna . Faktycznie nie ponosza zadnej odpowiedzialności . Szafuja nieszcześciami obywateli -wiec i calego narodu ,a ich perfidia polega na tym ,ze "tzw grube ryby " stały sie bezkarne za ich wstawieniem . Skazywani i niszczeni są ludzie swiadczacy o bezprawiu , zawiadamiajacy o zdarzeniach. Dodam jeszcze, że w wymiarze sprawiedliwości pracują ludzie dawnych słuzb PRL , byli sekretarzy PZPR, tworza sie cale klany rodzinne na wzór mafii. Ich metody działania zamykaja się w solidarności zawodowej, w nepotyzmie -a przeciwnikow , krytykow tego stanu -pozbawiaja środkow do życia , nawet zamykaja w szpitalach psychiatrycznych wzorem "bolszewi". Chwała min Gowinowi, ze jako nieliczny nazwał tą hołote po imieniu o czym cale społeczeństwo wie od dawna - "SITWA". Dowodem tego wszystkiego jest mi ten list,jakich tysiące ,ale liczba przegranych spraw w Strasburgu!!! Pozdr

Vote up!
0
Vote down!
0

prof Rycho

#299499

Przekaze ten komentarz bylemu Poslowi RP Piotrowi Smolana. Dziekuje za komentarz i Pozdrawiam.
Joe Chal

Vote up!
0
Vote down!
0

Joe Chal

#299549