Związki zawodowe ale jakie? (Odc. 3)

Obrazek użytkownika Katarzyna
Blog

Dla mnie „Solidarność” była zawsze związkiem, ale związkiem szczególnym. Byliśmy solidarni. Jak jest dziś? Dlaczego pękły więzy, dlaczego „Solidarność” przestała być solidarna? Dlaczego dziś związki zawodowe są nieskuteczne? Jak jest gdzie indziej? Co musi się zmienić; cele czy metody? - to pytania, które nie tylko bloger powinien zadawać i na nie odpowiadać.

Od czasu do czasu przy okazji kolejnej związkowej rocznicy wraca pytanie: Czy Solidarność to był ruch czy związek?
„Ruch odrodzenia moralnego" wynikał z konieczności walki związkowej i zniknął jak smużka dymu w 1990 r., gdy rządy dusz przejęła druga Solidarność, zbudowana według ideologii Friedmana. – napisze po latach Andrzej Gwiazda.

Nie wdając się w szczegółową analizę, powiem, jak ja to widziałam i dziś oceniam. Dla mnie „Solidarność” była zawsze związkiem, ale związkiem szczególnym, bo bez słów łączyła nas wola działania i naprawy, wola słuchania pokrzywdzonych i udzielania im pomocy.
Każdy, kto przeżył tamten czas, wie, jak bardzo czuliśmy się wolni i odpowiedzialni jedni za drugich.
Ale tak się złożyło, że nie można było wtedy oddzielić działalności związkowej od politycznej. Ta przenikała wtedy z konieczności każdą naszą decyzję. Rozumieli to nawet ci, którzy nie angażowali się w działalność „Solidarności”.
Na każde spotkanie z władzami szliśmy grupowo. Tak, tak, Panie Duda, nikt z nas nie poszedłby na rozmowę z premierem bez jej pełnej jawności.
A do tego setki interwencji, godziny rozmów z ludźmi, którzy przychodzili z nadzieją, że im pomożemy. Nikt wtedy nie pytał czy osoby te wypełniły deklarację, interweniowaliśmy tak jakby to był nasz związkowiec.
Trzeba też choć napomknąć, że taka praca związkowa wymagała czystych rąk. Znam ludzi, którzy z żalem mówili, że nie mogą się włączyć, bo czasem kombinowali w swojej pracy.

Byliśmy solidarni

Wiem, co teraz mogę usłyszeć. Nie musicie mi przypominać, że niektórzy byli delegowani z polecenia partii czy SB. Odpowiem. Nie było ani czasu, ani możliwości wątpliwości tych rozstrzygać. Gwarantem bezsilności tajniaków była jawność działania i bezinteresowność działaczy.
Ach! Jak było pięknie! Powie ktoś ironicznie. No, niezupełnie. Byli już wtedy tacy, którzy chcieli wiele zarabiać i umieli wykorzystać do pracy zapaleńców, co to własne pieniądze angażowali w kupno papieru, przejazdy, nie umieli i nie chcieli wycenić swojej pracy. Ale wielu z nich potem, ja do takich należę, odebrali w stanie wojennym zapłatę z nawiązką. Nie zostaliśmy w potrzebie nawet przez moment sami.
O nich, tych z punktów pomocy przy parafiach, o prawnikach, lekarzach i wolontariuszach rozdzielających i rozwożących pomoc, nie mówi się, za to o sporach wokół koncepcji działalności między działaczami struktur podziemnych związku już legendy zdążyły powstać. Kto, kiedy, jak, dlaczego uciekał, kogo zamknęli, kogo spałowali, a kto był TW. Owszem ważne, należy do historii, uwiarygodnia bądź nie, obecną działalność tych osób, ale nie na tym wtedy polegała solidarność, o której mówił nam w Gdańsku Jan Paweł II.

Solidarność - to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni - przeciw drugim. I nigdy "brzemię" dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza nad solidarność./…/ Nie może być program walki ponad programem solidarności. Inaczej - rosną zbyt ciężkie brzemiona. I rozkład tych brzemion narasta w sposób nieproporcjonalny.

Bardzo często i bardzo ochoczo przy różnych okazjach rocznicowych odwołują się dziś związkowcy do słów wielkiego rodaka, ale w praktyce, każda grupa zawodowa ciągnie do siebie, co najdobitniej widać przy tzw. reformie emerytalnej.

"Solidarność"przestała być solidarna

Rzecz nie w samym pamiętaniu i istocie misji, jaką na siebie wzięła wówczas „Solidarność”, a w pytaniu: Jak jest dziś? Dlaczego pękły więzy, dlaczego „Solidarność” przestała być solidarna?
W odpowiedzi zapytam każdego z nas:
- Odezwiesz się w czasie zebrania pracowniczego, gdy ktoś dopomina się o przestrzeganie prawa? Wesprzesz go?
- Zapiszesz się do związku w swoim zakładzie pracy? A może założysz tam związek, skoro go jeszcze nie ma?
-Staniesz po jego stronie, gdy twój kolega buntuje się przeciwko pracy bez odpoczynku, kosztem sobót, urlopu? A może z tym większym zapałem przyjdziesz do pracy nawet w niedzielę?
Odpowiedź zależy od poczucia honoru i własnej wartości. Po prostu nie zachowam się jak tchórz, zwyczajna świnia, co ryje, by więcej zagarnąć dla siebie.
Czy myślisz, że wtedy nie mieliśmy rodzin, kredytów do spłacania, dzieci na studiach, chorych rodziców, zaległości czynszowych?
Zabierali z pracy, aresztowali, wpychali na 48 godzin na dołek, wypuszczali, by za rogiem znowu zamykać na kolejne dni i nie pytali, kto odbierze dziecko z przedszkola, czy nie masz przypadkiem w domu zamkniętego psa, za co będziesz żył?
Nie baliśmy się? Wolne żarty. Od strachu większa była jednak pewność, że ludzie nie dadzą tobie i twoim bliskim zginąć.
Dziś nie grozi już pacyfikacja, strzelanie do robotników. Za to grozi nam bezrobocie, brak zasiłku, pętla kredytowa i eksmisja na bruk. Dziś pracodawca nie musi nas straszyć, wystarczy, że opanował techniki dzielenia, sami się straszymy.
Ale to nie wszystko, to nie jest powód, dla którego związki, w tym najliczniejszy NSZZ „Solidarność”, przestały być skuteczne.
Solidarność” działała w określonych społecznych i politycznych warunkach. Dziś są one inne, ale zadanie dla związku pozostało takie samo; chronić pracownika przed wyzyskiem, negocjować układy zbiorowe i ustalać godziwą zapłatę, pomagać i jednoczyć do wspólnego działania, reprezentować jego słuszne interesy przed pracodawcą, zapobiegać niesprawiedliwemu lobbystycznemu prawu. Inaczej cele te były realizowane w PRL, a inne metody muszą obowiązywać dziś.

Zysk i wyzysk

Zysk przedsiębiorcy jest wskaźnikiem pozwalającym określić czy działalność gospodarcza przedsiębiorstwa jest opłacalna, czy też nie.
Trudno się dziwić, że przedsiębiorca liczy, kalkuluje i przede wszystkim tnie koszty uzyskania przychodu, aby opłacalność jego firmy była jak największa. W skład tych kosztów wchodzi wycena pracy. To oczywiście nie tylko wynagrodzenie pracownika, ale wszystkie wydatki związane z płacą, jak choćby wynagrodzenia za godziny nadliczbowe, składka ubezpieczeniowa, różnego rodzaju dodatki, nagrody, ekwiwalenty za niewykorzystany urlop, różnego rodzaju fundusze itp.
Od lat słyszymy, że obciążenie pracodawców z tytułu kosztów pracy dławią firmy, a związki hamują rozwój gospodarczy. Można się przyjrzeć kosztom dokładnie i sprawdzić, które można zmniejszyć, które niszczą przedsiębiorczość i są źródłem bezrobocia. To powinien robić nie tylko pracodawca, ale również związki zawodowe, by żądania rykoszetem nie uderzały w pracowników. Ale przedtem proszę o przykład, że przerzucenie wzrostu kosztów na pracowników zostało spożytkowane na uratowanie firmy i jej rozwój.
Zdarzają się szlachetne wyjątki. Znałam jednak takiego pracodawcę, co kazał dla zwiększenia wydajności pracować w niedzielę, a sam z rodzinką wypoczywał w gospodarstwie agroturystycznym.
Oczywiście, swojej firmy nie kupił, nie zarobił na nią. Był jej dyrektorem i został właścicielem po jej sprywatyzowaniu. A gdy już wyeksploatował pracowników, którym zabrał nawet pomieszczenie na godne spożywanie posiłku, zamknął ją i założył drugą, zarządzając nią identycznie.
Na wycenę pracy składają się różne czynniki, niekoniecznie czysto ekonomiczne i społeczne. Czy ktoś jest w stanie policzyć, ile w wycenie ludzkiej pracy jest zachłanności, nieuczciwości i zwyczajnego wyzysku? Co widać najlepiej na procederze przenoszenia produkcji z Europy do Azji w poszukiwaniu taniej siły roboczej czy sprowadzaniu emigrantów z krajów ubogich.
W ekonomii zjawisko to ma swoją definicję. Jest to „eksploatacja siły roboczej (wyzysk)" poza prawem i często wskutek świadomego generowania bezrobocia, wcale nie wynikającego z podaży i rentowności firmy.
Ekonomia podobno nie ma etyki, a jedynie rachunek ekonomiczny. Etyki wymaga się jednak od pracownika. Jest on instrumentem do uzyskania dochodów i opłacalności działalności rynkowej, jest towarem, narzędziem, ale powinien być dyspozycyjny, uczciwy, kreatywny, najlepiej bez zobowiązań rodzinnych itd.
Demagogia ta wtłaczana jest nam na siłę poprzez media z pieniędzy jawnych i ukrytych lobbystów. Ostatnio najlepiej to widać na zaangażowaniu dziennikarskim w obronę „umów śmieciowych”.

Zmiany czy walka i szukanie wroga

U nas przychodzi to stosunkowo łatwo. Wciąż mamy wpisany w nasze umysły kod komunistyczny - „proletariusze wszystkich krajów łączcie się”, a wrogiem jest zły czy dobry, obojętnie, pracodawca i „białe, różowe i niebieskie kołnierzyki”. Takie bezproduktywne gryzipiórki.
Zamiast zmieniać, walczymy i szukamy wrogów, których nam się skrzętnie podsuwa. Tylko co z tego wynika, jeśli prawo jest nieskuteczne, przedsiębiorca bez etycznych hamulców, a związki bezsilne lub uzależnione od partii? Postraszą zmianą ustawy związkowej i już jest grzecznie. Etatowi działacze związkowi mają przecież rodziny, kredyty…
Warunkiem zwycięstwa jest konsekwencja i skuteczność. Jak sprawić, by związek stał się skuteczny?
W Polsce według danych CBOS z 2010 r. do organizacji związkowych należało 15% tak więc z 8 372 000 zatrudnionych 1,3 mln osób było członkami związków zawodowych. Nie da się więc zaprzeczyć, że związki zawodowe są najliczebniejszymi organizacjami zrzeszającymi Polaków. Żadna partia nie może się poszczycić taką liczebnością.
Ustawa o związkach zawodowych /Dziennik Ustaw Rok 2001 Nr 79 poz. 85/ teoretycznie powinna też zachęcać do zrzeszania. Tymczasem jest inaczej, liczba związkowców systematycznie spada. Najsilniej uzwiązkowiona jest budżetówka; oświata i służba zdrowia oraz silne gałęzie przemysłu, jak np. górnictwo. Najsłabiej przedsiębiorstwa prywatne, handel, usługi.
Skąd więc wzięło się przekonanie, że związki Polaków przestały interesować? Badania mówią co innego. Polacy nie należą do związków, bo w ich miejscach pracy po prostu nie ma. Szukają więc, jak napisał mi w komentarzu Internauta pomocy gdzie indziej. fotoamator pisze, między innymi:
Znam taką sytuację, w której grupa pracowników, zamiast udać się do związków, wynajęła radcę prawnego, aby odzyskać należne im od zakładu pieniądze. Sprawa trwała dwa lata, a pracownicy odnieśli sukces.
Muszą więc być hamulce, które nie skłaniają do zrzeszania się, inne niż niechęć do związków.
Szukając materiałów do tematu natrafiłam dyskusję: Związki zawodowe - szansa czy zagrożenie? Pada tam pytanie czy pracownik komórki Public Relations może być członkiem związku zawodowego. Po bardzo nowoczesnych, wolnorynkowych, kapitalistycznych poglądach na temat relacji między pracodawcą a pracownikami i reprezentującymi ich związkami, różnych wnioskach wynikających z obserwacj, pada końcowe zdanie Pauliny, która tę dyskusję rozpoczęła, niechętna związkom zawodowym:
faktycznie... nie doczytałam.. sorry - robię kampanię wyborczą Zielonym i jestem zakręcona na maxa... :)
I właściwie wszystko jasne. Robię kampanię, nieważne komu, a moje poglądy są czystą teorią i nijak mają się do wspólnoty, w której pracuję. O solidarności, wspólnocie narodowej raczej zapomnijmy w tym wypadku.

Solidarni gdzie indziej

Kilka tygodni temu przeczytałam:
Po ponadtygodniowej walce z pracodawcą o należne wynagrodzenie 50 polskich pracowników budowy w Essen na zachodzie Niemiec otrzymało pieniądze. (Polacy wywalczyli w Niemczech należne im wypłaty) Stało się to dzięki zabiegom związku IGBau. W czasie trwających negocjacji Polacy otrzymali niezbędną do przetrwania pomoc: Dwie noce spędzili w noclegowni dla bezdomnych, a potem miasto Essen oddało do ich dyspozycji szkolną salę gimnastyczną, a miejscowy Czerwony Krzyż zapewnił materace i koce.
Dumny ze sukcesu związkowiec mówi:
Dla związków zawodowych nie ma znaczenia to, skąd pochodzą ludzie pracy. Naszym zadaniem jest walka o ich prawa i sprawiedliwe pensje.
Skuteczność niemieckich związków zawodowych wymusza konkurencyjność i zabieganie o nowych członków.
Tam wiedzą, co stało się ze związkami we Francji, które troszczyły się tylko o swoich. Tanią siłą roboczą emigrantów, których nikt nie bronił przed wyzyskiem, związki francuskie zostały pozbawione swojej siły. Już tylko mogą sobie bezskutecznie pokrzyczeć w pochodzie na ulicy.

Recepta

Co zrobić by i u nas tak się nie stało? Zamiast ograniczać liczbę związków jak chcą tego partie, może by tak wreszcie wyprowadzić związki z zakładów pracy i uczynić je prawdziwie niezależnymi?
Może pora na zmianę struktur związkowych, żywcem przeniesionych z komuny?
Skoro związkowiec pobiera pensję od pracodawcy, to jak może być niezależny?
Dziś każdy może wyjeżdżając za pracą sprawdzić jak działają związki w innych krajach, może o tym przeczytać w Internecie, nie da się więc dłużej udawać, że mamy centrale związkowe. To nie są żadne centrale, a już na pewno centralą nie jest „Solidarność”.
Mój rozmówca, fotoamator, napisał:

Związki są potrzebne, ale paradoksalnie, ich zarządy nie mogą wywodzić się spośród pracowników. Raczej powinny istnieć np. regionalne centra związkowe -najlepiej branżowe - zupełnie niezależne od pracodawców, które reprezentowałyby pracowników i brałyby udział we wszelkiego rodzaju negocjacjach. A jeśliby uzależnić wynagrodzenie negocjatorów od wynegocjowanych stawek wynagrodzenia - to mielibyśmy zupełnie inną sytuację. Negocjatorami powinni być doświadczeni radcy prawni, opłacani ze składek członkowskich.

Nie wiem czy we wszystkim mój rozmówca ma rację, ale na pewno wiem, że nie da się być skutecznym związkiem pobierając pensję od pracodawcy, organizując wyjazdy integracyjne i paczki świąteczne. To mieliśmy za komuny. Nie da się walczyć o prawa pracownicze, gdy przewodniczący związku jest kierowcą dyrektora.
Może zacznijmy od najprostszej sprawy; jawności spotkań Komisji Trójstronnej? Niech ludzie wiedzą, co mogą związkowcy.
Może wreszcie z tygodnikiem „Solidarność” wyjść do ludzi, zareklamować, pokazać, jakie problemy rozwiązuje związek.
A może tak jak w przypadku TV Trwam organizować wielotysięczne marsze w obronie konkretnych pracowników, konkretnych zakładów? O. Rydzyk może, to cóż to jest dla Komisji Krajowej największego związku zawodowego?
Nie ma innej drogi jak wymusić na władzy i pracodawcach przestrzegania prawa. Błagalne apele o wspieranie związku nic tu nie pomogą. Buńczuczne odgrażanie się na nic się nie zda, jeśli będą to tylko puste słowa. Pora zabrać się do roboty, a ta skorumpowana i nic nie robiąca władza sam zwinie manele, bo kolesie przestaną napełniać koryto.

Gdy nie działa prawo, gdy ustawy dyktują korporacje pracodawców, gdy lekceważone są umowy społeczne, pozostaje bunt i walka, ale z głową i konsekwentnie, na miarę wyzwań czasu, a ludzie drzwiami i oknami będą pchać się do związków i co najważniejsze nie będą żałować swoich pieniędzy na składki.
Coś mi się jednak zdaje, że nie tylko umowy śmieciowe powinny pójść na śmietnik, ale polskie związki w obecnym kształcie i to bez wyjątku. Albo nastąpi porozumienie ponad podziałami wszystkich struktur związkowych, wypracowanie wspólnych celów, z szacunkiem dla odrębności, żeby zainicjować powstanie nowych, niezależnych od władzy, nastawionych na obronę i wszelkie wsparcie kondycji pracowników, albo bawcie się dalej, tylko po co i jak długo jeszcze?

______________________________________________________

 

źródło:Po co komu związki zawodowe?

źródło: Raport NBP o związkach zawodowych. Polacy niesolidarni w kryzysie

Statystyka z r. 2008

Największe regiony NSZZ "Solidarność (według liczby członków)

Śląsko-Dąbrowski 100 tys. Mazowsze 67 tys. Małopolska 60 tys. Gdański 43 tys. Dolny Śląsk 42 tys. Ziemia Łódzka 30 tys. Środkowowschodni 26 tys.

Członkostwo w związkach zawodowych według branż (w proc.)

Oświata, nauka, ochrona zdrowia 25 proc. Transport i łączność 22 proc. Górnictwo i przemysł 21 proc. Administracja 16 proc. Budownictwo 11 proc. Handel i usługi 4 proc.

Uzwiązkowienie w zakładach pracy (w proc.)

do 50 zatrudnionych 5 proc. od 50 do 249 zatrudnionych 18 proc. 250 zatrudnionych i więcej 31 proc.
źródło: 2,5 mln związkowców w Polsce. Ponad 6 tys. związków

______________________

w wersji audio "Rozmyślań przy zmywaku" możemy słuchać tu: Niepoprawne Radio PL

Brak głosów

Komentarze

Wtedy, Katarzyno - jak słusznie zauważyłaś - nie dawało się oddzielić działalności politycznej od związkowej. Może właśnie to stanowiło o sile i autentyczności pierwszej panny S...

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#297156

Nie wiem ;-( Ale sądzę, że bez ruchu oddolnego, bez pracy społecznej i zaangażowania, nie da się odtworzyć prawdziwych związków zawodowych.
Na początek bezwzględnie domagać się trzeba wyprowadzenia związków z zakładów pracy. Wtedy trochę "szereg nam się oczyści" ;-)

Pozdrawiam
Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#297167

Jako "chroniczny" bezrobotny nie mogę wypowiadać się przekonywająco... ;-)

Ale - teoretycznie - związki powinny być związkami ludzi pracy, a nie rzecznikami branżowych interesów...

Vote up!
0
Vote down!
0
#297170

A problem bezrobocia też powinien być w kręgu zainteresowań związków.:-)
Co do branżowości. Sama działałam w Regionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania. Trudno było z "robolami" ;-) się dogadać, ale i im było trudno bez nas i jakoś się dogadywaliśmy.
Ale to wszystko ma wtedy sens, kiedy jeden za drugiego, wszyscy za jednego. Popatrz, w Essen opłacało się pomóc 5o robotnikom polskim, a nasza "Solidarność" nie potrafiła obronić poza kopalniami żadnego zakładu. A przecież "Solidarność" należy do http://www.solidarnosc.org.pl/pl/organizacje-miedzynarodowe.html
Jak to w końcu jest z tą solidarnością międzynarodową?

Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#297177

Myślę, ze tu jest pies pogrzebany. Duży procent głosujących na PO pokazuje, dlaczego jest mała liczebność związków.
Mówi sie takiemu:
- No i co pan na tę podwyżkę wieku emerytalnego?
- Kryzys, rząd nie ma innego wyjścia.

To w skali makro, ale w skali zakładu zniewolony propagandą umysł myśli podobnie.

A, niebagatelny jest jeszcze jeden czynnik, dotyczy on zresztą nie tylko czy nie tyle związkowców, ale i opozycji. Nie ma już Wolnej Europy, która by nagłośniła, nie ma Zachodu, który krzyczał o krzywdzie i wspierał. Teraz jesteśmy sami.

Vote up!
0
Vote down!
0
#297181

Teraz jesteśmy sami. To jest clou.

PS. Do Katarzyny. Z "robolami" zawsze lepiej szło niż z "intelektualistami". Byli przyzwoitsi. Nie wiem, jak to teraz wygląda...

Vote up!
0
Vote down!
0
#297232

Od dłuższego czasu główkuję, o co tak naprawdę chodzi z tymi emeryturami, dlaczego nie było ostrego sprzeciwu, jaka rola w tym związków, zwłaszcza Dudy. Warto poszperać.
Czy jesteśmy bardziej sami niż Węgrzy? Chyba jesteśmy w innym miejscu niż reszta Europy. Rozpaczliwie brak nam wiedzy o tym, co dzieje się gdzie indziej. Zamiast żelaznej kurtyny mamy brak informacji i dociekliwości by je zdobyć.

Pozdrawiam
Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#297246

Pewna zapracowana kioskarka (ale nie ta moja!) kiedy przy niej skrytykowałam to podniesienie wieku, omal mnie nie zagryzła. Dla niej to nie problem, zwłaszcza skoro trzeba, bo kryzys i w ogóle. Trochę jej wyperswadowałam, ale wygrać z telewizorem, zwłaszcza w krótkiej pojedynczej rozmowie, nie mam szans, a to wybitnie telewizyjny typ kobiety.

Vote up!
0
Vote down!
0
#297288

Moze to będzie śmieszne, bo na jakiej podstawie to piszę, ale wydaje mi się, że Węgry nie są tak przeżarte agenturą, nie są bowiem takim osrodkiem zainteresowania, jak my - ze względu na nasze położenie, czy surowce.

Poza tym ich jest dużo mniej, to tak jak z Islandczykami. Wtedy wszystko "lepiej widać" i jest bardziej kameralnie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#297297

Muszę się w wielu miejscach zgodzić z twoją analizą.
Chciałbym jednak kilka rzeczy sprostować.
Będę pisał o Niemczech i dużych koncernach energetycznych bo o nich coś niecoś wiem.
Więc tak, związki są w zakładach pracy i działacze również, a nie poza nimi. Poza firmą jest tylko wynajęty do pracy przewodniczący, jest to po prostu zatrudniony lub może lepiej wynajęty do pracy człowiek. U nas taką rolę pełnią przewodniczący w Zarządach Regionów.
Prawdą jest, że w zakładach pracy nie ma etatów związkowych, ale to przecież nie znaczy jak się często u nas utarło, że związki są poza firmą, to jest przekłamanie którym karmią nas liberałowie.
Nie jest łatwo w dzisiejszych realiach funkcjonować i mobilizować ludzi do działania.
Spotykamy się z notorycznymi próbami przekupstwa przez prezesów firm, a w przypadku nieugięcia się, stosuje się drugą metodę, czyli zastraszanie do zwolnienia włącznie. Czego przykładów u nas w Szczecinie aż nadto. O ile w latach 90 przy zwolnieniu mnie, mogłem liczyć na to, że załoga stanie i zastrajkuje w mojej obronie, to teraz już tego nie jestem taki pewien. I jakie tu ma znaczenie czy jesteś na etacie czy nie. Nie dajcie się w to wciągać.
Cieszę się jednak, że się pochylacie nad problemami naszego związku. Więcej takich analiz w duchu próby naprawy, a nie zwykłego krytykanctwa.

Krzysiek

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysiek

#297245

gość z drogi

co ja moglabym w tym temacie powiedziec....dawny związkowiec,dzisiaj Wolny Człowiek....

chyba jedno 

nie da się tamtego czasu porównać z dzisiejszym....

wtedy jak było,tak było ale załogi były jedna wielką rodziną....

Dzisiaj  ?

strach o utrate pracy jest DOMINUJACY

a na miejscu dawnych zakładów pracy powstały prywatne wielkie "przedsiebiorstwa,ktorych włascicielami i zarządzającymi są albo Chinczycy,lubi

inny obcy kapitał, a jesli jest nim prywatny właściciel,to albo dygnitarz z PO albo z SLD...wiec ? to TAK na początek

pozdrowienia :)

i 10

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#297260

gość z drogi

głosuje na PO

W mojej dawnej firmie,niegdyś jednej z tzw pereł w koronie,dzisiaj

każdy nowy pracownik nie wiele mający wspólnego z jej dawnym kapitałem i kształtem, zagłosuje na PO,bo szefem jest PO

więc jesli nawet jest tam jakiś związek, to na pewno ma podniebienie różowe..

.dlatego własnie odeszłam na własne żądanie,mimo wszelkich umocnień..,

.po prostu nie chciałam być zależną od PO,/nawet za cenę dobrej sytuacji finansowej/

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#297262

gość z drogi

polityki nie dało się odłaczyć od związkowej roboty,a po zatym TO był pierwszy RAZ

jeszcze nie wiedzielismy,jak sie to "je" nikt nas nie uczył jak byc związkowcem...robiliśmy to sercem i dobra wolą...

a Najważniejsze,nie wiedzieliśmy ,ze  w przyszłosci zdradzą nas rózne

tw boni i im podobni

zylismy jak w gorączce,jakbysmy nie mieli rodzin,własnego zycia...

a Dzisiaj ????

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#297265

To był drugi raz... ;-). Pierwszy, to był Goździk w 1956... ;-). Ale w tym nie brałem udziału, więc się nie wypowiem... ;-)

Pozdrawiam :-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#297270

gość z drogi

ale ON zaczął,ONI i chwała im ,bo to był najtrudniejszy pierwszy krok,dla wielu śmiertelny

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#297278

Drogi Gościu z drogi,
to prawda, ale nie bez wyjścia jesteśmy. Tylko trzeba by było prześledzić krok po kroku, jak budował Rodzinę Radia Maryja O. Tadeusz Rydzyk, jak kierował przed wojną Sodalicją Mariańską prowadził chrześcijański uniwersytet robotniczy i działalność społeczno-oświatową w chrześcijańskich związkach zawodowych wikariusz włocławski, późniejszy kardynał Stefan Wyszyński.

Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#297277

gość z drogi

i patronów w niebie,też...

Polacy mają w genach bunt...zdrowy bunt a przykłady ...sprawdzone,tylko powielać....

10

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#297280

Dziękuję, że chciałeś się pochylić nad długaśnym tekstem, który może zniechęcać do lektury, bo problem bardziej nadaje się na książkę niż blog. :-)
Nie staram się patrzeć na związek od strony wszystkowiedzącej, patrzę na niego jako członek, działacz regionalny i teraz - obserwator. Może to być użyteczne dla obecnych działaczy jako głos w dyskusji dosyć typowy, jak się zdążyłam przekonać z rozmów w środowisku i z komentarzy.
Dziękuję także za ważną informację, która mi pozwoli wyjaśnić pewne sprawy.
Mówiąc o wyjściu z zakładów miałam na myśli komisje zakładowe, a nie członków. O tym mówi mój rozmówca, ale to tylko jeden z poglądów do dyskusji.
Jest to ważne dla małych zakładów. Byłam w sytuacji, że tylko ja jedna należałam w kuratorium oświaty do Solidarności. Była to czysta fikcja. Komisja Zakładowa Urzędu Wojewódzkiego zajmowała się przysłowiowym załatwianiem "cebuli" i kontrolowała podział nagród, opiniowała regulaminy i była pasem transmisyjnym do przekazywania informacji, które chciał przekazać wojewoda, nie zawsze prawdziwe. Wszelkie problemy pracownicze leżały, a Zarząd Regionu nie chciał się mieszać odsyłając do komisji.
Jak taki problem ugryźć?
To że w Niemczech przewodniczący jest poza zakładem jest jakimś rozwiązaniem. Jest niezależny. Oczywiście, jak się chce psa uderzyć, zawsze kij się znajdzie, bo jest konflikt interesów.
Nie ulega jednak wątpliwości, że coś trzeba postanowić z przewodniczącymi zależnymi od pracodawcy. Podobnie jak trzeba ruszyć głową, by wiedza o związkach trafiała do ludzi. Marketing się kłania. :-)
Wszystkie problemy są pilne i na ostatni gwizdek. Społeczeństwa Europy zostały zatomizowane. Mechanizmy solidarności społecznej manipulowane przez ideologów lewicowych. My jeszcze mamy szansę, bo jesteśmy u progu tego, co oni przeżywali w latach 80-tych. Może zacząć od jawności rozmów z władzą?
Czy uda się?

Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#297268

"Mówiąc o wyjściu z zakładów miałam na myśli komisje zakładowe, a nie członków"
Ja też nie miałem na myśli szeregowych członków a właśnie struktury związkowe.
Warto również wspomnieć, że tam pracownicy którzy nienależną do związku nie mają przywilejów wywalczonych przez związek, dlatego mają uzwiązkowienie na poziomie 90%.
Czy to dobrze? Są plusy i minusy takiego rozwiązania.
Jeszcze raz jednak muszę zwrócić twoją uwagę na fakt, że działający w tych firmach działacze związkowi są zatrudnieni u tego pracodawcy a więc uzależnieni od niego. Rożnica polega na tym że nie obciążają pracodawcy kosztami działalności (etatów). W praktyce bywa z tym jednak różnie. Rola wynajętego przez nich przewodniczącego sprowadza się do wykonywania ich poleceń oni mu przecież płacą.
Pozdrawiam

Krzysiek

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysiek

#297484

To jakie widzisz wyjście? Jakie wyjście widzą związkowcy? Ostatnio nawet w moim regionie delegaci olali zjazd, nie było kworum. Tak jak jest dalej nie może być. Niedługo nikt i nic nie będzie bronić pracownika najemnego. Majsterkują nieustannie przy KP, płaca minimalna zamiast godziwej, rozwiązała pracodawcom ręce, mogą płacić jak chcą. Układy zbiorowe niczego nie rozwiązują w przypadku rozdrobnienia firm I tak można wymieniać. :-(

Również pozdrawiam
Katarzyna

Vote up!
0
Vote down!
0

Katarzyna

#297618

Nie wiem, po prostu nie wiem. Dlatego uważnie staram się wczytywać we wszystkie uwagi na temat związku. W związku jestem od 1.09. 1980r. od pierwszego dnia mojej pracy.
Z moich obserwacji wynika, że związek „S” powinien zmienić swoją strukturę. Niestety powinien mieć strukturę branżową. A u nas jest struktura regionalna. Wiem, że to kontrowersyjne przecież nasz związek nazywa się solidarność. Ale tak to widzę. Należy odejść od dożywotnich przewodniczących, dwie kadencje i koniec. Kiedy wyrażam takie poglądy słyszę argumenty. Nie ma chętnych do działania w związku, co zrobić z tymi którzy są na etatach związkowych wiele lat, co z nimi po zakończeniu kadencji. I znowu odpowiem nie wiem. Ale wydaje mi się to jedynym ratunkiem dla naszego związku. Ludzie młodzi nie przyjdą już do nas dla znaczka solidarność, muszą dostać coś w zamian, coś czego nie dadzą im pozostałe organizacje związkowe. Znaczek należy traktować jako wartość dodaną, ale nie podstawową. Mógłbym jeszcze wiele na ten temat pisać ale to przecież nie forum związkowe i tak już chyba napisałem o dwa zdania za dużo.
Co do kworum to niestety ta choroba dotyka nie tylko związki, nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim. Dokładnie tak samo było ostatnio na walnym zebraniu członków stowarzyszenia w którym też działam. Krytykantów jest wielu, ale co zrobić aby to zmienić. Wszyscy stawiają diagnozy ( nie wyłączając mnie), a ja bym chciał usłyszeć jak to leczyć.

Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
PS.
Zawsze powtarzam „nowym” młodszym działaczom związkowym, nagroda za nasze trudy to w niebie, tutaj tylko nagana. Nie jest to popularne.

Krzysiek

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysiek

#297853