Jednak chyba będzie ten Budapeszt

Obrazek użytkownika rosemann
Kraj

Wygląda na to, że jednak za niedługo możemy obudzić się w stolicy ponurych Madziarów. Nie wiem tylko czy będzie to Budapeszt z dni tryumfu pana Orbana i jego Fideszu  ( któż u nas miałby odegrać ich role?) czy też z tragicznych dni roku 1956 (któż miałby przynieść nam „bratnią pomoc”?).

Taki wniosek nasunął mi się podczas wczorajszego, krótkiego zetknięcia z panem byłym/przyszłym Premierem Tuskiem, który na posiedzeniu Rady Krajowej swojej partii nakreślał główne kierunki marksi… znaczy zarysowywał ogólne założenia na najbliższe lata.  Oczywiście na Radzie Krajowej nie byłem. Gdzież bym zresztą śmiał być! Rzecz całą w telewizorze oglądałem zachęcony widokiem dawno nie oglądanego „najbardziej wpływowego człowieka III RP” (jak ustalił pan Lis z gromadką swoich „fachowców”). Pewnie się ostatnimi czasy ukrywał żeby tym swoim wielkim wpływem jakiej szkody nie narobić… Ale do rzeczy.

To, co zobaczyłem, był to widok wstrząsający. Wzrok pana Tuska zdradzał skrajną desperację i czekałem tylko kiedy się rozpłacze albo nie wytrzyma i wypowie wreszcie oczekiwane od dawna „kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem” i od siebie doda „oraz przez sen”.

W tym stojącym na skraju desperacji człowieku nie było ani krzty wiary w to, czym jeszcze parę tygodni temu tak skutecznie nakarmiono by nie powiedzieć nafaszerowano społeczeństwo. O „zielonej wyspie” i o tym, że „zbudowalim wiele a możem jeszcze więcej”. Nie było mowy o tym, że „spokojnie przeszliśmy” ale raczej, że doszliśmy i stanęliśmy na skraju. Czekałem tylko kiedy szef rządu były/przyszły powie coś o konieczności uczynienia tego niezbędnego i nieodwołalnego kroku w przód. Tak, jakby to nasze „przechodzenie suchą stopą” okazało się takim zwykłym bieganiem wzdłuż brzegu ze strachem przed zamoczeniem choćby jednego palca.

Słowo kryzys w tym fragmencie, który oglądałem, padło tyle razy ile razy w sennych marzeniach nastolatka pojawia się imię jego pryszczatej wybranki. W połączeniu z przerażonym wzrokiem premiera, z jakim wodził po zebranych zastanawiając się pewnie przy tym czemu jeszcze nie zwiali, brzmiało to jak odliczanie czasu do uderzenia. To nie były już te znane skądinąd „wilcze oczy”. Takie oczy wilki miewają tylko w jednej sytuacji, o której pisać nie będę.

Przy okazji zabawnie wyglądał ten moment, w którym były/przyszły Premier nawiązał do konieczności trwania koalicji z PSL. To było zaraz po tym, jak wyliczył te wszystkie plagi, którym trzeba się z cała mocą przeciwstawić bo spadną na nas nieodwołalnie i niechybnie. Ja, na miejscu pana Pawlaka i każdego innego działacza partii lubiącej ostatnio chodzić za stodołę i być tam nowoczesną, oddzwoniłbym zaraz panu byłemu/przyszłemu Premierowi i za dalszą współpracę podziękował. Jakoś bym tam zagadał o potrzebie odpoczynku po tych minionych czterech latach, w które się po łokcie albo i dalej nasze sejmowe chłopstwo urobiło.

Retransmisję tego protoorędzia pana byłego/przyszłego Premiera oglądałem ze znajomym. Kiedy Premier zaczął twardo zapewniać, że będzie się głownie troszczył o żyjących „tu i teraz”, znajomy rzecz skwitował krótko: „Znaczy, zaje***ą nam wkrótce i resztę kasy odłożonej na emerytury”. Po czym poprosił, by przełączyć na coś innego. Leciały właśnie „Pingwiny z Madagaskaru”, scena, w której Skiper zwraca się do króla Juliana (lemur, w swym mniemaniu władca zoo – to dla niezorientowanych) z apelem – „Nie udawaj mi tu ogoniasty głupiego”. „A jeśli ja nie udaję?” – zapytał ze szczwanym uśmiechem król Julian. „Właściwy człowiek na właściwym miejscu” pomyślałem bo mi się skojarzyło zaraz.

ps. Zachęcam gorąco do zapoznania się z notką poprzednią.

Brak głosów

Komentarze

Autor napisał

 

"jak ustalił pan Lis z gromadką swoich „fachowców"

a moim skromnym zdaniem powinno być WAHOFCUF

POZDRAWIAM

Vote up!
0
Vote down!
0
#198728

Ciekawe komentarze dzisiaj znalazłam.

Spór o Kopacz
 

CZEKAJĄ NA KATA aparat państwa na służbie u Donalda Tuska(autor: Myszka and Miki). – Miałem wczoraj spotkanie z biznesmenem. Typowym. Polskim. Talent, brak wykształcenia, miłość do ryzyka i alkoholu. Ale dzisiaj nie pił. I nie był już tak pewny siebie jak wczoraj, albo miesiąc temu. Bał się, że zapukają do niego o 6.00 rano albo „zawiną” zwyczajnie na ulicy. Kto? Służby. W każdej chwili. A wszystko przez Schetynę. A raczej przez jego wroga. A wróg to państwo polskie.

Bo państwo Polskie to dzisiaj Tusk.

BEZ WYJŚCIA
Jak w klatce. Duszna atmosfera. Strach – ten, który media lokalizowały w czasach władzy PiS – u. Ściszone rozmowy…. Przekonanie, że jest się inwigilowanym. Kilka telefonów w ręce, kilka rezerwowych kart sim, itd. Tak właśnie było wczoraj, miesiąc po historycznym zwycięstwie PO w wyborach do Sejmu i Senatu RP.
...
Mój znajomy, biznesmen obracający „grubo” – jak sam się wyraża, ma dzisiaj kłopoty. Różnica z biznesmenem, którego spotkałem w Warszawie w 2003 r. jest jedynie taka, że ten pierwszy jest dzisiaj wrogiem państwa polskiego a ten ostatni wszedł w paradę jedynie jakiemuś prywaciarzowi. Obiektywnie, pechowy biznesmen ze świętokrzyskiego miał więc znacznie więcej szczęścia niż mój znajomy u początku II kadencji rządu Premiera Donalda Tuska. Nikt mu nie pomoże. Czeczeni, albo Albańczycy z Kosowa już by nie wystarczyli. Państwo polskie ma służby, ma prokuraturę, sądy a na końcu zakłady karne…Znajomy pokazuje mi sms który dostał od tzw. „przyjaciela”. Masz kłopoty i służby się Tobą zajmują. Mam nadzieję że kiedyś się odpłacisz za to że Ci o tym mówię – czytam komunikat na jego iphon-ie. Biznesmen ma – jak każdy obracający milionami w Polsce wiele długów. Dotąd spłacał je swoimi sposobami i jakoś dawał radę. Teraz to już nie takie proste. Nagle wszyscy wierzyciele odrzucają jak jeden mąż propozycje ugody, a banki żądają spłat natychmiast. Biznesmen ma pieniądze. Ma ich dużo. Nie tylko w Polsce – schowane w sejfie. Ma je w rajach podatkowych – na innych kontynentach. Może część nawet zakopał w sobie wiadomym miejscu albo jak Tony Soprano w słoikach w ogródku. Tyle że te pieniądze mogą się mu już do niczego nie przydać. Chodzi o interes do którego namówił go kiedyś znajomy. Nie byle jaki – człowiek z Wrocławia, z rozdania Grzegorza Schetyny. „Tusk niszczy dzisiaj wszystkie biznesy Schetyny, chce go odciąć od kasy” – mówi. Czuje, że i on oberwie. Boi się. Nie to – co dawniej. Gdy go kiedyś poznałem powiedział niby żartem ale z dumą że to on odpowiada za niemiecki dowcip o polskich złodziejach samochodów z lat 90-tych: Chcesz jechać na wczasy? Jedź do Polski. Twój samochód już tam czeka. Biznesmena znam jakiś czas. Wiem, że nie ściemnia. Dla niego nie ma znaczenia kto rządzi. Liczy się tylko hajs.
 

http://wirtualnapolonia.com/2011/11/08/spor-o-kopacz/#comment-56122

Vote up!
0
Vote down!
0

  Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków

#198816