Kłamstwo czy niewiedza?

Obrazek użytkownika yuhma
Kraj
O liście pani minister Hall do Jarosława Kaczyńskiego Jarosław Kaczyński napisał do premiera Tuska list w sprawie nauczania historii w liceum. Napisał w nim:
Decyzja podjęta przez resort edukacji za Pana zgodą jest szkodliwa i nie ma podstaw merytorycznych. Pozostaje w sprzeczności ze zobowiązaniami konstytucyjnymi państwa i ustawowymi zadaniami systemu oświaty. […] oznacza ona w praktyce, że nauczanie historii w szkole będzie kończyć się w pierwszej klasie liceum, w drugiej i trzeciej będzie realizowane jedynie w luźnych i niezobowiązujących formach.
O tym, jak wyglądać będzie nauczanie historii wg nowej podstawy programowej – trochę dalej. Na razie odnotujmy, że na list JK odpowiedziała szefowa MEN, Katarzyna Hall. Pomińmy tanie złośliwości, które serwuje swojemu oponentowi, i przejdźmy od razu do meritum:
Zachęcam Pana Prezesa do przeczytania podstawy programowej i osobistego zainteresowania się edukacją
Co prawda nie do mnie te słowa, ale odpowiem: podstawę programową znam, a edukacją zajmuję się zawodowo.
[…] jedynym Pana działaniem edukacyjnym było oddanie oświaty Romanowi Giertychowi. Jak to się skończyło wszyscy wiemy.
Ano wiemy, wiemy. „Giertych do wora, wór do jeziora”. O to, Pani Minister, chodziło?
Efektem uczenia historii „po staremu”, którego Pan broni, jest odwracanie się uczniów od tego przedmiotu w sposób wręcz lawinowy. Liczba zdających maturę z historii wyniosła w tym roku zaledwie 26 tysięcy. To aż 41 tysięcy mniej niż 6 lat temu!!! Czy tego trendu warto bronić? Polecam głęboką refleksję.
Pni Minister, pierwszy raz słyszę, żeby liczba zdających jakiś przedmiot na maturze zależała od programu nauczania. Licealiści wybierają przedmioty maturalne, biorąc pod uwagę, co jest wymagane na studiach. A tu wymóg znajomości historii spadł na łeb, na szyję. Nie jest wymagana nawet na polonistyce. A na archeologii stanowi jeden z wielu przedmiotów dodatkowych do wyboru obok geografii, łaciny, historii sztuki. Kiedyś było nie do pomyślenia, żeby dostać się na powyższe kierunki bez wykazania się wiedzą historyczną, teraz jest ona niepotrzebna.
Zapewniam, że dzięki wprowadzanym zmianom od 2015 roku podwoi się liczba maturzystów zdających historię.
Hmm… skąd my to znamy? Typowe peowskie obietnice, dawane od razu z założeniem, że nikt ich nie rozliczy. Pani Minister świetnie wie, że nie ma żadnego wpływu na decyzje maturzystów i że jej obietnica mogłaby zostać spełniona tylko w przypadku samodzielnej decyzji niezależnych uczelni. A może ma jakiegoś haka na wszystkich rektorów w Polsce?
Zmiany te spowodują, że ci uczniowie, którzy wybiorą rozszerzoną historię, będą mieli znacznie większą niż obecnie dawkę tego przedmiotu
Krótko mówiąc, ci nieliczni zainteresowani historią, których liczba pod rządami pani Hall nijak się nie zwiększy, dostaną sporą dawkę wiedzy. To prawda. Ale po pierwsze – nie o tych nielicznych desperatów chodzi, po drugie – będzie to mniej więcej tyle samo co teraz. Skąd Pani Minister bierze dane, że „znacznie większą dawkę”, nie mam pojęcia.
oraz realizować będą obowiązkowo przedmiot uzupełniający przyroda, na którym będą mieli okazję rozwijać jeszcze swój kontakt z interesującymi zagadnieniami z nauk przyrodniczych.
W pierwszej chwili zamierzałem zastąpić ten fragment znakiem […], ale jednak postanowiłem go zostawić jako przykład paninegohallowego gadania. Co ma piernik do wiatraka, a przyroda do historii? Nic. Ale Pani Minister może sobie pogadać i zagadać rozmówcę.
Dzięki zmianom historię będą mogli wreszcie poznać - i się nią zainteresować - również uczniowie szkół zawodowych i techników, oraz ci uczniowie liceów, którzy wybierają profile klas nieuwzględniające rozszerzonej nauki historii.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Jak wygląda nauczanie historii wg najnowszej podstawy programowej, która wejdzie w życie za rok? 1) Szkoła podstawowa to – jak od lat – takie pierdu-pierdu bajeczki. W kolejności chronologicznej, ale bez żadnej ciągłości. Opowiastki o zjawiskach, wydarzeniach i ludziach. Tu się nie czepiam, bo tak jest od 1999, od reformy Handkego. Przed nim, kiedy szkoła podstawowa miała 8 lat, a liceum 4, tylko w IV klasie podstawówki pojawiały się „obrazki z historii Polski”, potem obowiązywała systematyczna nauka historii. 2) Obecnie prawdziwa historia zaczyna się w gimnazjum i zostaje doprowadzona do ostatnich dni I wojny światowej. Historia 1918 – 2005 to I klasa liceum. Faktycznie, dotychczasowy model, że i w gimnazjum, i w liceum robiono to samo, tylko na różnych poziomach wymagań, nie zdał egzaminu. Pomysł, żeby kurs historii na obu poziomach nauczania potraktować łącznie, jest niegłupi. Ale nie trzeba było tego robić likwidując 2 lata nauczania historii! Gimnazjum mogło się kończyć np. III rozbiorem, a liceum zaczynać Legionami Dąbrowskiego. Nie będę się mądrzył, jestem polonistą, nie historykiem. Ale wiem, że można było wiedzę rozłożyć na 6 lat, lub 5 + ostatni rok na powtórkę całości. Jeśli plany pani Hall wejdą w życie, historii będą uczyć się niedojrzali gimnazjaliści i najmłodsi licealiści. A przez 2 ostatnie lata, gdy są najbardziej chłonni intelektualnie, będą jej pozbawieni. 3) Pani Minister i jej ludzie jak mantrę powtarzają, że te 2 ostatnie lata nie będą ahistoryczne, że historia będzie obecna jako przedmiot nadobowiązkowy. Przyjrzyjmy się, jak to ma wyglądać: Licealiści, którzy nie wybiorą historii na maturze, będą przez 2 lata poznawać 4 wątki wybrane z następujących: ]]>]]> Jak łatwo zobaczyć – historii Polski dotyczy tylko ostatni z nich („Ojczysty Panteon i ojczyste spory”). A przecież nie o historię Burkina Fasso upomina się Jarosław Kaczyński i my wszyscy razem z nim. Każdy z wątków został rozpisany na zagadnienia do zrealizowania. W wątkach 1-8 opisano 81 zagadnień. Tematyka polska pojawia się 10 z nich! To 12%! A jeśli dodać wątek 9., to tematyka polska w nauczaniu historii przez ostatnie 2 lata liceum zajmuje 22%. Jeśli nauczyciel podejmie decyzję o realizowaniu „polskiego Panteonu”. A przecież nie musi. Czy można wątpić, co wybiorą maglowani politpoprawną propagandą nauczyciele? Ja obstawiam – 1, 3, 5, 7; nieliczni zapewne wezmą 4, 6; nikt – 2, 8; a 9 – tylko oszołomy. Jeśli mam rację, to czego nauczy się absolwent liceum o Polsce przez te 2 lata? W module „Kobieta, mężczyzna, rodzina”:
- charakteryzować polską obyczajowość w epoce nowożytnej; analizować na przykładach ikonograficznych, pamiętnikarskich i epistolograficznych sarmackie wzorce zachowań i oceniać trwałość tych wzorców; - analizować model kształcenia polskiego szlachcica w epoce nowożytnej; - analizować zmiany modelu rodziny w XX w., z uwzględnieniem przemian zaistniałych w życiu społeczeństwa polskiego.
W module „Swojskość i obcość”:
- analizować wielokulturowość społeczeństwa II Rzeczypospolitej;
W module „Rządzący i rządzeni”:
- wyjaśniać recepcję antycznego pojęcia obywatel w późniejszych epokach, z uwzględnieniem Rzeczypospolitej przedrozbiorowej; - analizować i oceniać zjawisko oligarchizacji życia politycznego i rozwoju klienteli jako nieformalnego systemu władzy w I Rzeczypospolitej; - analizować, na wybranych przykładach, działalność opozycji politycznej w PRL;
Mało przyjaźnie to brzmi, nieprawdaż? I bardzo politpoprawnie. Czemu w module o formach rządów nie ma ani słowa o tradycjach polskiej demokracji, ale obowiązkowo musi być „oligarchizacja”? A jeśli już musi być, to gdzie wyzysk nieszczęsnego chłopa pańszczyźnianego? Przecież to tematyka z tej samej bajki. Zauważmy, że uczeń w większości wypadków ma tylko „analizować, charakteryzować i wyjaśniać”. Tylko dwa razy może ocenić jakieś zjawisko – wzmiankowaną oligarchizację oraz „trwałość wzorców sarmackich”. Macie wątpliwości na temat kierunku tych ocen? Podobnie chyba można być pewnym, jak zostanie zrozumiane hasło „opozycja w PRL”, kto będzie wymieniany i cytowany 100 razy, a kto ledwie wzmiankowany. Również moduł poświęcony polskiemu Panteonowi budzi takie podejrzenia. Nie pada w nim ANI JEDNO nazwisko! Polski Panteon bez bohaterów! To jakaś paranoja. Albo celowy zabieg pozwalający nauczycielom na dowolny dobór postaci. Może się okazać, że największym bohaterem będzie margrabia Wielopolski lub książę Drucki-Lubecki, a typowym przedstawicielem Kościoła prymas Michał Poniatowski. Podsumujmy Pani Minister Hall, Albo Pani kłamie, albo nie zna Pani swoich rozporządzeń. W 2 ostatnich klasach liceum w praktyce w ogóle nie będzie historii dla uczniów, którzy nie zdają matury z tego przedmiotu. Historii Polski de facto nie będzie wcale, ale co gorsza – można podejrzewać, że lata te poświęcone będą intensywnej indoktrynacji w duchu „Europy” i politycznej poprawności. Zachęcam Panią do przeczytania podstawy programowej, którą Pani podpisała, i osobistego, bez pośrednictwa nierzetelnych doradców, zorientowania się w tematyce nauczania historii w liceum. Albo milcz Waćpani, wstydu (sobie) oszczędź.
Brak głosów

Komentarze

 

zapytałam syna kto prowadził Czarną Procesję. Popatrzył na mnie jak na dziwadło. Zapytałam więc, czy był na wagarach. Nie.

Książki zawsze szanuję i gromadzę lub oddaję komuś, dlatego mam nieszczęsną historię obowiązującą w liceum. Sprawdził;am więc zawartość tej książki. Okazuje się, że nie ma Czarnej Procesji, ani Dekerta i Kołłątaja. Idąc dalej doczytałam się, Ze Król wycofał się z Konstytucji 3 Maja (wycofał się !!!). Branicki, Szczęsny Potocki i pozostali nie zasłużyli na opublikowanie.

A Waćpani zapewne nie wie skąd pochodzi powyższa wypowiedź, bo Trylogia też nie zasłużyła sobie ...

Vote up!
0
Vote down!
0

  Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków

#184530

Ciociababcia raczy sobie żartować? Chodzi o marsz milczenia czy o tęczową manifę?

A tak powaznie, to jakieś ograniczenia w materiale do wkuwania robić trzeba. O czarnej procesji to i ja w szkole sie nie uczyłem.
Ale nie chce mi się wierzyć, żeby w jakimś podręczniku do liceum nie było mowy o Kołłątaju albo o targowicy. Jeśli to jest podręcznik obecnie obowiązujący, to jeszcze SPRZED reformy pani Hall. Można sobie wyobrażać, co będzie PO.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184579

przecież Czarna Procesja najprzystępniej wyłożona jest w "Sposobie na Alcybiadesa"
Pozdrawiam serdecznie
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#184582

znam temat ze "Sposobu na Alcybiadesa" :-) Ale to było na lekcji polskiego.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184584

komentarz ograniczę do odpowiedzi na pytanie zadane w tytule (gdyż jest ono skierowane do ministra w nie-rządzie Tuska):
i kłamstwo i niewiedza.

Ten nie-rząd tak ma.

Vote up!
0
Vote down!
0
#184535

Najlepsze podsumowanie tego rządu, jakie słyszałem! I nie wiedzieć, i kłamać to tylko tuski potrafią.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184580

uczniowie podstawówek i gimnazjów będą mogli uczyć się również z "Materiałów edukacyjnych na temat historii Żydów i antysemityzmu w Europie". Materiały te - jak piszą ich autorzy - "zostały opracowane przez Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (ODIHR) oraz Dom Anny Frank w Amsterdamie, we współpracy z gronem międzynarodowych ekspertów z siedmiu krajów europejskich: Chorwacji, Danii, Holandii, Litwy, Niemiec, Ukrainy i Polski. Polskimi partnerami w projekcie byli Stowarzyszenie Centrum Polsko-Niemieckie w Krakowie oraz Międzynarodowe Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Przedstawiciele i eksperci organizacji partnerskich odpowiedzialni byli za dostosowanie materiałów do sytuacji edukacyjnej i doświadczeń historycznych danego kraju". "Materiały" składają się z trzech zeszytów tematycznych (cz. 1 - historia Żydów i antysemityzmu w Europie do 1945 r., cz. 2 - problemy współczesnego antysemityzmu, cz. 3 - antysemityzm jako jedna z form dyskryminacji - to według autorów). Pakiet uzupełnia przeznaczony dla nauczycieli poradnik: "Antysemityzm - stare i nowe uprzedzenia". "Materiały" dofinansowane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej dostępne są również w wersji elektronicznej.
Inicjatywa wydania takich materiałów edukacyjnych poświęconych problemowi antysemityzmu godna jest pochwały. Jednak omawiane materiały na pochwałę nie zasługują, a to z podstawowego względu: znaczna ich część ma na celu nie przekazanie rzetelnej wiedzy, lecz oddziaływanie propagandowe. Zadziwiające: czy autorzy nie zdają sobie sprawy, że w tak delikatnej materii, wokół której zdążyło już narosnąć tak wiele szkodliwych uprzedzeń, każda niezręczność, manipulacja, nierzetelność może wywołać odwrotny od zamierzonego skutek? Przekazując informacje selektywnie dobrane, kładąc nacisk na jedne, a pomijając inne, niewygodne dopuszczają się wykroczenia w procesie dydaktycznym fundamentalnego: przekształcają przekazywanie wiedzy w próbę manipulowania młodymi umysłami. Manipulowanie oczywiście nie ma nic wspólnego z wychowywaniem. To pierwsze opiera się na selektywnie dobranych informacjach w celu wywołania założonego efektu, to drugie możliwe jest jedynie przy pełnym i szczerym przekazie informacyjnym będącym punktem wyjścia dla indywidualnej refleksji. Nie chcę przesądzać, czy autorzy stworzyli "Materiały" w celu manipulowania uczniami i nauczycielami, czy też po prostu nie dysponując należytą wiedzą i umiejętnościami, napisali je źle. Wolałbym tę drugą możliwość, obawiam się tej pierwszej.
Szczegółowe wyliczenie wszystkich miejsc, w których uczeń i nauczyciel mogą natknąć się na nierzetelne informacje lub będące próbami manipulowania, zajęłoby wiele tekstu. Wyliczę tylko niektóre, szczególnie rażące.
1. Od początku nie jest stosowane rozróżnienie między "żydem" a "Żydem", czyli wyznawcą judaizmu a członkiem wspólnoty narodowej. Zdecydowanie zaciemnia to przekaz w jego podstawowej warstwie informacyjnej.
2. "Nienawiść ta była podsycana przez oskarżenia Żydów o zamordowanie Chrystusa, chociaż faktycznie został on skazany na ukrzyżowanie przez gubernatora rzymskiego. To i inne fałszywe oskarżenia...". Zdanie pierwsze zaprzecza aktualnej wiedzy historycznej, początek zdania drugiego jest manipulacją.
3. Przy omawianiu holokaustu w czasie II wojny światowej winą obarcza się anonimowych "nazistów", faszystów, rzadziej hitlerowców, z którymi współpracują niekiedy "miejscowi kolaboranci". Dominuje forma bezosobowa: ustawy norymberskie "uchwalono", ludność żydowską do gett "zwieziono", "wymordowano", "rozstrzelano" etc., etc. Ponieważ adresatami materiałów są dzieci i młodzież o nikłej - niestety - wiedzy historycznej (zwłaszcza w odniesieniu do czasów najnowszych), jest to niedopuszczalne zaciemnianie informacji.
4. Będący niezaprzeczalnym faktem historycznym udział osób pochodzenia żydowskiego w powstaniu, rozwoju i realizacji ideologii komunistycznej, od końca XIX wieku począwszy, na latach 50. i 60. XX wieku skończywszy, określony jest mianem "stereotyp": "Stereotyp ten stał się jednym z najpotężniejszych mitów politycznych dwudziestowiecznej Europy". To dezinformacja. Wiedza o roli Żydów w budowaniu komunizmu jest absolutnie kluczowa dla zrozumienia części przynajmniej postaw antysemickich występujących u ludzi zamieszkujących te kraje Europy, które doświadczyły niszczycielskich skutków funkcjonowania totalitarnych reżimów komunistycznych w Europie.
5. Wydaje się to niewyobrażalne, ale praktycznie nie ma informacji o inicjatywach z czasów II wojny światowej mających na celu pomoc Żydom eksterminowanym przez Niemców: o amsterdamskim strajku generalnym, odmowie deportacji Żydów bułgarskich, działalności Raoula Wallenberga czy przede wszystkim funkcjonowaniu "Żegoty" i postawie olbrzymiej większości polskiego społeczeństwa, dzięki pomocy którego okupację niemiecką przetrwało około 500 tys. Żydów, "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata", o Irenie Sendlerowej, o Ulmach - ani słowa!
6. Błędnie wprowadza się termin "ostateczne rozwiązanie" (Endlösung) przed konferencją w Wannsee.
7. Wprowadza się terminy nigdzie niewyjaśnione: nazizm, Szoa. (Notabene raz pisane w formie Szoa, w poradniku dla nauczyciela zaś Szoah.)
To tylko niektóre uwagi dotyczące części pierwszej. Część druga również zawiera mnogość błędów i uproszczeń, np. w opisie postaw relacji w Europie powojennej czy powstawania państwa Izrael. Kuriozalny wręcz jest rozdział o granicach wolności słowa, czy np. ćwiczenie zmuszające do wyszukania na fotografii dwóch plakatów o treści antysemickiej, podczas gdy w najlepszym przypadku za antysemicki można uznać tylko jeden plakat. W tym samym ćwiczeniu poleca się uczniowi napisanie listu do administratora strony internetowej zamieszczającej karykaturę premiera Izraela z żądaniem jej usunięcia. To przykłady manipulacji. Przykładem braku wiedzy autorów jest dosłowne przepisanie fragmentu popularnej Wikipedii w opisie tzw. pogromu kieleckiego - i to w poradniku dla nauczycieli. Czy naprawdę autorzy nie znają naukowych opracowań? Oczywiście autorzy podają tylko jedną wersję przyczyn i przebiegu morderstwa dokonanego na Żydach w Kielcach w roku 1946.
Reasumując, nauczyciele i dydaktycy wciąż muszą oczekiwać na dobre i rzetelne materiały wspomagające omawianie zjawisk ksenofobii, nacjonalizmów, rasizmu i procesów wykluczenia społecznego. Mam nadzieję, że omawiane materiały nie przysporzą wielkich szkód, bo pożytek z nich mały.

"Materiały zostały opracowane w taki sposób, by nauczyciele różnych przedmiotów humanistycznych mogli z nich korzystać. Decyzją ministra edukacji narodowej zostały one wpisane na listę środków dydaktycznych przeznaczonych do nauczania historii i społeczeństwa na poziomie szkół podstawowych oraz historii na poziomie gimnazjum (nr zalecenia: 2335/2008). W 2008 r. Ministerstwo Edukacji Narodowej wsparło finansowo wydanie 3. części materiałów, poradnika metodycznego oraz dodruk części 1. i 2.".
http://www.zydziwpolsce.edu.pl/edukacja/asmaterials.html
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#184568

Takich materiałów jest dużo więcej i pies z kulawą nogą się tym nie interesuje. Na szczęście w większości idą na makulaturę, bo nauczycielom też nie chce się ich studiować.

Jak rozumiem o ruskim antysemityzmie też nic nie ma? A jak jest, to taki bezosobowy? Gdzieś tam miały miejsce pogromy, gdzieś tam ktoś wydał "Protokoły mędrców Syjonu"? O obecnym lewackim antysemityzmie też na pewno ani słowa.
O tym dlaczego w Polsce było największe skupisko Żydów w Europie też ani słowa, mam rację?

A co do tego cytowania Wikipedii - to bardzo częste. Chyba nie przypuszczasz, że autentyczni znawcy tematu napisali tę książeczkę?

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184583

w ciągu tych 6 lat dramatycznie spadła, więc siłą rzeczy mniej wybiera historię na maturze. Czyli kolejne przekłamanie pani (?) minister.
Po drugie: to od wielu lat (od reformy Buzka) pytanie: czy tylko uczymy pod egzamin, czy jednak przyświeca nam inny cel - wszechstronny rozwój człowieka - intelektualny, emocjonalny, społeczny etc. Argument matury jest jak najbardziej kretyński. Idąc tym tokiem myślenia, wyrzućmy wychowanie fizyczne, bo przecież absolutnie nie jest to przedmiot maturalny!!
Po trzecie: w szkołach zawodowych i technikach jest taki przedmiot jak historia. Więc nie wiem, o co tej babie chodzi. Mało tego: zawsze była.
Po czwarte: na osobny wpis zasługuje także to, co zrobili z językiem polskim i nie tylko w liceum, ale w całym cyklu kształcenia.

Taaaa. Polska w rękach PO to robole, niewykształceni, niemyślący, rzesze hydraulików i robotników, którzy będą podcierać d...y bogatym Anglikom, Niemcom, Holendrom, Belgom etc....

Vote up!
0
Vote down!
0

"Jedynie prawda jest ciekawa"

#184571

Faktycznie, argument demograficzny prześlepiłem.
Natomiast reszta twojego komentarza dotyczy w ogóle edukacji w III RP. I to jest temat na osobny wpis, do którego przymierzam się od dawna, ale wciąż nie mam siły.

robole, niewykształceni, niemyślący, rzesze hydraulików i robotników, którzy będą podcierać d...y bogatym Anglikom, Niemcom, Holendrom, Belgom etc....
To ideał, który pojawił się niedługo po 1989. Trzeba pani Hall oddać sprawiedliwość, że jest ona tylko ogniwem długiego łańcucha grabarzy naszej oświaty.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184585

Brawo za rzeczowy artykuł. Ale ograniczenia w programach nauczania dotyczą nie tylko historii. Przykładowo program matematyki został ze względu na obowiązkową maturę poważnie okrojony. Chodzi zapewne o to, żeby poprawić zdawalność tego przedmiotu. Jak widać po wynikach tegorocznej matury z miernym skutkiem. Uczniowie szkoły średniej praktycznie nie uczą się już trygonometrii - znają wzory na sin i cos wyznaczane z trójkąta prostokątnego - czego ja uczyłem się w szkole podstawowej, ale kształtu tej funkcji już znać nie muszą! Podobnie z rachunkiem różniczkowym. To tragedia! Ja uczę przedmiotów elektrycznych w technikum. Jak można się uczyć o prądzie sinusoidalnie zmiennym bez znajomości kształtu funkcji sinus! Przypuszczam, że obecne władze oświatowe czynią podobne spustoszenie nie tylko w historii i matematyce.

Vote up!
0
Vote down!
0

M-)

#184591

To chyba dotyczy wszystkich przedmiotów. Parę dni temu czytałem alarmujący tekst o nauczaniu fizyki. Chyba tylko wf-meni mogą być szczęśliwi.
Ale historia i język polski to przedmioty szczególne.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184592

Zanim zaczniemy się zastanawiać czego uczyć, warto pomyśleć jaki jest cel nauki. W szkole podstawowej uczniowie powinni sie uczyć tego, co jest niezbędne każdemu obywatelowi (przepraszam). Wszystko inne jest marnowaniem pieniędzy, których przecież mamy za mało.

Historia Polski i historia świata w zakresie bardzo ogólnym są na pewno niezbędne dla każdego. I dopiero tu, należy się zastanowić, co w historii jest niezbędne(!) dla każdego. Ja dołożyłbym tutaj mity, które miały wpływ na naszą kulturę, bo niby to nie historia, ale umysły młodych ludzi bardzo są bardzo dobrze nastawione do takich rzeczy, uczą myślenia abstrakcyjnego i na talerzu podają trochę wniosków bardzo przydatnych w życiu. Do tego mogą zaciekawić historią. Na bazie mitów można uczyć czytania, tego, że wszystko ma swoje konsekwencje, czyli myślenia przyczynowo-skutkowego. Niby wiedza o tym kto to był Herakles nie jest niezbędna, ale naprawdę bardzo pożyteczna. A umiejętność zauważania konsekwencji jest niezbędna każdemu.

Gimnazjum powinno być czymś, co odróżnia człowieka mającego aspiracje, od człowieka, któremu się głównie nie chce. Uczniowie powinni się w nim dowiedzieć, że można się uczyć dalej i poszerzyć wiedzę tak, żeby nie stać się nieprzydatnymi do liceów. Wybór programu powinien zależeć od programów liceów i przekazywana wiedza powinna być jedynie sygnalna, po to, żeby uczeń mógł świadomie dokonać wyboru.

Szkoły średnie (za moich czasów tak to się nazywało, nie wiem jak teraz) powinny poszerzać wiedzę, tak aby stała się wiedzą dojrzałego człowieka, który bez bólu wejdzie w dorosły świat. Powinny ją poszerzyć tak, żeby wybór uczelni nie stanowił problemu, żeby wybór pracy nie kończył się dożywotnim cierpieniem. I oczywiście wzbogacić wiedzę tak, żeby przygotować do matury i do zdobywania wiedzy na studiach.

Dopiero po tym, można zastanawiać się, które fragmenty odpowiednich nauk potrzebne są na poszczególnych etapach nauki. Bez tego to bez sensu. No i powinniśmy zauważyć, że inna wiedza potrzebna jest przyszłemu piłkarzowi, przyszłemu celebrycie, przyszłemu fizykowi, przyszłemu urzędnikowi... Już na poziomie średnim.

I jednak trzeba brać pod uwagę możliwości. Świat obecnie wyznaje teorię, ze wszyscy są zdolni wystarczająco, żeby uczyć się wszystkiego. Moim zdaniem to nieprawda.

No i możliwości nauczycieli!!! Dawałem kiedyś korepetycje nauczycielom, którzy fizycznie nie byli w stanie zrozumieć tego, czego mają uczyć. Myślę, że każdy z nas ma doświadczenia z „głupimi nauczycielami” i przypuszczam, że źli nauczyciele stanowią większość. Trzeba dobrze zastanowić się nad konsekwencjami nauczania każdego tematu przez nauczyciela, który go nie rozumie.

Dopiero później można wybierać tematy.

kłaniam się

Niegdysiejszy Blondyn

Vote up!
0
Vote down!
0

kłaniam się
Niegdysiejszy Blondyn

#184632

[quote=yuhma]Ale historia i język polski to przedmioty szczególne. [/quote]

wierz mi, że matematyka, fizyka też.
WF też na ogół traktowany jest lekceważąco, a sprawność fizyczna jest niezwykle ważna dla sprawności intelektualnej

kłaniam się
Niegdysiejszy Blondyn

Vote up!
0
Vote down!
0

kłaniam się
Niegdysiejszy Blondyn

#184633

Moim zdaniem sam sobie zaprzeczasz. Z jednej strony mówisz, że wszystkie przedmioty są ważne, z drugiej - że nie można wszystkich uczyć wszystkiego.
Też będę niekonsekwentny - zgadzam się i z jednym, i z drugim :-)
Na pewno programy w naszych szkołach były przeładowane wiedzą encyklopedyczną. Specjaliści układający programy dążyli do tego, żeby ich przedmiot był małym kursem akademickim.
Ale ratunkiem nie jest wylanie dziecka z kąpielą i kompletna likwidacja encyklopedyzmu. Jakieś fakty i definicje człowiek powinien znać. A dziś rzeczoznawcy MEN tępią wszystkie elementy encyklopedyzmu w podręcznikach.
Jeśli chodzi o specjalizację, to trzeba ją wprowadzać, ale muszą istnieć przedmioty specjalnej troski. Są to:
- j. narodowy i historia narodowa jako podstawa wspólnoty
- matematyka jako nauczycielka logicznego i abstrakcyjnego myślenia
- wf jako profilaktyka chorób cywilizacyjnych
- język obcy z przyczyn praktycznych

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184659

Yuhma: "Moim zdaniem sam sobie zaprzeczasz..." NB: Nie sądzę.

Yuhma: "Z jednej strony mówisz, że wszystkie przedmioty są ważne, z drugiej - że nie można wszystkich uczyć wszystkiego." NB: Starałem sie napisać, że młody człowiek, który ma przed soba wybór dalszej drogi, powinien rzetelnie poznać mozliwości jakie stoją przed nim. Oczywiści szkoła podstawowa to bardzo wstępny wybór i dlatego powinno być w niej wszystko to, co powinni wiedzieć wszyscy. Przecież taki człowiek ma prawo nie uczyć się dalej. Reszta i tak ma przed sobą naukę, która zmodyfikuje taką wiedzę. Za to młody człowiek powinien dowiedzieć się, jakie stoją przed nim możliwości, bo tego nie wszyscy dowiedzą się w domu. To powinno być podstawą kształcenia i na bazie tego powinien powstawać program nauczania. Co tam znieścić jest drugorzędne i w dużej mierze zależy od hierarchii wartości przygotowujących program. Dlatego naprawdę warto teoretycznie przygotować wymagania, a dopiero później wpasować w to praktykę.

Yuhma: "Jeśli chodzi o specjalizację, to trzeba ją wprowadzać, ale muszą istnieć przedmioty specjalnej troski. Są to: - j. narodowy i historia narodowa jako podstawa wspólnoty - matematyka jako nauczycielka logicznego i abstrakcyjnego myślenia..." NB: Specjalizacja tak, ale dopiero po gimnazjum. Gimnazjum powinno doszlifować wiedzę człowieka, aby był w stanie uczyć się dalej, dać mu szerszy obraz wszechświata, żeby lepiej mógł wybierać. No i żeby był zdolny np. być kopistą, czy kierowcą.

Yuhma: "- wf jako profilaktyka chorób cywilizacyjnych - język obcy z przyczyn praktycznych " NB: WF nie tylko, bo każdy człowiek powinien być sprawdy, do tego życie wymaga coraz większej sprawności. Czy naprawdę uważasz, że absolwentowi szkoły podstawowej niezbędna jest znajomość języków obcych? A niby dlaczego? Owszem, najłatwiej nauczyć dziecko, ale czy mu to potrzebne? Czy potrzebne każdemu? Dlaczego nie zaczekać z tym do szkoły średniej. Znajomość języka obcego to podniesienie własnej wartości dziecka, ale niekoniecznie podniesienie wartości społeczeństwa. Do tego naprawdę nie wszyscy sa zdolni przyswoić naukę języka obcego. Nie fizycznie, ale choćby dlatego, że zajęci sa czym innym (np.dłubaniem w nosie). Dlaczego za naukę nie przynosząca efektu ma płacić całe społeczeństwo? Przecież to kosztuje naprawdę sporo. Ja uczyłem się angielskiego w pierwszych klasach podstawówki, ale ta nauka dała mi szalenie mało. W tym czasie mogłem sie uczyć wazniejszych rzeczy. Później i tak musiałem jeszcze raz dowiedzieć się tego samego. Kilkukrotna nauka tego samego, to wyrzucanie pieniędzy w błoto, ale przede wszystkim wyrzucanie w błoto czasu dzieci. Czasu, którego nie da się odzyskać.

kłaniam się Niegdysiejszy Blondyn
Vote up!
0
Vote down!
0

kłaniam się
Niegdysiejszy Blondyn

#184761

Ale ja mówię o edukacji w ogóle, ze szczególnym uwzględnieniem LO.

Oczywiście, że gimnazjum powinno stanowić podstawę nauczania, a szkoła podstawowa - wprowadzenie, ukoronowaniem nauki winno być liceum.

Też jestem przeciwnikiem uczenia języków obcych w szkole podstawowej i nieprzejednanym krytykiem wprowadzenia jej do klas najmłodszych. Na tym etapie trzeba nauczyć się najpierw swojego ojczystego języka, język obcy tylko w tym szkodzi. Szwedzi zaczynają naukę angielskiego dużo później niż my, a mają jakby lepsze rezultaty. Gimnazjum jest dobrym momentem na rozpoczęcie edukacji językowej, ale polska praktyka idzie w odwrotnym kierunku. Niedługo będą powstawać żłobki z wykładowym angielskim (przedszkola już są).

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184767

Ja się odniosę do spraw matur, jako że pisałem rok temu więc jestem na bieżąco. Ogólnie bardzo dobra argumentacja we wpisie, o tym dlaczego tak mało osób historię zdaje. Na poziomie rozszerzonym program jest niezwykle rozbudowany, potrzeba niezwykłego zacięcia i oczywiście świetnej pamięci do dat. I nikomu się nie chce tego robić, bo "matura jest furtką na studia, a nie pokazem ambicji". Na wiele kierunków, nawet bardzo z nią zwiazanych, historia nie jest wymagana, jest jedną z wielu możliwości, chociażby prawo na UW, gdzie równie dobrze można zdawać wos, a także... geografię i matmę.
Tak więc mówienie, że dzięki reformom historia będzie chętniej wybierana bez ruszania zasad kwalifikacji na studia jest takim samym obiecywaniem, jak sieć autostrad, zmniejszanie podatków, czy też deficytu
----------
"Zjednoczeni ludzie potrafią obalić każdy system..."

Vote up!
0
Vote down!
0

"Zjednoczeni ludzie potrafią obalić każdy system..."
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#184757

No właśnie, maturzysta ma dosyć problemów, żeby jeszcze ze względów ambicjonalnych wybierać trudniejszy przedmiot (historia), jeśli może wybrać łatwiejszy (wos).
A zasady kwalifikacji na studia określają niezależne uczelnie. Więc albo pani Hall wie coś o szykowanym zamachu na naiezalezność szkół wyższych, albo zamierza obniżyć poziom matur z historii. Albo po prostu kłamie jak to PO.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184764

Uczelnie nie korzystają z systemu staninów, które są wyznaczane dla poszczególnych przedmiotów pisanych na egzaminach. Ogólnie chodzi o to, że jeden z egzaminów może być łatwiejszy od drugiego (albo ten sam w kolejnych latach). Dlatego wyznacza się na podstawie wyników całej populacji (wszyscy zdający dany egzamin w Polsce) 7 grup. Do skrajnych (1 i 7) staninów klasyfikuje się określony procent najlepszych i najgorszych prac (nie pamiętam ile, ale np po 4%). I tak dalej ku środkowemu, 4-temu staninowi, gdzie mieszczą się ci, którzy otrzymali średnią dla danego egzaminu. W rezultacie z dwu przedmiotów, z których pierwszy był prostszy od drugiego, do pierwszego staninu trafią ludzie z 90% wynikiem i np 70%. Ale tym drugim było trudniej zdać, więc są w tym samym staninie, co pierwsi. I to nie uzyskany wynik w %, ale przynależność do staninu świadczy o rzeczywistej wiedzy absolwenta.

Niestety, uczelnie nie uznają staninów przy rekrutacji i uwzględniają procentowy wynik matury i wszystkie przedmioty traktują równoważnie. A to prowadzi do tego, że młodzież wybiera prostsze egzaminy, z których łatwiej uzyskać wyższy wynik.

Vote up!
0
Vote down!
0

M-)

#184846

Staniny są znane dopiero po egzaminach, uczelnie musiałyby w ostatniej chwili ogłaszać zasady naboru, a to byłoby niezgodne z konstytucją, że tak patetycznie powiem. Robienie punktacji na podstawie staninow z lat ubiegłych mija się z celem, bowiem CKE na ogół reaguje na zbyt łatwe lub zbyt trudny egzamin. W efekcie, jeśli w danym roku egzamin był bardzo łatwy, można się spodziewać, że w kolejnym będzie dużo trudniejszy.
Ogólnie mówiąc, system z testami egzaminacyjnymi kompletnie sie nie sprawdza, ale to temat na osobny tekst.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#184863

Uczelnie mogły by wpisać w zasady rekrutacji stosowanie staninów. Wtedy zasady naboru były by znane wcześniej, ale już same wartości staninów można by było brać z roku egzaminu. Uczelnia mogła by np. zastrzec, że przyjmuje wszystkich z 2 najwyższych staninów i w miarę potrzeb najwyżej punktowanych w ramach kolejnych staninów. Wtedy różnica między np. historią i WOS-em była by zniwelowana - z obu przedmiotów weszli by najlepsi. Co więcej, student który zdawał egzamin w roku, w którym był on prostszy, a nie dostał się ze względu na niską w stosunku do swojego rocznika liczbę uzyskanych punktów, nie byłby forowany, jeśli ponownie wystartuje na studia w roku, kiedy egzamin był trudniejszy, a jego słaby poprzednio wynik "poszybował" w górę na skutek niższej średniej ogólnokrajowej.

To oczywiście wymaga pracy i zaangażowania ze strony uczelni. Problem w czym innym. Znam osoby odpowiedzialne za rekrutację (na poziomie administracyjnym, nie decyzyjnym) na jednej z wyższych uczelni. O istnieniu staninów dowiedziały się ode mnie - nauczyciela w szkole średniej. Za to, w regulaminie mają takie kuriozum, że przeliczają maturę rozszerzoną na podstawową (taka jest wymagana z jednego z przedmiotów) specjalnym wzorem, według którego ilość możliwych do uzyskania punktów może przekroczyć... 100%!

Vote up!
0
Vote down!
0

M-)

#185210

Kiedy CKE ogłasza podsumowanie wyników, w tym staniny? Nie jest to już po naborze na wyższe uczelnie?

Ale w zasadzie nie to jest najważniejsze. Uważam, że kandydat, jak każdy obywatel, ma prawo do jednoznaczności i nienaruszalności zasad. A tu mielibyśmy do czynienia z sytuacją absolutnej niepewności i ciągłej płynności.
Wyobraź sobie tę sytuację z perspektywy maturzysty. Najpierw stres egzaminacyjny, potem nerwowe oczekiwanie na wyniki, a potem jeszcze niepewność, jakie będą wyniki ogólne, w którym staninie wyląduję.
Maturzysta nie odpowiada za pracę CKE, nie jego wina, że matura z określonego przedmiotu w danym roku była zbyt łatwa.
Poza tym kwalifikacja to konkurs świadectw. Jeśli egzamin był zbyt łatwy, wszyscy kandydaci mają zawyżone wyniki.

PS. O wiedzy wykładowców na temat szkolnictwa średniego mam wyrobione zdanie od dawna. Zresztą, w ogóle mam o nich wyrobione zdanie. Ryba psuje się od głowy.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#185246

staniny powinny być znane już w chwili ogłaszania wyników matur. Wynika to z tego, iż świadectwa maturalne drukowane są centralnie na podstawie "biedronek", czyli arkuszy podobnych do kart do Lotto, na których sprawdzający zamalowuje okienka odpowiadające przyznanej ilości punktów. Następnie są one skanowane i komputer na ich podstawie oblicza wynik danego maturzysty. Tak więc w chwili drukowania świadectw wszystkie niezbędne dane są już w systemie i nietrudno je opracować. Czyli staniny mogły by trafić na uczelnie równocześnie ze świadectwami.

A maturzysta skorzystałby na tym, bo jego szanse na studia nie zależałyby od trudności matury w danym roku (czyli od pracy CKE), ale od wiedzy i zdolności.

Co do konkursu świadectw, to zgadzam się, że podczas kwalifikacji wybiera się najlepszych. Konkurs świadectw rozwiązuje problem w przypadku, gdy uczelnia wymaga jednego konkretnego przedmiotu. Problem leży w tym, że część uczelni w wymaganiach daje alternatywę i kandydat może zdawać na dany kierunek jeden z kilku przedmiotów na maturze. I tu pojawia się rola staninów, bo te egzaminy z tych przedmiotów w danym roku mogą mieć różny poziom trudności, co może na starcie zdyskredytować tych, którzy wybrali trudniejszy. To też prowadzi do tego, że część kandydatów wybiera przedmioty prostsze, żeby zebrać więcej punktów, a ambitniejsze (np. historia) nie są wybierane.

Vote up!
0
Vote down!
0

M-)

#186519

To wszystko nie zmienia zasadniczego problemu (mojego):
- testy przygotowuje CKE i to ona powinna zapewnić porównywalną skalę trudności każdego egzaminu
- wiadomo, że jest to nierealne, choć teoretycznie możliwe
- maturzyści podejmują decyzje na podstawie egzaminów z roku poprzedniego, w momencie, kiedy składają ostateczną deklarację maturalną, nie mają szansy wiedzieć, czy i który egzamin będzie łatwiejszy
- w efekcie można sobie wyobrazić, że ambitny maturzysta, który świadomie wybrał przedmiot trudniejszy, przepada, bo akurat w jego roku CKE pomyliła się i jako egzamin maturalny wypuściła rezerwowy arkusz dla gimnazjum.

A w ogóle to jestem przeciwnikiem nowej matury. Ale to znów temat na osobny wpis.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#186529