Deutsche Euro

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb
Gospodarka

Europa wciąż żyje w strefie Deutsche Mark, tylko że ta strefa dla niepoznaki nazwana jest inaczej.

Jeśli ten tekst przeczyta przypadkiem jakiś ekonomista, to zapewne zechce odgryźć mi głowę i wdepcze w ziemię fachowymi argumentami, mimo to jednak zaryzykuję i postawię na poły intuicyjną tezę, ze Europa wciąż żyje w tzw. „strefie Deutsche Mark”, tylko że ta strefa dla niepoznaki nazwana jest inaczej.

I. Od „strefy Deutsche Mark”...

Jak wiadomo, od lat 60-tych Niemcy są wiodącą siłą ekonomiczną na kontynencie europejskim, co automatycznie pociągało za sobą wzrost znaczenia marki niemieckiej, jako regionalnej, europejskiej waluty do tego stopnia, że zaczęto wręcz mówić o Europie jako o „strefie Deutsche Mark”. W skali światowej marka również była mocnym graczem, ale jednym z wielu – obok jena, franka szwajcarskiego czy brytyjskiego funta. Prawdziwie globalną walutą na którą przeliczano światową wymianę gospodarczą pozostawał amerykański dolar.

Można przypuszczać, że od pewnego momentu (jeszcze przed traktatem z Maastricht – 1992, wejście w życie - 1993), w miarę poszerzania struktur europejskich z jednej i zacieśniania polityczno-gospodarczej integracji z drugiej strony, Niemcom jako lokomotywie projektu europejskiego przestała wystarczać dotychczasowa, regionalna rola ich narodowej waluty i zapragnęły rzucić wyzwanie Stanom Zjednoczonym i ich dolarowi. Do tego jednak same Niemcy, mimo całej ekonomicznej potęgi i wzrostu politycznego znaczenia po zjednoczeniu z dawną NRD, wciąż pozostawały „za chude”. Trzeba było wymyślić coś innego. Tym czymś okazało się Euro.

II. ...do „strefy Deutsche Euro”.

Pierwsze przymiarki do euro-waluty sięgają jeszcze lat 60. i 70. XX wieku, ale z różnych względów nie mogły zostać zrealizowane. Dopiero traktat z Maastricht dał Niemcom odpowiednie narzędzia do sformalizowania swej monetarnej hegemonii. Wcześniej (od 1979 roku), jako etap przejściowy funkcjonował Europejski System Walutowy z „wirtualną” jednostką rozliczeniową – ECU (European Currency Unit). Od 1993 roku, w ramach traktatu z Maastricht zaczęła natomiast funkcjonować Unia Gospodarcza i Walutowa, która w trzyetapowym procesie wprowadziła nową walutę – Euro, czego ukoronowaniem było wprowadzenie do obiegu w 2002 roku monet i banknotów Euro emitowanych przez Europejski Bank Centralny, odpowiadający także m.in. za politykę monetarną strefy Euro.

W ten oto sposób „dopięty” został proces czyniący z Deutsche Mark walutę prawdziwie globalną. Aby operacja zakończyła się powodzeniem, trzeba było przekonać największe europejskie gospodarki do jej przyjęcia pod zmienioną nazwą, w zamian za dopuszczenie w ograniczonym zakresie do współdecydowania o polityce monetarnej „euro-marki” i uwzględnienie ich ekonomicznych priorytetów. Dzięki temu „spięto” potencjały ekonomiczne poszczególnych krajów pod „miękkim” patronatem Niemiec.

A że Niemcy musiały przy okazji wyrzec się nazwy „marka”? Niewielka strata – wymienić symbol na realne, paneuropejskie i globalne korzyści.

III. Globalna „Euro-marka”.

Wystarczy przyjrzeć się, kto ma obecnie najwięcej do powiedzenia w sprawie bankrutującej Grecji i kto kreuje gospodarkę „eurolandu”, by pozbyć się złudzeń. Warto też przyjrzeć się temu, czyja dyplomacja (zarówno państwowa, jak i uprawiana przez instytucje unijne) najintensywniej lobbuje za rozszerzaniem strefy euro o kolejne kraje „nowej Europy”, po uprzednim wykupieniu i zdominowaniu ich systemów bankowych, a także które kraje „eurolandu” przypłaciły przyjęcie nowej waluty największym wzrostem cen w stosunku do siły nabywczej obywateli i najboleśniej odczuły kryzys oraz związany z nim odpływ kapitału, który to kapitał ponoć „nie ma ojczyzny”.

Grecki bankrut będzie niedługo zmuszony do wyprzedaży pozostającego w państwowych rękach majątku. Jestem dziwnie pewien, że głównym nadzorcą i beneficjentem staną się Niemcy i w mniejszym stopniu inni unijni „wielcy”. Amortyzatorem plajty mógłby wprawdzie stać się powrót do drachmy połączony z jej dewaluacją względem „euro-marki”, ale do tego nie można dopuścić, gdyż po pierwsze - jak niegdyś w przypływie szczerości wyznał Romano Prodi - „euro to projekt polityczny”, po drugie – krok taki mógłby wywołać efekt domina, co zagroziłoby ekonomiczno-monetarnej dominacji dobrego niemieckiego wujka, który przecież nie po to pożyczał, sponsorował, inwestował itd., by teraz europejska gospodarka rozlazła się mu w rękach niczym dziadowskie gacie.

A „Deutsche Euro” jako waluta globalna? Cóż, według danych z 2009 roku „47 proc. będących w obrocie międzynarodowych obligacji było denominowanych w dolarach, a 40 procent w euro”. Natomiast udział euro w transakcjach walutowych w 2010 r. wyniósł 39,1 proc, co również jest drugą lokatą po dolarze. Należy przy tym wziąć pod uwagę, że trend jest wzrostowy - „Euro-marka” konsekwentnie umacnia swą pozycję w stosunku do dolara (dane za „Parkietem”).

Podsumowując, Niemcy mogą powiedzieć, że konsekwentnie realizowany mocarstwowy plan się powiódł.

IV. Witamy w „ekskluzywnym klubie”?

Co w związku z powyższym można powiedzieć entuzjastom przystąpienia Polski do „strefy Deutsche Euro”? Ano, można zadać grzecznie pytanie: a ile w tym „ekskluzywnym klubie” będziemy mieli do powiedzenia? Czy aby nie tyle samo albo i mniej, co Grecja czy inna Portugalia? Czy warto rezygnować z tak istotnego narzędzia, jakim jest jest własna waluta i do uzależnienia od Niemiec w wymianie handlowej dołożyć podporządkowanie monetarne? W zamian za co? Czy nie warto się przyjrzeć dlaczego za euro-dobrodziejstwo podziękowały Szwecja, Dania i Wielka Brytania? Domyślam się, że Donald Tusk, jednoosobowo godząc się na przystąpienie Polski do dziwacznego i niesprecyzowanego tworu zwanego „Euro-plus” takich pytań sobie zadać nie raczył. W końcu Nagroda Karola Wielkiego do czegoś zobowiązuje...

Gadający Grzyb

Brak głosów

Komentarze

Wspólna waluta, bylaby skuteczna w równorzędnych gospodarkach, nigdy, w tak różniącym się poziomem rynków. Oczywiście, że jest to pomysl niemiecki, na dominację w Europie, na wykupywanie trenów za dlugi. Szczególnie na poludniu, dzięki czemu, Niemcy zrezygnują z energi atomowej, bo jak można bylo wyczytać między wierszami, z wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Niemiec, przyszlością jest energia sloneczne, i nie gdzie indziej, jak w rejonie morza śródziemnego??? Czyż nie tam wlaśnie leży Grecja??? Pzdr.

Vote up!
0
Vote down!
0
#167553

"Wspólna waluta, bylaby skuteczna w równorzędnych gospodarkach, nigdy, w tak różniącym się poziomem rynków."

Dokładnie - jakie mogą być wspólne kryteria dla gospodarek Niemiec i np. Słowacji?

pozdrowienia

Gadający Grzyb

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#167557

jest. Podboj gospodarczy jest duzo tanszy niz rajdy czolgami .

Vote up!
0
Vote down!
0
#167595

Czasem warto przypomnieć o oczywistościach.

pozdrowienia

Gadający Grzyb

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#167685

Grecja - niemcy mieli juz dawno propozycje do Grekow , brzmiala:
- za dlugi dajcie nam kilka wysp nalezacych do was, lezacych na morzach poludniowych ....

- Irlandia, gdyby nie miala Euro moglaby sobie zrobic tzw dewaluacje swojego funta i wyjsc obronna reka z kryzysu.
NIESTETY NIE MOGA SOBIE ZDEWALUOWAC EURO !!

- SLOWACY MAJA CHLEB PO > 1eu a zarabiaja 300-400 Eu / miesiac
czyli odnoszac do Polski
jakby zarabiac 3* 300 (400)= 900 - 1200 Zl/ mies;
dziekuje nie chce !!

Jak Polska zostanie niewyplacalna po wpedzeniu jej w dlugi to moze okazac sie, ze Niemcy wspanialomyslnie "dadza nam pomoc"
znaczy jak np. z Grecja powiedza:
_ DARUJEMY WAM DLUGI ALE MUSICIE NAM DAC :
- SCHESIEN ( a RASisci pewnie chetnie sie zgodza )
- dolozcie POMMERN, bo Schlesien to za malo
- no i jeszcze dajcie nam korytarz do Krolewca oraz rure przyjazni do rosyjskich terenow roponosnych na waszym terenie.
W 39' odmowa korytarza byla pretekstem do wojny, w ktorej zycie stracilo ok 6 mln ludnosci Polski,
utrata duzej czesci ziem, setek miast
Ale oby tak nigdy sie nie stalo !!

Vote up!
0
Vote down!
0
#167703