Dygnitarstwo

Obrazek użytkownika Traczew
Kraj

W internecie sporo tekstów na temat marszałka Sejmu Kuchcińskiego, który korzystając podczas podróży z samolotów dla VIPów,  "podwiózł" żonę czy syna z Warszawy do Rzeszowa, czy tam gdzieś indziej. Oczywiście internauci podzielili się na kilka obozów, jedni Kuchcińskiego usprawiedliwiają, inni ganią, jeszcze inni szukają wcześniejszych "przewin" obozów rządowych (starych i obecnego) pisząc, "że oni wszyscy po jednych piniądzach (he, he,  nomen omen)".

Postaram się do sprawy poniżej odnieść, zahaczając także o inne tematy związane z tym "jak politycy sobie słodko żyją za nasze pieniądze" itd. Zaznaczyć muszę, że nie byłem/jestem politykiem, nie "zasiadam" w jakiś tam radach, gremiach, nie należę do żadnej partii. Jestem emerytem i w związku z tym, jako szary człowiek mogę sobie pozwolić na prywatną ocenę "przywilejów władzy".

Jest oczywiste, że osoby z kręgów władzy muszą mieć pewne warunki pracy i jej oprawę wówczas jak reprezentują kraj na zewnątrz, czy też występują na oficjalnych uroczystościach, czy imprezach w kraju. Osoby "ze świecznika", a przypominam marszałek Sejmu to druga osoba w państwie, mają dostęp podobnie jak prezydent, marszałek Senatu, premier do służbowych aut, samolotów dla VIPów, helikopterów, a towarzystwo "szczebel niżej", np. posłowie, do darmowych przelotów i przejazdów, limitów paliwowych itd. Dla szarego człowieka, który ciężko pracuje na chleb, te przywileje mogą się wydawać denerwujące i nieuzasadnione. Jednakże wszelkie ograniczenia dla osób pełniących najwyższe stanowiska w państwie, o jakich mówi i pisze dziennikarska żulia (czyli ludzie mediów) są mówiąc wprost - bezsensowne. Osoby ze "świecznika" w każdym normalnym kraju mają pewien status funkcjonalny i materialny określony przez przepisy i koniec. Trudno aby premier spoza Warszawy jechał w poniedziałek rano do roboty z Gdańska czy Brzeszcz pociągiem TLK. Powinien lecieć samolotem - czy CASĄ czy Gulfstreamem czy rejsowym LOTem, to inna sprawa. Ale jak rządził obóz PO/PSL to prasa związana z ówczesną opozycją liczyła loty Tuskowi, a po 2015 roku dawne tuby rządowe a obecnie media Gesamt Opposition liczyły loty premier Szydło. Prowadzi to do sytuacji w której każdy "przywilej" władzy staje się podejrzany i w zależność kto rządzi, media (jedne czy drugie) napadają na "rządowe Bizancjum" lub go tłumaczą.

Do tego jeszcze wrócę, ale teraz czas napisać dwa słowa o "sprawie Kuchcińskiego". Jeśli marszałek Kuchciński leci z żoną, na spotkanie z przewodniczącym litewskiego Sejmasu z Warszawy do Krakowa, to pani Małżonka marszałka leci "legalnie" wówczas jak nasz gość z Litwy przyjechał do Polski z żoną. Jeśli jednak Kuchciński leci z Rzeszowa do Warszawy "do pracy" i zabiera żonę, bo ta chce zrobić w "stolycy" zakupy, czy odwiedzić przyjaciółkę, to sprawa prywatna i całkiem słusznie spadła na Kuchcińskiego za to krytyka. I to jest właśnie DYGNITARSTWO. "No cóż, skoro lecę do stolicy, to zabiorę żonę, bo ma tam sprawy do załatwienia - myśli pan Marszałek". I tu rodzi się błąd. Poza tym, Pan Marszałek jest osobą mało przewidującą. Przypomnę tylko, jak głupio dał się podejść w grudniu 2016 kiedy to zaakceptował plan posiedzenia Sejmu 16 XII, gdzie miał 3 zapalne sprawy. Po pierwsze budżet, po drugie ustawę o SBkach, po trzecie poprawki do zasad pracy dziennikarzy  w Sejmie. Zaakceptował wprowadzenie do harmonogramu posiedzenia Sejmu trzeciorzędną sprawę dotyczącą mediów w Sejmie, obok ustawy budżetowej i drugiej SBckiej. Dwaj wicemarszałkowie z PiSu Brudziński i Terlecki, też zaakceptowali to wszystko. Grudniowe posiedzenie Sejmu na którym miano uchwalić budżet na 2017 (czyli pierwszy budżet "PiSowski", gdyż ten na rok 2016 przygotował rząd Kopacz, a uchwalił już nowy Sejm z poprawkami) było niezwykle ważne i można się było spodziewać, że opozycja wytnie jakiś numer. No i wycięła, blokując mównicę, chcieli zablokować procedurę uchwalania budżetu i być może doprowadzić do wcześniejszych wyborów. Ale ten, jak to później nazwano Ciamajdan, pokazano w TV całego świata z komentarzem, że opozycja w polskim Sejmie broni praw dziennikarzy przed zakusami "autorytarnej władzy". Gdyby ten medialny duperel nie miał być wówczas procedowany, to Ciamajdan skierowany by był przeciw budżetowi, czy za SBeckimi emeryturami - co dla ciamajdanowiczów byłoby śmiertelne. A tak, odmalowano ich w mediach jako obrońców wolności słowa. Ta lekcja powinna przekonać Kuchcińskiego, że należy zwracać uwagę na szczegóły i drobiazgi zawsze. Gdyby Pan Marszałek grywał więcej w szachy, to może nauczyłby się lepiej przewidywać ruchy przeciwnika. Należało pomyśleć i przewidzieć, że prasa wywęszy te "rodzinne przeloty" i za nie zapłacić - tj. wpłacić np. na Caritas sumę odpowiadającą cenie biletu LOTu na trasie Rzeszów - Warszawa i kwitek trzymać w portfelu. No i gdyby teraz sprawę wyciągnięto, to Kuchciński mógłby potwierdzić, że owszem zabrał żonę raz czy dwa razy służbowym samolotem do W-wy z Rzeszowa, ale DOBROWOLNIE kwotę za bilet LOTowski wpłacił na cel dobroczynny i oto kwitek z kwotą wpłaty. Zyskałby sporo punktów u normalnych ludzi, a wrzaskliwe media i prasowe cyngle dostałyby fangę w nos. A tak jak jest dziś - że zobowiązał się zapłacić za "rodzinne" przeloty PO UJAWNIENIU sprawy, to rzecz wygląda słabo, jak jakieś nadużycie, kręcenie, przywłaszczanie korzyści, czy prowadzenie "rodzinnej" polityki. A więc NIEDOSTATECZNIE za nieumiejętność przewidywania i brak rozsądku. I druga PAŁA za udostępnienie osobom nieuprawnionym przywilejów zastrzeżonych dla władzy. Małżonka Pana Marszałka bywa osobą oficjalną w sytuacji opisanej wyżej, ale nie zawsze. Przy okazji wicemarszałek Terlecki zażartował, że "on by forsy nie zwracał, bo jest z Krakowa". Rysiu, (tak się składa że mogę do Niego po imieniu) nie żartuje się w takiej sytuacji, bo medialna żulia nie zna się na żartach, a w ogóle sytuacja nie jest do żartowania. Na ndst to nie zasługuje, ale na gruby minus już tak. 

Wróćmy do sprawy wynagradzania polityków i do kwestii "przywilejów władzy". Jeśli chcemy, żeby politycy nie kręcili w sprawach finansowych, nie upychali krewnych w SSP, nie "rozliczali" w Kancelarii Sejmu podejrzanych kilometrówek (jak ten dyplomatołek mieszkający w "strefie zdekomunizowanej" niedaleko Bydgoszczu), trzeba przebudować cały system wynagrodzeń polityków na najwyższych stanowiskach, posłów i senatorów, aby ułatwiał kontrolę, ale też pozwalał zarabiać im jakieś przyzwoite pieniądze. Dwadzieścia parę tysięcy miesięcznie dla premiera to absurd. Grabski w 1924 roku zarabiał 2500 złotych czyli 25 pensji początkującego nauczyciele w szkole podstawowej. I co? Ludzie byli biedniejsi niż dziś, ale nikt przeciw temu nie protestował. Ale też Grabski nie upychał żony na stanowisko wicedyrektora np. wodociągów stołecznych, czy fabryki będącej własnością państwa. Raz dlatego że zarabiał dobre pieniądze, dwa, bo nie wypadało. Dziś co wypada, a co nie, jest bardzo rozmyte. Szkoda.

Szkoda też, ze sprawy pieniężne i inne korzyści z pełnienia funkcji publicznych, stają się elementem rozgrywki i pyskówek w przestrzeni medialnej. Przypomnę ogromne oburzenie posła Brejzy (przydomek: Toy Toy) jak Kaczyński wziął emerytalną odprawę. Osiągnął wiek emerytalny i wziął 3 pensje, jedną zwykłą, a dwie stanowiły odprawę emerytalną (posłowie traktowani są jak budżetówka). Takie są przepisy. Ja, przechodząc na emeryturę, wziąłem 4 pensje odprawy, bo pracowałem w dwóch instytucjach na pełnym etacie. I co, idiota z Inowrocławia, każe mi może zwracać tę forsę? Albo inna sprawa. Jak rząd premier Szydło skończył działalność, to osoby które były jego członkami dostały odprawę chyba 3 pensje (tu nie mam pewności 2 czy 3). Tak też było przed wojną, gdyż słusznie uważano, że ministrowie odchodzący muszą mieć czas na znalezienie pracy. Teraz zrobił się straszny rejwach i gwałt, ale przy okazji nikt nie zapytał, czy ministrowie rządu Kopacz odprawy wzięli. Ależ oczywiście, że tak. Wzięli. I uważam, że taki przepis jest słuszny. 

Sprawa wynagrodzeń polityków, posłów, senatorów, sędziów TK i SN itd jest niezwykle skomplikowana i z powodów politycznych "nie do ruszenia". Chyba, że obóz który zwycięży po wyborach październikowych, uporządkuje te sprawy, ujawni je abyśmy mogli je przeczytać i krytycznie ustosunkować i zapowie, że system wejdzie w życie PO następnych wyborach, a więc w 2023 roku. Czyli nie będzie dokonywał zmian "pod siebie". Wynagrodzenia powinny wzrosnąć, bo ich dzisiejsza wysokość skłania do kręcenia, na biletach lotniczych (Hofman), kilometrówkach (Radzio) itd. Ale jeśli wynagrodzenia będą wyższe to powinniśmy wprowadzić dla polityków obyczaje skandynawskie. Parę lat temu opisano w prasie historię jakiejś minister ze Szwecji, która zapłaciła za jakiś drobiazg w sklepie służbową kartą. Zorientowała się w pomyłce, zwróciła pieniądze, przeprosiła, ale ją i tak wywalono. Całkiem słusznie, jeśli pani minister nie rozróżnia karty służbowej od prywatnej kupując krem czy podpaski, to nie nadaje się na stanowisko państwowe, a ministra zwłaszcza. 

Pisząc powyższe pominąłem kwestię rozrośniętej administracji państwowej i samorządowej. To temat osobny i równie ważny jak wynagrodzenia osób "na samej górze". 

Tekst opublikowany też na S24

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (6 głosów)

Komentarze

Z tym Kuchcińskim, to sprawa nie jest taka oczywista. Gdyby latał tymi samolotami dla własnego widzimisię (tak jak D. Tusk "wyskakiwał" na weekendy do Gdańska) - to jak najbardziej krytyka byłaby uzasadniona i konsekwencją powinna być nawet utrata stanowiska marszałka sejmu. Sęk w tym, że nawet opozycja nie kwestionuje tych podróży od strony pełnienia obowiązków tylko czepia się, że na pokład samolotu zabierał rodzinę. Czyli lot marszałka jako urzędnika uzasadniony, ale żony już nie.

Teoretycznie mają rację. W praktyce nie jest to już tak jednoznaczne, z uwagi na niedoprecyzowane przepisy dot. korzystania ze służbowych środków transportu. Otóż marszałek nawet gdyby chciał zapłacić za "bilet" żony to nie ma takiej możliwości, bo przepisy tego nie przewidują. Powinien więc powiedzieć żonie - "kochanie, ja lecę samolotem do Warszawy, a Ty dojedź do mnie pociągiem, pamiętaj tylko, żeby z dworca do mieszkania pojechać autobusem, taksówka będzie ludzi w oczy kłuła". Pamiętajmy, że przysługuje mu z kolei mieszanie (lokal), w którym zgodnie z prawem, na czas pełnienia funkcji, może zamieszkać rodzina.

Dlatego właśnie, choć uważam, że posłowie, senatorowie, a zwłaszcza Ci pełniący funkcje publiczne, powinni ze szczególną ostrożnością podchodzić do nieuniknionego połączenia życia prywatnego ze służbowym, to trudno mi jednoznacznie potępić Kuchcińskiego. Zgadzam się z Traczewem, że nie grzeszy wyobraźnią, pamiętna grudniowa prowokacja w Sejmie udała się w dużej mierze przez jego brak umiejętności przewidywania skutków podjętych decyzji, ale w tym przypadku wina leży bardziej po stronie regulaminu niż marszałka.

Można tego typu sytuacje łatwo wyeliminować - wystarczy wprowadzić odpłatność za przelot najbliższej rodziny - np. wiążąc miejsce w samolocie z jakimś procentem (20%? może 25%?) ceny biletu samolotu rejsowego. Dlaczego tam mało? Bo nie o to chodzi, żeby zarobić, tylko, żeby dać możliwość wykazania się uczciwością i uregulowania należności za zabranie najbliższych. Dzięki takim przepisom uniknęlibyśmy chorych sytuacji, gdy do Waszyngtonu na spotkanie z Donaldem Trumpem samolotem służbowym leci prezydent z żoną a córka prezydenta leci "obok" ale samolotem rejsowym. Doceniłem tę decyzję Prezydenta RP, ale sama sytuacja była jak z jakiegoś skeczu ekipy Monthy Pythona.

pozdr...

/benjamin

PS: Z przekazaniem kwoty za przeloty na cel charytatywny - ładny gest, ale nadal jestem za rozwiązaniem systemowym. W przeciwnym razie kolejna afera będzie na gruncie - dlaczego tak mało zapłacono ew. dlaczego akurat właśnie na np. "Budzika" pani Ewy Błaszczyk a nie na Stowarzyszenie "Krytyka Polityczna"? I od razu wyprorokuję, że odpowiedź, iż działalność pani Ewy Błaszczyk jest tysiąckrotnie cenniejsza i bardziej warta wsparcia niż to co robi Sławomir Sierakowski pewnym ludziom nie trafi do głowy.

Vote up!
3
Vote down!
0
#1598160

Dzięki za dobre uzupełnienie. Moja krytyka Kuchcińskiego, nie dotyczy samej sprawy którą uważam za dość błahą, ale za brak wyobraźni i nieumiejętność przewidywania kierunku z którego pójdzie atak oraz braku zabezpieczenia się przed nim. Jeśli chodzi o Sejm, Marszałek jest osobą decyzyjną i mógł uzupełnić czy zmienić przepisy związane z korzystaniem z atrybutów władzy. Np. jest przyjęte, że prezydent czy premier wracając z zagranicznej wizyty dobiera do samolotu VIPowskiego osoby spoza delegacji oficjalnej, np. dziennikarzy, kogoś ze sfer polonijnych, ekspertów, jeśli są wolne miejsca. I nikogo to nie drażniło, no bo np. prezydent zabrał do samolotu dziennikarzy także z TVNu czy GW. A więc dobrze że zabrał. Ale jak Kuchciński zabiera żonę do W-wy, to wrzask, mimo, że może z Nią zamieszkać w mieszkaniu służbowym. To co ma jechać pociągiem. Poza tym Marszałek uczestniczy w dziesiątkach uroczystości na które jest zapraszany "z Małżonką". Czasem idzie sam, czasem z żoną. Jeśli z żoną, to pani Kuchcińska jest osobą oficjalna i może być "dowieziona" do męża służbowymi pojazdami. Prezydent Duda lecąc do US przewidział, że Gesamt Opposition może się przyczepić do wszystkiego, więc pani Kinga poleciała samolotem kursowym. Kuchciński tego nie przewidział i napadnięto na Niego. Część polityków PiSu, mimo złych doświadczeń z totalniakami przez cale lata, nie zachowuje po prostu koniecznej ostrożności. Czyżby jeszcze nie rozumieli że mają do czynienia z gangsterską dziczą? Pozdrawiam 

Vote up!
3
Vote down!
0

Traczew

#1598179