Kto chce rządzić Zachodem ?

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Często surfuję po stronach internetowych w poszukiwaniu ciekawych nowości książkowych, ale z reguły unikam bestsellerów promowanych przez mainstreamowe media. Gdy jednak przeczytałem w "Do Rzeczy" tekst dominikanina, Michała Chaberka, recenzującego twórczość młodego historyka prof. Uniersytety Jerozolimskiego, Yuvala Noaha Harari'ego, promowanego w świecie jako nowego guru demoliberałów, postanowiłem rzecz sprawdzić i zamówiłem książkę " Sapiens - od zwierząt do bogów", poświęconej rozwojowi cywilizacji. Ojciec Chaberek celnie, lecz dość ogólnikowo zrecenzował książkę, ale nie dysponował miejscem dla przedstawienia smaczków, co ja spróbuję uczynić.

Oglądam książkę, a na tylnej okładce wydawca pieje z zachwytu:  

"Światowy hit. Książka, od której zaczęła się międzynarodowa kariera Harariego. Ponad 8 milionów sprzedanych egzemplarzy. Hollywoodzką ekranizację przygotowuje Ridley Scott. Jego książki czytają i polecają m.in. Bill Gates,Mark Zuckerberg oraz Barack Obama."  

Rozbawiła mnie zapowiedź ekranizacji. 

Ciekaw byłem, z jakiej perspektywy homoseksualista będzie rozpatrywał wszelkie elementy, które na taką historię muszą się złożyć. Trzeba przyznać, że ksiązka jest napisana dobrze, momentami aż za dobrze i wyszedł z niej popkulturowy podręcznik popewolucjonizmu dla lemingów. Popnauka w pełnej krasie. Jest w niej mnóstwo interesujących, potwierdzonych przez inne źródła informacji, ale pełno jest także żenujących mielizn, motywowanych nie tylko osobistymi problemami autora, ale także celem wydawniczym. Prawdziwi naukowcy zajmujący się konkretnymi kwestiami ewolucji człowieka i jego cywilizacji nie mogliby sobie pozwolić na taką dezynwolturę. Drugi zarzut to ten, że czyta się książkę łatwo, za łatwo, co potwierdzałoby zarzut pierwszy o jej popkulturowym charakterze. 

Pierwszym elementem do zakwestionowania są ciągoty do efekciarskich skrótów myślowych zderzających zjawiska z zamierzchłych epok ze zjawiskami wspólczesnymi, których celem jest albo podkreślenie różnicy albo, odwrotnie, podobieństwa między praprzodkami a ludźmi wspólczesnymi. 

O, proszę, czy to nie jest efekciarski zabieg ? 

"Wprawdzie zwierzęta w znacznym stopniu podobne do wspólczesnych ludzi pojawiły się 2,5 miliona lat temu, lecz przez niezliczone pokolenia ludzie niczym nie wyróżniali się spośród nieprzebranej liczby innych organizmów, z którymi dzielili swoje siedliska." 

Na pewni się nie wyróżniali ? Po czym kontynuuje, zapomniawszy co właśnie napisał: 

"Dwa i pół miliona lat temu podczas wędrówki przez Afrykę Wschodnią spotkalibyśmy zapewne znajomą galerię ludzkich postaci: zaniepokojone matki tulące w ramionach niemowlęta, czeredy beztrosko bawiących się w błocie dzieci, humorzastych młodzików burzących się przeciwko wymogom społeczeństwa, zmęczonych życiem starców szukających spokoju,prężących muskuły macho starających się zaimponować miejscowej piękności , wreszcie mądre, sędziwe matriarchinie, które niejedno przeżyły i których już nic nie zdziwi." 

Trzeba mieć tę fantazję. 

A w kwestii przyśpieszonego porodu u ludzi: 

"Większość ssaków opuszcza macicę niczym wydobywające się z pieca szkliwione gliniane naczynie - każda próba przemodelowania zakończy się zadrapaniem lub pęknięciem. Ludzie natomiast wychodzą z łona niczym stopione szkło z tygla. Można ich kształtować, rozciągać i modelować z zaskakującą swobodą." 

To jest ten pierwszy sygnał woluntarystycznego podejścia do natury ludzkiej. 

A dalej leci charakterystyczny, efekciarski skrót myślowy:

"Rodzaj ludzki nie jest sforą wilków, ktore jakimś trafem weszły w posiadanie czołgów i bomb atomowych. Jest stadem owiec, które na skutek osobliwego ewolucyjnego przypadku nauczyły się wytwarzać czołgi i bomby atomowe i ich używać. Uzbrojone owce są daleko bardziej niebezpieczne niż uzbrojone wilki." 

Owce ? Autor nie wie o wojnach toczonych przez szympansy ? A ludzie dziedziczą po przodkach nie tylko skłonność do współpracy lecz także do rywalizacji, a więc i do przemocy. 

" Niedługo potem ludzie przeszli od defensywy do ofensywy i podjęli pierwszą działalność gospodarczą na masową skalę: planowe wypalanie lasów. Gdy tylko dogasał ogień, na tlące się zgliszcza wkraczali przedsiębiorcy epoki kamiennej, by zbierać zwęglone zwierzęta, orzechy i bulwy. Po nich do gry wchodzili pierwsi inwestorzy zainteresowani zagospodarowaniem i obrotem gruntami./../ Najlepszym zastosowaniem ognia było wszak gotowanie. Gotowanie otworzyło ludzkości dostęp do nowych działów supermarketu natury." 

"Samotna kobieta z krzemieniem albo świdrem ogniowym w ręku była w stanie w ciągu kilku godzin puścić z dymem cały las. Udomowienie ognia było zwiastunem tego, co miało dopiero nastąpić. W istocie stanowiło ważny pierwszy krok w kierunku bomby atomowej." 

Ładna zbitka - krzemień i bomba atomowa. 

Dużo uwagi poświęca autor spekulacjom na temat zniknęcia neandertalczyków, przypisując je konkurencji ze strony homo sapiens, i ignorując najnowsze badania, które wskazują, że do zniknięca tego dobrze prosperującego i przystosowanego gatunku człowieka doprowadził wybuch superwulkanu w okolicy dzisieszego Neapolu, który wywołał zimę nuklearną. Mimo nieznajomości tematu autor brnie w fantazyjne spekulacje. A motyw neandertalczyka można wykorzystać do takich oto, charakterystycznych spekulacji i docinków wobec chrześcijaństwa: 

" Wyobraźmy sobie jak potoczyłyby się sprawy, gdyby neandertalczycy przetrwali obok homo sapiens? /.../ Jak, na przyklad, rozwijałyby się wierzenia religijne? Czy Księga Rodzaju głosiłaby, że neandertalczycy pochodzą od Adama i Ewy ? Czy Jezus umarłby za grzechy neandertalczyków ?" 

Jeszcze parę takich efekciarskich skrótów myślowych i porównań: 

"Samice szympansa zwyczajnego nie są w stanie podpatrzyć swoich kuzynek z gatunku bonobo i wszcząć feministyczną rewolucję. Samce szympansa nie potrafią zwołać zgromadzenia konstytucyjnego, by obalić urząd samca alfa i ogłosić, że odtąd wszystkie szympansy mają być równo traktowane." 

" Podczas gdy samce alfa szympansów wykorzystują swoją władzę do współżycia z jak największą liczbą samic - i w konsekwencji stają się ojcami znacznego odsetka młodych znajdujących się w ich gromadzie - katolicki osobnik alfa całkowicie powstrzymuje się od współżycia seksualnego i opieki nad dziećmi."  

Ale prawdziwa jazda na rollercoasterze rozpoczyna się, gdy autor przechodzi do kwestii wiedzy i jej rozwoju. Jego zdaniem, zawdzięczamy to specyficznej naturze języka: 

"Wszystko to stało się mozliwe dzięki pojawieniu się operującego fikcją języka, jakim posługujemy się do wyobrażania sobie i opisywania zjawisk i stanów rzeczy, które nie istnieją poza opowiadanymi przez nas historiami". 

I od tego momentu autor idzie na całego. 

Tego typu fajerwerki stylistyczne mogą się wydać nieszkodliwe, a nawet ubarwiające narrację, ale ogłuszony nimi czytelnik traci czujność. Przejdźmy więc do kwestii merytorycznych.

Autor sprawnie porusza się w temacie rozwoju niewielkich grup ludzkich i ich spójności gwarantowanej przez mechanizmy plotki, ale gdy przechodzi do dalszego cywilizacyjnego rozwoju w postaci miast i państw, gdzie ten mechanizm nie mógł być skuteczny, poszukuje czynnika, który sprawił, że ludzie potrafili doskonale funkcjonować nawet w tak licznych skupiskach. I ten czynnik znajduje: 

"Sekret tkwi w pojawieniu się operującego fikcją języka. Dzięki niemu wielka liczba nieznających się ludzi może z powodzeniem współdziałać, wierząc we wspólne mity." 

Gdyby się do tego ograniczył, można by to wyjaśnienie uznać za poprawne. Harrari jednak brnie dalej, uznając to dość swawolne sformułowanie o języku opartym na fikcji, za realny mechanizm. Ludzie wierzą w to, wierzą w tamto, a 

"Dwóch obcych sobie prawników jest zdolnych do skutecznego wspóldziałania, ponieważ obaj wierzą w istnienie przepisów, sprawiedliwosci i praw człowieka./.../ Weźmy na przykład świat korporacji. Dzisiesi biznesmani i prawnicy są w zasadzie poteżnymi magami. Zasadnicza różnica między nimi a plemiennymi szamanami jest taka,że , że wspólcześni prawnicy opowiadają daleko dziwniejsze historie. Dobrym tego przykładem jest legenda i Peugeocie." 

I tu następuje dłuższy wywód o fikcyjnym bycie korporacji czyli fikcyjnej osoby prawnej. Autor posługuje się kolejnym skrótem myślowym pomijającym cały algorytm dotyczący sfery poznawczej człowieka, który tę założoną przez autora tezę o mechanizmie języka operującego fikcją obala. Autor zupełnie pomija dorobek neurobiologów i badaczy języka.  

Trzeba tu przerwać rozpatrywanie opinii autora i zająć się mózgiem i wyobrażeniami. 

W zetknięciu z rzeczywistością, mózg koduje ludzkie (i zwierzęce) doświadczenia w postaci mózgowych reprezentacji, które są następnie przywoływane i porównywane w konfrontacji z nowymi doświadczeniami, nawet w przypadku istot jezykiem się nie posługujących. Język z kolei przenosi nas na poziom wyższy, zbiorowy - jest on zbiorem symboli służących do porównywania i uzgadniania doświadczeń zakodowanych jako reprezentacje mózgowe w umysłach osobników biorących udział w takiej wymianie doświadczeń służącej współpracy. Tak więć owe hołubione przez autora "wyobrażenia" są elementem redundantnym, zbędnym, bo oznaczają to samo co "reprezentacje" i nic nowego nie wnoszą.  

Tak więc język jest symboliczną reprezentacją zbiorowych uogólnień reprezentacji mózgowych . Nie ma tu mowy o żadnej fikcji. To jest podstawowy mechanizm działania mózgu i umysłu. Dzięki temu mechanizmowi natury neurobiologicznej mogą się pojawić kolejne poziomy generowania doświadczeń i odpowiadających im symboli. Nie może być mowy o sugerowanej przez Harari'ego pełnej arbitralnośći języka i jego niezależności od realnej rzeczywistości. Język i idee nie są produktem wyobraźni reprezentującej jednostkową subiektywność lecz wspólnej zobiektywizowanej perspektywy. Poza tym, ja jako jednostka nic sobie nie muszę wyobrażać, bo wyobrażenia w postaci bodźców oddziałujących na mój umysł przychodzą z mojego otoczenia i muszę je jedynie dekodować w oparciu o wrodzoną umiejętność tworzenia osobistej teorii umysłu i współdzielonej intencjonalności, w które to umiejętności wyposażony jest każdy homo sapiens. 

Idee nie są produktem wyobraźni, są efektem obserwacji wydarzeń w świecie fizycznym, a następnie przełożenia zaobserwowanych zależności fizycznych reprezentowanych w mózgu na język symboli, po czym następuje w efekcie działania nauki i technologii ponowne wcielenie idei w materię by uzyskać konkretny produkt. Harari jednak czyni z wyobrażeń swoisty mechanizm odpowiedzialny za wszystko, i staje się on rodzajem worka, do którego może wrzucić wszystko. Nic dziwnego, że traktuje potem chrześcijaństwo, nazizm i komunizm jako religie. Nie ma potem obiekcji, by po umieszczeniu chrześcijaństwa w takim sąsiedztwie, oskarżyć tych wstrętnych chrześcijan o wymordowanie milionów innych chrześcijan, w porównaniu do paru tysięcy chrześcijan wymordowanych przez Rzym..Tak, coś takiego powtarza się w książce kilkakrotnie. 

Autor, z uwagi na swoje skłonności seksualne, nie dopuszcza myśli o naturze ludzkiej, jego zdaniem nic takiego nie istnieje. Biologia pełni tylko rolę pasywnego podłoża, na którym rozgrywają się kulturowe dramaty. W wydaniu Harari'ego, kultura odrywa się od biologii i szybuje w przestrzeni absurdu dzięki wprowadzonej przez niego kategorii" fikcyjnych wyobrażeń". Nic dziwnego, że omija neurobiologię dużym łukiem. Pełny objaw myślenia życzeniowego. A szkoda, bo natura ludzka to nie tylko biologia, jak sądzi większość ludzi. Natura ludzka jest specyficzna - nie ma korzeni ani w biologii, ani w kulturze, w dowolności kulturowej, jak chciałby autor. Natura ta tkwi w grupowych interakcjach, obejmujących kilka typów relacji, które w toku długotrwałej ewolucji wytwarzają specyficznie ludzką biologię, lub formułując to samo inaczej, przystosowują biologię do wymogów grupowej interakcji i jednocześnie wytwarzają uwarunkowane środowiskowo modele poszczególnych kultur. Natura ludzka to coś więcej niż biologia i kultura. Ale nie da się wytłumaczyć i uzasadnić swoich dewiacyjnych skłonności przyjmując realną koncepcję natury ludzkiej, a więc i seksualności, trzeba zatem wymyśleć jakąś teorię ad hoc i brnąć. I tu jest ta pułapka, w którą wpadł Harari.. 

Brak Harari'emu solidnych podstaw naukowych w kwestii natury ludzkiej i ten brak owocuje takim np. stwierdzeniem, związanym z przecenianiem roli wyobrażeń: 

"To właśnie rozumiem przez "porządek wyobrażony". Wierzymy w jakiś porządek nie dlatego, że jest obiektywnie prawdziwy, ale dlatego, że wierzenie weń umożliwia nam owocną współpracę i budowanie lepszego społeczeństwa". 

Do pewnego stopnia wiara taka jest funkcjonalna, ale każdy porządek oparty jest na pewnych relacjach społecznych i należy sprawdzić, czy porządek ten jest zgodny, i w jakim zakresie, z teoretycznym modelem relacji o charakterze dość obiektywnym, bo przecież przestrzeń społeczna musi być skonstruowana w oparciu o pewne, wypracowane w toku ewolucj, a więc zobiektywizowane, standardy relacji, które można ująć w modelu teoretycznym - mam na myśli pakiet relacji: prawda, miłość i wolność, a także jeszcze bardziej rozbudowaną koncepcję Jonathana Haidta. 

W jednych kwestiach trzeba przyznać autorowi rację, w innych trzeba wskazać na brak wiedzy lub na mielizny popkulturowej narracji. Jest jednak fragment, który wskazuje na infantylizm, gdy autor musi się zmierzyć z wyzwaniami natury osobistej i z biologicznym podziałem na mężczyzn i kobiety. 

Na początku, autor stawia pytanie, którego zadawać nie powinien człowiek racjonalnie myślący:

"Czy podział na mężczyzn i kobiety jest - podobnie jak system kastowy w Indiach czy segregacja rasowa w Ameryce - wytworem wyobraźni, czy też może jest czymś naturalnym i silnie zakorzenionym biologicznie ? " 

Pomijając już to, że wymienione podziały nie są tylko kwestią wobraźni, reszta jest żenadą. 

Nie mając wyjścia, bo nie da się oczywistych realiów zakwestionować, autor przyznaje:

"Niektóre kulturowe, prawne i polityczne nierówności między mężczyznami a kobietami stanowią odbicie oczywistych różnic biologicznych między płciami. Rodzenie dzieci.../.../." 

Ale na tym kończy się logiczne rozumowanie i autor zaczyna kręcić by oczywistość rozwodnić i w efekcie, przy pomocy mniej lub bardziej wyrafinowanych łamańców, zakwestionować. 

"W rzeczywistości jednak matki natury nie obchodzi, czy mężczyźni odczuwają do siebie pociąg seksualny.To tylko wychowanie w konkretnych kulturach matki robią sceny, kiedy przyłapują swojego syna naromansie z chłopcem z sąsiedztwa." 

Nic o mechanizmach biologicznych, nic o narządach seksualnych, nic o hormonach, chromosomach i dojrzewaniu psychologicznym, najlepiej zastąpić to sceną awantury.I odwołać się do rozciągliwych pojęć i sformułowań.np. 

"Biologia jest skłonna tolerować niebywale szerokie spektrum możliwości./.../ Jednak z biologicznego punktu widzenia nic nie jest nienaturalne." 

No i wreszcie dowiadujemy się co autora boli: 

" W rzeczywistści nasze pojęcia "naturalnego" i "nienaturalnego" nie wywodzą się z biologii, lecz z teologii chrześcijańskiej." 

Naturalne oznacza zgodne z naturą, a uściślając, zgodne z normą biologiczną, z czego wyciągamy naukowy jak i potoczny wniosek, że homoseksualizm nie jest naturalny, ani normalny, lecz jest zaburzeniem czyli dewiacją. 

I dalej autor brnie w śmieszność i zdziwaczenie, wprowadzając ideologicznie politpoprawne, a nie naukowe przeciwstawienie płci biologicznej i płci kulturowej: 

" Nie ma zatem większego sensu twierdzenie, że naturalnym przeznaczeniem kobiet jest rodzenie dzieci, albo że uprawianie seksu przez gejów jest nienaturalne." 

Następnie stwierdza: 

" Lecz "mężczyzna"i "kobieta" to nazwy kategorii społecznych, a nie biologicznych." 

Mężczyzna nie jest mężczyzną, a kobieta nie jest kobietą. Wspaniała logika. 

Proszę Państwa, proszę się nie śmiać z człowieka dotkniętego zaburzeniami.

Powinien się autor zastanowić nad biologią, męskością i kobiecością i językiem jednocześnie i spróbować wyjaśnić, jak to się dzieje, że w małżeństwach mieszanych dzieci zwykle mówią w języku matki. 

Kryteria ewolucyjne mówią, że naturalna jest działalność przyczyniająca się do przetrwania gatunku, a nienaturalna ta, która przetrwanie uniemożliwia i na tym zakończmy ten wątek, bo wstyd zajmować się durnotami.  

Po tych dywagacjach, nie zdziwiły mnie autorskie, niechęcią podszyte, rozważania na temat religii, szczególnie religii monoteistycznych. Wyjątkiem jest, jak można wyczuć, buddyzm, jako że akcentuje aspekt indywidualistyczny i nie stawia zdecydowanych, związanych z sankcjami, wymagań. Wątłe są też kryteria zaliczania idei do religii, wskutek których jako religię traktuje autor komunizm. A religia to system wierzeń opartych na perspektywie metafizycznej i, co najważniejsze, relacji człowieka z siłą wyższą. Więc po raz kolejny autor stosuje zabieg rozwadniania i rozmywania kryteriów. 

Jak stwierdziłem na początku rzecz jest napisana dobrze z zastrzeżeniem, że czasami aż za dobrze, więc trzeba uważać. Ale autor, stosując efekciarską ekwilibrystykę stylistyczną i wrzucając, to trzeba mu przyznać, sporo interesujących detali, sam przestaje uważać i traci kontrolę nad wątkami zapominając, że gdy mówi o roli pieniądza i kredytu i chwali mozliwości, jakie on daje handlarzom i producentom i zwykłym zjadaczom chleba pozwalając każdemu na udział w bezustannie rosnącym torcie, to parę rozdziałów dalej narzeka na brak etyki w kapitalizmie, prowadzący do nadużyć, takich jak np. belgijskie ludobójstwo w Kongu pod koniec XIX w..Potem chciwość kapitalistów została nieco poskromiona ze strachu przed komunizmem. Z kolei trzeba pamiętać, że prawdziwość podanych faktów jednostkowych nie gwarantuje prawdziwości wniosków, bo taki fakt można umiejętnie wbudować w dowolny ciąg przyczynowo-skutkowy i wpuścić czytelnika w maliny.  

Autor celnie analizuje zjawiska związane z konsumpcjonizmem, jednak zawodzi go umiejętność operowania spójnymi pojęciami. W tym przypadku traktuje konsumpcjonizm jako etykę nowego kapitalizmu. Tymczasem kapitalizm to system czyli określona struktura relacji międzyludzkich w zakresie gospodarki, wynikająca z przyjętych powszechnie reguł, w tym reguł gospodarowania. Na kapitalizm składał się realny pieniądz, umiarkowany kredyt, analiza potrzeb rynku, czyli realnych potrzeb klienta, oraz inwestowanie w produkcję. W drugiej połowie XX doszło do zmiany systemu na konumpcjonistyczny, o odmiennej od kapitalizmu strukturze. Dominuje pieniądz kredytowy, kreowany nie przez kapitalistę, lecz przez sztuczne operacje bankowe, służący do kredytowania inwestycji jak i konsumpcji, analizę potrzeb rynku zastąpił marketing potrzeby kreujący, w konsekwencji czego klienta zastąpił konsument, poddawany bezustannej presji zakupoholizmu sterowanego przez marketerów i wszechobecną reklamę. Powstał więc nowy system gospodarczy i zupełnie nowy gatunek człowieka gospodarującego. Człowiek stał się trybikiem w machinie systemu konsumpcjonistycznego, można powiedzieć, że został zamieniony w kolejną, tym razem biologiczną, maszynę do zakupów.. 

Jak wspomniałem rzecz jest dobrze napisana, co szczególnie widać w opisach konsekwencji rewolucji przemysłowej w postaci uniformizacji i standaryzacji wszelkich aspektów życia jak na przykład stosunku do czasu. Tu wplata autor zabawne anegdoty, jak ta dotycząca II WŚ opowiadająca o tym jak fizycy niemieccy wykrzystywali rozpoczynające się biciem Big Bena transmisje radia BBC na Europę, by na podstawie tonu dźwięku dzwonu określać pogodę panującą w Londynie, co miało istotne znaczenie dla niemieckiej Luftwaffe. To z kolei skłoniło BBC do uzywania nagrań Big Bena. Szkoda, że autor nie mógł się oprzeć pokusie genderowej poprawności politycznej i nadmiernie rozdmuchanej tezy o fikcjotwórczej roli języka i tworzonych na jego bazie wszechogarniających mitów i wyobrażeń, ale w sumie, w ten sposób książka świetnie ilustruje rozmaite wspólczesne trendy panujące na Zachodzie.. 

Trafnie też obarcza autor państwo i rynek winą za indywidualizację i wyrywanie jednostki z więzi rodzinnych i wspólnotowych, prowadzące do jej alienacji i niszczenia tych wspólnot, zamiast których ludziom oferuje się najrozmaitsze usługi oraz "wspólnoty wyobrażone", pozbawione realnych więzi emocjonalnych, takich jak naród czy subkultury modowe. Tu jednak, w kwestii roli narodu, widać jak autor popada we wspomnianą wcześniej przesadę związaną z nadinterpretacją fikcjotwórczej roli języka. Kategoria narodu nie może być analizowana w oparciu o geograficzne operacje imperialne Anglików czy Francuzów, którzy kreowali narody jeżdżąc palcem po mapie Bliskiego Wschodu i Afryki. Naród to dzieje konkretnych wspólnot opartych na jedności języka, kultury i religii. 

Jest w książce mnóstwo rzeczy, które można zakwestionować, ale są też refleksje bardzo interesujące. Rozważania na temat pieniądza nie ograniczają się do kwestii utylitarnych, lecz wskazują na to, że pieniądz był pierwszym czynnikiem, który tworzył sieć powiązań, opartych w gruncie rzeczy na zaufaniu, które w ostatecznym rozrachunku doprowdziły do globalizacji. Można więc, moim zdaniem, uznać pieniądz za czynnik deterministyczny mimo iż autor twerdzi, że historia nie jest zdeterminowana. Można natomiast zakwestionować opinię autora, iż pieniądz nie ma wartości obiektywnej, co mu pozwala snuć dywagacje o oderwanych od realów wyobrażeniach, wskazując, że pieniądz opiera się na metalu, który jest trwały i ma znaczną wartość użytkową, choćby jako biżuteria i wszelkie oznaki statusu. 

W podobnym kierunku prowadzą autora rozważania na temat roli imperium w historii. Rola ta miała charakter dwoisty, bo choć z jednej strony prowadziła do ciemiężenia ludów, to z drugiej strony w sposób naturalny prowadziła do większej integracji i świadomości wspólnoty wśród ludzi objętych imperium, redukując etniczny ekskluzywizm, i ten aspekt jest szczególnie istotny dla autora, jako wiodący do pożądanej uniwersalizacji i globalizacji. 

Jednak z tym poglądem kłóci się negatywne stanowisko autora, zapewne motywowane ideologiczne, wobec religii, szczególnie monoteistycznych i tu widać awersję wobec chrześcijaństwa. Religie monoteistyczne, takie jak chrześcijaństwo czy islam mają charakter uniwersalistyczny, a więc sprzyjający globalizacji, więc wyraźnie widać tu wewnętrzną sprzeczność koncepcji, bo autor woli przyjąć, że politeizm sprzyja większej tolerancji niż religie monoteistyczne. Jak już pisałem wcześniej największą sympatią zdaje się Harari darzyć buddyzm, który nie jest religią sensu stricto. 

Te refleksje podszyte są tezami, że historia nie jest zdeterminowana, bo nie ma obiektywnej miary wartości danej kultury i "nie ma dowodu na to, że chrześcijaństwo było lepszym wyborem niż manicheizm". Czyżby ? Przecież mamy konkretną miarę sukcesu cywilizacji zachodniej, która postawiła na rozwój indywidualizmu, wynikającego z wolnej woli przyjętej w chrześcijaństwi, co sprzyjało rozwojowi nauki i przedsiębiorczości i mamy naukowy dowód w postaci koncepcji Jonathana Haidta pozwalającej na merytoryczną ocenę koncepcji społeczno-politycznych. Historia zawiera w sobie elementy chaosu jak i determinizmu. Struktury społeczne są deterministyczne, idee mniej deterministyczne i mogą modyfikować te struktury. 

Wsutek takiej wizji chrześcijaństwa nie jest autor w stanie wskazać przyczyny rewolucji naukowej. Przecież jest rzeczą oczywistą, że to teologia wprowadziła zwyczaj dyskutowania nad elementami religii chrześcijańskiej, a chrześcijańskie przekonanie o wolnej woli dało uczonym prawo do rywalizacji, wyrażania własnego zdania i asertywności, i nawiązywania do tradycji greckiej myśli, co stanowiło czynnik uruchamiający cały proces rozwojowy, kulminujący w rewolucji przemysłowej. To zdarzyło się tylko w Europie. 

Rozwój nauki jest, w przekonaniu autora, efektem sojuszu z religią lub z ideologią i tu trzeba wziąć pod uwagę dwie siły: imperium i kapitalizm, a celem podejmowanych działań naukowych, jak prognozuje Harari, będzie próba zmierzenia się z problemem śmierci i jej powstrzymanie. O historycznej przewadze Europy zdecydował mariaż nauki z kompleksem przemysłowo-militarnym, nie do powtórzenia w żadnym innym zakątku świata poza światem atlantyckim, który dał Europejczykom motywowanym ciekawością naukową i żądzą podboju możliwość podbicia świata. 

Końcowe partie książki poświęcone są kwestiom przemocy i szczęścia. Autor konstatuje, wbrew wrażeniom wywołanym przez medialne przekazy, że jesteśmy świadkami znacznego ograniczenia przemocy, wywołanego najpierw przez groźbę wojny nuklearnej, a następnie dzięki połączonym wpływom rozwoju rewolucji przemysłowej, rynku i państwa i trendom globalizacyjnym, które radykalnie ograniczyły konflikty wojenne, które wprawdzie całkiem nie wygasły, lecz ograniczają sie do skali lokalnej.W świecie demokracji, konflikty wojenne są wprost nie do pomyślenia. 

Mimo atmosfery pokoju, jednostki żyją w poczuciu zagrożenia wywołanego przez te same czynniki. Korzystne z innych względów zwiększenie roli państwa i rynku doprowadziło do rozpadu rodzin i wspólnot, i utraty sensu życia, czego nie jest w stanie zrekompensować dobrobyt materialny. Do tego dochodzi rozziew między ofertą rozbuchanego konsumpcjonizmu i wykreowanej przez media sztucznej rzeczywistości i rozbudzonymi przez nie oczekiwaniami, a możliwościami ich zaspokojenia, które same też, po zaspokojeniu, nie dają oczekiwanej satysfakcji. 

Na zakończenie autor zastanawia się nad przyszłością homo sapiens w świetle rozmaitych wizji wieszczących, w oparciu o rozwój biotechnologii i cybernetyki mozliwość wykorzystania zdobyczy nauki nie tylko do wydłużenia życia, lecz także do przekształcenia jego formy biologicznej w formę zcyborgizowaną. W gruncie rzeczy, stwierdza autor, procesy są zbyt dynamiczne by można było sensownie cokolwiek prognozować. 

Książka Harari'ego, niezależnie od mankamentów, związanych z popkulturowym i politycznie poprawnym podejściem do tematu, jest jedną z niewielu propozycji całościowego spojrzenia na rozwój cywilizacji. Dotychczasowa oferta obejmuje prace Feliksa Konecznego, Samuela Huntingtona, Jareda Diamonda, Davida Landesa, Acemoglu i Robinsona, Iana Morrisa oraz bardziej specjalistyczne prace psychologów ewolucyjnych Robina Dunbara, Michaela Tomasello, Philipa Zimbardo czy neurobiologa Michaela Gazzanigi, bez których koncepcji nie da się zrozumieć ewolucji gatunku ludzkiego. 

Zwlekając z opublikowaniem notki, zastanawiałem się, czy dodać jakieś podsumowanie czy zostawić ją taką jaka jest do tej pory i przypadkowo trafiłem na wywiad Aleksandry Jakubowsiej z filozofem prof. Januszem Sytnikiem-Czetwertyńskim zatytułowany "Eutanazja naszej cywilizacji" a w nim na uwagi, które idealnie pasują na podsumowanie. 

"Tak, bo to ludzie dzisiejszej lewicy liberalnej chcą być bogami. To przed nimi mamy klękać i ich słuchać". 

Faktycznie - podtytuł ksiązki Harariego brzmi: "Od zwierząt do bogów". Trafiony. Ale to nie wszystko, wraca, o czy było wyżej, kwestia buddyzmu. 

" To jest zwarcie chrześcijaństwa z buddyzmem. Całe elity liberalne - oni są wszyscy buddystami. Buddyzm jest systemem, bo nie religią, systemem ateistycznym.Tam nie ma Boga, bo Siddharta Gautami (Budda) nie uważał się za bóstwo, tylko pierwszego oświeconego." 

Nic dodać, nic ująć.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (11 głosów)

Komentarze

Z tym, że wiele zbolszewizowanych kanalii ma siebie samych za bogów... Pisałem o tym kilka lat temu w notce "Marksizm jest religią karykaturalną i podszytą złą wiarą". Cytat poniżej.

Bolszewizm jest walką z mistycyzmem

"Bolszewizm jest walką z mistycyzmem w ten sposób toczoną, że się sam przeradza w mistycyzm. Jak dla Cromwellowskiej rewolucji Bóg był uzasadnieniem i usprawiedliwieniem działalności dyktatora, tak w bolszewickiej rewolucji dyktatorski proletariat szuka swego uzasadnienia w dogmatycznie, bezkrytycznie, religijnie przyjmowanej materialistycznej historiozofii. Proletariat odgrywa rolę zbawcy i odkupiciela, a ‚rewolucja‘, ‚rewolucyjność‘ zastępują religijne natchnienie, ekstazę."*

O tym, że komunizm w swojej istocie jest religią — pisał też Mikołaj Bierdiajew, rosyjski filozof wolności, który pod groźbą roztrzelania musiał opuścić bolszewicką Rosję Sowiecką w 1922 roku. W wydanej na Zachodzie w 1939 roku książce"Niewola i wolność człowieka", którą uważał za jedno ze swoich podstawowych dzieł — zajął się zagadnieniem przyczyn zniewalania człowieka.

Jedną z takich ucieczek od wolności jest podporządkowanie przez kogoś swojego życia jakiemuś kultowi, chociażby był to nawet i kult marksizmu — pozornie mesjanistycznego i łatwo wyjaśniającego swojemu wyznawcy działanie otaczającego go świata. Dlatego, wyznawcy wszelkich odmian marsizmu, czy komunizmu są ludźmi zniewolonymi.**

______________________________

* Konstanty Grzybowski (1901-1970), "Ustrój Związku Socjalistycznych Sowieckich Republik. Doktryna i konstytucja", Krakowska Spółka Wydawnicza: Kraków 1929, s. 5.

** Mikołaj Bierdiajew, “Niewola i wolność człowieka”,  2003. Zob.: „Posłowie” Henryka Paprockiego.

Vote up!
4
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1592458

Komunizm można traktować jako religię wyłącznie w sensie metaforycznym, bo próbuje wyprzeć religię i ją zastąpić. Jednak usunięcie Boga i podstawienie zamiast Niego materialistycznych praw natury czy historii sprawia, że to tylko ideologia.

Vote up!
2
Vote down!
0
#1592465

"Jego książki czytają i polecają m.in. Bill Gates,Mark Zuckerberg oraz Barack Obama." 

Jeśli takie persony to polecają to generalnie znaczy, że szkoda czasu na lekturę. Chyba tylko z jakiegoś zawodowego obowiązku...

 

Vote up!
2
Vote down!
0
#1592507

Dla mnie, starego dziada na tym łez padołku jest tylko JEDEN autorytet. To KSIĘGA KSIĄG, czyli BIBLIA. I tam gdzieś w TEJ Księdze są słowa, chyba  w Księdze Salomona - PISANIU MĄDRYCH KSIĄG NIE MA KOŃCA, TY ZAŚ CZŁOWIECZE.....dalej nie pamiętam, ale nie pamiętając, zacytuję inny fragment, z Księgi Przysłów. Rozdz.3 wers 5:6

ZAUFAJ BOGU Z CAŁEGO SERCA, I NIE POLEGAJ NA WŁASNYM ROZUMIE, MYŚL O NIM NA KAŻDEJ SWEJ DRODZE, A ON PROSTOWAĆ BĘDZIE WSZYSTKIE TWOJE ŚCIEŻKI.......

Tak więc coby nie spłodził człowiek umysłem swym - jakiś Harari, a inni typu Obama, Gates, czy jakiś Zuckerberg, czy Ridley Scott, nie zapieli z zachwytu, nic nie zmieni mego poglądu na imponderabilia. A nimi są TE słowa z TEJ Księgi, które dla nas ludzi na tym łez padołku, winny być tym, czym Kodeks Drogowy jest dla kierowców. Spróbujmy sobie wyobrazić coby się zadziało, jakby tak kodeksy dla kierowców wielu pisało.....

Może Harari - guru teraz się stanie?  I będzie płodził, i płodził, i płodził zainspirowany pieniem wyżej wymienionych "autorytetów", które go tym swym pieniem zachęcać będą do pisania. Śpiewać każdy może, to i pisać pewnie też. Następne "dzieło" za tym obecnym - " Sapiens - od zwierząt do bogów", będzie może " Sapiens - zwierzę było - dziś latać zaczyna".....

Wysokich lotów panie Harari życzę. Najważniejsza tutaj, to TA inspiracja Obamy. Z nią to chyba i Himalaje za wysokie nie będą. AJ! WAJ!

lataj........

Vote up!
2
Vote down!
0
#1592524

Gdy pojawia się w przestrzeni społecznej jakiś komunikat, to trzeba z nim dyskutować na tej samej płaszczyźnie i nie uciekać i przenosić polemikę na inny poziom. Jak pojedynek, to pojedynek - mają być przestrzegane reguły gry.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1592550

"Biologia jest skłonna tolerować niebywale szerokie spektrum możliwości./.../ Jednak z biologicznego punktu widzenia nic nie jest nienaturalne."

---------------------------------

Powyższe stwierdzenie jest poparte faktami. W świecie zwierząt da się zauważyć zachowania homoseksualne. Przykładem są koty (te duże i dzikie oraz te domowe), psy, pawiany, szympansy, lisy, konie, orki, szczury i wiele innych.

Kilka dni temu przeczytałam informację o samicy pytona, trzymanej w klatce przez dłuższy czas, która bez dostępu pytona rodzaju męskiego wydała na świat potomstwo. Akt ten jest określany partenogenezą* (dzieworództwem). Zjawisko dzieworództwa zaobserwowano wśród indyków, kur, gołębi, jaszczurek, rekinów, niektórych pająków, węży, ślimaków, etc.

  * https://pl.wikipedia.org/wiki/Partenogeneza

 

Vote up!
3
Vote down!
-4

AgnieszkaS

#1592594

Nie należy liczyć na poprawność informacji z kufra ciotki Wiki. Gesty pozornie homoseksualne, mogą się pojawić w świecie zwierząt jako gesty dominacji, a poza tym jako podobny do tego u ludzi objaw zaburzenia hormonalnego. Trzeba być uważnym.

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1592601

 Podałam Wikipedię jako najbardziej podręczne źródło informacji, a przecież mogłam się posłużyć czasopismami naukowymi. Jeżeli chodzi o koty domowe, to wzięłam pod uwagę również własne obserwacje homoseksualnego zachowania kotów. Dominacja, czy też zaburzenia hormonalne, nie miała z tym nic wspólnego.  Mam jednak wrażenie, że Pańskie konkluzje wyłoniły się ze pewnego starego kufra i zalatują stęchlizną.

Vote up!
3
Vote down!
-3

AgnieszkaS

#1592603

https://books.google.com/books?id=EftT_1bsPOAC&printsec=frontcover#v=onepage&q&f=false

Vote up!
3
Vote down!
-2

AgnieszkaS

#1592613

Nie czytałem. Wydawnictwo Cambridge to jest firma, ale nie mogę powtrzymać się przed wątpliwościami co do poprawności politycznej nawet tam. Podtrzymuję więć tezę o zaburzeniach rozwoju fizjologii płciowości, jak zaburzenia hormonalne, albo o gestach dominacji.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1592839

Nie czytałem. Wydawnictwo Cambridge to jest firma, ale nie mogę powtrzymać się przed wątpliwościami co do poprawności politycznej nawet tam. Podtrzymuję więć tezę o zaburzeniach rozwoju fizjologii płciowości, jak zaburzenia hormonalne, albo o gestach dominacji.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1592840

Czasami przyroda i to, co się w niej dzieje, zaprzecza naszym tradycyjnym wierzeniom. Wiem, że to jest dla niektórych osób trudne do zaakceptowania.  Osoby te w konsekwencji odrzucają rzeczywistość w imię nienaruszenia własnych przekonań i ideologii. Mnie zawsze bardziej interesował realny stan rzeczy od tego wyimaginowanego.

Najnowsze wydarzenie:

Zielona anakonda w  New England Aquarium urodziła dzieci - bez udziału anakondy rodzaju męskiego (partenogeneza)- dzieci te są klonami, całkowitymi kopiami matki. 

https://www.insideedition.com/rare-virgin-birth-snake-gives-birth-2-babies-without-mate-53229

 

Vote up!
4
Vote down!
0

AgnieszkaS

#1592855

Na kapitalizm składał się realny pieniądz, umiarkowany kredyt, analiza potrzeb rynku, czyli realnych potrzeb klienta, oraz inwestowanie w produkcję. W drugiej połowie XX doszło do zmiany systemu na konumpcjonistyczny, o odmiennej od kapitalizmu strukturze.
---------------------------------------

Szanowny Autor się myli. Kapitalizm i konsumpcjonizm nierozerwalnie współistnieją ze sobą. W kapitalizmie chciwość i egoizm postrzegane są jako cechy pozytywne. Są one motorem ekonomicznej działalności. Wszystko zaczęło się z końcem feudalizmu, rewolucją przemysłową i rozpoczęciem masowej produkcji.

Z historii konsumpcjonizmu w USA:

-  W latach 1870-tych Wanamaker w Filadelfii i Marshall Field w Chicago otwierają luksusowe salony sprzedaży dla znudzonych, bogatych amerykańskich kobiet, których celem jest sprawienie aby kobiety te czuły się lepiej w ich sklepach niż u siebie w domu i wydały jak najwięcej pieniędzy.

- na początku XX wieku rząd amerykański pod przewodnictwem ekonomisty Simona Patten'a wzywa społeczeństwo do wzmożonej konsumpcji

- 1919 General Motors zaczyna sprzedawać samochody na kredyt.

Po II Wojnie konsumeryzm przeżywa niesamowity rozkwit, co nie znaczy, że właśnie się narodził. 

Vote up!
5
Vote down!
-1

AgnieszkaS

#1592606

Gdy mówimy o systemach gospodarczych i różnicach między nimi, to analizie poddajemy struktury systemów a nie motywacje psychologiczne jednostek. Nie sugerujemy się powierzchownymi podobieństwami, bo delfin choć pływa w wodzie, to nie ryba lecz ssak. To są odmienne poziomy analizy, których nie należy mieszać. Delfin ma  odmienną strukturę wynikającą z jego ewolucyjnej historii.

Kapitalizm miał odmienną strukturę, konsumpcjonizm ma inną, odwrotną. Napisałem na ten temat sporo notek i nie będę się powtarzał. Poza tym kapitalizmowi towarzyszyła demokracja, wraz z nastaniem konsumpcjonizmu demokrację zastąpiła tzw. demokracja liberalna czyli niedemokacja, co też nie jest bez znaczenia.

Więc proszę nie opowiadać mi takich dziecinnych baialuków, jak np. to: że konsumpcjonizm była zawsze bo ludzie zawsze coś konsumowali. Te same zjawiska w różnych kombinacjach mogą spełniać zupełnie inne funkcje. Ogon u pawia nie służy do wspomagania latania, wręcz przeciwnie, on latanie utrudnia, a przez to jest oznaką sprawności samca w konkurencji o partnerkę.

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1592842

Nie może być konsumpcji bez produkcji. Różne są formy kapitalizmu oraz istnieje on w różnych systemach władzy; tj. może być kapitalizm państwowy  w krajach gdzie państwowe są środki produkcji. W obecnym momencie rozwija się kapitalizm globalny, obejmujący różne państwa, a który jest niezależny od władz  tych państw. Proszę nie pisać dziwacznych teorii  podpierając się  zoologią. 

Vote up!
5
Vote down!
0

Anna K.

#1592851

Posługiwanie się nazwami uogólnionymi - jak ludzkość, konsumpcja, produkacja do niczego nie prowadzi, bo język to język, utrwala obraz świata, poczas gdy rzeczywistość się zmienia i kategorie pojęciowe opisujące starą rzeczywistość nie są adekwatnne do nowej rzeczywistości. Rzeczywistość ma poza tym rozmaite poziomy - materialny - fizyczny, chemiczny, biologiczny, duchowy i nie da się zjawisk na jednym poziomie wyjaśnić pzy pomocy prawidłowości z innego poziomu.

Ale na tych wszystkich poziomach stosujemy tę samą logikę, na co wskazałem.

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1592885

zdefiniowane  i ogólnie przyjęte. Jeżeli  każdy sobie będzie zmieniał  terminologie w zależności od  humoru, to nie ma mowy o porozumieniu. Oczywiście to dotyczy tylko komunikacji  międzyludzkiej, nie dotyczy to twórczości  poetyckiej  gdzie słowotwórstwo jest dopuszczalne i  nazywa się licentia poetica. 

 

Vote up!
2
Vote down!
0

Anna K.

#1592888

Kapitalizm miał odmienną strukturę, konsumpcjonizm ma inną, odwrotną. Napisałem na ten temat sporo notek i nie będę się powtarzał.

-----------------------------------

Przepraszam, że się z notkami nie zapoznałam; cóż, nie byłam świadoma dorobku Autora w tej dziedzinie.

W rozumieniu neoklasycznych ekonomistów konsumpcja jest ostatecznym celem działalności gospodarczej. A konsumeryzm jest niezaspokojonym pędem społeczeństwa w nabywaniu dóbr. Konsumpcjonizm towarzyszył kapitalizmowi niemalże od samego początku jego istnienia - był koniecznością aby kapitaliści mogli prosperować, mieć wysokie zyski i zwalczać kompetycję. 

Odwrotnością konsumpcjonizmu nie jest kapitalizm tylko minimalizm, naturalna prostota trybu życia (patrz David Thoreau!). 

 

 

 

Vote up!
6
Vote down!
0

AgnieszkaS

#1592861

Mam  Pani abecadło tłumaczyć ? Napisałem, że o istocie danego obiektu stanowi jego struktura, a struktura to zbiór relacji łączących jego elementy.

Podstawą kapitalizmu jest klient ze swoim popytem. Kapitalista bada rynek by ustalić popyt na jego produkty dostosowuje swoje działania do popytu klienta cxyli inwestuje, inwestuje swój kapitał, produkuje i sprzedaje.

W konsumpcjonizmie podstawą jest marketer, który inicjuje lub bada trendy, następnie prowadzi marketing w zakresie, który go interesuje, kreując popyt wpływając na konsumenta by ten był skłonny kupować. Ponadto marketer  często nie promuje samego produktu lecz logo firmy i styl życia związany z daną marką. Producent  prowadzi działalność w oparciu nie o własny kapitał, lecz o kredyt, bank kreuje pieniądz przy pomocy którego kredytuje działalność producenta i konsumenta.

To są dwa zupełnie odmienne systemy.W kapitalizmie rządzi klient, który zgłasza swoje potrzeby czyli popyt. W konsumpcjonizmie rządzi marketer, który generuje sztuczny popyt, przekształcając konsumenta w maszynę do zbędnych zakupów. 

Mówienie, że w każdym systemie żyją ludzie i że to wystarcza jest dziecinadą. Jeden system różni się od drugiego strukturą czyli odmiennym układem relacji między ludźmi. Życie w rodzinie wielodzietnej wygląda zupełnie inaczej niż w rodzinire z jedynakiem, bo odmienne są relacje.

Można na strukturę systemu konsumpcyjnego spojrzeć inaczej. Podstawę systemu stanowi bank, który kreuje pieniądze i oferuje kredyt producentowi na inwestycje i konsumentowi na zakup. Reszta jest taka samajak wyżej.

W ten sposób okazuje się, że delfin to nie ryba.

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1592889

Można stwierdzić, że współczesny marketing narodził się wraz z kapitalizmem, w czasie wielkiej rewolucji przemysłowej. Obecnie marketing jest w fazie dojrzałej- wyrafinowania i formalizacji. A przecież marketing w formie wydawałoby się podstawowej, ale jednak już zawierający  branding, istniał w starożytności, na co mamy archeologiczne dowody. Nam oczywiście chodzi o marketing, którego celem było stymulowanie popytu, a tego rodzaju praktyki miały już miejsce w latach 1750–1870 ( rewolucji przemysłowej).  Przykro mi, ale Pańską teorię odrzucam. Nie ma ona pokrycia w faktach.

Vote up!
1
Vote down!
-1

AgnieszkaS

#1592904

Proszę mi nie serwować pseudoanaliz w stylu:

kiedyś wszystkie zwierzęta żyły w wodzie, tak jak ryby, więc takie ssaki jak walenie, w tym delfiny czy foki, powróciły do wody i można je uznać za ryby.

To jest błędna metodologia. Właściwa metodologia wymaga analizy strukturalnej.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1592989

Nie ma kapitalistów, ani robotników, nie trzeba ani zarabiać, ani oszczędzać. Wystarczy pójść do banku który rozdaje pieniądze. Większość ludzi tego nie wie. Młodzi mówią, że nie stać ich na własne lokum, mieszkają z rodzicami, praca mało płatna, dodatku ze "śmieciówki". A przecież  bank może im dać pieniądze, nawet szwajcarskie franki, a marketer im doradzi, że idzie lato, to nawet pod mostem można pomieszkać.

"W ten sposób okazuje się, że delfin to nie ryba".( A kiedy delfin był rybą?)

 

Vote up!
1
Vote down!
0

Anna K.

#1592907

Analizę można prowadzić ujawniając cały proces i akcentując węzły w sieci, które pełnią rolę kluczową, zależnie od przyjętej perspektywy. Z perspektywy pieniądza, który stanowi środek wymiany, główną rolę pełni bank, kreujący sztuczny pieniądz. I nie jest rzeczą istotną w tym momencie, kto spełnia, a kto nie spełnia warunki dostępu.

Innym czynnikiem decydującym - decydującym o wpływie na zachowania uczestników rynku może być perspektywa władzy kreującej zachowania rynkowe czyli marketera i rola marketingu.

Ludzie zawsze jedli, polowali, hodowali zwierzęta i uprawiali rolę, ale to nie powód żeby twierdzić że inne czynniki są nieistotne. A to właśnie struktura organizująca te czynniki okazuje się decydująca.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1592990