Rozum i wiara: Bóg, religia, Kościół

Obrazek użytkownika civilebellum
Idee

My, współcześni, patrzymy na wszystko, co stanowi najgłębszą tajemnicę bytu przez pryzmat swojej cywilizacji, społecznej tradycji, domowego wychowania i… ataków na nie.

 

I. Z Bogiem sprawa jest niby prosta: jedni wierzą, że go „nie ma”, inni nie – tych pierwszych jest znikoma mniejszość, bo niewiara (jak to sformułował Pascal) się „nie opłaca”. Pomijając jednak myślenie w tych kategoriach, człowiek od zarania „boi się Boga”, co ma najistotniejszy wpływ na to, kim jest.

Ostatnie dwa stulecia przynoszą nam wprawdzie jakieś szczątkowe efekty wysiłków mających „udowodnić”, że pochodzimy z „natury”, z jakiegoś pierwotnego „kisielu” (czyli kolokwialnie mówiąc – „od małpy”), ale nie jest to przecież żaden argument dla obecności Boga we wszechświecie, skoro nie wiadomo (i nigdy się tego nie dowiemy!) jak on powstał. Tak to już jest z nauką (że zacytuję ze swej ostatniej notki) niezbędną w opisie rzeczywistości, a nawet w jej projektowaniu, a bezradną w stosunku do abstraktów.

Wiara w Boga jest zatem zdroworozsądkowa (z naciskiem na zdrowo): można powiedzieć – używając osinowego kołka – że wiara w Boga rodzi człowieczeństwo, a niewiara je dehumanizuje (doszukując się w człowieku jakichś „mechanizmów” – jakby był golemem).

Tak dochodzimy do słówka „niby”: o ile wiara w Boga przenosi nas w sferę niedającą się uchwycić – przez co staje się zbyt łatwym celem dla wszelkiego typu „racjonalistów” (Dawkins) – o tyle „idea Boga” wymyka się spod ich gniewnego oręża (wspomaganego przez waśnie i okrutne czyny wyznawców „innego Boga”, innych niż „nasza” religii), bo zasługuje na namysł moralny: czym jest Bóg dla naszego sumienia? Nawet racjonaliści mają sumienie!

Bóg - jako idea - jest jedynym źródłem podstawowych praw, niepodlegających „społecznym umowom” – zatem jedynym podmiotem Sprawiedliwości: jest Sędzią Sprawiedliwym (co się przejawia np. w powiedzeniu „Bóg nas pokarał”); jest takimż podmiotem Miłosierdzia („musiałem -niech mi Bóg wybaczy”), Prawdy, Dobra, Piękna, a nawet… Wiedzy o człowieku (”tylko Bóg wie, jak się starałem”); takie i tysiące innych odnoszenia się do Boga w każdym ludzkim (ale oczywiście uczciwym, moralnym) działaniu – nie przecież „religijne”, a odruchowe – świadczą podświadomie o idei Boga właśnie. Ona to kształtowała nasz „kręgosłup moralny” daleko wcześniej, niż mojżeszowe tablice, gdyż jest w nas, ludziach, wprasowana w momencie stworzenia (jak się okazało, ludzkie DNA nie pochodzi z ewolucji*); któżby inny mógł nas takimi uczynić jak nie Bóg?

Zatem – to nie Wiara ten problem rozstrzyga, a Rozum.

 

II. Inaczej ma się z religią (Wiarą), gdyż jak wiadomo jest ich wiele (a jedynie hinduizm uznaje, że każda wiara, która prowadzi do Boga, jest dobra). Cuius regio, eius religio Takie postaci, jak Kryszna, Laozi, Zaratusztra, Abraham, Budda, Jezus, Mahomet (ostatnio Ba’b – ponad 5 milionów wyznawców bahaizmu!) – wywarły swój wpływ na ludzkość potrzebującą oparcia w Bogu, zawłaszczając Go jednak „na swój sposób”, co doprowadzało do (i dalej doprowadza!) „niepokojów społecznych”, w wyniku czego Bóg znalazł się na drugim planie, a na pierwszy wysunął się Kościół, „organizator religii” – bo nie w znaczeniu pierwotnym (eklezja – zgromadzenie), a instytucjonalnym i obrzędowym.

Kościoły stały się więc przedmiotem zewnętrznej, ale i wewnętrznej rywalizacji (prawosławie, szyizm, luteranizm itp.), przy czym ataki zewnętrzne są dodatkowo polem dla wszelkiego rodzaju bezbożnych zamysłów politycznych (komunizm, neoliberalizm) mających na celu zawładnąć już nie jednostką czy szerszą zbiorowością, ale ludzkością w ogóle: dla osłabienia tej żądzy mówi się np. obecnie o „kościele globalnym” „synkretycznym” i tego typu zbrodniczych knowaniach (czego odpryskiem kulturowym jest bajanie o „cywilizacji judeo-chrześcijańskiej”). A zaczęło się tak niewinnie: od marksowskiego „opium dla ludu” (mamy wprawdzie i „Demokrację – opium dla ludu” Erika von Kuehnelt-Leddihna, autora Deklaracji Portlandzkiej, ale kto to zna? – a Marksa i „szkołę frankfurcką” poznały miliony – często na własnej skórze)…

I u nas słyszymy narzekania (bywa, że i wyrazy oburzenia) na nasz Kościół – więc sprawa wymaga jasnego postawienia: Kościoły (a więc religie) są w skali masowej, a zatem najistotniejszej, jedyną drogą do Boga. Drogą, która ukształtowała ludzi od dzieciństwa i - jeśli tego kształtowania nadal potrzebują – sprawdzoną. I najważniejsze: moralną drogą.

Dodajmy jeszcze inny aspekt, dla którego nieobecność Kościoła w życiu naszym i naszych zamierzchłych przodków jest nie do wyobrażenia: freski z Kaplicy Sykstyńskiej; o. Kolbe; pagody i zikkuraty, pastor Martin Luther King… – dary nieba, ciągle na nowo się pojawiające przez uczynki wspaniałych ludzi: gdzie by się objawiły poza Kościołami, przez co natchnione?

 

III. Co ma jednak powiedzieć młody muzułmanin, który trafi „pod opiekę” imama-wahabity? co ma… no dobra: dość drastycznych przykładów, bo z nich powstają wojny religijne albo wojny z religią (np. z religią chrześcijańską), lub te o religię, wywoływane nieustannie przez tzw. „niewierzących” (ciekawe, że tych jest mało nie licząc Chin, a wojujących siła – licząc siłę ich medialnego rażenia).

Otóż potrzebna jest powszechna świadomość, że Bóg istnieje także poza religiami i Kościołami, bo istnieje w każdym z nas – o czym religie i Kościoły winny stale przypominać. Istnieje nie po to, by go wielbić (jakie to antropocentryczne!), lecz żebyśmy okazali przed Nim świadectwo ze swego człowieczeństwa.

Jeśli więc nasza indywidualna droga powiedzie nas, jak wierzymy, na Sąd Ostateczny (”pomysł” że Sąd taki istnieje jest starszy od wszystkich religii monoteistycznych! – wspomniałem już o tym w tym cyklu) – osobno (bo przecież znajdziemy się tam sami, pojedynczo) - to mimo wszystko pamiętajmy, kto nam wskazał kierunek, choćbyśmy potem wybrali drogę własną, na własny rachunek i odpowiedzialność.

Bo przecież pragnienie wolności wyboru zostało wprasowane w indywiduum jako Naczelny Zamysł – bez niego nie opuścilibyśmy Edenu! – ale po to właśnie, by zdawać swój ziemski egzamin: powinniśmy więc zawsze pamiętać, że Ludzka Wolność nie jest celem samym w sobie i nie może być absolutna; choć jest warunkiem naprawdę godnego życia, po to jest tylko potrzebna, aby móc czynić dobro, a przeciwstawiać się złu (także w sobie!); celem jej nie jest samorealizacja, lecz samodoskonalenie – wysiłek, aby w oczach Boga stać się godnym powrotu do Niego.**

Bo wierzyć w Boga to też wierzyć w siebie, w Jego zamysł wobec nas. Jest on taki sam dla całej ludzkości, tj. dla każdej jednostkowej drogi, byle poczciwej, uważnej. Wydaje się, iż uleganie na tej drodze presji społecznej, czy to w związku z własną słabością, czy w dążeniu „na skróty”, czy jak ślepiec za przewodnikiem, czy wreszcie z niezdrowej potrzeby prostowania dróg innym (tj. inaczej, niż własnym przykładem) – powoduje całe zło tego świata; dotyka ono np. ludzi sprawujących jakąkolwiek władzę – przecież niezbędnych - i ci jednak mają swoją szansę.***

 

Nie masz tu domu, jeno gościniec jałowy:
nie stój jak koń u żłoba, gdzie siano szeleści;
ruszaj, pielgrzymie! Dobrniesz do końca powieści,
jeślić duch drogę wskaże wiary pismem złotem.
A Prawda cię wyzwoli; nie lża wątpić o tem!

 

 

 

* ]]>https://www.youtube.com/watch?v=5i7HGRnf4OU]]> (dziękuję komentatorowi @zwykły polak – za adres tego filmu). Patrz też:  ]]>http://www.pismofronda.pl/nieredukowalna-zlozonosc-jako-swiadectwo-inteligentnego-projektu]]> - przy okazji warto prześledzić, dlaczego teoria znana jako Intelligent Design (Inteligentny Projekt) jest tak zaciekle zwalczana przez neoliberałów…

** por.: Bóg bowiem zechciał człowieka pozostawić w ręku rady jego, żeby Stworzyciela swego szukał z własnej ochoty i Jego się trzymając dobrowolnie dochodził do pełnej i błogosławionej doskonałości. Tak więc godność człowieka wymaga, aby działał ze świadomego i wolnego wyboru, to znaczy osobowo, od wewnątrz poruszony i naprowadzony, a nie pod wpływem ślepego popędu wewnętrznego lub też zgoła przymusu zewnętrznego. Taką zaś wolność zdobywa człowiek, gdy uwalniając się od wszelkiej niewoli namiętności, dąży do swego celu drogą wolnego wyboru dobra oraz zapewnia sobie skutecznie i pilnie odpowiednie pomoce. (II Sobór Watykański, konstytucja duszpasterska Gaudium et spes, 17).

*** Narody, które tak wiele wycierpiały za czasów Rewolucji Francuskiej i od jej obu epigonów - międzynarodowego i narodowego socjalizmu, mogą odwrócić kartę historii. Wielkie cierpienia mogą prowadzić ludzi do rozpaczy i zwątpienia, ale mogą też uczynić ich pobożniejszymi i mądrzejszymi.                         (preambuła Deklaracji Portlandzkiej)

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

Jaka i dokąd prowadzi jego droga?

Czas to wyjaśnia w różnym czasookresie

Niektórzy są głupi i wciąż żyją w lesie

 

Myślący wie, bez Boga nic nie istnieje

Nawet gdy kłamstwami się życie odzieje

Logika wskazuje i odczucia wszelkie

Choćby mózgi myślących były niewielkie

Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1571120

"Człowiek jest sobą poprzez wewnętrzną prawdę.
Jest to prawda sumienia odbita w czynach.
W tej prawdzie każdy człowiek jest zdany samemu sobie"

- Jan Paweł II

 

Dzięki, Jacku

Vote up!
2
Vote down!
0
#1571167

"...W tej prawdzie każdy człowiek jest zadany samemu sobie".

Pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

_________________________________________________________

Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie

katarzyna.tarnawska

#1571245

przyznam się, że przekleiłem bezwiednie, a przecież to logiczne: los to nie fatum, a wolny wybór: człowiek może odrzucić każdą prawdę...

Dziękuję i także pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0
#1571261