O naukowym bujaniu w obłokach, czyli Bogiem a prawdą

Obrazek użytkownika civilebellum
Idee

O ile odkrycia naukowe zmieniają nie tylko naszą wiedzę o świecie rzeczywistym, ale i przynoszą nam często (po ich masowym wykorzystaniu) pożytek praktyczny – o tyle teorie naukowe „przebijają się” do nas jedynie za pośrednictwem ideologów, dostrzegających w nich pole do swoich praktyk społecznych, wśród których Wiedza o Prawdzie zajmuje miejsce najpoczytniejsze. Co ciekawe, ideologizacje te, nie dysponując przecież ostatecznymi dowodami (a tylko teoriami właśnie) pomijają tę „zbędną” do owych poczynań podstawę, na ogół słusznie licząc iż odbiorca, oszołomiony mantrą „badań naukowych” nie zapyta: czego też dowiedziono? i nie uruchomi w związku z wykrętną odpowiedzią własnego procesu rozumowania.

 

Rozumowanie zasadza się – jak wiadomo od zarania po dzień dzisiejszy – na dwóch ścieżkach podejścia: indukcji i dedukcji* (często wzajemnie się przenikających), z których jednak żadna nie osiągnęła przecież głównego ontologicznego celu: praprzyczyny.

Ponieważ jednak łatwiej oszukiwać ludzi, niż przekonać ich że są oszukiwani - interes pt. Wiedza o Prawdzie kwitnie, w nieustannym sporze samej ze sobą, co obrazowo przedstawia przypowieść mistrza Zen:

Zapytano niegdyś mistrza: na czym polega natura wszechrzeczy? Mistrz dał taką odpowiedź:

Cały świat można przedstawić jako parę smoków, które pożerają się wzajemnie i przez to pożreć się nigdy nie mogą.

Przytoczmy tu jeszcze pierwsze dwa akapity ze Wstępu do Krytyki czystego rozumu:

Rozum ludzki w pewnym dziale poznań swoich wystawiony jest na ten szczególny los, iż trapią go pytania, których nie może odrzucić, gdyż mu je zadaje własna jego przyroda, ale na które nie może też odpowiedzieć, gdyż przewyższają całą jego możność.

Popada on w ten kłopot nie ze swojej winy. Zaczyna od pewnych twierdzeń zasadniczych, których użycie nasuwa się nieodparcie w biegu doświadczenia i zarazem przez toż doświadczenie sprawdza się dostatecznie. Przy ich pomocy wznosi się (jak to również z przyrody jego wynika) coraz wyżej, do odleglejszych uwarunkowań. Spostrzegłszy jednak, że tym sposobem praca jego zawsze pozostać musi nieukończoną, ponieważ pytania nie ustają nigdy - widzi się tedy przynaglonym uciec się do takich twierdzeń, które przekraczają zakres wszelkiego możliwego użycia w doświadczeniu, a przecież wydają się tak niepodejrzanymi, że nawet pospolity rozum ludzki zgadza się na nie. Ale przez to popada on w mrok i sprzeczności, z których może wprawdzie wywnioskować, że gdzieś tam na dnie pewnie istnieją błędy utajone, odkryć ich wszakże nie potrafi, gdyż twierdzenia, którymi się posługuje, jako wychodzące poza granicę wszelkiego doświadczenia, nie uznają już wcale probierza doświadczenia. Otóż bojowisko tych nieskończonych sporów nazywa się metafizyką.

 

Nieskończonych (niemożliwych do zakończenia) sporów! Ta ponad dwusetletnia uwaga nic nie straciła na swej aktualności tym bardziej, że jak zauważa dalej Kant, metafizyka opanowana jest przez dogmatyków, którzy „wiedzą swoje”: w skrócie możemy określić ten spór jako „wojnę na górze”, którą tak przedstawia jedna ze stron:

To marksistowski wzór, zgodnie z którym to nie rzeczywistość kształtuje myślenie, ale myślenie kształtuje swoją własną rzeczywistość. Ten, kto nie akceptuje tej wykreowanej rzeczywistości, jest uważany za chorego (b. prefekt Kongregacji Nauki Wiary Kard. Gerhard Müller - wprawdzie o homofobii, ale czy tylko?). Ale – z kolei - czy rzeczywistość prowadzi nas do jakiejkolwiek prawdy niematerialnej? nie: mami się nas jedynie tej prawdy fantomami, a „punkt wyjścia” jest w efekcie bez znaczenia.

Tak powstają „naukowe dowody” dla przeciwstawnych ideologii – ale używana dla tych „dowodów” probabilistyka (zaledwie przecież aksjomatyczna ) przynosi jedynie… możliwości (tak zresztą twierdzą fizycy kwantowi: Wszechświat jest prawdopodobieństwem!). Mamy więc nie „wiedzących”, a wyznawców (heideggerowskie każdy byt jest bytem woli).

 

Mistrz z Królewca (którego obie „zwalczające się strony” uznały za popsuj zabawę) rozwiązał ten gordyjski problem jednym słowem: Noumena („te, co są myślą") – przenosząc wszelkie wątpliwości ontologiczne w sferę wiary. I tak też należy traktować pokantowskie spory materialistów z teologami: są one jałowe o tyle, o ile wymykają się ludzkiemu poznaniu (inną już kwestią jest to, że społeczni demiurgowie wykorzystują tę naturalną potrzebę „dowiedzenia się” dla swych celów , nie zawsze może z założenia niecnych – ale niestety: przeważnie**).

 

Pozostaje więc nam zdroworozsądkowość, wskazująca po pierwsze (i kluczowe) na istnienie Boga (będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna) bez jakiejkolwiek podpórki dogmatycznej - i to zupełnie wystarcza by uznać, że wszelkie naukowe poszukiwania tego potwierdzeń/zaprzeczeń mają jedynie cel propagandowy (vide Fides et ratio): rozum ludzki nie potrzebuje tych spekulacji, są uciążliwym balastem na moralnej drodze do zbawienia własnego człowieczeństwa tu i teraz (co oznacza właściwe przygotowanie się na Sąd Ostateczny – gdyż posłani zostali wszyscy przez wolę Tego Który Jest, Sędzię Sprawiedliwego, aby stanąć przed Jego osądem, przedstawić swoje własne Świadectwo – a nie od kogoś otrzymane, choćby najświetniejszymi pieczęciami było podbite - i usłyszeć wyrok co do tego, jak czynili swym bliźnim, nie zaś co do tego, jak i czy Go wyznawali); postawa taka winna być społecznie pożądana, a niestety, z powodu tej „wojny na górze” nie jest, czego efektów niemal codziennie doznajemy w życiu publicznym, gdyż moralność albo jest „boska” (jak rozum i z niego wynikająca: imperatywy – będące przecież jedynie tym, co sobie wyobrażamy iż jest Bogu miłe), albo nie ma jej wcale (gdy poddamy ją spekulacjom); po drugie zaś - na miałkość materialistycznych usiłowań teoriopoznawczych, których uzasadnienia doszukują się one czy to w prawiekach historii ludzkości (ewolucjonizm), czy to w otchłaniach kosmosu (astrofizyka), czy wreszcie w strzępkach materii (fizyka kwantowa); podkreślmy jeszcze raz jednak, iż to nie odkrycia naukowe są przedmiotem tych rozważań, lecz ich spekulatywne wykorzystywanie przez (rzekomo naukowo potwierdzoną) Wiedzę o Prawdzie.

Do tych czysto ideologicznych usiłowań dobrze było by przyłożyć pewną radę praktyczną, zawartą w myśli Diogenesa z Synopy:

„skoro właściwością bogów jest nie potrzebować niczego, to właściwością ludzi, którzy chcą być do nich podobni, jest potrzebować niewiele” – zatem także w potrzebie metafizycznej.

 

                                                               ***

 

Kończąc ten cykl rozważań o powinnościach człowieka poczciwego i niebezpieczeństwach (tak przez siebie samego prokurowanych, jak i ze strony społeczeństwa) czyhających nań na drodze do samo zbawienia, chciałbym podkreślić raz jeszcze, że homo viator – ze swym herbertowskim przesłaniem: a nade wszystko żebym był pokorny, to znaczy ten który pragnie źródła – niech nie zatrzymuje się w jakimś miejscu: żadne nie uczyni go spełnionym i gotowym, gdyż ani on, ani nikt z bliźnich nie będzie Sędzią w jego sprawie.

Niech zatem nie zaprzestaje swych starań wędrowca (czytamy w Dialogach konfucjańskich: wie, iż to, do czego dąży, jest nieosiągalne, a jednak w dążeniu nie ustaje) i wypełnia je do końca z ufnością, że zostaną sprawiedliwie zważone; niech się nie lęka.

 

Acha: będzie jeszcze „dodatek specjalny”: Rozum i wiara: Bóg, religia, Kościół

 

 

 

 

* Mówi się, że indukcja służy dokonaniom praktycznym, zaś dedukcja – teoretycznym. Indukcję („od szczegółu do ogółu”, analiza) - jako sposób budowy teorii - wykpił Bertrand Russell, podając taką przypowieść: Pewnego kurczaka nakarmiono w poniedziałek, we wtorek i we środę. Kurczak myśli sobie: Aha, codziennie będą mnie karmić. Tymczasem w sobotę ugotowano z kurczaka rosół. Na czym budowane są współczesne dedukcyjne teorie ontologiczne? („od ogółu do szczegółu”, synteza) – trzymając się russellowskiej przypowieści: aby zjeść rosół trzeba znaleźć kurczaka i go utuczyć (medialnie?); problem w tym, że każdy wynaleziony kurczak (ortogeneza, teorie „wieloświatów”, „strun”, „M-teoria”) okazuje się plastikową atrapą***.

 

** Że aprioryczne metody dociekań zawodzą, pokazuje też tak bliski mi przez całe lata przykład smoleński: dedukując, iż piloci zeszli poniżej swych uprawnień, jedni twórcy „teorii smoleńskiej” znaleźli „brzozę” a inni „bombę”: rosół z tych kurczaków śmierdzi (z kolei jednak indukcjoniści, wykazujący fałszywy obraz katastrofy, w ogóle nie mają rosołu, bo ich kurczak zdechł z braku pokarmu). Tak to jest z nauką – niezbędną w opisie rzeczywistości (acz przecież intencjonalnym, jak zauważa Husserl, a przed nim Berkeley, zatem subiektywnym: poznanie okazuje się temporalne i zrelatywizowane do konkretnych okoliczności), a nawet w jej projektowaniu (postęp naukowo-techniczny) - a bezradną w stosunku do abstraktów.

Zdroworozsądkowo przykład ujmując: mamy do czynienia z hipotezami („religiami smoleńskimi”); zamiast więc toczyć spory o to, czyja jest „jedynie prawdziwa” - należy poczekać na nowe fakty (świeższe „kurczaki”), choć widać wyraźnie, że jest to czekanie na Godota: z wielką niecierpliwością oczekuję jednak na werdykt prokuratury Pasionka, by się dowiedzieć, gdzie tego zaaresztowanego Godota się przetrzymuje (tj. - czym się nie zajęła)…

 

*** powodem tych klęsk jest coś, co na użytek tego wywodu nazwałbym „Paradoksem postępu”: rozwój cywilizacyjny przynosi nam nie tylko rozwój techniczny czy wzrost komfortu bytowania – także przecież (bo populacja się z tych powodów powiększa) wzrost liczby ludzi wyżej (i na ogół kierunkowo) wykształconych, chcących mieć z tego tytułu coś do powiedzenia. Paradoks stanowi spostrzeżenie, iż im więcej specjalistów, tym mniej oświeconych: „coś za coś” – chciałoby się powiedzieć - czas aktywności ludzkiej nie jest z gumy! A w tym szczebiocie (bo „śpiewać każdy może”) rodzą się rozmaite upiory i co rusz straszą i tumanią.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.3 (16 głosów)

Komentarze

No to popadł Pan w tak przeze mnie krytykowaną manierę. Jeżeli nie wiem co powiedzieć od siebie, to zaczynam od Platona, Arystotelesa czy choćby od Kanta albo Hegla. Ale to nie jest wiedza o rzeczywistości, to jest wiedza o myśli filozoficznej, wyimek z historii myśli filozoficznej.

Wiedzy o rzeczywistości dostarczają naukowcy, ale kiedyś metod badań naukowych nie było, snuto więc filozoficzne refleksje na temat rzeczywistości. Czasy się zmieniły, nauka i technologia się rozwinęły i jednym z problemów jest powszechne ignorowania roli technologii. Jak mówi analityk technologii John Naisbitt "Zyjemy w krainie technologicznego odurzenia".

Naukę i technologię trzeba śledzić i kontrolować, by się nie wymknęły spod kontroli. Wszyscy chętnie korzystamy z ich owoców, bez świadomośći jak one zmieniły kształt naszego codziennego zycia i zwyczajów.

Nauka i technologia stały się często tak wyspecjalizowane i tak hermetyczne, że ludzie dają za wygraną i rezygnują z ich poznania. Nic dziwnego, że w powszechnym obiegu pojawiają się najrozmaitsze herezje, konfabulacje i czysty szamanizm i przenikają nawet do doktryn politycznych. Są jednak ludzie i instytucje, które wiedzę naukową potrafią propagować w sposób przystępny. Niestety w naszych polskich mediach jest tego zbyt mało, a to co robi Tomasz Rożek w Gościu Niedzielnym czy TVP, to zdecydowanie za mało. 

Jednym z błędów popełnianych przez domorosłych filozofów jest mieszanie refleksji naukowej i refleksji religijnej. Niestety nie jesteśmy geniuszami i musimy okazywać pokorę. Refleksję naukową należy uprawiać osobno a refleksję religijną też osobno. Dopiero w trzecim kroku możemy je porównywać i próbować je integrować w czymś w rodzju refleksji filozoficznej.

 

Vote up!
3
Vote down!
-2
#1570681

Pańskie kompleksy - słyszy Pan, że coś dzwoni, ale nie wie, w jakim kościele (chyba, że jest Pan scientologiem)...

Swoją drogą - każdy portal chciałby mieć taki "skarb" u siebie: nabija Pan klikalność, mimo, że głosi hipotezy naukowe (jak ten Pański "mózg społeczny") jako udowodnione: na krzyk? Wypraszałem już Pana z mojego bloga dwukrotnie, trzeci raz nie będę, bo to mija się z celem: wprawdzie fobie trzeba leczyć, a nie je omawiać, ale to w końcu miejsce publiczne i, jak napisałem, "śpiewać każdy może"...  

Vote up!
4
Vote down!
-1
#1570690

Bieda w Polsce plolega na tym właśnie, żę tacy ludzie, inteligentni, jak prof. Jadwiga Staniszkis, najpierw przestawiają teorię systemu postkomunistycznego, po czym wierzą w to, co ta teoria krytykuje. Taki jest wpływ środowiska na umysł. I nie ona jedyna, bo Rafał Matyja raz wierzy, a raz nie wierzy. To jest naukowe myślenie po polsku, zresztą idealnie potwierdzjące to o czym mówię..

Pan także, w oparciu o nie wiem co, kwestionuje pojęcie "mózgu społecznego", które jest pewną metaforą, ale które doskonale oddaje sens natury ludzkiej. To jest tak jak z powietrzem, którego nie widać albo z rybą w wodzie, która to ryba wody też nie widzi. Wszystko co nas otacza jest jednoznacznym dowodem na "mózg społeczny".

Jeżeli nie wystawi Pan niemowlaka na wpływ zewnętrznych bodźców werbalnych, to on nigdy nie nauczy się języka, język bowiem nie wyrasta z tkanek mózgu, lecz z interakcji z osobami mówiacymi w tym języku. I podobnie jest z wszelkimi innymi przejawami kultury.Duch pochodzi z zewnątrz, nie z materii.

Zapraszam na mój blog w s24, gdzie toczę polemikę z komentatorem o nicku @czubas. On właśnie wykazuje doskonałe, modelowe wręcz niezrozumienie tematu i założeń dyskusji o wiedzy zakazanej.

Vote up!
3
Vote down!
-2
#1570695

Niestety zaplątał się już pan sporo w zawiłości epistemologii, chyba najtrudniejszego działu filozofii, do którego należy podchodzić powoli i z namysłem.

"Epistemologia każe nam przyglądać się dokładnie temu, jak dalece nasze uprzedzenia, wyznawane wartości, co więcej metody badania naukowego ograniczają, a nawet wypaczają wrażenia płynące do nas ze świata"

To odnośnie tej ryby, co to wody nie widzi. Przykład chybiony, choćby z tego względu, że ryba nie ma ani krztyny świadomości.

A teraz zagadnienie głęboko nurtujące kognitywistów, jak i filozofów nauki. Dotyczy tego zdania:

"Jeżeli nie wystawi Pan niemowlaka na wpływ zewnętrznych bodźców werbalnych..."

Zahacza się tutaj o tezę Quine'a i o qualia. Co to jest, zilustruję słynnym przykładem, doświadczeniem umysłowym.

"Wyobraźmy sobie, że Mary [...] żyjące w czasach, kiedy wiedza

naukowa o widzeniu barwnym jest praktycznie kompletna i ona wiedzę tę posiada.

Jednak z jakichś powodów całe swoje dotychczasowe życie spędziła Mary w świecie

czarno-białym. Wszelkie docierające do niej obrazy świata zewnętrznego także są czar-

no-białe, bo monitory, na których je ogląda, są tylko czarno-białe. Jednym słowem, Mary

pozbawiona została możliwości doświadczania kolorowego świata. Czy jednak kompletna

wiedza o widzeniu barwnym, jaką dysponuje Mary, nie pozwala jej na kompensowanie

tego braku? Gdyby kompensowanie to miało polegać jedynie na tym, że na podstawie

odcieni szarości potrafi ona odróżniać kolory (a to potrafią osoby z achromatopsją), to

w dalszym ciągu nie moglibyśmy powiedzieć, że Mary wie, czym różni się doświadcze-

nie czerwieni od doświadczenia np. zieleni. Dla niej bowiem byłyby to doświadczenia

pozwalające odróżnić dwa odcienie szarości. Czy gdyby pozwolono jej opuścić czarno-

biały świat i wkroczyć do barwnego, to doznając barw, dowiedziałaby się ona o widzeniu

barwnym czegoś nowego? Wydaje się, że tak, dowiedziała by się bowiem czegoś, co

– pomimo kompletności jej wiedzy o widzeniu barwnym – było dla niej do tej

niedostępne, mianowicie: jak to jest mieć doznanie barwne, np. doznanie czerwieni,

kiedy patrzy się na dojrzałą truskawkę.Jeśli tak, to naukowa wiedza o widzeniu

barwnym, nawet gdyby była kompletna, nie może powiedzieć nam nic o tym, jak to jest

mieć doznanie czerwieni. To doznanie czerwieni, to właśnie przykład quale. Każdy

z normalnie widzących ma takie barwne qualia i doskonale wie, co to znaczy mieć

doznanie czerwieni."

http://www.pan.poznan.pl/nauki/N_304_05_Klawiter.pdf

To ja się zapytam - co to znaczy - duch pochodzi z zewnątrz? Skąd - z otoczenia, - z natury, - ze wszechświata?

Spytam się więcej - co to jest duch?

Bądźmy precyzyjni, gdy dotykamy Boskiej Materii i naszych nieudolnych prób zrozumienia i opisania, czy to filozofią, czy to fizyką teoretyczną i nową kognitywistyką. Inaczej będzie bałagan.

Ps. Wiem jaka będzie odpowiedź na ostatnie pytanie. Duch pochodzi od Boga Kreatora. Lecz czym jest - nie wiemy.

Vote up!
1
Vote down!
-1

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1570750

Proszę mnie do epistemologii nie mieszać, ja nie mam takich ambicji,żeby filozofować na dowolne tematy. Mnie interesuje ludzka natura i wyniki badań naukowych wskazujących na tę naturę, a do tego zbędna jest cała aparatura filozoficzna. Jeśli boweim chcemy zajmować się polityką w taki czy inny sposób, a to jest przecież aktywność  dominująca na forum NP, to niezbędna jest nam koncepcja natury ludzkiej w oparciu o którą możemy stworzyć model do poręcznego zastosowania w interpretacji rozmaitych zjawisk. Tak więc jedyne co mnie interesuje to rozważania antropologiczne mieszczące się w zakresie kogniwistyki, neuronauk i psychologii ewolucyjnej,

Vote up!
0
Vote down!
-1
#1570770

Rozumiem i zgadzam się.

Choć osobiście w temacie preferuję podejście psychologiczno - neurologiczne (przez te tomografy i rezonanse), a nawet psychiatryczne.

 

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
-3

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1570774

https://www.youtube.com/watch?v=5i7HGRnf4OU

Vote up!
2
Vote down!
0

Motto na dziś: "Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć".

#1570698

jest zajadle zwalczana w USA z oczywistych powodów pozanaukowych, gdyż środowisko neodarwinowskie okrzepło tam identycznie, jak nasze kasty uniwersyteckie, w dodatku jest sterowane ideologicznie (z powodów etnicznych).

Powstanie życia nie jest jednak tak interesujące, jak się nam wmawia: ludzkość od zawsze (i nieustannie) wierzy w Boga nie dlatego, iż nie zna odpowiedzi na tę kwestię, lecz dlatego, iż potrzebuje moralnego wsparcia swojej ziemskiej egzystencji. Oczywiście nie jako "całość", a jako zbiór indywiduów: człowiek nie jest cząstką machiny społecznej, lecz realizuje w niej swoje indywidualne cele.

Kolektywistyczne zapędy socjologów (wygrzebujących jakieś skrawki badań np. neurobiologów) usiłują wprawdzie dowodzić, że (jak w Chinach) istniejemy "dla" społeczeństwa, ale jest odwrotnie: to wielkie indywidualności kształtują ludzkość - tak ku Dobru (Chrystus!), jak i ku zgładzie (np. Pol Pot)...  

Notka, Zwykły Polaku, właśnie o tym mówi: żeby wierzyć w Boga (zdroworozsądkowo) i nie dać się ogłupiać "badaniom naukowym" które Jemu zaprzeczają, ale też wszelkim "naciskom społecznym" w dążeniu do Niego. I do wszelkiej prawdy.Indywidualnym dążeniu - bo będziemy osądzeni pojedynczo, a nie zbiorowo.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1570718

Co tam teoria systemów, teoria informacji, teoria gier.Co tam teoria umysłu, którą wypracowują sobie już 5-latki.

My tam mamy swoją teorię, teorię  lemingów. Lemingi wszystkich opcji, łączcie się, niech żyje polipoprawność, teoria gender, feminizm, nowa nauka postnowozesna nie zna granic ni kordonów. 

Takie są skutki zacietrzewienia ideologicznego.

 

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1570720

Będący nieproporcjonalni zaś żalem

Czy to w myśleniu, czy wielu z przejedzenia

Bo oszukani pędzą już do uśpienia

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1570707

to wielki problem etyczny: pewne jest, że nie należy dawać nikomu recept (szkoda, że lekarze nie mają ani czasu, ani chęci by się nad sobą zastanawiać)... ale kto wychowa nasze dzieci, jak nie my sami? (pewnie dlatego są i takie jak ten kodziarski synek, co miał być ukraińskim aktorem). Niestety - w większej skali (dla której ludzie powołali państwa) o moralności woli się nie mówić...

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#1570719

zapatrzeni w stare autorytety, a rzeczywistość po prostu jest, jaka jest. Nam potrzebne jest rozumienie, a wszystko co wiemy to tylko narzędzia naszego myślenia, a wszystko co jest nam potrzebne to pokora ... i ciekawość. Żadne ideologie, musimy spokojnie pracować, by doskonalić nasz warsztat. 

Wspominam lekcje mojego Ojca, gdy miałem dopiero kilka lat. Tato pasjonował się grafikami Albrechta Dürera, pokazywał mnie, dzieciakowi albumy z jego szkicami. Ile to ciężkiej roboty, rysunki, przymiarki, próby. Do dzisiaj samo wspomnienie robi niesamowite wrażenie. Dürer był mistrzem, a przecież robił setki szkiców, uczył się jak narysować dłoń... A  pracownia Leonardo da Vinci to naprawdę mocny warsztat. Jak zrobić blejtram, jak naciągnąć płótno, jak zagruntować i do jakiego obrazu, a farby, to całe laboratorium. Cała paleta bardzo różnych umiejętności i to nie tylko światło, barwa i perspektywa, ale jeszcze fabuła, historia i mit. I legenda. 

A więc, gdy słyszę o marksizmie, to macham ręką. Szkoda czasu. A ludzie tych elit o robaczywych myślach ze wszystkich metod poszukiwania prawdy znają tylko jedno słowo "falsyfikacja". One wszystkie tylko falsyfikują. Staniszkis, Gretkowska, Środa. One pojęcia nie mają, że to skomplikowane słowo jest nazwą jednego z podstawowych sposobów dochodzenia do prawdy, to jest po prostu zwykły dowód nie wprost. Na tym poziomie dyskusji o nauka staje się równa ignorancji... One, te osoby nawet pojęcie prawdy wyłączyły z nauki. To jest bardzo popularny relatywizm. Zlikwidujemy pojęcie prawdy i pstryk, każdy ma rację. Nawet profesor Hartman i profesor Singer, czyli Śpiewak.

Dzisiaj normalni ludzie zajmują się tajemnicą pól spinowych, a to co już wiemy otwiera niezwykłe możliwości bardzo praktycznych zastosowań, pojawiają się nowe metody. Myśli o tym co już wiemy podsuwają zupełnie fantastyczne pomysły do wykorzystania zupełnie gdzie indziej... Szukamy sposobu na zrozumienie tego jak jest.

Na przykład taki Platon. Do dzisiaj budzi mój podziw jego rozumienie idei doskonałości kuli. Dzisiaj mało kto rozumie w czym ten geniusz Platona jest. On to zrobił bez równania Lagrange'a, bez świadomości twierdzeń o punkcie siodłowym, bez rachunku różniczkowego. Rozumiał istotę rzeczy. Wiedział i rozumiał jak to jest, że największą możliwą objętość zamykamy w najmniejszej możliwej powierzchni. Jest to najgenialniejsze zobrazowanie twierdzenia o minimaksie, Podstawowe twierdzenie niektórych niemarksistowskich ekonomistów. Minimum kosztów, maksimum zysku. Takie rozumienie pojęcia idealnej bryły całkowicie fałszuje rozumienie idealizmu Platona. To było naprawdę genialne osiągnięcie ludzkiego rozumu, zmistyfikowane przez pokolenia filozofantów. Sztuka polega na umiejętności odróżnienia ziaren od plew, przy zachowaniu szacunku i do ziarna i do plew. Przecież nie ma ziarna bez plew.

A do tego potrzebna jest po prostu pokora i szacunek do dzieła Bożego, szacunek do dzieła bardzo wielu utalentowanych ludzi, którzy przez setki lat potrafili robić rzeczy wspaniałe, obchodząc się bez komputera. I teraz nadal uważam, że nam wszystkim, w XXI wieku najbardziej potrzebne jest zrozumienie, nasze własne, uczciwe rozumienie tego, jak jest

Vote up!
3
Vote down!
0

michael

#1570732

Witaj

Kolejna zbieżność - też właśnie przerabiam relację Bóg Stwórca vs. nauka. A to dzięki fenomenalnej, zwartej i superlogicznej książeczce filozofa i matematyka, profesora Johna C. Lennoxa "Bóg i Stephen Hawking" (gorąco polecam!).

Filozof przede wszystkim, lecz co ważne - równocześnie matematyk, przez co nazwać można go logikiem, rozprawia się z ostatnią, przedśmiertną książką Stephena Hawkinga "Wielki projekt" (też polecam). Uważany za najwybitniejszego naukowca obecnej doby, ciężko chory człowiek, w tej książce stara się udowodnić, że Boga nie ma i potwierdza to nauka, bo wykazuje, że do stworzenia świata Bóg nie był potrzebny.

Lennox punkt po punkcie wskazuje pomyłki, niedociągnięcia i naciągnięcia w rozumowaniu Hawkinga. Okazuje się, jak sam miałem wątpliwości od "Krótkiej historii czasu", że wybitny naukowiec niestety mędrcem nie jest.

Zasadniczy błąd Hawkinga, co Lennox wykazał, jest założenie, że teorie, albo stałe fizyczne, jak grawitacja albo M-teoria mogą być bytami sprawczymi, dzięki którym doszło do powstania wszechświata. A to bzdura z punktu widzenia nawet zdrowego rozsądku, bo one tylko opisują, lub coś wyjaśniają, samoistnie nie mając żadnej mocy sprawczej.

A kto ma taką moc, by stworzyć wszechświat?

Bardzo poważnie myślę, że po latach może się okazać, że Stephen Hawking, genialny astrofizyk teoretyk, właśnie przez tą swoją wyobraźnię i fantazję, na długie lata sprowadził naukę na manowce. Teorie piękne matematycznie, tylko... niczego nie daje się sprawdzić i udowodnić. Więc, czy drgające superstruny, supersymetria, M-teoria i 11 wymiarowy wszechświat to tylko umysłowe zabawy przykutego do fotela geniusza?

A Boga bardzo zwalczał, bo strasznie bał się, że pójdzie do piekła. Lecz... niech spoczywa w spokoju, a Pan niech mu tam wyjaśni, jak grubo się mylił.

Serdeczności

Ps. Usiłowania wytworzenia konfliktu - nauka kontra Bóg, to absurd, nie wymysł naukowców sensu stricte, tylko scjentystów. Widzimy, że właśnie nauka coraz bardziej udowadnia niezbędność istnienia Wielkiego Stwórcy.

 

.

 

Vote up!
4
Vote down!
-3

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1570739

Jestem dyplomowanym fizykiem, czyli pracownikiem fizycznym, który od dziecka wie, że człowiek w porównaniu z kosmosem jest nieduży i trudno mu cały kosmos odwzorować gdziekolwiek. Nawet w teorii. Dlatego ludzie od zawsze posługują się modelami, cokolwiek by to słowo nie znaczyło. Niektórzy twierdzą nawet, że umiejętność abstrakcyjnego myślenia, polegająca na oderwaniu pojęcia (abstraktu) od desygnatu, stała się początkiem iczłowieczeństwa, a nawet jest początkiem wszelkiej intelektualności. 

Mówiąc "stół" nie mamy w głowie realnego stołu z powyłamywanymi nogami, ani konkretnego stołu z marmurowym blatem, mamy klasę równoważności, czyli abstrakcyjny zbiór formalnych elementów majacych wspólną cechę polegającą na byciu stołem, jakikolwiek i gdziekolwiek by ten stół był. Może to nawet być pieniek po ściętym  drzewie, gdzieś w lesie. Wystarczy rzucić na ten drewniany kikut białą serwetkę, postawić dwie szklaneczki i zasiąść do kolacji na świeżym powietrzu. I mamy stół.

Podobnie jest z tak zwanymi teoriami fizycznymi. Można o nich różnie gadać. Ale to są tylko modele, pozostające w niezbyt dobrze określonej relacji z realnym światem. Nawet coś tak zdawałoby się konkretnego jak parowy silnik parowozu. Używany do jego opisu cykl Carnota jest modelem tak uproszczonym, że aż niemożliwym do zrealizowania w praktyce, ale pozwala z niezłą dokładnością policzyć i wytłumaczyć co się tam w tej maszynie dzieje. Podobnie jest z falową albo korpuskularną "teorią" światła. Mogę spokojnie powiedzieć, że światło jest radiową falą elektromagnetyczną o częstotliwości THz (terahertzowej).

Czy fale radiowe mogą być prezentowane w postaci fotonów? Mogą.  I tyle.

A więc Stephen Hawking nie wyprowadził nikogo na manowce, nigdy też nie twierdził, że Wszechświat taki jest, taki, jak On sobie myśli. On tylko podjął jeszcze jedną próbę opisu, który był użyteczny w wielu zastosowaniach. Ale także doskonale zdawał sobie sprawę z tego gdzie są granice, poza którymi jego modele rozjeżdżają się z rzeczywistością. Nadal nie zakończyła się sukcesem jego próba zintegrowania mechaniki kwantowej z teorią grawitacji. Stephen Hawking doskonale o tym wiedział, dlatego był prawdziwym fizykiem, wiedział czym jest pokora wobec rzeczywistości.

A pytanie o Boga, albo raczej o obecność Boga w kosmosie jest po prostu naiwne. Wystarczy powiedzieć, że Bóg jest kosmosem. I niech ktoś powie, że kosmos nie istnieje. I nie jest to żadna cwana sztuczka erystyczna. Tak wygląda istota rzeczy. Gdy naprawdę zrozumiemy o czym rozmawiamy, dowiemy się też coś o tym, czym jest pojęcie pokory. Chociaż troszeczkę.

Stephen Hawking wiedział o tym doskonale.

Vote up!
6
Vote down!
-2

michael

#1570745

Łup-łup w moją czachę - zapomniałem ;-(

Jasne, jasne - fizyk zawsze będzie fizyka bronił (następna nadzwyczajna kasta? ;-)   )

Zakładam, że obie książki są znane? Jeśli nie - będzie trudno.

Żeby nie było, że nie cenię wysoko i nie szanuję dorobku Hawkinga i jego samego. Nie mniej, ja sądzę, że te tragiczne ułomności miały spory wpływ na jego percepcję i jego poglądy. Dlatego wyżej cenię, jako naukowca i mędrca jego poprzednika na fotelu Newtona, oraz Einsteina, Maxwella, a w szczególności Richarda Feynmana, który oprócz bycia genialnym fizykiem teoretycznym był, na co również wskazuje profesor Woleński, wybitnym filozofem.

Mało dla mnie ważne, że Hawking, specjalista od fizyki matematycznej z niesamowitą wyobraźnią, publicznie określił siebie ateistą i za Dawkinsem, nagina fakty i logikę, by przekonać maluczkich, że we współczesnej nauce nie ma miejsca na Boga.

Bardziej mnie wkurzyło to:

"Tradycyjnie rzecz ujmując, są to pytania z obszaru filozofii, ale dziś filozofia jest martwa, nie nadąża za rozwojem współczesnej nauki, zwłaszcza fizyki. To uczeni niosą obecnie znicz odkrycia w naszych poszukiwaniach wiedzy."

Zgadzamy się z tym? Ja nie. Wprost przeciwnie. Widzimy (dołączam się do wielu noblistów, sorry) coraz więcej Boga w nauce.

Hawking pokazał na koniec, że jest zaprzysięgłym scjentystą z definicji Comta, co wg. mnie jest ujmą dla naukowca - mędrca.

 

Pozdrawiam

 

Ps. Czy tak częste powoływanie się na znaczenie modeli to nie reprezentacjonizm?

Vote up!
3
Vote down!
-4

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1570753

- jasne, że nie jest martwa; to tylko "pobożne życzenie" i nakaz NWO: "pogrzebmy ją, ma być martwa!" Ci etnocentrycy z NWO okropnie nie lubią, jak im się przypomina o moralności! Z idei Boga zrobili sobie bożka - "naukę o powstaniu życia" i nie krępują ich wcale kolejne wpadki - od czego PR? Dlatego tylu ludzi się na to nabiera (nie mówię o świadomych pomagierach).

 

P.S.

Może byś coś napisał o personalizmie? 

Vote up!
2
Vote down!
0
#1570768

Dobra... Jasne. Ważny problem i niemalże centralny.

 

Tylko o jakim personalizmie będziemy gadać?

- Bostońskim

-Kalifornijskim

- Mournier'a

wiem, wiem - katolickim.

No dobra - nie żartuję więcej.

A na początek musi wystarczyć, że

- Bóg jest doskonałą, unikalną najwyższą istotą ludzką (Uwaga - ważne! Istotą ludzką, bo jesteśmy na podobieństwo Jego

- człowiek jest jedyną osobą w całej przyrodzie, która potrafi precyzyjnie określić gdzie kończy się otoczenie, a on się zaczyna. Bo tylko osoba ma samo-świadomość. A ona także pozwala na samoobserwację swojego życia wewnętrznego. I co byśmy nie kombinowali, to zawsze jesteśmy subiektywni. Czy zwierzęta mają świadomość? A co to jest świadomość? Ale na pewno ją mamy. A jaźń? Z uwagą już prostsza sprawa. Osobowość? A co to jest myśl? Jak powstaje i gdzie powstaje? Itd, itd.

Na samym początku trzeba wszystko precyzyjnie zdefiniować i umówić się, że tego się trzymamy.

Aha, jeszcze jedno - tylko osoba ma wolną wolę. Wbrew pozorom, kot, który, jak wiemy, chadza własnymi drogami, wolnej woli nie ma. I już.

Rozumiem, że kolektywizm Ci się nie podoba?

To co? Jedziemy za tydzień?

Serdeczności

Kurcze, jak bym chciał, by tu powstało swobodne forum. To przy UMK było takie dennetowskie i ateistyczne, że na słowo dusza dostawali automatycznego szczękościsku.

Vote up!
2
Vote down!
-2

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1570773

tekst, pod którym zamieszczacie swoje komentarze jest kolejnym z cyklu Słowo na sobotę, który to cykl został przygotowany, by przemyśleć swoje relacje z otoczeniem - zastanowić się nad swoimi powinnościami w życiu doczesnym i pomyśleć o wiecznym. My, w Polsce, wcale nie jesteśmy, jakby się nam wydawało, jakoś bardziej poszkodowani przez historię, niż nasi rówieśni na Zachodzie - opresja sowietyzmu niczym się w sferze ducha - nie różni od opresji neoliberalizmu: obie są ideologiczne, obie dla swych niecnych celów wykorzystują m.in. naukę, a głównym celem tych dalekosiężnych knowań jest pozbawienie ludzi jedynego oparcia, jakim jest idea Boga. Bez Boga człowiek i jego kosmos - wg tych starań - staje się "maszyną biologiczno-społeczną", której poszczególne śrubki odkrywane są z wielkim halo jako "naukowo potwierdzone".

Tymczasem służy to przecież dalszej jego alienacji, oderwania od pomocnego mu od wieków porządku moralnego. Odbywa się to wszystko pod niezmiennym od rewolucji hasłem "jednostka niczym - cel wszystkim" (czymże jest np. "Braterstwo" jak nie zachętą do podporządkowania się? taka cosa nostra, te "bratnie kraje"...).

Człowiek jest indywiduum - bez Boga traci całe swe oparcie. Ale nie tylko - traci też busolę i nadzieję.  Staje się trybem w maszynerii społecznej, a historia społeczeństw usłana jest trupami milionów; kto nie rozumie tragedii Antygony, tragedii Nobla - nie zauważy, gdzie go ta maszyneria doprowadzi. O tym piszę. Żeby nie dać się wciągać w cudze kłótnie; żeby się zreflektować, zadbać o siebie, o swoją duszę; żeby być wolny od społecznej opresji gwałcącej prawa moralne.

Zauważcie to, proszę.  

Vote up!
3
Vote down!
0
#1570754

Slowo na niedzielę - o faryzeuszach

Bog ten prawdziwy nie potrzebuje fałszywych adwokatów.

23 Marny wasz los, przywódcy religijni i faryzeusze! Jesteście obłudnikami! Skrupulatnie dajecie Bogu dziesiątą część swoich najdrobniejszych nawet dochodów, a lekceważycie to, co w Prawie Mojżesza jest najważniejsze: prawość, miłość i wiarę. A jednego i drugiego nie należy zaniedbywać! 24 Ślepi przewodnicy! Odcedzacie komara, a połykacie wielbłąda.

25 Marny wasz los, przywódcy religijni i faryzeusze! Jesteście obłudnikami! Usilnie dbacie o zewnętrzną czystość naczyń, ale wasze brudne wnętrze aż się lepi od chciwości i pożądania. 26 Ślepy faryzeuszu! Oczyść najpierw wnętrze kubka, to i na zewnętrz będzie czysty!

27 Marny wasz los, przywódcy religijni i faryzeusze! Jesteście obłudnikami! Przypominacie odnowione grobowce—z zewnątrz piękne, a w środku pełne rozkładających się szczątków! 28 Robicie przed ludźmi wrażenie świętych, lecz w środku jesteście pełni obłudy i nieprawości!

Vote up!
4
Vote down!
-2

Wolność, godność, honor - tego nic nie zastąpi.

 

#1570755

traktuje (gotowy już) anonsowany w notce "dodatek specjalny" - tu muszę jednak wspomnieć, że zbyt wybiórczo kierujemy nasze oczekiwania do Kościoła, który jest przecież przez ludzi kierowany (z ich słabościami): co byśmy jednak BEZ NIEGO zrobili?

Vote up!
1
Vote down!
0
#1570766

O „naukowym” (nałogowym) bujaniu w obłokach…

dymów –> rozproszonych drobin stałych i ciekłych…

Obok widocznych obłoków, otoczenia składają się z gazów i oparów – par atomów (atmoSfery) – których ludzie nie widzą, a prawDziwi naukowcy [ znają "zaskakujące" (naukowo przewidywalne - obliczalne)  wahadłowe zmiany współczynników lepkości (dynamicznej) wzdłuż  atmosfer (otaczających)  przemierzanych  bryłą samolotu ] ...

Naukowcy budżetowi - są (od pokoleń - wersji uniWERSyteckich) bezradni (dziwnie- zdziwieni?) wobec międzynarodowych "teoretycznych" dyplomatów - dysponujących "wykształceniem naukowym"  armii „profesorów prawa” (t)uczonych zleceniami – realizacji „naukowego” (medialnego) mataczenia ...

- celującego w punktualne ukrywanie (ignorowanie) elementarnych praw chemii fizycznej - życiowo doświadczanych przez pokolenia zwykłych ludzi (zwykłych, niezwykle szanować wiedzę o naukowych prawach – aRytmEtycznych wyrażeń wydarzeń - do przewidzenia PLANetarnEgo …

Niestety, nie podważalne prawa naukowe nie  dają się podważyć brzozowymi gałęziami, kłodami "śledczymi" , czy  prymitywnymi łomami,  aby prawa naukowe  opuścić do POziomu  medialnej estEtyki „elitarnych kast" ...

– bez sumienia i etyki „wiar”- „zupełnie nadzwyczajnych kast ludzi” - sądzących , że niedopuszczanie sprawdzonej wiedzy, kluczowych dowodów, praw prowadzących do rozwoju SĄDOWNICTWA - życiowych uczelni ludzkości -  MA NIby dobrze służyć -> sPRAWiedliwości MAS…

Masa ludzkich, pokoleniowych doświadczeń, do(u)mySłów pOdpowiada -> w otoczeniu jakich praw naukowych - obróciło się sedno śmiertelnych wyników (przykładowych) KATAstrof : GIBRALTARSKIEJ , SMOLEŃSKIEJ i innych – naukowo ilustrujących -  takie same praprzyczyny „pozaLudzkie” ...

Niestety, ciągle ilustrowane - medialnym cenzurowaniem prawd naukowych -> pokoleniowymi kadrami ”naukowego sądownictwa” ( ciągle nie lustrowanego) - aby rzeczywista „nauka”, stała w tym samym miejscu - gdzie stało ZOMO i wielu  "funkcjonariuszy sądów , prokuratur, szpitali..." -  którzy - ilu(?)struli pacjentów i konsumentów "dopalaczy"  ....

"naukowo - sądami"  - przygotowanych  do  bezkarnego "konstytucyjnego" - antypolskiego konfekcjonowania i dystrybucji "prawa"  - popularyzowanego i propagowanego  na EtykiEtkAch "prawnie legalizujących" samorządowe inicjatywy gospodarcze, obozowego trucia Polaków "dopalaczami" - projektu dopalającej się  "praworządności" nadzorowanych mnieManiami byłych  prezesów "sądów" (opinii "sędziowskich"  (j)elit zapadających -> się ) nad atmoSferą dowodów materialnych - budżetów nauk społecznych....

Pozdrawiam J.K.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1570765

no właśnie.

Vote up!
3
Vote down!
0
#1570767

... będzie pomocny mój felieton tutaj: http://niepoprawni.pl/blog/satyr/czy-oonufry-ma-racje-dlugie-chwile-refleksji-przelozone-na-slowa-wierzacego-katolika. W nim to zawarłem relacje między Stwórcą a Wszechświatem. 

Pozdrawiam,

Satyr

Vote up!
2
Vote down!
-1

___________________________
"Pisz, co uważasz, ale uważaj, co piszesz". 

© Satyr


 

#1570784

świetnie, że wkleiłeś tę pouczającą opowieść, godną stałego polecania (pamiętam, czytałem). To, co mnie martwi, to kontekst: przeczytałem bowiem komentarze pod wskazaną notką i widać, jak niewiele z nich wynika dla przekonania nieprzekonanych... a świat nie jest i nie powinien być przedstawiany jako czarno-biały, więc jeśli chcemy, my, wierzący, co dobrego uczynić dla tych ostatnich - nie powinniśmy ich "brać na siłę"...

Ten mój cykl jest taką łagodną próbą dotarcia do każdego i zakończę go za tydzień "daniem do myślenia" i jednym i drugim: Bóg jest poza sporem tylko wtedy, gdy nikt nie ma interesu, by się o niego spierać - a poczciwy człowiek z pewnością nie będzie, bo nie jest w sporze sam ze sobą - on o Nim wie i żadne argumenty pro/anty nie są mu potrzebne! O potrzebie dążenia do tej poczciwości - zamiast kłótni i gorszych jeszcze rzeczy - te wszystkie Słowa na sobotę napisałem.

 

Pozdrawiam Cię serdecznie

Vote up!
3
Vote down!
0
#1570794