Don Kichoci w poszukiwaniu lepszej zmiany

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Nasi krajowi Don Kichoci uganiają się za fantomami lepszej zmiany, zapomniawszy, że lepsze jest wrogiem dobrego.

Przeczytałem "Wyjście awaryjne" Rafała Matyi i zdumiewa mnie jedna rzecz - jak może przedstawiciel nauk społecznych rozumować w taki sposób?

Otóż podstawowe założenia RM jest takie - Kaczyński jakimś sposobem ułożył taką narrację dzięki której uwiódł, uwiódł populistycznie, wyborców i wygrał wybory. Ot tak sobie, można sobie wymyślić jakąś narrację, dzięki której, jak jakiejś czarodziejskiej różdżce, można wygrać wybory.

No, to niech mi RM spróbuje wytłumaczyć czemu Platforma przegrała wybory ? Bo miała gorszą narrację ? I drugie pytanie, bardziej kłopotliwe jeszcze - dlaczego Platforma wyrała wybory w 2007 r., a potem je przegrała ? Bo najpierw uwiodła wyborców a potem zawiódł ją jej urok ? Tłumaczenie zjawisk społecznych subiektywizmem, który pozwala liderom tworzyć narracje, które z kolei dzialają uwodzicielsko na ludzi, to nie jest właściwa metodologia nauk społecznych. 

Platforma wygrała wybory w 2007, bo coś zaproponowała, a potem albo te propozycje realizowała albo nie realizowała i analityk musi określić, która wersja jest prawdziwa. Jeśli realizowała, to jakim cudem potem przegrała ? RM ma wyborców za durniów ? A jeśli nie realizowała, to wyborcy racjonalnie oddali głosy na propozycje Kaczńskiego, o którego powadze mogli się przekonać w latach 2005-2007. 

Prawda, a właściwie mniejsza część prawdy, jest taka, że Platforma wygrała w 2007 r. bo postawiła na marketing i uwiodła wyborców, a potem nic nie robiła, więc wyborcy się wkurzyli i zrozumieli błąd z r. 2007, powierzając rządy ekipie ludzi poważnych. Ale ponieważ to tylko część prawdy, to dopiszmy ważniejszą część prawdy, którą RM omija, bo mu nie pasuje do założeń. Otóż Tusk, widząc atak establishmentu na PIS po r. 2005 postanowił pójść na współpracę z układem postkomunistycznym, zaoferował mu swoje usługi a dzięki atakowi z obu stron wygrał z Kaczynskim. 

No i tu mamy znowu, jak w przypadku Stefana Sękowskiego kłopot z układem postkomunistycznym, bo RM ukladu postkomunistycznego nie widzi albo nie chce widzieć. W tekście RM posługuje się wielokrotnie terminem "postkomuniści" odnosząc go do byłych komunisttów, członków SLD. Ale oprócz terminu "postkomunista", który można interpretować na dwie strony, pojawia się w polskiej publicystyce poltycznej termin "postkomunizm". I co on wtedy znaczy ? Jest rzeczą oczywistą, że większość analityków postrzega "postkomunizm' jako nową formę rządów po transformacji, odmienną od komunizmu, ale też odmienną od demokracji. RM też użył tego terminu, ale tylko raz w teksćie, przyjmując, że "upadek postkomunizmu nastąpił w latach 2004 - 2005, co wskazuje, jak pisalem wyżej, że kojarzy go wyłącznie z byłymi pezetpeerowcami. A przecież to za Platformy układ osiągnął swoje apogeum. 

I jeszcze jedna uwaga odnośnie do układu. RM często wspomina zjawisko klientelizmu, co sugeruje, że to politycy mają rozmaitą klientelę. Tylko częściowo, w mikro skali - w skali makro to tak naprawdę politycy są najemnikami obsługującymi zleceniodawcę z układu, a nie klienta. Panem w tej relacji jest zleceniodawca. 

Czy RM kłamie ? Ależ nie, ale też prawdy w moim ujęciu nie podaje. Prawda jest jednak uparta, a RM jest kompetentnym znawcą tematu i choć nazwa "uklad postkomunistyczny" w sensie przeze mnie wskazanym nie pada, to prawda wciska się do większości tez formułowanych przez autora wszelkimi porami, i wskazuje na ten uklad. Jest więc mowa o zaniechaniach elit politycznych, jest mowa o ukladzie społecznym będęcym efektem dziedzictwa peerelu, jest mowa o klientelizmie. o instytucjonlnym dziedzictwie peerelu i o państwie teoretycznym. Czego więcej nam potrzeba ? Jak go zwał, tak go zwał, ale autor stworzył pełny opis systemu postkomunistycnego. W tym kontekście partie książki poświęcone demonizowaniu Kaczyńskiego wydają się nie pasującym do reszty tekstu kwiatkiem do kożucha, wmontowanym do tekstu jako ukłon w kierunku bardziej liberalnych czytelników.. 

RM krytykuje elity polityczne rządzące po r. 1989, wylicza ich błędy, czasami wypowiada się o ukladzie, ale bardzo mgliście i nie stosuje terminu "układ/system postkomunistyczny". Tymczasem uklad postkomunistyczny to nic innego jak zestaw pewnych reguł gry, determinujących jakie formy przyjmują relacje gospodarcze i polityczne, które dominują w instytucjach społeczeństwa tzw. III RP. Mamy bowiem dwa typy relacji - oficjalne, fasadowe, formalne i realne relacje nieformalne, które preferują uczestnicy ukladu, mający wpływ na władze i instytucje, który pozwala im wykorzystywać nieformalnie zasoby państwa do prywatnych czy grupowych celów. 

Platforma w r.2015 przegrała nie dlatego, że Kaczyński uwiódł elektorat pięknymi hasłami, lecz dlatego, że poszła na współpracę z ukladem postkomunistycznym i wygenerowała system postkomunistyczny obejmujący swymi mackami cały kraj, służący drenowaniu polskich zasobów przez polskich i zagranicznych operatorów systemu. O masowych ludzkich decyzjach nie decydują piękne słówka, lecz społeczny byt, a ten jaki był, każdy zdołal się przekonać. 

To powiedziawszy, chciałbym dodać, iż ksiązka RM ma sporo atutów w postaci interesujących refleksji dotycznących np historycznego czy miedzynarodowego tła polskiej polityki. Jak zaznaczyłem, autor jest kompetentnym znawcą tematu i ta wiedza ujawnia się mimo prób kierowania uwagi czytelnika w innych kierunkach. Jest mnóstwo detali, ale jak już zauważyłem w przypadku książki Sękowskiego, detale, tak jak klocki Lego, można układać w rozmaite warianty całości i wymowa poszczególnych wariantów może być diametralnie odmienna od wersji zaproponowanej przez autora. 

Tak więc mamy już przesłanki by stwierdzić skąd się bierze polski konflikt polityczny. Przecież nie z charakterów liderów partyjnych, więc musi być on generowany przez jakieś błędy systemowe. Takim błędem założycielskim był tryb transformacji, co, dzięki porównaniu z tygrysami azjatyckimi, wydaje się oczywiste. A potem obrona popełnonych błędów oraz przesłanki materialne w postci kształtującego się w takich warunkach układu psotkomunistycznego, który chciał się dorobić za wszelką cenę żerując na instytucjach państwowych względnie ich słabości, doprowadziły do zapaści państwa, która stała się bodźcem zarówno dla polityków prawicy jak i wiekszości spoleczeństwa do poszukiwania wyjścia. Rafał Matyja też poszukuje wyjścia, ale nie wiem czy jego "wyjście awaryjne" kogoś zadowoli. Mnie, pomimo wielu bardzo interesujących detali, nie zadowala. 

A jak miałoby wyglądać owe awaryjne wyjście ? 

Tu autor woli nie operować konkretami, bo wyjścia w chwili obecnej, jak sam stwierdza, nie widzi. Za to postuluje stworzenie nowego imaginarium na potrzeby przyszłej dyskusji, by móc przezwyciężyć wizje obecnie obowiązujące w podzielonym społeczeństwie. A więc oprócz tradycyjnej wizji "sprawy polskiej" trzeba uwzględnić wizję jednostkowej kreatywności i nieobecną w polskiej narracji historię polskiej modernizacji. W takiej narracji powinna dominować wizja narodu politycznego bez względu na rozmaite różnice. Drugim elementem takiej narracji powinna być wizja roli Polski we wspólnocie europejskiej. Autor liczy się jednak z tym, że to działanie długofalowe, bo nie będzie łatwo nadrobić wieloletnie zaniedbania. I mówiąc o zaniedbaniach, wracamy ponownie do kwestii winnych tego zaniedbania. I w kwestii tego zaniedbania autor jest niekonsekwentny, bo, owszem, je odnotowuje, ale nie uznaje ścieżki przyjętej przez PIS za właściwą. I tu wychodzi na jaw pięknoduchostwo okazywane przez intelektualistów takich jak RM czy Jadwiga Staniszkis. To już bardziej pragmatyczne wydają się propozycje wysuwane przez Sękowskiego, bo są mocniej osadzone w realiach.

Myślę, że czas na puentę. Jak to możliwe, że kompetentny analityk i naukowiec w jednej osobie mógł zapomnieć o prostych. powszechnie znanych radach, wskazującychj, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu albo że lepsze jest wrogiem dobrego? 

Generalnie rzec można, że poszukiwacze lepszej zmiany są zbyt mało odporni na emocjonalne dotkliwości obecnego konfliktu, wskutek czego popadają w tuiterazizm i umyka im właściwa długofalowa perspektywa. Gdyby tę perspektywę uwzględniali, to pamiętaliby o tym, że obecna sytuacja stanowi kumulacją pewnych skutków, których przyczyny sięgają r. 1939, a nawet okresu zaborów. Zapominają też o społecznych reakcjach na te przyczyny i skutki, mające charakter walki o zachowanie tożsamości, która najpierw była widoczna w powstaniu antykomunistycznym Żołnierzy Niezłomych, potem nosiła charakter konspiracji uczniowskiej w okresie stalinizmu i w roli Kościoła i Prymasa Wyszyńskiego, którzy przejęli rolę nośnika i wyraziciela tej tożsamosci, a następnie w kolejnych, o różnej skali, jak ten zielonogórski w r. 1960, buntach przeciwko narzuconemu systemowi. Nie można więc ignorować faktu, że system postkomunistyczny jest słusznie oceniany jako transformowane przedłużenie narzuconego systemu wcześniejszego. 

Inną cechą właściwą polskim poszukiwaczom "lepszej zmiany" jest zawężenie kontekstu do spraw polskich, a jedyny dość oczywisty wyjątek stanowią rozważania na temat polskiej peryferyjności i jej relacji do centrum czyli UE. Pomijana jest odczuwalna w całym świecie generalna niechęć do tkwienia w krępującym zmiany gorsecie systemu demoliberalnego. Drugą cechą jest ignorowanie dorobku nauk z dziedziny teorii ewolucji i neuronauk. Trzecią cechą jest ignorowanie alternatywychj wobec demoliberalizmu koncepcji porządku społecznego, jaki wyłaniać się zaczyna z krytyki konsumpcjonizmu np. koncepcje niemieckiego socjologa Haralda Welzera czy wywodzące się z katolicyzmu koncepcje Ruchu Focolari. Nowy świat jest tuż za rogiem. 

Interesująca mogłaby być odpowiedź na pytanie, skąd się bierze to błąkanie po bezdrożach interpretacji bytu społecznego. Poważna refleksja społeczna przeniosła się nagle, dzięli nowym technologiom badania mózgu, z tradycyjnych nauk społecznych do kogniwistyki, neuronauk i psychologii ewolucyjnej, a środowiska tradycyjnej nauki za tymi zmianami nie nadążają. Nadchodzi konieczność zmiany paradygmatu, a ludzie obciążeni zdezaktualizowaną mentalnością rodem z w.XIX nie radzą sobie z interpretacją rzeczywistości.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)

Komentarze

... . A może jednak decydującą rolę odgrywają emocje . Właściwie standardem w demoliberaliźmie - TV-kracji są "socjotechniki" ,które "programują" wyborców na poziomie odruchów ,emocji (pozaracjonalnie) . Wszystkie partie tak robią , PiS (niestety) także .

Co do zwycięstwa wyborczego z 2016r. PiS-u ,to czy przypadkiem Platforma nie "przeholowała" grubo w propagandzie , zaczęło to już być tak grubymi nićmi szyte ,że niestrawne ,nawet dla osób mało zainteresowanych polityką .

Poza tym ,to jednak obawiałbym się ,że partia ,która przedstawiłaby "niepodkoloryzowany" , realny program zdobyłaby poparcie na poziomie 1/3 notowań ugrupowania JKM-a (a'propos donkiszoterii :-) , no może "w porywach" do 1/2 :-) .

Vote up!
1
Vote down!
0

Ludzie myślcie , to boli ,ale da się to wytrzymać .
Ceterum censeo, PKiN im. J.Stalina delendam esse.

#1564952

Problem racjonalności wyborców jest nie do rozwiązania, bo racjonalność, w świetle najnowszych odkryć neuronauk, nie polega na wyłącznym działaniu inteligencji ogólnej, lecz na decydującym o decyzji działaniu komponentu emocjonalnego w umyśle. Nie ma decyzji bez komponentu emocjonalnego, a sama analiza poznawcza może nam co najwyzej przedstawić dostępne alternatywy, ale nie pozwoli na podjęcie decyzji., którą alternatywę wybrać.  A ponieważ emocje można zmanipulować, to wiadomo co dalej...

Vote up!
1
Vote down!
0
#1564956

... . Zdefiniowanie celu , wybranie metod . Jeśli celem jest skuteczność ,to nikt nie "przebije" Nicolo Machiavelego , gdy położy się nacisk na trzymanie się "procedur" i zasad , właściwie uprawia się "strajk włoski" .
Co do "emocjonalnych uwarunkowań" wyborców ,to bardziej miałem na myśli ,że istotna część głosujących kieruje się takimi "przesłankami" , czy kandydat ma ładny krawat, garnitur ,czy mówi spokojnym tembrem głosu ,czy jest wyższy ,czy niższy od konkurenta , co mówi , właściwie nie ma znaczenia . (cool ,trendy vs. demode ) . Zdaje się atawizmy - "który jeleń ma większe poroże" :-) .

Vote up!
1
Vote down!
0

Ludzie myślcie , to boli ,ale da się to wytrzymać .
Ceterum censeo, PKiN im. J.Stalina delendam esse.

#1564966