My chcemy Boga

Obrazek użytkownika miarka
Kraj

Tegoroczny Marsz Niepodległości ma się odbyć pod hasłem „My chcemy Boga”. Tymczasem według pieśni z której jest to cytat, to „my” znaczy „my poddani”. Tu w sposób oczywisty niepodległość gryzie się z niewolniczym poddaństwem.

I tego nie osłodzi już dalszy tekst: „On naszym Królem”, bo tu wciąż chodzi o bezwzględne poddaństwo w życiu codziennym Prawu, co znów wynika z dalszych słów pieśni: „On nasz Pan”.

To „On naszym Królem” jest i pożądane, ale jest i zwodnicze:

- łączy się z logicznym wnioskiem iż jako naszym Królem dobrym i sprawiedliwym, i z sugestią że chodzi o nasze poddanie się osądowi Bożej sprawiedliwości, co jest w ogóle sugestią tu kłamliwą, gdyż naprawdę to chodzi o społeczne panowanie Chrystusa Króla, o jego panowanie w naszym życiu społecznym, w tym i politycznym;

- łączy się z sugestią uznającą iż skoro dziś niepodległości Polski zagrażają najbardziej sądy niesprawiedliwe, sądy będące wciąż żywym reliktem po zbrodniczej żydokomunie przywiezionej na ruskich tankach i mordującej polskie elity, aby Polski Naród zniewalać, a jego dobra tak prywatne, jak wspólne, w tym Państwo zawłaszczać sobie i swoim zagranicznym poplecznikom, a przy tym oszukańczo i powierzchownie przybierając i polskie nazwiska, i polską tożsamość, i polskie znamiona kulturowe, a nawet znamiona patriotyczne i religijne według katolickiej religii Ojców naszych, to odtąd (jak już „otrzymamy to, co chcemy”, czyli Boga Syna jako Króla Polski), to sądy będą już sprawiedliwe i prawo państwowe będzie już uchwalane pod potrzeby sprawiedliwości, i pod potrzeby służebności tej sprawiedliwości na rzecz naszych, Narodu Polskiego wartości wyższego rzędu jak sama sprawiedliwość;

- z sugestią, że władze państwowe w magiczny sposób od razu staną się i sprawiedliwe, i patriotyczne, osadzone w polskiej duchowości, wierne, uczciwe i lojalne. A niby co miało zmienić ich wolną wolę z którą szli do władzy na inną?

Jak bardzo jest to zwodnicze myślenie niech świadczy fakt, że „Prezydent Polski Andrzej Duda” uczestniczył w akcie koronacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski, ale treść duchowa tego aktu do niego nie dotarła - zbrodniczych i niesprawiedliwych sądów jednak wciąż broni. Jakoś nie zmieniło mu to duchowości ani na polską, ani na katolicką.


 

Przenoszenie rzeczywistości duchowej na grunt polityczny, które tu się dokonuje jest dla nas szalenie niebezpieczne, gdyż w tle mamy i zasadę, że „każda władza pochodzi od Boga”.

Niebezpieczne, bo tą zasadę już łatwo przekręcić na opak – np. że nie nie chodzi o władzę zwierzchnią nad władzami państwowymi w Państwie Polskim władzę Narodu Polskiego, ale o władzę państwową, w tym i władzę ustawodawczą stanowiącą prawo państwowe według różnych, nawet antypaństwowych i antynarodowych motywacji, i władzę wykonawczą zdolną nie tylko do jego egzekucji przemocą i gwałtem, ale też do uzurpatorskiego rozszerzania swoich uprawnień faktami dokonanymi, i władzę sądowniczą zdolną narzucać swoje interpretacje prawa państwowego, interpretacje niekoniecznie w duchu wartości Narodu Polskiego.


 

Pokutuje w naszym świecie pochodzące od Żydów przekonanie, że Przykazania Boże wyrażają Prawo Boże z naciskiem na „Prawo”. Za tym idzie i rozumienie Boga jako Prawodawcy, a więc Władcy odgórnego, a wyłaniający się z tego ustrój polityczny deistyczny staje się ustrojem niewolniczym.

I to wciąż pokutuje w ludzkiej świadomości. Mało tego – to wciąż jest ożywiane. Temu ożywianiu służy i hasło „My chcemy Boga”.


 

Za tym już idzie wiązanie praw z obowiązkami, a więc i rozumienie tego „Prawa” jako serii zakazów i nakazów.

Tak nie jest, bo to wyklucza myślenie w kategoriach sprawiedliwości, a buduje cywilizację barbarzyńską, która jest niczym innym jak nieco uporządkowanym pogaństwem.

Myślenie w kategoriach prawa niszczy ludzką służebność człowieczeństwu w każdym jego aspekcie i w hierarchii oraz priorytetach ludzkich wartości duchowych według świadomości „z górnej półki”. Działa odwrotnie – prymitywizuje relacje społeczne, czyni je indywidualistycznymi i egoistycznymi. Buduje hierarchię społeczną niewolniczą i „równającą w dół” według faszystowskiej zasady: „inteligenta z robotnikiem, robotnika z chłopem, a chłopa z ziemią, buduje ustrój pasożytniczy, który szybko wyczerpuje zasoby dóbr do konsumpcji, buduje ideologie wojenne i szowinistyczne dla ekspansji oligarchii na zewnątrz, oligarchii, która obiecuje wspierającej ją społeczności socjal, czyli udział w łupach.

W wyłaniającej się z tego cywilizacji barbarzyńskiej nie ma miejsca ani na miłość, ani na odpowiedzialność za osoby bliskie i wspólnoty jako takie, ani na myślenie w kategoriach służby na rzecz tego co buduje trwały ład życia społeczności tak w sensie duchowym (system wartości) jak i ład oraz organizację życia publicznego a także wspólną dla społeczności infrastrukturę materialną ułatwiającą zaspokajanie potrzeb indywidualnych i wymianę dóbr społecznie użytecznych.

Za tym idzie i specyficzna narracja rzeczywistości. – To już wstęp po narzucania wszystkim odgórnych (jak każda) ideologii, wstęp do ideologii prawnictwa. Ideologii, która głosi, że ten, kto ma prawo do czegoś, może go realizować choćby po trupach, ideologii która czyni z prawa „uświęcony środek do celu”, buduje wręcz „religię prawnictwa”, „religię”, która jest pochodną od ideologii satanizmu.


 

Tymczasem Przykazania Boże wyrażają nie Prawo Boże a Prawość Bożą zawartą zresztą i w całej naturze świata przezeń stworzonego, a więc sięgającej stanu kiedy jeszcze nie było w nim grzechu ludzkiego i grożącego ludziom zła, choroby ani śmierci.

To najgorszy możliwy władca, który chciałby rządzić zakazami i nakazami, tymczasem z logiki traktowania Przykazań Bożych jako prawo to z Boga usiłuje się robić tego najgorszego możliwego Władcę.

Jakże na tym tle łatwo wmanipulować ludzi w ideologię socjalizmu z „dobrą władzą która daje”, choć to co daje bierze ze zbrodniczego rabunku, a więc wcześniej czy później rachunek do zapłacenia przyjdzie, a nadto daje tylko część, a rachunek obejmie wszystko.

Przykazania Boże natomiast mają sens jako wyrażające Prawość Bożą. Ona według hierarchii ludzkich wartości jest nadrzędną i nad prawem, i nawet nad sprawiedliwością, a nadto od razu służebną i wobec moralności, a więc i wobec życia w każdym jego aspekcie, i wobec człowieczeństwa w nieustannym wzroście w godności osoby ludzkiej, wzroście ku życiu w pokoju ze wszystkimi pragnącymi życia w pokoju na zewnątrz, wzroście aż po człowieczeństwo dojrzałe, życie w zgodności, przyjaźni i miłości wzajemnej wewnątrz swoich wspólnot.


 

W Przykazaniach Bożych chodzi o Prawość Bożą zawartą zresztą i w całej naturze świata nie tylko nam danego jako wolny od grzechu, ale i zadanego. Zadanego, aby go w stanie nie gorszym jak sami go otrzymaliśmy w dziedzictwo, przekazywać następnym pokoleniom – tak rodziny (nie gender, nie antykultura, a sprawdzona tradycja), jak narodu (nie korporacjonizm-syjonizm-globalizm, nie oligarchia i długi, a odpowiedzialność oddolna, tożsamość, własność, pokój i priorytet wspólnotowego), jak i ludzkości (nie GMO, nie szczepionki a profilaktyka, zdrowa żywność i czysta natura).


 

Jezus zanim został aresztowany po zdradzie Judasza przez strażników Świątyni uspokoił uczniów, że nic Mu nie grozi, bo „Nadchodzi władca tego świata, ale nie ma on nic swego we Mnie”. Szatan nie miał nic swego u Jezusa nie tylko żeby Mu to odbierać, czy Go karać, ale i nic, co mógłby mu zabrać, a co jest Mu niezbędne, czego więc musiałby bronić dając przy tym sobą manipulować. Jezus nie miał zwłaszcza żadnego długu, w tym grzechu zawsze zawierającego w sobie dług do spłacenia.

Jezus dobrze wiedział, że w tej sytuacji może nawet brać na siebie wszystkie dokonane grzechy świata włącznie z dotyczącymi nie tylko przestępstw wobec prawa i sprawiedliwości, ale również grzechy jeszcze niedokonane, czy dotyczące prawości, moralności i człowieczeństwa za które karą według litery prawa już może być śmierć.

Jezus został zabity, ale to, że nie mógł spełnić swoich zobowiązań dotyczących grzechów innych osób które wziął na siebie obciąża tylko tych, co Go skazali i wyrok wykonali. Jak chciał się z tych zobowiązań wywiązać to już jego sprawa. Nie ze swojej winy stracił jako człowiek możliwość realizacji przyjętych w ten sposób zobowiązań.

Ci, których grzechy wziął na siebie pozostają od nich wolnymi, pozostają jednak nie bezwzględnie, ale pod określonymi warunkami.

A te warunki wręcz krzyczą o tym że naszym zadaniem podstawowym jest aby z naszego życia wykluczyć wszystko co gorszy, co stoi na ideologiach prawnictwa i satanizmu. Krzyczy aby nie tylko nie chcieć zawłaszczać nic obcego, ale nawet nie patrzeć na to pożądliwie. Krzyczy aby naśladować Jezusa.

Przebaczenie to łaska – ją nie tylko że trzeba przyjąć w pełni, ale i trzeba współpracować z łaskawcą według jego nauki i prowadzenia.


 

Jezus wziął na siebie te winy grzeszników nie po to, aby znów ich poddać Prawu, a w akcie miłości do nich. Wziął po to, aby oni już jako od nich wolni, mogli wrócić do normalnego życia dobrych ludzi i bez czekających ich kar doczesnych, a więc i ludzi wolnych jako nie podlegających już Prawu.

Odtąd dawni grzesznicy mogą się już czuć jakby swoje winy odpokutowali, a skutki win naprawili i wszystko zrekompensowali pokrzywdzonym tak, jakby nic złego nie zrobili. I to mają i w sakramencie chrztu i w sakramencie pokuty i pojednania.

Jezus już nam przebaczył nasze grzechy - nawet tym, co jeszcze o to nie prosili (w przekonaniu że kiedyś podziękują) jakby prosili, oraz tym co dopiero kiedyś poproszą (gdy zgrzeszą), jednak z wyjątkiem tych co wciąż robili krzywdę Jemu. Za tych co prawda modlił się aby Bóg Ojciec im wybaczył, ale sam im nie wybaczał, nie brał takich grzechów na siebie. To nieprzebaczenie dotyczy i wszystkich, którzy wciąż trwają w zamiarze dalszego grzeszenia, a zwłaszcza grzeszących zuchwale w nadziei na skorzystanie z łaski Jezusowego przebaczenia. – Grzeszenia zuchwale zuchwałością grzechu przeciw Duchowi Świętemu, który od Ojca i Syna pochodzi, zuchwale zuchwałością grzechu niewybaczalnego, zuchwale zuchwałością świętokradczą i heretycką.

W Jezusowym przebaczeniu jest przede wszystkim nauka aby wciąż pozostawać ludźmi wolnymi jako przywróconymi do sprawiedliwości, sprawiedliwości jako stanu naszej bazowej normalności, i nakierowanych ku życiu. Nakierowanych ku życiu jako powołanych do życia w wolności. W wolności i w niepodległości rozumianych jako nasze ludzkie i narodowe wartości. W niepodległości naszej Ojczyzny i w wolności odpowiedzialnej osobiście jako nie tylko nam danych, ale i zadanych jako powołanie. „Do wolności powołał nas Pan”.

A jak powołanie to i droga walki. A jak walki to i ofiary z siebie na rzecz swoich wartości wyższego rzędu, nie dla siebie. „My chcemy Boga” jest na Dzień Niepodległości złym hasłem. Oznacza że chcemy dla siebie, że chcemy brać.

Z chęci działania „dla siebie” nikt życia nie poświęci, a przecież wolność i niepodległość może wymagać i takiej ofiary – i to zarówno na ich etapie stanowienia, obrony, jak i czczenia.

Niepodległość Ojczyzny to już sprawa najgłębiej moralna, tymczasem hasło „My chcemy Boga” wyraża „pragnienie i łaknienie sprawiedliwości”. W nim chodzi tylko o sprawiedliwość, podczas kiedy w hierarchii ludzkich wartości wyżej od niej stoi prawość, zaś moralność jest wartością jeszcze wyższego rzędu.

Hasło „My chcemy Boga” jest tutaj anemicznym i bałamutnym – bo w kontekście walki o niepodległość to niemal tyle co nic.

Na Marsz Niepodległości to trzeba iść dziarsko, jak do boju.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (3 głosy)

Komentarze

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika Verita nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

...budzi wiele kontrowersji. Jeżeli nawet "gorący" patrioci nie mogą się dogadać, to nasuwa mi się pytanie, czyja będzie Polska....o ile będzie.
Pozdrawiam

https://www.youtube.com/watch?v=UFLIUjauKvQ

Vote up!
1
Vote down!
-2

Verita

#1551673