Sąd po polsku, czyli bezprawie absolutne

Obrazek użytkownika faxe
Kraj

Wszystkie zbieżności z prawdziwymi
postaciami i wydarzeniami, nie są żadnym przypadkiem. Autorka odpowiada, za
każdy fakt przedstawiony w tej nowelce kryminalnej i na żądanie
zainteresowanych, poda źródła.  Nazwiska
wszystkich postaci zmienione.

Wszystkich czytelników informuję, że wolność
wypowiedzi i swoboda wyrażania swoich poglądów jest zagwarantowana art. 54
Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Artykuł ten gwarantuje również  prawo do informowania o działalności osób
pełniących funkcje publiczne.

Pisząc i publikując ten „nowelkę”
byłam i jestem świadoma odpowiedzialności karnej z art. 212 & 1 i 2 Kk i
oświadczam, iż informacje w tej publikacji 
podlegają ochronie art. 213 & 2 Kk.

 

Osoby wykonujące funkcje publiczne- ze względu na swą
pozycję i możliwość oddziaływania zachowaniami, decyzjami, postawami, poglądami
na sytuację szerszych grup społecznych - muszą zaakceptować ryzyko wystawienia
się na surowszą ocenę opinii publicznej...” 
Wyrok
Trybunału Konstytucyjnego SK 43/05 
12.05.2008

 

 

 

Dwóch sprawiedliwych – ławników nie liczę, bo jak
wiemy, to kosztowna atrapa, pozostałość po PRL-owskiej „sprawiedliwości „ –
osądziło sprawę  – sędziowie  Włodzimierz Pokęcik i  Dariusz Sówka w Sądzie  Okręgowym w Suwałkach.

 

Zeby nie nudzić czytelnika
zbędnymi szczegółami w trakcie opowieści, kilka faktów odnoszących się do
całości procesu.

o    

Protokołowanie:
wersje dopuszczalne na sali SO Suwałki

 -
świadek mówi – sędzia Pokęcik zapisuje swoją wersję "zeznania",
pasującą mu do sprawy

- świadek chce
mówić – sędzia Pokęcik dyktuje mu co ma powiedzieć i denerwuje się gdy świadek
chce zeznawać inaczej.

- świadek mówi
co wie - sędzia przekłada na literacki polski, robiąc z zeznań prostego chłopa
literacki esej

- świadek mówi
– sędzia zapisuje wiernie  - ta wersja na
wymarciu wystąpiła 2-3 razy.

 

o    

Dociekliwe
pytanie świadków i usiłowanie wyjaśnienia fałszerstw prokuratorów - przez  oskarżonych i niestety rzadziej pełnomocników,
były natychmiast eliminowane przez sędziego Pokęcika. Komentarze sędziego w
rodzaju„..ta sprawa była już wyjaśniona...” lub – „...to nie ma żadnego
znaczenia...”, zamykało takowe usiłowania

 


Oskarżonych było trzech osobników – znani z poprzedniego odcinka Wojdak i
Panisiewicz oraz Mirosław Makimow.. Ten ostatni miał porwać i torturować
Kowalskiego.

Dwóch innych oskarżonych Gamuz i Dynka,
zostało uznanych wcześniej przez SO w Olsztynie, za chorych na umyśle i nie
odpowiadali karnie. Gamuz za zabójstwo, Dynka za porwanie i zabójstwo.

 

Makimow nie był oskarżony o
zabójstwo, ponieważ pod koniec maja został aresztowany, a przypominam, że wg
ustaleń super-śledczych  zabójstwa
dokonano na początku czerwca. ( Kowalskiego miano porwać 16 kwietnia).

Nawiasem mówiąc taka sama
sytuacja, nie przeszkodziła sądowi w Olsztynie, uznać, że Dynka był jednym z
morderców – chociaż od 28 maja siedział w areszcie (w innej sprawie).

 

 

Najpierw sąd rozprawił się z niedorzecznym
utrzymywaniem przez oskarżonych, iż szczątki znalezione w jeziorze Plusznym, to
nie Kowalski.

 

Pierwszy składał wyjaśnienia doktor Porągiewka.

Ile podudzi wyłowiono – Kowalski miał na lewym
podudziu tatuaż.

O protokole sekcji, w którym opisywał dwa podudzia
powiedział, że to techniczna pomyłka, powstała z powodu dysponowania dużą
ilością szczątków ludzkich. Sąd nie dopuścił dalszego przepytywania doktora na
ten temat, więc nie dowiedzieliśmy się, jak ta duża ilość szczątków,
przeszkadzała mu w przepisywaniu – np. czy to przepisywanie odbywa się na stole
sekcyjnym? Poza tym na filmach kryminalnych zawsze pokazują, że na tymże stole
znajdują się tylko jedne szczątki, te poddawane autopsji. Ale to pewnie
hollywoodzki mit, a rzeczywistość w olsztyńskim prosektorium wygląda innaczej.
Tam jest duża ilość szczątków i do tego, protokoły pisze się na tym stole.

Sędziego Pokęcika zdenerwowała też dziwna dociekliwość
Wojdaka, który koniecznie chciał się dowiedzieć, dlaczego protokoł był
przepisywany, a jeśeli, to gdzie jest oryginał. Stwiedził, że to nieistotny
szczegół.

 Na wszelki
wypadek, żeby nie komplikować, nie ujawnił zeznania Porągiewki, w którym rok po
autopsji, zeznał, że z jeziora wyłowiono dwa podudzia.

Było jedno podudzie i basta – ustalenie sądu.

 

Następnie doktor Porągiewka miał się tłumaczyć,
dlaczego zmienił swoją opinię co do narzedzia jakim rozkawałkowano szczątki.
Przy wydatnej pomocy sędziego Pokęcika, który nie dopuszczał podchwytliwych
pytań, udało się doktorowi wyjaśnić, że przecież i piła i siekiera to narzędzia
ostre i tnące i o co chodzi. O różnicach w śladach jakie te narzędzia
pozostawiają na kości nie było mowy – sędzia czuwał.

 

Była jeszcze kwestia opinii doktora, kiedy odcięto
podudzia ofiary – przed śmiercią czy po śmierci. W protokołach oględzin i
autopsji stało, że po śmierci. W toku śledztwa, kiedy to koincydentialnie
korespondowało z ustaleniami prokuratury, dodry doktor zmienił zdanie i
stwierdził, że podudzie odcięto za życia ofiary. Fakt, że zupełnie innaczej
wyglądają obrażenia, kiedy serce pracuje – charakterystyczne podbiegnięcia
krwawe, a których brak, kiedy ofiara nie żyje nie miał żadnego znaczenia dla
sądu.

 

Wreszcie najistotniejsza kwestia – ile strzałów
oddano w chwili śmierci ofiary.

Przypomnę, że Porągiewka stwierdził jeden postrzał, a
po maseracji w AM w poznaniu, odkryto pod zarośniętym dziąsłem, drugi – stary i
zagojony postrzał w żuchwę. Doktor, którego rzeczywista wiedza ograniczała się
do obserwacji podczas oględzin i autopsji, a podczas tych czynności widział i
opisał jeden postrzał w potylicę, 
oświadczył, że do ofiary w chwili śmierci oddano dwa strzały. Tak też
musiało być, bo przecież świadek Bury słyszał dwa strzały, a Kowalski nigdy
wcześniej nie był postrzelony. Sąd dopilnował, aby i to ustalenie prokuratorów
udowodnić.

 

Po doktorze Porągiewce,  wyjaśniał fachowiec genetyk – profesor
zresztą.

Ten biegły nie był taki spolegliwy, ale też dbał, aby
nie zaszkodzić oskarżeniu i suma sumarum, stwierdził, że badanie porównawcze
DNA szczątków i domniemanej matki i siostry, dowiodło, iż osoby badane są
„bliskimi krewnymi”

 

Pytania obrońców i oskarżonych co do różnic w
wartości tego samego fragmentu DNA badanych szczątków w innym badaniu DNA (
stwierdzenie, że poszczególne szczątki należą do tej samej osoby) sąd uznał za
nieistotne!

 

Pytania, dlaczego prokurator Wuj nie zrobił
literalnie nic, aby wyjaśnić, kim była kobieta, której DNA znaleziono na
taśmach, którymi oklejone były worki ze szczątkami, też były niedopuszczone
jako nieistotne dla sprawy.

 

Trzecia biegła – antropolog, też podtrzymała swoją
opinię, że jej suprprojekcja wykazała,  na 100%, że 
czaszka  którą badała to Kowalski.
I podczas słuchania tego fachowca, sędzia Pokęcik czuwał, żeby nie musiała
odpowiadać na niewygodne pytania. Zmuszona była wprawdzie przyznać, że w profilu,
ta superprojekcja to taki więcej super- pic, bo dla wszystkich na sali sądowej
było oczywiste, że prawidłowy zgryz Kowalskiego nijak nie pokrywa sią z tyłozgryzem
czaszki. Biegła nazwała to „malutką pomyłką” !, która jednak nie ma wpływu na
jej końcowe ustalenia. Na wszelki wypadek sędzia Pokęcik przypilnował, aby ta
część jej wyjaśnień nie znalazła się w protokole rozprawy. Wielokrotnie
ponawiane przez oskarżonych wnioski o zmianę protokołu zostały odrzucone przez
sąd. Wnioseki o kopie nagrania zeznań biegłej, każdorazowo odrzucane przez sąd-
powód- sąd nie ma środków technicznych(sic!), aby zrobić kopię. Przypomnę, że
oskarżony czy skazany, ma prawo otrzymać odpłatnie kopie z rozprawy – tak
„papierowe” jak i audio i video i zgodnie z kpk sąd nie ma prawa odmówić. Ale
nie z tym sądem takie numery.

 

Zeby zakończyć kwestię identyfikacji – szczątki
znalezione w jeziorze Pluszne – to szczątki Kowalskiego, sąd przesłuchał matkę
i narzeczoną Kowalskiego.

Matka twierdziła, że syn miał wszystkie zęby, a
wogóle to nie miał nawet jednrj plomby. Znaleziona szczęka miała ubytki zębów a
także 9  zębów leczonych.

Sąd ustalił iż matka „mogła nie mieć wiedzy prawdziwej
o jakiejś ingerencji dentystycznej”. Ciekawe, bo żeby się zgodzić z konkluzją
tegoś sądu, musielibyśmy przyjąś, iż ta „ingerencja dentysrtyczna” o której
matka „nie miała wiedzy prawdziwej, nie tylko usunęła synowi parę zębów,
wlepiła 9 plomb to jeszcze zmieniła mu zgryz z prawidłowego na tyłozgryz!

Matka twierdziła również, że syn nie był owłosiony i
miał  delikatną, szczupłą budowy, podczas
gdy w opisie podudzi z autopsji, podudzia są „silnie owłosione, mocnej wręcz
otyłej budowy”. Te rozbieżności sąd skwitował „subiektywnymi odczuciami” matki!

Narzeczona Kowalskiego twierdziła to samo, ale wg.
sądu „znała Kowalskiego tylko trzy miesiące”, a więc nie mogła mieć wiedzy
prawdziwej.

 

Uporawszy się z identyfikacją szczątków, sąd
przeszedł do udowodnienia winy oskarżonych.

 

Najważniejszymi świadkami prokratora D.. byli ojczym
Wiktora Gamuza, mieszkaniec Plusk Bury i znajomy Panisiewicza, Krzysztof Ropko.

 

Krzysio odwołał swoje zeznania ze śledztwa i
opowiedział jak prokurator Kawalec spisał te zeznania, a on podpisał w zamin za
uchylenie aresztu. Sędziowie Pokęcik i Sówka byli oburzeni, takiego absurdu
jeszcze w życiu nie słyszeli !  Dziwne,
nie czytają gazet czy nie oglądają TV?  I
czy to nie z tamtych stron pochodzi p. Bondaryk, co to jego braciszek tak intensywnie
szmuglował złoto  na Litwę i Białoruś, że
zachwiał tam rynkiem tego kruszcu i do dzisiaj śledztwo stoi – 10 lat. Czy to w
innych  Suwałkach, takie przekręty robili
prokuratorzy, sędziowie i adwokaci, że wszczęto tam o dziwo śledztwo i parę
głów poleciało, między innymi mecenasa brata p. Bondaryka?

 

Nic to, podstawą ustaleń miały być zeznania Krzysia
Ropko ze śledztwa.

 

 A i to nie
wszystkie, tylko to z 22 grudnia, kiedy to prokurator Kawalec wymienił podpis
świadka za jego wolność. Miesiąc później, Ropko będąc już na wolności, zeznawał
jeszcze raz, ale jakąś miał amnezję i nie potwierdził zeznań z przed miesiąca. Czy
to dlatego, że prokurator Kawalec nie miał nic do zaproponowania w zamian?

 

Wniosek oskarżonych, aby przesłuchać prokuratora
Kawalca, został przez sędziów wyśmiany.

 

Wszyscy oskarżeni twierdzili, że nie jest możliwe
podsłuchanie rozmowy prowadzonej w garażu domu Panisiewicza, przebywając w
siłowni. Sąd zgodził się przeprowadzić tzw. eksperyment akustyczny. Miał go
przeprowadzić fachowiec od akustyki budowlanej z Politechniki. Po otrzymaniu
szczegółowego planu, jak ten fachowiec miał zamiar przeprowadzić ten
eksperyment, sąd zrezygnował z jego usług.

Eksperyment przeprowadzili sędziowie  Pokęcik i Sówka osobiście, nie mając
zielonego pojęcia o akustyce budowlanej. W tym happeningu oprócz sędziów,
uczestniczyli: oskarżeni Wojdak i Panisiewicz, obrońcy, prokurator Grzegorz
Dyza, świadek Krzysztof Ropko, żona Panisiewicza i jeden ławnik.

 

Przewodniczący Pokęcik pilnował w garażu, aby
eksperyment przebiegał sprawnie. Reszta towarzystwa była w siłowni. W garażu
oskarżeni na zmianę czytali i wykrzykiwali paragrafy z kodeksu postępowania
karnego. To tak na wszelki wypadek chyba, gdyby sędzia Sówka, albo prokurator
Dyza nie usłyszeli wszystkiego, mieli szanse przytoczyć odpowiedni paragraf- w
końcu to ich narzędzie pracy i znają go na pamięć.

 

Przezorność sędziego Pokęcika nie pomogła. Prokurator
Dyza twierdził, że słyszalność była 70-80% i usiłował zgadywać paragrafy,
które  „słyszał”, ale przytaczał zupełnie
inne niż rzeczywiście czytane. Sędzia Sówka nie usiłował nawet zgadywać,
stwierdził, że słyszał  „ poszczególne
słowa i zbitki wyrazów a nawet całe zdania”. Jakie nie przytoczył. Natomiast
stwierdził, że możliwa była słyszalność pomiędzy garażem a siłownią.

Reszta uczestników nie słyszała ani słowa na poziomie
zrozumienia jego treści.

 

Sąd oznajmił, że eksperyment udowodnił, iż była
„możliwa słyszalność pomiędzy tymi pomieszczczeniami, a eksperyment niezbicie
to dowiódł”

 

Podsłuchana rzekomo przez Krzysia Ropko rozmowa była
podstawą najważniejszych ustaleń sądu.

o      

Kowalskiego przetrzymywano w klatce.

o      

Przetrzymywano i zamordowano go w okolicach Plusk

o      

Był torturowany

o      

Zabójcą był Wojdak, „bo cóż miał zrobić”, żona jego spała z
Kowalskim

o      

Zabójcą też był Gamuz, bo „przeholował” w torturowaniu.

Sprzeczność w zeznaniu, kto miał zamordować
Kowalskiego, nie przeszkadzała wogóle sędziom. Fakt, że nie ma tam mowy o
zastrzeleniu, też nie. Szczególnie przy „przeholowaniu w torturach” trudno
jest  mówić o zastrzeleniu ! (Przypomnieć
trzeba, że wg. sądów był jeszcze trzeci morderca, chory umysłowo Dynka,
zwolniony z odpowiedzialności karnej. Ten, sąd ustali –  Dynka strzelał)

 

Oczywiste jest, iż sędziowie Pokęcik i Sówka
wiedzieli ( alternatywą do tej „wiedzy sędziów” może byś tylko totalny
kretynizm, ale osobiście  - sądząc po
innych finezyjnych ustaleniach tychże sędziów – przychylam się do wersji, że
doskonale wiedzieli), że to zeznanie Ropko nie może być prawdziwe. Rozmowa miał
miejsce dwa, trzy dni po porwaniu. A więc najpóżniej 20 kwietnia.  Jeżeli Kowalski już nie żył, niemożliwe były
poniżej opisane ustalenia sądu co do losów Kowalskiego rozciągnięte w czasie do
7 tygodni – Kowalskiego wg ustaleń  sędziów zamordowano  na początku czerwca.

 

 

Przesłuchanie następnego świadka, ojczyma Burego, sąd
postanowił przeprowadzić w Pluskach, ze względu na inwalidztwo i trudności w
poruszaniu się świadka. W tej sesji wyjazdowej nie brał udziału obrońca Jerzego
Wojdaka, którego wymanewrował z uczestnictwa w tej ważnej sesji sądu,
przewodniczący rozprawy – sędzia Pokęcik. ( w procesie o morderstwo, obecność
obrońcy jest obowiązkowa, a obowiązkiem sędziego przewodniczącego jest
dopilnowanie, aby rozprawa przebiegała zgodnie z literą prawa. Nieobecność
obrońcy była fundamentalnym pogwałceniem prawa oskarżonego do obrony)

 

Bury zeznał jak w śledztwie. W okresie „od kwietnia
do początków czerwca słyszał dwa strzały”. W dniu, w którym słyszał strzały,  pasierb z Kaczyńskim i piłą udali się do lasu.
Gamuz chodził często do lasu z jedzeniem – jedną porcją! Nie wie kiedy, ale na
wiosnę, przed tym, jak słyszał strzały „jacyś mężczyźni”

 ( nie
rozpoznał tych mężczyzn na zdjęciach) przywieźli „busem” zawinięte w szary
papier metalowe pręty i zanieśli je na strych. Nie zauważył, aby później ktoś
znosił te pręty ze strychu. Po znalezieniu w jeziorze czaszki, Gamuz „dziwnie
się zachowywał”. Przyjechali też znowu „jacyś mężczyźni” ( rozpoznał tylko Panisiewicza
i Kaczyńskiego ) i znosili „różne rzeczy” ze strychu. Tym razem nie zauważył co
to za rzeczy znosili. Ale takich „porządków” nigdy nie widział. Pamięta też, że
jak przyjechało pogotowie z Olsztyna i pasierb 
się nachylił nad noszami, to w odchylonej marynarce w wewnętrznej
kieszeni widział „dużą ilość pieniędzy”. Po tych „porządkach”,nie pamięta kiedy,
przyjechało dwóch „młodych mężczyzn” i intensywnie szukali czegoć w obejściu.
Nic nie znaleśli i odjechali

( tych młodych mężczyzn również nie rozpoznał na
zdjęciach). Po ich odjeździe, zaintrygowany podjechał wózkiem pod budynek
pomieszczenia gospodarczego i tam pod starą wersalkę  - eureka! – znalazł 8 metalowych prętów. Natychmiast
zawiadomił policję. Dla porządku zaznaczę, że w swoich obszernych zeznaniach

( jak powyżej) w śledztwie, nic o tych prętach nie
mówił, bo jeszcze nie były znalezione? 
Na okoliczność tych prętów zeznania datują się 2,5 roku po „porządkach”.
Czy policja i prokuratura nie przeszukała tego obejścia, przy okazji tych
pierwszych rewelacyjnych zeznań? A może to odkrycie metalowych prętów, przez
Burego, ma związek z gwałtowną potrzebą prokuratora Kawalca, dowodu na tę
klatkę w Pluskach?

 

Sędziowie Pokęcik i Sówka poczynili następujące
ustalenia z zeznań Burego. ( z uzasadnienia wyroku, w cudzysłowiach verbatum za
sądem)

 

o      

Dzień w którym Bury słyszał dwa strzały, chociaż żaden inny
świadek nie słyszał tychże, a także nie sprawdzono czy w tym dniu strzelał leśniczy,
kłusownik, czy członek koła łowieckiego, jest na 100% dniem zamordowania
Kowalskiego „bezprzecznie”  

o      

I chociaż w tym dniu, świadek widział tylko Gamuza z
Kaczyńskim i piłą, udających sią do lasu, jak również powracających po jakimś
czasie z lasu, to jednak „postępowanie dowodowe wykazało, iż Jerzy Wojdak ( i
Wiktor Gamuz w innym miejscu uzasadnienia) uczestniczył także bezpośrednio w
akcie pozbawienia życia Kowalskiego” i dalej „ wprawdzie świadek nie wymienił
osoby J.Wojdaka, jako powracającego z lasu – jednak co znamienne  - świadek stwierdził, iż na posesji było
wiele osób i samochody były parkowane w sposób uniemożliwiający
obserwację”.  Dla porządku, świadek nie
powiedział, że ta duża ilość osób była na posesji właśnie tego dnia, kiedy
słyszał strzały, nie zeznał też, że widział Wojdaka, jak sąd sugeruje w
uzasadnieniu.

o      

Pręty znalezione przez Burego, były „częściami zapasowymi
klatki, w której przetrzymywano  Kowalskiego”. Nie wyjaśnił sąd na czym ta
„zapasowość”  miała polegać. Klatka
wykonana dla Panisiewicza była pospawana w elementy ( ścianki).

o      

Sąd uznał chyba za normalkę, że prokuratura nie dociekała,
co robił Kaczyński  w lesie. No bo jak
Gamuz mordował, to conajmniej był chyba naocznym świadkiem. Mimo usilnych
„starań” trzech super-śledczych,  przez 3
lata śledztwa, wszystko co mieli to poszlaki. Sąd przesłuchując Kaczyńskiego
jako świadka, nie dociekał też i nie zapytał o jego wycieczkę do lasu, w dniu
morderstwa ( wg ustaleń tegoż sądu)

 

Nie wiadomo na jakiej podstawie –
ponieważ na tę okoliczność żadnych zeznań w aktach sprawy nie ma, sąd ustalił,
iż „ obecność J.Wojdaka przy egzekucji wynikała m.inn. z chęci dopilnowania
zatarcia śladów, co uniemożliwiło odnalezienie konkretnego miejsca
przetrzymywania i pozbawienia życia Kowalskiego”

 

     To 
dowodzenie sądu kupy się nie trzyma.

o      

Po pierwsze 
domyślanie się „chęci” oskarżonego, nie może stanowić dowodu
czegokolwiek.

o      

Po drugie to sąd ten ustalił, że „zacierano ślady  robiąc porządki i wynosząc różne rzeczy ze
strychu”  u Burego po znalezieniu czaszki
w jeziorze, a więc 2,5 miesiąca po morderstwie. Z tego ustalenia wynika, że
zacierali, bo  znaleziono czaszkę w jeziorze,
absurdalne jest równocześnie udowadnianie, że Wojdak był przy egzekucji,
ponieważ miał „chęć dopilnowania zatarcia śladów”. Ewidentnie ta „chęć” na nic
się zdała, bo nie dopilnował zacierania.

o      

Ponadto dlaczego zacierali w domu Burego i Gamuza, a nie tam
gdzie przetrzymywano i zamordowano Kowalskiego.

o      

Jeszcze dziwniejsze jest, że tak skutecznie podobno zatarli,
że „uniemożliwiło to odnalezienie konkretnego miejsca przetrzymywania i
zamordowania Kowalskiego”

o      

A zapomnieli o „zapasowych częściach klatki”? przypomnieli
sobie po dwóch i pół roku później i wysłali „młodych mężczyzn”, jakieś
niedojdy, bo nie znaleźli, a Bury podjechał na wózku inwalidzkim i bez trudu
wyciągnął te „zapasowe części” spod wersalki za budynkiem gospodarczym.

o      

Do rozważań na temat jakie zniszczenia w ekologii lasu,  zrobiłoby przetrzymywanie człowieka w klatce
przez 6 tygodni, odsyłam do pierwszej części. Tutaj tylko powiem, że na zdrowy
chłopski rozum, byłaby to operacja niemożliwa, ponieważ  „zacierający” musieliby usunąć kilkaset kilogramów
ziemi z odchodami i krwią Kowalskiego. A następnie zatrzeć ślady zacierania (
wypełnić powstały dół – jak, posadzić kwiatki i drzewka dla niepoznaki? )

o      

Nie znaleziono ani jednego świadka tych operacji. Nikt nie
widział oskarżonych w Pluskach i okolicy. Ani leśnicy, ani służby ochrony
Ośrodka Rady Ministrów w Łańsku, który sąsiaduje z Pluskami, ani dodatkowi
pracownicy nadleśnictwa, którzy tej wiosny klasyfikowali drzewa do wycinki i
przeszli każdy metr lasu. Dodać trzeba też stałych mieszkańców, letników  i właścicieli setek daczy w okolicy. W sumie
dobre parę tysiący  ludzi pracujących i spacerujących
po tym lesie. I tylko jeden świadek!

o      

Bury widział Gamuza i Kaczyńskiego, tego dnia kiedy słyszał
strzały, Panisiewicza i Kaczyńskiego podczas zacierania śladów w sierpniu. Jest
jeszcze jeden świadek, dozorca plaży publicznej w Pluskach, który podczas
śledztwa zeznał, że opiekował się plażą od końca  czerwca do końca sierpnia i rozpoznał Makimowa.
Miało to być po otwarciu plaży, a więc najwcześniej pod koniec czerwca. To też
się  kupy nie trzymało, ponieważ Makimow
w tym czasie siedział w areszcie. Na rozprawie 
świadek przypomniał sobie że było to w kwietniu, a wcześniej zapomniał o
tym, że gmina mu płaci za opiekowanie się plażą od połowy kwietnia. Nikt nie
sprawdził w gminie, od kiedy świadek opiekował się plażą.

 

„Reakcja” oskarżonych na wiadomość o znalezieniu
czaszki w jeziorze, była następnym dowodem ich  winy.

Wg ustaleń sądu reakcja ta „wskazywała
na ścisłą wiedzę na temat rozkawałkowania i ukrycia zwłok” W swoich „rozważaniach”
nie wziął sąd pod uwagę, że ta ścisła wiedza 
na temat ukrycia – czyli zatopienia szczątków w jeziorze Pluszne – była faktem
powszechnie znanym, po licznych informacjach w mediach. Wynika to wprost z
protokołów zeznań świadków, na których Sąd meriti oparł to i inne ustalenia  – np. „...gdy Policja znalazła głowę...”
czy  „...po publikacjach w gazetach...” A
więc wtedy, kiedy oskarżeni mieli  „wykazywać
tę ścisłą wiedzę” nie tylko oni,  ale
całe ich towarzystwo spekulowało na temat losów Kowalskiego i prześcigało się w
snuciu najprzeróżniejszych domysłów. Wynika to wprost z zeznań większości
głównych świadków, którzy zeznawali, iż o faktach w tej sprawie „słyszeli na
mieście”, „wśród złodziei było mówione”, „dowiedziałem się od przypadkowych
osób”, „oprócz plotek nic nie wiem” „słyszałem, że rzekomo...”  i 
„mogę snuć domysły z tego co mówi Policja i ludzie w Suwałkach”

 

Przesądzającymi dowodami bezpośredniego
udziału Wojdaka, Dynki i Gamuza w zabójstwie były wg sądu zeznania 3 świadków incognito.

 

o      

Swiadek incognito – funkcjonariusz policji zeznał,  iż 11.09 podsłuchał rozmowę pomiędzy Panisiewiczem
i Kaczyńskim, z której wynikało, iż  Gamuz otrzyma pieniądze, zapłatę,  za jakąś przysługę dla Wojdaka. Sąd powiązał
te zeznania z zeznaniem Burego o tym, że widział „dużą ilość pieniędzy” u
pasierba. Wydarzenie to miało miejsce podczas interwencji  pogotowia z Olsztyna 15.08 -  27 dni wcześniej, niż o nich  rozmawiali Panisiewicz i Kaczyński i wyrazili zamiar
przywiezienia tych pieniędzy „teraz”.

Póki co
podróż w czasie – jest tylko teorią.

 

o      

Drugi świadek incognito w swoich zeznaniach relacjonował
rozmowę z jednym z oskarżonych, uznanych przez sąd za chorego psychicznie i
zwolnionego z odpowiedzialności karnej – D.Dynki

Po
pierwsze relacja ta nie powinna być wogóle brana pod uwagę przez sąd, ponieważ
prawomocnym wyrokiem,  sąd uznał, że  nie może odpowiadać za swoje czyny. Rozmowawa
jest też czynem. Wg tego sądu Dynka był  „wariatem
 czyniąc” 
i w tym samym czasie „normalnym” rozmawiając.

Z jego
relacji wynika, Dynka powiedział mu, że zamordował Kowalskiego, a  w zabójstwie brał udział jakiś Mirek. „O
zabójstwie wiedzieli ale nie wiem czy brali w nim udział Siwy, Mirek, student i
Jurek”. Zabójstwo zlecił „człowiek, któremu bomba urwała nogę, w jego domu jest
lombard, Dynka pracował u niego w ogrodie, a siosta narzeczionej Dynki jest
konkubinę tego bez nogi.”

Ten „Jurek”
co to wiedział wg relacji świadka o morderstwie, to wg sądu Jerzy Wojdak. Sąd
nie przeprowadzię żadnego dowodu  w tej
kwestii, a w uzasadnieniu wyroku, to zeznanie miało przesądzać, o tym , że
Wojdak był mordercą.

Poza tym
sąd ustalią, że D.Dynka jest mordercą i to zeznanie miało to potwierdzać, ale ustalił
teś, iż morderstwa dokonano na początku czerwca a Dynka siedział od 28 maja!

 

o      

Trzeci świadek incognito, relacjonował rozmowę z
Makimowem, z której to miał się dowiedzieć, że Kowalskiego porwał Makimow z
Dynką i przewieźli go do domu znajomego Zeligina w Suwałkach, gdzie „nie
przeżył tortur”. Tak zeznawał w śledztwie. Trzy lata później, podczas rozprawy
przypomniał sobie, że Wojdak też był „przy oprawianiu”. Natomiast zapomniał
gdzie przewieziono Kowaskiego. Jakoś dziwnie ta amnezja – gdzie przewieziono
Kowalskiego i olśnienie – był tam też Wojdak, dziwnie zbiegła się z ustaleniami
prokuratury i sądów.

Sąd dał
wiarę jego wyjaśnieniom za wyjątkiem tego szczegółu – gdzie przewieziono
Kowaskiego i w uzasadnieniu wyroku czytamy, „..zarówno postępowanie przygotowawcze jak i postępowanie sądowe nie
dostarczyło dowodów na obecność Kowalskiego...w tamtym miejscu... i z uwagi na
to, iż fakt ten nie został potwierdzony pozostałymi dowodami, Sąd nie przyjął,
iż Kowalski był dręczony i zamordowany na posesji Zeligina.”

   Jak pamiętają czytelnicy w analogicznej
sytuacji, kiedy dotyczyło to okolic posesji Gamuza i Burego, brak dowodów na
obecność Kowalskiego był dowodem winy Wojdaka.

Po tych „dowodach”, sędziowie wzięli
się za klatkę, w której miał byś trzymany Kowalski. Klatką tę zamówił
Panisiewicz, jak zeznał dla szczeniaka rasy rotwajler, którego właśnie
nabył.  Wykonawcą był  niejaki Lesiak. Podczas śledztwa zrobił szkic
klatki i wyjaśnił jak zespawał elementy klatki, która można było złożyć i  rozłożyć. Każdy element, to była rama ze
wspawanymi prętami. Takich elementów było 6 i łączyło się je zaczepami
przyspawanymi do krawędzi  poszczególnych
elementów. Wiosną klatKą tę odebrał od niego pracownik Panisiewicza, Krajewski.

 

Krajewski zeznał, że klatkę
przewiózł na posesją Panisiewicza i „zwalił” w ogrodzie.  Sąd nie dał wiary Krajewskiemu i tak to
wywiódł i uzasadnił.

 

 Krajewski nie przywiózł klatki na posesję Panisiewicza,
ponieważ zeznał że „złożył” tę klatkę, a nikt  jej w ogrodzie nie widział. Stąd logiczny
wniosek, że jej nie przywiózł  na posesję
Panisiewicza, a sama klatka „nie była zrobiona dla psa, ale do zbrodniczych
celów”.

Nie podlega dyskusji, że słowo  - zwalił-em, nie jest synonimem wyrażenia –
złożył czy zbudował, a tych określeń używa sąd. Tym prostym zabiegiem,
zmieniając jedno słowo w zeznaniu Krajewskiego -  zwalił –  
niezłożone, zwalone części klatki, które leżąc płasko w ogrodzie mogły
być niewidoczne i niezauważone przez świadków - 
na złożył i zbudował i w takim stanie klatka nie mogła być niezauważona,
stworzyli fałszywy dowód, iż klatka ta nigdy nie trafiła na posesję Panisiewicza,
a więc jej przeznaczeniem były „zbrodnicze cele”.

 

 Dalej sędziowie twierdzili, że tę klatkę
przewieziona w bliżej nieokreślonym czasie do Plusk, a nastąpnie przetrzymywano
i dręczono w niej Kowalskiego. Z zeznań Burego wynika, że do Plusk przywieziono
pręty metalowe i do tego zawinięte w szary papier.

Sędziowie nie wyjaśnili:

1.    

Dlaczego i jak klatka „rozspawała się” w drodze z Suwałk
do Plusk?

2.    

Jak tym razem pręty zostały zniesione ze strychu, a Bury,
przebywający non-stop w domu ze względu na inwalidztwo, nie zauważył tej
operacji.

3.    

Jak mordercy „złożyli” klatkę z tych prętów w lesie?

4.    

Jak pracowały jako „części zapasowe” - pręty odnalezione
przez świadka Burego? Dla porządku Lesiak nie zeznał, że dodał do wykonanej
klatki „zapasowe pręty” czy wogóle jakieś „zapasowe części”

5.    

Jak wytłumaczyć tak świetne „zacieranie śladów” przez
morderców, że „niemożliwe było odnalezienie konkretnego miejsca przetrzymywania
i zamordowania Kowalskiego”  i wogóle nie
znaleziono jednego materialnego dowodu przetrzymywania i zabójstwa, a „zapomnieli”
o „częściach zapasowych” klatki?

 

 Są to  w
skrócie najważniejsze ustalenia sędziów Pokęcika i Sówki w tej sprawie.

 

Po zakończeniu procesu Wysoki Sąd przestał już nawet
utrzymywać pozory rzetelności, sprawiedliwości i przestrzegania prawa. Sędziowie
 udali się na naradę, która trwała pół
godziny! W ciągu tej pół godziny, sędziowie „naradzili się” co do winy 3
oskarżonych ( około 11000 kart w sprawie)  i 
napisali wyrok  w sprawie 3
oskarżonych o porwanie, torturowanie i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Samo
odczytanie wyroku trwało dłużej, niż „narada” i spisanie tegoż!  A pomijam tu czas podania  ustnego uzasadnienia   wyroku. 
Produkcja pisemnego uzasadnienia – którego najważniejsze elementy
opisałam powyżej - trwała ponad trzy miesiące.

 

Kamil Panisiewicz i Jerzy Wojdak zostali skazani na
dożywocie, bez możliwości ubiegania się o przedterminowe zwolnienie.

Mirosław Makimow został skazany na 10 lat wiązienia.

 

Wszyscy skazani odwołali się od
tego wyroku.

 

CDN

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Brak głosów

Komentarze

Twoje postulaty nie mogą być słuszniejsze.
Niestety sprawy zbrodni sądowych dotykają stytystycznie niewielki odsetek społeczeństwa, aczkolwiek w liczbach bezwzględnym jest to olbrzymi numer tragedii ludzkich. Powiedzenie
"Kogo nie boli temu powoli" najlepiej oddaje stosunek społeczeństwa do tragicznej sytuacji w systemie aplikowania bezprawia. Przeciętny Kowalski, uważa, że to go nie dotyczy.
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

faxe

#15341

Mam nadzieję, że parafrazując guru współczesnej propagandy
"Prawda, którą powtarza się w nieskończoność, w końcu dotrze".
Tak jak pisałam wcześniej, takie sprawy po tej stronie nie są chlebem powszednim i opinia publiczna jest w tym względzie bardzo czuła, bo zdaje sobie sprawę, że zamach na prawa i wolności jednego człowieka - odpuszczone, rozpuszczają władzę i jutro mogą być zamachem na wolności wszystkich.
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

faxe

#15379