Jałtańska kotwica historyczna

Obrazek użytkownika pacyna
Idee

    Historie państw i narodów pisane przez wieki tworzą narodową świadomość. Obok języka, religii czy kultury, to właśnie wspólna historia jest jednym ze spoiw łączących ludzi w ramach narodu. Historie państw i narodów są pełne pięknych kart, które zapisywali przodkowie na przestrzeni dziejów. Są też takie, które bynajmniej nie są powodem do dumy. My, Polacy, posiadamy tak te wspaniałe karty, jak i te brzydsze, te do których wracamy niechętnie. Obok nich, są jednak karty wyjątkowe, karty czarne. Te czarne karty stanowią swoistą kotwicę, której łańcuch trzyma naród w ryzach, nie pozwalając mu iść naprzód, nie pozwalają ruszyć przed siebie, zmuszają do tego, by nieść przez dziesiątki lat, a czasami nawet przez wieki brzemię, będące dziejową kotwicą, która w każdej chwili może o sobie przypomnieć, a jej ciężar w świadomości narodu ma olbrzymi wpływ na bieżącą politykę całego państwa. Tą kotwicą może być wstyd za to, co się w historii narodu wydarzyło, może to być poczucie głębokiej niesprawiedliwości dziejowej, jaka na naród spadła. Pół biedy jeśli naród zdaje sobie sprawę z tego, gdzie ta kotwica się znajduje. Wtedy można szarpać za łańcuch, by tę kotwicę choćby przesunąć, a czasem nawet ten łańcuch urwać. Właśnie o naszej, ( nie tylko) polskiej kotwicy będzie ten tekst.

     Niemcy od 1945 roku szarpią swoją kotwicę na wszelkie sposoby. Zdjęcie odium barbarzyństwa z narodu niemieckiego trwa w zasadzie od zakończenia wojny, a "polskie obozy" są tego najjaskrawszym przykładem. Nie ma  Niemców, są "naziści". Kiedyś w Bonn, a teraz w Berlinie trwa operacja piłowania łańcucha (nie bez sukcesów). Jednak w świadomości niemieckich obywateli zbrodnie III Rzeszy są nadal wielką traumą. Nie da się budować silnych Niemiec ciągnąc taką kotwicę. Zawsze, gdy Niemcy muszą mniej lub bardziej bezpośrednio sięgnąć po argument siły, niczym diabeł z pudełka wyskakuje Hitler i wtedy Niemcy muszą robić krok w tył. Podobnie jest ze Stanami Zjednoczonymi. Murzyńskie getta są zbudowane na krzywdzie czarnych sprowadzonych do USA w okresie niewolnictwa. Nawet czarni, którzy dobrowolnie przybyli do USA w XX wieku, uważają się za ofiary tamtego okresu. Obok czarnych mieszkańców USA są jeszcze Indianie. Do dziś wszelkie wyrównywanie szans w ramach "sprawiedliwości dziejowej" prowadzi jedynie do pogłebiania wszelkich patologii. Do dziś Amerykanie nie są w stanie urwać łańcucha tej kotwicy, co widać po zamieszkach, gdy kolejny "Afroamerykanin pada niewinną ofiarą złej, białej policji". Swoją kotwicę mają też Japończycy. To czego dopuścili się w czasie II Wojny Światowej w Azji na długo pozostanie kotwicą tego- jakże sympatycznego w dzisiejszych czasach- narodu. Te trzy przykłady dotyczą państw, które bez problemu potrafią wskazać swoją historyczną kotwicę. Wszystkie są bezpośrednio odpowiedzialne i w zasadzie same sobie tę kotwicę wrzuciły. Gorzej jest, gdy naród nie potrafi odnaleźć tej kotwicy. Tak jest z Rosjanami. Według nich, największą katastrofą dla Rosjan był rozpad Związku Radzieckiego. Związek Radziecki był tworem, który ma na swym koncie rekordową liczbę istnień ludzkich. Tworem, który nie przyniósł światu nieczego poza śmiercią, zniewoleniem, upadkiem moralności. Rosjanie nawet nie są w stanie odnaleźć łańcucha, na którego końcu leży kotwica wrzucona przez Rewolucję Październikową, bo szukają jej w zupełnie niewłaściwym miejscu. Zwycięstwo komunistów w wojnie domowej stało się przyczyną wszystkich kolejnych nieszczęść, które do dziś determinują sytuację w Rosji. Swoje kolonialne kotwice skutecznie urwali Hiszpanie, Belgowie czy Holendrzy, bo czy ktoś dziś wypomina Belgom zbrodnie jakich dokonali w Kongo? Czy ktoś pamięta o udziale Holendrów w kolonizacji Afryki?

      W 2010 roku, na Węgrzech wybory wygrywa partia Fidesz, a premierem Węgier zostaje Viktor Orban. Do tego momentu Węgry też nie mogą zerwać swojego łańcucha, który bardzo mocno trzyma świadomość Węgrów w poczuciu krzywdy. W Polsce ogólnie patrzymy na współczesną historię Węgier przez pryzmat nieudanego powstania z roku 1956. Jednak dla Węgrów ( podobnie jak dla Polaków) nie było to pierwsze ( oby ostatnie) nieudane powstanie przeciw zaborcy. Węgrzy wyciągnęli z niego wnioski, jednak nie ono było kotwicą dla Węgrów. Ta kotwica znajdowała się nieco głębiej w historii, a związana była z końcem I Wojny Światowej i tym, iż Węgry zostały zmuszone do podpisania upokarzającego Paktu z Trianon ( 4 czerwca 1920), który był w zasadzie rozbiorem Węgier. Na jego mocy Węgry utraciły dwie trzecie obszaru państwa, które wchodziło w skład Monarchii Austro- Węgierskiej oraz 14 milionów ludności ( z 21). Poczucie krzywdy jakiej Węgry doznały uległo zmianie dopiero po 2010 roku. Polityka zagraniczna została nastawiona na odwracanie skutków tamtych postanowień, przede wszystkim poprzez przywrócenie należnego miejsca Węgrom mieszkającym na obszarach, które znalazły się w państwach ościennych. Rząd w Budapeszcie zaczął stanowczo upominać się o ich prawa, administracja dynamicznie zaczęła wspierać Węgrów w ich staraniach o zachowanie odrębności narodowej i kulturowej. Jednym słowem, po blisko stu latach, Węgry zaczęły skutecznie piłować łańcuch.  

      My, Polacy, nadal nie potrafimy ( podobnie jak Rosjanie) odnaleźć swojej kotwicy. W zależności od zapatrywań wskazujemy różne momenty dziejowe, które mają być tą kotwicą, jednak przez to, iż wskazujemy błędne miejsca, nie możemy odnaleźć owej kotwicy, by w końcu pochwycić za łańcuch i rozpocząć proces piłowania. Do 1920 roku tym łańcuchem były zabory i powrót niepodległej Polski wystarczył, aby łańcuch zerwać. Kolejną kotwicę wrzucono nam wykorzystując naszą naiwność i słabość do ulegania naszej "sarmackiej naturze". Poczucie obowiązku dotrzymywania sojuszy choćby jednostronnie i poświęcenia samych siebie dla uwiarygodnienia naszej wartości - tak w swoich oczach, jak i w oczach innych narodów- spowodowały katastrofę. Nasza obecna kotwica znajduje się w decyzji "naszych sojuszników" i "sojusznika naszych sojuszników", aby po II Wojnie Światowej granicę Polski i Związku Sowieckiego stanowiła tzw. Linia Curzona. Nawet znalezienie się w sowieckiej strefie wpływów nie wywołało takiej wyrwy w świadomości Polaków, jak utrata rdzennie polskich ziem wraz z milionami Polaków, którzy nie chcieli się jej wyrzec. Woleli lub musieli pozostać  na swoich Kresach, z których oni i ich przodkowie wzrośli, za które oddawali życie, których przez setki lat pozostawali wierni i własnymi piersiami bronili ich przed najazdami barbarzyńskich hord ze wschodu. Przez lata, gdy sowieccy najemnicy sprawowali władzę w Polsce, nie udało się wyrwać ze świadomości Polaków poczucia głębokiej niesprawiedliwości jaką było włączenie Kresów do Z.S.R.R. Ta sztuka nie udała się także po zmianie systemu i upadku Sowietów. Krzywda pozostała w polskich sercach po obu stronach granicy. To właśnie poczucie krzywdy jest naszą kotwicą. Pomimo indoktrynacji w szkołach, pomimo propagandy sowieckiej przekazywanej przez komunistyczne media, Polacy przez ten cały czas wierzyli, że wraz z upadkiem Związku Sowieckiego Kresy powrócą do macierzy, wierzono że Polacy, którzy kolejny raz we własnych sercach przenieśli swą Polskość przez najgorsze burze dziejowe (często z narażeniem życia lub jego kosztem), zostaną uhonorowani i z dumą będą znów mogli żyć pod biało- czerwonym sztandarem. Tak się nie stało, Polacy pozostający na Kresach trafili pod nowe okupacje, jakie powstały w wyniku rozpadu Związku Sowieckiego, a kolejne rządy po dzis dzień uciekają od tego, by upomnieć się głośno i wyraźnie o swoich obywateli i o ich prawa. 12 stycznia tego roku Antoni Macierewicz oznajmił, iż wraz z przybyciem amerykańskich żołnierzy do Polski "skończyła się Jałta". Nic bardziej mylnego. Ta Jałta będzie trwała w polskich sercach i duszach tak długo, jak długo Polska będzie respektować jej postanowienia. Nie da się zerwać "porządku jałtańskiego" bez wyniesienia przez władze polskie kwestii Polaków na Kresach do rangi pierwszoplanowej. Nie da się urwać z tej kotwicy historycznej bez nadania Polakom pozostającym na Kresach pełnej podmiotowości i prawa do czynnego udziału w życiu politycznym czy publicznym Kraju. Jeśli nie będą oni mieli prawa do wybierania choćby własnych senatorów, jeśli nadal obce im władze na ich własnej ziemi będą zuchwale rozstawiać Kresowian po kątach przy kompletnej bierności Warszawy, jeśli państwo polskie nadal będzie wybierać obce interesy ich kosztem lub bez najmniejszego zamiaru postawienia ich spraw na szali, to Jałta będzie trwała w najlepsze, tak w polskich sercach, jak i w umysłach. Viktor Orban pokazał, że można ten łańcuch pochwycić. Trzeba tylko chcieć.

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.7 (17 głosów)

Komentarze

Ukryty komentarz

Komentarz użytkownika mikolaj został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..

ze nie do konca rozroznia to co bylo z tym co jest dzisiaj... Ta kotwica to sentyment do Kresow  Wschodnich (jako uczucie - w pelni zrozumiale, jako motyw dzialan politycznych - raczej szkodliwe...).

Oczywiscie szkoda, ze historia potoczyla sie inaczej, nizby mogla, ze Polska znajduje sie dzisiaj w takich a nie innych granicach... ale pora zrozumiec, ze na kresach Wschodnich (sam stamtad pochodze)   II Rzeczpospolitej Polakow pozostalo juz niewielu (oczywiscie trzeba zapewnic wszystkim chetnym pomoc w powrocie do Ojczyzny lub pomoc w nauce jezyka polskiego i historii mlodych pokolen - jesli nie chca przeniesc sie do Polski), a miejscowy "zywiol" (Bialorusini, Ukraincy, Litwini) za nic nie chca zbytniego zblizenia z Lachami (moze maja tez na uwadze polityke II Rzeczpospolitej wobec nich???) .

Kotwica juz dawno zerwana - a pojedyncze szalupy na Kresach pora skierowac do Ojczyzny w dzisiejszych granicach.

Prawo do wybierania swoich senatorow dzisiaj powinna miec raczej polska diaspora w USA, Wlk, Brytanii czy Niemczech - bo tam zyja miliony Polakow a na kresach pozostaly jedynie tysiace..

A Orban... juz dawno zrozumial, ze nie pora walczyc o Wielkie Wegry - ale trzeba w pierwwszej kolejnosci zajac sie dobrobytem mieszkancow kraju w dzisiejszych granicach... Jak tez w zyciu bywa: sukcesy polityczne nie ida w parze z sukcesami ekonomicznymi: Wegry mniej wiecej do 2010 r. zawsze mialy dochod narodowy wyzszy niz w Polsce (per capita) - tak gdzies od 2010 ten dochod wyraznie obniza sie ( w stosunkudo polskiego...) - czy moze to dawac do myslenia?????

Vote up!
1
Vote down!
-5

mikolaj

#1531614

Tylko według oficjalnych danych na Białorusi żyje 300 tyś Polaków. Według nieoficjalnych danych na Ukrainie żyje jakieś 5-6 milionów Polaków. Polacy na Ukrainie boją się przyznawać do swej narodowości, przez lata ta kwestia podzieliła nawet niektóre rodziny. Jednak dane oficjalne są bardzo mocno zaniżone. Polacy na Litwie też stanowią zwartą grupę. Jest nas tam około 200 tysięcy. Tu nie chodzi o sentyment. Granice są kwestią płynną, ulegają zmianie, obowiązkiem obecnego pokolenia Polaków jest dbanie o tych, którzy tam pozostali. Nie widzę powodu, dla którego Polacy w USA czy w UK mają być traktowani inaczej, aniżeli Polacy na wschodzie. Co do Orbana, to akurat Węgry starają się dbać o wszystkich Węgrów, nie tylko tych mieszkających w obecnych granicach. Ciekawy swoją drogą jest pomysł, iż Polacy z Kresów mieliby się przenosić do obecnej Polski, skoro wytrwali tam tyle lat. Dobrze, że nikt takiego wariantu nie rozważał w okresie Kongresówki, bo po I WŚ bylibyśmy państwem wielkości Mazowsza i zaludnieniem jak w Bangladeszu. Uwagę o nauce proszę skierować na Nowogrodzką, wraz z apelami Polaków na Litwie. A wracając do sprowadzania, to też mamy pole do popisu. Rosja, Kazachstan i kilka innych byłych republik sowieckich czekają na dyplomatów, którzy rozpoczną ewakuację Polaków do kraju.

Vote up!
10
Vote down!
0

              

#1531617

To... prawda jesli wezmiemy pod uwage, ze przez stulecia na "dzikie pola" uciekali z Polski majacy dosc ucisku chlopi panszczyzniani i drobna szlachta wyzuta z resztek majatkow lub po prostu przestepcy scigani przez prawo. Gdyby przeprowadzic badania genetyczne - to bardzo mozliwe, ze znalezionoby te 6 milionow  zaginionych przed wiekami obywateli I Rzeczypospolitej...

Granice w dzisiejszej  Europie nie sa "kwestia plynna" - czego dowodem jest zajecie przez Rosje Krymu: narobili sobie rosjanie tyle klopotow, ze gdyby dzisiaj podejmowali decyzje - pewnie nie zdecydowaliby sie na ten krok - a mimo wszystko wiekszosc zamieszkujaca Krym - to Rosjanie...

Tak wiec realnie patrzac - te 300 tys na Bialorusi, 200 tys na Litwie i 500 tys na Ukrainie (niektorzy podaja liczbe 2 mln - z liczba 6 mln spotykam sie po raz pierwszy - ale to mozliwe jedynie wtedy, gdy uwzglednimy emigracje z XVI - XVIII w.) daje razem okolo miliona, z czego po polsku mowi moze 300 tys.

Moja rodzina pochodzi z dzisiejszej  Ukrainy- znam temat dosc dobrze -  nawet w czasie, gdy ta nalezala do Polski - Polacy (oprocz Lwowa i okolic) byli na Ukrainie mniejszoscia.

Porownujac: w USA do polskiego pochodzenia przyznaje sie ponad 12 mln obywateli (dane spisu powszechnego), z czego jezyk polski zna okolo 1 mln. W Europie Zachodniej przebywa na stale okolo 3 mln Polakow ( z emigracji ostatnich 25 lat), oraz co najmniej 1 mln z emigracji wojennej i powojennej. 

Podsumowujac: Polakow  znajacych jezyk polski poza granicami mamy na Zachodzie okolo 5 mln, na wschodzie 300 tys - gora 500 tys.

Dlaczego zatem ci ze Wschodu maja byc reprezentowani a ci z zachodu nie?

Akcja sprowadzania Polakow z zagranicy (glownie ze wschodu) trwa - i ci co chca to w wiekszosci przypadkow im sie to udaje - droga jest tu uzyskanie Karty Polaka - w wielu przypadkach staraja sie o nia ludzie... ktorzy nigdy z Polska nie mieli do czynienia (np. na Ukrainie) - daje ona szanse wyjazdu na Zachod i zycia w lepszych warunkach.

Dla Polski bedzie lepiej - jesli pozwolimy ludziom, ktorzy czuja sie Polakami wrocic do kraju (z rodzinami) - bo potrzeba w Polsce rak do pracy - dzisiaj przyjezdzaja Ukraincy, ale jesli tylko mozna nalezaloby sprowadzac raczej naszych rodakow... 

 

Vote up!
2
Vote down!
-2

mikolaj

#1531634

Jestem za tym, aby umożliwiać Polakom powrót jeśli taka jest ich wola. Jednak jeszcze raz powtórzę, oni nie koniecznie chcą wracać. Nie po to tam wytrwali. Co do zmian granic, to mamy obok Krymu przykład Kosova. Po 1989 roku wiele państw się rozpadło, ten proces trwa i będzie trwał.

Vote up!
7
Vote down!
0

              

#1531637

Bo trudno mi sobie wyobrazic, ze np . rozpada sie Ukraina - i obwod Zytomierski , gdzie najwiecej Polakow zwraca sie i przyjecie do Polski - to "najwiecej" to... 3,5% ludnosci obwodu...

Vote up!
0
Vote down!
-1

mikolaj

#1531670

Każde państwo może się rozpaść, przy czym jedne są na taki scenariusz narażone bardziej, inne mniej. Wystarczy spojrzeć na Wielką Brytanię, Francję czy Hiszpanię. Wcale nie jest powiedziane, że proces rozpadu tych państw został zatrzymany "na zawsze". Ukraina już utraciła Krym, a dalszy proces odpadania kolejnych ziem jest tylko kwestią czasu. W mojej ocenie Ukraina w obecnym kształcie nie przetrwa i nie jestem w tym odosobniony. Ty widzisz 3,5%, a ja wiem, że wielu ludzi tam mieszkających, mających choćby cień polskich korzeni, bardzo chętnie do tych korzeni wróci. Trzeba tylko dać im szansę.

Vote up!
2
Vote down!
0

              

#1531673

To co opisujesz, jest rzeczywistym problemem. Tak, to jest kotwica! Nie wiem tylko czy nazywanie jej „Jałtą” jest trafne. Nie lepiej powiedzieć: „Kresy”? Takie nazwanie problemu ukierunkuje nas na szukanie rozwiązań w sobie a nie na zewnątrz. A to przecież najpierw my musimy zmienić swoje spojrzenie na Kresy. To my sami musimy je sobie przypomnieć, uświadomić i pokochać na nowo.. Musimy odpowiedzieć sami sobie na wiele pytań.. i przygotować plan. Z grubsza tak właśnie jak piszesz..

Ale mówiąc „Jałta”, odwracamy uwagę na zewnątrz. Wracamy poprzez skojarzenie, nawet podświadomie, do oskarżeń pod adresem mocarstw i użalania się nad losem. A „piłowanie łańcucha” nie zacznie się od międzynarodowych akcji. Piłowanie łańcucha to, w pierwszej kolejności uświadomienie nam samym i naszym własnym elitom skąd wyrastamy, to zdefiniowanie naszej polityki względem Kresów, to dotarcie do rodaków tam mieszkających i ciężka praca u podstaw..

 

Vote up!
3
Vote down!
0
#1531645

Ta Jałta wynikła niejako z wypowiedzi A. Macierewicza, o której wspomniałem. Natomiast jeśli chodzi o miłość do Kresów, to ona nigdy w polskich sercach nie wygasła. Cała nasza historia jest związana z Kresami.

Vote up!
4
Vote down!
0

              

#1531647

Gwoli scislosci. Kiedys o tym wspominalem tutaj ale widze warto powtorzyc nieco rozszerzone. Genetycznie nie ma roznicy miedzy Polakami a Slowianami Wschodnimi. Owszem sa rejony za Bugiem gdzie R1a1a1a7 dominuje a jest to Y haplogrupa najczestsza w Polsce i nalezaca do najstarszych i zgadza sie to z np kronika Nestora mowiaca, ze lechiccy Radymicze zamieszkuja ziemie nad gornym Dnieprem powyzej Kijowa a Wiatycze w bigu gornej Oki, Donu i Wolgi. To samo jest w genach ludzi mieszkajacych niegdys na Wolyniu czy dorzeczu gornego Dniestru.

Rownie ciekawe jest pytanie skad sie wzieli Slowianie Wschodni? czy zawsze buyl taki podzial?

Otoz wschodnia slowianszczyzna z ruskim jezykiem i jego pochodnymi jest calkiem nowa. Pewnie, ze plemiona slowianskie miedzy Laba a Wolga poltora tysiaca lat temu mawialy dialektami ale byly to dialekty i prawdopodobnie ktos z zadnieprza z latwoscia mogl sie dogadac z Drzewininem zzalabia. Rozpad na Slowianszczyzne Zachodnia i Wschodnia z odrebnymi jezykami jest calkiem nowym zjawiskiem. Tego powinni uczyc w szkolach a nie ucza.

Oroz nie bylo zadnego genialnego plemienia Wielkorusow, ktore zjednoczylo wszystkie plemiona ruskie w co Rosjanie wirzyli propagowali tylko to co jest dzis "ruska" Slowianszczyna Wschodnia powstalo w rezultacie najazdu szwedzkich Waregow z plemienia zwacego sie Rutsuosi czy cos takiego. Oni w pare set lat podbili ziemie Slowianskie najpierw w dorzeczu Dniepru a potem podbijali ziemie na wschod i zachod od dorzecza Dniepru. Stolica Wielkiej Rusi uczynili Kijow (Gardariki czylu Nowogrod Wielki byl pierwsza stolica Rurykowiczow) ale sie wyniesli do Kijowa bo blizej Bizancjum ktore systematycznie grabili a Nowogrod zostal republika kupiecka. Sam podboj jeszcze niewiele zmienil w obyczajach miejscowych bo religia byla ta sama co na zachodzie przed przyjeciem chrzescijanstwa i jezyk ten sam choc rozne dialekty. Wszystko zmienilo przyjecie chrzescijabnstwa z Bizancjum. 

Tak sie zlozylo, ze przyjmujac ten obrzadek jednoczesnie przyjeto Bible w jezyku staro-cerkiewnym czyli jezyku bulgarsko-macedonskim z rejonu Salonik. I narzucajac jezyk cerkwi miejscowej ludnosci stworzono jezyk ruski (bialo ruski i ukrainski) a z czasem wylonil sie z niego rosyjski dzieki najazdom mongolskim i dalszemu krzyzowaniu sie miedzyinnymi lechickich Wiatyczow z nieindoeuropejska ludnoscia. Dlatego tez jezyk rosyjski jest najmniej slowianski ze wszystkich.

Podsumowujac, gdyby nie najazd i podboje skandynawskich Rusow i przyjecie jezyka starocerkiewnego w liturgii nie byloby zadnych wiekszych roznic jezykowych i prawdopodobnie narodowosciowych konfliktow miedzy wschodem i zachodem.  Calkiem mozliwe, ze od sredniowiecza byloby jedno panstwo stworzone przez tych ktorzy mieliby najwiecej szczescia w jednoczeniu Slowian pod swym berlem.

 

pozdrawiam,

 

Vote up!
1
Vote down!
-1

Vik

#1531679