A co zrobił nasz TK po równie dziwnych wynikach wyborów
samorządowych w 2014 r.? Nic.
Adam Sosnowski
W wiedeńskim drugim bezirku (drugiej dzielnicy) Wien-Leopoldstadt doszło
do rażących nieprawidłowości podczas wyborów na przedstawicieli dzielnicy.
Podobnie jak w przypadku wyborów prezydenckichposzkodowany był kandydat
prawicowej partii wolnościowej FPÖ (Freiheitliche Partei Österreichs), zaś
zyskał kandydat skrajnie lewicowych Zielonych. FPÖ podała sprawę do
Trybunału Konstytucyjnego, a ten uznał skargę za zasadną i nakazał
powtórkę wyborów.Problemem były – tak samo jak w przypadku wyborów
prezydenckich – karty wyborcze. Podczas pierwszego ich liczenia
tuż po wyborach w październiku zeszłego roku okazało się, że głosów
jest o 82 mniej, niż oddanych kart wyborczych.Tydzień później policzono
je jeszcze raz – a wtedy nagle okazało się, że jest o 23 głosów więcej,
niż oddanych kart wyborczych! Ten właśnie wynik potwierdziła kontrola
wiedeńskiego Trybunału Konstytucyjnego.„Nie ma żadnych wątpliwości,
że stwierdzone nieprawidłowości złamały wiedeńską ordynację wyborczą,
a tym samym złamały też prawo”, oświadczył austriacki TK w specjalnie
wydanym komunikacie. Orzekł dalej, że podważenie wyborów tylko wtedy
może zostać potwierdzone przez sąd, jeżeli wykryte „nieprawidłowości
mogły mieć wpływ na wynik wyborów”. W tym przypadku dokładnie
tak się stało – Zieloni otrzymali 10 031 głosów, zaś FPÖ dostała
ich 10 010. Obie partie dzieliło zatem jedynie 21 głosów. Przy tak
małej różnicy i biorąc pod uwagę fakt, że oddano 23 głosów więcej,
niż było kart wyborczych, właśnie to mogło mieć decydujący wpływ
na wynik.
Tak argumentuje sąd, zaś zdrowy rozsądek każe nabrać podejrzeń i zadać
pytanie: kiedy i w jaki sposób nagle „pojawiło się” akurat o tyle więcej głosów,
by móc przepchnąć partię Zielonych nad prawicowych wolnościowców?
Październikowe wybory do dzielnicy Wien-]]>Leopoldstadt]]> wygrała co prawda
SPÖ (socjaldemokracja) otrzymując 17 499 głosów, ale o drugie miejsce bili się
Zieloni z FPÖ. Drugie miejsce pozwala na nominację zastępcy przewodniczącego
bezirku, daje zatem realną władzę; jest o co walczyć. Do manipulacji – czy jak
to ostrożnie formułuje TK – „nieprawidłowości” doszło, jak się okazuje, znowu w
przypadku głosowania korespondencyjnego. W Austrii bowiem można przed
wyborami zażądać dostarczenia karty wyborczej do domu, z czym nie
wiąże się obowiązek skorzystania z niej, czyli w ogóle pójścia do głosowania.
Obywatel może zmienić zdanie i zamiast wysłać kartę listownie może równie
dobrze udać się osobiście do lokalu wyborczego i tam oddać swój głos.
Wówczas jednak pozostanie pusta, niewykorzystana karta do głosowania
u kogoś w domu.
Skoro zatem w przypadku wyborów w dzielnicy Wien-Leopoldstadt było
23 więcej głosów niż oddanych kart wyborczych (a przecież – co logiczne –
powinno być ich maksymalnie tyle samo), można przypuszczać, że manipulacja
miała związek właśnie z tym procederem. Tym bardziej, że nie ma zgodności
między listą osób, które zgłosiły chęć oddania głosu listownie, a ilością
osób, które faktycznie w ten sposób zagłosowały, co również podał austriacki
Trybunał Konstytucyjny. Konsekwencją tego zamieszania/oszustwa będzie
powtórka całych wyborów na radnych drugiej dzielnicy Wiednia. Nie ]]>można]]>
bowiem ograniczyć się jedynie do powtórki głosowania korespondencyjnego,
ponieważ de facto nie wiadomo już z całą pewnością, który obywatel w jaki
sposób oddał swój głos.
A skoro „nieprawidłowości” możliwe były w tak małej skali, to nie ma gwarancji,
że do podobnej sytuacji nie doszło w przypadku wyborów prezydenckich. Przypomnijmy,
że przed doliczeniem głosów korespondencyjnych wygrał je prawicowy Norbert Hofer
(FPÖ) z przewagą ok. 150 tys. głosów. Dzień później znalazł się nagle o 30 863
głosów w tyle, a prezydentem elektem okrzyknięto Alexandra Van der Bellena z partii Zielonych.
Ze względu na to FPÖ podważyła wynik wyborów, TK zajął się sprawą i nadał
jej tryb priorytetowy przesuwając wszelkie inne zobowiązania. Od poniedziałku austriacki
Trybunał Konstytucyjny zacznie przesłuchiwać ponad 90 świadków w sprawie.
Austriacka prasa podaje, że „najwyżsi sędziowie kraju są zszokowani, w jaki sposób
i w jakim wymiarze komisje wyborcze nie zważały na przepisy dotyczące
głosowania korespondencyjnego” (Die Presse). Ponadto wyrok TK w sprawie powtórzonych
wyborów w dzielnicy Leopoldstadt stwarza ważny precedens – nie musi dojść do celowej
manipulacji, tzn. nie trzeba jej udowodnić. Wystarczy dowieść, że „nieprawidłowości
mogły mieć wpływ na wynik wyborów” (TK).
Aby więc podważyć wybory prezydenckie w Austrii, wystarczy wskazać, że 15 432
głosów zostało policzonych niezgodnie z prawem. W skardze do TK w sprawie
wyborów prezydenckich dopatrzono się aż 573 275 możliwych nieprawidłowości
w liczeniu i oddawaniu głosów. Przy pojedynku Hofer – Van der Bellen w wielu przypadkach
chodziło o to, że głosy liczyły osoby, które nie miały do tego prawa. Nie były członkami
komisji, tylko pochodziły z zewnątrz. I także w tej kwestii w austriackim prawodawstwie istnieje
precedens. W orzeczeniu z 1986 r. tamtejszy TK oświadczył (wybory do gminy Frankenmarkt):
„Jeżeli karty do głosowania podczas trwania postępowania wyborczego zostaną przekazane osobom
nieupoważnionym, nie jest już obiektywnie zagwarantowane pewne ustalenie wyniku wyborów
przez odpowiedzialne za to instancje”.
Coraz więcej znaków wskazujące w Austrii na powtórkę II tury wyborów prezydenckich.
Gdyby tak się faktycznie stało, byłoby to nie tylko zwycięstwo FPÖ, ale przede
wszystkim austriackiego sądownictwa i państwa prawa. A pamiętają Państwo, co zrobił
nasz TK po równie dziwnych wynikach wyborów samorządowych w 2014 r., żeby
wyjaśnić wątpliwości? No właśnie, ja też nie.
Adam Sosnowski
Autor jest redaktorem miesięcznika „Wpis” oraz germanistą
|
Komentarze
liczenie głosów
17 Czerwca, 2016 - 10:54
liczenie głosów
nieśmiertelny stalinowski duch
głosy prawidłowo zliczy
bo nie ten wygrywa kto głosuje
lecz ten co głosy liczy
jan patmo