Ukraina z "Bolkiem" w tle

Obrazek użytkownika Polak2013
Świat

Cała moja sympatia do USA legła w gruzach. Łudziłem się. 

Krzysztof Wyszkowski w rozmowie z Grzegorzem Braunem ujawnił wiele faktów, które całkowicie mnie rozbiły. Fakty te, pokazały, że jako naród jesteśmy sami. 

Majdan wybuchł spontanicznie, ludzie mieli dość sytuacji w kraju, biedy, Janukowycza. Wtedy do akcji ruszyli Amerykanie. Ambasador USA Stefan Mull odwiedził w Gdańsku Lecha Wałęsę. Pan Wyszkowski mający z nim kontakt zapytał go czy wizyta miała charakter oficjalny czy też inny. Mull odpowiedział, że była to rozmowa prywatna, odwiedził starego przyjaciela. 

Nasz słynny "Bolek" zaczął się wtedy udzielać w tv. Udzielał licznych wywiadów w których pouczał Ukraińców, że nie tędy droga, że nie kamieniami należy walczyć, nie na ulicy i od razu wskazał na "Referendum". To się działo grubo przez zajęciem Krymu przez sowietów. 

W tym czasie Radzio Sikorski na Ukrainie mówi słynne słowa: "będziecie martwi jeśli nie poprzecie porozumienia". 

USA broni Janukowycza i Rosji a rękoma polskimi namawia Ukraińców do "okrągłego stołu bis". Czyli chce zamienić komunizm na postkomunizm, tak jak to się stało w Polsce. Cała ta układanka wzięła w łeb, Janukowycz ucieka do Rosji. Pojawia się na konfernecji prasowej w Rostowie gdzie oświadcza, że nadal jest prezydentem Ukrainy i żąda "Referendum".

Wychodzi na to, że "Bolek" wiedział dużo wcześniej, co szykuje się na Ukrainie i kto to robi. A Rosjanie jak gdyby nigdy nic zajmują Krym.

I w tym momencie Amerykanie robią zwrot na pięcie. Zaczynają straszyć Rosjan sankcjami, PDT,Sikorski nagle są za Ukraińcami, straszą Polaków zagrożeniem wojną.

O co w tym wszystkim chodzi. Amerykanom Rosja jest potrzebna. Sama w sobie nie stanowi zagrożenia dla USA. Dla nich najlepsze rozwiązanie to Ukraina postkomunistyczna pod wpływami Rosji, tak jak obecnie Polska. Ja w to nie wierzyłem, ale... 

źródło:  

]]>http://wzzw.wordpress.com/2014/02/28/%E2%98%9E-czy-bolek-wysypal-ameryka...]]>

Okrągły stół w Polsce. Wybory 4 czerwca 1989 r. A już 9-11 lipca pojawia się w Warszawie były prezydent USA Bush. Do czego namawia? Wskazuje, że dobrze by było, żeby Prezydentem Polski został nie kto inny jak Jaruzelski. 

Plakat z okresu stanu wojennego, przedstawiający generała Wojciecha Jaruzelskiego /KARTA /Agencja FORUM

Mało tego, Bush chciałby, żeby Polska pozostała w Układzie Warszawskim oraz RWPG. 

Rosjanie powołują grupę kontrwywiadowczą w ramach tzw. "operacji Wisła". Tam odnotowano, że z ambasadą radziecką wtedy próbowali skontaktować się "opozycjoniści" Onyszkiewicz i Wajda. Wtedy także powstaje nowa tajna "partia". Nazywa się Partia Służby Bezpieczeństwa -złożona z oficerów WSI. Jej zadaniem jest doprowadzenie do wyboru na prezydenta tow. Jaruzelskiego oraz zadbanie o interesy Kiszczaka, Józefa Czyrka, Stanisława Cioska, Andrzeja Gdula, Janusza Reykowskiego, Mieczysława Rakowskiego, Aleksandra Kwaśniewskiego, Jerzego Urbana itd.

 Był to cały szereg mechanizmów które miały doprowadzić tylko do jednego - płynnego przejścia z komunizmu do postkomunizmu. 

Lech Wałęsa stwierdził: "Gdybym został teraz prezydentem, oznaczałoby to natychmiastową wojnę domową" i 19 czerwca podczas spotkania z gen. Kiszczakiem zadeklarował, że nie będzie kandydował na urząd prezydenta. Kilka dni później, 23 czerwca, również OKP podjęło decyzję o niewysuwaniu własnego kandydata. Tego samego dnia biskup Jerzy Dąbrowski w imieniu Episkopatu przekonywał: "najlepszym kandydatem byłby tu gen. Jaruzelski, ale pod warunkiem, że wybierany byłby spośród kilku kandydatów".
 

źródło: ]]>http://nowahistoria.interia.pl/prl/news-stabilizacja-w-polsce-ma-kluczow...]]>

Ten sam Bush już wcześniej w Kijowie namawiał by Ukraina nie wychodziła z ZSRR. 

Amerykanom taka Rosja jak dzisiaj jest potrzebna. Putin to cyniczny oficer KGB, udający wielkiego patriotę Rosji (a wysadza domy w Moskwie). USA mają swoją politykę, Rosja jest w tej układance ważna. Nie może się rozpaść, Chiny mogą wtedy zająć Syberię, a Syberia to złoża, bez których Chiny nie mogą stać się mocarstwem. Słaba Rosja to mocne Chiny. 

No i Niemcy. Nie wyobrażają sobie życia bez Rosji. Grożenie paluszkiem, niby sankcje są dla społeczeństwa, a interesy i polityka idą swoją odrębną drogą. 

Gdzie w tym wszystkim Polska? Gdy żył Lech Kaczyński Polska była przeszkodą dla polityki USA. Pan Krzysztof Wyszkowski ujawnia jak latem 1992 roku sekretarz ds polityki Wschodniej USA (nie podał nazwiska) powiedział, że: "Kaczyńscy nigdy nie dojdą do władzy".

W czym Lech Kaczyński przeszkadzał USA? 

W czasie wydarzeń na Ukrainie USA kilkakrotnie prosiły Tel Aviv o zabranie głosu. Izrael bardzo się od tego wymigiwał. Powód? 

Izrael prosił USA o atak na Iran. Przeciwnikiem tego był między innym John Kerry. Za karę Izrael ogłosił go antysemitą, a John Kerry jest pochodzenia żydowskiego! Ale wypisz wymaluj sposób reakcji jak Szechtera. 

To wszystko jest przerażające. Komuniści jak Miller robią prelekcje w USA. Rządzić Polską mogą Kwasniewski, Miller, Tusk, Komorowski ale nie Kaczyńscy. Teraz jest tylko Jarosław. 

Mogliśmy służyć w kontyngencie wojsk ONZ na Wzgórzach Golan, bylibyśmy rozjemcami w słusznej sprawie przynajmniej, ale żołnierzy wysłano do Iraku. Po jaką cholerę? Jaki interes miała Polska wciągając się w konflikt w Iraku. Jeden - służalczość wobec USA za nic, ot tak sobie. 

Zamiast tarczy antyrakietowej mamy ambasadora USA mówiącego po polsku. Taka mała nagroda. Mamy postkomunizm, okradający Polskę do gołej ziemi. Mamy UE, której Prezydent Herman van Rompuy zapowiada likwidację flag, hymnów, konstytucji a więc nic innego jak likwidację Państw Narodowych. 

I działając posłusznie na rzecz Rosji, Niemiec, USA staramy się wprowadzać "okrągły stół" w krajach Europy Wschodniej.... 

 

Polak 2013

 

 

 

 

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (15 głosów)

Komentarze

i tylko...nic nie możemy z tym zrobić, bo nieprawdopodobieństwo tego stanu rzeczy wyklucza każde przeciwdziałanie. Oczywiście, pod rygorem utraty prestiżu i wiarygodności.

 Na przykładzie Antoniego Macierewicza widzimy, jak trudno jest forsować niepopularne opinie i jaka jest cena determinacji.

Pozdrawiam, z nadzieją i optymizmem

 

Vote up!
7
Vote down!
-2
#1422604

My musimy coś z tym zrobić i zrobimy. W 1917 roku nikt  nie myślał nawet o Odrodzeniu się Niepodległej Polski a jednak po 140 latach przemocy się odrodziła. Teraz także tak będzie. Bardzo w to wierzę.

Pozdrawiam

Polak2013

Vote up!
3
Vote down!
-2

Polak nie pyta ilu jest wrogów, tylko gdzie oni są!

#1422640

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika lupo nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Zgdzam się tylko,że wtedy na czele tego odradzania sie Polski stały osoby ,ktore wiedziały jak poprowadzić naród do zwycięstwa. Dziś niestety nie widzę takiej możliwości. Z przykrością stwierdzam, że J.Kaczyński i PiS nie mają szans. Wystąpienia medialne są nie do zaakceptowania. Przykladem wczarajsze wystąpieni przedstawiciela PiS i Halickiego w TVPinfo. Po prostu żenada i gdy taki młody patrzy na to od razu odpycha go od PiSu. Problem ten często porusza Paśrebiński ale nikt go nie słucha. Wpadka za wpadką i co drugi dzień muszę to tlumaczyć mojemu synowi i wnukowi, który przygotowuje się do matury w Topolówce i opowiada mi jak wyśmiewają się z tych wypowiedzi dzieciaki w szkole jakby nie było abiturienci. Nie bedzie zmiany w wystąpieniach nie będzie zwycięstwa. Młodzi nie chcą sie porównywać z niedojdami i ludźmi, którzy nie potrafią z twarzą wyjść gdy ktoś ich przyciśni a nawet ośmieszy. Nie pozwoli sobie na to prof. Krasnodębski, Gliński a reszta to taki maniu,maniu,bajdu, bajdu.

Vote up!
0
Vote down!
-2

lupo

#1422659

Ja też jestem zdania, że za 140 lat Polska się odrodzi. Może i wczesniej co daj Boże.

 

Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
-2

cui bono

#1422673

W kontekście tego, co napisałeś, należy sobie bezwzględnie zdać sprawę z faktu, że Polska jest zupełnie sama. Zupełnie!!! W momencie jakiegokolwiek zagrożenia, możemy liczyć tylko i wyłącznie na siebie, ale na co liczyć, skoro nie posiadamy nawet armii.

No nie, przepraszam, armię będziemy mieli w postaci angelowego Wehrmachtu, a ten nas przed wszystkim obroni. Konrad Mazowiecki sprowadził do Polski Krzyżaków i też nas bronili. Pozostaje tylko liczyć, że pojawi się jakiś Jagiełło

Naszą pozycje w NATO, na które to mocno liczy większość Polaków, może określić dekapitacja polskiej armii na Siewiernym, armii przecież natowskiej. Czy Zachód (NATO) choć słowem upomniał się o swoich generałów? Bambus w czasie pogrzebu pogrywał sobie w golfa. Na Islandii zaczęło nawet dymić z wulkanu, co spowodowało, że nagle rządowe samoloty przestały latać i nawet Angela nie pofatygowała się na pogrzeb, a ile ma z Berlina do Warszawy? Po co miała jednak przyjeżdżać, skoro może posłać swój wspomniany Wehrmacht i to na zaproszenie naszych wodzów, tylko, że wówczas już na pogrzeb Polski; na ostateczny jej rozbiór, który właśnie trwa.

Warto się zastanowić w jakim celu USA szczują nami Rosję?

 

Pozdrawiam!

 

PS "Putin to cyniczny oficer KGB, udający wielkiego patriotę Rosji (a wysadza domy w Moskwie)"

 

Putinowi możesz wiele zarzucić, ale jego patriotyzm nie jest kłamany. Porównaj sobie działania Putina na rzecz Rosji, z działaniami Tuska, Komorowskiego czy Sikorskiego na rzecz Polski i stwierdź, kto wypada lepiej?

Najśmieszniejszym jawi się to, że nie potrafimy posprzątać na swoim podwórku, a zależy nam, żeby posprzątać na Ukrainie, a nawet i w Rosji.

Czym to sie skończy, to czas pokaże, ale pokaz chyba śmieszny nie będzie.

 

Vote up!
4
Vote down!
-2
#1422611

Mamy szambo dzieki miejscowym zdrajcom. Jakoś Rumunia ma tarczę, Węgry wypięły się na Merkel, a Czesi wszystkie swoje fabryki.  Tylko Polska ma bezrobocie i biedę z powodu UE, oraz jest bezbronna z powodu ukadów USA - Rosja.

Bez jaj. Mamy syf, bo hołota wybiera zdrajców i złodziejów.

Jeśłi w Wałbrzychu jest afera z facetem kupującym głosy, a po aferze i tak wygrywa, bo na niego głosują, to nie szukajmy winnych na innych kontynentach !!

Moze lepiej takim wypranym polaczkom zadajmy pytanie, gdy narzekają: a kto na niego głosował ? Zacznijmy ruszać szare komórki naszych rodaków. To jedyna szansa na wyjście z niewoli.

Ostatnio byłem w Świeradowie - jak tam narzekali, że u Czechów super, a tu nic, a burmistrz zawalił to i tamto. Powiedziałem tylko jedno zdanie, po kótrym zapadła cisza na sali: "sam się nie wybrał na burmistrza".

To było lepsze od tysiąca agitacji i tłumaczeń.

Vote up!
6
Vote down!
-2
#1422616

Jesteśmy w takim miejscu jakie nam zgotowało porozumienie Regan - Gorbaczow w Reykajviku. Widzisz bez przyzwolenia USA na kompromis by komunistom włos z głowy nie spadł, nie byłoby kłopotów z komunistami, nie istniałby Tusk, Komorowski, Palikot. Ludzie pokroju Michnika, Kuronia, Geremka, Wałęsy nie zrobiliby nam tego szamba, w którym się teraz taplamy. 

Nie jestem za dzieleniem Polaków na lepszych i gorszych. Ten kraj jest dla nas wszystkich. Ale nie dla PDT and company.

Polacy podzieleni są na rękę właśnie PDT i wszystkim  pozostałym zdrajcom, bo inaczej ich już nazwać nie można. To dzięki takiemu podziałowi wygrywają wybory, jak nie z pomocą ruskich serwerów to głosami podzielonych Polaków. Rzecz jest w tym, żebyśmy nie obrażali siebie wzajemnie ale się przekonywali wspólnie co do jednego, najważniejsza jest Polska.

Pozdrawiam

Polak2013  

Vote up!
0
Vote down!
-1

Polak nie pyta ilu jest wrogów, tylko gdzie oni są!

#1422648

Nie Regan i nie Gorbaczow idą w Polsce do urn i głosują. To my Polacy głosujemy a że większość ma kiełbie we łbie to mamy to co mamy. Pokazaliśmy,że możemy głosować normalnie.

Vote up!
0
Vote down!
0

lupo

#1422660

Regan nawet gdyby chcial glosowac to ......... musialby dostac przepustke od Pana Boga

Vote up!
0
Vote down!
0
#1422661

i jak sobie przypominasz Polacy zagłosowali na Solidarność. To było 1989 roku Polacy pokazali jedność, Solidarność wygrała wybory dla swoich przedstawicieli do Sejmu. Ale to nie dało Polakom upadku komunizmu. Powstał postkomunizm. Dzisiejsza apatia społeczeństwa, dzisiejszy podział ma początek po 4 czerwca, a na to społeczeństwo wrzucające kartki do urn wyborczych nie miało już wpływu.

Pozdrawiam

Polak2013

Vote up!
0
Vote down!
0

Polak nie pyta ilu jest wrogów, tylko gdzie oni są!

#1422675

USA szczują nami Rosję. W jakim celu, nie wiem, ale dlaczego akurat nami to wiem. Bo mamy takich a nie innych przywódców. Są zadaniowani albo z Rosji, albo z Niemiec albo z USA. I jak wiatr powieje tak oni robią. Słaba militarnie i gospodarczo dzisiaj Polska miesza się w nie swoje sprawy. 

Co do Putina. Wiesz, trochę inaczej patrzę na jego patriotyzm. Trudno mi wyobrazić sobie przywódcę narodu, który dla alibi ataku na inne państwo wysadza domy, zabijając ludzi. A rządy PDT, Komorowskiego nie mają nic wspólnego z dbaniem o interes Polski i Polaków. Trudno ich w ogóle do kogokolwiek porównywać. Oni zrujnowali kraj i zgotowali Polakom straszny los.

Dziekuję za komentarz i pozdrawiam

Polak2013 

Vote up!
2
Vote down!
0

Polak nie pyta ilu jest wrogów, tylko gdzie oni są!

#1422641

Różnice w interpretacji zagrożeń europejskiego bezpieczeństwa nie wynikają jednak tylko z historycznych doświadczeń – także z odmiennych i nieprzystawalnych sfer oczywistości politycznej. Dla Portugalczyków, Hiszpanów czy Włochów sprawa Ukrainy to temat równie abstrakcyjny, jak dla nas problem uchodźców z Afryki. A przecież ta druga kwestia jest rzeczywistym, codziennym problemem Unii Europejskiej. W ubiegłym tygodniu głośnym echem odbił się artykuł z „The Guardian”, którego autor, z pochodzenia Bośniak, przekonywał o podobieństwach między skorumpowanymi oligarchami z Moskwy i przekupnymi europarlamentarzystami. Choć trudno jest zgodzić się z tą uproszczoną diagnozą, należy stwierdzić, że obecna sytuacja na Ukrainie wymaga sformułowania polskiej polityki wschodniej na nowo. Lecz aby to zrobić, należy najpierw krytycznie ocenić, ile tak naprawdę była warta polityka dotychczasowa.

„Moralne zwycięstwo” PiS
„Czy naprawdę wierzyliście, że taki ruski człowiek jak Janukowycz utrzyma proeuropejski kurs? Moje ugrupowanie od początku miało rację” – przekonywał niedawno jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości. Zaś na okładce tygodnika „W sieci” umieszczono ogromny tytuł: „Po co debatować z Tuskiem, skoro Kaczyńscy zawsze mieli rację”.

Kłopot jednak w tym, że dobre intencje, a nawet dobra diagnoza, nie muszą przekładać się na efektywność polityki. Prawo i Sprawiedliwość przed siedmioma laty przegrało wybory nie dlatego, że niewłaściwie rozpoznało polską rzeczywistość. Wiele diagnoz Kaczyńskich było zapewne uzasadnionych i przekonujących dla dużej części społeczeństwa. Ugrupowanie to zostało przez wyborców odrzucone (kolejno w wyborach parlamentarnych, europejskich, samorządowych), ponieważ wizję tę realizowało w sposób nieudolny, prowadząc do konfliktów i podważania zaufania społecznego, a nie budując lepszą Polskę. To samo tyczy się, niestety, polityki wschodniej lansowanej przez nadwiślańską prawicę.

Trudno wskazać na jakikolwiek wymierny sukces polityki PiS wobec Rosji. Rządy tego ugrupowania i prezydentura Lecha Kaczyńskiego przypadają na czas po zwycięstwie Pomarańczowej Rewolucji. W okresie tym na Ukrainie dominowały proeuropejskie nastroje i nietrudno było budować kapitał polityczny na tej euforii. Dziedzictwo pierwszego Majdanu zostało jednak zaprzepaszczone – głównie przez samych Ukraińców, ale także przez europejskich, w tym polskich polityków, którzy nie potrafili wesprzeć procesów rozpoczętych w 2004 r.

„Moje ugrupowanie od początku miało rację” – przekonuje poseł PiS. Kłopot w tym, że trafna diagnoza nie musi przekładać się na efektywność polityki.

Cztery lata później Rosja najechała Gruzję przy biernej postawie większości zachodniego świata. Lech Kaczyński pojechał wówczas do Tbilisi, by w emocjonalnym i symbolicznym geście wesprzeć – jak się wkrótce okazało – przegraną sprawę. Przegraną podwójnie – klęską zakończyła się wojna, a Michaił Saakaszwili ostatecznie skompromitował się jako prezydent.

Nie można rozpatrywać polityki wschodniej PiS bez uwzględnienia reakcji na katastrofę smoleńską. Upadek tupolewa miał szansę stać się pretekstem do głębokiej dyskusji na temat stanu polskiego państwa i relacji ze wschodnim sąsiadem. Zamiast tego, podsycając histerię zamachu, Antonii Macierewicz i inny politycy Prawa i Sprawiedliwości włożyli w ręce Putina potężne narzędzie do wznoszenia kolejnych murów w obrębie polskiego społeczeństwa. Zmęczenie tematyką smoleńską pogrzebało ostatecznie możliwość wyciągnięcia zasadniczych dla państwa wniosków z katastrofy prezydenckiego samolotu…

„Przebudzenie” Platformy
Jednak i bilans polityki wschodniej za rządów Platformy Obywatelskiej wydaje się mizerny. Także tej ekipie nie udało się wypracować przyjacielskich i bezkonfliktowych stosunków nawet z tymi wschodnimi sąsiadami, z którymi teoretycznie jest nam najbardziej po drodze. Choć dzielimy członkostwo w UE i NATO z Litwą, na dobrosąsiedztwie wciąż ciążą historyczne i narodowościowe animozje. Podobnie rzecz się miała z relacjami z Ukrainą, której sprawa przez lata była zarzucona.

Nie jest prawdą, że – jak sugerują dziś niektórzy komentatorzy – Donald Tusk, Bronisław Komorowski czy Radosław Sikorski dopiero w obliczu kryzysu na Krymie zorientowali się, jaka jest natura rządów Putina. Raczej grali tak, jak – zgodnie z ich przypuszczeniami – pozwalała im sytuacja. Zwracali uwagę raczej na wybrane decyzje Putina, które wydawały się bardziej proeuropejskie. W naiwności łączyli się z większością polityków zachodnich, wypatrujących na siłę oznak demokratyzacji Rosji. Było to zresztą zgodne z ogólnym nastawieniem globalnej Północy, która, zajęta konfliktem na Bliskim Wschodzie, a potem Arabską Wiosną i jej konsekwencjami, przymykała oko na działania Putina. Okazjonalnie tylko zwracano czasem uwagę na sprawę Chodorkowskiego czy Pussy Riot.

W postępowaniu PO wobec Rosji widać było, przynajmniej do tej pory, konformizm, efekt zachłyśnięcia się przynależnością do zachodniego „salonu”, na którą tak długo czekaliśmy.

Widać w tym pewien konformizm ekipy obecnie rządzącej Polską, efekt zachłyśnięcia się przynależnością do zachodniego „salonu”, na którą tak długo czekaliśmy. Jednocześnie Putin budował swoją Unię Euroazjatycką, na tyle zręcznie, by UE i USA uważały jego działania za wciąż akceptowalne. Kryzys ukraiński i okupacja Krymu przyspieszyły nagle historię. Putin wysoko zalicytował i zmusił wszystkich zachodnich graczy do pokazania kart. Jeśli jednak przegra, to tak jak w pokerze, sam nie będzie musiał ujawniać tego, co miał na ręku i nigdy nie dowiemy się, ile w jego grze było blefu.

Demokratyczna Rosja, europejska Ukraina
Przez ostatnie ćwierćwiecze Jerzy Mieroszewski i jego koncepcja unii Ukrainy, Litwy i Białorusi (ULB) stawały się refrenem każdej kolejnej strategii polityki wschodniej. Cóż z tego, skoro politycy zdają się nie pojmować, że publicysta ten postrzegał Polskę i ULB jako pomost do Rosji, a nie przedmurze Europy? Imperialny paradygmat jagielloński, do którego kontynuowania nawoływał Lech Kaczyński w Tbilisi w 2008 r., oznacza w istocie to samo.

I tu dochodzimy do sedna: możemy szukać oparcia w NATO i UE, ale, niezależnie od naszej siły, w ten sposób problemu Rosji nie rozwiążemy – będziemy go tylko odsuwać. Budowanie porozumień nawet z najbardziej wiarygodnymi sprzymierzeńcami na zachód od naszych granic i zbrojenie się przeciw Rosji imperialnej, to tylko eskalacja „równowagi strachu”. Choć dziś trudno to nam sobie wyobrazić, autentycznym gwarantem bezpieczeństwa Polski jest tylko demokratyczna Rosja. I – jeśli to tylko możliwe – europejska Ukraina.

Możemy szukać oparcia w NATO i UE, ale w ten sposób problemu Rosji nie rozwiążemy. Autentycznym gwarantem bezpieczeństwa Polski są tylko demokratyczna Rosja i europejska Ukraina.

To oczywiście cel dalekosiężny, tylko w małym ułamku leżący w naszej gestii. Przypominanie o nim stać się jednak powinno elementem expose każdego nowowybranego polskiego premiera. Jeśli pokłosiem dzisiejszej ocierającej się miejscami o histerię dyskusji na temat konfliktu krymskiego będzie uznanie Rosji za odwiecznego i naturalnego wroga – Polska przegra batalię o swoją geopolityczną przyszłość. Nikt w Europie nie będzie chciał rozmawiać z rusofobicznymi paranoikami, nawet jeśli łamanie prawa międzynarodowego i agresywny rewizjonizm rosyjski widać dziś jak na dłoni. Totalizujące teorie polityki międzynarodowej nie mogą stanowić podstawy naszej przyszłej polityki wschodniej. A niestety nadal w tym duchu kształcimy dyplomatyczne i analityczne elity.

Temu manichejskiemu i w gruncie rzeczy zaciemniającemu świat podejściu powinniśmy przeciwstawić osadzoną na liberalnych fundamentach praw człowieka wizję polityki nowodemokratycznej – jak nazywał ją czeski dysydent Jaroslav Sabata. Poważne traktowanie praw człowieka i prawa międzynarodowego pozwoli nam uniknąć problemu, który wyraźnie trawi zachodnią lewicę – gotową wybaczyć Putinowi aneksję Krymu, tak jak „car Rosji” wybaczył NATO inwazję na Irak.

Zmierzch geopolityki
Ukraina stała się teatrem historycznych zmian nie dlatego, że – jak chciał Zbigniew Brzeziński – jest „geopolitycznym sworzniem”, ale dlatego, że jest pograniczem między obszarem demokracji liberalnej i antyliberalnego autorytaryzmu. Większość starć tej dziwnej wojny, w której nie padł dotąd strzał, odbywa się na platformie dyskursu i propagandy. Putin nie dąży do przyłączenia Krymu i Sewastopola ze względu na ich strategiczne znaczenie. Putin chce Sewastopola bo to „gordost ruskich moriakow”, symbol, ikona mocarstwowości. Dziś na Krymie rozpętała się wojna ideologii polityki: wizji demokratycznej i europejskiej, wizji wielkoruskiej, wizji Ukrainy narodowej, wizji Ukrainy posowieckiej itd.

Skostniałemu myśleniu geopolitycznemu przeciwstawiamy więc model oparty na zrozumieniu znaczenia niegasnącej atrakcyjności „Europy” i fundamentalnej przewagi liberalnej demokracji nad autorytaryzmem. Aby do takiej „równej walki” doszło, potrzebne jest zwycięstwo w wojnie informacyjnej i utrzymanie dostępu Rosjan, Ukraińców, Białorusinów do wiedzy i interpretacji, które podważają groźną, szowinistyczną doktrynę Kremla.

Skostniałemu myśleniu geopolitycznemu przeciwstawiamy model oparty na zrozumieniu znaczenia niegasnącej atrakcyjności Europy i fundamentalnej przewagi liberalnej demokracji nad autorytaryzmem.

Nasza europejska dyplomacja na rzecz krajów wschodnich musi wyzbyć się rusofobii (bez złudzeń jednak wobec imperialnego reżimu Putina) i geopolitycznej mitologii. Oprócz działań w domenie politycznej, takich jak starania o zmianę sztywnej i zbytnio zbiurokratyzowanej polityki Brukseli wobec państw na wschodzie, warto wspierać postawy i inicjatywy obywatelskie na szczeblu mikro i mezo.

Szeroko zakrojony program wymian uczniowskich i studenckich byłby pierwszym krokiem do budowania wiedzy o Zachodzie i podstaw do podejmowania w przyszłości decyzji opartych na tej wiedzy, dla Ukraińców, Białorusinów, może także Rosjan. Nie warto jednak robić tego bez jednoczesnego finansowania jak największej liczby projektów, odbywających się u naszych wschodnich sąsiadów, tak by również Polacy mieli możliwość poznawania swoich sąsiadów. Tylko wtedy może się udać budowanie bardziej długotrwałych związków, wzajemnej wymiany idei, ukształtowanie bardziej międzynarodowych elit. Ale bez pouczania – sukces tej polityki będzie zależał od naszej własnej wrażliwości i gotowości do słuchania.

Vote up!
3
Vote down!
0
#1422626

Najnowszą odsłoną tego trwającego od czterech lat przedstawienia jest pojedynek między „smoleńskimi dziećmi” na prawicy, a „salonowymi(resortowymi) dziećmi” poza nią. Owe stosowane przez konkurencyjne czasopisma nazwy trafnie oddają element infantylizmu obecny w tych potyczkach. Element, który trzeba ujmować jednak o tyle delikatnie, że dotyczy sprawy bardzo poważnej, dotykającej politycznych dążeń i emocji tak głęboko zakorzenionych w aktorach życia publicznego, jak tylko jest to możliwe. Pojedynek ten dotyczy odmiennych wizji państwa i jego politycznej przyszłości, chociaż mało kto mówi w tym wypadku o państwie.

Badanie okoliczności katastrofy smoleńskiej byłoby odbierane poważniej, gdyby zespół Antoniego Macierewicza, ale i prawicowi dziennikarze, skoncentrowali się na badaniu nieprawidłowości proceduralnych oraz niedoskonałości instytucji państwa. Skuteczne sprzyjanie ich naprawie służyłoby też lepiej państwu.

Z drugiej strony, nie można lekceważyć emocji i przekonań osób, do których przemawia hipoteza zamachu, a także tych, którzy ją jedynie dopuszczają. Ci pierwsi, liczna dziś grupa zwolenników teorii zamachu, doznali potężnej straty. Oto ich reprezentant polityczny, a zarazem człowiek, w którym pokładali moralną wiarę, zginął w niejasnych okolicznościach we wrogiej Rosji. Stało się to za rządów jego politycznych przeciwników, a w dodatku w sytuacji widocznej (zaplanowanej?) niewydolności części instytucji zajmujących się sprawą. Ich wrogość wobec oficjalnej wersji zdarzeń jest łatwo zrozumiała i – choć zbyt jednostronna – możliwa do uzasadnienia.

Ci ostatni – żądający „wyjaśnienia sprawy”, ale nie przesądzający kwestii zamachu – swoją postawą zdają się podkreślać, że w wyniku katastrofy ucierpiała powaga państwa, której nigdy potem nie odbudowano. Winy związane ze Smoleńskiem nie zostały ich zdaniem zadośćuczynione. Samodzielne badanie wszelkich możliwych przyczyn katastrofy ma więc pokazywać, że tak doniosła sprawa wymaga wszechstronnej uwagi, podczas gdy rząd poświęca katastrofie tej uwagi niewiele.

Obie te postawy okazują się przeciwskuteczne. Problem pierwszej z nich polega na tym, że owo silne wzburzenie przekuwane jest na język mesjanizmu i moralnego absolutyzmu, a nie na język budowania politycznej wspólnoty. Polityczna skuteczność i polityczny postęp są w tej perspektywie kwestią drugorzędną, którą należy złożyć na ołtarzu Prawdy. Prowadzi to ostatecznie do budowania coraz bardziej fantastycznych teorii nie tylko nie pozwalających na naprawę instytucji państwowych, ale ośmieszających samo badanie okoliczności katastrofy.

Problem drugiej postawy polega na naiwnej wierze, że kwestię badania faktów dotyczących katastrofy można rozdzielić od kwestii bieżących ocen politycznych. Tym samym reprezentanci postawy drugiej – chcąc czy nie chcąc – wspierają działania Antoniego Macierewicza, co ma dokładnie takie same skutki jak w wypadku postawy pierwszej.

Lewica i centrum najbardziej w tym kontekście obawiają się bowiem właśnie owego niekontrolowanego, nie wiadomo dokąd zmierzającego, ocierającego się wręcz o religijny kult zmarłego prezydenta, smoleńskiego radykalizmu. Projekt politycznej naprawy państwa mógłby zaś skuteczniej szukać szerokiego wsparcia. Potencjalne profity polityczne są więc marnowane, a warta aprobaty wola dbałości o jakość państwa i szacunek dla jego instytucji rozmywa się w rynsztoku codziennych partyjnych połajanek.

Do powtarzanej często tezy o tym, że nasza polityka zostanie uzdrowiona, gdy odejdzie z niej pokolenie Solidarności dojść może kolejna – że nie będzie ona w pełni zdrowa, gdy w polityce wciąż będą aktywni ludzie, którzy przeżyli tragiczny 10 kwietnia 2010 r.

Zdaje się z tego płynąć jeden wniosek. Badanie okoliczności katastrofy smoleńskiej byłoby odbierane poważniej – i służyło powadze sprawy, co jest przecież celem prawicy – gdyby zespół Antoniego Macierewicza, ale i prawicowi dziennikarze, skoncentrowali się przede wszystkim na badaniu nieprawidłowości proceduralnych oraz niedoskonałości instytucji państwa, a dopiero w dalszej kolejności rozważali niezbyt prawdopodobne hipotezy dotyczące samej katastrofy. W ten sposób sprawiliby Platformie znacznie więcej kłopotu niż firmując eksperymenty z puszkami i parówkami. Skuteczne sprzyjanie naprawie instytucji służyłoby też lepiej państwu.

Propozycja taka ma jednak dwie oczywiste wady, które sprawiają, że okazuje się w dużej mierze utopijna. W politycznej praktyce nawet i taka, skoncentrowana na państwie, postawa sprowadziłaby się prawdopodobnie do personalnych oskarżeń strony rządowej oraz obozu PiS. Moralnie zepsutego premiera oskarżono by o chęć zniszczenia prezydenta, a naiwny politycznie obóz prezydencki, trąbiący na moralny alarm z byle powodu, o sianie obciachu i niezdolność do podjęcia jakichkolwiek pożytecznych działań. Czyli wszystko i tak zmierzałoby do polityki robionej na grobach.

Ponadto, dziś nie da się już wrócić do punktu zero. Zbyt wiele się wydarzyło, by możliwa była w najbliższym czasie racjonalna dyskusja o naprawie państwa w kontekście lekcji, jaką dał nam Smoleńsk. Do powtarzanej często tezy o tym, że nasza polityka zostanie uzdrowiona, gdy odejdzie z niej pokolenie Solidarności dojść może kolejna – że nie będzie ona w pełni zdrowa, gdy w polityce wciąż będą aktywni ludzie, którzy przeżyli tragiczny 10 kwietnia 2010 r. A jednak taki wniosek byłby dalece niezadowalający.

Jest jeszcze inna opcja. Być może wszelkie rozsądne reformy powinny być postulowane w oderwaniu od tematu katastrofy smoleńskiej. Być może politycznie trzeba ten temat w ogóle zostawić, ograniczając zainteresowanie nim do standardowego kontrolowania działań prokuratury. Jest to pogląd konstruktywny politycznie, ale kastruje ową politykę z niezwykle istotnego, granicznego dla całego politycznego systemu doświadczenia. Na wiele więcej nie możemy chyba jednak liczyć.

Z sieci

Vote up!
2
Vote down!
0
#1422630

tak obszerne komentarze. 

W mojej notce zależało mi konkretnie na jednej rzeczy. Na pokazaniu, że administracja amerykańska nie traktuje nas jak równorzędnego partnera oraz że cały ten postkomunizm mamy dzięki ich polityce. Gdyby wtedy Regan, Bush byli bardziej konsekwentni nie byłoby Millera, Kwaśniewskiego i podejrzewam dzisiaj Komorowskiego i Tuska. 

Generałowie Jaruzelski i Kiszczak siedzieli by w więzieniu a Polacy mieliby normalny kraj, nie postkomunistyczny, naszpikowany agentami wszlekiego rodzaju służb. Nie byłoby konfliktu "resortowe dzieci" - "smoleńskie dzieci". Wogóle nie doszłoby do zamachu, Prezydenta chroniłyby jego służby, powstawałaby polska klasa średnia itd. 

To nie przeciętny Polak jest winien. Przeciętny Polak chce spokoju, pokoju, możliwości rozwoju, kształcenia się i pracy. Prezydent Wilson prowadził politykę równości i samostanowienia Polaków. Regan wygrał zimną wojnę z ZSRR. Ale ceną za kompromis z Gorbaczowem jest Polska i kraje postkomunistyczne. 

 

Pozdrawiam serdecznie 

Polak2013

Vote up!
1
Vote down!
-1

Polak nie pyta ilu jest wrogów, tylko gdzie oni są!

#1422647

Amerykanie prowadzą "pragmatyczną" politykę gdzie sprawdzone rozwiązania mają przewagę. Historia oceni to zapewne nisko. Obdarzanie zaufaniem nieodpowiednich ludzi jest stałym błędem polityki amerykańskiej , podobnie jak daleka od rzeczywistości ocena planów przeciwnika - najjaskrawszym przykładem była Azja Południowo-Wschodnia gdzie poza Koreą same spektakularne porażk amerykanie ponieśli.

 Jednak w przypadku Polski to kogo mieliby wspierać? Młodzianków o rozumku autora tego wpisu? Naród tępy i ospały a ruskim batom posłuszny? 

W stanie wojennym "solidarność" otrzymała wsparcie od Reagana. Po roku 1988 nawet tu, na miejscu nie było nikogo kto potrafiłby przewidzieć bieg wydarzeń albo chociażby zorientowac się w rozkładzie społecznych sympatii , powiązaniach poszczególnych sił politycznych. Do kogo więc pretensje? Do narodu i jego elit , które nie potrafiły się zorganizować. A propos Wałęsy to przecież udział w  stworzeniu tego golema ma też pan Wyszkowski, przecież prawdę o tym kim jest Wałęsa ujawnił zbyt późno. Przecież ,to nie Amerykanie wynieśli Wałesę na symbol ruchu. I do dzisiaj w Polsce nikt Wałesie tej roli nie odebrał. 

Nadal jest honorowany, zapraszany na oficjalne polskie uroczystości.

Wpływy lewicy w USA to osobny temat. Uniwersytety, media , politycy. Dziwna mieszanka od świrów, postępowców i liberałów po byłych ruskich agentów. Konsekwencja wolności słowa sa wykłady Milllera - ale czy to wina amerykańskiej lewicy ,że podobni osobnicy nie dożywają swoich dni w polskich więzieniach? Chyba autor nie oczekuje od amerykanskiej społeczności że potępi łajdaka złodzieja i zdrajcę skoro w Polsce nikt mu takich zarzutów nie postawił?

 "Kaczyńscy nigdy nie dojdą do władzy" _ z takiego cytatu nie wynika czy to konstatacja czy życzenie. Jeśli to pierwsze to dośc zrozumiałe - z amerykańskiego punktu widzenia niesposób dojśc do władzy nie mając finansowania i wpływów w mediach. 

Nie rozumiem intencji i toku myślenia autora. Wczoraj Jarosław Kaczyński mówił że polityka jest brutalna i pomoc otrzymują ci co coś soba reprezentują :moralnie i materialnie. Pod adresem autora notki dodałbym jeszcze od siebie : i intelektualnie. 

 

 

 

Vote up!
1
Vote down!
-2
#1422635

1. Pragmatyczna polityka USA. W 1999 roku w Nowym Yorku odbyło się spotkanie polonii z gen.Edwardem Rownym. Edward Rowny urodził się w polskiej rodzinie w Baltimore w 1917 roku. W latach 80-tych był negocjatorem z ramienia rządu USA w rozmowach na temat ograniczenia zbrojeń pomiędzy NATO a Układem Warszawskim. I z sali padło pytanie: czy to prawda, że na spotkaniu w Reykjaviku w październiku 1986 roku Gorbaczow zgodził się na tzw.pierestrojkę, w zamian za to komunistom miał nie spaść włos z głowy. Czyli zażądał bezkarności komunistów za popełnione zbrodnie. Generał odpowiedział twierdząco. Cały szwindel okrągłostołowy był więc przygoptowywany od dawna. Więc nie pisz mi o tym komu mieli Amerykanie ufać, a jakichś młodzieniaszkach bo to bzdury.

2. Prawda o Wałęsie. Wałęsę stworzyła WSI. Uważasz, że Pan Wyszkowski jest winnym bo nie ujawnił prawdy o "Bolku"? A myślisz, że on ją wtedy znał? Jaki wpływ miał Pan Wyszkowski na Magdalenkę? Żaden. A to tam właśnie pod hasłem "zerwania z Jałtą" urządzono nam małą Jałtę. 

3. Wykłady Millera w USA. To nie jest tak jak piszesz, że to lewica amerykańska go zaprasza. USA ogłosiła komunizm, podobnie jak faszyzm za ideologie zbrodnicze. Miller to czysty 100% komunista, czyż nie? Więc jak to jest z niesieniem tego "kagańca wolności". Członek zbrodniczej organizacji wygłasza prelekcje dla wolnych Amerykanów? A co on im takiego może przekazać? Jak się robi naród w "konia" przy współudziale Administracji USA? A kto miał Millera osądzić w Polsce , jak komunistom nie mógł spaść włos z głowy. 

4. Co do słów ambasadora USA o braciach Kaczyńskich. Dlaczego je wypowiedział  to już się musisz o to zapytać ambasadora USA, on na pewno wie.

5. Nie rozumiesz moich intencji i toku myślenia. Wyjaśnię Ci to. Polska ma prawo oczekiwać, że USA zacznie prowadzić politykę rzetelną, wzorzec to polityka prezydenta Wilsona, wspierająca prawo mniejszych narodów do samostanowienia. Polska jest widziana przez okulary lobby proizraelskiego, a ono wiąże swe strategiczne cele z Rosją. To nie jest polityka dobra dla Polski. Dialog amerykańsko - polski nie powinien się toczyć Ani via Kreml ani via Jerozolima, ani via postkomuniści, ale jak wolnych Polaków z wolnymi Amerykanami.

I na koniec mała dygresja. Twoje przytyki personalne w stosunku do mnie wiele mówią o Twojej inteligencji. Można się z kimś nie zgadzać, ale na potwierdzenie swoich słów i prawd nie staraj się kogoś z kim polemizujesz dyskredytować, bo sam się dyskredytujesz. Ja uznaję Twoje prawo do odmiennego zdania. Ale pamiętaj, także umiem jak to się powtórzy baczniej się przyjrzeć Twojemu intelektowi, a po co?

Polak2013 

Vote up!
2
Vote down!
0

Polak nie pyta ilu jest wrogów, tylko gdzie oni są!

#1422646

Dyskusja o tym, jak traktować polsko-rosyjskie stosunki kulturalne wobec sytuacji na Ukrainie, oraz o dających się słyszeć raz po raz groźnych pomrukach wschodniego mocarstwa potrwa jeszcze bardzo długo. Przynajmniej do chwili, gdy polski rząd zdecyduje, co dalej z flagowymi, planowanymi na przyszły rok projektami – Rokiem Polskim w Rosji i Rokiem Rosji w Polsce.
W tej chwili głosy rozkładają się mniej więcej po równo między zwolenników przedsięwzięcia i jego zagorzałych przeciwników. Pierwsi wskazują, że winą za zaborczą politykę Władimira Putina nie można obarczać rosyjskiego społeczeństwa, zabraniając mu kontaktu z dziełami naszej kultury, tym bardziej że wielu twórców znad Wisły ma w Moskwie i Petersburgu wyjątkowo mocną pozycję, ich prace (warto wymienić choćby przedstawienia Krystiana Lupy i Krzysztofa Warlikowskiego) niejednokrotnie wywierały wpływ na rodzące się w Rosji estetyki. Dodają także, iż za sytuację polityczną nie mogą odpowiadać artyści. Nie popierali Putina, dlatego nie można wzbraniać im szansy na zaistnienie w jego kraju, a rynek sztuki jest tam bardzo prężny. Dochodzi jeszcze argument najpotężniejszy, najbardziej pojemny, ale też najłatwiejszy do zakwestionowania. Mówi on, że polityka i sztuka to byty całkowicie odrębne. Pierwsza jest wypadkową pragmatycznej kalkulacji, druga obszarem wolności, do której każdy obywatel ma prawo.

Krystian Lupa powiedział wprost – nie da się myśleć o przedstawieniu, bez reszty skupić na pracy, kiedy za oknem dzieją się rzeczy nieodwracalne. Teatr – tak, ale nie za wszelką cenę.

Można próbować przyjąć te racje, a jednak w tej konkretnej sytuacji chyba się jednak nie da. Dlatego zaimponował mi niezwykle Krystian Lupa, gdy ogłosił kilka tygodni temu, że zrywa na czas nieokreślony współpracę z prominentnymi teatrami w Moskwie i Petersburgu, choć pracował tam już nie raz, w gronie oddanych przyjaciół, każde ze spotkań z nim traktujących jak rozmowę z mistrzem. Lupa powiedział wprost – nie da się myśleć o przedstawieniu, bez reszty skupić na pracy, kiedy za oknem dzieją się rzeczy może nieodwracalne. Teatr – tak, ale nie za wszelką cenę. Są rzeczy ważne i ważniejsze, czasami trzeba zapomnieć o własnym, najlepiej nawet pojmowanym dla ogółu interesie. Dlatego Lupa nie zrobi swoich nowych spektakli w Rosji, jego inscenizacje, wcześniej w Moskwie frenetycznie oklaskiwane, nie staną się częścią Roku Polskiego w Rosji, jeśli w ogóle się on odbędzie. Tyle. Bez wymyślnych usprawiedliwień. Każdy ma własny kodeks wartości.

W Rosji i po rosyjsku nie zagra też Daniel Olbrychski, chociaż akurat jemu nie przeszkadzała do niedawna retoryka Nikity Michałkowa, przejawiająca się w filmach wychwalających wielkorosyjskie aspiracje. Jego gest ma jednak niebagatelne drugorzedne znaczenie.

Jeśli do wielkiej prezentacji polskiej kultury w Rosji pod narodowymi sztandarami w przyszłym roku dojdzie, będzie to bunt koncesjonowany. Niezależnie od wszystkich osobistych kosztów, nie powinniśmy na to pozwolić.

Trudno osądzać artystów, dla których zbrojne posunięcia Putina nie są wystarczającym powodem do zmiany planów. Warto jednak przypomnieć, że teza o odrębności polityki i kultury po wielokroć już była obalana. Najbliższa koszula ciału, więc weźmy przykład z naszej historii. Kultura polska po Jałcie byłaby inna i mniej wartościowa, gdyby stanęła po stronie narzuconej społeczeństwu władzy. Nie da się zatem powiedzieć, że artyści znaczyliby tyle samo, gdyby zdecydowali się na akces do oficjalnego nurtu. W Rosji jest o tyle inaczej, że twórcy szukają dla siebie miejsca, a ceną bywają mniej lub bardziej znaczące gesty podległości wobec Kremla. Orzeknie ktoś, że idą za nimi często dzieła kontestujące dyktaturę, które w innym przypadku po prostu nie mogłyby powstać. Zgoda, jeżeli na to zasługują, nikt nie powinien odbierać im jakości. Tyle że w wymiarze światopoglądowym reprezentują one bunt koncesjonowany. Za ten drugi – w żaden sposób niekontrolowany – płaci się w Rosji znacznie wyższą cenę.

Podobnie będzie, jeśli w przyszłym roku dojdzie do wielkiej prezentacji polskiej kultury w Rosji pod narodowymi sztandarami. Niezależnie od wszelkich gestów kontestujących Putina znajdzie on dowód na to, że wcale nie jest izolowany, bo kraj, gdzie szkolono snajperów z Majdanu, przysyła do Rosji swoją sztukę. Niezależnie od wszystkich osobistych kosztów nie powinniśmy na to pozwolić.

Vote up!
2
Vote down!
0
#1422636