Wizyta w muzeum, część 4

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Piąta część muzeum przeznaczona była pod ekspozycję tematyczną. Aktualnie było Powstanie Warszawskie.
- No - zatarła ręce kuzynka z Warszawy. - To teraz pokażemy tym wszystkim zza Odry i zza Buga. Przecież Powstanie Warszawskie to jedna z najjaśniejszych kart polskiej historii! Tylu poległych, takie ideały! Coś pięknego!
Na specjalnych planszach umieszczono fotografie z Powstania i opisy w wielu językach. Pani przewodnik trochę czytając, trochę mówiąc z głowy przypomniała rys historyczny Powstania. Dziadek i kuzynka spojrzeli na dwie, wielkie puste plansze zatytułowane "osiągnięte cele militarne Powstania" i "osiągnięte cele polityczne Powstania". Następne dwie plansze były za to pełne. Były to "zabici w Powstaniu" i "straty materialne Powstania". I nie wiadomo jak długo trwałby ten nastrój przygnębienia i apatii gdyby nie niezawodny w wywoływaniu draki Łukaszek.
Stanął przed wielką fotografią czołgu z czarnym krzyżem forsującego barykadę i wydawał ustami odgłosy strzałów. Na chwilę przerwał, otarł rękawem odświętnego sweterka ślinę z buzi i zapytał:
- Dziadku, a kto tu się bije?
- Polacy - odpowiedział dziadek pokazując palcem drobne figurki dzieci biegnących z pistoletami w garści na czołg.
- A z kim się bili?
- Z Niemcami.
- No wie pan! Tak okłamywać dziecko! - oburzyła się pani przewodnik. - To nie byli Niemcy, to byli naziści!
- A skąd są naziści? - drążył Łukaszek. Wycieczka zamarła, awantura wisiała w powietrzu.
- Z Niemiec - rzekł z satysfakcją dziadek. Paru niemieckojęzycznych turystów się oburzyło.
- Das ist eine kłamstfo! Fuehr... Ten wstrętny Hitler był ein Austriak!
- Panowie darują, ale Trzecia Rzesza była krajem niemieckim... - przypomniał wszystkim dziadek Łukaszka. Niemieckojęzyczni turyści przycichli, ale któryś jeszcze szurał, że może kiedyś w Niemczech mogło być paru nazistów (generalnie to byli to porządni ludzie omamieni przez tego wstrętnego Hitlera), ale teraz na pewno ich nie ma.
- A kto ma większość w Brandenburgii w parlamencie? - strzeliła celnie kuzynka z Warszawy.
Zapadła cisza, którą przerwał Łukaszek, nadal pilnie studiujący zdjęcie.
- A gdzie są nasze czołgi?
- Nie mieliśmy czołgów - wyjaśniła pani przewodnik. Łukaszek popatrzył na nią jak na idiotkę.
- Jak to? Oni mieli czołgi a my nie? To może mieliśmy te, no... - zamyślił się. - Pencertence.
- Jemu chodzi o pancerfausty - objaśnił dziadek Łukaszka.
- Sporadycznie - rzekła pani przewodnik. - W przeważającej mierze powstańcy dysponowali bronią ręczną zdobywaną na wrogu.
- Jak to na wrogu? - zdumiał się Łukaszek. - To zanim zdobyli broń to jak walczyli?
 - No... e... - pani przewodnik nie potrafiła udzielić ośmiolatkowi odpowiedzi, która wydawała się raczej oczywista. - No coś tam mieli schowane, ale było tego mało i nie starczało dla każdego...
- Ale za to... - odezwała się zduszonym głosem kuzynka z Warszawy, która miała łzy w oczach. Właśnie wróciła z głębi sali gdzie czytała rozwieszone na planszach wypowiedzi dowódców AK i władz londyńskich o nietrafności momentu wybuchu Powstanie i że w ogóle nie był najlepszy pomysł. - Ale za to mieliśmy więcej gazetek od Niemców!
- Was ist das: gazetki? Eine Waffe? - zainteresowała się niemieckojęzyczna część wycieczki. Kiedy pani przewodnik wyjaśniła, że chodzi o powstańczą prasę, wycieczkowicze zaczęli pękać ze śmiechu.
- Gazetkenwaffe! Wunderbar!
A któryś dowcipniejszy rymował:
- Zehn Polen mit zwei Pistolen!
- Jak możecie się śmiać! Barbarzyńcy! - huknęła kuzynka. - Tam ludzie poginęli! Młodzież, dzieci, cywile! Kwiat narodu!
- A czy nasi wygrali? Nasi wygrali? - dopytywał się Łukaszek.
- Nasi to szli z Berlingiem i Armią Czerwoną i byli jeszcze daleko - ośmielił się odezwać pierwszy polski kombatant.
- Ha! Dwa kłamstwa w jednym zdaniu, to tylko komusze pomioty Jeżowa i Berii tak potrafią! - oburzył się drugi polski kombatant. - Po pierwsze to nie "nasi", bo nasi byli w Warszawie lub pod Monte Cassino, po drugie, nie szli tylko stali po drugiej stronie Wisły i biernie się przyglądali!
- Powtórz to, londyński piesku! - i obaj kombatanci zaczęli się okładać kulami aż trzaskało.
- Proszę przejść do dalszej części ekspozycji - zachęcała pani przewodnik.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

W sumie to smutno mi się zrobiło. Kto wie, za 30 lat może się okazać, że ta "wycieczka w muzeum" staje się coraz bliższa rzeczywistości.
Pozdrawiam autora.

Vote up!
1
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#1034

zrobiło się jakoś tak smutno... Chciałem tylko pokazać, że coś takiego jest możliwe.
No nic, piątym odcinkiem zamknę "Wizytę w muzeum".

Vote up!
1
Vote down!
0
#1054