jan patmo - blog

Wsiadam na Ochocie

do wąskotorowej kolejki

do szczęśliwych ogrodów

w leśnym rozwidleniu 

Podkowy Zachodniej

już nie zdążę przesiąść

do zachodu słońca 

w Milanówku  

jak moskiewskim żądaniom

dotrzymać równego kroku?

by upewnić bezpieczeństwo

najjaśniejszej Rzeczpospolitej

stanowczo domagać

powrotu do stanu

z 1610 roku

na wietrze i mrozie

zbierają dzieciątka

złote melony

z czerwonym tyłkiem

wrzeszczy pawian

ograbiony

apokaliptyczna wizja

Bolka elektryka

od zwarcia w kablach

świat znika

kochanki Ławrowa

uświęcone wyczyny

w nagrodę order

świętej Eufrozyny

z dziadka pradziadka

w krwi nawyki

munduru pruskiego

poleruje guziki

święta krowa

na głowę jej narobiła

z sensem życia

do Polski wróciła

za stodołą Pawlaka

pali potrzeba

jamalskiego gazu

chłopu trzeba

biała kasza

wygłodniała zima

jadła doprasza

z nieba manna

biała kasza

nie widać świata!

wiatrem podszyty

zimowy płaszcz

ceruje śnieżna łata

nie widać świata!

z gomułkowego gęgania

sklecona budka

piętrzą w niej zwały

antypolskich odchodów

łysego ludka

dziadkową gorzałkę

w mordę bić

bez ośmiorniczek

daj wódko żyć!

bezprizorna Moskowia

gra w cymbergaja

Sikorski kopie Ławrowa

w kukułcze jaja

bez ciebie PSL

kos ze sztab złota

nie da rady kuć

Balcerowicz wróć!

nie wiedzą Polacy co dobre

koszernymi szczynami 

ze złotego ich poić nocnika

żydowskim hochsztaplerom

oddać mają swoje mienie

na pierwsze wezwanie

rządowego pełnomocnika!

końska szczęka

żarłocznością przewyższa

apetyt kamaza

a PiS chce wprowadzić

kartki na owies

dla Pegaza

szermierze wolności

fechtują bez litości

a cenzor bez twarzy

banuje foliarzy

gniewem zaciśnięte pięści

spiżowe dźwięki racji

już w pisowskiej Polsce

nie ma demokracji!

Stropem Twej efeskiej świątyni

błękit bezchmurnego nieba

przed jej spustoszonym ołtarzem

Ciebie Bogarodzico Dziewico

strudzony pielgrzym

spieczonymi ustami

chwalebnie opiewa 

blaskiem złota

mamią frajerów ledy

w świecidełkach

premier polskiej biedy

zmarznięta mgiełka

czoło chmurne nieba

lodowym kremem gładzi

otula leśną górę

szalem szadzi

Ciągnę jak z cygańskim taborem

przez pół zamroczonego miasta

obładowany świątecznymi fantami

ściągającymi ciężkie spojrzenia

W przepastnych bagażowych lukach

uwalniam od balastu podejrzeń

Jadąc zapadam w głębokie drzemki

przeskakuję niskie biegi czasu

nagłe hamowanie szarpie bez celu

Na panoramicznych szybach

trwa festiwal darmowych projekcji

mijanych jarmarcznych widowisk

...

jak będzie wyglądać

zatrzymanie Giertycha?

koń wierzga i prycha

kopyta wyciąga i zdycha!

Pod czerwonymi sztandarami

pod swastykami parady

Tarzające w świńskim gnoju

antypolskie gady

Nie będą zapomniane

ich ohydne zdrady!

jąkała ślepaka

ślepą miłością kocha

ze wzajemnością

w kotle piekielnym

ślepak za jąkałą

szlocha

dziesięć procent

od zasądzonej sumy

mieści się w walizce

a nie w kopercie

tyle trzeba było dać

pod stołem

Lapuercie

z puchem skrzydeł

się zlecieli

bieli tyć strzepnęli

bieli anieli

świąteczny soc

szkli się w warszafce

świąteczny soc

w lustrach lodowisk

stalinowski kloc

bez wyjątków

każdemu lewakowi

lać ściekowy wrzątek

każdemu w gardło

wykluczony wyjątek

pożegnanie Merkel

popuszczają w spodnie

uroczysty capstrzyk

nieodłączne pochodnie

putinowski ryj

wypięty zad świni

kacapski troll

w skąpym bikini

z trupią czaszką

głowę chowa w chmurze

merdialny ludź

w czarnym mundurze