Honores mutant mores, sed raro in meliores

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

            Znamy doskonale pierwszą część tego porzekadła, do przecinka, przypominającą nam, że zaszczyty zmieniają obyczaje, ale nigdy nie spotkałem jego dalszego ciągu, a brzmi on:  lecz rzadko na lepsze. Prawda zawarta w tym powiedzeniu jest banalna, ale tak to się, niestety, dzieje, że do banału się przyzwyczajamy i go po prostu nie zauważamy. Ale, co tu dużo mówić, on często w jedynie trafny sposób charakteryzuje człowieka. Banałem stało się słowo autorytet odniesione do konkretnego człowieka. A przecież ma ono potężną siłę nośną. Uznanie jego zobowiązuje. Owszem, gdyby fundamentem tego autorytetu była prawda. Do rzędu takich autorytetów nie może się wcisnąć żaden kuglarz, samochwał, albo ktoś potrzebny jako atrapa, a mający takich sponsorów, którzy zdolni są zrobić z muchy orła. Ponieważ nie znam się zupełnie na wokalistach różnych odmian i tego, co dziś nazywa się muzyką, sprowokowałem kiedyś w USA w rozmowie z czcicielem jakiejś idolki, rzekomo niepowtarzalnego talentu, jego bardzo fachowy wykład na temat: co jest potrzebne, żeby kogoś wylansować? Muszę przyznać, ze mój rozmówca nie szedł na łatwiznę i nie powtarzał fraz kolorowych tygodników. Kiedy ośmieliłem się zakwestionować poziom występów jego ulubienicy, zasypał mnie gradem informacji na temat jej kariery i stwierdził, że w jej przypadku ani łóżko, ani busines, ani nic innego, ale po prostu traf, że ją zauważył jakiś kompetentny menedżer zespołu beatowego wyniosły ją na estradę. Nie chcąc tak bez walki skapitulować, przytoczyłem jeszcze dwie, trzy artystki,  moim zdaniem, bez talentu.   Zgodził się bez zastrzeżeń. Ale dodał, że w businesie rozrywkowym decyduje często sponsor mający wobec „wschodzącej gwiazdy” zobowiązania i worek kasy. Jeśli zechce głębiej do niego sięgnąć, to z małpy zrobi primabalerinę. To jego słowa. A jak? Po prostu na liście płac musi mieć także znanych żurnalistów. I oto cała tajemnica zarówno sponsoringu jak i dłuższej czy krótszej – na ogół takiej właśnie – kariery.

            Pouczające. A rzecz w tym, że w polityce dzieje się podobnie. Przypadkowi ludzie pną się ku górze, jednym się udaje innym nie, bo gdzieś się zawahali, komuś odmówili, nie weszli do jakiejś kliki. Odpadają raczej ci najlepsi, o ile miarą jest przyzwoitość i sumienie. Pozostaje w każdym układzie ledwie garstka takich, którym rzeczywiście chodzi o państwo, ogół narodu, którzy nie zapomnieli 10 przykazań. Niestety, tych zapominalskich coś w tych 27 latach Polski niepodległej (?) jest zdecydowanie za wiele.

            Ostatnio, pomijam wygłupy tzw. opozycji i, w moim przekonaniu, podlegające pod kodeks karny ze wyglądu na bezpieczeństwo państwa wyskoki przywódcy KODu. Już obrzydliwy wprost stał się serial magistracki z panią HGW w głównej roli i łatwe wypracowania dziennikarskie na temat honoru i podobnych zalet w świecie cywilizowanym. Powinni już wiedzieć, że one tej pani nie dotyczą. W końcu za co swoim zastępcom dawała gratyfikacje i nagrody?  Niech teraz się wypłacą. Choćby przyjmując pokornie rolę kozła ofiarnego.

            O wiele gorsza sprawa, to ostatnio odbyty Kongres  Sędziów. To było dopiero widowisko! Chyba pierwszy raz w Polsce sędziowie wystąpili jako korporacja polityczna, w dodatku wspierająca opozycję walczącą o utracone stołki. A o co walczą sędziowie? Czy o więcej niż 15 tysięcy emerytury? W końcu nie brakowało na sali rześkich emerytów. Z może o powiększenie apanaży wręcz książęcych, o amnezję, gdy chodzi o podłą rolę wielu z ich szeregów  w czasach PRL?  Ale przecież nie wszyscy sędziowie przystają do modelu tych, którzy się znaleźni tam na sali, bo wielu, może większość, to ludzie na właściwym miejscu. A tamci na kongresie przemieszali się z różnego rodzaju plewą, nie tylko politycznie i moralnie nic nie znaczącą, ale w dodatku miałką intelektualnie. Co robił tam n. p. pan Petru w pierwszym rzędzie, a przecież nie on sam z politycznych układów tam był.

            Jest jednak pytanie o wiele bardziej drażliwe. Co robił tam Adam Strzembosz, jak było widać  w serdecznej przyjaźni ze znanym pieczeniarzem, autorytetem zawsze tam, gdzie trzeba było namieszać i psuć to, co jeszcze jakoś się trzymało, dąć w czyjąś, tę właściwą trąbę. Adam Strzembosz. Pamiętam, kiedy w 1995 r. w USA tamtejszy działacz polonijny walczył o jego kandydaturę na prezydenta Rzeczypospolitej. Czynił to w najlepszej wierze, sam będąc bez skazy i jakiejkolwiek myśli o prywacie. Nie wiedziałem wtedy, co o  tym sądzić, ale jedno, zdaje się, powiedziałem: Strzembosz wyszedł z dobrego gniazda. Bo tak było. Ale co się stało teraz? Czy ktoś, a może on sam, na to pytanie zdoła odpowiedzieć?

            Tak więc wiemy już dzisiaj, że wielu ludzi na świeczniku zmieniło swe obyczaje na wielkopańskie, uznali swą nieomylność, ale niestety, nie poszło to ku lepszemu. Jest na to też inne przysłowie łacińskie: corruptio optimi pessima – bo też jeśli sól zwietrzeje, to co z nią począć? Pewna pani na owym kongresie wykrzykiwała: my jesteśmy solą ziemi. Tyle zapamiętała trawestując Ewangelię, a zapomniała, o tym co tam powiedziano o soli zwietrzałej. Taką solą z pewnością byli zabrani na sali obrad. Ktoś powiedział: leśne dziadki. Ale nie tylko oni. Byli i tacy, którym jeszcze dziś każda reforma może usunąć wygodny stołek spod… wiadomo czego. Jedno ta pani powiedziała,  nie mijając się z prawdą. To mianowicie, że zebrane towarzystwo stanowi kastę. Wiadomo co to znaczy: kasta, to grupa oddzielona od pospólstwa, żeby powiedzieć mniej delikatnie, a w istocie od reszty, od narodu. Jakież to głupie powiedzenie, i to z jakiej trybuny? Przecież  bez   tego pospólstwa, bez narodu,  ta kasta nie ma racji bytu. Nie ma więc gigantycznych, nieadekwatnych do tego co robi, dochodów. I tego nie wiedziała ta pani, ani jej słuchacze? Do bani z taką palestrą. Satis.

            Gdy chodzi o te honores mutantes mores, można by znacznie więcej powiedzieć. Napoczną temat stary, ale stale wracający: Niemcy, prezydent Gauck i „wypędzeni”. Czyżby i on się nawrócił na wiarę Eriki Steinach? A może doszedł do wniosku, że jeśli chce nadal mieć honores, to musi zmienić mores? Trochę makaronizmów nie zawadzi. Coś one w końcu ułatwiają zrozumieć. Temat Gauck i „wypędzeni” pozostawmy jednak na zaś?

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (10 głosów)

Komentarze

to moim zdaniem objaw poważniejszej choroby społeczeństwa. W demokracji istotna jest reprezentatywność co nie promuje jednostek najwybitniejszych czy najszlachetniejszych choć też nie eliminuje. Jeśli przeciętny obywatel nie ma własnej silnej sfery stabilizacji i tożsamości projekcja to bardziej emocje niż rozum. Lęki ,marzenia i agresja. I jeśli w dodatku nie ma tego filtra jaki tworzy zdrowa rozbudowana tkanka społeczna to mamy stan rzeczy taki jaki dziś widzimy. Politycy skupiają jak w soczewce najgorsze co emanuje z ich wyborców. 

Choroba ta jest na szczęście uleczalna.

 

Vote up!
2
Vote down!
0
#1520129