Europa – czas jej nawiedzenia

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

 

            Masakra w Paryżu, to tylko jedna z odsłon trwającej wojny. Kogo z kim? Najprościej jest powiedzieć, że walczą wyznawcy Mahometa z resztą świata, czyli z niewiernymi. Terroryści, rzekomo stający w obronie swej wiary, jako protest przeciwko działaniom  niewiernych, atakują wybiórczo, tzn. jako odwet za obrazę islamu (n. p. Proroka, Koranu), jako atak mający na celu zaprowadzenie stabilizacji i bezpieczeństwa tam, gdzie wojownicy islamu chcieliby mieć wolną rękę – taka jest idea państwa islamskiego. Mętlik robi się w głowie, kiedy człowiek usiłuje zrozumieć jak to jest możliwe, żeby dla osiągnięcia jakiegoś celu zabijać przypadkowo napotkanych ludzi. Owszem, bywa tak w przypadku działania gangu, mafii, systemu totalitarnego. We wszystkich tych przypadkach spotyka się to ze zdecydowanym potępieniem społecznym. Ale jeśli taki proceder uprawia grupa osób mieniących się „państwem islamskim”, to znaczy, iż jesteśmy w totalnej zapaści moralnej i kulturowej. Tak, właśnie kulturowej, gdyż wystarczy tu zastosowanie norm rozumnego postępowania bez odwoływania się do moralności, żeby odrzucić takie zjawisko jak terroryzm – podstawowy sposób walki owych islamistów.

            Rzecz jasna, że motyw religijny odpada tu, podobnie, jak nigdy nie był rzeczywistą inspiracją walki w Irlandii, Kraju Basków, czy w podobnych miejscach. To jest zawsze tylko pretekst mający uspokoić sumienia tych, którzy nie byliby skłonni, ot tak, dla postraszenia, czy wymuszenia zabijać bliźnich.

            Tak więc zostawmy na boku kondycję  tych wszystkich ideologią zmotywowanych morderców. Zresztą muzułmanie – czy stanowią oni monolit religijny i społeczny? – wielokrotnie odcinają się od tak pojętej teokracji, jak to widzą apostołowie z kałasznikowem w ręku. Pozostańmy, żeby tak nie bez pewnych zastrzeżeń powiedzieć – przy ofiarach. Dodajmy, w tym przypadku rzeczywiście całkowicie niewinnych, przeważnie wybieranych na chybił,  trafił. Ci dzielni „islamiści” nie podejdą do silnie strzeżonego decydenta, który może mieć na koncie jakieś wobec nich popełnione przewinienia. To wymagałoby odwagi, a tej wymaga się tylko od młodziaków, których obwiesza się kilogramami trotylu i wysyła na „męczeńską” śmierć dla Allacha. Bin Laden siedział dobrze obwarowany, choć i on trafił na lepszych, ale to on dyrygował i potrząsał karabinem przed kamerą. To każdy potrafi. Tak więc, za tymi aktami samospalenia i mordu kryje się tchórzostwo mocodawców. I to jest naprawdę tragiczne. To kosztuje życie młodych otumanionych ludzi i innych Bogu ducha winnych, ofiar ich „męczeństwa”.

            Druga strona medalu, to ta całkowicie spowita w milczenie i zakryta przed oczyma. Ale ona jest tu najważniejsza i zarazem całkowicie anonimowa. Ale jest faktycznym motorem działania. Często przysłowiowy złodziej krzyczy: łap złodzieja. To ci, którzy rozdzierają szaty w przerażeniu wobec barbarzyństwa terrorystów, a powinni zapytać samych siebie i swoich kompanów, kto ich wyszkolił, uzbroił i dalej zbroi, wszak dysponują najnowocześniejszą bronią, a jej nie produkują. Kto ich finansuje? Kto kryje ich interesy i zapewnia zyski z nich płynące? To, co zwykło się nazywać państwem islamskim nie bierze się z powietrza i nie żyje powietrzem.  Islamiści już wyrysowali mapę terenów, które chcą opanować w najbliższym  czasie. Nie ma tam jeszcze Europy z wyjątkiem znacznej części Bałkanów i Półwyspu Pirenejskiego, ale te białe połaci na mapie Europy, Azji i Afryki, to tereny będące w trakcie penetracji. Wiadomo, że każda inwazja – tak zawsze było w historii świata – poprzedzana jest rozpoznaniem terenu, nasyceniem go swoistą forpocztą. To się nazywa piątą kolumną, czy inaczej; nieważne. Istotne jest to, iż teren jest przygotowany także od wewnątrz. Proces ten w Europie trwa, umożliwiła go niegdyś kolonizacja, pęd do bogacenia się kosztem taniej siły roboczej,  a w ostatnich czasach doktryna zmierzająca do zatracenia przez Europę swej tożsamości, wyparcie się chrześcijaństwa, jako jeden z ważnych symptomów tego zjawiska i głoszona wszem i wobec multikulturowość. Właściwie nie wiadomo dobrze co to znaczy. Jedno jest pewne – otwiera to drzwi do przemodelowania kulturowego. W efekcie to, co jeszcze nazywamy kulturą europejską musi ulec o wiele bardziej witalnej kulturze ludów, które pod nazwą uchodźców, gastarbeiterów czy po prostu imigrantów  zalewają Europę. Nie trzeba dowodzić istnienia takiej prognozy, gdyż proces ten dokonuje się w niemalże finalnej już postaci na naszych oczach. Europejczycy, a przynajmniej lobby decydujące o kształcie Europy, chowają się za parawanem haseł, które nabierają znaczenia w zależności od koniunktury. Tak jest z hasłem pod nazwą „prawa człowieka”, „wolność osoby ludzkiej” – dodać by trzeba pod warunkiem, że jest ona posłuszna nihilistycznym i globalistycznym zasadom za nic mającym sumienie ludzkie i prawo wymykające się prawodawstwu pozytywnemu, a wynikające z istoty natury ludzkiej lub fundamentalnych zasad porządku ustanowionego przez Stwórcę. Do takich haseł, wytrychów pozwalających dobrać się do świadomości człowieka, należą też takie pojęcia, jak właśnie multikulturowość, ksenofobia, różnego rodzaju –izmy, słowem hasła łatwo wpadające w ucho, nie wymagające wysiłku umysłowego, potrzebnego dla ich weryfikacji. Operujący pustymi hasłami pozwalającymi na dowolne manipulowanie osobą ludzką wierzą, że nie ma Boga, zatem przejmują niejako Jego atrybuty. Trzeba jednak pamiętać, że  inwazja na Europę odbywa się w imię walki o panowanie Boga. Nieważne jak jest On pojmowany, ale przy całym barbarzyństwie tej misji, jej motywacja zawiera więcej ludzkiej treści, aniżeli tępy ateizm europejski, który w dodatku podcina gałąź, na której ci Europejczycy siedzą. Natura horret vacuum, a Europa dziś jest pusta, stąd mała szansa, by się obroniła. Jedna z naszych sawantek po tragedii paryskiej powiedziała publicznie, bo jest to na Internecie, że Paryż nie potrzebuje modłów. To, że jednak tam się modlono i nadal ta modlitwa trwa, nieważne u jak wielu, świadczy najlepiej, jak głupim potrafi być człowiek, mający ambicję bycia rozumnym. Otóż taka głupota dziś rządzi znaczną częścią świata. Dlatego nie ma tam  przyszłości.

            W Ewangelii św. Łukasza w rozdziale 17 wiersze: 2, 26-30 czytamy:

 "Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą.  Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie! Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich.  Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi”. 

            Ludzie dziś boją się asteroidów, jakiejś katastrofy kosmicznej, niekiedy obawy te graniczą  wprost z jakimś guślarstwem. W to są gotowi uwierzyć, ale bez wahania odrzucają Ewangelię, a nawet więcej, za nic mają doświadczenie historyczne i ślady Boga zawarte w naturze.  Za to  słychać biadania, że tu czy  tam, gdzie ludzie domagają się poszanowania dla ich sumienia, może powstać „państwo wyznaniowe”. Są to obawy, że może dojść do tego, iż ludzie uznają Dekalog. Paradoksem jest to, że ci ogarnięci takimi obawami, świadomie czy bezwiednie przygotowują grunt pod teokrację, której zaprowadzenie otwarcie głoszą islamiści. Popadając w takie paradoksy, Europa utraciła nie tylko swoje korzenie, ale także swą tożsamość, a co ważniejsze, racjonalność, jaką zwykła się szczycić.  Już sama nie wie czym jest.  Jeszcze pozostał pełen trzos i pełna micha. Nie dla wszystkich i na jak długo, bo i to w końcu  zabiorą?

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (8 głosów)