Manowce dyskusji o demokracji

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

W mediach toczą się dyskusje nad demokracją liberalną i nieliberalną, w których na samym początku dyskutanci popełniają zasadniczy błąd, pokazujący że pod latarnią jest najciemniej. Otóż pojawia się tu sprytny zabieg retoryczny przesuwający dyskusję w rejon zjawisk nieistniejących, w rejon świata alternatywnego, który stanowi przydatną zasłonę dymną. Ten zabieg podobny jest do przeciwstawienia "orientacji homoseksualnej" "orientacji heteroseksualnej", mającego w sprytnym zamyśle budować wrażenie pełnej i realnej symetrii. Ktoś kto zna biologię płciowości wie, że nie ma takich orientacji, ani jednej ani drugiej. Jest tylko norma: mężczyzna i kobieta oraz przeciwstawny do normy patologiczny brak normy czyli dewiacja.

Zatem nie ma rozróżnienia na demokracje liberalne i nieliberalne, to jest, w najlepszym razie, lapsus jezykowy. Mamy do czynienia z systemami demokratycznymi lub niedemokratycznymi a demoliberalizm jest systemem niedemokratycznym. Nauczeni doświadczeniem komunizmu doskonale wiemy, że krzesło elektryczne to nie to samo co krzesło i o tym należy pamiętać w przypadku dyskusji o demokracji. 

Kolejny błąd wynika z błędnego wyboru obiektu dyskusji. Jeśli bowiem chcemy ustalić naturę obiektu, to musimy zbadać jest strukturę wewnętrzną czyli relacje między jego elementami. W kwestiach ustrojowych badamy naturę społeczeństwa i naturę człowieka i wtedy okazuje się, że przestrzeń społeczna ma swoje wymiary. W ten oto sposób zyskujemy niepodważalny dowód matematyczny. O właściwej strukturze ustrojowej przesądza liczba elementów, które organizacja społeczna uwzględnia. 

W przestrzeni fizycznej mamy do czynienia z trzema wymiarami, z przestrzenią społeczną jest podobnie, składa się ona z zasadnczych trzech relacji społecznych takich jak prawda, miłość i wolność, a różnice między ustrojami polegają na tym, że jedne ustroje niektóre z tych elementów ignorują, a inne elementy te uwzględniają w różnych stopniach intensywności. To ostatnie tłumaczy pewną elastyczność systemu społecznego, który dzięki temu może bezpiecznie ewoluować. 

Droddzy Państwo żyjemy w w. XXI i nauka zrobiła pewne postępy, które należy uwzględniac w tego typu dyskusjach. Psychologowie ewolucyjni, kognitywiści i neuronaukowcy dostarczyli nam wystarczające dawki wiedzy, byśmy mogli dyskutować o istocie rzeczy, a nie o czysto językowych wymysłach. 

Wszystkie kierunki ideowe, które postawiły tylko na jedną relację - wolność - takie jak liberałowie czy libertarianie albo libertyni są z mocy praw matematyki skazane na przegraną. Koniec dyskusji, dyskusję trzeba przenieść na inny poziom, np. właściwego sposobu zbalansowania tych trzech relacji oraz relacji wtórnych, pochodnych od tych zasadniczych.  

Jeśli chodzi o dyskusję o demokracji i demoliberalizmie, to pojawia się kolejny argument przeciwko demoliberalizmowi. Argument ten pochodzi z dziedziny najbardziej wiarygodnej, a więc nauki. Można oto z łatwością zauważyć, że analitycy podchodzą do badania kwestii obecnego paradygmatu demoliberalnego jak do jeża. Starają się zabezpieczyć od każdej możliwej strony i zamiast badać rzeczywistość, dywagują, co na temat rzeczywistości powiedzieli Platon, Arystoteles, Hobbes czy Locke albo Fareed Zakaria. Co powiedział Platon, i co o tym, co powiedział Platon sądzi Arystoteles ? A co o opiniach Platona i Arystotelesa sądzi Hobbes ? A co o tym, co napisał Hobbes mówi JS Mills ? Rzeczywistość znika za mgłą filozoficznych dywagacji. Ale na tym nie koniec. Co powiedzą koledzy ? Co powie Rada Naukowa wydziału, szczególnie jeśli w niej zasiada taki prof. Matczak czy inny Marcin Król. No i czy uda się zdobyć jakiś grant ? Zderzył się ostatnio z tą awangardą postępu prof. Zybertowicz.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)

Komentarze

Demokracja jest to metoda (metoda a nie ustrój) wymyślona przez żydów po to aby bezboleśnie dymać frajerskich gojów i to ich własnymi rękoma. 
W pozycji ks. dr Stanisława Trzeciaka z 1939 r. – „Talmud o gojach a kwestia żydowska w Polsce” którą autor dedykuje Młodzieży Polskiej jako drogowskaz, zadanie do wytężonej pracy, dla »podniesienia Polski w z wyż« ks. profesor cytuje żydowskie źródło: 
„Czym jest demokracja dla żydów, to najlepiej to wyjaśnia żydowskie pismo
pt. "Napiink", wychodzące w Rumunii, gdzie powiedziano:
"Nie można zaprzeczyć, że stosunek żydów do światowej demokracji jest
zawsze jak najprzychylniejszy. My żydzi jesteśmy jak najgłębszymi wyrazicielami
tej demokracji. Musimy być także jej wytrwałymi obrońcami. Żydzi
w Nowym Yorku słusznie uczynili, oświadczając, że 5 milionów żydów może
znaleźć jedyny ratunek walcząc o prawdziwą demokrację, organizującą cały
świat"”436.
Tak więc demokracja to groźna choroba roznoszona (na siłę) po całym świecie przez żydów.
___________________________________________________________
436) Cfr. Nar. Ag. Inf. z 19 maja 1938 r.
Demokracja wynosi tumanów na piedestał jak wzburzona woda szumowinę. Demokracja to choroba. Roznoszona na siłę po całym świecie przez żydów.
Stan aktualny jest taki, że żyd ma Twoje pieniądze (83 - 87%) - Ty człowiecze masz gówno i czekasz kiedy Ci raczy dać jakieś 500+!
Pan Stanisław Michalkiewicz ujął istotę rzeczy: "Wolność gospodarcza i własność prywatna zapewniają autonomię wobec władzy" Ja powiem jeszcze prościej – broń i pieniądze zapewniają autonomię wobec władzy. I dlatego nie macie Państwo ani jednego - ani drugiego.
Tenże pan Stanisław Michalkiewicz często pokazuje nam jak winny wszelkiemu złu jest socjalizm. Ja powiem tak: żydom wcale nie chodzi o żaden socjalizm tylko o ubezwłasnowolnienie człowieka na poziomie jednostki, pozbawienie jej swoich pieniędzy i pozbawienie broni aby już o nic nie walczył. Socjalizm, komunizm, demokracja to jest tylko marka handlowa zależna od aktualnego etapu.
Nie chodzi wcale o żadne -izmy tylko o to, aby pozbawić Cię efektów Twojej pracy człowiecze.
Zrozumcie to wreszcie, że żyd Józef „ten trik” zastosował w Egipcie już 3700 lat temu!
Pamiętajcie, że „demokracja to wytrych do wlamania sie do cudzego domu”.
To tyle. Pokłony,
Króluj nam Chryste
 

Vote up!
1
Vote down!
-1

panMarek

#1596377

Aleksander Ścios

PO CO DEMOKRACJA? - 3 „PRZEWRÓT MAJOWY”

Narzucenie przymusu ustrojowego w konstytucji III RP, służy legalizacji układu magdalenkowego i utrwaleniu sukcesji komunistycznej.

Tak długo, jak godzimy się na uprawianie mitu demokracji i traktowania jej, jako narzędzia zniewolenia, nie mamy szans na odzyskanie Polski.

Zapis funkcjonujący w konstytucji III RP: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”, w sposób bezpośredni nawiązuje do normy art. 1.1. tzw. „konstytucji PRL”: „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji ludowej”.

               Dla oszukania Polaków, zastosowano identyczną formulę, jak w roku 1947, gdy komunistyczni najeźdźcy zalegalizowali system okupacyjny i uzyskali „demokratyczny mandat” do sprawowania władzy nad Polakami.

Mit demokracji dawał gwarancje bezkarności tysiącom bandytów, zapewniał dochody z żerowania na polskim organizmie i doskonale utrwalał sukcesję Obcych. Gdyby w roku 1989 nie powtórzono fałszu wyborczego i nie skazano nas na powtórkę z „demokracji”, żadni komuniści i ich akolici, spod znaku „okrągłego stołu”, nie mogliby decydować o przyszłości Polski. Odrzucenie dyktatu samozwańczych „reprezentantów narodu”; owych „komandosów”, „koncesjonowanych katolików” i tzw. ”opozycji demokratycznej” i przeprowadzenie twardej rozprawy z komunistami, otworzyłoby drogę do budowania wolnej państwowości.

Komunizm nigdy nie wykazywał lęku przed demokracją, a trafnie rozpoznając ograniczenia tego ustroju, potrafił wykorzystać go dla własnych celów.

Ufny w moc propagandy i semantycznego terroru, zaopatrzony w wasalne media, sterowalne instytucje i rzesze agentury, mógł sobie pozwolić na organizowanie dowolnych „świąt demokracji” i odgrywanie spektakli na użytek głupców z Zachodu. Ci ostatni – wzorem zdrajców sprawy polskiej z lat powojennych, z ulgą przyjmowali „demokratyczne przemiany” zbrodniczego systemu i chętnie zaakceptowali nową formułę zniewolenia Polaków.

Tylko ludzie nieznający najnowszych dziejów, ignorujący prawdę o „pojałtańskim porządku”, mogą zachłystywać się pustosłowiem zachodnich polityków, a w przyjęciu III RP do NATO i UE postrzegać dowód niepodległości tego państwa. Jest to niepodległość tej samej miary, jaką praktykowała PRL – przyjmowana przecież w poczet wszelakich gremiów i organizacji międzynarodowych.

Ci, którzy świadomie przeżyli ostatnie dekady, powinni też wiedzieć, że demokracja przed niczym nie chroni. Nie tworzy bariery przed nadużyciem władzy, nie zabezpiecza przed patologią. Nie broni praw słabych i odrzuconych, nie leczy krzywd i ran. Nie daje też cienia satysfakcji ofiarom i rzadko piętnuje sprawców.

Jeśli 30 lat praktykowania tego mitu, nie zaszkodziło bandytom z bezpieki, nie wyrugowało czerwonych „sędziów” i partyjnych funków, jeśli przez ten czas nie usunięto żadnej choroby społecznej, a przeciwnie – nabyto dziesiątki nowych i umocniono patologiczne zjawiska, jest w tym prawidłowość, której nie wolno ignorować.

Ta cecha mitu demokratycznego pozwala zakonserwować polityczne status quo, i jest ważną przesłanką przydatności dla celów strategii podstępu i dezinformacji.

Demokracja pozwala też zaspokoić najniższe aspiracje społeczne i wykorzystać kompleksy tych, którym kartka wyborcza wydaje się narzędziem tak doskonałym, że z imbecyla stworzy mędrca, a głupca namaści na „suwerena”.

Komuniści dawno dostrzegli, że naszym rodakom wystarczą erzace „ludowładztwa” i miraże „państwa prawa i demokracji”. Warunkiem skuteczności jest wizja „pełnej michy” i zaspokojenie elementarnych potrzeb materialnych. To jeden z powodów przeprowadzenia tzw.”reformy Balcerowicza”, której najważniejsza korzyść polegała na sprowadzeniu naszych aspiracji do spraw bytowych oraz wyhodowaniu „klasy biedoty”, całkowicie zależnej od państwowego rozdawnictwa.

Ofiarami mitu demokracji, są zwykle ludzie najmniej zaangażowani w sprawy polskie, ale też wszelkiej maści konformiści i internetowi „bojownicy”, którzy z udziału w farsie wyborczej i doświadczaniu emocjonalnego „patriotyzmu”, uczynili sposób na rozgrzeszenie własnych ograniczeń i kompleksów.

Dla takich ludzi, postulat bojkotu „wyborów” ma cechy absurdu i kojarzy się z wizją przejęcia władzy przez PO,”Wiosnę” itp. formację.

Tym ludziom obca jest znajomość historii najnowszej i refleksja nad systemem tego państwa. Ufni w słowa medialnych szalbierzy, gotowi są wierzyć, że powierzenie brukselskich stołków kilku partyjnym cwaniakom, otworzy przed nami świetlane perspektywy, a kolejne czterolecie władzy PiS, uczyni z III RP światową potęgę.

Tacy ludzie nie przyjmą prawdy, że „wygrane wybory” nie wywołują zmian w patologicznej strukturze III RP – czego w pełni dowiodły „zwycięstwa” z roku 1991, 2005, 2015.

I wywołać nie mogą, bo logika systemu tego państwa polega na dopuszczeniu do takich „reform” i „modyfikacji”, które nie naruszają fundamentów sukcesji komunistycznej. Dlatego w każdej farsie wyborczej, musi być „marchewka dla ludu” - czym w roku 2015 była prezydentura Dudy i wygrana PiS, oraz „kij na radykałów”, w postaci wysokiego wyniku tzw.”opozycji”. Taka konstrukcja pozwala zadowolić oczekiwania „większości”, rozgrzeszyć niemoc rządzących i wytłumaczyć setki zaniechań.

Jeśli pojawiają się „polityczne anomalie” - jak w roku 1992, w postaci rządu Jana Olszewskiego, w roku 2005 - prezydentury Lecha Kaczyńskiego, czy w 2015 – szefostwa MON, są szybko usuwane i korygowane przez „strażników systemu”.

Rzetelna refleksja na całym trzydziestoleciem tego państwa, pozwala stwierdzić, że roszady partyjne, dokonywane w ramach farsy wyborczej, nie mają większego znaczenia. Cóż po tym, że kolejne „wybory” wygrałaby dzisiejsza „opozycja”, a w następnych „zwyciężyłby” PiS, skoro żadna z tych zmian nie może doprowadzić do zerwania z sukcesją komunistyczną?

Mijają dziesięciolecia i rosną nowe pokolenia Polaków, święcie przekonanych, że rządy Millerów i Kwaśniewskich, Tusków i Komorowskich, są rzeczą całkowicie naturalną, zgodną z wolą „suwerena” i „prawem demokracji”.

Ta aberracja - godna pióra Orwella czy Kafki, nie znajduje miejsca w myślach naszych rodaków.

 

                 Podejmując w trzech tekstach temat „PO CO DEMOKRACJA?”, zdawałem sobie sprawę, że nie spotka się on z głębszym zainteresowaniem. Rzeczy, które nie istnieją w przekazie publicznym i są ignorowane przez medialne „elity”, nie istnieją również dla milionów Polaków.

To nie przypadek, że ludzie, którzy na wszelkie sposoby wycierają sobie gęby odmianą słowa „demokracja”, jak ognia unikają dyskusji o genezie systemu politycznego tego państwa i uciekają przed podejmowaniem „kontrowersyjnych” tematów.

Ci ludzie, nie muszą mierzyć się z racjonalną argumentacją, bo przez trzy dekady utrwalali kłamstwa o ‘„zdobyczach transformacji ustrojowej”, „pokojowych przemianach” i potędze „karty wyborczej”, a na potrzeby legalizacji kolejnej formy zniewolenia, narzucili łgarstwo szczególnie groźne – o przejściowej „erze postkomunizmu”.

Bazując na tych mitach, mogą wykluczać z debaty publicznej głosy krytyczne, a silę swoich racji mierzyć milionami otumanionych rodaków.

Przyczyna tych zachowań, tkwi w lęku. Ludzie PiS, PO, SLD, itp. formacji systemowych, zdają sobie sprawę, że podważenie mitu, na którym wspiera się sukcesja komunistyczną, oznacza koniec III RP.

Bez tego mitu, nie da się uzasadnić obecności Obcych w życiu publicznym, nie można rozgrzeszyć setek nieprawości, afer i aktów zdrady, nie sposób wytłumaczyć fortun oligarchów ani objaśnić prawa donosicieli do brylowania na „salonach”.

Dlatego inscenizacje wyborcze mają określony cel: dają „demokratyczny mandat” kolejnym mutacjom komunizmu, wywołują z niebytu esbeckie „trzecie siły”, tworzą fałszywe alternatywy lub miraże „konserwatywnych” przemian.

Bez tych inscenizacji, nie straszyłyby nas fizjonomie komunistycznych aparatczyków, niemożliwa byłaby buta sądowej kasty, prezydentura Wałęsy i Komorowskiego, reżim Obcych z PO i PSL.

Bez praktykowania tego mitu, nie objawiliby się dewianci, dopuszczeni do życia publicznego w imię fałszywie pojmowanych „wartości demokratycznych”. Nikt nie zada pytania – jakim to „wartościom” hołdują rządzący, skoro ceną jest deprawacja młodego pokolenia i przyszłość narodu?

           Dostrzegam problem ze zrozumieniem tych zależności. Staną przed nim ludzie, którzy obraz tego państwa zbudowali na przekazie medialnym, a swoje aspiracje ograniczyli do partyjnej demagogii.

Niełatwo zdobyć się na wizję, w której dyktat „reprezentantów narodu” i miejsce kontrolowanych „aktów wyborczych”, zastępuje poczucie sprawiedliwości i wola walki.

Taka, jaką onegdaj okazali mądrzy Norwedzy, dokonując powojennej rozprawy ze zdrajcami Quislinga. Gdybyśmy zdobyli się na nią w roku 1989, kilkadziesiąt wyroków śmierci, kilkaset dożywocia i banicji, uwolniłoby Polskę od władzy Obcych, a odebrane majątki, media i instytucje, służyłyby dobrej sprawie.

Jeśli większości naszych rodaków wzrusza ramionami na takie dictum i dawno pogodziła się z obecnością Obcych, zawdzięczamy to destrukcyjnej mitologii demokracji.

Jest ona w III RP tym, czym dla PRL-u, była obecność wojsk sowieckiego okupanta i wiąże nasze dążenia równie skutecznie, jak propaganda komunistyczna osaczała nas lękiem przed „ruską interwencją”.

Ta bariera sprawia, że myśl o odrzuceniu demokracji – jako narzędzia zniewolenia Polaków, jest nie do przyjęcia. Wywołuje panikę i dyskomfort, kojarzy się z groźbą anarchii i nawoływaniem do przemocy.

Tak dalece stłamszono w nas zdolność do samodzielnego myślenia, tak zabito narodowe aspiracje, że – poza demokracją – nie ma życia.

Na taki sposób pojmowania spraw polskich, składają się nie tylko lęki i ograniczenia, ale podatność na systemową indoktrynację. To znamienne, że wśród całej „elity” tego państwa, w gronie zadeklarowanych „prawicowców” i bezkompromisowych „patriotów”, nie znajdzie się nikt, kto odważyłby się uznać, że mit narzucony przez „ojców założycieli” jest najmocniejszym kagańcem i łańcuchem polskiej sprawy.

Przeciwnie – każdy mędrek z szeregów partyjnych „autorytetów”, gotów „do krwi ostatniej” bronić zdobyczy owej demokracji i zapewniać o wierności jej zasadom.

Każdy z nich potępi „warchołów” i „podżegaczy”, nawołujących do obalenia III RP, a samą wzmiankę o konieczności odrzucenia tego mitu, uzna za zamach na „państwo prawa”.

Tak dalece sformatowano umysły tych ludzi, tak zainfekowano narracją Obcych, ze w żadnym zakamarku ich świadomości, nie pojawi się pytanie - „po co demokracja”, a to, co było naturalne dla elit intelektualnych II Rzeczpospolitej – otwarta dyskusja o fundamentach ustrojowych wolnej państwowości, jawi się jako nieprzekraczalne tabu.

               Przed trzema laty, w tekście „SAMOBÓJSTWO W OBRONIE DEMOKRACJI” napisałem:

„Jeśli od kilku tygodni ten rząd zapewnia wszem i wobec, że jest miłośnikiem demokracji i ponad wszystko szanuje prawa opozycji, a III RP to kraj kwitnących praw obywatelskich – jakże może podjąć twardą rozprawę z patologiami tego państwa lub postawić przed sądem zdrajców – obecnych „opozycjonistów”?

Nietrudno zrozumieć, że każda, najmniejsza próba rozliczenia reżimu PO-PSL zostanie natychmiast okrzyknięta „polityczną zemstą” i „pogwałceniem zasad demokracji”. Przyjdzie to tym łatwiej, że obecny rząd przyjął reguły narzucone przez przeciwnika i głosząc pochwałę „demokracji III RP” zamyka sobie drogę do wyjawienia prawdy o ostatnich ośmiu latach.

Pułapka demokracji okaże się tym bardziej skuteczna, że zastawiono ją na arenie międzynarodowej, w środowisku wrogim i dalekim od znajomości spraw polskich. To nieprzypadkowa okoliczność. Odtąd każdy łajdak, któremu chciano by postawić zarzuty, będzie mógł wylewać żale na forum PE i udowadniać, że stał się ofiarą „nagonki politycznej”. Gdyby komuś przyszło do głowy stawiać przed sądem polityków PO-PSL – niechybnie usłyszymy o okrutnym „prześladowaniu opozycji” i „zamachu na demokrację”. Tym kontroskarżeniem można zablokować wszelkie działania w sprawie Smoleńska, ale też sprawy dotyczące afer i pospolitych przestępstw.

Formuła, zastosowana podczas obecnej kombinacji okaże się przydatna w każdym przypadku, w którym dojdzie do naruszenia interesów układu III RP. Można ją również zastosować do forsowania interesów niemieckich i unijnych. Groźba wszczęcia procedur przeciwko Polsce, będzie odtąd najwygodniejszym straszakiem i argumentem tzw. opozycji”.

Kolejne lata przyniosły potwierdzenie tej diagnozy i wśród aktorów „dobrej zmiany” ujawniły niezmierzone pokłady serwilizmu i słabości. Ale też cech groźnych, właściwych dla ludzi, którzy stali się zakładnikami wyborczych inscenizacji.

Gdybym dziś napisał – trzeba odrzucić mit demokracji, a w jej miejsce wprowadzić dyktat prawa i sprawiedliwości, byłbym okrzyknięty „wrogiem ludu” i tym gorliwiej „namierzany” przez służby tego państwa. Fakt, że tak postępuje rząd Prawa i Sprawiedliwości, jest nie tylko „chichotem historii”, ale potwierdza, jak bardzo zdeformowano w tym państwie podstawowe pojęcia i słowa.

A jeśli odrzucić trzeba – to nie dlatego, że sama demokracja jest zła i wadliwa, ale z tej przyczyny, że praktykowane w III RP jej namiastki, tworzą naturalną „barierę ochronną” nad sukcesorami komunizmu i niweczą nasze dążenia do wolności. Od trzech dekad jest ona narzędziem Obcych, zaś obraz tego państwa, bezmiar zła, krzywd i niesprawiedliwości, dyskwalifikuje to narzędzie z arsenału środków służących polskim interesom.

„W odrodzonym państwie nie nastąpiło odrodzenie duszy narodu. (…)

Rozwielmożniło się w Polsce znikczemnienie ludzi.

Swobody demokratyczne zostały nadużyte tak, że można było znienawidzieć całą demokrację.

Interes partyjny przeważał ponad wszystko.

Partie w Polsce rozmnożyły się tak licznie, iż stały się niezrozumiałe dla ogółu.

W rozkazie moim do wojska powiedziałem, że wziąwszy państwo słabe i ledwie dyszące – oddaliśmy obywatelom odrodzone i zdolne do życia.

Cóżeście z tym państwem uczynili? Uczyniliście zeń pośmiewisko!”

              Te słowa Józefa Piłsudskiego z roku 1926, nie mogą zabrzmieć w III RP.

Przekleństwem tego państwa jest brak polityków, zdolnych do odrzucenia mitologii demokracji. Ludzi, którzy posiadali potencjał racjonalnej oceny tego bożka, zniszczono lub zmarginalizowano w początkach lat 90.

Nie pojawi się polityk, zdolny powtórzyć takie słowa. Żaden z obecnych, nie zaplanuje też „zamachu majowego” i nie uwolni nas od zmory „interesów partyjnych”.

Rzecz, którą możemy dziś zrobić i do której zachęcam – to odmowa udziału w mistyfikacjach wyborczych i odrzucenie wszystkich partii, które w tej mistyfikacji uczestniczą.

Za taką odmową, musi podążać świadomość, że system polityczny III RP – z jego partiami, mediami i instytucjami, jest narzędziem zniewolenia, do którego nie wolno przykładać ręki. Póki ta świadomość nie zostanie upowszechniona, nie można liczyć na refleksję i bunt naszych rodaków. „Opium” demokracji skutecznie paraliżuje wszelki sprzeciw i rozgrzesza brak aktywności.

Wiem, że taka świadomość jest dla rządzących równie niebezpieczna, jak wizja „przewrotu majowego” i równie niepożądana, jak pamięć o tradycjach II Rzeczpospolitej.

Ci, którzy się na nią zdobędą, zyskają prawo rzucenia w twarz „elitom” III RP: Cóżeście z tym państwem uczynili?

Vote up!
1
Vote down!
-2

panMarek

#1596408

Panowie, 

słabo u was z logiką, matematyką i historią. Słabo też ze znajomością natury ludzkiej.

Otóż natura ludzka ukształtowana przez miliony lat ewolucji poprzez interacje zachodzące w dużych grupach ludzich, opiera się na wypracowanych w toku tych interacji relacjach międzyludzkich, z których kluczowe to prawda, miłość i wolność/liberty. Natura ludzka ma charakter społeczny wyrażający się w nawiązywaniu relacji.

Bowiem tak jak przestrzeń fizyczna posiada swoje trzy wymiary, tak i przestrzeń społeczna charakteryzuje się wymienonymi wymiarami.  Ustrój demokratyczny stanowi  realizację społecznego środowiska, które stwarza największe możliwości nawiązywaia wymienionych wyżej relacji i zapewnia najszerszą mozliwie dystrybucję rozmaitych dóbr, materialnych i duchowych. 

Świat ludzki nie jest idealny, bo jest materialny wieć i demokracja idealną być nie może, bo wymaga umiejętnej wspólpracy całej wspólnoty.

Vote up!
1
Vote down!
0
#1596457