Jak trafić w cel życia albo kulą w płot

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Dlaczego część ludzi daje się nabierać na rozmaite gierki i wpuszczać w walkę o rzekomo zagrożoną demokrację za poduszczeniem sił tę demokrację tłumiących ? Czym wytłumaczyć taką ślepotę ?

Generalnie, można stwierdzić, że przyczyną podstawową jest ignorancja co do natury ludzkiej, swojej roli w społeczeństwie i celu w życiu. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że celem jest życie zgodne z naturą ludzką, czyli mówiąc w skrócie w systemie relacji z innymi opartych na takich wartościach/relacjach kluczowych jak prawda, miłość i wolność. Ta ignorancja sprawia, że ludzie ulegają promotorom kłamstwa, siewcom nienawiści i w efekcie tracą wolność.

A przecież dostrzegalne to jest na pierwszy rzut oka – proszę przyjrzeć się ostatnim demonstracjom i mowie ciała, która mówi sama za siebie. Od pewnego czasu widać zmianę w gestach, zamiast znaku victorii widać wzniesione do góry pięści, a to nie jest symbol polski - nie są one symbolem pokoju ani wolności, są lewackim gestem nienawiści.

Jak widać niektórzy ludzie mają problem z czymś tak zasadniczym jak cel życia. Tu chcę pisać o wątkach świeckich, ale trzeba też zwrócić uwagę na cel życia z perspektywy religijnej, w której ta kwestia nie ulega wątpliwości – celem jest zbawienie. Nie ma powodu, by z perspektywy świeckiej było to bardziej skomplikowane.

Problem pojawia się wtedy, gdy człowiek usiłuje wydobyć cel życia ze swojego wnętrza. Ten błąd bierze się stąd, że cel człowieka wynika przecież z istoty człowieka, a jego istotą nie jest to co jest w nim, lecz to co jest na zewnątrz. Istotą nie jest biologia i ciało, biologia tylko umożliwia życie i wcielenie istoty, jest nośnikiem dla istoty przyjmowanej z zewnątrz. Istoty w sobie nie zawieramy, istotę sobie przyswajamy (albo i nie). Z celem życia jest jak z daniem w restauracji – my wybieramy, ale menu i danie przyrządza kucharz. Istotą człowieka jest jego cecha specyficzna – społeczna natura.

Istotą są relacje między ludźmi – prawda, miłość, wolność, a celem życia jest realizowanie tej istoty, co oznacza, że cel jest poza mną. Ten stan rzeczy wynika z dwoistej ludzkiej natury – biologicznej jednostkowości i duchowej, kulturowej wspólnotowości. W przypadku gatunku ludzkiego, wbrew powszechnie przyjmowanym za sprawą demoliberalizmu pozorom, dominuje aspekt wspólnotowy, a więc zewnętrzny wobec każdej jednostki. Jednostka staje się człowiekiem dzięki relacjom międzyludzkim, w jakie wchodzi. Jednostka, posiłkując się analogiami do komputerów, to tylko hardware, z wbudowanym kodem źródłowym w postaci kodu genetycznego i bez dostarczanych z zewnątrz, w relacjach międzyosobowych, programów, nie jest w stanie poprawnie funkcjonować w społeczeństwie, bo potrzebny jest czynnik zewnętrzny, który ten kod genetyczny uruchomi.

Większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, ale to z pewnością wyczuwa. Czasami przybiera to formy kuriozalne, jak w przypadku kultu celebrytów, gdy młodzi usiłują przyswoić sobie obcą, czyli zewnętrzną, tożsamość. Nie jest to błąd, lecz ekstremalna przesada bazująca jednakże na faktycznych zależnościach.

Nawet ludzie religijni, którzy, jak wskazałem wyżej, mają teoretycznie wyznaczony cel w postaci dążenia do zbawienia wiecznego, w praktyce dnia codziennego o tym celu zapominają, wyznaczając sobie cele mające niewiele wspólnego z istotą człowieka.

Ludzie są zapatrzeni w siebie, a jeżeli wchodzą w relacje z innym, to po to tylko by w jego oczach doszukiwać się obrazu siebie. Unikają zaś zewnętrznych wyzwań. Są zapatrzeni w swoje upodobania i swoje lęki, a kiedy wychylą się z własnych kokonów, to tylko po to by te upodobania realizować. Lęki zaś sprawiają, że w tych kokonach jeszcze bardziej się zamykają. I zamiast rozwoju dokonują samozwinięcia.

A teraz popatrzmy na kwestię celów życiowych z perspektywy praktyki spolecznej, z perspektywy tego, co nam serwują media.

Otóż głupotą, powiem mocniej – skrajną głupotą jest wyznaczanie sobie jako celów – w wymiarze jednostkowym – dobrobytu, a w wymiarze zbiorowym – wzrostu gospodarczego lub PKB. Nie są to bowiem cele, lecz środki. Gdybyśmy bowiem taką perspektywę mieli zaakceptować, to musielibyśmy przyjąć do wiadomości, że cele wyznacza nam reklama i marketing, co przecież każdy uzna za absurd i słusznie.

Sprawa celów jest dość skomplikowana, ale wyłącznie z uwagi na wielowartwowość problemu. Cel mimimum wyznaczyła nam ewolucja i nie jest to cel jednostkowy lecz wspólnotowy – przetrwanie grupy, a jeżeli mówimy o przetrwaniu grupy, to w grę wchodzi przetrwanie zarówno fizyczne jak i kulturowe, tożsamościowe. W wymiarze indywidualnym celem minimum jest założenie rodziny. A ścieżkę dojścia do tego indywidualnego celu musi każdy, zależnie od konkretnej sytuacji, wyznaczyć sobie indywidualnie.

Trzeba mieć na uwadze kwestie ramowe celów życiowych, nieprzekraczalne. Otóż cele te są ustalane w pewnych ramach ustalanych przez wspólnotę, co oznacza, że jednostki próbują realizować jakieś swoje cele jednostkowe, które albo są akceptowane albo odrzucane przez wspólnotę. I w ten sposób wspólnota okazuje się rodzajem filtra, mającego wpływ na zakres dopuszczalnych celów. Cele muszą być w dużym stopniu zbieżne żeby wspólnota mogła przetrwać, bo jeżeli nie przetrwa, to i los jednostki jest przesądzony. Nie jest moim zamiarem wyznaczanie tu celów zbiorowych, ale każdy jest w stanie je sobie uświadomić jeśli się rozejrzy. Mogę mówić za siebie – w moim przypadku jednym z celów jest dochodzenie do prawdy, co jest motywowane nie tylko moimi zainteresowaniami prywatnymi, lecz wynika też z cech cywilizacji zachodniej.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)