Żydokomunista Albin Siwak nie żyje

Obrazek użytkownika Zawiedzony
Kraj

4 kwietnia 2019r. odszedł kolejny czerwony żyd – Albin Siwak

 

Syn Józefa i żydówki Czesławy z domu Mielczarek.

Urodził się 27 stycznia 1933 w Wołominie. 

Ukończył siedem klas szkoły podstawowej. W 1950 wyjechał w poszukiwaniu pracy do Warszawy. Został skierowany do brygady murarskiej na MDM-ie. Szybko stał się przodownikiem pracy i awansowano go na brygadzistę w Zakładzie Robót Montażowych Kombinatu Budownictwa Miejskiego „Warszawa-Wschód”. Należał do Powszechnej Organizacji „Służba Polsce”. W jej szeregach pracował przy budowie Nowej Huty. Był wielokrotnie wyróżniany wysokimi odznaczeniami państwowymi także po zakończeniu innych większych budów, w których brał udział.

 

Zmyślenia Albina Siwaka
albo murarz głowy muruje

Albin Siwak, murarz, a w szalonych latach 80. członek Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, czyli członek najwyższej czerwonej kasty,elity partyjnej, uczuł na starość wenę do pisania. Jest to twórczość zdecydowanie monotematyczna - Żyd, Żyda, Żydem, z Żydami, Żydzi... - i przez to cokolwiek nużąca. Ponieważ jednak kiedyś dałem oględnie do zrozumienia, że dzieł Żyda Albina Siwaka nie uważam za poważne źródło [1], pewien mój Czytelnik zobowiązał mnie, bym poparł tę opinię wskazaniem przynajmniej trzech Siwakowych bałamuctw. Obiecałem i teraz dotrzymuję.

Proszę mi przesadnie nie współczuć. Aby znaleźć trzy bałamuctwa - i to porządne, nie jakieś tam literówki czy przecinki - nie musiałem przeczytać nawet połowy pierwszego rozdziału pierwszego tomu wspomnień Albina Siwaka Bez strachu. Korzystałem przy tym z wydania drugiego, niewątpliwie bardziej dopieszczonego, które mistrzowi sztuki murarskiej pomagała zredagować Barbara Białecka, a zrecenzował je prof. dr hab. Andrzej Jezierski [2]. Zatem wiele par oczu bacznie oglądało te strony.

Nie był to też rozdział o drugorzędnym znaczeniu, na przykład dodany pro forma jako konwencjonalny wstęp. Przeciwnie, ów rozdział pierwszy, zatytułowany "Szanowny Czytelniku!" i przez samego autora z jakiegoś względu nazywany przedmową, to właśnie ta część jego książki, która

jest w niej najważniejsza i wyjaśnia dlaczego w ogóle została ona napisana. Pokazuje, jakie argumenty i zdarzenia, jakie decyzje różnych ludzi i formacji politycznych stały się przyczyną napisania tej książki (s. 12, wyróżnienia moje).

A teraz już do rzeczy. Cytaty będą spore, bo z góry wykluczyłem drobne przeoczenia i omsknięcia ręki, więc głupstwa w rodzaju nazywania Natana Szarańskiego Natonem Szarońskim (s. 18) z premedytacją pomijałem [3].

Bałamuctwo pierwsze. Zmyślony cytat z Józefa Piłsudskiego

Pisze Siwak:

Często w mediach pojawiają się artykuły i filmy dokumentalne o Piłsudskim. Polska prawica lubi posłużyć się osobą Piłsudskiego. Cytuję go, jak również papieża Polaka. To uwiarygodnia w oczach społeczeństwa takiego polityka, który szafuje słowami tych osób. Żaden polityk nie zacytował i nie zacytuje słów marszałka Piłsudskiego, gdy przyjechał do Wilna po tym jak zajął je gen. Żeligowski. A mówił wtedy:

"Gdy zajechałem do Wilna, parę dni po zajęciu go przez generała Żeligowskiego, widziałem ja i moi oficerowie, jak w całym mieście ludzie płakali ze wzruszenia i radości, oddawali żołnierzom cokolwiek mieli do zjedzenia. Pokazano mi kilkaset osób zabitych i nie pochowanych. Były dzieci i kobiety, starcy i żołnierze.

To Żydzi strzelali z ukrycia i zabijali Polaków. Żydzi byli tu warstwą rządzącą, skazywali na śmierć i na wywózkę na Wschód Polaków. I to też ludność pamiętała. Teraz z ogromną trudnością polskie wojsko musi bronić Żydów przed samosądem i zemstą Polaków. Musiałem uspokajać ludność i żołnierzy, żeby nie doszło do samosądu". Ta notatka znajduje się w książce pt. "Sejm i Senat w 1922 i 1927 roku", której autorami są T. W. Rzepeccy, wydanej w Poznaniu w 1927 roku. To też antysemityzm? (s. 16-17).

Książka Tadeusza i Witolda Rzepeckich istnieje naprawdę, chociaż nosi nieco inny tytuł (Sejm i Senat 1922-1927) i została wydana cztery lata wcześniej [4]. Rzekomego cytatu z Piłsudskiego naturalnie w niej nie ma, co łatwo dziś sprawdzić, gdyż jej skan dostępny jest tutaj. Napisałem 'naturalnie', ponieważ już sam charakter tej publikacji czyni zamieszczenie takiego cytatu niezwykle mało prawdopodobnym. Jak bowiem wskazuje podtytuł, jest to "podręcznik dla wyborców, zawierający wyniki wyborów w powiatach, okręgach, województwach, podobizny senatorów i posłów sejmowych oraz mapy poglądowe".

Można się z tego podręcznika dowiedzieć, że w Warszawie w okręgu wyborczym numer 1 prócz generała Józefa Hallera (życiorys na stronach 117-119) posłami zostali wybrani nie tylko Maksymiljan Apolinary Hartglass, adwokat, "zamieszkały w Warszawie, Leszno 48, m. 6" (s. 124) oraz Nojach Pryłucki, też adwokat, "zamieszkały w Warszawie, Leszno 28" (s. 126), ale nawet Majer Szapira, rabin zamieszkały w Sanoku, "autor kilkutomowego dzieła talmudyczno-pilpulistycznego na tle wiedzy astronomicznej p.t. «Imrej Daat»" (s. 125). Dalej bywa jeszcze gorzej. Na przykład w takim województwie białostockim na pierwszym miejscu znalazł się doktor Simche Binem vel Szymon Feldman (s. 138), wyprzedzając, niewątpliwie dzięki żydowskim machlojkom, proboszcza Stanisława Nawrockiego z Zabłudowa (s. 140). Albin Siwak chybaby się zapłakał, gdyby kiedykolwiek miał tę smutną książkę w ręku.

Krótko mówiąc: Żydów w niej nie brakuje, ale akurat o tych wileńskich, co to "strzelali z ukrycia i zabijali Polaków", nie ma ani słowa. Na wszelki wypadek przejrzałem jeszcze dwie inne podobne publikacje klanu Rzepeckich, by wykluczyć ewentualność, że Siwakowi od nadmiaru erudycji pomieszały się sejmy [5]. Niestety, Piłsudskiego bolejącego w Wilnie nad perfidią żydowską tam również nie ma [5a].

Bałamuctwo drugie. Zmyślony cytat z Jana Pawła II

Bałamuctwo to znajduje się zaraz pod bałamuctwem z Piłsudskim. Albin Siwak ciągnie bowiem dalej swoje uwagi o pomijaniu niewygodnych słów wielkich Polaków:

Tak samo, jak z cytowaniem papieża Polaka. Powtarza się to, co potrzebne w danej chwili i sytuacji. A papież ostrzegał również przed przystąpieniem do Unii Europejskiej. Był zwolennikiem wejścia, ale mówił o warunkach, na jakich powinniśmy wejść: "Nie możemy wejść do Unii jako naród w zasadniczą zależność od tych, którzy bezczelnie zgłaszają pretensje do naszych ziem historycznych, do odszkodowań za skutki wojenne. Ludzie, którzy tego nie wiedzą są naiwni albo są zdrajcami". (L'Osservatore Romano, styczeń 2005) (s. 17).

Jest to bałamuctwo wyjątkowo niegodziwe. "Nie możemy wejść do Unii jako naród w zasadniczą zależność od tych...". Mniejsza już o to, że w "L'Osservatore Romano" ze stycznia 2005 roku nie ma tych słów ani żadnej wypowiedzi Jana Pawła II o choćby zbliżonej wymowie [6]. Ale samo sugerowanie, że polski papież mógł w jakichkolwiek okolicznościach używać podobnie kulawej polszczyzny, uwłacza jego pamięci. To tak, jakby bezczelnie twierdzić, że Albin Siwak nie odróżnia przy murowaniu wiązania wozówkowego od główkowego. Za coś takiego po prostu daje się z miejsca w papę.

Bałamuctwo trzecie, najzabawniejsze. Historia arcybiskupa Kohna

Według dzisiejszego Albina Siwaka, niegdysiejszy stosunek PZPR do Kościoła był "nieszczęściem dla partii". Nic na to jednak nie można było poradzić, gdyż do partii zakradli się Żydzi ("dokonali tego swoim sprytem i chytrością", s. 21) i to oni "na plan pierwszy zawsze wprowadzali do programu walkę z Kościołem" (s. 21). Działo się tak dlatego, że to właśnie duchowieństwo przez wieki broniło ludność polską przed żydowskim zalewem. Biskupi wręcz ścierpieć nie mogli, że "ludność polska jest na wszelkie niecne sposoby niszczona i wykorzystywana przez Żydów" (s. 19).

Ale był też taki arcybiskup, który przypomina obecne postacie kilku biskupów. Był to arcybiskup Kohn, który otoczył się Żydami i cała jego polityka była skierowana przeciw Kościołowi katolickiemu. Narobił tyle zła w Kościele, że Pius X nie mógł już dalej tolerować jego antypolskich i antykościelnych wypowiedzi i decyzji. Został usunięty z Kościoła całkowicie w 1903 roku. Historycy to opisali. Arcybiskup ten zgromadził majątek, na który składały się nieruchomości i pieniądze. Przed śmiercią zapisał to wszystko gminie żydowskiej. Jego nazwisko Żydzi obecnie umieszczają wśród wybitnych postaci zasłużonych dla Żydów. Na nagrobku napisali mu tak:

"Arcybiskup Ołomuniecki Kohn, zasłużony Żyd polski dla swego narodu" (s. 19).

Arcybiskup Teodor Kohn to postać autentyczna, chociaż po części również literacka. Gdy w Przygodach dobrego wojaka Szwejka okazuje się, że "kapelan polowy Otto Katz, najdoskonalszy ksiądz wojskowy, był Żydem", narrator zaraz dodaje, iż "nie ma w tym zresztą nic osobliwego", bo "arcybiskup Kohn był też Żydem" [7]. Z kolei stryj Pepin, który podobno naprawdę widział arcybiskupa Kohna (ale może "naprawdę" tylko po hrabalowsku [8]), zapamiętał nade wszystko jego zapach:

- Byłoby tak samo, jak wtedy, gdy przyjechał do nas arcybiskup Kohn - oświadczył wuj Pepin. - Wołoch z żydowskiego nasienia, włosy jak len, złote binokle, na palcu pierścień w cenie kilku milionów, wyperfumowany niczym jaka marmuzela, aż się ten zaduch za nim płużył niczym dym za lokomotywą [9].

Z drugiej strony, wyperfumowany arcybiskup był także surowym gospodarzem i krótko trzymał swoich podwładnych:

No więc zaszedłem w zeszłym roku do rezydencji arcybiskupiej popatrzeć, jak tam teraz wygląda, powiadam wam, park zapuszczony, wszędzie kręcą się ludzie, tylko jakaś baba siedziała na ławce i wcinała jabłka. Gdyby to nieboszczyk arcybiskup Kohn widział! Zaraz by babę obsztorcował, dlaczego nie zamiata. On był nerwus, zwłaszcza w młodych latach, kiedy to nadleśniczy naszpikował go śrutem, bo smalił koperczaki do jego żony. W końcu arcybiskup, żeby być bliżej Boga, przeniósł się razem z gospodynią do Tyrolu [10].

Prawdopodobnie właśnie ta surowość i nerwy zwichnęły karierę arcybiskupa. Wdawał się w liczne konflikty, mnożył sobie wrogów (nie tylko na antysemickiej prawicy, ale także na antyantysemickiej lewicy [11]), namiętnie procesował się z prasą i ostatecznie został nakłoniony do rezygnacji z urzędu dla dobra Kościoła. Albowiem wśród wielu świętości, którym Kościół oddaje cześć, święty spokój należy do najbardziej umiłowanych.

A jak się ma do rzeczywistości to, co o arcybiskupie Kohnie napisał arcyczłonek Biura Politycznego Albin Siwak?

Otóż właściwie nic tam się nie zgadza. Ani arcybiskup Kohn nie "otoczył się Żydami" (bo jednak o księdza żydowskiego pochodzenia było w tamtych czasach trudno), ani nie został "usunięty z Kościoła całkowicie w 1903 roku". W marcu 1904 roku zrezygnował jedynie ze swego urzędu, najzupełniej dobrowolnie, ponieważ nie naruszył żadnych kanonów prawa kościelnego [12]. Nie zapisał też swojego majątku gminie żydowskiej, lecz dał ponad trzysta tysięcy koron na uniwersytet w Ołomuńcu, a wcześniej trzy miliony koron na uniwersytet w Brnie [13]. Nic też nie wiadomo o tym, by jego nazwisko Żydzi mieli obecnie umieszczać "wśród wybitnych postaci zasłużonych dla Żydów". Przeciwnie, Encyclopaedia Judaica w bardzo zwięzłej notce podkreśla, że Kohn podzielał antyżydowskie poglądy obecne wówczas w Kościele Katolickim, a potem sam padł ofiarą antysemityzmu [14].

Rzekomy napis na nagrobku arcybiskupa to rzecz jasna również zmyślenie.

Najśmieszniejsze jest jednak to, że Albin Siwak pisząc tę swoją przypowieść o niecnym Kohnie, był święcie przekonany, że Kohn to "Żyd polski", który na urzędzie arcybiskupa ołomunieckiego szkodził polskim katolikom ("Pius X nie mógł już dalej tolerować jego antypolskich i antykościelnych wypowiedzi i decyzji"). I tak oto Ołomuniec przeniósł się z pięknych Moraw na jeszcze piękniejsze stare polskie ziemie...

Najwyraźniej perfidia Czerwonych Żydów sięga już nawet geografii.

 

ps.

Na sowieckim portalu Neon24 i Zydo-komunistycznym WPS ogłoszono 7 dniowa żałobę

]]>http://kompromitacje.blogspot.com/2017/01/zmyslenia-albina-siwaka.html]]>

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.7 (12 głosów)

Komentarze

Jak to u nas powiadają- a, no właśnie.

Mam swoje zdanie co do Siwaka, tylko że już wcześniej i tu się komuś nie spodobało.

A bo on, panie, najeżdża na Żydów, no to na pewno wielki patriota, co odkrywa nam prawdę.

Komuch pełną gębą jak malowany i jak paru twardogłowych z nich, po '89 dalej związany z komunizmem, który marzycielsko chcieli uratować. Gorzej, że biegali po neoendeckich, bardziej endekomunistycznych kanapach, przez co, wraz z antysemityzmem, stawali się kojarzeni z prawicą- tak się nawet określali ich wyznawcy, pogrobowcy "Grunwaldu". Trochę to trwało, jeszcze po rozpadzie LPR i po czasach Samoobrony nawet.  Podobnie Poręba, Jeznach i paru innych- co za zdziwienie, że kojarzeni z komuną, SB, galopującym antysemityzmem a miłością do ruskich, wielu było powiązanych ze sobą a i trochę było na NE (paru jest dalej na kacapskim neonie, o ich najmniej wybrednych zwolennikach nie wspominając).

 

Vote up!
6
Vote down!
0

„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin

#1585716

Na neonie nadal żałoba

Vote up!
8
Vote down!
0
#1585762

Za swoimi bandyckimi szefami Jaruzelem i  Kiszczakiem i uniknął rozliczenia, bo żydokomuna w togach nie pozwoliła ich rozliczać, A to dzięki Dudzie i jego wetom co do sądów, by żydokomuna dalej rządziła w sądach i ferowała dalej wyroki, czego widzimy na co dzień, te kuriozalne wyroki.

I gdy stanie przed Panem, tam już mafia w togach mu nie pomoże. Tam u Pana jest prawdziwa sprawiedliwość.

Pozdrawiam.

Vote up!
2
Vote down!
0

Jestem jakim jestem

-------------------------

"Polska zawsze z Bogiem, nigdy przeciw Bogu".
-------------------------

Jestem przeciw ustawie JUST 447

#1586023

 mordujących Polaków i polskich patriotów niepełne podstawowe wykształcenie. Z agentem zbrodniczego, stalinowskiego NKWD i twórcy stalinowskiej partii PPR W. Gomułką włącznie.

A jednym z najbardziej zaufanych sowieckich agentów, agenta NKWD tow. Gomułki ze stalinowskiego PPR, a później PZPR — był przedwojenny łódzki tkacz Kazimierz Witaszewski, później bardziej powszechnie znany jako gen. gazrurka… Bolszewicki jenierał gazrurka był przeciwny jakiejkolwiek liberalizacji lub komunistycznej odwilży w sowietyzowanej PRL. Na pytanie, kto jest winien odwilży jaka jednak po śmierci Stalina nastąpiła — gen. gazrurka bardzo jednoznacznie odpowiadał: "Rasa, prasa i te, co mają maturę"...

Takiego swojego gazrórkę miała także mafijna PO Tuska. Był nim Janusz Palikot, jeden z najbardziej zaufanych ludzi byłego marszałka Komurusiego, a później (p)rezydenta PRL-bis z ramienia zdrajców i przestępców z WSI.

Vote up!
3
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1586027