Adieu Frans

Obrazek użytkownika Traczew
Świat

Jest porozumienie w Brukseli w sprawie najwyższych stanowisk unijnych. Pomijając już absurdy tej procedury w której do tych najwyższych stanowisk zalicza się przewodniczący Parlamentu - bo członkowie Rady Europejskiej, prezydenci i premierzy, to przecież szefowie władzy wykonawczej, a podejmują decyzję w sprawie PE (który zresztą władzą ustawodawczą nie jest) a takim dziwnym gremium o pozorach parlamentu. 

Szefową KE zostanie pani Ursula von der Leyen, aktualnie minister obrony w rządzie niemieckim. O Niej może trochę późnij. Najważniejszym efektem ustaleń szczytu jest bez wątpienia porażka "państwa M" czyli Merkel i Macrona. Otóż "ci państwo" na szczycie w Osace przed tygodniem, pogadali sobie z premierem Hiszpanii Sanchezem i Holandii Rutte i ustalili, że zamiast Webera który początkowo był proponowany przez Mutti, ale został zablokowany przez Macrona, kandydatem będzie Timmermans, socjalista z Holandii. Po Timmermansie można sporo napisać, ale wystarczy wspomnieć ze swą pozycję w KE budował przez ostatnie 3 lata na podniecaniu konfliktów z Polską i Węgrami. Nie trzeba dodawać, że jako szef KE byłby dla Polski niebezpieczny. Nie dziwi więc, że Polska i inni szefowie rządów V-4 założyli veto. Dogadano się też, co było niezwykle istotne, z premierem Włoch Conte, który również kontestował kandydaturę Timmermansa. V-4 wsparte przez Włochy uzyskały poważny potencjał polityczny w RE. Ta piątka przyciągnęła inne państwa: Chorwację, Estonię i Irlandię. Niechęć deklarowała również Litwa i Rumunia. Przez 2 dni "stare" państwa unijne usiłowały posadzić na stołku szefa KE Timmermansa, ale chyba wczoraj wieczorem okazało się, że Frans jest nie do przyjęcia. Powiedział to wyraźnie premier Conte, stwierdzając że szefowie 10-11 państw Timmermansa nie chce. I zabawy personalne zaczęły się od nowa.

Zablokowanie Timmermansa jest porażką "duetu" MM. Okazało się że tandem niemiecko-francuski nie dominuje już nad "resztą" i nie "ciągnie" z taką siłą jak dawniej. Wprawdzie Merkel posadziła von der Leyen na fotelu szefa KE, a Weber będzie przez pół kadencji szefem PE, ale okazało się, że nie może przeforsować swych koncepcji. Na zupełnego durnia wypadł Macron. On przecież miał już Barniera jako kontrkandydata Timmermansa, na stołku szefa KE, na którego zgadzała się V-4. Ale on go nie chciał bo to gaullista (były). No więc "dostał" Lagarde szefową MFW, która będzie szefową EBC we Frankfurcie. Ona jest wprawdzie Francuzką, ale ma własny potencjał i Macron nie był w stanie oponować, zresztą szefostwo EBC to dla Macrona ważne stanowisko biorąc pod uwagę finanse francuskie. Sanchez do końca wspierał Timmermansa, więc dostał stanowisko szefa europejskiego MSZ (Borrell - MSZ Hiszpanii) i się uspokoił.

Trzeba także podkreślić, że cała akcja przeciw Timmemansowi byłaby bardzo trudna, gdyby nie bunt w Europejskiej Partii Ludowej, gdzie wielu polityków wypowiedziało się przeciw Holendrowi, socjaliście, argumentując, że skoro EPL wygrała wybory, to powinna otrzymać szefostwo KE. 

W sumie więc trzydniowe "zapasy" w Brukseli okazały się korzystne dla grupy państw kontestującej "ustalenia" w Osace. A dla rządu PiSu zwłaszcza. W odbiorze społecznym premier rządu pisowskiego (z kumplami) "utrącił" tego polityka KE który najbardziej zawzięcie atakował Polskę, wygłaszając przy okazji bzdury. No i był "aktywny" w kampanii wyborczej do PE w Polsce, wspierając postkomunistę Cimoszkę i Wiosnę Biedronia. No bezczelny typ. Rząd PiSu będzie próbował zdyskontować ten niewątpliwy sukces jakim jest uwalenie Timmermansa - zresztą to już widać w mediach. To wcale nie dziwi, bo porażka Timmermansa to dla opozycji klęska. Komisarz KE który "bronił" demokracji w Polsce, wspierał "demokratyczną opozycję" dostał mata, a polski premier się temu znacznie przysłużył. Ciekawe jak strawi to Schetyna i politycy opozycji, nasz Adaś, celebryci i popierający PO "uczeni". Zadławią się przynajmniej na dobę i będą milczeć. Zwłaszcza, że ich ulubione hasełko: "Polska w Unii Europejskiej nic nie znaczy" okazało się bzdetem i czczym wymysłem. Trudno będzie powtarzać slogan 27:1. Jednym słowem dzień dzisiejszy nieźle się skończył.

Nowa szefowa KE uważana jest za najgorszą minister w rządzie Merkel, a stan Bundeswehry, za co odpowiada, jest fatalny. Zobaczymy jak się spisze na nowym stanowisku. "Miodów" KE z Polską nie będzie, ale Ursula to nie Frans.

Tekst opublikowany też na S24

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)