Węgry, kraj bajkowy….

Obrazek użytkownika Stary Belf
Świat

Od 15 sierpnia konsumowałem swój należny, prawie trzytygodniowy urlop, potem musiałem jeszcze przetrawić to co zobaczyłem. A zobaczyłem dużo, choć chciałbym zobaczyć o wiele więcej….

Węgry, a przede wszystkim Budapeszt. Rok temu byłem w Wiedniu, teraz w Budapeszcie. Dwie stolice upadłego sto lat temu państwa Habsburgów. Dzisiejszy Wiedeń to miasto kosmopolityczne, na skutek znacznego napływu emigrantów z Bliskiego Wschodu, w szybkim tempie upodabniające się do Stambułu czy Kairu, gdzie w miarę czyste są jedynie główne ulice miasta, z przeraźliwym hałasem. I te wszechobecne, krążące z kąta w kąt, grupy męskiej młodzieży muzułmańskiej, których głośne zachowanie budzi przerażenie wśród białych przechodniów. A policajów nie widać….

I Budapeszt…. Miasto bajkowe. Bajkowa architektura secesyjnych kamienic, kościołów, budynków użyteczności publicznej (ten jakby koronkowo utkany parlament, czy zamek Vajdahunyad stanowiący pierwowzór rysowanych warowni Disneya czy zamków tworzonych przez śp. Janusza Christę w baśniach dla dorosłych) i pomników. Właściwie to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy w Budapeszcie, to właśnie ta mnogość pomników i to pomników niezwykłych. Np. idąc naddunajskim bulwarem od parlamentu w stronę Mostu Elżbiety natkniemy się na cztery niezwykłe monumenty. Pierwszy to pomnik węgierskiego poety Attili Jozsefa. Attila Jozsef usiadł nad brzegiem Dunaju i wygląda tak, jakby za chwilę, z kieszeni marynarki miał wyjąc kanapkę, zawiniętą w papier pakowy. Inny pomnik, to kamienne buty, poświęcony pamięci Żydów, rozstrzelanych w lecie 1944 roku na brzegu Dunaju. Przed rozstrzelaniem, oprawcy nakazali Żydom zdjąć buty i dlatego na Dunajem postawiono te kamienne buty. Dalej na bulwarze jest pomnik dziewczyny i jej psa. Dziwne, dla mnie było, że ktoś pomyślał, by upamiętnić właśnie dziewczynę z psem, ale w bajkowym mieście i dziewczyna bawiąca się z psem ma swoje miejsce zaklęte w brązie. No i ostatni z pomników, znajdujących się na naddunajskim bulwarze to pomnik Małego Księcia w błazeńskiej czapeczce.

Ale nie tylko nad budapesztańskim Dunajem znajdziemy osobliwe pomniki. Na ulicy Prater (tak, tak, Prater jest nie tylko w Wiedniu….) jest pomnik Chłopców z Placu Broni. W parku miejskim, niedaleko placu Bohaterów (Hosok Tere) i cudownego zamku Vajdahunyad, jest pomnik Anonymusa, pierwszego węgierskiego kronikarza, przypominający postać z mrocznych horrorów. Ale to nie wszystkie niezwykłe pomniki, bo przecież nie widziałam, ani pomnika Imre Kalmana ani porucznika Columbo. No, to jest powód, aby do Budapesztu wrócić….

Nie tylko w Budapeszcie znalazłem osobliwe monumenty. W oddalonym o 50 km Szeksefehervar, gdzie w katedrze spoczywają doczesne szczątki węgierskich królów, są pomniki linoskoczka i cioci Kati, biednej babuleńki, pchającej załadowany dobytkiem wózek. No, a w oddalonym o 10 kilometrów od Szeksfehervar miasteczku Tac znajdują się ruiny starożytnego miasta Gorsium. Gdy chodziłem po ruinach Gorsium temperatura powietrza sięgnęła 42 stopni Celsjusza, więc miałem taki przedsmak Pompei.

Węgry to nie tylko niezwykłe pomniki. To także kultywowana pamięć o ostatnich Habsburgach. W kościele św. Macieja w Budzie jest kaplica poświęcona Franciszkowi Józefowi I i cesarzowej Sissi, gdzie można podziwiać replikę korony św. Stefana, którą ukoronowano Najjaśniejszego Pana (wszak w tym roku wypada 150 rocznica koronacji Ferenca Jozsefa na apostolskiego króla Węgier). Ponadto, w każdej świątyni katolickiej, którą odwiedziłem znajduje się portret, popiersie czy ołtarz poświęcony bł. Karolowi, ostatniemu królowi Węgier i ostatniemu cesarzowi monarchii austro-węgierskiej. Nierzadko bł. Karol jest przedstawiony w towarzystwie swojej małżonki, cesarzowej Zyty. Pamięć o ostatnich Habsburgach na Węgrzech jest bardzo silna, co stoi w opozycji do sąsiedniej Austrii, gdzie odniosłem wrażenie, że historia zaczęła się wraz z kanclerzem Bruno Kreiskym, a Habsburgowie to była jakaś dynastia zaborcza, narzucona Rakusom siłą, jak Polakom Romanowowie czy Hohenzollernowie, a większości Niemców naziści ;) .

No, a ponadto na Węgrzech najadłem się do syta…. Wbrew utartej opinii potrawy, które jadłem wcale nie były ostre i naszpikowane papryką. Natomiast serwowane porcje przyprawiłyby o zawrót głowy nawet takich żarłoków jak Onufry Jan Zagłoba czy sierżant Garcia. Dobrze, że można było zabrać to, co niezjedzone na wynos. Szczególnie przypadła mi do gustu kuchnia pani Judyty, właścicielki gospody pod św. Krzysztofem w Szantod. Wszystkim Czytelnikom, którzy będą w tamtych okolicach polecam zupę rybną (halaszle) i zupę gulaszową. Szantod, Szent Kristof etterem.

Wiem, że wielu Czytelników tut. bloga napisze: A tam byłeś? A tamto widziałeś? Nie, w wielu miejscach nie byłem i wielu rzeczy nie widziałem. Ale to jest powód, aby na Węgry jeszcze wrócić, wszak „Lengyel, magyar – ket jo barat, együtt harcol, s issza borat”, a ponadto do bajek z dzieciństwa też tak chętnie wracamy….

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.7 (8 głosów)

Komentarze

Jest też w Budapeszcie inny, poruszający pomnik, niesłusznie pomijany w programach zwiedzania (zwłaszcza tych zorganizowanych). Schodząc z Baszt Rybackich (Halászbástya) drogą za hotelem Hilton, znajdziemy "pomnik" a w zasadzie wkomponowaną w mur rzeźbę, spadającego głową w dół człowieka. To postać Petera Masfelda, zamordowanego przez władze komunistyczne, na fali represji po 1956 roku.

Dlaczego akurat Peter doczekał się upamiętnienia, skoro ofiar było kilkanaście tysięcy? Otóż ten czynnie zaangażowany w powstanie piętnastolatek był najmłodszą ofiarą procesów sądowych, w których zamordowano ponad tysiąc osób. Jednocześnie stanowił pewien problem, nawet dla komunistycznego "wymiaru sprawiedliwości" - otóż w chwili ogłoszenia wyroku nie miał ukończonych 18 lat, co uniemożliwiało wykonanie KS. Łaskawe władze "węgierskie" odczekały więc aż osiągnie pełnoletność i powieszono go 11 dni po osiemnastych urodzinach.

Nietypowy pomnik, odwołuje się do brawurowej ucieczki Petera, który po aresztowaniu w 1958 zdołał zbiec, skacząc z 4 metrowej skały na Wzgórzu Róż (łamiąc przy okazji rękę).

Zajrzyjcie do Petera gdy będziecie w Budapeszcie,

pozdr...

/benjamin

Vote up!
4
Vote down!
0
#1548167

Te pierwsze miasta są zbudowane porządnie, bogato, ale brak im ducha, te drugie z fantazją i czymś takim niewypowiedzianym  - genius loci? - co urzeka i zmusza, aby tam powracać. Ale faktycznie oprócz Budapesztu bajkowo jest nad Balatonem, który objechaliśmy dookoła, te wspaniałe restauracyjki z klimatem nad jego brzegiem. Polecam autorowi bajkową zabudowę Heviz - altanka na ciepłym jeziorze i piękny zamek Kesthely,  położone na przeciwległym do Szekesfehervar końcu Balatonu. I mogłabym jeszcze tak dłuuugo, dłuuugo pisać, ale muszę lecieć do pracy.

 

Vote up!
2
Vote down!
0

parodystka

#1548188

Warszawa na dziś to miasto z ducha amerykańskie, jak Denver czy Baltimore lub Milwaukee. Z jakimiś tam rzadkimi secesyjnymi budynkami, z ulicami w większości przecinającymi się pod kątem prostym. Zawdzięczamy to Niemcom.

Ale Warszawa w przeciwieństwie do Wiednia jest CZYSTA i SCHLUDNA.

W ogóle obecne miasta niemieckie, a byłem i w Wiedniu i Berlinie, a córka była w Stuttgarcie, z uwagi na niekontrolowany napływ nachodźców zaczynają przypominać Kair tudzież Karaczi czy Algier. Jest brudno, poza kilkoma głównymi ulicami i otoczeniem drogich hoteli i restauracji.

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#1549725