SONETY WOŁYŃSKIE [I]

Obrazek użytkownika Sławomir Tomasz Roch
Kultura

Dominopol perłą Ziemi Wołyńskiej                                              

 

Perła Wołynia, kresowych orłów stanica.                                                      

Trwa mężnie w stepie, gotowa do skoku lwica.                                              

W dawnych dziejach osadzona, na szlacheckim rodzie.                                 

 W pracy i służbie moc hartuje, polski narodzie.                                             

 

Orzech, grusza, drzew mrowie, kwieciem strojna okolica.                            

Tonie w słońcu, wsi kolorach, rajska winnica.                                               

Gniady ogier mknie w łące, wzrusza owce przy brodzie.                               

Wstał pastuch żywo, ki pierun? Marzy o pogodzie.                            

 

Już mu Gienia ciasto niesie, cieszy chłopisko.                                    

 I zna i widział, napatrzeć nie może. E! Miłowanie.                            

 A ona wraz daje racuchy i miód, mleka dzbanisko.                           

 

U brzegu Turii igrzyska, słychać żab rechotanie.                                           

Ryby się rzucają, a majtek trzyma wędzisko.                                                  

Po krzakach i na łące ptactwo swawoli wdzięcznie.                          

 

Rzeź Dominopola                  

W noc czarną otchłań zieje, czerwona rakieta.                                              

Głuchą ciszę krzyk rozdziera, pisk i płacz dziecięcia.                         

Pandory cna pękła, wąż bierze wieś w objęcia.

Idą w ruch siekiery, noże, kona w krwi kobieta.                                      

 

To Bandery przyszli w „gościnę” i ich etykieta.                                             

Dobrodziejów strzelają, orła z niemowlęcia                                      

„Dobrze pofrunął, znać Lach!” To nie do pojęcia!                           

Innych wolno szlachtują, zwierza; królewięta.                                               

 

Płyną straszne godziny, już świta, Niedziela.                                     

Mord nie ustaje, wróg polowanie poczyna.                                                    

Jak wprawny myśliwy szuka ofiar, razów udziela.                                         

 

Drżą żywi, wzywa Boga przebita dziewczyna.                                               

Tu i ówdzie dziękują, że obornik smród wydziela.                                          

Groch skubie łakomie i swoich patrzy chłopczyna.                            

 

Pani Antoninie Sidorowicz z d. Turowska, która jako szczęśliwe dziecko i urodziwa panna wzrastała w polskiej wsi Dominopol, a której banderowcy wymordowali podczas gwałtownego  pogromu w Dominopolu z 10 na 11 lipca 1943 r., z najbliższej rodziny 47 osób (wg relacji naocznych świadków).

Antonina Sidorowicz: Z mojej rodziny najbliższej zginęli wtedy:

1. Moi kochani rodzice Maria lat ok. 65 i Aleksander lat ok. 70 Turowscy, oraz moje rodzone siostry: Ewa lat ok.40 i jej mąż Antoni Turowski lat ok. 42, ich dzieci: Ryszard lat ok. 13, Roman lat ok. 10 i Romualda lat ok. 4.

2. Druga moja rodzona siostra Anna lat ok. 33 i jej mąż Franciszek Iwanicki lat ok. 35 oraz ich dzieci: Zbysław lat ok. 12 i Roman lat ok. 11.

3. Trzecia moja rodzona siostra Stanisława lat ok. 35 oraz jej mąż Stanisław Iwanicki lat ok. 30 i jedna dziewczynka ok. 1,5 roczku, imienia nie pamiętam.

4. Czwarta moja rodzona siostra Eugenia lat ok. 18, była jeszcze panną.

5. Pierwszy rodzony brat Władysław Turowski lat ok. 30 i jego żona Weronika lat ok. 25 i ich dzieci: Alina lat ok. 3 oraz drugie dziecko - niemowlę około 1 roczku, wydaje mi się, że to był chłopczyk.

6. Drugi rodzony brat Adam Turowski lat ok. 25 i jego żona Władysława lat ok. 20 oraz ich jedno dziecko-niemowlę 1 roczek, chłopczyk.

7. Trzeci rodzony brat Edward lat ok. 16, był jeszcze kawalerem.

8. Razem z Władkiem i Weroniką mieszkała moja ciocia Katarzyna Majewska lat ok. 60.

 

W Dominopolu zginęli także z mojej rodziny:

9. Pierwszy mój stryj Adolf Turowski lat ok. 70 i jego żona Maria z domu Czyżewska lat ok. 65 oraz ich dzieci: syn Mikołaj lat ok. 40 i jego żona Dominika lat ok. 35 oraz ich troje malutkich dzieci, chłopcy i dziewczyny, imion niestety nie pamiętam. Mikołaj był gajowym w lesie Świnarzyńskim i mieszkał na skraju lasu.

10. Córka Adolfa i Marii Adela Krawiec lat ok. 35 i jej mąż chyba Stanisław lat ok. 38 oraz ich dzieci: córka Bronisława lat ok. 25, druga córka Maria lat ok. 20 oraz syn lat ok. 13.

11. Drugi mój stryj Julian Turowski lat ok. 60 i jego żona Maria lat ok. 55 oraz ich dzieci: córka Władysława lat ok. 30 i jej mąż Leon lat ok. 32, nie pamiętam ich nazwiska oraz ich dzieci: syn Antoni lat ok. 7

12. Syn Marii i Juliana Stanisław Turowski lat ok. 30, został zmobilizowany do armii polskiej jeszcze w 1939 r. i już więcej na Wołyń nie wrócił. Jest nam jednak wiadome, że dostał się do niewoli niemieckiej, tam przeżył wojnę i zamieszkał na zachodzie Polski, gdzie ożenił się i założył swoją rodzinę, już zmarł.  

13. Trzeci mój stryj Stanisław Turowski lat ok. 45 i jego żona lat ok. 35 oraz ich troje dzieci. Najstarszy syn pojechał do Niemiec na roboty, chyba w 1942 r. .

14. Moja cioteczna siostra Antonina Karagin lat ok. 23 i jej dwoje dzieci, imion nie pamiętam. Mąż Antoniny chyba Bolesław Karagin lat ok. 25, został przez Niemców zabrany na roboty jesienią 1942 r. Po wojnie wrócił jeszcze do Włodzimierza Wołyńskiego, ale co się z nim stało potem już nie wiem. Rodzice ciotki Antoniny umarli podczas pierwszej wojny światowej na tyfus.

oraz setkom innych ofiar tego ludobójstwa, na wieczną pamiątkę poświęcam: kwiecień 2003 r. Zamość

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)