POEZJA KRESOWIAN [5]

Obrazek użytkownika Sławomir Tomasz Roch
Kultura

  Moje spełnione marzenie!    

 

Moja mamusia opowiadała

Jaka tragedia się w Kątach stała

Gdy jednej nocy nad ranem

Straciła swoją najbliższą rodzinę kochaną.

 

Zamordowano tam moich dziadków

Zginął mój tatuś oraz brat mój

Spalone ciała nazajutrz rano

W jednej trumience pochowano.

 

Moja mamusia zrozpaczona

Została w stanie błogosławionym

Cóż jej zostało po tej tragedii

Wsiąść do pociągu i jechać do guberni.

 

Urodziła mnie w styczniu czterdziestym czwartym

Zdrową, malutką, trochę rozdartą

Widocznie czułam przez swoje ciało,

Że mi tatusia brakowało.

 

Kiedy wchodziłam w dziecięce lata

To jedynego mi brakowało, gdzie jest mój tata

Jak ta tęsknota ogromna była

Nie jedną łzę z moich oczu uroniła.

 

Gdy dorastałam i się tułałam

I zrozumienia ciągle szukałam  

Czułam, że moja rodzina w niebie

Pomoże mi, jak będę w potrzebie.

 

Tak też stało i się spełniło

Gdy własną rodzinę założyłam

Dwójkę dorodnych dzieci wychowałam

I w końcu babcią zostałam.

 

Ale tęsknota wciąż doskwierała

Gdybym coś więcej się dowiedziała

O moich bliskich co w Lubomlu leżą

Bo pamięć o nich, wciąż się należy.

 

I jak to często się w życiu zdarza

Znalazła się dobra Jadzia

Którą mi Bóg postawił na drodze

Po której, już od kilku lat chodzę .

 

Towarzystwo Krzemieńca do którego wstąpiłam

Moje marzenia bardzo spełniło 

Tak wiele rzeczy, kórych nie znałam

To w Towarzystwie się dowiedziałam.

 

Pomnik rodzinie wybudowałam

Swoje uczucia na to przelałam

Jak ja się cieszę, że tak się stało,

Że ja korzenie swoje poznałam.

 

Wszystko co mogę rodzinie przekazuję

Niech młodsze pokolenie tradycje piastuje,

By pamiętali o tej tragedii

I ciągnęli dalsze wątki historii.

 

Jak moje życie się bardzo zmieniło,

Że będę się nad grobem rodziny modliła,

Że jednak było mi dane

Odwiedzić Luboml i grób rodziny ukochanej. 

 

Stanisława Węgorek z d. Macegoniuk

 Lublin 12 maja 2012 rok

 

Urodziłam się w styczniu 1944 roku we wsi Kąty, pow. Luboml na Wołyniu, tutaj mieszkała moja rodzina do dnia, w którym wydarzyła się ta tragedia. Był świt 30 sierpnia 1943 roku, gdy na wieś Kąty napadli zbrodniarze z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Z mojej rodziny zginęli niemal wszyscy, cudem wyratowała się mamusia, a wychowaniem mnie zajęła się moja babcia Maria Pawliczuk. Powoli ocalałe z rzezi wołyńskiwj rodziny, zaczęły się osiedlać po tej stronie rzeki Bug, były to miejscowości: np. Rawicz, Szczecinek, Chutcze,Weremowice.

Dorastałam wspierana przez rodzinę mojej mamusi, ale bywały momenty w moim życiu bardzo trudne, nie wierzyłam, że mój tatuś nie żyje śniłam, tęskniłam, że któregoś dnia wróci. Czułam jakiś lęk, nie umiałam wielu rzeczy zrozumieć. Mamusia z babcią bardzo często wieczorami, opowiadały o tragedii Wołyńskiej, śpiewały piosenki ukraińskie, podczas rozmowy mówiły ich akcentem. To co opowiadały musiało mi wystarczyć.

Od kilku lat zaczęłam zagłębiać się w ten temat i trafiłam przypadkowo na osobę, która pokierowała mnie do Towarzystwa Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko Podolskiej. Już na pierwszym spotkaniu Pan Prezes dr Leon Popek (IPN) powiedział, że spoczywa na mnie obowiązek postawienia przynajmniej drewnianego krzyża na cmentarzu w Lubomlu. Dało mi to bardzo dużo do myślenia i w 2012 roku dzięki Panu Popkowi, Panu Anatolowi Sulikowi z Kowla, ufundowałam pomnik swojej tragicznie zamordowanej rodzinie.

Jaką ogromną ulgę poczułam, że  mogłam po 68 latach poświęcić pomnik jeszcze za życia mojej mamusi. Sytuacja ta wpłynęła na mnie bardzo pozytywnie, nie umiem tego po prostu określić, co czuję chyba tylko Pan Bóg wie i ja, że jednak było mi dane odwiedzić Luboml i grób rodziny ukochanej. Moje dzieci ze mną odwiedzają teraz grób i palą znicze, a ja ile mogę przekazuję im jak najwięcej.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)