13 grudnia 1981. Bolesna rocznica... Quo Vadis Polonia?

Obrazek użytkownika nasza szkapa
Kraj

13 grudnia 1981. Bolesna rocznica... Quo Vadis Polonia?


]]>http://www.tekstowo.pl/piosenka,lech_makowiecki,quo_vadis_polonia_.html]]>

W czasopiśmie Twoja Gazeta Berlin z dnia 28 listopada 2011 r. Nr. 10 ukazał się mój tekst o 13 grudnia - roku pamiętnego - 1981. Zamieszczam go bez jakiejkolwiek korekty. Kopię (oryginał cz-b) pierwszej strony (okładki) Przekroju z 13 grudnia 1981 r. Nr. 1419 wykonałem z otrzymanego od redaktora śp. Zbigniewa Turka wydania. Większa część tygodnika została aresztowana w dniu wydania. Uważam, że warto wrócić pamięcią do wojen polsko-polskich i słownych bijatyk. Również do ich katastrofalnych rezultatów. Daj Boże zdrowie, bo coraz gorzej..., z rozumem.

 Tekst:
 

 

XXX rocznica wojny polsko-polskiej

Pierwsze wyroki

Ostra amunicja, użyta przeciw górnikom i innym demonstrantom, spowodowała wielką tragedię w kopalni „Wujek”. Pamiętamy! Bezpośredni sprawcy, właśnie usłyszeli pierwsze wyroki. Na ukaranie wydających rozkazy, w tym twórców tej polskiej apokalipsy, przyjdzie nam jeszcze poczekać. Czy się doczekamy...?

Bolesna rocznica, okrutne doświadczenia i dzisiejsza bezsilność. Ale też i duma. Wielu z nas, bardzo ryzykując, włączyło się w ruch oporu przeciw komunistycznej władzy. W tamtym czasie, uliczne starcia z MO i jej specoddziałami ZOMO, były nie do uniknięcia.

Stan wojenny, stan opłakany

                30 lat minęło od pamiętnej niedzieli, której skutki odczuwamy po dzień dzisiejszy. Opisy wydarzeń, zarówno tych wyprzedzających, jak i tych w pełni konfrontacyjnych, w latach trwania tzw. wojny polsko-jaruzelskiej, możemy znaleźć w wielu miejscach. Oficjalna data zakończenia stanu wojennego w 1983 r. kojarzyć się może z amnestią, którą zawdzięczamy polskiemu Papieżowi Janowi Pawłowi II.

                My, „żołnierze Solidarności”, opuściliśmy gdańskie więzienie przy ul. Kurkowej 26 lipca 1983 r. Podziemna działalność była autentyczna. Najazdy na mieszkania, przesłuchania, 48 godzinne „dołki”, „ścieżka zdrowia”, „twarde łoża”- to przeżywaliśmy każdy z osobna oraz nasze rodziny.

                Gdy zapytano mnie kiedyś, co najbardziej utkwiło mi w pamięci z tamtych czasów, pominąłem „tortury” okrutnej do bólu bezpieki, wracając pamięcią do chwil mojego aresztowania. Zostałem dowieziony do Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku i postawiony przed obliczem umundurowanej, obwieszonej medalami, wojskowej szarży do generała włącznie. Pierwszym, który się do mnie zwrócił, był... mój kolega z roku i grupy. Podczas studiów, nie miał z wojskiem nic wspólnego.

                Nie muszę chyba nikogo zapewniać jak bardzo byłem zdziwiony. Po latach opowiedział mi o swojej „karierze”. Do roku 89 trwaliśmy w paskudnej i smętnej rzeczywistości, reglamentowanej miesięcznymi kartkami na żywność i paliwo. Wprowadzone sklepy tzw. „komercyjne”, powstały dla ludzi z pełnym portfelem. Twórcy i współorganizatorzy tej narodowej traumy, mogli zaopatrywać się w sklepach za „żółtymi firankami”, przy komitetach wojewódzkich PZPR. Funkcjonowały one aż do 1990 r., kiedy to na ostatnim zjeździe partii padła komenda: „Sztandar wyprowadzić”. Dzięki transmisji telewizyjnej z Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, usłyszała te słowa cała Polska, wcześniej, w tej samej TV usłyszeliśmy z ust Joanny Szczepkowskiej: „4 czerwca 1989 r. zakończył się w Polsce komunizm”. Naród odetchnął z ulgą.

13 grudnia roku pamietnego...

W sobotnie, chłodne popołudnie wróciłem do Trójmiasta z kolejnej wyprawy po Polsce, gdzie wspomagałem tworzące się nowe struktury związkowe, w zakładaniu tzw. sekcji pracowniczych (branżowych). Byłem wtedy etatowym pracownikiem „Solidarności” i Delegatem Zarządu Regionu. Współtwórcą nowych zapisów w statucie NSZZ „Solidarność” był śp. Prezydent RP Lech Kaczyński. Mnie przypadło wówczas utworzenie jednej z pierwszych i największych sekcji procowniczych w Polsce. Skupiła ona wszystkich związkowców Polmozbytu oraz fabryk samochodów osobowych (Fiat) i autobusów (Jelcz), a także pracowników prywatnych warsztatów samochodowych, wraz z Centralą Techniczną Handlu i Motoryzacji w Warszawie. Ponad 40 tys. związkowców. W wyborach zostałem jednogłośnie wybrany przewodniczącym ogólnopolskiej sekcji pracowniczej. Zgodziłem się. Ta branża miała przed sobą wspaniały program rozwoju.

Wróciłem więc do domu, gdy tymczasem... Późnym wieczorem, zaczęły nadchodzić niepokojące wieści. Na ulicach pojawiło się mnóstwo patroli milicyjnych. Gdzieś, ktoś, widział, że pod Gdańskiem i Gdynią zgrupowano czołgi i transportery opancerzone. Uspakajaliśmi się z kolegami nawzajem, że obraduje „Krajówka”, że to demonstracja siły i nic więcej.

Gdy urwał się kontakt telefoniczny, zrozumieliśmy, że dzieją się rzeczy poważne. Poprzez kolejową centralę PKP przy dworcu w Sopocie, uzyskaliśmy potwierdzenie najgorszego. Gdy w końcu w telewizorach pojawił sie towarzysz gen. „Spawacz”, dosłownie „odjechaliśmy z wrażenia”. Władzę przejął WRON. Gdy rano stanęliśmy pod siedzibą „Solidarności” w Gdańsku-Wrzeszczu, gdzie zebrał się już tłum, widok był niesamowity – większość w milczeniu stała z przerażeniem i łzami w oczach! Ktoś coś mówił z okna siedziby (członek KK – Wądołowski?), o aresztowaniu wielu osób i zniszczeniach, jakich dokonano w siedzibie Związku. Poszliśmy zobaczyć je na własne oczy.

Zniszczony sprzęt

Nikt nam nie utrudniał dostępu. Nie było w pobliżu żadnych formacji milicji ani wojska. Poza przejeżdżającymi obok, Al. Grunwaldzką wozami bojowymi typu SKOT. Na parterze była drukarnia związkowa, wyposażona w najnowocześniejszy japoński sprzęt poligraficzny. Widok jaki się nam ukazał, był porażający. W nocy, przy użyciu prawdopodonie ciężkich młotów, kilofów i stalowych łomów, zniszczono najważniejsze elementy offsetowych maszyn drukarskich i stojące obok pulpity sterownicze. Zrobiono to ze znajomością rzeczy. Biura wraz z wyposażeniem wyglądały podobnie, jak po przejściu tajfunu.

Zdecydowałem, że trzeba się ukrywać, udawało mi się to około dwóch tygodni. Wpadłem w ręce patrolu wojskowego, który czekał na mnie pod moim domem, wówczas zostałem tylko pouczony i ostrzeżony, że grozi mi wysoka kara, do kary śmierci włącznie.

Aresztowano mnie dopiero w styczniu 1983. Wpadła wówczas cała nasza zakonspirowana trójka, zajmująca się organizacją kolejnych punktów poligraficznych i kolportażem wydawnictw podziemnych.

Po wpadce, pomoc dla rodzin osadzonych więźniów politycznych (również mojej) nieśli: komitet prymasowski przy kurii gdańskiej, parafia św. Brygidy (Śp. Ks. Prałat H. Jankowski) oraz Caritas.

Lata stracowe, życia pokręcone

                Gehenna stanu wojennego wszystkim jest znana. Nikt i nic nie zwróci, straconych lat i ekonomicznego zacofania Kraju. Polskę opuściło ponad milion wspaniałych ludzi. Ta migracja rozjechała się po całym świecie. Nielicznym udało się zasymilować społecznie i zawodowo. Niektórzy wrócili. „Solidarność:..., prawie 10 milionowa struktura przestała istnieć z mocy nielegalnego dekretu ówczesnej Rady Państwa. Zbudowane struktury, nigdy już nie powróciły do stanu pierwotnego. Reaktywacja „Solidarności” nie spełniła oczekiwań. Jej reprezentatywność podczas tzw. Okrągłego Stołu, stała się przyczynkiem wielu nieporozumień. Rozsypały się więzi organizacyjne, koleżeńskie i rodzinne. Niewykorzystane możliwości potężnej siły, jaką obudziła „Solidarność”, wykorzystały ościenne państwa. Zburzenie muru berlińskiego, upadek ZSRR, powstanie nowych państw (m.in. Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina), to najlepsze przykłady. Znaczącej części tych, którzy stali na czele, później aresztowani i osadzeni w tzw. obozach internowania i zwykłych więzieniach (wł. z niźej podpisanym), nie przypadły żadne, lub mało znaczące role w życiu poliycznym i gospodarczym.

                Trzeba przyznać, że w większości nie aspirowali też do żadnych stanowisk. W wielu przypadkach, stawali się obiektami ataków prześmiewców. Część potraciła prace i nagle znalazła się poza marginesem życia. Część założyła własne firmy. Dostęp do awansów i rynków, realizowano z „klucza”. Tylko nielicznym udało się użyć właściwego „wytrycha”. Było wiele osób, które zmuszane były przez władze do wyjazdu z kraju (włącznie ze mną). Narażając się – odmawiali. Podczas jednej z takich „rozmów” zpewniano, że znajdzie się na obczyźnie pomoc oraz nieszkanie i praca. Gdy zapytałem, kto jej udziela, usłyszałem, że nasze słóżby dyplomatyczne (sic!). Tylko trzeba się zameldować na placówce. Nie znam nikogo, kto przystałby na tę propozycję. Mimo poczucia wielkiego zawodu i porazki, wszyscy czuli się nadal potrzebni. Dla Polski! Dziś, po latach, mamy kolejną falę emigracji. Wśród nich również i tych, którzy sobie tego nie wyobrażali w stanie wojennym. Czy tak być musi?

Nic o nas, bez nas

                Tymczasem, kolejny raz urządza się imprezy z okazji rocznicy sierpniowej, 11 listpada i 13 grudnia. Czasami odnoszę nieodparte wrażenie, obym się mylił, że podczas świetowania zbyt często toasty wnoszą moi przesladowcy.

Fragmenty pamietnikauczestnika tamtych wydarzeńo pseudonimie konspiracyjnym „Klakson” (nazwisko do wiadomości redakcji)

 

Od autora: Bardzo proszę o komentarze. Dalsze, po bolesnej rocznicy, moje "przygody" wyglądają, że są związane z nią na zawsze. Dowód na to mam niejedny. Podzielę się z nimi. Dziękuję za uwagę.

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)