Biurewski matrix

Obrazek użytkownika Mości Zagłoba
Idee

Słów parę na chybcika, chociaż jątrzą od czasu dłuższego. Ze względów zawodowych jak i biograficznych zapoznałem się z "dołami" resortów zdrowia, edukacji i pomocy społecznej, trochę tez otarłem się o sport i organizacje pozarządowe. Można zadać pytanie : w czym są podobne zdrowie, edukacja i pomoc społeczna?  I zaraz drugie: czym różnią się od sportu i organizacji pozarządowych? Otóż podobne są w tym, że w edukacji, zdrowiu i pomocy społecznej zaczyna chodzić o dokumentację działań a działania same są coraz mniej ważne. Szkoła nie uczy, ale raczej dokumentuje uczenie. Pomoc nie pomaga ale administruje biedą, służba zdrowia jeszcze gdzieniegdzie wykonuje procedury lecznicze ale coraz częściej para idzie w ich dokumentację. Natomiast sport i organizacje pozarządowe(nie mam tu na myśli  wysokobudżetowych "organizacji pozarządowych" dla "resortowych" nierobów) jednak muszą coś dać z siebie poza papierem-np. medale, puchary, rozliczone obozy, konkretne zajęcia w typie trening, fizjoterapia etc. każdy medal to konkretny ból i pot całej piramidy zawodników i trenerów pokonanych w uczciwej rywalizacji. Oczywiście jest też gromada "działaczy". Ale odkąd pojawiły się wyniki, rzesza "działaczy" została w dużym stopniu odkopnięta przez samych zawodników. Co więcej zawodnicy świeżo "emerytowani" opiekują się aspirantami w dużym stopniu zapobiegając resortowemu( a jakże) pasożytnictwu. Sytuacja w sporcie pokazuje dobitnie, co to znaczy uruchomienie narodowego potencjału.

Pierwsza konstatacja: trza  mierzyć wysoko.

W resorcie zdrowia toczy się podskórna gra sił w dużej mierze "resortowych" i obcych interesów o przejęcie personelu. W dziedzinie tej głowa i ręce lekarza są tyle samo warte co aparatura jaką się posługuje, np. kupując  tomograf połowa kosztów to koszty szkolenia obsługi(lekarzy, pielęgniarek), to samo USG, każda sala operacyjna etc. Pewnym siłom chodzi o to, żeby głowy lekarzy(nauczycieli) dostawały tyle co dupie by się należało a reszta do mieszka rzezimieszka. Taki doktor przestaje być groźny dla resortowej siły politycznej, nie grzeszącej ani wiedzą ani ogładą ani kulturą. Poza tym dla tej "szlachty" taki uczony niewolnik jest szczególnie dochodowy.

Lepiej leczyć się u doktorów niż u majorów-i to druga konstatacja.

W resorcie oświaty odbywa się po prostu hamowanie potencjału, nauczyciel nie jest promowany za osiągnięcia ale za bylejakość. Najwyżej cenionym osiągnięciem jest jakość dokumentacji dokonanej niezagrażającej nikomu bylejakości. Daje to długoletnią gwarancję stałości "resortowych" układów władzy z obcymi wpływami oczywiście również. Można też wtedy w masmediach podawać do konsumpcji kilkanaście razy, jak sławetne zakopiańskie cofki, te same produkcje lub ich klony czy popłuczyny. Dodatkowo wierność gron gwarantuje iście Inkaski układ płac, dają tak dużo, żeby z głodu nie zdechnąć i tak mało, żeby nie myśleć o buncie. Budżet i możliwości są, ale w spichlerzu i pod kluczem lokalnego Inki. Płace, już po podwyżkach z lat 2005-7(pierwsze rządy PiS) są ciągle na ostatnim miejscu w Europie. Nawet Bułgaria, kraj sławny z kóz i olejku różanego, płaci swoim rechtorom dwa razy więcej. Może dlatego Bułgarzy na wieść o podwyżce cen gazu bezpardonowo zdewastowali rosyjską ambasadę. U nas resortowi siepacze na rozkaz prawnuka taty mojego sfajczyli budkę przy ambasadzie ale tylko w charakterze podpuchy. Podpuchy i gry wstępnej przed ostrymi uściskami z ruskim kochankiem ich "chujdupy" że tak zacytuję prawnuka i autora, a nie żadnej Rzeczpospolitej. Takie wszak będą Rzeczpospolite jak ich młodzieży chowanie.

W razie konspiracji póki co nie nosić plecaków z granatami do pani od polskiego- konstatacja trzecia.

W resorcie pomocy-na dołach oczywiście odbywa się iscie bolszewickie zarządzanie motłochem i lumpenproletariatem w imię tworzenia elektoratu dla lokalnych układów. Podwojono za Tuska i Kopacz kadry ośrodków pomocy, to już ładna kupa głosów, poza tym kwalifikacja do projektów zarówno wykonawców jak i uczestników wyraźnie zwiększa znaczenie użytych środków. Są one niewielkie ale coś przy obecnym w sprawie pomocy społecznej nic robi swoje. Niejeden charakter takie nic po otrzymaniu coś wynicowało. Żeby coś dostać każdy klient gęga w oczekiwany deseń, tym bardziej pracownicy. Można by napisać powieść o tem krzyżując Króla szczurów z Jak hartowała się stal. Pamiętam te formatujące światopogląd produkcyjniaki poranne w Mopsie, pamiętam tę wściekłość wobec niemożności manipulacji w opisany wyżej deseń z 500+. Wszyscy pamiętają, że tam gdzie doły( choć na wysokości województw-w urzędach marszałkowskich) dostały decyzyjność sprawy co najmniej rok czekały, i prawie nikt nie dostał tych pieniędzy na czas. Jednocześnie w tym potworze, iście lemowski Kurdelu poza postpeerelowską swołoczą usiłuje działać cała rzesza ludzi z misją, niestety zbierająca cięgi od sytej większości i ciągle konspirując czy mniej lub bardziej udatnie próbując dyplomacji pro publico bono. Chcąc pomagać godzą się na rezerwat peerelu-KURDEL. Zaiste Lem mistrzem słowa był, w samym brzmieniu człowiek odnajduje tyle czysto opisowych znaczeń. Myślę, że przez ten kurdel ma przejść trochę jewro, bo jakoś dużo gminnej i powiatowej ubecji wokół różnych przedsięwzięć w temacie pomocy się włóczy. A to nieomylny znak, że koryto to jeszcze długi czas napełnionym zostanie.

W obszarze pomocy społecznej czeka Chrystus frasobliwy Brata Alberta. I jakże Go tu intronizować-to konstatacja czwarta

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)