Dyrektorzy urzędów szybko się zmieniają

Obrazek użytkownika miarka
Idee

   Na blogu http://niepoprawni.pl/blog/andy-aandy/elzbieta-krolikowska-avis-swietnie...  w sprawie polakożerczej wypowiedzi dyrektora FBI padły słowa jednego z komentatorów wpisujące się w antypolitykę lekceważenia antypolskich faktów: "Poza tym, dyrektorzy urzędów szybko się zmieniają..."

Uważam, że to nie tylko błędny wniosek, ale i bardzo, bardzo dla nas szkodliwy. To, że aktualny kacyk się zmieni (typowe, gdy Tuska zastąpiła Kopacz) wcale nie znaczy, że ten nowy przywraca ład moralny i zaczyna budować świat polityki jako świat człowieczeństwa i dobra, budować na prawdzie i naturze. 

Jest akurat odwrotnie - nowy wcale nie zmierza do tego, by być tym dobrym, bo to często wymaga kontrrewolucji, a tej nie chcą ci, co go desygnują i wspierają medialnie, manipulując opinią publiczną, sprawując faktyczną kontrolę nad władzą, której po faszystowsku pozbawili społeczeństwo obywatelskie.

Nowy zwykle obejmuje swoją funkcję tylko w relacji do starego, ale nawet nie musi być lepszym od złego poprzednika (najczęściej obiecuje kontynuację rzeczy uznawanych za pozytywne, co już w pełni satysfakcjonuje faszystowsko-komunistyczne, czy faszystowsko-satanistyczne „układy trzymające władzę”), a więc dołącza do starej kliki i przejmuje całą schedę zła i układów tych, co nie służą społeczności, którą mają reprezentować.

Nowy ma wzgląd tylko na tych, co budują swoją ideologicznie wspieraną władzę nad narodem, przejmując i całą ideologię starych elit. Nowy w tej atrapie demokracji, która pozostała po atakach wielkich, a zbrodniczych ideologii wcale nie musi służyć narodowi, który formalnie i rzeczywiście ma reprezentować, nie musi działać ku dobru wspólnemu narodu, które ma chronić i umacniać, dbać, by w coraz lepszym stanie było przekazywane następującym pokoleniom.

"Poza tym, dyrektorzy urzędów szybko się zmieniają..." prowadzi do błędnego wniosku, bo nowy wprawdzie nie musi dokładać kolejnego zła w duchu tego, którego dopuścił się poprzednik, ale zwykle to każdą niegodziwość poprzednika pozostawi nienaruszoną tak, że ona dalej będzie robiła swoją demoralizację i destrukcję duchową i materialną. Ba, on swoją biernością nawet ją przyklepie, pośrednio uzna za dobre i konieczne, wszak „milczenie wyraża zgodę”

Jest tylko jeden sposób na to, żeby była korzyść z tego, że: „dyrektorzy urzędów szybko się zmieniają...". Jest nim to, że zmienią się właśnie z powodu tego zła, którego poprzednik się dopuścił. Tylko wtedy nowy zaczynając swoją misję musi zacząć od przywrócenia ładu moralnego i zadośćuczynienia pokrzywdzonym.

Jak pisze pani Elżbieta Królikowska-Avis, ta forma przeprosin Jamesa B. Comeya, dyrektora Federalnego Biura Śledczego, która nastąpiła, jest dalece niewystarczająca, a nadto wcale nie niweluje negatywnej dla Polski propagandy, którą wywołała. Teraz to zasięg koniecznego wyjaśnienia musi być dużo większy.

Trzeba bowiem ją rozpatrywać nie z punktu izolowanego incydentu, ale i całej polakożerczej propagandy, która się odbywa i w USA, i w innych krajach, i w Polsce.

Nawet trudno sobie wyobrazić środki, jakie teraz mógłby podjąć rząd USA, aby zwrócić Polsce dobre imię. W każdym razie dymisja tego urzędnika państwowego z tego właśnie powodu to dopiero pierwszy i konieczny krok na tej drodze.

Jego wypowiedź wpisuje się w kierowaną przeciw Polsce ideologiczną wojnę przez antypolitykę kłamstwa.

Nie można budować na kłamstwie. Ten, kto nas okłamuje, chce nas okraść. Ten, kto nas okłamuje jest naszym wrogiem, który chce, abyśmy podejmowali błędne decyzje. Ten, kto okłamuje opinię publiczną na nasz temat, ma wobec nas wrogie zamiary, a przez rozpowszechcnianie kłamstw,, niedopowiedzeń, oszczerstw i pomówień stawiających nas w złym świetle, manipuluje opinią publiczną całego świata, aby ta odwróciła się od nas wtedy, kiedy będzie nam wyrządzał zamierzaną krzywdę.

Owszem, w Polsce też należy dużo w tym temacie prostować (pisze o tym pani Elżbieta Królikowska-Avis) , ale to wszystko ma też tych samych inspiratorów i oceniających, co odnośnie wypowiedzi szefa FBI.  Więcej -  to co robi rząd USA jest i autorytetem dla rządu “polskiego”. Wymuszenie przez Naród Polski dymisji szefa FBI, a niechby i całego rządu USA, z pewnością przyspieszy wlkę o prawdę historyczną, a więc i o grunt dla budowy konstruktywnej przyszłości, i przez polski rząd.

Rząd amerykański jest dla Polaków “przykładem, który idzie z góry”, ale i “głową” od której psuje się ryba polityki. Z jedne strony widzimy go jako “światło demokracji” (niestety coraz bardziej już tylko propagandowo-deklaratywnej), “światło idei”, a z drugiej jako “noc kłamstwa i faszyzmu” (coraz bardziej jawną), “noc ideologii”, ze swej natury  antyludzkiej.

Ze złem kompromisów nie zawiera, z  wrogami się nawet stosunków dyplomatycznych nie utrzymuje. Nie można liczyć na to, że jak pozwolimy się obrażać, poniżać, pozbawiać godności, pozbawiać prawdy o naszej tożsamości, o naszej historii, wpajać jakąś fałszywą pedagogikę wstydu za nieistniejące winy, to nas będą szanowali w przyszłości. W całej tej faszystowskiej patokracji jest zasada, że „słabi muszą odejść” (zostać wymordowani) - Nitsche. Znamy też powszechną zasadę, że „nieobecni nie mają racji”. To, co USA zamierzają, a co wyraził szef FBI, już traktuje Polaków jako tych „słabych i nieobecnych”. Co w tym najbardziej tragiczne, to USA to robią jako nasz nominalny sojusznik. Nie trzeba tu być nawet szczególnie dalekowzrocznym, żeby tu widzieć ordynarną zdradę.

Jak nie „tupniemy nogą, aż szyby zadrżą”, to pozostaniemy tymi, co racji nie mają, co inni za nas zdecydują o wszystkim co dla nas ważne, nawet o naszym bycie.

Amerykanie mogą sobie stanowić prawa jakie chcą, czy w swoim kraju kierować się dowolną moralnością, wydawać osądy jakie chcą. Jednak kiedy wychodzą na arenę międzynarodową (a wychodzą już kiedy publicznie wyrażają swoje sądy o nas, zwłaszcza na szczeblu administracji, gospodarki, ekonomii, czy mediów nadających na rynek publiczny, w programie wychowania dzieci (zabawki), czy manipulacji dorosłymi – kultura, etyka, kino, media, wypowiedzi osób publicznych, ekonomia), muszą już przestrzegać zasad cywilizowanych. Jeśli tego nie robią, a swoim zachowaniem nas krzywdzą odpowiedź jest prosta – wezwanie ambasadora, ultimatum 3 dni na załatwienie sprawy i przedstawienie planów na zapobieżenie takim aktom w przyszłości ... albo won.  Jednoczesne odwołanie swojego ambasadora i konsulów... i niech się dzieje szum, nich padają fałszywe mity. Nie wolno chować głowy w piasek, liczyć na przeczekanie, kiedy wroga agresja postępuje. Staniemy do walki to mamy szansę, wróg widząc gotowość, przynajmniej się będzie liczył ze stratami. Gdy się nie przeciwstawimy, już jesteśmy martwi.

Dopóki nie mamy pewności, że USA nie jest przeciwko nam, czyli dopóki nie możemy mu zaufać, że sam nie będzie działał przeciwko nam, a także nie możemy uważać, że jest po naszej stronie w razie jakiejkolwiek agresji naszych wrogów na nas, musimy funkcjonować na zasadzie poselstw w sprawach doraźnych, nie zaś oficjalnych i stałych placówek dyplomatycznych. Musimy zwijać wspólne interesy, bo wobec jawnej nieuczciwości grożą straty, musimy budować granice i zapory przed wchodzeniem w jakiekolwiek relacje oparte o zaufanie – pamiętać trzeba, że polityka to również gospodarka i ekonomia, a więc umowy, prawa tu stanowione muszą stać na uczciwości i interesie obustronnym.

Powie ktoś, że USA są nam potrzebne, żeby nas bronić przed Rosją. Ładne, tylko nieprawdziwe, bowiem NATO nie jest do tego zobowiązane, a więc może nas bronić tylko wtedy kiedy to jest w interesie USA, albo i z całą brutalnością oddać nas w ręce Rosji, Białorusi, Ukrainy, czy coraz głośniej planowanej Judeopolonii.

To tylko lepiej, gdy z góry wykrywamy fałszywych przyjaciół zanim nam zrobią krzywdę nieodwracalną wtedy, kiedy nie jesteśmy na to przygotowani.

 

Nie wiadomo jak się wszystko dalej potoczy, ale zrywając stosunki dyplomatyczne z USA już ustrzeżemy się przynajmniej zdrady. Zdrady, która ma już podpis amerykańskich tajnych służb, a wobec milczenia ich prezydenta (który sam niedawno podejmował podobną akcję)

 , również jego przynajmniej zgodę. Już wyzbywamy się złudzeń i możemy szukać sił wewnętrznych i determinacji, by przetrwać groźby zewnętrzne, oraz szukać sojuszników zewnętrznych godnych zaufania, niekoniecznie w aktualnych władzach państw.

Kto ma to zrobić? – Oczywiścia rząd aktualny, przymuszony przez Naród. Nie będzie chciał, to go trzeba zmusić do odejścia i powołać taki, który zechce. To są już dla nas sprawy najważniejsze, śmiertelnie poważne, nasze państwowe, a często i osobiste, zwłaszcza dla naszego potomstwa, „być, albo nie być”.

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.4 (11 głosów)

Komentarze

Fałszywy przyjaciel jest groźniejszy niż śmiertelny wróg!

Zmiany prezydentów czy innych urzędników amerykańskiej administracji są bez wiekszego znaczenia wobec niezmiennie wrogiej Polsce polityki USA w całym okresie pojałtańskim (do dziś). Wyjątki potwierdzają tylko regułę. 

Wypowiedzi dyrektora FBI czy wcześniej Obamy trzeba traktować jako jawne akty wrogości wobec Polski. Takich aktów nie dopuszcza się przyjaciel czy sojusznik, lecz wróg.

Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
-3

jan patmo

#1476088

Oczywiście.

Podobnie jak z zasadą, że "Fałszywy przyjaciel jest groźniejszy niż śmiertelny wróg!" jest zasada, że fałszywy pokój jest groźniejszy jak otwarta wojna.

To, co ostatnio obserwujemy, to połączenie tych zasad - wrogowie śmiertelni działają z ukrycia i wojny najtragiczniejsze, najkrwawsze i najbardziej ruinujące się odbywają, z tą tylko różnicą, że nie widzimy tych spadających na głowy bomb i ruin bezpośrednich.

Tymczasem ruina gospodarki, finansów i armii postępuje, kontrybucje wojenne przybrały postać długów już niespłacalnych, panoszą się okupanci, to, co niezruinowane przechodzi na ich własność, szerzy się głód i niedożywienie, trwa rzeź niewiniątek w postaci aborcji i tabletek poronnych, rodziny nie mają warunków do wychowania potomstwa, tragicznie spadła dzietność matek.

Ubyło w czasach tego fałszywego pokoju i pomocy fałszywych przyjaciół już 3 miliony młodych i wykształconych, zasilając fabryki w krajach naszych okupantów, a więc jeszcze pogłębiający wojenną i kolonizatorską eksoloatację naszego objętego fałszywym pokojem kraju, dalszą degradację resztek rodzimej ekonomii, resztek rodzimego przemysłu i rolnictwa.

Pozdrawiam

miarka

 

Vote up!
5
Vote down!
-2
#1476117

Wypowieź uzupełnię jeszcze o trzecią zasadę: "wróg wewnętrzny jest groźniejszy od wroga zewnętrznego". 

Ona też jest z rozmachem realizowana w dzisiejszej polskiej rzeczywistości. To przede wszystkim zbrodnie zdrady, korupcji i demoralizacji (zwłaszcza przez promocję ideologii gender - dla "gorszenia maluczkich"). A jest tego ogrom. Dochodzą "pożyteczni idioci", zwłaszcza praktykujący nieświadomie poprawność polityczną wobec wrogów wewnętrznych sprawujące funkcje namiestnicze w naszym podbijanym przez okupantów, niszczonym i kolonizowanym nieszczęśliwym kraju.

W ogóle to wrogiem wewnętrznym jest każdy ideolog.

Człowiek dbający o wewnętrzną spójność kieruje się najwyższym morale. To człowiek idei, człowiek stojący mocno na gruncie ludzkich wartości wyższego rzędu w ich hierarchicznym uporządkowaniu takim, że na ich szczycie jest Bóg.

"Kiedy Bóg jest na pierwszy miejscu, wszystko jest na swoim właściwym miejscu".

"Bez Boga ani do proga".

miarka

Vote up!
3
Vote down!
-2
#1476166

autor napisał: "zrywając stosunki dyplomatyczne z USA już ustrzeżemy się przynajmniej zdrady"  [sic!]

* * *

Czy nie lepiej zerwać od razu stosunki także i z Marsjanami, których autor pewnie widuje w swoich halucynacjach i nawiedzających go nocami zmorach......

Takich autorskich halucynacji nawet nie warto komentować!

Vote up!
4
Vote down!
-2

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1476102

się ośmiesza...

Vote up!
3
Vote down!
-3

"Mówienie prawdy w epoce zakłamania jest rewolucyjnym czynem"
/G. Orwell
Mind Service - 1do10.blogspot.com

#1476106

To ty tak twierdzisz. Inni nie uważają tego za śmieszne.

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
4
Vote down!
-1
#1476155

Jesteś niepoważny. Wyrywasz zdanie z kontekstu, aby brylować swoją naiwnością.

Cała wypowiedź była: "Nie wiadomo jak się wszystko dalej potoczy, ale zrywając stosunki dyplomatyczne z USA już ustrzeżemy się przynajmniej zdrady. Zdrady, która ma już podpis amerykańskich tajnych służb, a wobec milczenia ich prezydenta (który sam niedawno podejmował podobną akcję)".

To, co tu mówiłem, to nie była hipoteza, którą można ośmieszać, tylo stwiedzenie faktów. W całym tekście zresztą piszę, że zdrada USA już trwa, tylko nie jest jeszcze jawna dla większości polskiego społeczeństwa.

Mówiąc w kwestionowanym zdaniu o zdradzie, miałem na myśli zdradę na poziomie Konferencji Jałtańskiej, po której to dopiero wyzbyliśmy się złudzeń co do lojalności USA i Wielkiej Brytanii. Natomiast to, co piszę w całym tekście, to świadomość, że zdrada USA już trwa tak, jak trwała już przed Jałtą.

Już w trakcie przygotowań do poprzedzającej Jałtę konferencji w Teheranie, która została przygotowana niezwykle starannie. Konferencję poprzedziło w dniach 18 - 20 październik 1942 r. spotkanie ministrów spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego.

podczas spotkania, brytyjski minister spraw zagranicznych Anthony Eden, zasugerował potrzebę przywrócenia stosunków polsko - radzieckich oraz uznania Armii Krajowejjako armii sojuszniczej, co zostało przez Wiaczesław Mołotowa całkowicie zignorowane. Ostatecznie uzgodniono, iż sprawa polska zostanie omówiona i rozstrzygnięta przez Wielką Trojkę ponad głowami Polaków. (http://www.edulandia.pl/edukacja/1,124765,6916369,Konferencje_Wielkiej_Trojki__Teheran__Jalta__Poczdam.html).

To już w konsekwencji tego ustalenia była śmierć Sikorskiego w lipcu 1943 – 4 miesiące przed Teheranem. Mało tego - na parę tygodni przed zamordowaniem Sikorskiego przybyłego do Waszyngtonu emisariusza Armii Krajowej Jana Karskiego z raportem Armii Krajowej o trwającym holokauście Żydów nie chciano przyjąć. Przyjęto dopiero (i to bez zainteresowania), gdy ustabilizowała się sytuacja po zamachu. Zamachu z punktu widzenia zdrajców koniecznego, bo gdyby żył, to by nie pozwolił "Wielkim" o decydować o nas bez nas i decydować tak, jak to zrobiono.

USA szykują nam powtórkę, szykują wielkie świństwo, do którego szukają "usprawiedliwienia" w postaci naszej winy i to winy wydumanej i to trzeba głosić wszystkim śpiącym, zmanipulowanym i naiwnym, a nie próbować ośmieszać tych, co próbują głosić prawdę.

"Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli" - i głoście "w porę i nie w porę".

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1476153

Tym, którzy jak cielęta ssące palec Bronka, wierzą w zapewnienia ambasadora amerykańskiego że Ameryka nas obroni w razie ataku Rosji, radzę przyssać się do czegoś bardziej konkretnego!

  

Vote up!
4
Vote down!
-3

jan patmo

#1476119

Po tak zwanym resecie Obamy z Putinem, nie omieszkały na pewno złożyć swojego podpisu pod przyszły zamach smoleński służby amerykańskie (i izraelskie), oczywiście w "dobrym celu", czyli dla realizacji żywotnych interesów USA. A że nieco później Putin wydymał Obamę...    

Vote up!
1
Vote down!
-2

jan patmo

#1476178

Oczywiście, że bez tego to się obyć nie mogło. Ja jednak widzę jeszcze gorszą możliwość: Zlecenie na zamach (możliwe że płatne) mogło w ogóle pochodzić z Zachodu (zwłaszcza USA, Anglia, Niemcy, oraz Izrael).

Podobnie niewyjaśnione jest zleceniodawstwo zamachu na Jana Pawła II, czy na prezesa zachodnioniemieckiego banku Deutsche Bank Alfreda Herrhausena (30.11.1989 - podłożona bomba), który walczył o ogromne odszkodowania wojenne dla Polski.

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
2
Vote down!
-2
#1476182

Jednym ze szczególnych przejawów wyjątkowo gorącej miłości USA do Polski jest sprawa wiz wjazdowych do kraju "dobrego wuja". Nie dość, że na zasadzie specyficznie pojmowanej "wzajemności" Polacy muszą dalej występować o amerykańskie wizy, to jeszcze słono za nie płacić, podczas gdy Amerykanie (od chyba już dwóch dekad)  wjeżdżają do Polski nie tylko bez wiz, lecz także bez jakichkolwiek opłat.

Zastanawiam się, czy żołnierze polscy, którzy brali udział w amerykańskich wojnach w Iraku czy Afganistanie też muszą uiszczać opłaty za amerykańskie wizy? Znając interesowność i "prawomyślność" "dobrego wuja", wątpię by zdobył się na taką wspaniałomyślność wobec żołnierzy jednego ponoć z najbliższych sojuszników, którzy walczyli i przelewali krew za jego ciemne geszefty (za pieniądze zresztą polskiego, a nie amerykańskiego podatnika)!

A właśnie niedawno się dowiedziałem, że uczestnicy motocyklowego Rajdu Katyńskiego byli (przez dekadę) zwalniani z niemałych przecież opłat za rosyjskie wizy!

A może ambasador amerykański w Warszawie zechce nam łaskawie udzielić odpowiedzi na pytanie, czy polscy weterani z Iraku i Afganistanu płacą za amerykańskie wizy, czy też nie?      

Vote up!
1
Vote down!
-1

jan patmo

#1476257