Tłumaczy Janusz Kurtyka: KPN - wyzwanie rzucone Moskwie

Obrazek użytkownika Mariusz Cysewski
Kraj


Zdjęcie: ]]>www.fronda.pl]]>

Wiemy doskonale, że syntetyczne badania naukowe nad polską opozycją, nad rozmaitymi jej nurtami, nad Solidarnością, na dobrą sprawę dopiero się zaczynają. Mamy pierwsze książki, które są dopiero próbami przybliżenia środowisku naukowemu tej problematyki. Trwają badania źródłowe. Ale historyk już teraz może podsumować to, co wiemy, lub zwrócić uwagę na te kluczowe zagadnienia i problemy, które są charakterystyczne dla Konfederacji Polski Niepodległej, jako zjawiska historycznego i które są związane z zasługami tego środowiska. Już teraz można zwrócić uwagę na to, czym Konfederacja Polski Niepodległej różniła się od innych nurtów opozycyjnych czy politycznych, oraz na to, co było elementami wspólnymi dla tego środowiska.

Zanim powiemy o KPN, właśnie ze względu na ten temat, trzeba powiedzieć o tym,

jak było zanim KPN powstała

W wyniku II wojny światowej Polska została podbita przez Sowiety. Zawsze używam słowa „podbita”, choć wydaje się, że jest to słowo niepopularne wśród części polskich badaczy. Chodzi o badaczy, którzy sami - z przyczyn rodzinnych lub ideowych – są swoimi korzeniami zanurzeni w rzeczywistość PRL-owską i mają czasami obawę czy obiekcję przed używaniem pewnych prostych słów. Jednak rzeczywistość, w której na sowieckich tankach przyjechał rząd Polski komunistycznej, rzeczywistość, w której organa bezpieczeństwa Polski komunistycznej były organizowane przez Sowietów, rzeczywistość, w której kluczowe stanowiska w tych organach zajmowali oficerowie sowieccy, rzeczywistość w której pierwszym prezydentem komunistycznej Polski został sowiecki agent, to nie była rzeczywistość suwerennego państwa. Nie była to rzeczywistość państwa, które odbudowywało się po II wojnie światowej, tylko była to rzeczywistość państwa marionetkowego, które było formalnie i dekoracyjnie niepodległe tylko dlatego, że tak zadecydował Stalin, a nie które sobie samo tą niepodległość wywalczyło. Była to rzeczywistość państwa, które tak naprawdę było częścią sowieckiego imperium i było wmontowane w coś, co sami Sowieci określali jako „bliską zagranicą”. A zatem ta rzeczywistość była rzeczywistością narodu podbitego i państwa, które zostało podbite i się rozpadło. Należę do tej grupy historyków, którzy mają pesymistyczną wizję tego, co wydarzyło się w Polsce po II wojnie światowej. Należę do tych, którzy uważają, że po II wojnie światowej nie było w Polsce wojny domowej, ale mieliśmy zjawiska charakterystyczne dla podboju. Polska zbrojna konspiracja antykomunistyczna, niepodległościowa po II wojnie światowej, miała de facto charakter obronny i była związana w dużej mierze z walką o przeżycie i z walką o to, aby depozyt niepodległości można było jak najdłużej przechować. Ostatecznie się to nie udało, bo wiemy, że wszystkie organizacje powojenne zostały przez bezpiekę rozbite. Jestem redaktorem naczelnym „Zeszytów historycznych WiN-u” i prezesem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość - organizacji społeczno-kombatanckiej, ale niezależnie od moich emocjonalnych związków z tymi ideami, uważam, że chłodna analiza historyczna musi być bardzo pesymistyczna. Również dlatego, że wszelkim zjawiskom charakterystycznym dla podboju, a więc zjawisku zdrady, zjawisku włączania się znacznej części elit w służbę nowym panom, zjawisku zobojętnienia i ucieczki od życia publicznego, zjawisku, w którym szerokie rzesze społeczne po prostu chciały przeżyć i wycofywały się z artykułowania różnego rodzaju haseł politycznych, towarzyszyło również powstanie w Polsce państwa nowego typu, jak to mówili komuniści.

Nie był to prosty podbój militarny i zależność polityczna, ale było to również podjęcie przez Sowietów próby - jak sądzę, w dużej części skutecznej - wprowadzenia tutaj państwa na wzór sowiecki. A więc państwa, które na szarego człowieka, na przeciętnego obywatela, oddziaływało w sposób wieloraki. Nie tylko nagą siłą, nie tylko strachem, który był zaprogramowany i związany z działalnością bezpieki, ale oddziaływało również ideologicznie i w każdej sferze życia kulturalnego. Było to niezwykle niebezpieczne – była to bowiem próba zbudowania w Polsce społeczeństwa na wzór bolszewicki. Nie można się łudzić, że te próby były odrzucane przez polski naród. Lata 50-te dowiodły, że znaczna część polskich elit wyszła z tego okresu z przetrąconym kręgosłupem. Posiew strachu, związany z działalnością bezpieki, związany z totalnym naciskiem propagandy, szkoły, wszelkich dziedzin życia publicznego na prostego człowieka, okazywał się skuteczny. Ten człowiek, nawet jeśli nienawidził Sowietów, przejmował siatkę pojęciową, którą sączono mu z każdego radioodbiornika, która sączono mu w szkole. Właściwie tylko Kościół, do czasu uwięzienia Prymasa Wyszyńskiego i później – po jego uwolnieniu, był tą enklawą, gdzie można było myśleć zupełnie inaczej. Życie w sferze publicznej było totalnie podporządkowane propagandzie komunistycznej i komunistycznej siatce wartości. To było niezwykle groźne dla polskiego społeczeństwa.

Wreszcie – musimy o tym pamiętać - komuniści po wojnie rozpoczęli bardzo intensywną działalność w zakresie inżynierii społecznej, również na wzór sowiecki. Inicjowano wielkie przedsięwzięcia gospodarcze, w ślad za którymi musiało iść powstawanie zupełnie nowych grup społecznych, niejako związanych immanentnie, funkcjonalnie, ze służbą na rzecz systemu. Podjęto próbę stworzenia nowej inteligencji, po wymordowaniu czy zdeklasowaniu starej, podjęto próbę stworzenia nowej klasy robotniczej, wokół wielkich budów socjalizmu, podjęto nawet próbę stworzenia nowego chłopstwa, wokół powstającej w latach 50-tych sieci kołchozów i sowchozów (to się oczywiście nazywało inaczej, po polsku, ale nie chodzi o nazwę). Tak naprawdę chodziło o to, żeby wprowadzić struktury społeczne na wzór sowiecki. Częściowo komunistom się to nie udało. Ale częściowo – wiemy o tym doskonale – ukształtowały się grupy społeczne, które związane były emocjonalnie z nowym systemem. Przecież wiemy doskonale, że możemy mówić w polskiej historii o czymś, na kształt zdrady klerków, a więc o ukształtowaniu się nowej inteligencji – zupełnie nowej grupy społecznej, wieloma więzami związanej z systemem komunistycznym. Wiemy doskonale, że klasa robotnicza, która w ostateczności rozbiła komunizm, jednak była stworzona przez ten system i przez długi okres czasu funkcjonowała w obrębie owej siatki pojęciowej i światopoglądowej, wytworzonej przez komunizm.
 
Mówię to wszystko dlatego, żebyśmy zdali sobie sprawę z trudności i z odwagi ludzi, którzy powiedzieli, znowu, po kilkudziesięciu latach, że
chodzi po prostu o niepodległość.

Powiedzenie czegoś takiego było czynem rewolucyjnym i wymagającym niezwykłej odwagi. Odwagi nie tylko bojowej, związanej z przeciwstawianiem się bezpiece, ale również odwagi cywilnej. Bowiem powiedzenie, że chodzi o niepodległość, tak jak o niepodległość chodziło Piłsudskiemu, wymagało bardzo często przeciwstawienia się opinii środowiskowej, szerokim grupom społecznym, dla których to hasło było wtedy puste, dla których liczyło się hasło walki o lepszy socjalizm, o to żeby było lepiej, żeby lepiej zarabiać. Natomiast słowo „niepodległość”, było w latach 70-tych, już nie mówiąc o latach wcześniejszych, słowem z innej planety.

Jeżeli zastanawiamy się nad tym, jak oceniać te polskie bunty, te polskie „miesiące”, to zwróćmy uwagę, że wydarzenia poznańskie 1956 roku być może były ostatnim odruchem niepodległościowym, kiedy do bezpieki po prostu strzelano i kiedy pojawiły się elementy walki o wolność. Ale przecież już wówczas niesiono na transparentach hasła, które można określić jako wewnątrzsystemowe. Ludzie, którzy buntowali się, w swojej świadomości nie wykraczali poza przekonanie, że trzeba ten system ulepszyć. Mieli już świadomość uformowaną w obrębie idei, które ten nowy system niósł. Późniejsze „polskie miesiące” (1968, 1970, 1976) w dużej mierze, jeśli nie w przeważającej mierze, były właśnie takimi buntami wewnątrzsystemowymi. Były „buntami niewolników”, którzy chcieli, żeby było lepiej. Dopiero z czasem, gdyby bezpieka na to pozwoliła, te ruchy rozwinęłyby się w kierunku niepodległościowym.

Mówię to wszystko dlatego, żeby jeszcze raz podkreślić, że hasło niepodległości podniesione przez KPN w 1979 roku było czymś zupełnie nowym również na ówczesnej mapie opozycyjnej. Mieliśmy Komitet Obrony Robotników, który hasło niepodległości traktował z pewną podejrzliwością. Mieliśmy ROPCiO, które różniło się bardzo od KOR-u, ale hasła radykalnie niepodległościowe również budziły tam namysł i pewną obawę. Być może słowo „obawa” nie jest właściwe, być może były to kwestie taktyczne, niemniej jednak faktem jest, że kiedy 1 września 1979 ogłaszano powstanie KPN, była to pierwsza grupa polityczna, która po prostu mówiła o niepodległości.
 
I była to pierwsza grupa polityczna, która nazwała się partią.

I wreszcie – była to grupa polityczna, która chciała prowadzić działalność jawną, jako partia polityczna. Ten ostatni element oczywiście nie odróżniła KPN od innych środowisk, bowiem zasada jawności działania, była wspólna i dla KOR-u i dla ROPCiO. Chodziło o to, iż ta zasada jawności działania paradoksalnie była najważniejszą bronią skierowaną przeciwko bezpiece i przeciwko komunistycznemu systemowi. Wszyscy bowiem działacze rozmaitych opcji ideowych zdawali sobie sprawę z tego, że siła systemu polega na tajnej policji. A zatem, gdyby opozycja spróbowała działalności konspiracyjnej, istniało wielkie prawdopodobieństwo, graniczące z pewnością, że w ciągu krótkiego okresu czasu bezpieka taką konspiracyjną działalność by rozmontowała. Natomiast wobec działalności jawnej, kiedy wszystko było jawne, oczywiście z wyjątkiem poligrafii i kiedy ludzie godzili się, że będą szli do więzienia, bezpieka była na dobrą sprawę bezradna. Nawet jeśli w strukturach opozycyjnych działali agenci, to żeby się uwiarygodnić, musieli powtarzać te wszystkie hasła, które mówili ludzie autentycznie zaangażowani w działalność danego środowiska. Agent mógł zatem próbować wykrzywiać tę działalność, jeżeli był agentem wpływu, mógł dostarczać bezpiece informacji, ale tak naprawdę był bezradny w swoich podstawowych działaniach policyjnych. Wszystko było jawne, zaś cała sztuka, cała odwaga polegała na tym, że znaleźli się ludzie, którzy w sposób otwarty te idee głosili.

Konfederacja Polski Niepodległej ma jeszcze jedną wielką zasługę – jako grupa polityczna w sposób otwarty odwoływała się do tradycji piłsudczykowskiej. A więc do tradycji, wedle której o niepodległość trzeba walczyć samemu. Niepodległość nie będzie dana przez nikogo na tacy, musi ona być wynikiem własnego wysiłku narodu. Czasami wymaga krwi i z tym się trzeba liczyć, ale - przede wszystkim - wymaga własnej pracy narodu. Trzeba zatem budować dla niepodległości poparcie społeczne i trzeba za wszelka cenę, w sposób rozumny, tę ideę niepodległości rozszerzać.

Trzeba też przypomnieć o jeszcze jednym fakcie z tego pierwszego okresu działania KPN – o książce Leszka Moczulskiego „Rewolucja bez rewolucji”.
 

Jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej, zdaję sobie sprawę z tego, że
każde środowisko opozycyjne obecnie rozliczając swoją przeszłość, przeżywa bardzo trudne momenty

kiedy styka się z informacjami, które są trudne do przyjęcia. Jednakże powinniście państwo – niezależnie od dyskusji, które są wewnątrz waszych środowisk – zwrócić uwagę na fakt, że bardzo często jest tak, że historia poszczególnych postaci w okresie dyktatury komunistycznej nie jest czarno-biała. Mogły być momenty, kiedy jakaś postać historyczna, nawet jeżeli teraz nie przyjmuje tego do wiadomości, podejmowała jakąś grę z bezpieką i z reguły tę grę przegrywała. Ale po jakimś czasie mogła próbować wyrwać się z tej zależności i czasami jej się to udawało. Możliwe są sytuacje, w których ktoś odgrywał rolę nie do przyjęcia z punktu widzenia naszych dzisiejszych wartości (i ówczesnych również), że był nawet agentem i były sytuacje, kiedy udawało mu się wyrwać z tej zależności i w sposób autentyczny podlegać prześladowaniu. Nie chcę tutaj niczego przesądzać. Myślę, że te problemy w stosunku do środowiska Solidarności, KOR-u, ROPCiO i KPN-u wciąż jeszcze czekają na badaczy, którzy wyważą wszystkie za i przeciw. Nawet ja (mimo, że uważa się, że jestem bardzo dobrze poinformowany), nie podejmowałbym się ferować tutaj wyroków czy ocen. Jednak chciałbym, żeby państwo w wewnątrzśrodowiskowych dyskusjach, tak jak historycy w swoich badaniach, brali pod uwagę tę bardzo trudną do przyjęcia prawdę. Dyktatura komunistyczna to był okres, który łamał kręgosłupy, łamał charaktery i możliwe były sytuacje, które – z dzisiejszego punktu widzenia – wydają nam się wręcz nieprawdopodobne. Myślę, że jako badacz powojennej konspiracji WiN-owskiej mógłbym kilka tego typu historii opowiedzieć.
 
Wracając do Konfederacji Polski Niepodległej, chciałbym też zwrócić uwagę na to, że
hasło niepodległości stało się wyzwaniem rzuconym Moskwie

Oznaczało to, że Konfederacja Polski Niepodległej stała się natychmiast organizacją najbardziej zwalczaną przez komunistyczną bezpiekę, i z pewnością znalazła się w orbicie zainteresowań Moskwy (choć na ten temat nic nie wiemy albo wiemy bardzo mało). Trzeba to założyć jako pewnik, albowiem Konfederacja Polski Niepodległej była jedyną grupą, która w tak otwarty sposób, działając publicznie i mając rosnące zaplecze społeczne, rzucała wyzwanie Moskwie. Moskwa nigdy nie pozostawiała bez właściwej odpowiedzi tego typu działalności.

Powstanie Konfederacji Polski Niepodległej ogłoszono 1 września 1979 roku. Deklarację ideową odczytała Nina Milewska na demonstracji rocznicowej przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Kierownictwa KPN siedziało wówczas w więzieniu.

Hasło niepodległości i działalność ku temu prowadzona musiała wywołać bardzo ostre reakcje. Pamiętajmy, że Konfederacja Polski Niepodległej była jedyną grupą, której przywódcy przez znaczny okres polskiej rewolucji - polskiego karnawału - przesiedzieli w więzieniu. Jednocześnie okres 1980-1981 był okresem niezwykłego rozrostu KPN. Wówczas to organizacja na bardzo szeroką skalę nawiązała kontakt z takimi środowiskami, jak środowisko robotnicze (co było niezwykle ważne) i szeroko rozumiane środowiska inteligenckie. Państwo wiecie to najlepiej, a wasze relacje wciąż jeszcze czekają na historyków, którzy je odbiorą, że ten okres był okresem gwałtownego rozrostu Konfederacji Polski Niepodległej.

Jeszcze przed wprowadzenie stanu wojennego Konfederacja Polski Niepodległej była jedyną partią polityczną, której przywódcy zasiedli na ławie oskarżonych. 15 czerwca 1981 roku, a więc w połowie drugiego roku karnawału, rozpoczął się proces polityczny kierownictwa KPN, który się zakończył 8 października 1982 roku. Na ławie oskarżonych zasiedli wówczas: Leszek Moczulski, Tadeusz Stański, Tadeusz Jandziszak i Romuald Szeremietiew. Wszyscy otrzymali kilkuletnie wyroki więzienia. Odbywali je w ciężkim więzieniu w Barczewie. Zostali zwolnieni na mocy amnestii w 1984 roku.

Konfederacja działała wówczas w konspiracji i podlegała wszelkim prawom historycznym, dotyczącym organizacji walczących w bardzo ciężkim okresie, w warunkach konspiracji. Nie będę tutaj przywoływał informacji o tym, jakie były różnice zdań w kierownictwie i wśród działaczy. Wiemy, że w dużej mierze różnice zdań wewnątrz środowiska dotyczyły szeroko rozumianej taktyki (a więc, czy prowadzimy działalność jawną, czy konspirujemy oraz jeżeli konspirujemy, to jak głęboko). Historie tych różnic ideowych, które przecież wiązały się też z decyzjami organizacyjnymi oraz z rozłamami, ciągle jeszcze czekają na swojego historyka. Tak, jak na swojego historyka oczekuje na przykład działalność ścisłego kierownictwa Solidarności w okresie konspiracji lat 80. Ten historyk, czy ci historycy – jeżeli się pojawią – będą musieli brać pod uwagę również relacje przez państwa składane.

Lata 80. to w dalszym ciągu okres, w którym działacze Konfederacji byli represjonowani, byli więzieni. Tu przywołam tylko 1985 rok, kiedy w marcu, na posiedzeniu Rady Politycznej KPN wkroczyła SB i aresztowała wszystkich zebranych. W 1986 komuniści i bezpieka zorganizowali drugi proces przywódców KPN. Proces ten zakończył się w kwietniu 1986 roku i zapadły kilkuletnie wyroki więzienia dla Moczulskiego, Króla, Słomki, Wójcika i Szomańskiego. Był to jednak już okres schyłku systemu komunistycznego, a więc podobnie jak w przypadku innych środowisk, kara realnie „odsiedziana” była zawsze krótsza od orzeczonej. Zwroty polityczne powodowały, że komuniści z przyczyn taktycznych (bądź jakichkolwiek innych) decydowali się na wypuszczanie działaczy niepodległościowych z więzienia.

Chciałbym tez zwrócić uwagę na współpracę (czy też sojusz) łączący Konfederację Polski Niepodległej z takimi organizacjami jak Wolność i Pokój, NZS oraz na poparcie, jakiego KPN udzielała odbudowie Polskiej Partii Socjalistycznej, na związki organizacyjne i taktyczne łączące Konfederację Polski Niepodległej z Solidarnością Walczącą, z Federacją Młodzieży Walczącej czy – zwłaszcza w Krakowie - ze strukturami Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
 
Konfederacja Polski Niepodległej w okresie schyłkowym istnienia systemu komunistycznego
zawsze opowiadała się za taktyką, którą określiłbym taktyką walki czynnej. Myślę, że to określenie najbardziej oddaje również tradycje, do której KPN nawiązywała. Tej taktyce Konfederacja pozostawała wierna.
 
W schyłkowym okresie istnienia systemu, kiedy wszystko się waliło, Konfederacja zwracała uwagę na to, że właśnie system się wali, w związku z tym wszelkie umowy ze strukturami, które się rozpadają, nie powinny mieć miejsca. KPN opowiadała się za w pełni wolnymi wyborami, za konfiskatą mienia organizacji reżimowych oraz partii komunistycznej, za podziałem koncernu RSW Prasa oraz za natychmiastowym opuszczeniem Polski przez armię sowiecką. Nie będę w tym miejscu przypominał pikiet baz armii sowieckiej, zajmowania budynków przez działaczy KPN, wspólnie z Federacją Młodzieży Walczącej i innymi grupami młodzieżowymi.

Hasła, które u schyłku systemu komunistycznego głosiła Konfederacja Polski Niepodległej, a więc: wyjście Sowietów, pełna niepodległość, wolne wybory, bardzo szybko okazywały się hasłami, które – gdyby były wprowadzone w życie – o wiele szybciej zaprowadziłyby nas do normalności. Oczywiście w realnej polityce słuszność haseł i słuszność taktyki zawsze musi być weryfikowana przez realne wpływy polityczne. Pamiętajmy, że scena polityczna przełomu lat 80. i 90. nie była sceną, która kształtowała się żywiołowo. Była to scena, która kształtowała się – tu zacytuję jednego z historyków - w sposób reglamentowany. To znaczy bezpieka i komuniści starali się kontrolować kształtowanie się nowej sceny politycznej i starali się eliminować z tej sceny te organizacje, które nie były skłonne do dzielenia się władzą z komunistami i do przedłużania ich istnienia. KPN z pewnością należała do tych, które przez gasnącą bezpiekę były zwalczane w sposób bardzo bezpośredni do samego końca.

Konfederacja Polski Niepodległej nie należała do faworytów Radia Wolna Europa, należała natomiast do tych organizacji, których sukcesy organizacyjne, czy propagandowe, czy sukcesy w konkretnych akcjach były raczej przemilczane przez cały system obiegu informacji, który nagłaśniał zupełnie inne sukcesy, zupełnie innych środowisk.

Wydaje się, że fakt iż KPN weszła w początek lat 90. w stosunkowo niezłej kondycji organizacyjnej, związany był przede wszystkim z głoszonym programem oraz z tym, że zaplecze społeczne tej organizacji było całkiem niezłe. KPN była jedyną strukturą organizacyjną opozycji, która nie zmieniając nazwy, szyldu, haseł podjęła próbę działalności politycznej w już niepodległej Polsce.

Chciałbym kilka słów powiedzieć o działalności Konfederacji Polski Niepodległej, nawiązującej do historycznych wzorców z okresu, kiedy hasło niepodległości było dla Polaków jak najbardziej oczywiste. Przypomnijmy sobie o działalności wydawniczej Konfederacji, o tytułach, wśród których trzeba wymienić takie jak „Gazeta Polska”, „Droga”, „Opinia Krakowska”, „Niepodległość”, „Wolny Czyn”, „Goniec”, czy wreszcie działalność Wydawnictwa Polskiego, które rozpoczęło swoją działalność w roku 1977. W tytułach wszystkich tych form swojej wydawniczej działalności Konfederacja nawiązywała bądź do tradycji piłsudczykowskiej, bądź do tradycji Armii Krajowej. Przypomnijmy też nazewnictwo władz, jak Kierownictwo Akcji Bieżącej, Biuro Informacji i Propagandy, podział na Okręgi i Obszary. Było to dobrze przemyślane działanie, bowiem nie tylko sam fakt aktywności, ale także forma tej aktywności odwoływała się do tradycji narodowej i do tych form aktywności, które stały się elementami polskiego mitu.
 
Jestem przekonany, że
rola dziejowa Konfederacji Polski Niepodległej
jej znaczenie dla świadomości narodowej Polaków, będą zawsze związane z tym, że jako pierwsza grupa polityczna, KPN postawiła hasło niepodległości wtedy, kiedy Polacy tego hasła się wstydzili.

KPN jako pierwsza określiła się w sposób otwarty partią polityczną wtedy, kiedy pojawienie się niekomunistycznej partii politycznej budziło strach.

KPN po prostu mówiła, że chodzi o niepodległość.

Janusz Kurtyka
(Zapis wystąpienia Janusza Kurtyki na uroczystej sesji w Krakowie, 29 września 2008 roku, inaugurującej jubileusz 30-lecia KPN)
 

* * *
Pamiętają Państwo sukces, jakim było przypomnienie paru słów zdrowego rozsądku o Ukrainie ze strony premiera p. Jana Olszewskiego ( ]]>http://naszeblogi.pl/55611-miedzy-nami-banderowcami-tlumaczy-premier-jan-olszewski]]>) Premier nie powiedział nic niezwykłego, ważył też słowa. Jest też daleki od programu federacyjnego. Ale nic nie mogło wprawić w większą wściekłość tych paru endeckich dziadyg, które grasują w blogosferze i gardłują za interesem Rosji  samozwańczo powołując się na  PIS, dla którego postać Jana Olszewskiego jest ważnym elementem cennej skądinąd, ale tylko mitologii. 

Podobnym sukcesem może być tych parę słów ś.p. Janusza Kurtyki o roli Konfederacji Polski Niepodległej w historii Polski. KPN funkcjonuje do dziś jako zarejestrowana partia polityczna; w mojej ocenie nie prowadzi jednak szerszej działalności. Jaką dokładnie prowadzi, nie mam pojęcia po rozłamach z lat 90-tych; zainteresowani wyguglają sobie, a ja nie mam ani upoważnienia, ani ochoty, ani nawet formalnej możliwości występowania w cudzym imieniu. Nie reprezentuję nikogo i zawsze piszę w własnym. A jednak w ostatnich szczekaniach na rzecz Rosji endeckie dziadygi pluły na KPN i personalnie Leszka Moczulskiego, pomawiając go o współpracę z SB, jakby w ich móżdżkach miał to być jakiś argument ad personam. Ataki te kwitowałem wzruszeniem ramion, kręcąc wirtualnie palcem kółko na czole - jako że nie jestem ani L.M., ani w KPN, ani nie podzielam poglądów itd. itp., a odnoszenie się do idiotów byłoby zbaczaniem z aktualnych tematów. Jednak obojętność wobec tych ataków ma granice. Nie godzi się puszczać płazem niesprawiedliwości i kłamstwa, łajdackich ataków pod nieobecność i za plecami pomawianego w sytuacji, gdy łatwo zadać im kłam. Postanowiłem naprędce, że granice endeckiemu bydlactwu i legendowaniu się endeków na kogoś, kim nigdy nie byli w tym wypadku położy ś.p. Janusz Kurtyka.

Leszek Moczulski nigdy nie współpracował z SB, endeckie anonimowe świnie. I ty "gorylisko", anonimowy sowiecki trollu. Pisze o tym kilku historyków z Krakowa. Mówi o tym (jeśli Go dobrze zrozumiałem) Romuald Szeremietiew. Świadczą o tym akta TW "Lech" w zasobach IPN, do których, świnie, powinniście zajrzeć zanim zaczniecie liczyć, że pozostaną nieznane albo nie będą omawiane. Do tego jednak konieczna byłaby wam umiejętność czytania, a nawet tego nie potraficie. Poza tym - ot, drobny szczegół - w obiegówkach i na kartach kontrolnych IPN trzeba się podpisać imieniem i nazwiskiem, a to dla was, i to zwłaszcza w IPN, może być zaporą nie do przejścia. Wiedzy o KPN i personalnie Leszku Moczulskim będzie coraz więcej, bo nie tylko IPN bada historię najnowszą, ale i doktoranci na wydziałach historii uniwersytetów. Zasoby dostępne w sieci już teraz są pokaźne. I wreszcie o prawdzie świadczy też elementarna wiedza z najnowszej historii i logika, które obie są poza waszym zasięgiem bardziej jeszcze, niż umiejętność czytania.

Kończy się więc wasz półświatek. Jak zwykle.

Wyjcie ;))

W najbliższym czasie postaram się opublikować pracę Piotra Plebanka, historyka z Warszawy, który badał akta TW "Lech". Zamierzam też dodać od siebie glossę do tej pracy. Zabieram się do tego od dłuższego czasu. Ale jest okazja by przerwać milczenie - o ile wiem, we wrześniu spodziewany jest koniec procesu autolustracyjnego L. Moczulskiego. Wkrótce więc o sprawie będzie głośno. 


Mariusz Cysewski
 

Kontakt: tel. 511 060 559
ppraworzadnosc@gmail.com
]]>https://www.facebook.com/groups/517163485099279]]>
]]>https://sites.google.com/site/wolnyczyn]]>
]]>http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn]]>  
]]>http://mariuszcysewski.blogspot.com]]>
]]>http://www.facebook.com/cysewski1]]>

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.7 (4 głosy)