Podróże. Afgan.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

kontynuacja

  Dostałem od ojca srebrną monetę. "Na szczęście". Miała swój nominał, ale nie duży. O wiele większą miała wartość kolekcjonerską. Ale mi była potrzebna forsa natychmiast. Więc nią zapłaciłem w sklepie. I kupiłem pewien interesujący mnie zestaw

 

  Andrzej był moim kolegą zza wschodniej granicy. Tylko bardziej niż pewne, że tam na niego wołano Andriej. Kiedyś przy piwie opowiadał mi o rzeczach, które z trudem mieściły mi się w głowie. Postanowiłem, więc, sprawdzić ich prawdziwość.

  Andriej marzył, aby zostać wojskowym. Ale był za młody. Żołnierze Imperium Radzieckiego wkroczyli do Afganistanu. A w nim rosła złość, że w tym nie uczestniczy. A nie raz widział, w kinie, jak żołnierze byli witani przez ludność cywilną kwiatami. Też tak chciał.

  No, i wreszcie dorósł. Spełniy się jego marzenia. Poszedł do wojska. Razem z kolegą z klasy. Okazało się, że dużo ich łączy. Więcej niż przypuszczał. Dziwne, bo w klasie prawie siebie nie zauważali. Razem tesż wylądowali w Afganistanie.

  Szybko się przekonali co to jest "propaganda". Kolega Andrieja nawet na własnej skórze. Zginął w ciągu tygodnia. A o kwiatach można było zapomnieć. Chyba, że ktoś je chciał wąchać od spodu. Z własnej woli na pewno by już tu nie przyjechał.

  Zbliżał się koniec zmiany. Każdy był już myślami w innym miejscu niż obecnie. Jeszcze tylko jeden patrol. Na luzie, bo nikt nie zamierzał się narażać.

  Wyruszyli małym oddziałem. W kilku. Wszyscy pochodzili z tej samej okolicy. Niektórzy nawet to i z tej samej miejscowości. Znali się od dziecka.

  Szli w terenie suchym, otoczonym wysokimi skałami. Na pierwszy rzut oka sprawiał on wrażenie całkowicie jałowego, przez nikogo nie zamieszkanego. Dobrze jednak wiedzieli, że to tylko pozory. Zresztą wkrótce się o tym przekonali. Na szczytach otaczających ich skał coraz częściej zaczęły pojawiać się cienie. Niemal fizycznie odczuwali, że są obserwowani.

   Do tyłu cofnąć się już nie mogli. Oznaczało by to prawdopodobnie konfrontację. A na to pozwolić sobie nie mogli: byli nieliczni, a poza tym kto chciałby w takim momencie ginąć? Gdy jedną nogą jest się już w domu?

  Mieli co prawda nadajnik, ale łączności z jednostką nie zdołali nawiązać. Nie wiadomo jaka była tego przyczyna. A zresztą, jaka by nie była, fakt pozostaje faktem: byli zdani tylko na siebie.

  Szli, więc, do przodu. Aż zaczął zapadać zmrok. Właśnie mijali jakiś duży i stary budynek. Mówiono, że kiedyś był tam młyn. Ale trudno to sobie wyobrazić. Zwłaszcza, że istniał w tak odludnym miejscu.

  Ich dowódca, Wasyl, postanowił tu zanocować. Rano zadecyduje co dalej. Postawił wartę i zmęczeni żołnierze poszli spać. Rano jeden z żołnierzy, Wasia, zaczął z ciekawości myszkować po budynku. No, i znalazł. Były to resztki zwłok w mundurach. Jakby ktoś potraktował ich piłą. Pozostawała nadzieja, że nie za życia. Ale dobrze wiedzieli, że jest to nadzieja złudna. C.d.n...

 

 

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.2 (5 głosów)