Kondotierzy i Cyncynaci

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Blog

 

Pozwólcie, że skoncentruję się na plądrowaniu. Towarzyszy nam od zarania dziejów. Tak długo, że nie wiedzieć kiedy, obrosło w zwyczaj. A nawet stało się dozwolonym prawem. Nieomal tradycją. Czymś, tak pospolitym, ba, nagminnym, że już nikogo nie zdumiewa. Nie dziwi, zważywszy na powszechność tego procederu. O wstydzie i dyshonorze nie mówiąc. Nie mówiąc też o poczuciu wyrządzanej krzywdy. Lub choćby o usiłowaniu jej naprawy. Czy też chęci oddania zdobyczy. 

Początkowo traktowano złodziejstwo jako wojenny przywilej; łupy stanowiły bowiem zastępczą formę żołdu. Poniekąd usprawiedliwienie haniebnego procederu. Armia zdobywała oblężone miasto i na zachętę, by wzmóc w rębajłach zapał do bezpardonowej wycinki cywilów, jej naczelny wódz motywował grabież: idźta i bierzta jak leci, a co wyfasujeta, to wasze.

W trakcie najazdu Szwedów na Polskę, zwędzono wiele naszych narodowych skarbów. Ze smutkiem stwierdzam, że nadal wzbogacają szwedzkie muzea. Urządzane są wystawy co cenniejszych eksponatów…

Ponoć nie wywieziono do Szwecji Kolumny Zygmunta tylko dlatego, że nie mieściła się w ładowniach ich największej krypy. Za Napoleona też nie obeszło się bez łupieży: Luwr do teraz szczyci się teleportacją narodowego dorobku Egiptu. Na szczęście nie dało rady przywlec piramid do Europy… Dlatego w centrum Paryża stoi buńczuczny substytut jednej z nich: symbol niezrealizowanych marzeń .

W brytyjskich galeriach roi się od zawłaszczonych, indyjskich obiektów. Druga Wojna Światowa zezwoliła Niemcom na wyczyszczenie naszego kraju z najcenniejszych obrazów i cymeliów. Wyzwolicielska Armia Czerwona ogoliła nas również. Współczesna rżniętka w Iraku lub podboje afganistańskich ziem dostarczyły pogromcom -  cudzej spuścizny; tak oto w imię pokoju, w imię siłowego wprowadzania wolności, szerzy się usankcjonowany bandytyzm.

W ten sposób, po mozolnych medytacjach doszedłem do wniosku, że zjawisko legalnej łupieżyzaczęło ewoluować: z teatru wojen przeniosło się do teatru rozrywki i opanowało sprzedajnych polityków. Bo czyż samozwańczy politycy nie traktują ludzi zawłaszczonego społeczeństwa tak, jak konkwistadorzy - ukradzionego skarbu?

Odtąd zwykli rabusie – żołnierze, znaleźli się w doborowym towarzystwie i nie kradną już sami. Dołączyli do nich  (w majestacie prawa) decydenci, ludzie z immunitetami, najemnicy patriotycznego obowiązku, którym wydaje się, że skoro zostali wybrani do pełnienia władzy, to mogą postępować bez skrupułów, jak na swoim i u siebie. Mam nawet niepokojące wrażenie, iż wierność ideałom jest dla dzisiejszych biznesmenów czymś w rodzaju towaru, a mówienie prawdy zostanie wkrótce uwarunkowane tym, kto więcej za nią zapłaci. Zresztą sprzedaje się nie tylko informacje. Kwitnie też handel poglądami. Widać to choćby po niektórych politykach i dziennikarskich perszeronach coraz to zmieniających liberię.

Z lat, gdy zaczytywałem się TrylogiąHenryka Sienkiewicza, pozostały mi w pamięci słowa z Potopu:były o Polsce, która, kiedy kona, trzeba jej wyszarpnąć poduszkę spod głowy, iżby się nie męczyła. Wymówione (w napadzie szczerości) przez księcia Bogusława Radziwiłła, samozwańczego pretendenta do korony, są do teraz najlepszą definicją prywaty; chwytania nadarzającej się okazji do rabunku.

Tu przylepia mi się do oka groteskowy obrazek z telewizyjnych wiadomości: nic nie znaczący kancelista z niezamożnym wykształceniem, natychmiast po wyborze do Sejmu RP, z upojną chwilą ogłoszenia wyników, staje się niezłomnym referentem woli CAŁEGO narodu i poczyna sobie jak ekonom; trudno osiągalny, z troską w źrenicy, otoczony kordonem dworzan i specjalnie dobranych zauszników, cwałuje parlamentarnymi korytarzami. Na oficjalne oblicze wjeżdża mu troska o kraj, oczy lśnią od patriotyzmu. Patriotyzm, wolność, demokracja, walka z korupcją, od tego momentu są to słowa powtarzane przez niego bez przerwy, odmieniane na wszelkie abstrakcyjne sposoby i nie schodzą mu z przymilnych warg. Co i rusz opędza się przed natręctwem niewygodnych pytań dziennikarzy, a bidne żurnalisty drobią za nim i mają utopijną  nadzieję na uzyskanie od niego sensownej odpowiedzi.

Ale po opadnięciu publicznej kurtyny, za zatrzaśniętymi drzwiami gabinetu, na twarzy kategorycznie mniej oficjalnej, pojawia mu się zawzięty grymas uporu, a jego twarz zieje krystaliczną nienawiścią do oponentów.

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (4 głosy)