Jak rozpoznać strajk lekarzy

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Babcia Łukaszka miała iść do szpitala.
Hiobowscy byli przerażeni.
- Nie przesadzajcie - starała się ich uspokoić babcia Łukaszka. - To tylko drobny zabieg.
- To my to wiemy - odpowiedziała tata Łukaszka. - Z medycznego punktu widzenia tak. Ale nie zapominajmy, że właśnie trwa strajk lekarzy.
- Coś ty! - wykrzyknęła rodzina. - Wcale tego nie zauważyliśmy! Nikt o tym nie mówi!
Babcia wahała się.
- Następny termin za szesnaście lat - zauważyła słodko mama Łukaszka.
I to przeważyło sprawę. Babcia stwierdziła, że jedzie do szpitala i przebada sprawę na miejscu.
Kiedy tata Łukaszka ją zawiózł, powitały ich plakaty informujące o strajku. Ale inni pacjenci
- Co też pani, nie ma żadnego strajku - pocieszyła babcię jakaś pani i poradziła jak najszybciej się zgłosić do izby przyjęć. Okazało się, że pani leżała na sąsiednim łóżku i miała na imię Mirka.
Babci szybko wykonano zabieg i odpoczywała teraz nabierając sił oraz wysłuchując nowin opowiadanych przez panią Mirkę.
Na drugi dzień lekarze się oflagowali.
- Strajk! - zaniepokoiła się babcia.
- Co też pani opowiada, żaden strajk - ofuknął ją leżący pod oknem pan Klemens. Pan Klemens bez uszczerbku na zdrowiu przeżył wojnę i komunę. Do szpitala trafił po drugim zawale. Pierwszy miał kiedy bezprawnie "zreprywatyzowano" kamienicę z jego mieszkaniem. Drugi miał, kiedy się dowiedział, że komisja odebrała kamienicę i może wprowadzić się z powrotem do swojego lokum.
Kolejnego dnia lekarze ogłosili strajk włoski.
- Jednak strajk - wystraszyła się babcia Łukaszka.
- Co też pani opowiada, biegnijmy prędzej, to jeszcze zdążymy w kolejkę do endokrynologa! - popędzała pani Mirka.
Na wieść, że lekarze będą wyjątkowo szczegółowo i dogłębnie badać pacjentów, pacjenci zawyli ze szczęścia i zaszturmowali szpitalne przychodnie.
- Wreszcie się dowiem co z moją prostatą! I płucami! I chrząstkami w kolanie! I nerkami! I...! - krzyczał wesoło pan Klemens oddalając się w stronę wind.
Zapewne dlatego kolejnego dnia lekarze ogłosili, że zaostrzają strajk i odchodzą od łóżek pacjentów.
- Jaki mi tam strajk! Boże, tyle szczęścia! - płakała pani Mirka. - Wreszcie przestaną mi podbierać owoce i kompoty przywożone z domu!
- Ale nie podejdą do łóżka pacjenta - odparła babcia Łukaszka.
- Też mi nowość! Niech no pani powie, do tej pory któryś lekarz do pani podszedł?
Babcia się zamyśliła. Kiedy następnego dnia lekarze ogłosili, że wcale nie będą się przejmować pacjentami, przyjęła to spokojnie.
- Przyzwyczaja się pani do atmosfery szpitalnej - stwierdził pan Klemens studiujący swoje wyniki prostaty. - No bo co się zmieniło od wczoraj? Wczoraj pani Janka z oiomu zemdlała na korytarzu. Dwie godziny tak leżała na środku przejścia. Nikt się nią nie zainteresował.
- Ale chyba ktoś jej potem pomógł? - zapytała z niepokojem babcia Łukaszka. - Sam pan mówił, że leżała dwie godziny, więc...
- Na środku przejścia - uściślił pan Klemens. - Jak się o nią wywalił ten młody ginekolog to ją przesunęli pod ścianę.
- Stłukł coś sobie? - zainteresowała się pani Mirka.
- Zegarek. Prawdę mówiąc nie wiem co z nią się stało. Dzisiaj już tam nie leżała. Może rodzina ją odebrała.
- Powieźli ją na internę - wybełkotała pani Mirka przełykając brzoskwinię z kompotu. - Będą jej nerkę wycinać.
- To ona ma chore nerki? - spytała babcia Łukaszka.
Pani Mirka roześmiała się.
- Nie, nie, zdrowe! Tak by jej nie zabrali.
- Jak to? To po co ją zabrali na internę skoro ma zdrowe nerki?
- Ale pani niedomyślna! A jak pani myśli, z czego odda ginekologowi za ten zegarek? Nerkę sprzedała i już!
Dzień później lekarze ogłosili głodówkę.
- No teraz chyba państwo przyznacie, że jest to strajk i to poważny - powiedziała babcia Łukaszka.
- Taki strajk to nie strajk - zachichotali pani Mirka i pan Klemens. - Długo nie wytrzymają.
I rzeczywiście, już na drugi dzień lekarze oświadczyli, że przechodzą na jedzenie szpitalne.
- Desperaci - skomentował pan Klemens.
- Chyba nie wiedzą co się tu u nas serwuje - wzruszyła ramionami pani Mirka. - Już pominę kwestie ilości, ale jakość... Wiecie, że wczoraj ktoś na trzecim piętrze zjadł sałatkę?
- Niemożliwe!! - wykrzyknęła cała sala. - Żyje?!!
- Żyje. Jakiś nowy. nikt nie zdążył go uprzedzić. Ale co się działo, żebyście to widzieli. Taki ciężki stan, że karetkę do niego musieli wzywać! Z sąsiedniego szpitala! Bo z tego naszego to wszystkie ciągle w ruchu.
Minął kolejny dzień. Lekarze ogłosili zaostrzenie protestu, mieli przejść wyłącznie płyny.
Pacjenci wymownie ruszając brwiami zaczęli spekulować na ten ilości koniaków w szafie ordynatora.
Nazajutrz babcia Łukaszka jeszcze smacznie spała, gdy poczuła, że ktoś szarpie ją za ramię. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą nachyloną twarz pani Mirki.
- Co się... - zaczęła głośno babcia, ale pani Mirka przerwała jej mówiąc "ćśśśś" i kładąc palec na usta. Babcia zauważyła, że na twarzy pani Mirki maluje się smutek i strach. Babcia zerknęła na zegarek na stoliku. Piąta trzydzieści dwa.
- Trzeba uciekać, kochana pani - szepnęła pani Mirka. - Pani już po zabiegu, to pani tym łatwiej. Niech pani prędko dzwoni po rodzinę, żeby podjeżdżali pod szpital. Ja już się spakowałam, a Klemens idzie łapać windę.
Babcia przerażona uniosła się na łokciu. Widok sali szpitalnej nasunął jej wspomnienia z czasów exodusu wojennego. Pomieszczenie było już prawie puste. Na łóżkach rozwleczona pościel. Puste szafki. Porzucone kroplówki.
- Co się stało? - wychrypiała z trudem babcia Łukaszka.
- Lekarze strajkują - odparł zwięźle pan Klemens kuśtykając w stronę drzwi.
- Przecież strajkują od dawna! A wy cały czas, że nie!
- Ćśśśśś, cicho! - zamachała rękoma pani Mirka. - Tym razem strajkują naprawdę.
- Skąd to wiecie?
- Był u nas kwadrans temu ksiądz kapelan. Wczoraj słyszał ich naradę. Zamierzają strajkować naprawdę. Trzeba uciekać póki człowiek żyw!
- Przecież nas nie puszczą!
- Puszczą, trzeba tylko się wypisać na własne żądanie...
Babcia zerwała się z łóżka i zaczęła pakować poganiana świszczącym szeptem pani Mirki. Wyszli na korytarz i włączyli się w falę ludzi. Szeregi pacjentów płynęły w milczeniu korytarzami, drepcząc nerwowo i niosąc swój skromny dobytek. Do wind, do schodów, byle na zewnątrz.
Udało im się wbić do windy.
- A właśnie, jedno pytanie - babcia zagadnęła pana Klemensa. - Co takiego właściwie planują na dziś lekarze?
Pan Klemens odszepnął:
- Zamierzają się przyłączyć do dnia bez samochodu.
--------------
marcinbrixen.pl
]]>http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html]]> - blog w formie książki
]]>https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen]]>

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)