WOŁYŃ - CZARNA WDOWA

Obrazek użytkownika Anonymous
Kraj

a mordercy na pomnikach po kolana w krwi... wygrażają naszej wolności pamięci i wierze... rzuceni między bestie wciąż spragnione krwi... odmawiamy za Ojczyznę swe krwawe pacierze...

 

WOŁYŃ

 CZARNA POLSKA WDOWA

 

 

wiatr dotąd wiesza czarne bemole na drzewach

co stoją pośród grobów gdzie spalone dwory

pustka po wypalonych domach i pamięci

przez którą przelatują nocami upiory

 

czasami słychać cichy gorączkowy pacierz

rozpaczliwy krzyk dzieci i głuche dudnienie

krótki trzepot na krzywych tępych klingach sztachet

 zdeptane przez morderców człowiecze sumienie

 

garbata nasza wolność - bezczelna i szara

czerwone wypłowiało i udaje białe

 co powinno być wielkie godne i uczciwe

stało się karłowate...pokraczne...i małe...

 

zakłamana ta wolność pół prawd pół honoru...

choć podparta krzyżami niewiele dowodzi

nie politycznie mówić dziś o ludobójstwie

bo prawda według tchórzy pojednaniu szkodzi

 

a mordercy na pomnikach po kolana w krwi

wygrażają naszej wolności pamięci i wierze

rzuceni między bestie wciąż spragnione krwi

odmawiamy za Ojczyznę swe krwawe pacierze

 

i udajemy wielkość – mieszając  symbole

tchórzliwie powtarzając pusto brzmiące słowa

gdy Ona ciągle woła rozpaczliwą ciszą

W o ł y ń – nie pocieszona Czarna Polska Wdowa !

 

 

 

0
Brak głosów

Komentarze

W wigilię świętego Jana, zwykłam rzucać na wody Wisły wianek z kwiatów, przybrany wstążkami. Ot tak, dla tradycji, bo sympatyczny to obyczaj.
Od pewnego czasu, od chwili, kiedy usłyszałam niesamowitą opowieść, inaczej nieco odbieram widok płynącego rzeką wieńca.

O Wołyniu to historia, o szoku, którego doznały dziewczyny kąpiące się w rzeczce, kiedy zobaczyły dziwne wstążki niesione przez wodę.
Były to jelita z rozprutego brzucha małej, może trzyletniej dziewczynki o jasnych włosach, której ciało wolno przemieszczało się z nurtem rzeki.

Vote up!
0
Vote down!
0
#365984

Dziękuję za to,jakże dramatyczne poszerzenie refleksji o ludobójstwie na Wołyniu.Niech Bóg ma nas w swojej opiece.
Serdecznie pozdrawiam.Lwow47

Vote up!
0
Vote down!
0
#366019

Nałęcz poucza Kresowiaków, kto mordował na Wołyniu
Share on email Share on facebook Share on twitter More Sharing Services
Wtorek, 28 maja 2013 (13:14)

Nad obchodami 70. rocznicy banderowskiego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej prezydent Bronisław Komorowski nie obejmie patronatu – ubolewają Kresowiacy. Szczególnie bulwersujące dla nich było spotkanie z prof. Tomaszem Nałęczem, ministrem Kancelarii Prezydenta RP, który stwierdził, że ludność miejscowa była… niepolska, a Żydów mordowali tylko Niemcy, a nie Ukraińcy.

Kresowiacy zawiedli się na stanowisku prezydenta Bronisława Komorowskiego w związku z nadchodzącą 70. rocznicą apogeum banderowskiego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Okazuje się bowiem, że głowa państwa ma własną wizję obchodów 11 lipca, natomiast nie jest zainteresowana udziałem w nich tych, którzy doświadczyli tych tragicznych wydarzeń.

Przekonali się o tym przedstawiciele Muzeum Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich oraz Federacji Organizacji Kresowych na spotkaniu w Kancelarii Prezydenta 21 maja. Tematem było omówienie możliwości zorganizowania wspólnych obchodów rocznicy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Jak informuje w przesłanym komunikacie red. Ewa Szakalicka, rzecznik Federacji Organizacji Kresowych, oraz Aleksandra Biniszewska, dyrektor Muzeum Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, władze państwowe kategorycznie odrzuciły na spotkaniu warianty zorganizowania wspólnych obchodów z organizacjami pozarządowymi. Wskazują jednocześnie, że ROPWiM planuje uroczystości rządowe z udziałem prezydenta 11 lipca 2013 r. na skwerze Wołyńskim w Warszawie. Mają one obejmować odsłonięcie pomnika i Mszę św. polową.

„Władze nie wyraziły zainteresowania udziałem rodzin ofiar. Obowiązuje dowolność – kto chce, może uczestniczyć. Prawdopodobnie godziny uroczystości prezydenckich nie będą kolidowały z naszym programem. Być może prezydent pojedzie do Łucka na uroczystości 14 lipca. Nasz program – Msza św. na pl. Trzech Krzyży z udziałem rodzin ofiar, organizacji pozarządowych, parlamentarzystów i samorządowców, Marsz Pamięci i Koncert Pamięci – zostały określone jako obchody społeczne, obywatelskie. Nad obchodami 70. rocznicy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej prezydent nie obejmie patronatu” – czytamy w komunikacie.

Jak podali Kresowiacy, szczególnie osobliwą wiedzą lub raczej niewiedzą historyczną wykazał się na spotkaniu 21 maja prof. Nałęcz, który zanegował obecność Polaków na Kresach. „Nasze zdumienie wywołał fakt, że zdaniem doradcy prezydenta, najważniejsze jest stowarzyszenie się Ukrainy z Unią Europejską, zaś do ziem wschodnich nie mamy żadnego prawa, bo tam ludność miejscowa była niepolska... (sic!), a Żydów mordowali tylko Niemcy, a nie Ukraińcy. Temu podobnych kompromitujących stwierdzeń można by jeszcze mnożyć” – zauważają działacze organizacji kresowych.

Niestety, Kresowiacy otrzymali kolejną złą wiadomość. „Zostaliśmy poinformowani, że Sejm RP decyzją partii rządzących PO i PSL nie przyjmie uchwały o ustanowieniu 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian. Ponadto kolejny raz zdecydowanie odradzano nam zorganizowanie Marszu Pamięci” – głosi komunikat.

W latach 40. XX w. nacjonaliści ukraińscy wymordowali na Kresach Południowo-Wschodnich około 200 tys. obywateli polskich.

NaszDziennik.pl

Vote up!
0
Vote down!
0
#366205

Zagłada Huty Pieniackiej

Wciąż nie możemy się doczekać potępienia przez polski i ukraiński rząd, parlamenty i prezydentów obu krajów jednego z największych na świecie aktów ludobójstwa, jakiego dokonała UPA na naszych rodakach. Polski Sejm nie chce podjąć uchwały o ustanowieniu 11 lipca Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Kresach II RP.

Świadkowie mówią

28 lutego 1944 r. została zgładzona Huta Pieniacka, wieś położona w woj. tarnopolskim, w powiecie Brody. Oddziały 14. Dywizji SS Galizien składające się z Ukraińców oraz zbrojne grupy UPA z okolicznych wiosek w sposób bestialski wymordowały w ciągu kilku godzin blisko 1000 mieszkańców tej miejscowości i uciekinierów z Wołynia. Większość z nich została spalona żywcem w stodołach. Zanim jednak tam ich zagnano, mordercy stłoczyli kobiety, mężczyzn i dzieci w kościele.

Przedstawiam nieznane dotąd szerzej zeznania świadków zgromadzone w IPN w Krakowie, a także relacje zawarte w opracowaniach Henryka Komańskiego i Szczepana Siekierki „Ludobójstwo dokonane przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”, W. Bąkowskiego „Zagłada Huty Pieniackiej”, Aleksandra Kormana „Nieukarane zbrodnie SS Galizien z lat 1943-1945” i w pracy zbiorowej m.in. W. Orłowskiego „Za to, że byli Polakami.

Huta Pieniacka 28 lutego 1944”. Nie wszystkie nazwiska możemy ujawnić. W sprawie Huty Pieniackiej IPN w Krakowie prowadzi śledztwo. W związku z tym niektórzy świadkowie, składający przed prokuratorem zeznania, występują bez nazwisk.

Po wyłapaniu ukrywających się w domach, piwnicach i schronach mieszkańców napastnicy znęcali się nad nimi, nieraz od razu zabijali, rozrywali granatami, torturowali, ale zdecydowaną większość prowadzili do kościoła pw. św. Andrzeja Boboli.

Doktor Aleksander Korman: „Do kościoła ludzie byli wpędzani przez zakrystię i wejście boczne od strony budynku nowej szkoły. Przechodzili przez dwurzędowy szpaler esesowców z bronią gotową do strzału, byli zmuszani do wchodzenia biegiem (…). Ukraińscy żołnierze SS Galizien, którzy stanowili 98% stanu dywizji, sprofanowali kościół rzymskokatolicki. Wnętrze (…) było zdewastowane, rozbite tabernakulum, przed ołtarzem rozsypane Hostie, a szaty liturgiczne leżały rozrzucone na posadzce, na której były widoczne ślady krwi (…)”.

Ostatnie pożegnanie

Filomena Franczukowska, mieszkanka Huty Pieniackiej, zauważa, że część osób znajdowała się w pobliżu okna i obserwowała wioskę. Widziała, jak prowadzą do kościoła kolejne rodziny. Zdarzył się wypadek szczególny, który wszystkimi wstrząsnął. „Michalewską – opowiada Franczukowska – z akuszerką przyprowadzili Ukraińcy do kościoła. Jak my przyszliśmy, to one już tam były (…)”.

Chodzi o kobietę w zaawansowanej ciąży. Miała już rodzić. Ludzie stają się coraz bardziej nerwowi, popadają w popłoch, doznają szoku.

Wanda G. widzi pobitego ojca i dowiaduje się, skąd się wzięły rany na jego ciele i zbroczona krwią twarz. Był katowany, maltretowany. Dowiaduje się też, że wśród oprawców znajdowali się żołnierze o wrażliwszej naturze, którzy chcieli ratować zagrożone jednostki. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale tak było.

Taki przypadek zdarzył się siostrze narratorki, Sabinie, którą żołnierz w mundurze SS kilkakrotnie zawracał do domu po dokumenty, dając wyraźnie do zrozumienia, że próbuje ocalić jej życie. Ona jednak nie posłuchała go. Dlaczego? Albo była w szoku i nie zrozumiała, co do niej mówi, albo wolała podzielić los męża. Wybrała męża, nie wiedząc, że wybiera drogę ku śmierci. Identyfikacja rodzinna była silniejsza niż ocalenie. Możemy powiedzieć, że uczucie do męża przezwyciężyło strach i rozpacz.

Do kościoła zapędzani są wciąż nowi mieszkańcy, wygarnięci z domów, piwnic, strychów, kopców na ziemniaki, bunkrów i jam. Świątynia niewielka, a ludzi przybywa. Terroryści zabawiają się przerażonymi ofiarami. Puszczają plotkę, że kościół zostanie wysadzony w powietrze. Słychać modlitwy, płacz i szloch kobiet.

Dramatyzm zdarzeń wzmacnia relacja Danieli M.:

„Za każdą doprowadzaną grupą ludzi drzwi kościółka były zamykane i ubezpieczane przez esesmanów wewnątrz i zewnątrz. Wśród uwięzionych rozgrywały się dramatyczne sceny. Panował taki tumult ludzkich głosów, rozpaczy i przerażenia, że nie można było się porozumieć nawet między najbliżej stojącymi obok siebie. (…) W jednej z grup została doprowadzona do kościółka schorowana 70-letnia Rozalia Sołtys z wnętrznościami wydostającymi się na zewnątrz i podtrzymywanymi rękoma i fartuchem. Kobieta nie mogła dotrzymać kroku w grupie i eskortujący esesman ustawicznie dźgał ją bagnetem, by w końcu przebić jej brzuch. Najbardziej dramatyczne sceny rozgrywały się, gdy w pewnym momencie rozległ się głos, że kościółek został zaminowany i za chwilę zostanie wraz z ludźmi wysadzony w powietrze. (…) część ludzi oddała się modlitwie żarliwej i głośnej, przechodzącej w trwożny śpiew. ’Serdeczna Matko, opiekunko ludzi’, ale nad tym wszystkim dominowała przejmująca trwoga. Niektórzy wykazywali oznaki psychicznego obłędu. (…) W godzinach popołudniowych rozpoczęto wyprowadzanie ludzi z kościółka w grupach 30-50-osobowych. Rozpoczęto od wyprowadzania kobiet i dzieci, a w czasie segregacji dochodziło do rozdzierających serca scen pożegnalnych – jeszcze nikt nie wyobrażał sobie, że jest to ostatnie pożegnanie. Ja również chciałam wyjść wraz z matką i bratem w ich grupie – mocno uczepiłam się matki i podążałam za nią do wyjścia. Zostałam jednak brutalnie oderwana od matki i z całą siłą odepchnięta na stojących ludzi”.

Spaleni żywcem

Ludzie z kościoła widzą, jak ginie komendant oddziału AK w Hucie Pieniackiej Kazimierz Wojciechowski, oblany benzyną i spalony, umierający w okrutnych mękach. Słyszą mowę morderców. Wspomina o tym Krystyna S.:

„Mówiono – wyjaśnia – (…) że dzieci i starsi ludzie zostaną wypuszczeni do domów. Mówili nam to ci, którzy przeprowadzali (…) akcję”.

A więc mordercy nadal bawili się kosztem ofiar, rozgłaszali plotki o bombie pod kościołem, a kiedy nacieszyli się strachem ofiar, zapowiadali ratunek, wyjście do domów albo roboty w Niemczech. Byli butni i pewni siebie. Mieli ofiary w garści. Mogli grać, przeciągać strunę, budzić przerażenie i kołysać nastrojami. Byli panami sytuacji, zwycięzcami. Życie ludzkie zależało od ich kaprysu.

„Mówili – kontynuuje Krystyna S. – (…) po niemiecku, po ukraińsku, a także niektórzy po polsku, ale w naszym języku były to raczej wypowiadane pojedyncze słowa”.

Kobieta pragnie zrozumieć, kim są napastnicy, słyszy ich głosy, niemieckie, ukraińskie, a nawet – rzadko – polskie. Dzięki tym głosom identyfikuje morderców. A skąd są głosy polskie? W armii niemieckiej znajdowali się Ślązacy, którzy dobrze mówili po polsku. Ale i Ukraińcy znali polski. Rzadziej Niemcy, choć i im się to zdarzało. Stąd język polski.

Inny dramatyczny epizod zawiera zeznanie Józefa K.: „W pewnym momencie – powiada – przybiegła do kościoła Maria Błaszkiewicz z małym dzieckiem, zawiniętym w pierzynę. Dziecko to płakało. Widziałem, jak mężczyzna w mundurze SS wyrwał jej dziecko i uderzył o mur, rozbijając mu główkę. Wyrwał też jej pierzynę i rzucił na klapę zamykającą piwnicę, w której schroniliśmy się, tak więc nic więcej już nie widzieliśmy. Słyszeliśmy, jak ludzie w kościele mówili między sobą, że będą rozstrzeliwać”.

Józef K., ukryty w piwnicy kościoła, do pewnego momentu widział, co się dzieje na górze, w nawie głównej, a potem pozbierał bardziej szczegółowe informacje i przekazał je prokuratorowi IPN w Krakowie. Oto jego dalsze zeznania:

„Partiami wyprowadzono ludzi z kościoła i, jak się później dowiedzieliśmy, żywcem spalono ich w sąsiednich stodołach, a gdy ktoś próbował uciekać, strzelano. Gdy wyprowadzono wszystkich na zewnątrz, do kościoła wszedł SS-man i po polsku powiedział, że jeżeli się ktoś schował, by wyszedł na zewnątrz, ponieważ będą palić kościół. Kościoła jednak nie podpalono. Wiem, że niektórzy schowali się na górze, przy dzwonie. Po odjeździe Niemców wyszliśmy z kościoła. Stwierdziliśmy, że całą naszą wieś spalono. Został nasz dom, bo był murowany, oraz budynek szkolny, na którym spalono tylko dach. Z tego, co wiem, zginęło wówczas około 750 osób, a przeżyło ponad 100 osób. W czasie tej akcji zginął mój ojciec Jan, w stajni. Moi bracia przeżyli w piwnicy naszego budynku. (…) Zaznaczam, że widziałem ludzi w mundurach SA – były to mundury zielone, na które nałożone mieli białe kombinezony. Byli także policjanci z Pieniak, z Podhorzec. Słyszałem, jak rozmawiali po niemiecku i ukraińsku”.

Starta z powierzchni ziemi

I doprowadźmy do końca wątek z kobietą w ciąży.

Doktor Korman w swojej książce kontynuuje: „W nocy z 27 na 28 lutego 1944 r. (…) Michalewską, z domu Bernacką, lat 26… zaatakowały bóle porodowe. Była przy niej położna – akuszerka. SS-owcy wtargnęli do jej domu, wyprowadzili wraz z położną i innymi mieszkańcami tej ulicy. Doprowadzili do kościoła, posadzili na stopniu ołtarza, a przy niej położną. Gdy bóle przybierały na sile, a (…) Michalewska bardzo jęczała i zaczęła rodzić, podszedł do niej SS-owiec, wyrwał z niej siłą dziecko, rzucił na posadzkę”.

Wątek ten budzi u niektórych świadków wątpliwości. Nie są pewni, czy istotnie scena ta tak wyglądała i w ten sposób się zakończyła. Faktem jest, że rodząca kobieta i jej dziecko zginęli.

Gdy ucichły strzały, płacz i jęki – przypominają świadkowie – ci, którzy byli ukryci w kopcach i innych kryjówkach, zaczęli wychodzić i opuszczać zrównaną z ziemią wioskę.

Po dokładnych oględzinach okazało się, że ocalało tylko kilka domów, szkoła i kościół. Wymordowana zaś została niemal cała wieś. Dziś nie ma już po niej śladu. Jedynie pomnik, który wystawiły ofiarom rodziny i potomkowie zamordowanych. Niestety, w inskrypcji zabrakło informacji o tym, kto dokonał tej haniebnej zbrodni. Na taki zapis nie zgodzili się Ukraińcy.

Pełna prawda wciąż czeka na odkrycie. Obok pomnika została samowolnie postawiona przez Ukraińców tablica pod nazwą. „Prawda o Hucie Pieniackiej”. Tekst na tej tablicy wypełniony jest kłamstwami i absurdalnymi pomówieniami, m.in. dotyczącymi sprawców mordu. Autorzy tablicy zwalają winę na Niemców i zrzucają odpowiedzialność na Armię Krajową, a więc fałszują historię.

Stanisław Srokowski

Nasz Dziennik

Vote up!
0
Vote down!
0
#366206

portalu tak malo ma do powiedzenia i wsparcia tego teamtu
polskiej martyrologji na kresach ziemi polskiej.

Vote up!
0
Vote down!
0
#366207

Dla mnie jest tez bardzo bolesny.

Na Wołyniu została zamordowana ciotka mojej mamy będąca w zaawansowanej ciązy i jej dwie córeczki.Znalazłem w internecie zdjęcia tych zamordowanych dziewczynek.Mama moja[85 latka] nie chciała tych zdjęć oglądać.Michałowek koło Niemodlina.Tam i w  sąsiednich Rzędziwojowicach zyją jeszcze ocaleni członkowie tej rodziny.

Vote up!
0
Vote down!
0

kazikh

#366221

Znalazłam niesamowitą opowieść:

Część 2: http://www.youtube.com/watch?v=KG-ySZkM67Q

Część 3: http://www.youtube.com/watch?v=yW45bOyLffI

 

Pozdrawiam

______________________________________________

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

 
______________________________________________
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#366263