Rząd czy (nie)rząd. cz.4.

Obrazek użytkownika Anonymous
Kraj

Daje się zauważyć, że (nie)polskie władze wydają się być czymś spętane: widzą, że udział naszych wojsk w działaniach wojennych w Afganistanie ma same straty materialne i moralne, ale idą w zaparte i głoszą, że pełnią świętą misję, podobnie jak wcześniej w Iraku. Skąd ten karygodny upór, w dodatku wbrew prawie całemu Narodowi Polskiemu? Przecież syjoniści amerykańscy (o czym pisał prof. Iwo Cyprian Pogonowski ze Stanów Zjednoczonych) chcą wzniecić wojnę między islamem a chrześcijaństwem, wciągając w to i żołnierzy polskich. Po co tam Polacy? Za pieniądze? Jako wojsko najemne? Oczywiście „światli” decydenci skontrują, iż będąc członkami paktu NATO, mamy obowiązek uczestniczenia w takich działaniach wojskowych. Otóż trzeba być świadomym, iż żaden sojusz militarny, żadne umowy międzynarodowe – jak dotychczas – nie były dla Polski łaskawe, o czym zdaje się rządzący Polską już nie pamiętają. Trzeba tu przywołać chociażby „Deklarację o niestosowaniu przemocy”, jaką Niemcy podpisały z Polską w Berlinie 26.01.1934 roku, wg której przez 10 lat wszystkie sporne problemy między oboma krajami miały być rozwiązywane bez użycia siły. Po 5 latach i 7 miesiącach od jej podpisania, Niemcy hitlerowskie złamały zapisy tej Deklaracji i zbrojnie, bez wypowiedzenia wojny zaatakowały Polskę. 17 września 1939 roku także został złamany przez Sowietów polsko-radziecki „Pakt o nieagresji”, jaki władze obydwu krajów podpisały 25.07.1932 r. Przed II wojną światową Polska miała także podpisany pakt z Anglią i Francją o pomocy militarnej w razie ataku wojsk III Rzeszy. Wówczas doświadczyliśmy zbrojnej napaści Niemiec, a jak ta aliancka „pomoc” wyglądała, pamiętamy. A rządzący nie pamiętają?
Należy także pamiętać, jak to w niedawnej przeszłości, ówczesna władza postkomunistyczna wywodząca się z SLD i PSL, oszukała nas w sprawie samolotów F-16 i offsetu, które miały być rekompensatą Amerykanów za udział naszych wojsk w działaniach na terenie Iraku. Za używane samoloty Polska zapłaciła horrendalną kwotę, podobnie za szkolenie naszych pilotów i mechaników w USA oraz za przystosowanie polskich baz lotnictwa wojskowego do standardów obowiązujących dla tego typu samolotów. Ówcześnie nam rządzący Leszek Pierwszy Szyderczy (premier Leszek Miller) zapewniał także, że to polskie firmy budowlane mają zagwarantowane zlecenia odbudowy Iraku ze zniszczeń wojennych w ramach tak nagłaśnianego przez media offsetu. Nic z tego. Jak władza mówi, to mówi. A jak obiecuje, to … tylko obiecuje. Lud polski puka się w czoło, a władze głoszą ogromny sukces.
Nie bez znaczenia jest także nasze członkowstwo w Unii Europejskiej. Nowa ideologia europejska jest nie mniej utopijna niż marksistowska. Nasi rządcy i ideologowie uwierzyli między innymi we wszechmoc prywatyzacji. Toteż trzeba się nam modlić gorąco, żeby w Polsce nie sprywatyzowano … powietrza, wód i dróg.
Nikt z oficjeli nadal nie odpowiada za zło wyrządzone polskim robotnikom i polskiej wsi. Nie ściga się wielkich złodziei, lecz ściga się prostego Polaka, który chce po prostu żyć. Jest w tym jakaś wściekłość na robotników i chłopów. Skąd się ona bierze? Pamiętamy choćby, jak ojciec Tadeusz Rydzyk bronił załogę zakładu „Tormięs” w Toruniu. Ileż było w odpowiedzi wściekłości mediów na ojca! Dziś jednak okazuje się, że zakonnik miał rację, szwindle wyszły na jaw. Kto teraz zapłaci oszukanym robotnikom? Media? Władze? Przecież popierały przekręt. Takich spraw są tysiące, już nie wracając do Stoczni Gdańskiej...
A kto odpowiedział prawnie za mylne informacje o rynku pracy dla Polaków w Wielkiej Brytanii i Irlandii, za entuzjastyczną zachętę do wyjazdu? Dziś tysiące Polaków tułają się po miastach Anglii i Irlandii, stając się żebrakami i kloszardami, bo brak pieniędzy na przejazd, a przede wszystkim duma nie pozwala im wrócić do Polski w charakterze „golasów”. Nikt nie odpowiada za to? Wolny rynek pracy? A może by tak zrobić „wolny rynek władzy”?!
Z Niemiec płyną setki tysięcy ton odpadów, żeby uczynić Polskę śmietniskiem Europy. Udało mi się między innymi dotrzeć do „Dziennika Ustaw” ze stycznia 2004 roku, w którym jest zamieszczone oficjalne zezwolenie na wwóz 100 tys. ton starych akumulatorów. Kto na to zezwolił? Bruksela? A kto wziął za to pieniądze i ile?
Polskie czynniki polityczne przed naszym wejściem do UE nie zabezpieczyły należycie polskiej własności i uparcie twierdziły na najwyższych szczeblach, że nie będzie pozwów niemieckich o zwrot mienia. Tymczasem dziś cała chadecja niemiecka nawołuje do występowania z roszczeniami wobec Polski i wpłynęło już kilkaset pozwów. Jednym z nagłośnionych przez media procesów była sprawa o odszkodowanie za pozostawione mienie przez Agnes Trawny, we wsi Narty na Mazurach. Nikt za tę sytuację prawną nie odpowiada? Nasi politycy, którzy tę sprawę celowo zlekceważyli, powinni być natychmiast zdjęci z zajmowanych stanowisk. Wielu naiwniaków zaczęło już przedstawiać wszystkich Niemców jako „świętych Bonifacych”, do rany przyłóż, a ich okrucieństwo z czasów wojny to był tylko „wojenny epizod”? Jak my nie jesteśmy święci, tak i z Niemców nie róbmy żywych świętych. Trzeba chrześcijańskiego realizmu. Ludzie lubią się łudzić, że każda wojna jest już ostatnia. Ale przyszłość może jeszcze przynieść wiele nowych dramatów. Jeśli ktoś będący autorytetem nie pociągnie za sobą Narodu i nie przerwie tego szatańskiego koła zła, bezduszności, cwaniactwa, kombinatorstwa, korupcji, które obecnie są normą wśród rządzących, – to krwawy ojczyźniany konflikt nabierze realnego kształtu. Czy tego nam potrzeba? Czy społeczny ruch solidarnościowy w latach 80-tych minionego stulecia walczył o to, aby dzisiaj garstka cwanych „geszewciarzy” kręciła czarne interesy kosztem Narodu i Polaków wysyłała na poniewierkę?
O pomstę do nieba wołała praca posła Mirosława Sekuły – przewodniczącego sejmowej komisji śledczej, powołanej do zbadania tzw. afery hazardowej. Tenże megaloman, powołany przez swoich kolesi z PO, na oczach milionów telewidzów dał popis swojej służalczości wobec tych, którym ze wszech miar zależało na nie odkryciu faktów dotyczących przestępczego procederu „prania brudnych pieniędzy” przy wykorzystaniu automatów do gry, – tzw. „jednorękich bandytów”. Nikt zdrowo myślący nie może przyjmować, iż można być sędzią we własnej sprawie. Właśnie z takim mechanizmem mieliśmy do czynienia, w którym to członkowie Platformy Obywatelskiej z tej komisji usiłowali udowodnić, że … nie było żadnej afery hazardowej.
Oglądając ten „spektakl” w TVP Info widzieliśmy, że pytania dociekliwych członków tej komisji kierowane do osób przesłuchiwanych były wprost bezczelnie i cyklicznie „torpedowane” przez przewodniczącego Sekułę. Na szczególną uwagę zasługiwały ostre w formie i treści dialogi pomiędzy przewodniczącym komisji a posłem Zbigniewem Wassermanem i posłanką Beatą Kępą. Poseł Zbigniew Wasserman – świetny prawnik z ogromnym doświadczeniem – jak i Beata Kępa dobrze wiedzieli, jak i o co pytać przesłuchiwanych świadków, by dociec prawdy w przedmiotowej sprawie. Jednakże ich pytania spotykały się ze strony przewodniczącego Sekuły ze sprzeciwem i niejednokrotnie z odbieraniem prawa głosu. Ilość błędów, jakich dopuścił się ów przewodniczący podczas pracy tej komisji była tak ogromna, że deklasowała jego nie tylko jako przewodniczącego, ale przede wszystkim świadczyła o nieprawości i złych intencjach tego człowieka. Jego indolencja wykraczała poza wszelkie dopuszczalne normy, a okraszona chamstwem, butą i zarozumialstwem – uzmysłowiła społeczeństwu, iż wynik prac tej komisji zdaje się być przesądzony na korzyść aferzystów.
Nie bez znaczenia w tym względzie była tragiczna śmierć posła Zbigniewa Wassermana w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku. Trzeba przyznać, iż była ona „na rękę” przewodniczącemu Sekule, jak i też całej Platformie Obywatelskiej, albowiem brak posła Wassermana w komisji, skutecznie osłabił opozycyjną siłę posłanki Beaty Kępy, mimo iż skład komisji uzupełniono, powołując posła Andrzeja Derę z PiS-u. Pozyskanie niezbędnej wiedzy wymagało od tego posła poświęcenia setek godzin nad aktami, a czasu nie było za wiele. Fakt ten skrzętnie wykorzystał przewodniczący Sekuła, który czując się jak „pan na Mogadorze”, po wznowieniu prac komisji po katastrofie smoleńskiej, w sposób dyktatorski, łamiąc obowiązujące przepisy sporządzania dokumentu końcowego prac komisji – w pośpiechu, notabene przed zakończeniem prac komisji (co było ewenementem w skali światowej!), w zaciszu swojego gabinetu „spłodził” największy „gniot” swojego życia pod tytułem „Sprawozdanie z prac komisji…”. Nawet osoby nie będące prawnikami, czy też osoby, które nie dość uważnie śledziły poczynania tej komisji – zauważyły, iż Sekuła dopuścił się rzeczy haniebnej. Ten dokument końcowy autorstwa przewodniczącego, w ocenie członków komisji – Beaty Kępy i Andrzeja Dery z PiS-u oraz posła Bartosza Arłukowicza z SLD, uwłaczał godności tak ważnego dokumentu, albowiem był sporządzony z pogwałceniem formy prawniczej, nie zawarto w nim najistotniejszych dla sprawy faktów, jak i też nie dokonano analizy najważniejszych i najistotniejszych dla sprawy aspektów, a w ślad za tym, – o zgrozo! – naszpikowano go fałszywymi wnioskami, które „wybielały” aferzystów. Nie ulega wątpliwości, że działania Sekuły nosiły znamiona przestępstwa, które doczekają się w przyszłości epilogu na wokandzie sądowej. Stąd też nie budzi zdziwienia, iż członkowie komisji: B. Kępa, A. Dera i B. Arłukowicz odmówili złożenia swoich podpisów na tym dokumencie, – motywując, iż nie mogą poświadczyć nieprawdy, tym samym chronić aferzystów przed odpowiedzialnością karną.
C.d.n...

0
Brak głosów