Eurofederaści zacierają ręce – a w Polsce… ostatni zgasi światło (6/6)

Obrazek użytkownika Anonymous
Kraj

Superpaństwo i rasa „Europejczyka”. Ujednolicanie wymaga silnej centralnej władzy i wojska. Inaczej nie da się stworzyć państwa.

Stąd też wynika niebezpieczeństwo antydemokratycznego charakteru federacji. Stworzy się oczywiście pozory demokracji, by zamknąć usta krytykom. Nie wątpię, że znajdą się chętni do zasilenia unijnego wojska i unijnej policji. Utopijne projekty zawsze mają takich fanatycznych wyznawców, często zwanych „użytecznymi durniami”.

Problem władzy jest najistotniejszy. Jeśli władza będzie zbyt słaba, to Unia szybko się rozpadnie. Jeśli będzie zbyt silna, to Unia zmieni się w państwo totalitarne. Zastosowanie złotego środka jest trudne i władza będzie raczej dążyć ku własnemu wzmocnieniu. Nie bez znaczenia pozostaje także sytuacja stanu ekonomicznego państw członkowskich, która wyraźnie wskazuje na niepowodzenie projektu superpaństwa.

Niewydolna niemiecka gospodarka – maszyna napędowa Unii Europejskiej (głównie budżetu UE) – przeżywa ostry kryzys nie tylko z powodu ogólnoświatowego załamania finansowo- gospodarczego, ale przede wszystkim dzięki przepisom regulującym niemal każdą dziedzinę życia. Odnotowany poniżej zera wzrost gospodarczy przy ponad 20-procentowym bezrobociu okazuje się być zabójczy dla gospodarki unijnej, do czego nie chcą się przyznać eurokraci z Brukseli. Udają, że wszystko jest OK.

Gospodarka Unii ma olbrzymie trudności z nadążaniem za światowymi potęgami gospodarczymi – USA i Chinami. A w kolejce ustawia się już Rosja, która dość dynamicznie odrabia zaległości po upadku Związku Sowieckiego i zaczyna odgrywać coraz większą rolę na mapie gospodarczej Europy ponad głowami Polaków. Niech za przykład posłuży tu chociażby zbudowanie gazociągu Nord-Stream do Niemiec po dnie Bałtyku na naszych wodach terytorialnych bez zgody władz z Warszawy. Jego zaistnienie w obszarze Świnoujścia skutecznie zablokowało świnoujski port dla jednostek, które mają zanurzenie powyżej 15 metrów. A więc znaczne ograniczenie działalności tego tak ważnego dla Polski portu będzie bardzo korzystne dla niemieckich portów w Rostocku, Wismarze, Lubece i Hamburgu, które przejmą funkcje przeładunkowe towarów dotychczas przejmowanych z dalekomorskich dużych jednostek w Świnoujściu.

Zmiany mentalności w narodzie zachodzą bardzo wolno. Są to procesy rozłożone na długie lata. Nawet jeśli „wyhoduje się” nową rasę „Europejczyka”, to i tak po upływie wielu lat, po wymianie pokoleń, zawsze pozostanie jakaś marginalna grupa osób mająca inne poglądy na życie i prezentująca odmienną od oficjalnie realizowanej linię społeczno-polityczną. W sytuacji nasilającego się kryzysu takie grupy mając liderów, przekonają do swoich poglądów innych. Tak zrodził się faszyzm w latach trzydziestych minionego stulecia. Przypominam, że Hitler na 20 lat przed II wojną światową był jedynie niegroźnym wariatem, wygłaszającym mowy na stole w barze do podpitych robotników, a w wojsku był tylko kapralem. Dlatego nie ma znaczenia, czy „możni tego świata eurofederaści” wyhodują nową rasę „Europejczyka”, czy też nie. Społeczność ZSRS też była „nową” rasą, a mimo tego, ten sowiecki „kolos na glinianych nogach” runął z hukiem wkrótce po solidarnościowym ruchu społecznym w Polsce.

Pamiętam, jak w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku dyskutowałem z jednym profesorem – historykiem na temat upadku komunizmu w Europie ze szczególnym wskazaniem na to, czy będzie możliwe zjednoczenie Niemiec Wschodnich z Zachodnimi. Wówczas w głowie mi się nie mieściło, że taki proces może wypełnić karty historii Europy. Profesor tłumaczył mi, iż są przesłanki ku temu, by do owego zjednoczenia doszło i to jeszcze w XX wieku. I okazało się, że „przejściowe trudności” komunistów w Polsce nie dość, że rozłożyły na czynniki pierwsze niewydolny system władzy, to ponadto doprowadziły do całkowitego załamania się systemu w ZSRS, następnie na zasadzie domina przemieściły się na zachód od Odry. Wkrótce… oniemiałem, gdy zobaczyłem rozbijanie muru berlińskiego. Tak więc to, co z pozoru wydawało się niemożliwe, … stało się możliwe, bo jak się okazało, w narodach drzemał potężny potencjał, który potrafił się uwolnić z ogromną siłą, także w czasie zawirowań historii państw ościennych. Zatem dywagując w tym kontekście, trzeba postawić pytanie: jak będą wyglądać granice Rzeczpospolitej Polskiej po rozpadzie Unii Europejskiej – państwa federacyjnego i ile nas to będzie kosztować?

Fetysz integracji

Integracja stała się fetyszem współczesnej Europy. Czy jednak integracja jest wartością samą w sobie? A jeśli nie, to czemu miałaby służyć? U początków tworzenia wspólnej Europy leżała trauma wojenna i przekonanie, że trzeba położyć kres europejskim walkom wewnętrznym. Cel ten został osiągnięty i z pewnością jest on tytułem do chwały jednoczącej się Europy. Do jego realizacji nie był jednak potrzebny ani Maastricht, ani Nicea, ani tym bardziej Traktat. Natomiast narzucanie jedności prowadzić może do odradzania się dawnych napięć. Zadziwiające jest, że podmioty europejskie, które integrację wypisały na swoich sztandarach, nie za bardzo chcą ją realizować w dziedzinach, które z oczywistego powodu uwspólnotowieniu winny podlegać. Stworzenie sfery wolnej gospodarki w Europie z pewnością wzmocniłoby w niej naturalne tendencje integracyjne, a poza tym przyczyniłoby się do wzrostu gospodarczego i z czasem wyrównałyby się szanse państw członkowskich w tworzeniu wysokiego poziomu cywilizacyjnego i high-tech w przemyśle.

Tymczasem to Francja blokuje wolny rynek energetyki i telekomunikacji w Europie, ponadto za wszelką cenę chce utrzymać anachroniczną i kosztowną politykę rolną, przy jednoczesnym wstrzymywaniu objęcia nim nowych krajów w UE, – stwarzając dla nich nierówne warunki konkurencji. To Niemcy zatrzymują liberalizację rynku pracy i chcą utrzymać szczególny status swoich landów wschodnich, itd. Można by sądzić, że formuła integracji stała się tylko działaniem zastępczym, która ma osłaniać krótkowzroczne i partykularne interesy jednostek będących na szczytach władzy w Unii. Często, zwłaszcza we Francji, Anglia oskarżana jest o rezygnację ze wzniosłych celów integracyjnych na rzecz trywialnej wspólnoty rynkowej. Innymi słowy – trywialna ma być realna i konkretna wolność gospodarcza, która może łączyć mieszkańców Europy, a wzniosła – biurokratyczna regulacja o charakterze ideologicznym.

Eurofederacja skansenem Europy

Przy braku roztropności Polaków i innych narodów, da się stworzyć w Europie takie federacyjne państwo, choć będzie to tylko… skansen. Dlaczego skansen? – Dlatego, gdyż społeczeństwo szczególnie Europy Zachodniej po prostu się starzeje, a zasobność w dobra materialne nie zastąpi wzrostu populacji. Propagowana od lat polityka antyrodzinna zafundowała niż demograficzny na nie spotykanym dotychczas poziomie. Mimo tego, że średnia wieku życia mieszkańca Europy Zachodniej w ostatnich dziesięcioleciach znacznie się podniosła, to model rodziny – określony jako 2 + 1 + pies – musiał przynieść bilans w kształcie większej ilości zgonów niż urodzin. Ratunkiem na zwiększenie przychodów do skarbu państwa i wpływu środków z przeznaczeniem na emerytury jest zatrudnianie młodych imigrantów, ale nie z Europy Środkowo-Wschodniej, a krajów islamskich, mimo bojaźni przed islamizacją Unii Europejskiej. Jednakże w tym przedsięwzięciu bierze górę chęć pozyskania taniej siły roboczej, mimo obaw, – stąd też proces ten odbywa się pod ścisłą kontrolą władz Unii. Ci, którzy to budują, – prędzej pozwolą umrzeć starym Europejczykom, niż dopuszczą do islamizacji. Nie oznacza to, że tę walkę o nowego, oświeconego i bezreligijnego człowieka wygrają. Na razie zaślepieni swą laickością, odsuwają na bok Kościół Katolicki, który mógłby im pomóc w kształtowaniu nowej Europy, opartej na wartościach chrześcijańskich, bez zabijania dzieci poczętych, bez legalizowania związków homoseksualnych, bez adopcji dzieci przez takie dewiacyjne związki, bez eutanazji starszych i schorowanych, ale za to z polityką prorodzinną. Niestety, – taki model Europy jest sprzeczny z założeniami „eurofederastów”.

Biurokratyczna wspólnota Unia Europejska ma już od dawna bardziej ujednolicony i obszerniejszy system prawny niż Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, których poszczególne stany dysponują odmiennymi rozwiązaniami w tej dziedzinie, włącznie z tak fundamentalną różnicą, – jak istnienie lub nie – kary śmierci. Jak dało się zauważyć, różnice te nigdy nie przeszkadzały we współistnieniu amerykańskiego narodu różnych stanów. W Europie regulacje prawne mają kilka odmiennych źródeł. Jednym jest działalność brukselskich biurokratów, drugim – lobbing silnych graczy w biznesie europejskim, którzy tą drogą pragną bronić swoje rozliczne partykularne interesy. Trzecim, – i jak się wydaje – najważniejszym źródłem jest mentalność szczególnie niemiecka, zgodnie z którą świat można uporządkować dyktatem władzy i wcielić w życie jedynie drogą odgórnych regulacji. Wiąże się to z modelem państwa opiekuńczego, z którego Europejczycy nie potrafią się wyleczyć.

Projekt Konstytucji UE miał początkowo być jedynie uporządkowaniem owych blisko stu tysięcy regulacji prawnych. W efekcie Traktat uporządkował niewiele, a wiele zagmatwał. Za to przyjął formę podniosłego, najwyższego aktu prawnego. Trzeba tu zasygnalizować, że im większa, im bardziej złożona jest i scentralizowana struktura, tym mniej demokratyczna. Ale nie to wydaje się niepokoić twórców współczesnej Unii. Przywódcy krajów unijnych, którzy w swoich krajach muszą (i słusznie) tłumaczyć się z każdej podjętej decyzji, – mimo tego – pod osłoną Rady Europejskiej debatują w pełnym sekrecie. Owa, coraz mocniej ze sobą zintegrowana klasa polityków uznaje, iż jej zawodem i powołaniem jest rządzenie Europą, a do swoich wyborców mają stosunek zdecydowanie sceptyczny, zwłaszcza że do zdobycia znaczącej pozycji we władzach Unii nie jest potrzebna wola ludu, tylko miejsce w brukselskich układach towarzyskich. Przykładem niech tu będzie fakt wybrania w sierpniu 2009 roku na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego – miernego polityka z Polski – Jerzego Buzka, który swego czasu jako premier rządu RP miał wielki „kłopot” w zrozumieniu, na czym ma polegać zadbanie o polski interes narodowy. To za jego kadencji, gdy szefował rządowi, zamknięto w Polsce najwięcej kopalni w czasie, gdy ceny węgla na świecie osiągały horrendalne wartości. Tym działaniem przysłużył się Niemcom i Francji, stąd niejako w nagrodę mianowano go przewodniczącym PE. Świetnie rozumiał, co i jak zrobić, aby Polskę oddać pod kuratelę Brukseli, a pełniąc tę funkcję, miał ułatwione zadanie. Grupa ta funkcjonuje ponad podziałami politycznymi. Jak we wszystkich tego typu gremiach, mają fałszywe poczucie swojej szczególnej roli, wiedzy, i… dyspozycji kwalifikujących ich do zadań, którym nikt inny by nie sprostał. Stworzyli wokół siebie ideologiczny i propagandowy (symboliczny) przemysł Unii w postaci biurokracji pod szyldem specjalistów, analityków, naukowców, itp. Uważają, że są powołani do lansowania idei unijnych „federastów”, a więc naukowo usiłują dać odpowiedź na pytanie: dlaczego UE jest optymalnym rozwiązaniem dla Europy i dlaczego im więcej Unii, tym lepiej? Powstają instytuty i fundacje, których jedynym celem jest propaganda unijna i angażowanie kolejnych adeptów dla tej samopowielającej się struktury, która służy wyłącznie sama sobie i zaczyna być coraz bardziej wpływowa.

Mądremu dość

Kończąc, sygnalizuję że jedynym i rozsądnym wyjściem jest… podziękowanie Unii Europejskiej za dotychczasową „współpracę”, która zamiast postawić naszą Ojczyznę – 38-milionowego kraju na pozycji kraju wiodącego w Europie Środkowo-Wschodniej, zrobiła z Polski kraj neokolonialny. Jesteśmy krajem, który wzorem okresu międzywojennego stać na zbudowanie gospodarki na miarę dzisiejszych potrzeb jej obywateli. No cóż,… nie mamy takich ludzi jak Grabski czy Kwiatkowski. Nie wolno ekscytować się budowaniem europejskiego państwa federacyjnego, albowiem jak mówi historia, żadne imperium wcześniej zbudowane nie miało szans funkcjonowania, a tym bardziej przetrwania ku zadowoleniu wszystkich narodów tego imperium (co na to Szwajcaria i Norwegia? – Prawda, że świetnie sobie radzą? A dlaczego?) Polska nie będąc landem w imperium, nie będzie pozbawiona dostępu do źródeł energii i uzależniona od innych – wiodących krajów w tym imperium. Ma takie zasoby źródeł energii, które przy bardzo roztropnym zarządzaniu nimi – nie dość, że zabezpieczy potrzeby naszej Ojczyzny na co najmniej 250-300 lat, – to jeszcze może być znaczącym jej eksporterem i nieźle na tym zarobić.

0
Brak głosów