Bitwa Warszawska 2011 czyli Do krwi ostatniej (pod Lenino) 1978

Obrazek użytkownika Anonymous
Humor i satyra

 

Podtytuł się nie mieścił:   Refleksja nad kinem polskim na przykładzie Jerzego Hoffmana, albo Poppea zamiast Epopei

 

   Pomny sławnego dialogu Maklaka z Himilsbachem z „Rejsu” unikam raczej oglądania polskich filmów. Tym razem dobry Bóg nie ustrzegł i kątem oka obejrzałem wczoraj dzieło Jerzego Hoffmana pod wyżej wymienionym tytułem. Zostałem za to srodze ukarany. I słusznie. Ciekawość zabiła kota.

 

   Powiedzieć, że to pseudopatriotyczny knot, to zbyt mało. Oscarowy temat – film, który mógł zawojować świat…a nawet Hollywood – został  spieprzony dokumentnie i koncertowo już na etapie scenariusza. Mamy wszystko: Eskadrę Kościuszkowską Meriana Coopera (Hollywood nadal kocha swoich starych bohaterów), sowiecką wersję sprawy Enigmy, heroiczne zmagania w jednej z bitew, „które zadecydował o losach świata”, romans kabaretowy i księdza Skorupkę. Księdza należałoby wyciąć w wersji eksportowej, no chyba, że okazałby się pedofilem. A na dodatek jednego z czołowych  gwiazdorów światowego kina niemego / dźwiękowego w roli Piłsudskiego.

 

   Widz – krajowy, a nawet  eksportowy – wie kiedy rzecz się dzieje. Gorzej z tym, gdzie się dzieje i dlaczego. Epopeja rozgrywająca się na obszarze setek tysięcy kilometrów kwadratowych zostaje zredukowana do kilku  swojsko-nostalgicznych krajobrazów typu „w Polsce, czyli nigdzie”. Widz – krajowy, a nawet eksportowy – widzi złego Lenina, a nawet jeszcze gorszego Trockiego z ich apetytami na światową rewolucję,  ale nie widzi odrodzonej zaledwie przed nieco ponad rokiem Polski. Scenarzysta i reżyser  założył widocznie, że widz krajowy – a nawet eksportowy – przeczytał wcześniej „Orła Białego,  Czerwoną Gwiazdę” Normana Daviesa i doskonale osadzi sobie Olbrychskiego-Piłsudskiego, Strzeleckiego-Witosa i Urbańską-Urbańską  w tzw. realiach epoki.  

 

   Widz krajowy – a nawet eksportowy – dostaje za to dużą dawkę tzw. hiperrealizmu batalistycznego. Krew, pot i łzy, jednym słowem. A raczej amputacje, bebechy i nieco refleksyjnego humoru koszarowo-kabaretowego. Plus patriotyzm w wersji mainstreamowej z tzw. akcentami krytycznymi.

 

   Kolejny wielki temat polskiego kina – po odsieczy wiedeńskiej, Powstaniu Warszawskim, Monte Cassino, Katyniu, pomocy Żydom podczas Holocaustu… – został zaprzepaszczony. Ale odfajkowany.  Oskara nie będzie, kasa już była.

 

   Stare – podobno angielskie – przysłowie mówi, że ludzi biednych nie stać na rzeczy tanie. No, właśnie.

 

   Przepraszam, że serwuję musztardę po obiedzie, ale tak to bywa w przypadku żywienia zbiorowego. Kto najpierw nie heroizował swojej historii, nie może później jej rozliczać. Kino polskie najpierw ją  rozliczyło…i nadal rozlicza. Tzn. kierownicy produkcji rozliczają się…

 

   Ale nie martwmy się, sukces organizacyjny i sportowy  Euro 2012 stworzy zupełnie nowy, światowy image naszego kraju…Bitwa Warszawska mogła się rozegrać pod Lenino. I vice versa. Gdybyśmy tylko umieli stanąć po właściwej stronie… 

 

0
Brak głosów