Polska bieda – reprint z uwagami

Obrazek użytkownika jazgdyni
Idee


Właśnie dzisiaj napisałem, powodowany złymi emocjami, które to emocje wezbrały we mnie, po kolejnej akcji rządu premiera Morawieckiego, akcji drenującej finansowo najdrobniejszych przedsiębiorców – właścicieli rodzinnych aptek, a jego jakże słusznymi i często powtarzanymi hasłami o konieczności budowy polskiej klasy średniej.
Niestety – w hasłach budowa, w rzeczywistości – niszczenie.
Coraz bardziej, to, co jakże często słyszymy z ust premiera, rozjeżdża się z tym, czego jako obywatele doświadczamy w praktyce.

Toteż, by przypomnieć moje rozważania na temat klasy średniej (którą PMM deklaruje dobitnie, będzie budował) pozwolę sobie przytoczyć, jako appendix do mojego poprzedniego tekstu - ]]>http://naszeblogi.pl/51853-szczypanie-obywatela-mowiac-ze-dla-dobra-jego]]> , dołączając do tego ciekawą wymianę zdań z fachowcem.

Bo jeszcze raz podkreślę: - premier Beata Szydło rozpoczęła likwidację skrajnej nędzy w Polsce, a potem zgodnie z zaleceniami trenera, przekazała pałeczkę fachowcowi od gospodarki.
Niestety... nędza i bieda nadal jest. A klasa średnia to głównie w sądzie najwyższym.

UWAGA ! Tekst pochodzi z początku 2016 roku. Wtedy jeszcze redaktor Warzecha był normalny.


***


Polska bieda permanentna



90 procent Polaków żyje w biedzie. I to wcale nie zdając sobie z tego sprawy. To i tak lepiej z punktu widzenia całego świata, bo tutaj 97% ludzi żyje w biedzie.

Problem bierze się z tego, że biedę utożsamia się z nędzą. Czyli skrajnym poziomem egzystencji, gdzie wyłącznie istnieje kwestia przeżycia. Tymczasem to nie tak.
]]>Bieda]]> jest wtedy, gdy jest ciągły niedobór. Nie możesz mieć tego, co byś pragnął, a także powinieneś mieć. Nawet w granicach rozsądku. To, co posiadasz, to niewiele. Głównie rzeczy podstawowe. A swoje pieniądze musisz codziennie skrupulatnie liczyć. Jeden błąd, jakaś ekstrawagancja, a twój budżet się sypie. W rezultacie, żyjąc w biedzie, nie możesz spać spokojnie, będąc zawsze pewny jutra.
Większość z nas tak żyje od czasów wojny, więc się przyzwyczailiśmy, a nawet nauczyliśmy się pewnych kombinacji, by było nam w tej biedzie lżej.
Niedawno ]]>Łukasz Warzecha]]> opublikował na portalu wpolityce.pl ważny artykuł „PiS nie ma oferty dla klasy średniej. Partia Jarosława Kaczyńskiego wyraźnie stawia dziś na model skandynawskiego równania w dół”. []]>http://wpolityce.pl/polityka/295366-pis-nie-ma-oferty-dla-klasy-sredniej-partia-jaroslawa-kaczynskiego-wyraznie-stawia-dzis-na-model-skandynawskiego-rownania-w-dol]]>]
Przeczytałem tekst bardzo uważne, bo Warzechę szanuję. Szczególnie chciałem znaleźć odpowiedź, co w Polsce jest rozumiane jako ]]>klasa średnia]]>. Stany społeczne – bieda, ]]>klasa średnia]]>, bogactwo, są marnie zdefiniowane i granice są bardzo rozmyte. Oczywiście subiektywizm odgrywa tu niepoślednią rolę, ale do pewnych rzeczy można się umówić. Nawet nie będąc socjologiem.
Widać, że temat jest istotny i nurtuje internautów, bo rozwinęła się na twitterze interesująca dyskusja. Myśl przewodnią można by opisać: – Czy zdajemy sobie sprawę, co to jest klasa średnia. Niedokładnie.
Zapamiętajmy, że wszędzie na świecie droga jest prosta: ]]>nędza]]> -> ]]>ubóstwo]]> -> klasa średnia -> bogactwo. Do znudzenia powtarzam wielowiekowy pewnik Adama Smitha: „Państwo jest bogate bogactwem swoich obywateli”. Co jest jednocześnie mądrym zaleceniem dla sprawujących władzę: pozwólcie, a nawet pomóżcie bogacić się obywatelom, bo jak już oni będą bogaci, to i całe państwo nie będzie biedne.
Łukarz Warzecha w przytoczonym artykule pisze: „…dobrze jest budować bogactwo, że zamożność jest czymś dobrym i wszyscy powinni do niej dążyć, zaś wykształcenie i kompetencje dające pieniądze powinny być premiowane.”
***
Mając w nosie wszelkie nasze socjologiczne dyrdymały pozwalam sobie na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji stwierdzić:

  • dwa procent Polaków żyje w nędzy;
  • 90 procent Polaków żyje w ubóstwie;
  • 5 procent to klasa średnia;
  • a 3 procent to ludzie bogaci.

Oraz na dzień dzisiejszy, również autorytatywnie pozwalam sobie określić, że nędza jest wtedy, gdy dochody na gospodarstwo domowe są mniejsze niż 2 tysiące zł/m-c. W biedzie żyjemy mając dochody poniżej 8 tys. netto miesięcznie. Klasa średnia mieści się w zakresie dochodów netto od 8 tysięcy do 40 tys. zł. Powyżej tego stajemy się ludźmi bogatymi.
Oczywiście, te przedstawione granice mogą się nieco relatywnie zmieniać, w zależności od miejsca zamieszkania, własnych wymagań i skali potrzeb, oraz, co również bardzo ważne – wypadków losowych.
Ja, mieszkaniec Trójmiasta określam dolny pułap klasy średniej na 8 tys., a Warzecha żyjący w Warszawie, na kilkanaście tys. Nie ma tu sprzeczności. Może pokrótce określimy wymienione powyżej statusy społeczne.
Nędza jest wtedy, gdy potrafimy sobie zapewnić minimum egzystencji. Problemem finansowym jest np. palenie papierosów. Problemem jest też komunikacja miejska (może dlatego jest tak wysoki poziom gapowiczów). W tym statusie żyje się z dnia na dzień. Bez przerwy poszukuje się czegoś najtańszego. Żywność kupuje się w najtańszych dyskontach (tak, tak – są tańsze i droższe). Tam też się ubiera, albo i w lumpeksach. Posiadanie własnego lub wynajmowanego lokum jest wielkim sukcesem, ale i też problemem, bo czynsz i media zżerają lwią część pieniędzy. I stale się trzeba modlić, by człowieka nie dopadła choroba, bo wtedy wszystko może się zawalić.
Większość Polaków żyje w ubóstwie, albo w biedzie. Choć często wcale nie ma takiej świadomości. Tak było przez 75 lat od wojny, jakoś się żyło, cieszyło się nawet, więc jakże może być inaczej. – Nie jest źle – mówią najczęściej ci bardziej optymistycznie nastawieni.
Lecz właśnie ta powszechna akceptacja własnej biedy, z wyparciem tego faktu z umysłu, jest najtragiczniejszym dorobkiem komuny, a minione 26 lat tylko taką filozofię życiową ugruntowywało. (Co pozwalało spokojnie okradać ludzi i państwo).
Bieda to nie nędza. Przed mieszkaniem, a nawet domem, stoi samochód. Zazwyczaj używany i sprowadzony z zachodu. W domu jest co jeść. Jedzenie w Polsce nie jest drogie. Lecz oczywiście bez żadnych ekstrawagancji. Młodzi zazwyczaj żywią się w fast-foodach i chińskimi zupkami.
Przed kanapą króluje duży płaski telewizor. To centrum życia rodziny.
Lecz niestety, bez przerwy trzeba liczyć pieniądze. Nie ma zapasów. W banku na koncie jest może dziesięć tysięcy. Brakuje tego, co się nazywa w gospodarce ]]>cash flow]]>, czyli płynności finansowej. Stąd taki niebywały rozkwit w Polsce para-banków i tych lichwiarskich chwilówek.
Lecz biedny, jak wchodzi do apteki, by kupić lekarstwo, pyta się – ile to kosztuje. Klasa średnia nie pyta się, bo nie musi.
Polscy ubodzy żyją w zafałszowanym świecie. Aspiracje, fantazje i współczesne gadżety przykrywają skromną rzeczywistość.
Kolejne władze po transformacji z całą perfidią kultywowały polską biedę, w najmniejszym stopniu nie starając się ją zmniejszać. Wprost przeciwnie – Balcerowicz i premier Mazowiecki ubóstwo drastycznie powiększyli swoimi pseudo – reformami tworzącymi system oligarchiczny (teraz Balcerowicz porządkuje oligarchię na Ukrainie. Biedacy, tylko im współczuć).
Zamiast pomocy władze wymyślały niesamowite triki, by dać złudzenie, że już biedy nie ma. Pamiętacie dobrze państwo „ciepłą wodę w kranie”, grill i piwko na weekend, Orliki, czy aquapark w każdej gminie.
To były substytuty dobrobytu, bo w tym czasie, żaden Polak się faktycznie nie wzbogacił. Jego stan posiadania nie zwiększył się ani o grosz, a stukany Golf kupiony za 10 tyś. po trzech latach wart był 2 tyś. zł. W banku, czy nawet skarpecie pieniędzy nie przybywało, z trudem i mozołem wybudowany dom, nieprawidłowo eksploatowany i niewłaściwie remontowany, niszczał.
A najstraszniejsze dla ubogich stało się to, że zwabieni obietnicą szybkiego dobrobytu, obietnicą wzrostu i postępu, pozaciągali oni w bankach długi, które tak na prawdę rujnują ich życie. Banki w Polsce okazały się najgorszym i bezwzględnym lichwiarzem, drenującym i tak już dosyć biedne społeczeństwo.
To chyba dopiero trzy lata, gdy w końcu władza zmusiła banki do ujawniania ukrytych kosztów. Miała być pożyczka 0%, a potem okazywało się, że faktyczne koszty są 25%.
Ubóstwo to przedział od 2 tyś. do 8 tyś. więc też jest różne. Ci w górnym zakresie częstokroć nie mają ochoty z biedy wychodzić. Coś tam się dorobili, coś tam mają. Mało, ale wystarczy.
Tylko brak tutaj myślenia strategicznego. Brak wyobraźni. A każdy bez przerwy w tyle głowy musi mieć nieuchronną starość, nie daj Boże z chorobą. Wtedy dzieciom pozostawi się nic, oprócz długów. I jaki start wówczas oni będą mieli?
W prawidłowo rozwiniętym państwie dobrobytu klasa średnia odgrywa dominującą rolę. To fundament zdrowego państwa. Drobni i średni przedsiębiorcy, wolne zawody, specjaliści, a w polskiej specyfice, również Polacy pracujący za granicą. Określiłem ich przedział dochodów na 8 – 40 tys. zł.
W dyskusji na twitterze i facebooku wielu stwierdzało, że 40 tys. dochodu miesięcznie, to już bogactwo. Nie zgadzam się. To tylko prymitywne znamiona bogactwa, bez faktycznego pokrycia we własności. Nawet piękny, nowo wybudowany dom z ogrodem, obciążony jest hipoteką na 30 lat. Samochód też najczęściej kupiony na raty, albo w leasingu.
Majątek wzrasta powoli, a jakikolwiek wypadek losowy grozi katastrofą dla całej rodziny. Bardzo blisko jest linia, za którą może być bieda, a nawet nędza. Bank zabierze dom, a komornik zlicytuje pozostały majątek.
Rację ma Łukasz Warzecha, że właśnie ta grupa społeczeństwa powinna być pod szczególną opieką władzy, bo choć jeszcze bardzo nieliczna, ona właśnie jest w stanie wytworzyć solidny dochód narodowy.
By to udowodnić, podam przykład Holandii, gdzie 69,2% całej gospodarki to firmy rodzinne, nie zatrudniające więcej niz 40 pracowników. [ ]]>https://www.dbresearch.com/PROD/DBR_INTERNET_EN-PROD/PROD0000000000271742/SMEs+in+the+Netherlands%3A+Making+a+difference.pdf]]> ]. To jest najprawdziwsza klasa średnia (choć są też między nimi bogacze).
Holandia, malutki kraj, jest bogata bogactwem swojej klasy średniej. I starannie się nią opiekuje.
Red. Warzecha w swoim tekście wyraża obawę, że władza, czyli PIS, zbyt mało wagi przykłada do klasy średniej.
Nie podzielam stanowiska i obaw redaktora. Prawidłowo ustawione priorytety rozwoju społecznego na dzisiaj i najbliższe parę lat, to prawie całkowite likwidowanie nędzy; przesuwanie przeważającej części społeczeństwa z dolnej połowy obszaru biedy do górnej, a nawet w obszar klasy średniej.
Co właściwie jest zgodne z tezą Warzechy o budowaniu klasy średniej.
Natomiast istniejącą już klasę średnią zostawiłbym w spokoju, co oznacza, że w przyjaznej ze strony państwa atmosferze, żadna biurokracja nie będzie jej rzucać kłód pod nogi i traktować, jak jeszcze nieujawnionych przestępców.
A bogaci? Cóż, truizmem będzie powiedzieć, że oni zawsze sobie poradzą. Nie zawsze, jak się trafi na wrednego i zawistnego inspektora skarbowego, co pokazał przykład pana Kluski. Bogaci, jeśli działają w ramach prawa i nie uciekają z dochodami do rajów, też powinni być traktowani przyjaźnie.
I zgadzam się z tezą, że w ramach partycypacji w solidaryźmie społecznym winni oni płacić podatek progresywny. Klasa średnia i bogaci Polacy winni jak najszybciej wytwarzać nasz własny, polski kapitał. Dotychczas w Polsce rządzi kapitał zagraniczny i spekulacyjny.
Prawdziwą pełną suwerenność zapewni Rzeczypospolitej silna klasa średnia i likwidacja nędzy. Więc to jest najważniejszy cel społeczny państwa. Dotychczas o tym była cisza.

***


Pozwolę sobie jeszcze dołączyć fragment wymiany zdań w dyskuji pod tym tekstem.


· ]]>Sociologist]]> napisał(a):

No tak to jest jak się nie ma podstawowego zaplecza socjologicznego, a ekonomiczne kulejące. Dosyć oczywiste jest, że teorii istnieje mnóstwo, a sam Marks wyróżniając 2 klasy zdawał sobie sprawę, że jest ich więcej. Warto sięgnąć po weberowskie pojęcie statusu, może wtedy autorowi rozjaśni się odrobinę w głowie na temat pojęć np. biedy. Proszę zapytać przedstawicieli klasy średniej jak się sami określają, prawdopodobnie będą zawyżać swoje miejsce w stratyfikacji. Metodologii a raczej jej braku i danych wyssanych z palucha nie będę komentować. Pozostawiam do przemyślenia czy warto pisać takie rzeczy. Może następnym razem lepiej byłoby się skupić na prekariacie, który w Polsce żyje od debetu do debetu, a powinien być inteligencją XXI w.
]]>Ryszard]]> napisał(a):
Co ty pieprzysz za farmazony paranaukowe!!! Wylewaj swoje zale do kanaluzacji i nie czepiaj sie publicystów jakich nie znajdziesz w gazecie wyborczej. Nadchodzi czas niezaleznych mediow a internet to potega. Nic juz nie zatrzyma wolnej mysli. Ty tez nie.
]]>Janusz]]> napisał(a):

Drogi Panie
Jako wyznawca nauk ścisłych nigdy nie uznawałem socjologii za naukę i nie będę uznawał. Podobnie, jak ekonomii. Nie mozna tu przeprowadzić dowodu i dokonać falsyfikacji. W najlepszym wypadku można się oprzeć na rachunku prawdopodobieństwa i krzywej Gaussa.
Więc niech mi Pan tu górnolotnie nie wyjeżdża, bo moje obserwacje są tak samo równoprawne, jak sterta socjologicznych badań.
A jeśli Pan może, to proszę bardzo, niech Pan podważy moje obserwacje. Tylko naukowymi narzędziami proszę.
Pisze Pan – „proszę zapytać się przedstawicieli klasy średniej”. Chyba Pan żartuje! To pojęcie nie egzystuje jeszcze wśród polskich obywateli.
Wszyscy określają się zazwyczaj, jako biedni, bogaci, albo „jako tako”.
Pozdrawiam
]]>Sociologist]]> napisał(a):
A proszę bardzo. Odsyłam do pojęć metodologicznych „próba reprezentatywna” , „dobór próby” i proszę o porównanie doboru okolicznościowego pod kątem próby reprezentatywnej. Twierdzenie, że w socjologii nie da się przeprowadzić dowodu ani dokonać falsyfikacji to po prostu wyraz czystej i wyznawanej z dumą ignorancji, która jest gorsza od głupoty jak wiadomo. Może po prostu Pan nie rozumie czym jest klasa średnia?
]]>Janusz]]> napisał(a):
Mimo, że pańska arogancja i sarkazm wyklucza pana z grupy poważnych dyskutantów, odpowiem panu, co to jest klasa średnia, bo odnoszę wrażenie, że właśnie pan tego nie rozumie. A ja temat przestudiowałem na tyle dogłębnie, by móc się pokusić o własną definicję.
I to odrzucając prostą i nic nie mówiącą definicję T.H.C. Stevensona, czy nawet historyczną Bradshaw’a.
Wg, tego, co ja stosuję, klasa średnia to jest grupa ludzi istniejąca w społeczeństwie, zdolna do tworzenia swoistego majątku (human capital wg Beckera i Mincera).
Nie jest to tylko czyste gromadzenie dóbr materialnych.
Terminy bourgeoisie, czy petite bourgeisie nie oddają dzisiaj w pełni pojęcia klasy średniej.
Najbliższy opisowi klasy średniej jest termin „white collar workers”. Bo klasa średnia ciągle pracuje. Lecz jest kreatywna, choć socjologia nie przywiązuje do tego wagi, ale psychologia społeczna tak.
Więc, jak ja to rozumiem:
– klasa średnia uzyskuje edukację trzeciego poziomu;
= posiada profesjonalne kwalifikacje, m.in. prawnicy, akademicy, inżynierowie, doktorzy,drobni i średni przedsiębiorcy;
– posiada bezpieczeństwo pracy, własny dom lub mieszkanie i coś, co się nazywa delayed gratification;
– identyfikacja kulturalna.
To wystarczy, by pan zrozumiał o czym mówię, mimo, że temat jest obszerniejszy.
A ciekaw jestem, jaka jest pańska definicja, jeśli pan podważa moją?
]]>Sociologist]]> napisał(a):
Niech już Pan nie odmawia sobie uczestnictwa w klasie średniej, bo nie są nią tylko white collars, ale również blue collars (wykwalifikowani pracownicy fizyczni m.in. inżynierowie tak jak w Pana definicji). Stwierdził Pan, że 90% Polaków żyje w biedzie, a ja nadal pytam się skąd takie dane, z jakiej obserwacji? Czy naprawdę 90% Polaków nie spełnia większości punktów z przedstawionej definicji? Poza tym miesza Pan po raz kolejny weberowski status, który dotyczy sposobu konsumpcji a nie faktycznego miejsca w stratyfikacji (por. zubożała polska szlachta w czasach historycznych bawiąca się na zasadzie „Postaw się a zastaw się”). Status dotyczy również kultury, to zupełnie inna sprawa. Klasa średnia to przede wszystkim zarobki jeśli bierzemy pod uwagę ten czynnik lub sektor zatrudnienia, czyli white i blue collars, z tego wynika, że w Polsce jednak ona istnieje. Czy klasa średnia w Polsce dorównuje odpowiednikowi w Niemczech, Australii, USA itp.? Oczywiście, że nie, ale jej istnienie w Polsce jest niepodważalne a twierdzenie, że 90% Polaków to biedacy, to policzek w twarz Wielkiej Polski posługując się nowomową narodową, która dominuje tutaj w wewnętrznym dyskursie portalu. Jeśli chce Pan rozszerzać swoją definicję na inne kraje z kolei, to odradzam. Wyjdzie Panu, że 99% mieszkańców Szwecji czy też Norwegii to biedacy, bo nie mają „swoich” mieszkań/domów, a chyba wszyscy wiedzą, że to wierutna bzdura. Po prostu mamy taką klasę średnią, jaką nasze społeczeństwo sobie samo wykształciło.
Nie liczyłbym też na to, że klasa średnia zmieni strukturę kapitałową w Polsce, która jest demonizowana przez prawicę. Zagraniczne firmy to większa stabilność zatrudnienia niż polskie przedsiębiorstwa rywalizujące z koncernami. Problem mamy w pazerności przedsiębiorców, lukach w prawie i brakiem zainteresowania władzy (jeśli PiS zmieni cokolwiek w tej materii to będzie ich najlepsza reforma). Bez zmiany funkcjonowania instytucji umów cywilno-prawnych stabilność zatrudnienia nie ulegnie zmianie. Niestety to już nie leży w rękach klasy niższej czy też średniej, a elit politycznych PO-wskich, PiS-owskich czy jakichkolwiek przyszłych. Na gruncie problemu struktury społecznej i rynku pracy PiS-owiec może znaleźć wspólny język ze zwolennikiem państwa socjalnego. Jednakże powtarzam, proszę nie mówić o „90%” bo to manipulacja lub nietrafione twierdzenie, aż tak źle nie jest, choć należy wykonać pracę już teraz, bo w przyszłości może być za późno
P.S Mam nadzieję, że takie wyjaśnienie jest wystarczająco jasne i zawiera jak najmniej arogancji jak i sarkazmu. W pewnym miejscu się zgadzamy, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Janusz napisał:
Bardzo mi miło, że zdecydował się Pan zejść z katedry. Tak się lepiej rozmawia i można wymieniać poglądy.
Bardzo byłbym ostrożny w podciąganiu blue collar do klasy średniej. W brytyjskich naukach społecznych ciągle jeszcze w stosunku do nich jako zamiennik stosowane jest słowo proletariat.
Ja to rozumiem, że są to ludzie, którzy muszą stale pracować, aby żyć. Klasa średnia ma o wiele większe poczucie bezpieczeństwa pracy i mogą sobie pozwolić na dłuższe przerwy.
Poza tym istnieją dwie duże różnice: jedno, to konto bankowe i jego wielkość, a drugie, to potrzeby kulturalne.
Jak to fachowcy definiują, white collar ma zazwyczaj wykształcenie wyższe i znacznie większe potrzeby poza materialne.
Co do 90% ubóstwa w Polsce. Przyjąłem to na podstawie statystyk, biorąc pod uwagę, że górną granicę ubóstwa (biedy, ale nie nędzy) stanowią miesięczne zarobki poniżej 8 tysięcy zł na ognisko domowe. Wygląda to dosyć arbitralnie, lecz oparte jest na sporej analizie i wywiadach. W tej górnej strefie ubóstwa można już dosyć dobrze żyć, lecz każda utrata pracy, lub ciężka choroba, grozi katastrofą dla całej rodziny. A zgromadzony majątek jest zwykle niewielki.
Te różnice między ubóstwem a klasą średnią widać szczególnie po przejściu na emerytury. Tylko klasa średnia zostawia dzieciom jakiś wartościowy majątek. W biedzie często się go przejada i traci na zdrowie.
Oczywiście, posiadanie domu nie jest żadnym wyznacznikiem i Szwedzi faktycznie żyją w wynajętych mieszkaniach. Lecz z własnych obserwacji wiem, że bardzo istotna jest lokalizacja i wielkość apartamentu. Też na to się snobują.
Kiedyś faktycznie było znacznie prościej zidentyfikować polską klasę średnią. W większości była to zubożała szlachta zmuszona gdzieś się zatrudnić. Teraz trzeba by szczegółowych badań, by precyzyjnie oznaczyć zakres i przynależność do klasy średniej. Tym bardziej, że obraz jest mocno skażony przez spore grono nuworyszy, których majątek nie zawsze jest w pełni uczciwy.
Stosując moje kryteria i ciąg społeczny: nędza > bieda > klasa średnia > bogactwo, ciekaw jestem, jak by Pan procentowo podzielił nasze społeczeństwo.
Pozdrawiam


 

3
Twoja ocena: Brak Średnia: 2.7 (7 głosów)