Kanikuła III

Obrazek użytkownika Janusz 40
Kraj

Ludzie na górskich szlakach są inni (ściśle biorąc – byli) – pozdrawiają się, często rozpoczynają długie dysputy na różnorodne tematy, są serdeczni. Niestety w miarę lat chodzimy coraz niżej tzn. głównie na trasach prowadzących do schronisk tzn. nie ma consensusu w sprawie bardziej ambitnych wyryp. W dolinach niestety królują rodzice i dziadkowie z maluchami (co jest niezmiernie sympatyczne, ale spowalniające marszrutę) i inni młodzi ludzie, którzy dorobiwszy się aut – muszą także „zaliczyć” Zakopane” i najbardziej znane tam obiekty (Murowaniec, Morskie Oko, Ornak, także Giewont). Owi ludzie „zaliczający” Zakopca, to niestety często brać luzacka przenosząca swoje nie zawsze miłe dla otoczenia maniery do dostojnego otoczenia naszych wspaniałych gór – są krzykliwi, pijacy przy każdej sposobności piwo, bez przerwy robiący zdjęcia, zaśmiecający bez zahamowań środowisko. Nasuwa się paralela - „Lud wejdzie do śródmieścia”. Wejdzie i sflekuje je – nie będzie szanował. Obserwujemy swoisty społeczny awans – Polacy podróżują, jeżdżą samochodami, mają coraz wymyślniejsze kamery. Niestety nie idzie w parze z tym kultura, wiedza, maniery wreszcie. Awans w sferze materialnej nie determinuje awansu duchowego. Obserwowałem Polaków w Luwrze ubranych w obskurne, krótkie dżinsowe spodenki – robiących gdzie tylko mogli zdjęcia (chociaż nie wolno, lecz Polak potrafi zawsze przemycić), ale zazwyczaj nie odróżniających stylów malarskich i historycznych epok...

 

W ramach relaksu po dużej wyrypie odwiedziliśmy Krupówki (jak zawsze mniej więcej co 5 lat – chociaż w Tatrach jesteśmy kilkadziesiąt razy rocznie) – cóż, przybyło nieco ładnych budynków – pojedyncze obiekty wykonane są zarówno z troską o pewną klasę, jak i o zakopiański styl. Cóż z tego – całość ciągle jeszcze sprawia wrażenie pewnego chaosu – brak jakiejś wizji miasta – nie byle jakiego, ale bądź, co bądź – stolicy, wprawdzie tylko stolicy zimowej Polski i także stolicy polskiej turystyki. Ciągle szpecą krzywe latarnie na ulicy – najwyraźniej projektodawca nie oglądał najpiękniejszych miejskich latarni świata, czyli tych na ul J. Piłsudskiego w Krakowie, ani nawet tych na moście Aleksandra w Paryżu.

Przybyło lokali gastronomicznych wszelkiego autoramentu, fast foodów, cukierni, także ulicznej sprzedaży serków (oscypek jakby wyparował – wiadomo – znak firmowy). Przerażający jest wszechobecny handel wszelkiego rodzaju badziewiem mającym stanowić pamiątkę z gór – pamiątkę o tyle wątpliwą, że takie gadżety o górskich, czy nawet zakopiańskich motywach można nabyć w każdym większym mieście w Polsce. Te rozliczne kramy ciągnące się w niektórych miejscach w mieście nieprzerwanym szeregiem swój sens istnienia zawdzięczają jeszcze innemu zjawisku – mianowicie uczestnicy młodzieżowych wycieczek z Polski dostają jakieś kieszonkowe na drogę i owe dziesiątki tysięcy młodych ludzi muszą oczywiście coś kupić. Nie ma przy tym znaczenia wartość zakupu – musi tylko być jakoś ładny i efektowny. To, że jest tandetny, wykonany w chińskim stylu, bez żadnej artystycznej klasy – to już nie ma najmniejszego znaczenia.

Smutne jest to, że w innych turystycznych centrach Europy można kupić pamiątki nie tylko o charakterze zmerkantylizowanej Cepelii, ale także mające jakieś artystyczne ambicje, czasem nawet wykonane ze szlachetnych materiałów – np. wyroby z alabastru, czy emalii w Wenecji, czy piękne kwadrygi w Pompejach – także mini repliki charakterystycznych budowli...

 

W polityce bez zmian – nadal PIS przegania PO – nawet rządowy CBOS zaczął regularnie odnotowywać tę przewagę – tym razem o 7 %. Przed wygraną kandydata PIS w wyborach prezydenckich ta sondażownia nigdy nie wykazała przewagi PIS. Najwyraźniej zatrudnieni tam ludzie (często z profesorskimi tytułami) zaczęli przejawiać troskę o pracę po wyborach do parlamentu. Kalisz z Kwaśniewskim wytaczają proces o utratę dóbr osobistych gazecie, która opublikowała nagranie ich rozmowy w knajpie. Przedziwna sprawa – utracili swoje „osobiste dobra” po tym, jak cała Polska mogła usłyszeć (czy też przeczytać), o czym rozmawiali. Innymi słowy – publicznie cały czas udają kogoś innego – kogoś godnego szacunku, ale kiedy ktoś podsłucha ich rozmowę prowadzoną bez świadomości, że są słuchani, to społeczeństwo dowie się, że w rzeczywistości nie są wiele warci. I to ma być podstawą do ukarania tych, którzy odkryli ukrywana prawdę – to nie jest zjawisko utraty dóbr osobistych, tylko ukazanie faktu, że takich dóbr nie było i nie ma...

 

Wątpliwości w sprawach podatkowych mają być rozstrzygane na korzyść podatnika – dobre sobie – czy są wątpliwości, decydował jednak będzie urzędnik (inspektor) podatkowy. Jak III RP istnieje – tak zawsze urzędy podatkowe miały robić (i robiły) wszystko, by podatników obedrzeć ze skóry na różne – nawet śmieszno-głupie sposoby. Sam płaciłem „grzywny” za opóźnienie w deklaracji, bądź jej poniechanie – chociaż nie niosło to ŻADNEGO uszczuplenia dochodów budżetu państwa. Byłoby naiwnością oczekiwać, iż nagle owi urzędnicy staną się przyjaźni dla podatników wbrew twardym zaleceniom i premiowaniem ze strony MF. Nie tak znowu dawno były dla nich nagrody, za nałożenie kar i nienależnych podatków, które nie były zwracane w przypadku skutecznego odwołania się do sądu podatnika. Nie muszę dodawać, że odwołania wprawdzie bywały skuteczne, ale osiągane po czasie skutkującym przeważnie upadkiem firmy podatnika...

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)