Prof. A.Nowak broni prawdy o Polsce w liście do New York Times'a

Obrazek użytkownika Jacek Mruk
Świat
]]>http://solidarni2010.pl/34523-prof-anowak-broni-prawdy-o-polsce-w-liscie...]]> [English version below] W reakcji na nieprawdziwe, tendencyjne komentarze dziennika "New York Times" na temat sytuacji w Polsce pozwoliłem sobie wysłać na jego adres polemikę. Przesłałem jej tekst w dwóch wersjach: pełnej oraz skróconej (by ułatwić ewentualne jej opublikowanie). Niestety, mimo natychmiastowego potwierdzenia odbioru polemiki, redakcja "NYT" w ciągu kolejnych 6 dni nie zdecydowała się na jej publikację. Pozwalam sobie wobec tego opublikować ją tutaj, w pełnej wersji, dziękując przy okazji najserdeczniej panu Stanisławowi Peltzowi (z Kancelarii Prezydenta RP) za bezinteresowną pomoc w tłumaczeniu. Autorzy komentarza używają pewnego środka perswazyjnego, który ma przekonać Czytelników do odpowiedzi na to pytanie. To argument z autorytetu. Komentarz redakcyjny przywołuje tylko dwa nazwiska z Polski, które przeciwstawia „demonicznemu” Jarosławowi Kaczyńskiemu, liderowi partii rządzącej. Te dwa nazwiska to były prezes Trybunału Konstytucyjnego, prof. Rzepliński oraz Lech Wałęsa. Obaj przedstawieni są jako wzorcowi demokraci, dziedziczący tradycje polskiego ruchu antykomunistycznego lat 1980. A więc mamy jasny obraz: z jednej strony autorytarna władza, z drugiej – bohaterowie walk o demokrację. Dwa dni później opublikowany komentarz pani Sylvie Kauffmann stawia kropkę nad „i”. Zrównuje stan wojenny, wprowadzony przez generała Jaruzelskiego w grudniu 1981 roku w celu złamania „Solidarności”, z obecnym konfliktem politycznym w Polsce. I rozdaje role w tym porównaniu bez najmniejszych wątpliwości. Posługuje się przy tym autorytetem jednego z ważnych bohaterów „Solidarności”, profesora Karola Modzelewskiego, obecnie zdecydowanego zwolennika radykalnej opozycji przeciwko partii rządzącej. Ten, pochwalając wielkie zmiany, jakie dokonały się w Polsce po 1989 roku, nawiązuje do obecnego, bardzo krytykowanego przez siebie stanu słowami: „Jedyna rzecz, która się nie zmieniła [w stosunku do czasów stanu wojennego], to opozycja. To są ciągle ci sami ludzie”. A więc po jednej stronie sporu politycznego w dzisiejszej Polsce są ci, którzy byli z generałem Jaruzelskim w roku 1981 przeciwko narodowi, a po drugiej ci, którzy bohatersko walczyli o wolność? Otóż nie! To jest wyjątkowo nieprzyjemne rozminięcie się z prawdą. Każdy kto zna choć odrobinę historię Polski ostatnich 40 lat, wie, co dla opozycji demokratycznej, dla „Solidarności”, znaczą takie postaci jak Antoni Macierewicz i Piotr Naimski (jedyni dwaj żyjący do dziś założyciele pierwszej organizacji opozycji demokratycznej: KOR), Andrzej Gwiazda i Krzysztof Wyszkowski (założyciele wolnych związków zawodowych przed 1980 roku, do których przyłączył się później m.in. Lech Wałęsa), Kornel Morawiecki (założyciel Solidarności Walczącej), Zofia Romaszewska, Bronisław Wildstein, Czesław Bielecki, Jan Olszewski… Można by wymieniać jeszcze długo – a to wszystko są ludzie popierający obecną władzę w Polsce lub ją współtworzący. Nie są oni w niczym mniej zasłużeni dla demokracji, dla Solidarności, dla walki z komunistycznym zniewoleniem od takich ludzi, jak Lech Wałęsa, Adam Michnik, Bogdan Borusewicz, Władysław Frasyniuk czy Józef Pinior, popierający dzisiejszą radykalną opozycję. Podziały w dzisiejszym sporze politycznym w Polsce nie są tak manichejskie, jak by to z komentarza pani Sylvie Kauffmann wynikało. To nie jest starcie historycznego obozu dobra z obozem zła. To jest w rzeczywistości podział w obozie dawnych bohaterów Solidarności. Najbardziej wstrząsającym aspektem tekstu pani Kauffmann jest jednak stwierdzenie, że ze wszystkich byłych krajów komunistycznych, to Polska najbardziej spektakularnie zakwestionowała formułę demokracji i wolnego rynku. To stwierdzenie, które nie tylko zrównuje sytuację w obecnej Polsce z Rosją Władimira Putina, ale sugeruje wręcz, że to nad Polską cień stalinizmu dziś ciąży bardziej niż gdziekolwiek indziej. Zastanówmy się. Rosją rządzi elita dawnej totalitarnej policji politycznej, KGB – na czele z jej eks-podpułkownikiem Władimirem Putinem. W ciągu rządów Putina nie tylko zamknięto wszystkie wolne media elektroniczne (przynajmniej telewizje), ale zamordowano także kilkuset dziennikarzy, dziesiątki ludzi dochodzących prawdy o zbrodniach stalinowskich trafiło do więzień, dziesiątki działaczy opozycji – z Anną Politkowską, Borysem Niemcowem, Aleksandrem Litwinienką na czele – zostało zamordowanych. W Polsce tymczasem największe, prywatne stacje telewizyjne, mające większość rynku mediów, najostrzej krytykują obecne władze. Bracia Kaczyńscy nie wywodzą się z KGB, tylko z demokratycznej opozycji: brat obecnego lider partii rządzącej, prezydent Lech Kaczyński był zastępcą Wałęsy w Solidarności, a sam Jarosław Kaczyński był od 1976 roku współpracownikiem pierwszej organizacji demokratycznej opozycji w Polsce, KOR. W ostatnich kilkunastu latach, owszem, była jedna ofiara mordu politycznego w Polsce – ale nie był to nikt z dzisiejszej opozycji. Wręcz przeciwnie, był to pracownik biura partii Kaczyńskiego, zastrzelony w 2010 roku przez fanatyka, który pod wpływem propagandy mediów wspierających ówczesną władzę (a dzisiejszą radykalną opozycję) postanowił „rozwiązać problem” znienawidzonego Kaczyńskiego. Przy obecnym politycznym podziale w Polsce warto też wspomnieć, że niewątpliwie całe środowisko dawnej totalitarnej policji politycznej, czyli SB (polskiego odpowiednika KGB czy niemieckiej Stasi), jest przeciwko partii Kaczyńskiego, a nie za nią. Powód jest prosty: obecny rząd chce odebrać przywileje emerytalne, jakie funkcjonariusze komunistycznego aparatu przemocy otrzymali przed 1989 rokiem. I ta grupa, około 30 tysięcy byłych funkcjonariuszy dawnego aparatu represji, tego samego, który wprowadzał stan wojenny w Polsce i tłumił wolność, jest dziś najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem obecnego rządu w Polsce i dość kłopotliwym (ale cennym przez swe organizacyjne zdolności i mobilizacyjne możliwości) sojusznikiem radykalnej opozycji, którą w tak uproszczony sposób widzi pani Kauffmann. Szkoda, że o tym nie wspomniała. Dla setek, a właściwie setek tysięcy (wliczając w to około 200 tysięcy zamordowanych bezwzględnie Czeczenów) ofiar systemu Putina jest czymś nieprzyzwoitym zrównywanie z ich sytuacją, z ich śmiercią po prostu, położenia obecnej opozycji w Polsce, w komfortowych warunkach okupującej Sejm, wspieranej przez najsilniejsze w Polsce telewizje i „New York Timesa”. Ale to porównanie, do jakiego posuwają się autorzy omawianych tutaj komentarzy, może mieć jednak także konsekwencje inne niż zafałszowanie rzeczywistości. Najważniejszą z nich może być przekonywanie liberalnej opinii amerykańskiej – tej, dla której głos „New York Timesa” jest wyrocznią – do appeasementu wobec reżimu Putina. Skoro Polacy (i Węgrzy, a może również inne narody Europy Wschodniej) są takim zawodem, skoro nie sprostali standardom „New York Timesa”, to może zostawmy ich Putinowi… Ten przynajmniej ma siłę, więc po co się z nim spierać o coś, co nie jest tego warte? Już raz kampania propagandowa przekonywała o tym czytelników w USA, w czasach Jałty, w 1945 roku, kiedy długi cień Stalina rzeczywiście rozciągał się na całą Europę Wschodnią – za przyzwoleniem Ameryki Roosevelta. „New York Times” podkreśla znaczenie niezależnych mediów dzisiejszych czasach. W każdych czasach mają one bezcenną rolę do odegrania. Pani Kauffmann kończy swój komentarz o Polsce wezwaniem do przeciwstawienia się „atakowi na nasze wartości”, z jakim – jej zdaniem – mamy do czynienia w najbardziej brutalny sposób w Polsce. Mam wrażenie, że najważniejszą z „naszych wartości”, w każdym razie takich, o jakie należy się zawsze upominać – jest niezależność mediów oparta na ich rzetelności. Podstawą rzetelności, powtórzę, jest zasada konfrontowania źródeł, zbierania świadectw od różnych stron politycznego sporu. We wspomnianych komentarzach tego bardzo widocznie zabrakło. Autorzy „New York Timesa” stwierdzili autorytatywnie, że Jarosław Kaczyński nie spotyka się z zagranicznymi mediami. Nie mają racji, jak świadczy o tym choćby ostatni obszerny jego wywiad dla Reutersa, czy także niedawny wywiad dla „Die Welt”. Czy nie można było tego absolutnie jednostronnego obrazu Polski, jaki wyłania się z opublikowanych w „NYT” komentarzach skonfrontować z kimś ze wspomnianych tutaj byłych opozycjonistów, którzy obecną władzę w Polsce popierają, z kimś z doskonale znających języki i szeroki świat przedstawicieli tej władzy, jak prezydent Duda czy premier do spraw gospodarki Mateusz Morawiecki, czy wicepremier do spraw kultury, profesor Piotr Gliński, albo choćby ambasador Polski w USA, profesor Piotr Wilczek? Może obraz polskiej rzeczywistości byłby wtedy nieco bardziej skomplikowany? Ale za to bliższy prawdy. Tekst ukazał się na portalu wpoityce.pl (TUTAJ)
5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (3 głosy)

Komentarze

Który w łgarstwie przeszedł samego diabła

Czy "dziennikarka" od ruskich zależne?

Ma srebrniki, że na Polskę napadła

Vote up!
1
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1529864

goebbels ponoć byłod braci z pejsami

a ta kaufmann napewno.tak więc i artykólik z podtekstami i nierzetelny  pochodzi z tamtej strony.

a pro=po jakie wolne media?wolne od czego?kogo?

Vote up!
2
Vote down!
0

marekpolo

#1529893