DEZINFORMACJA – STUDIUM BEZSILNOŚCI (1) -komentarze-2

Obrazek użytkownika Jacek Mruk
Kraj
DEZINFORMACJA – STUDIUM BEZSILNOŚCI (1) -komentarze ]]>https://bezdekretu.blogspot.com/2018/12/dezinformacja-studium-bezsilnosc...]]> Już przed kilkoma miesiącami cytował Pan na moim blogu dokumenty unijne. Rzeczywiście, ten temat nie ma wiele wspólnego z dezinformacją i nie wnosi nic nowego do rozmowy. Udzielę więc Panu odpowiedzi identycznej, bo tego rodzaju zagrożenia należy rozpatrywać wyłącznie z pozycji naszych, wewnętrznych spraw. Rzecz dotyczy uwzględnienia właściwej hierarchii oraz właściwej metody walki. Hierarchii, ponieważ nasza obecność w UE jest zaledwie konsekwencją zniewolenia sowieckiego, metod walki zaś, bo upatrywanie „diabła” w Brukseli, przy jednoczesnej akceptacji „szatana” w III RP, przypomina optykę ślepca. To nie Bruksela jest zagrożeniem, ale ci politycy III RP, którzy nie znają i nie uznają innej drogi rozwoju Polski, poza zatopieniem nas w unijnym bagnie. Zagrożeniem jest ich „georealizm”, sprowadzony do bezmyślnego ulegania dyktatowi Niemiec i uprawiania polityki z pozycji petenta. Napisałem kiedyś - „Nie można wygrać wojny z wrogiem zewnętrznym, jeśli we własnym kraju zezwala się na bezkarność targowiczan,aprobuje donosicielstwo i zdradę, hołubi wrogie ośrodki propagandy. Nie można obronić Polaków przed kombinacją obcych służb i szajką fałszerzy, jeśli rządzą nami wyznawcy zgubnej „strategii dialogu i kompromisu”, zaś politykę III RP kształtują mitolodzy „georealizmu”. Każdy rząd III RP – w większym lub mniejszym stopniu, powielał błędy przeszłości i realizował tzw. proces integracji w ramach UE. W praktyce, proces ten został sprowadzony do narzucenia nam dyktatu ekonomiczno-politycznego, ze szczególnym uwzględnieniem interesów niemieckich i ta diagnoza wydaje się podstawowa dla oceny zjawiska. Jakaś pseudo-ideologia i różne lewackie szaleństwa – na które zwraca Pan uwagę - służą jedynie usprawiedliwieniu żądzy posiadania i podboju i pełnią taką samą rolę, jak „doktryna marksistowska” w rękach komunistycznej bandy. Są narzędziem do realizacji celu. Warto pamiętać, że proces „integracji europejskiej” przeprowadzono w III RP według wzorców ładu jałtańskiego - nie przecinając wpływów sowieckich, lecz zabierając Polakom te dobra, które pozostały jeszcze po półwieczu okupacji. Osłabiona, zdezintegrowana i zdegenerowana Polska – ma stanowić tym łatwiejszy łup. Jest również oczywiste, że nasza obecność w strukturach UE nie daje żadnych gwarancji bezpieczeństwa i nie ma wpływu na status III RP. Ten bowiem, nie jest zależny od papierowych umów i werbalnych deklaracji, które eurołajdacy złamią natychmiast, lecz od stopnia samowystarczalności i siły militarnej państwa. Wierzyć, że z państwami Unii Europejskiej, w której Niemcy odgrywają rolę decydenta, a Rosja jest postrzegana jako partner, można budować realne warunki bezpieczeństwa - może tylko zdrajca, idiota lub mitoman. Takich też mieliśmy rządców w III RP i tylko w takich kategoriach można oceniać postulat „integracji europejskiej”. Tu potrzebny jest prawdziwy realizm. OdpowiedzOdpowiedzi Aleksander Ścios6 stycznia 2019 16:47 Pisałem o nim w „Nudis verbis – Przeciwko mitom”. To realizm wykuty z doświadczeń historii, który nakazuje budować państwowość w oparciu o własną, polską drogę. Bez oglądania na Wschód i Zachód, bez liczenia na zachodnioeuropejskie gwarancje lub współpracę z Rosją. Polska nie ma najmniejszego interesu w popieraniu prorosyjskiej i proniemieckiej polityki przywódców Unii Europejskiej. Od czasu ustanowienia ładu jałtańskiego, polityka ta tworzy największą barierę dla naszych dążeń niepodległościowych i wszędzie tam, gdzie uwzględnia priorytety Berlina i Moskwy – ignoruje lub podważa nasze. Istota tej polityki nie polega bowiem na zapewnieniu bezpieczeństwa i równego rozwoju państwom Europy Wschodniej, lecz na zabezpieczeniu potrzeb ekonomicznych najbogatszych graczy Unii (ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec) oraz zagwarantowaniu Rosji „miejsca wśród narodów świata”. W oczach Zachodu, koegzystencja z Rosją jest możliwa, jeśli państwo to otrzyma „należną” strefę wpływów i zaspokoi swoje mocarstwowe ambicje. Każda forma akceptacji tej polityki, wyrażana przez czynniki polskie, jest zatem aktem politycznej głupoty, ocierającym się o zdradę i tak powinna być traktowana przez ludzi świadomych obecnych zagrożeń. Polska nie potrzebuje – ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości. Jeśli syta i próżna Europa potrzebuje Rosji – niech brata się z nią na własny rachunek. Nigdy zaś kosztem Polski i naszej niepodległości. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo. Taki realizm nigdy nie pojawił się w przestrzeni politycznej III RP i jest poglądem nieznanym naszym rodakom. Bo też żaden z „mężów stanu” III RP nie ośmieli się uznać, że Moskwa i Berlin zawsze będą wrogami polskości. Historycznym dążeniem tych państw jest ustanowienie na Wiśle granicy rosyjsko-niemieckiej i wymazanie Polski z mapy świata. Różnica między obecną sytuacją a rokiem 1939 polega jedynie na odwróceniu ról i modyfikacji akcentów: dziś konflikt zbrojny ma wywołać Rosja, Niemcom zaś przewidziano zadanie politycznego i ekonomicznego wspornika. Udawać, że tego nie widzimy – byłoby szaleństwem. Prawdziwy georealizm nie polega zatem na myśleniu dostosowawczym i akceptacji ambicji rosyjskich i niemieckich, lecz na ich zanegowaniu i odrzuceniu. Dopiera taka refleksja może być punktem wyjścia dla poszukiwania skutecznej terapii. Aleksander Ścios6 stycznia 2019 16:48 W związku z tematyką mojego tekstu, pozwolę sobie na jeszcze jedną refleksję. Jesteśmy dziś świadkami wielowątkowej i sprawnie prowadzonej operacji dezinformacyjnej. Ta ciekawa (dla analityka) operacja odbywa się przy udziale ludzi „dobrej zmiany” i środowisk unijnych i polega na zdeprecjonowaniu poglądów sprzecznych z dogmatyką „georealistów”. Próbuje się nam udowodnić, że wszelkie postulaty antyunijne (związane z tzw.Polexitem) są dziełem ludzi ulegających rosyjskiej propagandzie i noszą znamię roboty na rzecz Rosji. Bardzo łatwo powiązano te postulaty ze środowiskiem tzw. narodowców, a stąd był tylko krok do narzucenia nam przeświadczenia, iż każdy, kto krytykuje UE lub mówi o opuszczeniu niemieckiego tworu, należy do zwolenników Putina. Na kanwie tej operacji, pojawiły się użyteczne dogmaty-wytrychy: jeśli nie Bruksela- to Moskwa. jeśli nie integracja z UE – to rozpad i wydanie na łup Putina. To powiązanie krytyki antyunijnej z „opcją rosyjską” przyszło tym łatwiej, że przywódcy owych środowisk narodowców wykazują bezmierną ignorancję historyczną i polityczną i głoszą prymat zagrożenia unijnego nad rosyjskim. Wykorzystano zatem tą słabość, by wykazać, że zwolennikami Polexitu mogą być tylko ludzie sterowani przez Moskwę. Ja również spotkałem się z idiotami, którzy moje oceny realiów III RP sytuowali w sferze agenturalnej. Dodatkowym atutem operacji jest niska wiedza polityczna naszych rodaków. Większość z nich nie dostrzega, że dzisiejsze wektory - Wschód-Zachód, rozumiane jako kierunki polityczne Moskwa-Berlin, są głęboko fałszywe. Niemcy i Francja są bowiem najwierniejszym sojusznikiem Putina i upatrywanie wyboru „opcji zachodniej” w sojuszu z tym państwami, to nonsens. Trzeba sobie uświadomić, że pozostawanie III RP w strukturach unijnych oraz poddanie dyktatowi Berlina – jest wyborem „opcji moskiewskiej” i w żaden sposób nie służy zachowaniu cywilizacji Zachodu. Jeśli cele tej kampanii dezinformacyjnej zostaną zrealizowane (a wiele na to wskazuje), realizm, o którym wspomniałem powyżej, stanie się synonimem poglądów antypolskich, a każdy, kto chciałby wyrwać nas z łap „georealistów”, zostanie okrzyknięty „agentem Rosji”.
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (4 głosy)