Moja rodzinna klęska 1920.

Obrazek użytkownika Fedorowicz Ewaryst
Blog

Mój Dziadek, Ewaryst Fedorowicz (po nim mam imię) urodził się w Kamieńcu Podolskim 26 października 1896 r.
Tu chodził do rosyjskiej szkoły (innych nie było) i na tajne polskie komplety.

Został zabrany z Kamieńca, tuż po zrobieniu matury w szkole handlowej do carskiego wojska na 1 wojnę światową, potem Legiony Dowbora-Muśnickiego i ”jaworczycy” -  słynny oddział kawalerii rotmistrza a później majora Feliksa Jaworskiego (też Podolaka).

Jaworskiego Dziadek znał jeszcze z Kamieńca, a później spotkali się w carskiej armii. Kiedy Jaworski zaczął w ogniu ogarniającej zachodnie gubernie imperium bolszewickiej anarchii organizować oddział polskiej jazdy ochotniczej, wielu chłopaków z kresów (z tych prawdziwych – nie tych z okrojonej po Traktacie Ryskim II RP) bez wahania wstąpiło na służbę do znakomitego zagończyka.
I to pod dowództwem Jaworskiego Dziadek walczył w wojnie z bolszewikami – aż do tej wojny zakończenia.

Znaczna część tej walki, to była walka na tyłach bolszewików, którzy za głowę każdego z „jaworczyków” wyznaczyli cenę w złotych rublach, co dla miejscowej, często niepolskiej  ludności stanowiło nie lada pokusę.

Wojnę Dziadek zakończył z odznaczeniami, ale chyba takim szczególnym dowodem uznania było wymienienie „jaworczyków” w pamiętnikach przez Tuchaczewskiego, gdzie ich określił jako „bandę Jaworskiego”.

No cóż, jako dzieciak słuchałem rozmów dorosłych, w których spokojnie i rzeczowo rozprawiano o walce, w której nie było litości, brania jeńców ani tym bardziej oddawania się w niewolę – bo po odbiciu wioski, z której bolszewicka konnica „jaworczyków” wprzódy wyparła, znaleźli ciała zatorturowanych na śmierć kolegów.

Dziadek po wyjściu z rodzinnego domu na wojnę był w dawnym  Kamieńcu raz: w 1919 r. podczas marszu na Kijów i zapamiętałem jego opowiadanie, jak ze swoim Ojcem, a moim Pradziadkiem Antonim podnosili szklany baniak z ocalonym z obłędu wprowadzonej przez carat na terenie imperium prohibicji spirytusem, który im się wyślizgnął z rąk i rozbił. I Dziadek się ze swoim Ojcem już nigdy wódki nie napił.
I pamiętam, jak „jaworczycy” mieli się wzorem Żeligowskiego „zbuntować” i iść na Podole, ale wielu z nich zostało nagle porozwożonych po różnych jednostkach i „buntu” nie było.
 
Dla Dziadka wojna polsko-bolszewicka zakończyła się nie przegraną, a klęską:
 
Kamieniec został endecką (i peeselowska i peeselowską) zdradą Traktatu Ryskiego oddany bolszewikom, rodzina poszła na zsyłkę nad Morze Białe, budować łagier Siewdwinłag k. Mołotowska (dziś Siewierodwinsk) i do piachu.
Ocalałe dzieci – kilkuletni brat Dziadka Bronisław, został kompletnie zruszczony (Dziadek go spotkał podczas jedynego wyjazdu do sowieckiego już Kamieńca w 1957) , siostrzeniec  Romek zginął w II wojnie jako sowiecki spadochroniarz i nie wiadomo gdzie leży. Pradziadkowie leżą gdzieś na zamienionym na park cmentarzu.

Kmicic wojny polsko-bolszewickiej, major Jaworski zapił się z rozpaczy na śmierć, choć według innej wersji postradał zmysły, Dziadek został kolejarzem na granicznej z sowietami stacji w Zdołbunowie, gdzie krótko mówiąc służył w wywiadzie.
-----------------------------------
Urodzony w Zdołbunowie mój Ojciec, Antoni, pierwszy po komunie prezydent podwarszawskiego Otwocka zorganizował kilkanaście konwojów do Kamieńca z pomocą charytatywną, a ja, urodzony już w Piotrkowie Trybunalskim  – ufundowałem w kamienieckiej katedrze dwie tablice biskupom kamienieckim:
ostatniemu przed rewolucją bolszewicką,  wielkiemu Polakowi Piotrowi Mańkowskiemu, u którego  mój Dziadek był ministrantem i pierwszemu po odzyskaniu przez katolików katedry "za Gorbaczowa" - Janowi Olszańskiemu.

Ech….
 

]]>Ewaryst Fedorowicz - Moja rodzinna klęska 1920.]]>

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.6 (6 głosów)