Król Amanullach – czyli o zaletach ciszy wyborczej.

Obrazek użytkownika Fedorowicz Ewaryst
Blog

Cisza wyborcza jest kontestowana przez różnych uzależnionych od posłanki Muchy czy europosła Czarneckiego, a ja tę ciszę lubię, bo ileż można na te wszystkie facjaty patrzeć i seplenienia/bełkotu/łgania w żywe oczy, czy po prostu „pieprzenia bez sensu” (to nie ja – to Mleczko) słuchać?

Owszem, Konkurs Chopinowski skończył się o parę dni za wcześnie i odtajnione wyniki głosowania jurorów przeczytałem tyleż z zainteresowaniem, co bardzo szybko, bo ileż można siedzieć nad prostymi tabelkami?

Ale zawsze można w czasie tej wyborczej ciszy zaległości lekturowe nadrobić, co i ja zrobiłem, czytając pasjonującą książkę autorstwa orientalistki z UJotu, dr hab. Kingi Paraskiewicz, „Amanullach Chan – historyczna wizyta króla Afganistanu w Europie 1927-1928”.

Ponieważ znam trzymaną przez pół wieku na komunistycznym indeksie kultową książkę Ferdynanda Goetla „Przez płonący wschód”, w której opisał on swoje wrażenia m. in. z Afganistanu raptem 8 lat przed wizytą króla Amanullacha w Europie, w tym i w Polsce, do lektury opracowania p. Paraskiewicz zasiadłem z tym większym zainteresowaniem i nie zawiodłem się:

zarys dziejów Afganistanu w okresie rewolucji bolszewickiej i tuż po niej, na tle (odpartej) agresji brytyjskiej i sowieckich nacisków ładnie mi się z Goetlem w zgrabną całość skomponował, do tego stopnia, że obie książki stoją teraz na półce obok siebie.

Z oczywistych względów najbardziej zaciekawił mnie główny rozdział poświęcony wizycie w Polsce, a szczególnie dziwna postawa ówczesnych mediów.

Media (wtedy, rzecz jasna głównie prasa,) relacjonowały nie tylko samą wizytę, ale i przygotowania do niej.

Zainteresowanie tą wizytą ze strony przedwojennych mediów dotyczyło wszystkiego:

jak król i królowa byli ubrani, jakie wręczano im/jakie wręczali lub składali kwiaty, kto i w jakiej kolejności zasiadał przy stole, jakie orkiestry przygrywały podczas powitań, a jakie – do kotleta (niewieprzowego, rzecz jasna).

Ba! Nawet to było dla mediów ciekawe, że pewna fryzjerka i manikiurzystka dostała angaż na dworze w Kabulu.

Ach, jakże się czasy zmieniły: wtedy rządowa Polska Agencja Telegraficzna próbowała zmonopolizować prawo do obsługi medialnej wizyty Amanullacha, uniemożliwiając fotoreporterom i dziennikarzom robienie zdjęć z wizyty!

A media komercyjne uprawiały mieszankę dziennikarstwa śledczego i paparazzi’owania, aby dowiedzieć się gdzie, co i za ile para królewska kupiła, zjadła, o plotkach, ploteczkach czy wręcz konfabulacjach nie zapominając, z wygłupami autorstwa Słonimskiego i Schillera (tego Słonimskiego i tego Schillera) włącznie.

Dziś, zakończonej ledwie kilka dni temu wizyty belgijskiej pary królewskiej, podejmowanej przez prezydenta Andrzeja Dudę z małżonką solidarnie nie zauważyły główne media, tak komercyjne, jak i, za przeproszeniem publiczne, toteż nikt nikomu niczego zakazywać nie musiał.

No wzorcowo wręcz tajna to była wizyta.

Ale ponieważ jestem człowiekiem pogodnym i z optymizmem w przyszłość patrzącym, jestem pewien, że fakt tego zbiorowego zignorowania wizyty króla Belgów, zostanie kiedyś opisany przez jakiegoś naukowca, który zajmie się fenomenem kelnerskiej roli mediów 3RP w stosunku do ośrodków politycznych.

Tak na marginesie:
zwróciłem uwagę na pozorny, a wiele mówiący drobiazg – nazwiska ówczesnych notabli (od szczebla lokalnego po centralny, tak cywilów jak i wojskowych) jakże inne od typowych dla dzisiejszej, proszę wybaczyć właściwą mi precyzję opisu – hołoty.

A obie książki – Goetla i Paraskiewicz, wszystkim szukającym odtrutki na teraźniejszość – najszczerzej polecam.

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.9 (5 głosów)