Walentynkowa wizyta wierzycieli o 300 miliardów $ w asyście komornika

Obrazek użytkownika Apoloniusz
Kraj

Miała być zapowiadana konferencja (jak nigdy) w sprawie wojny lub pokoju, a skończyło się na wytarganiu (jak zwykle) za uszy sojusznika. I posypały się gromy na głowy nie aroganckich gości, lecz nader kulturalnych gospodarzy.

Czy słusznie? Otóż to, czy słusznie z każdego kurnika w kraju sypią się gromy na rządzących? Na pewno wygodnie, wszak są na miejscu, a pan premier M.M. to nawet zrezygnował z wyjazdu na "wyszegradzkie" spotkanie w samej w stolicy wierzyciela, być może z obawy, aby nie zostać zakładnikiem owych 300 miliardów.

Można by tę wielkobiznesową wizytę - reket to także biznes - obśmiać, no bo co: przyjechali, nawet nie chcieli pieniędzy tylko uchwalenia "odszczekania" umowy z lat 60-tych z ówczesnym rządem USA, iż Polska jest skwitowana w sprawie jakichkolwiek roszczeń w przyszłości (czyli na ten przykład teraz). Pełna kultura. Obyło się bez rękoczynów, a nawet bez grożenia choćby sankcjami. Owa sielanka ze strony "komornika" miała swe podstawy w przekonaniu, iż odkręcenie niewygodnej umowy pójdzie w miarę łatwo jak wskazują doświadczenia z odkręceniem "obrazoburczych" zapisów w ustawie o IPN-ie. Więc póki co Walentynki odbyły się przy bez awantur nie licząc zwyczajowego już w tych kręgach opluwania nas - gospodarzy. Warto w tym miejscu dopowiedzieć, gdyż być może nie wszyscy czytający doczytali się, iż w w tym czasie w Teheranie doszło do kilku zamachów bombowych, w których zginęli ludzie.

U  nas delegacja "mówię ci po dobroci", a w Iranie bomby.

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)