Komorowski, jego słynne gafy, a na pożegnanie złośliwość.

Obrazek użytkownika anty bolszewik
Kraj

 

 

          Znane wszystkim są niepoważne zachowania ustępującego Prezydenta- a to z wypiciem toastu z kieliszka zaproszonej królowej Szwecji, wychodzeniem z NATO w uzgodnieniu z premierem, przyjęciem przez gospodarza pod parasolem i na siedząco, gości: Merkel, Sarkozego moknących w strugach deszczu, czy błędy ortograficzne w kondolencjach złożonych w ambasadzie Japonii.

Kolejny jego wyczyn z budżetem kancelarii, pod koniec kadencji, tylko można porównać do perypetii stwarzanych przez rząd Tuska z pamiętnym przydziałem samolotu dla Prezydenta Kaczyńskiego ]]>http://www4.rp.pl/Polityka/308049783-Pustki-w-budzecie-kancelarii.html]]>. Dużo można by mówić o gafach tego pana, a w tej dziedzinie konkurencjne mogą być popełniane przez urzędującą premierę Kopacz.

Trafnie zachowania byłego prezydenta określił w ostatnim felietonie "Pożegnanie naburmuszonego Prezydenta" Łukasz Warzecha. Ze względu na  celność ocen, cytuję końcowe treści jego autorstwa:

 " Łukasz Warzecha ... Można się spierać, czy ]]>Bronisław Komorowski]]> tę granicę przekroczył, ale nie w tym leży problem. Kłopot z jego prezydenturą polega na tym, że nie było w niej nic znaczącego, żadnej czytelnej strategii, za to całe mnóstwo gestów niepoważnych i szkodliwych, również w sferze symbolicznej. Były wygłupy z czekoladowym orłem i różowymi okularami, ale było też rozpętanie awantury o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Zaczął ją bowiem właśnie Komorowski, odpowiadając na pytanie Pawła Wrońskiego z "Gazety Wyborczej". Dziś zresztą pojawiają się uzasadnione pytania, czy przypadkiem cała ta sprawa nie była w jakimś stopniu prowokacją, skoro jedna z najzagorzalszych obrończyń krzyża robiła sobie sympatyczne fotki z późniejszą suflerką Komorowskiego, panią Jowitą. 

Dla polityki zagranicznej Komorowskiego reprezentatywne było wspomniane już "bigosowanie". Podczas tamtej podróży do USA nowy wówczas prezydent niczego nie załatwił, do niczego gospodarzy nie przekonał, ba – nawet nie przedstawił żadnego czytelnego i mocnego przekazu, za to sprawił, że w waszyngtońskich kuluarach spoglądano na niego z nieukrywanym zdziwieniem i zaskoczeniem. I tak było przez cały czas. Rola Komorowskiego w kształtowaniu polskiej polityki zagranicznej była w zasadzie zerowa, a jeśli już, to polegała na przekonywaniu, że ci, którzy zagrożenie dostrzegają w Rosji, to nieodpowiedzialne oszołomy prące do wojny. 

W kraju Komorowski po prostu był, zajmując się głównie wmawianiem Polakom, że żyją w złotym wieku, a jak się komuś nie podoba, to znaczy, że należy do patologicznych malkontentów. Nawet prorodzinne pomysły, przedstawione przez ustępującego prezydenta (m.in. Karta Dużej Rodziny) nie były jego autorstwa, ale zostały mu przyniesione jako gotowiec przez środowiska ruchu rodzin wielodzietnych. Jego aktywność ustawodawcza była także marna. Lech Kaczyński przez niespełna pięć lat urzędowania złożył prawie 50 projektów prezydenckich w Sejmie, Komorowski – dwa razy mniej. W tym jeden szczególnie szkodliwy, ograniczający wolność zgromadzeń. 

Przy tym wszystkim mógłby się Bronisław Komorowski zapisać przynajmniej jako prezydent elegancko zachowujący się wobec politycznych rywali i pokazujący klasę po przegranej walce. Takie końcowe wrażenie bywa bardzo ważne. Ale i tutaj mamy porażkę na całej linii. Już wystąpienie przegranego kandydata w wieczór wyborczy pozostawiało niesmak. Teraz zaś małość Bronisława Komorowskiego przejawia się w tym, jak na chybcika wydany został budżet Kancelarii Prezydenta, tak aby następca nie miał funduszy już niemal na nic do końca roku. 

Przypomina to małpią złośliwość ekipy Clintona, która opuszczając Biały Dom w 2001 roku powydłubywała ze wszystkich komputerowych klawiatur literę "W", stanowiącą przydomek nowego prezydenta, George’a W. Busha, zwanego "Dubya" właśnie od inicjału imienia Walker. Z tym że o ile zakup nowych klawiatur stanowił dla administracji Busha juniora drobny wydatek, to przetrzebienie prezydenckiego budżetu przez Komorowskiego poważnie utrudni następcy wykonywanie swoich obowiązków. 

Jak powiedział klasyk (też zresztą wyjątkowo na własnym punkcie wrażliwy): "Prezydent może być niski, ale nie może być mały". 

W tej sytuacji, żegnając prezydenta Komorowskiego, pozostaje jedynie westchnąć z ulgą- koniec cytatu. Łukasz Warzecha"

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)

Komentarze

Biorąc pod uwagę to, co opisuje red. Wojciech Sumliński w "niebezpiecznych związkach BK" - ten ostatni wcale nie jawi się jako "mały", a przeciwnie - jako olbrzymi szkodnik i wróg Polski.

Podobno Naród ma taką Władzę, na jaką zasłużył.

Czy my rzeczywiście na taką "personę" zasłużyliśmy?

Vote up!
2
Vote down!
0

_________________________________________________________

Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie

katarzyna.tarnawska

#1489567

ma Pani rację, ten olbrzymi szkodnik zawsze podpisywał wszystkie ustawy przegłosowane przez zgraję drobniejszych szkodników. Nie przypominam sobie niczego, co można by zaliczyć temu draniowi na plus. Obserwując jego działalność nie można nie zauważyć, że robił to z premedytacją, usta miał pełne patriotycznych frazesów a czyny mówiły zupełnie co innego, niszczył Polskę.

Pozdrawiam,

Roman

Vote up!
1
Vote down!
0

Bądź zawsze lojalny wobec Ojczyzny , wobec rządu tylko wtedy , gdy na to zasługuje . Mark Twain

#1489682