Pstrąg w sosie maślanym jest niekoszerny

Obrazek użytkownika xiazeluka
Blog

Belgijska telewizja publiczna VRT zrezygnowała z emisji odcinka programu kulinarnego "Plat Prefere" (Ulubione Danie), w którym miał być zaprezentowany ulubiony posiłek Adolfa Hitlera.

Gospodarz programu Jeroen Meus gotuje ulubione posiłki różnych słynnych osób, na przykład wcześniej „gościł” Salvadora Dali i Freddiego Merkurego.

Dlaczego pieniądze wydane na nagranie programu poszły w błoto? Oczywiście, oczywiście, to żadna niespodzianka:

Zapowiedź programu wywołała oburzenie wśród społeczności żydowskiej w Antwerpii oraz organizacji zrzeszających osoby, które przeżyły obozy koncentracyjne w czasie II wojny światowej. Michael Freilich, redaktor naczelny ukazującego się w Belgii tygodnika „Joods Actuel”, wyraził obawy o przedstawianie Hitlera jako banalnej postaci i wysyłanie błędnego sygnału do młodej widowni. Samego Meusa okreslił mianem "naiwnego" i źle poinformowanego o holokauście i jego skutkach.

Stanowisko histeryków żydowskich to nic nowego, niemniej przy każdej tego typu okazji ogarnia mnie dezorientacja: z jednej strony starsi ziomale w wierze starają się nie dopuszczać do przestrzeni publicznej słowa „Hitler”, z drugiej – nieustannie domagają się celebrowania pamięci o samozwańczo wytypowanym centralnym punkcie dziejów świata. A jak tu wspominać o holokauście bez podania nazwiska autora? Z zacytowanej powyżej złożonej pretensji p. Freilicha wynika jednakże, że mówić o towarzyszu Hitlerze wolno, lecz jedynie w jednoznacznie mrocznych tonach. Ot, był to potwór, co to żadnych „banalnych” czynności nie wykonywał: nie jadł, nie pił, nie korzystał z garderoby, toalety czy fryzjera. Kwintesencja zła i już.

Stanowisko takie wydaje się być zbyt jednostronne, zanadto pochopne, wszak śledztwo dotyczące menu Adolfa mogłoby doprowadzić do sformułowania naukowych wniosków, przykładowo „nadmierne spożywanie sałaty wywołuje agresję” albo „brak mięsa wzmacnia asertywność”. Tym bardziej że precedens już był, żydowscy uczeni zdemaskowali toksykologiczne związki w mleku polskich matek…

Hitler Hitlerem, jednak przy okazji dostało się „naiwnemu” i „źle poinformowanemu” p. Meusowi. Pan Meus zabrał się do gotowania lekkomyślnie, z książką kucharską w ręku. Tymczasem, jak go pryncypialnie napomniał cenzor Freilich, zanim się ktoś złapie za patelnię, powinien najpierw zdać egzamin z holokaustu. Z pewnością nie jest to takie łatwe jak gotowanie, jako że z wywiedzeniem związku między pstrągiem w sosie maślanym a holokaustem nie każdy sobie poradzi. W ostateczności pozostają obozy reedukacji… pardon… korepetycje w redakcji „Joods Actuel”, niedorozwiniętego p. Meusa na pewno przyjmą tam z otwartymi ramionami – pracuje w telewizji, więc dobrze zarabia. A za niedoinformowanie się płaci…

Prawdę mówiąc na zajęcia dodatkowe przydałoby się posłać w zasadzie każdego, kto wykazuje się „naiwną” znajomością historii II wojny światowej.  O „niedoinformowaniu” świadczy samo używanie tego zwrotu - „II wojna światowa” – banalizującego problem i mogącym wprowadzić w błąd szczególnie osoby młode. W istocie w latach 1939-1945 doszło do holokaustu, którego „II wojna światowa” była jedynie detaliczną częścią. Kiedy już wbijemy sobie to wszyscy do głowy, możemy iść do kuchni.

 

Brak głosów

Komentarze

Nadwrażliwość Żydów to jedno (choć czasami jak widze "polskie obozy śmierci" i inne takie pierdoły, to zaczynam przychylać się do tego, aby Polacy też byli w pewnych sprawach nadwrażliwi), ale co zrobić, gdyby w tym programie potraktowano tak Stalina czy nawet Al Caponego?

Vote up!
0
Vote down!
0
#6956