Kazik bez zęba na przedzie

Obrazek użytkownika xiazeluka
Blog

Coraz więcej przejętych swoimi planami Wielkiej Przebudowy Świata. Masowy wylęg, istna szarańcza.

Ambicje równe budowniczym Kanału Białomorskiego pojawiają się nie tylko tam, gdzie można się ich spodziewać z definicji, czyli kręgach urzędniczo-telewizyjnopublicznych, lecz nawet atakują osoby zdawałoby się zrównoważone. O sukcesach tow. Bufetowej w tworzeniu w Warszawie korków oraz kasandrycznych wróżbach TVP1 (po zniesieniu obowiązku badań technicznych dla aut sprowadzanych na polskich drogach pojawią się rozbite graty po drobnej naprawie – autentyczny cytat w wczorajszych Wiadomości; szkoda, że Pomysłowy Kretynomir będący autorem tego stwierdzenia nie rozwinął swej myśli i nie wyjaśnił dokładnie, jak „drobną naprawą” można usunąć skutki zderzenia z tirem) może kiedy indziej, dzisiaj zajmę się osobą, której dezynwoltura sprawiła mi osobistą przykrość, jako że człowieka uwielbiam jako piosenkarza. Chodzi o Kazimierza Staszewskiego, czyli Kazika.

Kazik baaardzo się ostatnio zdenerwował (to tłumaczenie z jego nietolerancyjnego wobec eufemizmów języka). Powód irytacjibył następujący: ktoś ukradł wytwórni jego płytę i wrzucił ją do Internetu dwa tygodnie przed oficjalną premierą. Kazik dostał szału – co zrozumiałe – ale, o dziwo, ostrze swego gniewu skierował nie wobec ewidentnego łobuza, lecz wszystkich swoich fanów, którzy skorzystali z okazji i ściągnęli pliki. Prowokującą wypowiedź ozdobił Kazik dużą ilością wielkich kwantyfikatorów, z których „złodzieje” pod adresem ściągających należało do najłagodniejszych. Zdaniem towarzysza artysty „złodziejem” jest ten, kto korzysta z czegoś, co się znajduje w wolnej przestrzeni. Swoje żale uargumentował kulawą analogią, jakoby kradnący ze stacji benzynowej paliwo był takim samym złodziejem jak ten, kto wyciągnął z cyberprzestrzeni empetrójkę nie zauważając, że tylko w tym pierwszym przypadku można mówić o fizycznej stracie.

Wyobraźmy sobie, że spacerując wielkomiejską promenadą znajdujemy leżącą na trotuarze płytę CD z nagraniami zespołu towarzysza artysty Kazika. Płyta jest rozpakowana, niepodpisana, nosi ślady lekkiego użycia. Zdaniem towarzysza artysty nie-złodziej powinien nad płytą wdzięcznie przeskoczyć i kontynuować jak gdyby nigdy nic peregrynację. Zapewne Kazik liczy na to, że jeśli przechodnie będą udawać ślepotę, to płyta sama z siebie zniknie.

No cóż, zgodzimy się chyba, że takie oczekiwanie to nonsens. Jeśli natkniemy się na lezące na chodniku pięć dych w papierku, to schylamy się po nie z czystym sumieniem, bo cóż innego moglibyśmy zrobić? O ile w przypadku używanej płyty można podjąć jakieś chaotyczne, nierozsądne działania, na przykład oddać płytę na policję, wynająć prywatnego detektywa albo zamieścić ogłoszenie w prasie wielkonakładowej, to w przypadku banknotu fatygę możemy sobie spokojnie darować i cieszyć się niespodziewanym zyskiem.

Towarzysz artysta Kazik i wszyscy jego pobudzeni akolicipowinni wreszcie dać sobie sprawę z tego, że jeśli coś przedostanie się do przestrzeni publicznej jaka jest Internet, to już w niej pozostanie. Nie tylko pozostanie, lecz będzie się reprodukować. Nie dlatego, że cyberświat wypełniają rzesze sapiących „złodziei”, lecz dlatego, że znalezionych na chodniku monet nie oddaje się do biura rzeczy znalezionych. Wszyscy artyści to prostytutki (to nie ja, to Kazik), liczy się tylko kasa, sposób jej zdobycia jest nieważny. Ten anachroniczny przesąd prostyt… pardon… artyści powinni jednak poddać weryfikacji i zastanowić się nad nowoczesnymi kanałami dystrybucji swoich bestsellerów, kanałami dopasowanymi do cywilizacji internetowej. Wykorzystać zdobycze technologii, zamiast z nimi walczyć jak neoluddyści metodami z epoki maszyny parowej.

Ściągacze nie są złodziejami. Faszystami są ci, co takiego wyzwiska używają.

Brak głosów

Komentarze

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#32054